Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

love me, S





— Dawaj, dawaj! Pokonasz go! Teraz! Strzelaj! Strzelaj! — ekscytacja wzięła górę nad Owenem.

— Nie drzyj się tak, człowieku. Przecież widzę lepiej od ciebie — fuknął Jack, a Owen z nutką urazy poprawił palcem wskazującym okulary na nosie. — Cholera. Zabili mnie — dodał, będąc zrezygnowany, ponieważ nie mógł przejść tego poziomu w grze po raz kolejny.

— Zaczynam się obawiać tego naszego wyjazdu. Jak zaatakuje nas coś w lesie to jesteśmy skazani na zgubę — westchnął Austin i jak zwykle patrzył na świat z optymizmem układając na boku kostkę Rubika.

Austin odróżniał się od swoich pochłoniętych grami komputerowymi przyjaciół. Nie tylko zamiłowaniem do spokoju i ciszy, ale również znajdował w sobie duże pokłady cierpliwości. To dzięki niej potrafił wytrzymać w towarzystwie trójki hałaśliwych nicponi, których wszędzie było pełno. Telewizor, konsola, jazda na rowerach czy deskorolkach, skakanie z dachu szopy z rozłożoną parasolką, czy jazda w nowo skonstruowanym pojeździe zbitym z desek albo basen zrobiony z kół od samochodów ciężarowych. Pomysłów nigdy im nie brakowało, ale to właśnie dzięki nim Austin nie narzekał na brak przyjaciół i dni pełnych wrażeń. Często był przeciwny ich notorycznym wybrykom, ale i tak koniec końców dołączał do grupy, i lądował w paczce winnych za współudział w przedmieściowej zbrodni.

Chłopak o brązowych, kręconych włosach zmienił swoją pozycję siedzenia na fotelu w piwnicy i bezustannie wpatrywał się w małe kwadraciki kostek, które musiały wreszcie odnaleźć właściwe kolory. Był to trudny orzech do zgryzienia, ale Austin się nie poddawał i nie szedł na skróty ucząc się gotowych schematów. Nie mógł się on do końca skupić na układaniu kostki, ponieważ jego trzeci z przyjaciół - Sebastian - zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. Austin zerknął na blondyna, który ukrywał swoje blond włosy pod czapką z daszkiem i znów dostrzegł zmianę. Sebastian siedział na drugim fotelu, który był ustawiony przy krótszej części ledwo stojącego na rozklekotanych nogach stolika i krążył myślami gdzieś daleko.

— O co chodzi, Bastian? — zapytał wreszcie, a jego słowa sprowadziły do tego świata nawet Owena i Jacka, którzy w momencie przestali gapić się w ekran telewizora.

— Możesz już zagrać — Owen wyciągnął rękę chcąc podać przyjacielowi Pada.

— Tu nie chodzi o głupią grę, Owen — skarcił go Jack.

Sebastian po chwili ocknął się powracając do ich bazy, którą utworzyli w piwnicy domu jego rodziców i spojrzał na każdego z kolei. Chłopak uniósł na moment czapkę, po czym znów ułożył ją na blond kosmykach i uśmiechnął się do przyjaciół budząc w ich głowach lekkie zmieszanie. Wszyscy patrzyli na swojego dobrego kumpla i faktycznie był innych niż zwykle.

— Stresujesz się naszą wyprawą na kemping? — spytał Jack, który zmierzwił ciemne włosy.

Sebastian nic nie odpowiedział i tylko pokiwał głową na boki dając w ten sposób klarowną odpowiedź.

— Co mu dolega, Austin? — Jack zeskoczył z krzesła obrotowego i wsunął dłonie do kieszeni spodenek podchodząc do kolegi, który stał się niczym zaklęta księga. — Taki człowiek orkiestra jak Bastian nagle zamilkł? To źle wróży.

— Mój brat to człowiek orkiestra — Owen wskoczył na starą kanapę i wziął do rąk paczkę chrupek paprykowych.

— Co? Niby w jakim sensie? — dopytał Austin.

— Ty masz brata? — Jack zmarszczył brwi, ponieważ nigdy nie interesował się nikim innym poza przyjaciółmi.

— No... — Owen mówił z pełną buzią i gdy przełknął przyprawowo-paprykową papkę wyjaśnił: — Mój brat potrafi jednocześnie beknąć, kichnąć i puścić bąka — oznajmił otyły szesnastolatek z wielką dumą, jakby faktycznie jego brat był pokroju Maska czy skrzypcowego wirtuoza.

Jack nie wiedząc jak to skomentować tylko uchylił usta z niemocy, ciągle próbując zrozumieć granice głupoty Owena, a Austin skrzywił się z obrzydzenia i wolał zdecydowanie porozmawiać z najbardziej ogarniętym chłopakiem z tej paczki. Jak się tak dłużej zastanowił, Sebastian prawie wcale niczego nie powiedział odkąd się dziś spotkali. Najpierw w skupieniu czytał komiksy, jednak Austin dostrzegł, że po czasie jego kumpel zajmujący drugi fotel tylko przekręcał kartki wcale nie przejmując się porywającymi dialogami superbohaterów. Następnie odłożył komiks i zajął się jedzeniem. Przeżuwał popcorn w taki sposób jak kobiety w XVII-wiecznej Anglii, co przyprawiało go o dreszcze. Dłużej nie mógł już wytrzymać tego milczenia ze strony największej gaduły w paczce i zapytał:

— Haloooo! Ziemia do Bastiana. Słyszysz nas? — Austin machnął ręką, a Jack ułożył dłonie na biodrach i zaczął nimi krążyć imitując pokraczny taniec.

— Może ktoś go zaczarował? Jak Ginox z Genewy Archibalda z Pixi Doks? — Owen na poważnie wziął taką okoliczność pod uwagę i głęboko się nad nią zastanawiał.

Na pozór nierealne teorie podsunęły do głowy Austinowi oczywistą kwestię. Chłopak przyłożył rękę do czoła i skarcił samego siebie w myślach.

— No jasne — odparł i z delikatnym uśmiechem popatrzył na przyjaciela. — Chodzi o Shiro.

Shiro.

Austin widząc ekspresję malującą się na twarzy Sebastiana nie potrzebował żadnego potwierdzenia. Chłopak w czapce na głowie niekontrolowanie się uśmiechnął i podciągnął nogi, które objął rękami. Blondyn schował swoją twarz przed przyjaciółmi, a jego koniuszki uszu stały się pomieszaniem koloru czerwieni oraz różu przypominając tym samym kwitnącą w ogrodzie jego babci piwonie. Sebastian słysząc imię przyjaciela momentalnie przypomniał sobie jak wczoraj rozmawiali bardziej poważnie niż zwykle, a ich gesty nie ograniczały się już do pospolitego przytulania. Siedemnastolatek odczuł jak jego policzki piekły od tych nieokiełznanych emocji, gdy odtworzył w pamięci chwilę, w której splótł swe palce pozaklejane plasterkami z tymi gładkimi, delikatnymi należącymi do Shiro.

— Shiro? — Jack nie miał dobrej pamięci ani do twarzy, ani do imion, ale wyróżniające się z tłumu miano rówieśnika sprawiło, że w głowie ciemnowłosego pojawiło się światełko. — Aaa! To ten pół-Japończyk, pół-Amerykan?

— No raczej — przewrócił oczami Austin, który wreszcie odłożył kostkę Rubika na bok i wziął odpowiedzialność w swoje ręce. Będąc najstarszym w grupie starał się być dla pozostałej trójki jak starszy brat, który rozwiąże każde problemy i rozterki. — Skoro już wiemy, że powodem twojej zmiany jest Shiro to...

— ... musimy się go pozbyć — dokończył z poważną miną Owen, który wyglądał groteskowo, ponieważ pobrudził cały podbródek i usta sosem serowym.

Sos trafił niepostrzeżenie w jego ręce.

— Co? — Sebastian nagle przemówił w gronie przyjaciół i spojrzał na niskiego grubaska.

— Nie, nie słuchaj go — Austin jednym gestem dłoni postarał się załagodzić sytuację i podszedł do fotela, który zajmował Bastian.

Blondwłosy uniósł głowę i prawie jego czapka spadła mu z głowy. Austin nigdy nie widział przyjaciela w takim stanie. Cichutki, grzeczny, uśpiony wulkan energii. Pokusił by się nawet o słowo uroczy, ale nie chwalił on dnia przed zachodem słońca.

— Coś cię dręczy — Austin znów się uśmiechnął nieznacznie, a Jack odsunął się od dwójki przyjaciół widząc, że ten gest był zaraźliwy. — Powiedz nam wreszcie, jakieś postępy z Shiro? Powiedziałeś mu w końcu, co czujesz? — spytał.

— Pff, ekspert się znalazł — burknął Jack, który zaczął kręcić palcem w uchu. — Chcesz mu udzielać miłosnych rad i wskazówek, a przecież nigdy nie miałeś dziewczyny. Jak dłużej tak będzie to zostaniesz prawiczkiem do końca życia.

Austin przyjął jego uwagę ze stoickim spokojem.

— Pamiętaj z kim jedziesz na kemping i kto jest kierowcą — powiedział, ostrzegając przyjaciela przed dalszymi, kąśliwymi słowami, które były de facto prawdą.

Brązowowłosy nigdy nie był w związku, za swój sukces uznawał zeszłorocznego Sylwestra, gdzie przelizał się z piękną Ashley Boston. Nie brał jednak pod uwagę jej stanu nietrzeźwości, a także faktu, że dziewczyna pomyliła go z kimś innym, co zresztą powiedziała mu prosto w twarz. Swoje miłosne fantazje spełniał czytając Świerszczyki i buszując od takiej stronki internetowej do innej. Otrzasnął się jednak po chwili, przestając użalać się nad swoim marnym losem i chciał wesprzeć przyjaciela.

— Bastian? Powiesz coś w końcu?

— Nie mogę z wami jechać na kemping — powiedział ze wstydem, co nie przyjęło się z dużą aprobatą.

— COOOO?!

— JAK TO?! BASTIAN! PLANOWALIŚMY TO OD PARU MIESIĘCY!

— Tygodni, Jack, tygodni.

— Wybaczcie! — Sebastian złączył swoje dłonie jak do pacierza i zacisnął oczy. — Są wakacje, więc przyjeżdża do mnie Logan. Ma pomagać tutaj w ogrodach, a ja mam z nim spędzać czas. Poza tym Shiro... Shiro i ja... Ja muszę z nim pogadać. Muszę w końcu wziąć sprawy w swoje ręce ... — chłopak zacisnął dłonie w piąstki. — ... i powiedzieć mu, co czuję. Ja go lubię, on mnie też, więc... To już czas i nie chce tego zepsuć. Umówiłem się z nim jutro wieczorem w jego domku na drzewie i mam z nim pogadać. Wybaczcie, ja zapomniałem o wyjeździe. Kompletnie straciłem dla niego głowę! Wybaczcie! — wytrajkotał pośpiesznie swój monolog i na twarzach chłopaków pojawiły się w końcu uśmiechy pełne ulgi.

— Nareszcie wrócił nasz Bastian — zauważył Jack.

— Tak — Austin uderzył o daszek czapki przyjaciela, który naszedł mu na oczy.

Natomiast zadowolenie Owena wynikało zupełnie z czegoś innego.

— O! Super, że Logan przyjeżdża.


***

Przyjaciele Sebastiana przyjęli jego rezygnację z wyjazdu na klatę. No, jeden z nich na swój większy brzuszek, ale nie trzeba było być tak dokładnym.

Na dworze było dziś bardzo gorąco, południe się zbliżało, tak samo jak godzina przyjazdu Logana. Babcia Sebastiana od rana przygotowywała desery w postaci galaretek z bitą śmietaną, a także pysznych ciasteczek, które młody mężczyzna mógł zajadać przy porannej kawie. Kiedy tylko Logan dostawał dwutygodniowy urlop przyjeżdżał na przedmieściach, aby pomagać w uprawie i zbiorach owoców. Ogrody były przepełnione różnorodnymi darami natury, a ciemnowłosy dwudziestotrzylatek uwielbiał spędzać czas na pracy. To ona była zarówno jego obowiązkiem, jak i przyjemnością.

Sebastian poprawił swoją czapkę i zerknął na zegarek, bojąc się, że nie zdąży się spotkać z Shiro. Miał pójść do niego dopiero o dziewiątej wieczorem, ale podekscytowanie brało nad nim górę. Chciał w końcu wyznać mu swoje uczucia, dotknąć dłoni niższego, drobnego chłopaka, który był inny niż wszyscy wokół. Zaczerwienił się na myśl o tym, że mógłby nawet skraść mu pierwszego całusa. Jednak musiał być cierpliwy, choć to było arcytrudnym dla niego zadaniem, bowiem bliżej mu było do gościa z ADHD niż potulnego aniołka. Dreptał noga za nogą stojąc w miejscu obok babci i wreszcie zobaczyli oni nadjeżdżający samochód.

— Już jest! — kobieta w okularach o grubych szkłach podskoczyła z radości, a Sebastian posłał starszemu szeroki uśmiech, gdy tylko wyższy wyszedł z auta.

— Dzień dobry — przywitał kobietę, a następnie przybił piątkę z kuzynem.

— Jak droga, chłopcze? Gorąco, prawda? Klimatyzację włączyłeś? A co z pracą? Może jesteś głodny? Nastawię wodę na herbatę — babcia Sebastiana uniosła palec w górę i poszła do domu mijając grządki pomidorów, które były zasadzone w wielu rajkach.

— Babcia jak zawsze wygadana. Nawet nie dała ci wyboru i poleciała zaparzyć herbatę. Cóż za kobieta — zaśmiał się blondyn, ale jego uśmiech zaczął gasnąć, gdy zobaczył jak Logan w ogóle nie zwracał na niego uwagi.

Chyba mnie nawet nie słuchał...

Młody mężczyzna o włosach w kolorze ciemnego brązu drapał się po głowie i Sebastian zauważył, że z roku na rok starszy coraz mniej o siebie dbał. Worki pod oczami, roztrzepane we wszystkie strony włosy, ale mięśni mu pozazdrościł. Dostrzegł je, gdy tylko Logan wyszedł z auta w czarnej bokserce odsłaniającej zarysowane bicepsy. Nie były one wynikiem godzinnych pobytów na siłowni, a pracy fizycznej. Sebastian spojrzał po chwili na swoje marne ręce jak patyczki i suche ciałko, które wylądowało by na ziemi, gdyby Logan dałby mu choćby z liścia. Obydwoje mieli inne postury, a także kompletnie różne charaktery, lecz mimo wszystko dogadywali się na swój sposób bardzo dobrze. W tym momencie kierował nimi lekki wstyd, ponieważ nie widzieli się przez cały rok, a w ciągu tego czasu wymienili ze sobą może z cztery wiadomości.

Logan uniósł rękę w górę, przez co napiął nieco swój biceps i przysłonił wrażliwe oczy, aby spojrzeć wyraźnie na ogrody.

— Shiro dziś nie przyszedł? — zapytał, ponieważ najczęściej pracował przy uprawach właśnie z nim.

Sebastian znów się uśmiechnął, gdy usłyszał o chłopaku i po paru chwilach odparł:

— Nie, babcia mu powiedziała, żeby przyszedł jak ty do nas przyjedziesz. Wiesz, zależało jej, aby Shiro miał towarzystwo.

Logan przyjrzał się kuzynowi i zmierzył go spojrzeniem.

— A co z tobą? Nie mogłeś mu pomóc?

— J-ja? Ja, nie... Wiesz... Nie odróżniam kwiatków od chwastów. Pomidory zawsze zrywam zbyt wcześnie... To nie praca dla mnie.

— Racja — Logan podszedł do bagażnika i wrócił stamtąd ze swoją torbą z ciuchami. — Mój ojciec był niedawno w Niemczech i przywiózł świetny rum. Napijemy się wieczorem — powiedział, a Sebastian od razu zaczął panikować, ponieważ jego potyczki z alkoholem kończyły się zawsze katastrofą.

— D-dzisiaj nie mogę. Ja... Idę się zobaczyć z Shiro.

— To może przyjść do nas. Alkoholu starczy dla całej trójki, a nawet i dziesiątki. Może Austin i reszta by przyszli?

— Logan, poczekaj. Dziś nie. Poza tym chłopaki jadą na kemping na cały tydzień — Sebastian się zaśmiał. — Wiesz, razem oglądaliśmy Nagi instynkt przetrwania i takie tam, dlatego postanowiliśmy pojechać. To znaczy ja odmówiłem, bo...

— Sebastian... Po kolei — poprosił starszy i dokładnie tak samo jak Austin uderzył go w daszek utrudniając tym samym młodszemu pole widzenia.

Wyższy chłopak zobaczył w tym szanse i złapał Sebastiana za szyję, szarpiąc się z nim żartobliwie przed domem.

— Hej! Puszczaj mnie! — Sebastian krzyknął, jednocześnie śmiejąc się w głos.

Chłopięce zabawy tuż nieopodal grządek zakończyły się po kilku minutach. Następnie Logan w kuchni zjadł i porozmawiał z babcią młodszego. Dochodziła już godzina osiemnasta, więc Sebastian zaczął wybierać w szafie swoje najlepsze ciuchy jakie tylko miał. Chciał się zaprezentować przed Shiro nieco inaczej niż zwykle, więc przygotował prawdziwy ekwipunek na tę okoliczność. Sebastian zdjął czapkę, uczesał starannie włosy, których lekko falowane końcówki nie chciały współpracować i ponownie nałożył nakrycie, po czym się zorientował, że nie zmienił jeszcze koszulki. Chłopak westchnął głośno i podparł się o umywalkę będącą w łazience na piętrze. W odbiciu lustra dostrzegł on Logana, który stał w futrynie drzwi wraz z butelką obiecanego trunku.

— Napijmy się chociaż po jednym i opowiedz mi, dlaczego nie jedziesz razem z kolegami.

Sebastian odwrócił się do kuzyna i przyjrzał mu się dokładnie, bijąc się z myślami czy faktycznie powinien tykać alkoholu. Z jednej strony nie chciał tego robić, lecz z drugiej, co mogłoby się stać po jednym kieliszku? Alkohol podobno dodawał odwagi, a dzisiejszego wieczoru zdecydowanie jej potrzebował. Samo spojrzenie w oczy Shiro odbierze mu mowę, a przecież tak nie mogło być.

— Ok, ale tylko po jednym — odparł stanowczym tonem, chcąc zabrzmieć groźnie, na co Logan parsknął śmiechem i idąc w stronę łóżka młodszego podrapał się po tyłku.

Młody mężczyzna nie czekał długo na opowieści swojego kuzyna i nalewanie kolejnych kieliszków przyszło z łatwością. Logan dodatkowo podpuszczał Sebastiana, nawet gdy widział u niego czerwony nosek. Młodszy nie miał w ogóle głowy do picia, ale nie zmieniał się jakoś szczególnie bardzo. Chociaż różnica widniała w jego odpowiedziach. Będąc pod wpływem alkoholu mógł wypaplać największe tajemnice wszechświata i co gorsza zgadzał się bez pamięci na wszystko (dobrze, że nie trzymał pieczy nad bombą atomową). Logan miał z niego niezły ubaw, lecz nie okazywał tego tak wyraźnie.

— Nie... Ni- — Sebastianowi odbiło się po raz enty i czkawkę postanowił wyleczyć następnym kieliszkiem. — Nie pojeychałem z moimi przy-przyjaciółmi, bo BO JA muszę się zobaczyć dziś z Shi-shiRO — powiedział w miarę wyraźnie i gdy padło imię pół-Japończyka Logan skupił się na kuzynie jeszcze bardziej.

— Czyli jednak chcesz wyznać mu swoje uczucia?

— Oczywwyiście — naburmuszył się jak paw. — Przecież ja świata nie... widzę poza nim. Shiro... Jest mój. Tylko MÓJ. Dlaczego mam zwelekać skoro... jestem pewny? Jeśli ja, będę. Będę zwelekać to ktoś mi go zabierze, tak? A on mój jest. Tak. Mój. A muszę. Się z nim spotykować dzisiaj, bo... Gdzie? Na jego domku w drzewie. Na drzewie — machnął ręką na plączący się język. — Dziś. Godzina dziewiąta na domie drzewku. Dziś... — Sebastian poczuł się senny, więc głośno zaziewał i chwycił ponownie za butelkę. — Nie mogę zasunąć... zasnąć znaczy, no.

Logan zamyślił się na krótką chwilę i ponownie zmienił temat rozmowy, nie skupiając już się tak bardzo na Shiro.

— A kiedy chłopaki mają jechać na kemping?

— Też dzisiajej, dzisiej. DziiiiIIIIś! — chłopak zakołysał się na łóżku, na które w końcu opadł jak trafiona klapką mucha.

Logan spojrzał w stronę jego spodenek, z których kieszeni wysunął się telefon komórkowy Sebastiana. Ciemnowłosy nie czekając zbyt długo sięgnął po niego i wybrał numer do Austina.

Nie musiał czekać długo na odebranie połączenia.

Logan? O hej, kopę lat!

— Słyszałem, że Sebastian miał z wami dziś jechać na kemping? To prawda?

Tak... odparł z lekkim smutkiem. — Ale zmienił zdanie, bo chce wreszcie zagadać do Shiro inaczej niż zwykle.

Logan spojrzał na tulącego się do poduszki siedemnastolatka i nawet przez sen dostał on napadu czkawki. Młody mężczyzna uśmiechnął się sam do siebie i na poczekaniu wymyślił niewinne kłamstwo:

— Sebastian jest gorszy niż kobieta. Zmienia non stop zdanie i powiedział mi, że chciałby z wami jechać, żeby przemyśleć swoją decyzję. Czy... jest szansa, że go jeszcze zgarniecie po drodze?

Serio?! No jasne! Oczywiście, że tak! Za dwadzieścia minut będziemy, bo najpierw jadę po Owena z Jackiem.

— W porządku. To ja go spakuje, bo Sebastian z radości zalał się jak dzban — powiedział, a po drugiej stronie usłyszał śmiech Austina.

Cała gromada przyjechała po pijanego kumpla w mgnieniu oka. Logan dzięki temu zauważył jak paczka przyjaciół napaliła się na ten wyjazd. Ekscytacja odebrała im zdolność racjonalnego myślenia i nie wyczuli żadnego podstępu.

— Łiiii! Jedziemy! — Sebastiana z trudem zapięli pasem i wyglądał w swojej czapeczce jak dziecko, które przypięto przed momentem do fotelika. — Ale super! Kocham was, chłooopaki. Kocham, a najabarardziej SHIRO kocham.

— Tak, tak, Bastian, wiemy, że go kochasz, ale skoro masz jakieś wątpliwości to najlepiej przemyślisz to na kempingu z dala od cywilizacji.

Logan uniósł jedną brew, gdy Austin do niego podszedł wraz z telefonem Sebastiana.

— Trzymaj. Komórkę dostanie jak wrócimy. W końcu od początku mieliśmy plan, aby żyć jak w prawdziwej dziczy i przeżyć przygodę, dlatego telefon będzie zbędny.

— Zaopiekuje się nim — powiedział, w duszy triumfując jak nigdy przedtem.

— W takim razie, do zobaczenia — Austin przytulił Logana na pożegnanie. — Widzimy się za tydzień. Zostaw nam trochę trunków. Chyba, że... Bastian już wszystko wypił?

— Spokojna głowa. Może Sebastian wygląda jakby wypił całą beczkę rumu, ale w rzeczywistości rozłożyło go tak sześć kieliszków.

— Ahh, okrutna rzeczywistość — Austin się skrzywił i spojrzał na biednego przyjaciela, który usnął jak niemowlę, a Jack i Owen zaczęli malować na jego twarzy dziwne wzory z gier, runy i starożytne genitalia.

Logan pożegnał Austina i resztę, a sam wsunął telefon Sebastiana do kieszeni spodni, poszedł po bluzę i ruszył znaną mu ścieżką w kierunku domu Shiro.

***

Młody mężczyzna odchylił ręką jedną gałąź w sadzie należącym do w połowie azjatyckiej rodziny i poprawił niesforne kosmyki układając je w tył. Logan z każdym krokiem czuł jak serce rosło w jego piersi, ponieważ calutki rok ponownie nie widział słodkiego, drobnego chłopca. Minęło już wiele lat odkąd pierwszy raz się spotkali i czasem dwudziestotrzylatek ciągle widział w nim tego małego dzieciaka z wielkim słomkowym kapeluszem na głowie, który często zsuwał mu się raz na placu, a raz na twarz.

Logan uśmiechnął się do własnych myśli, ale to przecież na ten moment właśnie czekał od dawna. Shiro nie był już urokliwym dwunastolatkiem, a siedemnastoletnim chłopakiem, któremu chciał wreszcie wyznać swoje uczucia. Widywali się każdego roku, spędzając czas w ogrodach babci. Ciemnowłosy często podczas pracy nie mógł oderwać wzroku od Shiro. Chłopak zawsze przykładał się do swoich obowiązków, a jeśli nie mógł sobie z czymś poradzić to szybko biegł między grządkami wprost do Logana. Starszy z utęsknieniem wyczekiwał takich momentów, aby móc się pochwalić swoją siłą lub zerwać dla czarnowłosego owoc z wyższej gałązki. Czas mijał im bardzo szybko, gdy dzielili go razem. Zachowywali się jak bracia, lecz Logan zdecydowanie wolał być dla chłopaka kimś więcej. Nie mówił mu wcześniej tego, co czuł, ponieważ chciał dać spokojnie kiełkować temu pąku, który rozkwitał niczym najpiękniejszy kwiat. Nie chciał również zawracać jego dzieciństwu głowy i nakazywać mu dorastać szybciej niż to było konieczne. Logan był cierpliwy i uznał, że właśnie tego lata nastał czas, aby poprosić Shiro o coś więcej niż zwykłą przyjaźń.

Ciemnowłosy nie miał żadnych wątpliwości i szedł po swoje wiedząc nawet, że Sebastian darzył także własną paletą uczuć Shiro. Nie mógł mu go jednak odstąpić. Byli kuzynami, ale nie potrafił zaprzepaścić swojej szansy, tej chwili, na którą czekał przez długie lata. Logan myślał tylko o Shiro, nieważne czy w międzyczasie miał za sobą cztery związki. Ich zakończenia uświadomiły go tylko w tym, że to czarnowłosy chłopak z przedmieścia był osobą, z jaką chciał być dłużej. Tylko przy nim czuł się wyjątkowo i potrzebny, dlatego gdy ujrzał on wystające dwie bujające się nogi poza domkiem na drzewie, Logan oparł się na moment o sąsiednie drzewo i uśmiechnął się niekontrolowanie delektując się tym poniekąd magicznym widokiem.

Starszy przyglądał się chudym, zgrabnym nogom Shiro, na których jak zwykle miał zaciągnięte aż do samych kolan białe skarpetki z dwoma paskami. Na nie nasunięte miał czarne trampki i z pewnością był ubrany w wąskie spodenki a nie tak szerokie, w jakich chodził Sebastian. Po krótkiej chwili namysłu Logan podszedł do drabiny i zaczął po niej wchodzić wprost do wejścia domku, aby móc objąć Shiro od tyłu i wyszeptać mu słowa, które z pewnością go zaskoczą, ale być może sprawią, że i on poczuje się wyjątkowy.

Siedzący tyłem do wejścia do domku na drzewie Shiro odczuł, że ktoś wreszcie zaczął się wspinać do niego. Policzki chłopaka od razu się zarumieniły z podekscytowania, lecz z nerwów siedemnastolatek bawił się palcami zaciskając je tu mocniej, tu troszeczkę lżej. Wstrzymał swój oddech, a gdy ujrzał kątem oka cień Sebastiana postanowił wreszcie się przełamać.

— Stój — powiedział, a wtedy Logan uniósł brwi i sam sobie się dziwił, że posłuchał go bezzwłocznie. Jakby wykonał czyjś rozkaz z wielką przyjemnością i żadnym sprzeciwem. — Ja... Chcę powiedzieć to, jako pierwszy, ale... Nie zrobię tego patrząc ci w oczy, Bastian — chłopak złączył mocno wargi i uśmiechnął się delikatnie czując w brzuchu motyle. — Chyba nie dałbym rady, dlatego... — Logan wpatrywał się w czarnowłosego, który zacisnął tym razem dłonie na łokciach i starał się zabrzmieć naturalnie, a zarazem przekazać wszystkie uczucia. — Bastian... ja...

— Kocham cię, Shiro — powiedział Logan, będąc kompletnie oczarowany chłopakiem, który wreszcie odwrócił się do starszego.

Shiro od razu rozpoznał, że męski, głębszy ton głosu nie należał do Sebastiana i zaskoczony popatrzył w oczy, które były mu znane, lecz nie spodziewał się, że je ujrzy dzisiejszego wieczoru.

— Logan...? — wypowiedział z trudem imię przyjaciela, a jego głos zadrżał. Kompletnie nie rozumiał tego, co przed chwilą usłyszał.

— Shiro... — wypowiedział imię młodszego, dla którego stracił głowę.

Logan spodziewał się, że Japończyk nieco wydorośleje, ale nie spodziewał się, że dostrzeże w nim aż taką różnice. Nie zmienił się on bardzo z wyglądu, lecz dostrzegł w nim więcej pewności i to go utwierdziło jeszcze bardziej w swojej decyzji.

— Co tu robisz? Gdzie jest Bastian?

— Sebastian pojechał na kemping z przyjaciółmi.

Nagle w swoim sercu Shiro poczuł ukłucie zdominowane przez konsternację.

— Ale... On miał dziś tutaj przyjść. Mieliśmy... — oczy Shiro zabłysnęły niechcianymi łzami, a Logan poczuł się za nie odpowiedzialny i zbliżył się do chłopaka słysząc skrzypnięcie starych desek.

— Jestem tutaj i sądzę, że... To właśnie ja powinien dziś z tobą porozmawiać — wyznał, patrząc głęboko w oczy młodszego chłopaka, który znów odtworzył sobie w głowie słowa, jakie wypowiedział Logan.

— E? — mruknął Shiro i wciąż zaistniała sytuacja nie potrafiła do niego dojść. — Ale...

— Shiro — młodszy przełknął ślinę i wzdrygnął się, gdy Logan musnął palcami jego policzka.

Starszy nawet nie mógł sobie wyobrazić tej chwili w tak okazałej i pełnej piękna scenerii. Światło padało zza okien jego domu, a cień tworzył niepowtarzalne formy dominując jedynie scenę wyznawania uczuć.

— Wiem, że moje słowa są dla ciebie zbyt odważne, ale... Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak długo czekałem, aby wyznać ci to, co czuję — Logan uniósł delikatnie kąciki ust, a to wyznanie sprawiło, że Shiro zaczął postrzegać inaczej wspólne wspomnienia, jakie dzielił wraz z młodym mężczyzną.

Poczuł się oszukany i dlatego szybko odtrącił dłoń Logana, złapał za linę, która wisiała tuż przy domku na drzewie i zeskoczył z jej pomocą na trawnik.

— Shiro! Poczekaj! — zawołał za nim Logan i szybko zszedł po kilku schodkach drabiny, po czym również zeskoczył na trawę, pędem ruszając za chłopakiem.

— Idź sobie, nie mam ci nic do powiedzenia.

— Ale ja mam. Shiro — Logan chwycił chłopaka za ramię i chciał go odwrócić w swoją stronę, jednak czarnowłosy nie dał za wygraną i wciąż był odwrócony do wyższego plecami.

— Miałem się spotkać z Bastianem. Nie wiem dlaczego tutaj jesteś, ani skąd wiedziałeś gdzie akurat będę. Nie obchodzi mnie to, idź sobie.

Czarnowłosy wyrwał się z uścisku i chciał jak najszybciej wrócić do domu. Telefon zostawił w pokoju, a chciał jak najszybciej porozmawiać z Sebastianem o tym, dlaczego nie przyszedł. Sam nie wiedział czy to był głupi żart czy nieporozumienie, które platało jego myślom figle.

Shiro szedł przed siebie, ale nagle przestał się poruszać, gdy poczuł jak silne ramiona objęły go od tyłu i trwali we dwójkę w takiej pozycji między drzewami jabłoni oraz czereśni. Chłopak spuścił głowę w dół, a jego czarne kosmyki zasłoniły mu nieco twarzy, ponieważ nie chciał dać po sobie poznać, że wewnątrz bardzo poczuł się skrzywdzony.

— Daj mi chociaż pięć minut, dobrze? — zapytał łagodnie Logan, ale Shiro milczał przez dłuższy moment.

Dopiero po chwili się przełamał.

— Możesz mnie puścić?

— Nie potrafię... — wyznał z lekkim wstydem, na co Shiro uchylił usta i dopiero teraz dostrzegł, że Logan wcale nie trzymał go kurczowo a w sposób bardzo opiekuńczy. Mógł bez żadnego problemu się wydostać z jego uścisku, lecz nie potrafił się ruszyć.

— Dlaczego? — spytał chłopak i zaczynał czuć się coraz bardziej nieswojo.

To nie tak, że nie lubił Logana, ale nigdy nie pomyślałby, że on... mógłby go polubić w ten sposób. Byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, współpracownikami...

Shiro nagle sobie o czymś przypomniał. Dosłownie przebłysk, który krył się w jego podświadomości. Teraz się to przebudziło i faktycznie pewnego lata spojrzał na starszego pod innym kątem, ale szybko wybił sobie ten pomysł z głowy, ponieważ uznał to za coś niemożliwego.

Nie mógł uwierzyć, że... niemożliwe... stało się jak najbardziej realne, lecz...

— Przecież wiesz, Shiro — odpowiedział Logan.

... nie był to ten czas. Zakochał się w kimś innym.

— Przepraszam, Logan, ale ja... my jesteśmy tylko przyjaciółmi.

— Ty i Sebastian też jesteście tylko przyjaciółmi — zauważył i zbliżył się nieco do ucha młodszego.

Shiro zadrżał czując ciepły oddech Logana na swojej szyi i doświadczył ponownie czegoś nowego. Będąc z Sebastianem nigdy nie zbliżali się do siebie w tak odważny i pewny sposób. Oboje byli zbyt powściągliwi i to z pewnością utrudniało rozkwit ich własnych etapów pokręconej relacji. Nie rozmawiali ze sobą na tematy związane z miłością, lecz coraz częstsze gesty i spojrzenia wyglądały inaczej niż kilka miesięcy temu. Nie wypowiadali słów, a jednak czuli się razem jak jedność. Ten idealny, słodki obraz zniszczyła ta chwila, która nadal trwała i Shiro miał jej dość. Chciał uciec, ale jego nogi odmawiały mu posłuszeństwa, a uśpione uczucia sprzed lat próbowały się wydostać z kołatającego serca.

— Jestem zmęczony, a jutro przecież zaczynamy pracę w ogrodach. Porozmawiamy jutro — powiedział, a Logan się wyprostował i wtedy Shiro poczuł na swych plecach chłód.

— Przemyśl to, Shiro — poprosił i starszy wsunął dłonie do kieszeni, po czym zaczął się oddalać mając na twarzy uśmiech. — I nie próbuj dzwonić do Sebastiana — dodał.

— Co? — czarnowłosy odwrócił się do Logana, a ten pomachał mu telefonem swojego kuzyna.

— Kemping poza cywilizacją — Logan pewnie stanął na podłożu i wreszcie mógł przyjrzeć się chłopakowi, którego za nic nie chciał stracić. — Musisz wytrzymać bez Sebastiana przez tydzień. Całe siedem dni spędzisz ze mną i udowodnię ci, że jestem pewny swoich uczuć, a ty się we mnie zakochasz — dodał na koniec, po czym zniknął za wierzbą.

Shiro zmarszczył swój nosek i zacisnął dłonie w pięści, aby powstrzymać szargające nim emocje.

— Nie bądź taki pewny — szepnął. — Nie zakocham się w tobie po raz drugi... bo ty i tak niebawem znikniesz.

***

— Tylko, Logan, złotko. Uważaj jak będziesz podnosić tę klapę od garażu. Ona się trochę popsuła i tam trzeba taki sznureczek zablokować przy tym metalowym — babcia Sebastiana tłumaczyła jak powinien dokładnie otworzyć wielkie drzwi do garażu, ale chłopak słuchał ją bez zaangażowania, ponieważ nie mógł przestać się uśmiechać widząc naburmuszonego Shiro, który przyszedł w ogrodniczkach i swoim słomkowym kapeluszu.

— ... tak to trzeba zrobić, dobrze?

— Oczywiście — przytaknął wyższy i z wielką przyjemnością został sam na sam z Shiro.

Niski chłopak o urodzie mieszanej odwrócił się na pięcie i zaczął zgrywać niedostępnego, co tylko wzbudziło w Loganie chęć dalszych prób zdobycia chłopaka, który wyrósł w obrębie własnych możliwości na cudnego nastolatka.

— Najpierw pójdziemy do pomidorów. Trzeba pozbyć się chwastów — burknął Shiro.

— Obym żadnego pomidora nie pomylił z tobą. Jesteś taki rumiany, że aż prawie czerwony.

— Nie rumiany tylko zdenerwowany — fuknął. — A poza tym jak tam pójdziesz to chwastów będzie więcej niż zwykle.

Logan chwycił się za klatkę piersiową.

— Auć, to zabolało — powiedział i nachylił się do Shiro. — Ale to mi nie przeszkadza — szepnął i przeszedł dalej.

Shiro zobaczył, że Logana nie denerwowało żadne jego zachowanie. Młody mężczyzna ciągle głupkowato się do niego uśmiechał i wciąż spoglądał w jego stronę.

Czy zawsze tak było? Czy ja... naprawdę tego nie zauważałem?

Chłopak potrząsnął głową na boki, aby pozbyć się niechcianych myśli. Logan był dla niego ważny, jednak serce zarezerwował dla zupełnie innej osoby. Lubił Sebastiana. Praktycznie wychowywał się z chłopakiem noszącym czarną czapkę z daszkiem. Znali się od dziecka i gdy Bastian nie spędzał czasu ze swoimi kumplami zawsze spotykali się we dwoje. Spacerowali, rozmawiali w domku na drzewie do późnych godzin. Raz oboje zasnęli na górze i jak mama Shiro wspięła się na drabinie, nie miała serca, aby ich zbudzić i do samego ranka czuwała nad nimi, żeby nie spadli z wysokości. Nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, a niewypowiedziane wzajemnie uczucia nie były tajemnicą. Byli ich świadomi, lecz...

Shiro zastanawiał się czy był ich także pewny.

— Shiro — zawołał Logan. — Chodź, weźmiemy wiaderka i haczki z garażu!

— Idę — powiedział głośniej i w mgnieniu oka w jego klatce piersiowej serce uderzyło mocniej, a wspomnienia same pokazywały mu się przed oczami.

Ujrzał samego siebie jak ochoczo biegł w brudnych od ziemi spodenkach wprost w ręce starszego chłopaka. Logan miał wtedy osiemnaście lat i był dla Shiro niemalże autorytetem. Starszy potrafił majsterkować i gdy tylko coś się popsuło przychodził do Logana i prosił go o pomoc. Tak samo robiła jego mama. Na każdy kłopot wzywano właśnie ciemnowłosego chłopaka z roztrzepanymi włosami i bokserką. Kiedy od czasu do czasu wybierali się nad rzekę, aby łowić ryby, Logan nie dość, że musiał nieść cały ekwipunek to jeszcze zmęczonego chłopca na swoich plecach. Nigdy nie narzekał. Dwudziestotrzyletni teraz młodzieniec zawsze starał się każdemu pomóc, ale to więcej mówiono o Sebastianie. O tym jak chłopak jeździł na deskorolce, chwalono go za taniec na festynach, a także był duszą towarzystwa i prawdziwym mistrzem w unikaniu wszelkich obowiązków. Logan trzymał się na uboczu, zawsze wycofany z większego tłumu. Wolał spędzać czas w ogrodzie lub w garażu.

Teraz, gdy Shiro spojrzał na niego kiedy Logan podniósł klapę garażową, a ta wydała z siebie głośny, charakterystyczny dźwięk chłopiec poczuł się czemuś winny. Sam siebie nie rozumiał, ale miał żal, bowiem... dostrzegł w Loganie tylko przez moment uczucie, a przecież ktoś taki jak on powinien być kochany już od dawna. Mimo kilku wad młody mężczyzna był bliższy ideału niż można by było się tego spodziewać, jednak... Czy Shiro szukał takiego ideału?

— Zaczniemy od rajek od płotu, bo tam jest teraz cień. Bliżej południa słońce skieruje się wyżej, więc środkowe rajki stworzą nam strefę bezpieczną — powiedział drapiąc się po głowie i szukając w bałaganie potrzebnych rzeczy.

Shiro wszedł do środka, ale poczuł się naprawdę dziwnie. Nie wiedział, co miał robić, swój kapelusz chciał zdjąć z głowy i wejść do jego środka znikając w zaczarowanej krainie. Nie potrafił ot tak pracować z Loganem po jego wczorajszym wyznaniu. Czuł się skołowany.

— Shiro? Dobrze się czujesz? — starszy patrzył na chłopaka, który nagle szybko się wycofał i feralnie zahaczył nogą o metalową, kwadratową konstrukcję, na której zamontowana była klapa.

Czarnowłosy upadł na plecy, a Logan nie zawiązał supła przy ruchomej konstrukcji tak jak radziła mu babcia i klapa zaczęła spadać. Shiro był sparaliżowany. Nie potrafił się ruszyć, a zbliżająca się klapa spadała na niego coraz szybciej, lecz...

... nie uderzyła go.

Chłopak zasłonił się rękami, a gdy odważył się otworzyć oczy ujrzał Logana, który zatrzymał rękami drzwi garażowe. Shiro patrzył na starszego będąc ciągle przestraszony, a jego ciało zaczęło się trząść, ponieważ dopiero po czasie odczuł większy stres.

— Nic ci nie jest? — zapytał Logan, a Shiro kiwnął głową, po czym jego wzrok przeniósł się na napiętą rękę starszego.

Z ręki Logana zaczęła lecieć krew, lecz wyższy kompletnie się tym nie przejął. Nawet nie poczuł jak wziął większy zamach, aby złapać w porę spadające drzwi i przypadkowo rozciął skórę o wiszącą na ścianie kosę.

— Spróbuj wyjść na zewnątrz i przytrzymasz przez chwilę drzwi, ok?

Shiro znów przytaknął i zrobił tak jak kazał Logan. Starszy przejął od młodszego klapę i tym razem zakluczył ją prawidłowo z boku przy ścianie. Niższy chłopak przyglądał się bezustannie rozcięciu na ręce Logana i było mu głupio, że przez jego niepokój zrobił sobie krzywdę.

— Log...

— No — otrzepał ręce. — Teraz już nie powinno nawet drgnąć — powiedział i wszedł ponownie do garażu, co Shiro zdziwiło jeszcze bardziej.

— Twoja ręka — odważył się w końcu powiedzieć głośniej i wtedy Logan przyjrzał się uważniej ranie.

— Cholera, ale ta krew zapierdala — zaśmiał się, a Shiro robiło się słabo na widok szkarłatnej cieczy.

— Musimy ją opatrzeć — odparł niższy i od razu uciekł wzrokiem od ciemnowłosego, który spojrzał na Shiro z uśmiechem.

— W porządku — odezwał się Logan. — Ale musisz mi pomóc.

Młodszy nadal nie był w stanie spojrzeć w te pewne swego tęczówki, jednak nie zamierzał wymigać się od swojej powinności. To w końcu przez niego starszy został ranny.

Oboje ruszyli do kuchni po apteczkę. Na całe szczęście starsza kobieta oglądała swój serial o wyznaczonej godzinie zatem chłopcy wymknęli się z pomieszczenia kompletnie niezauważalnie i usiedli w cieniu pod jednym z drzew.

Shiro przyniósł także wodę i zaczął na początku odkażać ranę. Wylał trochę wody utlenionej na gazę i przyłożył ją delikatnie do rozcięcia, które widniało nieopodal zgięcia łokciowego.

— Boli cię? — spytał, nie chcąc zrobić więcej krzywdy Loganowi i starannie przykładał gazę.

Starszy przyglądał się chłopcu, który klęczał przy nim i skupił się na jego wyrazie twarzy. Lekko ściągnięte brwi powodujące mały grymasik i zmarszczony nosek. Czarne tęczówki z pełną dokładnością obserwujące dalsze pociągnięcie gazy na napiętej skórze. Logan wstrzymał na moment oddech będąc tak blisko Shiro i po dłuższej chwili milczenia się odezwał:

— Nie — powiedział, nie chcąc bez końca droczyć się z siedemnastolatkiem.

Nie chciał go wpędzać w jeszcze większe zakłopotanie. Znał go od lat i wiedział dokładnie, kiedy Shiro żałował swoich czynów.

— Ale wiesz, co jeszcze by pomogło?

— Co? — niczego nieświadomy chłopiec zapytał.

— Całus — dodał, a wtedy wreszcie Logan poczuł smak bolesnej wody utlenionej na ręce.

— Głupek — powiedział przez zaciśnięte zęby Shiro, który mocno docisnął gazę.

— Aua! Ja tylko zaproponowałem! — próbował się tłumaczyć i chwycił chłopaka za nadgarstek przewracając go na plecy.

Wykorzystał ten moment najlepiej jak tylko potrafił i położył się tuż obok czarnowłosego.

Shiro zastygł niczym figura woskowa, lecz to było złym porównaniem ze względu na to, że jego ciało się poruszyło i pojawiły się widoczne drżenie, niespokojne kołatanie serca i przypominał bardziej zamarzającą istotę, której brakowało tchu.

Logan nie posunął się dalej i cierpliwie czekał.

Czekał na chwilę, która wreszcie nadeszła i młody Shiro niepewnie, lecz jednak odważył się ułożyć policzek na zielonej trawie i spojrzeć na Logana, który podpierał swoją głowę na ręce. Nie zauważył w tym spojrzeniu nic czego oczekiwał. Nie było tam miłości, a sam strach i zagubienie, więc starszy podniósł się do siadu i wystawił ramię na wysokość ramienia.

— No już, zabandażuj mi rękę i zabierajmy się do pracy — powiedział, czym zbił z tropu niższego chłopaka.

Shiro był rozdarty wewnątrz. Nie potrafił zrozumieć zachowania Logana a co gorsza swojej reakcji. Z jednej strony chciał się opierać napierającym uczuciom, lecz z drugiej strony pomyślał nawet o krótkim muśnięciu warg starszego. Zrezygnował z tego szybko, ulotne pragnienie prysnęło niczym szarzejąca bańka mydlana, unosiła się ona w górę, lecz koniec końców pękła bezpowrotnie. W chwili, gdy Logan podniósł się z rosnącej trawy i przerwał romantyczne uniesienie, którego... powinien chcieć?

Skoro kocha... to czy nie powinien starać się bardziej? — pomyślał Shiro.

W połowie azjatycki chłopak uważnie zawiązał bandaż i oboje zajęli się wreszcie pracą w ogrodzie warzywnym. Tak jak postanowili rozpoczęli lato od przyglądaniu się nieszczęsnym chwastom, których się pozbywali niczym bohaterowie złoczyńców.

Dzień minął im dość szybko, ale gdy tylko zrobiło się chłodniej, a słońce uciekało za horyzont, młodzieńcy musieli jeszcze podlać wszystkie rośliny. Nie mogli tego zrobić o poranku, ponieważ ugotowaliby wszystkie sadzonki i kwiaty za jednym zamachem w upalny dzień. Cała ich praca poszłaby na marne.

Pociągnęli wąż ogrodowy ze studni, a następnie włączyli kabel do prądu, aby cały mechanizm zadziałał. Woda początkowo leciała ciurkiem aż wreszcie zdołała płynąć sowicie z gumowego otworu. Logan zajął się zatem podlewaniem, a Shiro w tym czasie zajął się następnymi rajkami w ogrodzie bawiąc się w superbohatera.

Przynajmniej chciał nadgonić pracę, której nie wykonali w pełni dzisiejszego dnia z powodu małego wypadku. Shiro kucał przy jednej z plastikowych rurek, po której zgrabnie wspięły się łodygi pomidorków koktajlowych i nie potrafił się skupić na niczym innym jak myślach o starszym chłopaku. Czarnowłosy potarł dłońmi o ramiona, ponieważ na dworze robiło się coraz zimniej i ciągle zerkał na Logana, który z przywiązaną bluzą przy biodrach wyglądał naprawdę pociągająco w białej bokserce i dresowych spodniach.

— Jak długo... — siedemnastolatek postanowił w końcu zapytać o ważną kwestię, a samo brzmienie głosu Shiro zmusiło Logana do tego, aby spojrzeć na młodzieńca. Kiedy ich oczy się spotkały, pół-Japończyk przeniósł wzrok na swoje stopy i dokończył: — Jak długo jesteś we mnie zakochany?

Logan uśmiechnął się na koniec tego dnia, ponieważ ciekawość Shiro była pierwszym krokiem do tego, aby myśleć o pogłębieniu tej relacji.

— Odkąd zaczęliśmy pracować wspólnie w tym ogrodzie — powiedział, a Shiro uniósł głowę niczym mała surykatka, bowiem uświadomił sobie, że było to pięć lat temu. — Wiem, że uznasz mnie za starego zwyrola, hah — starszy złapał się za kark nadal podlewając rośliny. — Ale teraz wiek nie stanowi już dla nas żadnej przeszkody — dokończył, przenosząc swój wzrok przepełniony zarówno powagą i łagodnością wprost na tęczówki oczarowanego Shiro.

***

Drugi dzień zakończył się bardzo szybko. Natłok prac i nadgonienie niedokończonych obowiązków zdominowało Shiro i spowodowało, że chłopak usiadł na trawniku, po czym padł plecami na zielone źdźbła. Logan nie stawiał mu dalszych wytycznych i po prostu dał odetchnąć młodszemu, który oddychał ciężko trzymając się jedną ręką za brzuch, a drugą zaciskał słomkowy, przyjazny materiał.

Atmosfera była zupełnie inna niż wczorajszego dnia. Pierwszy dzień prac był pełen wyznań, niedomówień, gestów, spojrzeń i słów, które po raz pierwszy opuściły usta obydwojga. Shiro przekręcił głowę w bok i patrzył na Logana, po którego ciele spływały słone kropelki potu. Starszy również odczuwał większe zmęczenie niż wczoraj, ale jak zwykle nie narzekał na nic dookoła. To nie zaskoczyło Shiro. Większe jego zdziwienie wzbudzało zachowanie Logana, który w żaden sposób nie naruszał żadnych granic i zachowywał się tak jak każdego poprzedniego lata. Młodszy zastanowił się przez moment, czy wczorajszy dzień w ogóle się wydarzył? I czy wieczór sprzed dwóch dni nie był jego dziwnym snem? Czy wyznania były prawdziwe? Czy miały one miejsce? Chłopiec nie rozumiał, dlaczego po powiedzeniu kocham Logan nie robił nic więcej? Jedno słowo nie mogło załatwić przecież wszystkiego...

Czarnowłosy przygryzł dolną wargę i bił się z własnymi myślami. Nie wiedział czy rozsądnym posunięciem byłoby brnięcie w relację, której nie chciał. Jedynym, którego kochał był Bastian, więc... czemu ani razu o nim dziś nie pomyślał?

Kiedy Shiro odpłynął daleko myślami, Logan postanowił wykorzystać sytuację i skierował wąż ogrodowy w stronę chłopca oblewając go od stóp do głów mokrym strumieniem.

— Aaaaa! — zaczął krzyczeć Shiro, a z jego ust wydobył się nawet krótki pisk, który rozbawił Logana do łez.

Młodszy wstał na nogi prędko i zaczął biegać wokół unikając każdego kolejnego strumienia.

— Logan!!! — wykrzyknął imię przyjaciela i zaczął biec w jego stronę.

Niższemu udało się złapać starszego za bokserkę i niechcący zsunął ją niższej ukazując zmroku jego wyrobioną klatę. Shiro się momentalnie zawstydził, ale to był tylko podstęp, aby wyrwać Loganowi węża z ręki. Ciemnowłosy stracił czujność i teraz to on przejął władzę oblewając obficie wyższego od siebie chłopaka.

Z ogrodu dobiegały odgłosy krzyku, krótkich i soczystych przekleństw, lecz przede wszystkim śmiechu, a zabawa się skończyła, gdy Shiro głośno kichnął.

— Apsik! — czarnowłosy został okryty bluzą Logana, która wyjątkowo dziś nie spoczywała na jego biodrach a przy drzewie.

— Musisz zdjąć koszulkę — powiedział starszy.

— Nie ma mowy — odparł, zakrywając się aż do samej szyi.

— Przeziębisz się — wyznał, wzdychając po chwili widząc w młodszym mniejsze dziecko niż był nim w rzeczywistości. — A nie ma nic gorszego od tego, aby się pochorować w lato.

— Ty... też masz mokrą koszulkę — zauważył Shiro i uciekł swoim wzrokiem daleko od tego należącego do Logana.

Starszy spojrzał na swoją przemoczoną bokserkę i jednym ruchem ręki ściągnął jej materiał ukazując Shiro wyrzeźbiony od ciężkiej pracy tors. Chłopiec przyjrzał się uważnie mięśniom, sporym bicepsom, a przede wszystkim wrażenie zrobił na nim napięty brzuch Logana, który prezentował się nieziemsko.

— Znów się rumienisz — Logan nachylił się do Shiro, a ten przymknął oczy i przygryzł wewnętrzną część policzka.

— Nieprawda — zaprzeczył i nagle spanikował, gdy poczuł na swoim biodrze chłodną, silną dłoń. — Co ty wyprawiasz?!

— Teraz twoja kolej — powiedział spokojnym tonem Logan. — Zdejmij tylko koszulkę. Za chwilę znów założysz moją bluzę — próbował uspokoić chłopca, który niechętnie, ale zgodził się na ten pomysł.

Shiro zsunął ze swych ramion długie rękawy szarej bluzy z kapturem i następnie mając wypieki na bladych policzkach pozbył się białej koszulki z czarnym nadrukiem. Logan obserwował go dokładnie, jednocześnie pesząc młodszego do granic możliwości.

— Nie patrz...

— Ty na mnie patrzyłeś — powiedział starszy, wciąż utrzymując wzrok na wysokości torsu młodszego.

Choć wieczór stawał się chłodny Logan miał wrażenie, że temperatura wzrastała. Shiro nie miał ani grama mięśni, żadnego sześciopaku, czy zarysowanych bicepsów, ale dla starszego był on idealny.

Logan nie miał jednak zbyt wielkiej uciechy i czasu na przyglądanie się Shiro, który był bez koszulki, ponieważ chłopiec od razu zasunął suwak bluzy pod sam podbródek.

— Nie rozumiem cię, Logan — Shiro przerwał ciszę i usiadł tuż obok starszego, który skierował swój wzrok na pojawiające się na niebie gwiazdki.

— Dlaczego? Po prostu cię kocham — wymówił to z tak niebywałą łatwością, że Shiro jeszcze mocniej zwątpił w jego uczucie.

— To dlaczego ty... zachowujesz się jak gdyby nigdy nic? Czemu nie próbujesz mnie dotknąć? Ani...

— Pocałować?

Shiro kiwnął głową i chciał się ze wstydu zapaść pod ziemię mając nadzieję, że wykiełkuje na dorodnego pomidora.

Logan westchnął głośno i sam skrywając swoje zażenowanie nadal patrząc w gwiazdy odparł krótko:

— Bo nawet jeśli teraz wiesz o moich uczuciach to nie chcę zmieniać wiele między nami.

Shiro wbił spojrzenie w starszego i przypomniał sobie o dniu, w którym wpadł do rzeki podczas połowu ryb. Logan go uratował, ponieważ czarnowłosy nie umiał wtedy pływać. Kilka lat temu starszy również dał mu swoją bluzę... teraz także się tak stało, nie czyniąc niczego więcej.

— I sądzisz, że to wystarczy? Jeśli mi nie udowodnisz czegoś więcej, to myślisz, że rzucę ci się w ramiona? Bez żadnych starań się w tobie zakocham?

— Już raz mnie przecież pokochałeś, prawda? — zapytał, tym razem przekręcając głowę w stronę Shiro.

Ich twarze były oddalone od siebie tylko o drobne centymetry, a chłopiec zdenerwował się tak bardzo, że zamiast uciec rzucił się w te silne ramiona, które go objęły. Shiro zaprzeczał sam sobie. Jego umysł mówił jedno a ciało wykonywało podświadome ruchy.

Shiro schował twarz w zagłębieniu szyi starszego i wstydził się tak bardzo...

— Skąd wiedziałeś...? Przecież ja nikomu o tym nie mówiłem — zapytał takim tonem, jakby w ułamku sekundy miał się rozpłakać.

Logan słabo się uśmiechnął i trzymał chłopca, który siedział na jego udach, a kościste kolana zgiął i opierał na trawie. Serce młodszego biło tak szybko, że prawie przeskoczyło do drugiej piersi, lecz tam też panował chaos, którego tak łatwo nie dało się poskromić.

— To bardzo proste, Shiro — powiedział o pół tonu ciszej gładząc szyję młodszego swym ciepłym oddechem. Logan powstrzymywał się teraz przed wieloma rzeczami, które chciał zrobić trzymając Shiro tak blisko siebie. — Domyśliłem się, ponieważ moje spojrzenie wyglądało dokładnie tak samo jak twoje... Niczym lustrzane odbicie. Pragnąłeś mnie, ale również przeszkadzała ci różnica wieku — chłopiec wzdrygnął się, gdy ręka starszego powędrowała pod materiał szarej bluzy i dotknęła jego pleców.

— Ah — wyrwało się z ust Shiro krótkie westchnienie i próbował ukryć się przed spojrzeniem Logana, który nagle odchylił się do tyłu i sprawił, że ułożył się plecami na trawie, a siedemnastolatek siedział na nim zakrywając ręką swoją twarz. — Przepraszam...

— Nie przepraszaj — wyznał i ujął na wpół ukrytą dłoń chłopca w przy dużym rękawie.

Shiro wtedy znów zareagował impulsywnie i złączył ze sobą torsy, a głowę ułożył na ramieniu starszego. Po raz kolejny poczuł jego ramiona na swoich plecach, lecz Logan nie pokusił się o dalsze czułości wobec chłopaka, który nie był pewien swych uczuć, które prawdopodobnie już przeminęły.


***

Dni mijały.

Jeden za drugim aż w końcu nadszedł dzień powrotu czwórki przyjaciół.

Logan i Shiro wyszli z ogrodu, kiedy usłyszeli jak Austin podwójnie zatrąbił klaksonem. Jego van wyglądał, jakby przejechał przez mokradła, następnie dżunglę i błotniste tereny. Auto przeszło prawdziwe katusze, jednak Logan nie skupiał się tak bardzo na przyjezdnych, ponieważ na pierwszym miejscu zawsze był Shiro.

— Za chwilę zobaczysz się z Bastianem — powiedział, czując w sercu niepokój i pewne obawy, ponieważ decyzja Shiro wciąż była mu nieznana.

Siedemnastolatek spojrzał przed siebie i zobaczył jak przyjaciele Sebastiana wyszli zmęczeni z samochodu. Wyglądali jak siedem nieszczęść, ale na ich twarzach można było poza tym ujrzeć podekscytowanie po odbytej przygodzie.

Shiro wziął głębszy wdech i cichym tonem zwrócił się do Logana:

— Miłość to nie tylko słowo. Ja i Bastian go nie wypowiadamy, a i tak wiemy, co do siebie czujemy — chłopiec uśmiechnął się, gdy Bastian wyszedł jak zbity pies z siedzenia umiejscowionego za kierowcą.

Starszy postanowił pociągnąć jeszcze tę prywatną rozmowę, póki nikt im nie przerwał.

— Naprawdę wiesz, co czujesz?

Shiro wiedział dokładnie o czym mówił Logan.

— Kocham go — powiedział, patrząc na chłopaka, który zdjął swoją ukochaną czapkę i przyłożył ją ze skruchą do brzucha, jakby chciał zasłonić nią nieszczęsną wątrobę, która nie tolerowała dużej ilości alkoholu. To przez feralne upojenie nie stawił się na spotkaniu z Shiro. — Ale czyjeś słowa wzbudziły we mnie wątpliwość — wyznał szczerze, tym razem nie kryjąc własnych uczuć wobec Logana.

Starszy spojrzał na Shiro, a ten uśmiechał się bez przerwy, ciesząc się, że w obydwóch chłopakach mógł odnaleźć przyjaciela.

— Na ten moment nie potrafię jednak wybrać — odparł wzruszając ramionami i wtedy prywatność się skończyła, ponieważ ich dwójkę zaczęła mijać trójka przyjaciół.

— Nigdy więcej nie jadę z tą beksą na żaden kemping — powiedział Austin, idąc lekko przygarbiony i pokazując kciukiem na Sebastiana.

— Survival? Nigdy więcej, komary są jak potwory — dodał Jack.

— Bastian to jakiś niepoprawny romantyk... — stwierdził Owen, który włożył do ust zakamuflowane ciasteczko. — Ciągle płakał za tobą, Shiro — otyły chłopiec poklepał siedemnastolatka i ten w końcu podbiegł w tych swoich trampkach oraz długich skarpetkach do Sebastiana, którego przytulił na samym wstępie.

— Shiiiiroooo, ja cię tak bardzo przepraszam... — Sebastian zmarszczył brwi i wyglądał tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać. — Nie mogłem mieć przy sobie telefonu i się z tobą skontaktować! Przepraszam, że piłem i nawaliłem się w cztery dupy... To moja wina, wszystko moja wina. Nie chciałem tam jechać. Chciałem z tobą porozmawiać i powiedzieć ci, że... — urwał w środku zdania, a jego brwi nagle poszybowały w górę, lecz Shiro ulżyło, ponieważ nie chciał słyszeć żadnych tego typu słów.

Logan patrzył na nich z uśmiechem i wsuwając ręce do kieszeni spuścił głowę w dół, ponieważ to on chciał mieć w swych ramionach tego słodkiego chłopaka. Było mu przykro widząc go z Sebastianem, lecz nie miał serca stawać na drodze miłości, która nadal była niepewna. Starszy znów musiał wykazać się cierpliwością i tym razem czekać na decyzję Shiro.

Dwudziestotrzylatek stał tak przed domem babci, która zaprosiła wszystkich do domu. Logan zwlekał z wejściem do środka i nagle poczuł jak ktoś objął go i stanął u jego boku.

Tym kimś był Austin.

— Teraz chyba pora, aby się trochę napić, prawda?

— Każda pora jest dobra — Logan poklepał kumpla po plecach i poszedł do pokoju po kolejną butelkę rumu, lecz przedtem zerknął jeszcze kątem oka na Shiro, który również skupił na nim swój wzrok.

Wzajemnie obdarowali się ciepłym uśmiechem.















Koniec












***

Krótki one shot opisujący przeszłą, jak i teraźniejszą miłość.

Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał 🤍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro