³ Poznać ją
Szłam z dużym bukietem białych róż przez las. Zatrzymałam się. Kiedyś był tu mój dom. Tęsknię, choć byłam tu więźniem. Sto czterdzieści pięć lat temu nie było tutaj lasu. Po latach natura zabrała to co jej odebraliśmy. Chociaż minęło tyle lat nadal nie mogę pogodzić się z tym że w przypływie furi spaliłam ten dom.
Zafascynowana widokami innymi niż ściany mojego domu, obserwowałam namioty i stragany. Moimi jedynymi zajęciami na które godził się ojciec to nauka i czytanie. Na szczęście dzisiaj i przez najbliższe trzy dni tak nie będzie. Wiem, że jestem tutaj tylko dlatego żeby znaleść mi męża i żeby ludzie nie gadali, że zniknęłam z powierzchni świata. W końcu ludzie którzy zamkneli się w domach uważa się za wariatów, a ojciec nie mógł pozwolić sobie na nazywanie mnie wariatką.
- Phoebe, widzisz tych nowych osadników? Zachowuj się i bądź miła, bo możesz być żoną któregoś z nich - mówił kiedy szliśmy w ich stronę.
Po tym poleceniu zrozumiałam, że licytacja o to który da więcej nadal trwa, a ojciec jeszcze nie zdecydował. Ci nowi wyglądają na miłych. Przynajmniej oni będą lepsi niż Lockwood, który samym swoim widokiem sprawia, że mam ochotę zwymiotować posiłki które wcześniej zjadłam. Póki jesteśmy daleko mogę przyglądać się im. Po ich strojach widać, że mają dużo pieniędzy, w końcu ojciec nie oddałby mnie komuś, jego zdaniem niegodnego.
Zamknęłam oczy marszcząc nos. To nie jest czas na takie wspomnienia. Ughhh w ogóle nie powinnam myśleć o takich rzeczach. Stanęłam w miejscu, gdzie ponad sto lat temu stały schody prowadzące do domu. Poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach przez wspomnienie z przed stu pięćdziesięciu jeden lat.
Stałam obok schodów pomiędzy moimi starszymi braćmi Damonem i Stefanem. Próbowałam powstrzymywać łzy kiedy patrzyłam jak jacyś obcy mężczyźni wynoszą trumnę, w której jest moja mama. Kilka razy zamrógałam oczami i przełknęłam ślinę. Wdech i wydech. Nie mogę płakać. Tata powiedział, że nie możemy płakać chyba, że chcemy zostać ukarani.
Przez napływ wspomnień łzy wypłynęły z moich oczu. Szybko je starłam. Mimo, że żyję długo, zasady których musiałam trzymać się w moim ludzkim życiu zostały ze mną.
- Witaj be. Ile to lat minęło? - usłyszałam głos mojego brata za moimi plecami.
- Tylko rok - odwróciłam się w jego stronę.
Uśmiechnęłam się do niego, a następnie wtuliłam się w niego. Kiedy byliśmy dziećmi byliśmy swoimi najlepszymi przyjaciółmi, ale to zepsuło się gdy poszedł na wojnę. Wrócił z niej totalnie odmieniony, a Katherine Pierce zrobiła resztę. Pogodziliśmy się dopiero jakieś dwadzieścia lat temu po tym jak prawie się pozabijaliśmy. Tata zawsze lepiej traktował Stefana chyba dlatego że był do niego najbardziej podobny. Ja i Damon oboje przypominaliśmy mamę i nijak Stefana. Te czarne włosy, duże błękitne oczy i blada cera wyróżniały nas z tłumu.
- Zostajesz na długo? Zatrzymałaś się u Zacha? - zapytał odsuwając się ode mnie.
- Miałam dzisiaj wyjechać do Los Angeles i tak byłam u Zacha - odpowiedziałam ruszając w stronę cmentarza.
- Ten ton w jakim wypowiedziałaś jego imię oznacza jedno. O co znowu się na niego wściekłaś? - szedł obok mnie.
- Bo on myśli, że jeżeli nosi nasze nazwisko to jest naszą rodziną!
- Bo on jest naszą rodziną Phoebe.
Dalszą drogę do cmentarza pokonaliśmy w ciszy. Gdy doszliśmy do grobu mamy ja położyłam bukiet kwiatów w małym betonowym wazonie, a Damon zapalił znicza. Stefana jak zwykle tutaj nie ma. W końcu jak mógłby zadawać się z kimś tak złym i zdemoralizowym my? Zachowuje się jak święty chociaż nim nie jest, a nam zarzuca rozpustność i twierdzi że jesteśmy źli. Wpatrywałam się w szarą płytę, na której napisane było imię i nazwisko mamy, data urodzenie i śmierci. Zamiast obszernej mowy tak jak spodziewali się inni, ja po prostu powiedziałam, że ją kocham i pożegnałam się z nią.
- Spotkałem ją - ciszę przerwał Damon
- Kogo spotkałeś? - spojrzałam na niego.
- Ona wygląda jak Katherine. Elena. Elena Gilbert - wydukał
- Ja też ją spotkałam - odpowiedziałam. -Jej rodzice zgineli wczoraj w wypadku. Co chcesz zrobić?
Czuję, że jej spotkanie nie wpłynie na nas wszystkich dobrze.
- Poznać ją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro