²3 Pierwsze kłamstwo Klausa
Zgodnie z jego poleceniem weszłam do środka mieszkania, a Klaus zamknął drzwi. Szybko zsunęłam z moich ramion skórzaną kurtkę, powiesiłam ją na wieszaku i usiadłam na kanapie, która okazała się całkiem wygodna. Nie spuszczałam wzroku z pierwotnego, który poszedł do części pomieszczenia, w której stoją kuchenne meble. Otworzył szafkę, z której wyciągnął szklankę i czegoś do niej nalał. Po chwili podszedł do mnie.
- Miło, że przyszłaś w odwiedziny kochanie. Co cię do mnie sprowadza? -wyciągnął w moją stronę szklankę wypełnioną do połowy burbonem.
Skąd wiem, że to burbon? Przebywam z nimi już tyle czasu, że po prostu wiem jak dany alkohol wygląda i pachnie z daleka.
- Dziękuję, nie piję już. Sprowadza mnie chęć spotkania przyjaciela -uśmiechnęłam się, on nigdy nie odmówił naszym wspólnym wypadom na polowanie na ludzi. Może to powtórzymy? -Twoje sztuczki są świetne jak zawsze, wybrałeś tylko nieodpowiednie ciało.
- Nieodpowiednie? -blondyn usiadł obok mnie.
- Tak, ciało Jeremy'ego byłoby lepsze, miałbyś ją za ścianą -odpowiedziałam.
- Kiedy zorientowałaś się że to ja? -wypił na raz całą zawartość szklanki.
- Już na początku lekcji, a gdy wspomniałeś o latach dwudziestych byłam już pewna, że to ty. Nie powinieneś tak patrzyć na Elenę bo wtedy wyglądasz jakby ktoś dosypał ci czegoś do termosu. Alaric faktycznie trzyma tam kawę czy coś mocniejszego?
- Muszę cię rozczarować, tam faktycznie była kawa. Elijah nie ma nic przeciwko, że tu jesteś?
On wie, że Elijah tu jest? To test, który ma sprawdzić moją lojalność? Nie dziwię mu się bo to ja kiedyś pełniłam rolę szpiega. Chciałam zapytać się siebie jak on może mnie podejrzewać, ale przypomniałam sobie jak wielkim paranoikiem jest.
- Elijaha już tu nie ma -skłamałam. Za cel mojej uwagi obrałam moje kolana. -Co planujesz? Jak chcesz działać?
- Przykro mi, że znowu wam nie wyszło.
Pierwsze kłamstwo Klausa Mikaelsona mamy za sobą.
- Sprowadziłam cię tutaj w jednym celu, chcę wiedzieć co mamy robić.
- Jesteś niecierpliwa. Złamał ci serce? -zapadła cisza. -Wiem już wszystko o niej od Katherine, a teraz tylko musimy czekać. Dzień przed pełnią porwę sobowtóra, a w pełnię w końcu stanę się tym co mi odebrano.
- Czyli w skrócie mamy tylko czekać? -zapytałam.
- Ty w tym czasie znajdziesz kamień księżycowy - dolał sobie alkoholu.
Alaric naprawdę ma alkohol porozstawiany po całym mieszkaniu czy zrobił to Klaus?
- Może już go mam? -zapytałam.
- Gdzie on jest?
- Jeśli go mam to jest bezpieczny, lepiej żebyś nie wiedział gdzie. Zostaniesz długo w tym ciele?
- Dlaczego o to pytasz? -kolejny raz dolał sobie alkoholu.
- Bo nie lubię tego człowieka, a po drugie oni już wiedzą, że coś jest nie tak. Wiesz, że to ciało nie wytrzyma takiej ilości alkoholu jaką lubisz pić?
- Nie zrobią nic bo zamknęłaś ich w domu -odłożył szklankę i spojrzał na mnie zły. -Wiesz, że słuchanie nastolatków przez cały dzień jest wykańczające?
- Tak, ale jest jeszcze mój drugi brat Damon, Caroline i dwa kundle, które będą miały dzisiaj duże pole do popisu.
Całkowita szczerość wobec Klausa jest niewłaściwa, ale chcę żeby mi zaufał, a wtedy kiedy będzie wiedział, że ma mnie po swojej stronie będę mogła obudzić Elijaha żeby go zabił, albo mogę pomóc pierwotnemu stać się hybrydą. Zobaczymy jak potoczy się sytuacja.
- Gdzie jest teraz Katherine? -zapytałam ciekawa.
- W pokoju obok, odpoczywa po moim wybuchu złości -odłożył szklankę.
- Nie uważasz, że lepiej ją zabić i pozbyć się problemu? - wstałam z kanapy.
Moja wizyta zaraz dobiegnie końca. Przez zbyt długie patrzenie na Alarica robi mi się coraz słabiej.
- Nie, muszę ją ukarać za zdradę.
*********
Oderwałam głowę wiewiórce i przechyliłam bezgłowe ciało gryzonia tak, żeby krew spłynęła do szklanki, a gdy szklanka się napełniła otworzyłam drzwi szafki i wrzuciłam martwe ciało zwierzęcia do kosza. Postawiłam dosyć sporą szklankę na tacy, na której leżał talerz z kilkoma naleśnikami polanymi czekoladą. Wzięłam tacę i powoli przemierzałam korytarze domu moich braci. Drzwi do pokoju Stefana były otwarte, więc skorzystałam z tej dogodności i weszłam do środka. Blondyn nie zauważył tego, że weszłam do pokoju, tylko siedział na łóżku i pisał w pamiętniku.
- Drogi pamiętniku, obudziłem się dzisiejszego pięknego dnia, dziękując bogu za to że przeżyłem noc -podeszłam do łóżka i postawiłam srebrną tacę na kolanach mojego starszego o rok brata, a sama usiadłam obok niego. -Przeklinam moją siostrę, która zamknęła mnie na weekend w domu mojej dziewczyny z jej całą rodziną, to było koszmarne. Po tym jak przeklnąłem tą wiedźmę na kilka następnych stuleci, przyniosła mi śniadanie, składające się z naleśników i krwi wiewiórki, mając nadzieję, że jej wybaczę. Spełniła też tym swoją obietnicę o wpadaniu na śniadanie przed tym zanim wyprowadziła się do swojego psychopatycznego męża, który jest naszym wrogiem, którego próbowałem zabić i którego ukrywała przed nami przez niemal całe swoje życie.
- Nie przeklinałem cię -blondyn patrzył na mnie. -Masz rację to było koszmarne.
Zaśmialiśmy się.
- Więc rozumiałeś mnie?
- Tak i wybaczam ci -uśmiechnął się.
- Ufff, to dobrze, bo specjalnie dla ciebie stałam się morderczynią wiewiórek. A teraz ciesz się śniadaniem, a ja idę do Damona - wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju blondyna.
Weszłam do swojego starego pokoju, wzięłam z biurka pierwszy egzemplarz Zewu Krwi i wyszłam. Po chwili byłam już w pokoju mojego najstarszego brata.
- Czego chcesz Phoebe? -zapinał guziki czarnej koszuli.
- Mam coś dla ciebie - wyciągnęłam książkę w jego stronę.
Czarnowłosy spojrzał na książkę, na mnie i znowu na książkę.
- Pierwsze wydanie, specjalnie dla ciebie -patrzyłam w jego oczy.
- Jest więcej warte niż ty -poprawił kołnierz.
- Damon.
- Nie jestem Stefanem, nie przekupisz mnie -wyminął mnie.
- Nie chcę cię przekupić. Chcę się z tobą pogodzić.
- Uważaj bo ci uwierzę -szedł w stronę drzwi.
Ja jednak byłam szybsza. Ustałam przed drzwiami, zastawiając mu tym wyjście.
- Tęsknię za tobą, naprawdę. Przestańmy zachowywać się jak dzieci, proszę.
- Niech ci będzie -wziął ode mnie książkę. -"Nigdy nie opuszczać możliwości zwycięstwa, nigdy nie ustępować przed wrogiem, spotkanym na ścieżce śmierci".
- Nie jestem twoim wrogiem -przerwałam mu. -Nie jestem ojcem, nie musisz cytować mi książki, którą dostałeś.
- Ty już nie jesteś moim wrogiem, ale twój mąż tak.
- On próbuje pomóc.
- Dlaczego go bronisz? Krzywdził cię.
- A dlaczego ty nadal byłbyś zdolny do uratowania Katherine? Nie zaprzeczaj, że nie zrobiłbyś tego, bo nadal ją kochasz.
- Wygrałaś.
- Jak miło - przesunęłam się w bok, otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju.
- Gdzie idziesz? -zapytał Damon.
- Do domu, muszę coś jeszcze zrobić -nie oglądałam się za siebie.
Szybko przeszłam przez korytarz, zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu, który odpaliłam i ruszyłam w drogę do domu.
Otworzyłam drzwi, a następnie włożyłam zamek do kłódki, którą otworzyłam, a następnie otworzyłam kolejną. Kiedy uporałam się z zabezpieczeniami otworzyłam drzwi szafy. Elijah leżał zasztyletowany na dnie mebla. Przeniosłam go tu kilka dni temu, bo pod kilkoma kluczami jest bezpieczniejszy niż w poprzednim miejscu. Nie wiem dlaczego, ale czasami, a dokładniej raz dziennie, albo więcej gdy ktoś mnie wkurzy, przychodzę do niego i z nim rozmawiam.
- Hej -przywitałam się. -Pewnie mi nie uwierzysz, ale pogodziłam się z braćmi. To właściwie było prostsze niż myślałam, że będzie. Obiecuję, że wypuszczę cię stąd kiedy tylko urobię Klausa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro