Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-4-

Obudził się wyziębiony i z okrutnym bólem głowy na twardej ławce w kuchni. Nie pamiętał dokładnie, jak się tu znalazł, ale przypuszczał, że w końcu opuścił salkę i szukał miejsca do położenia się. Jego ubrania wciąż były mokre, a on nie czuł nic w nogach, zupełnie jakby mu je odcięło. Nie zdążył się podnieść, a rozległ się trzask i ciche zdziwione westchnienie. Spojrzał zmęczonymi oczyma na Krystiana w panice próbującego podnieść swoje kule z podłogi. Mimo zawrotów głowy i rozmazującego się obrazu, rzucił mu się do pomocy, jednak stracił równowagę i obaj obili się o kafelki. Krystian zaciskał zęby, trzymając się za kolano, które musiało się boleśnie przekręcić. Etan siedział obok z pustką w głowie.

- Wracaj już do domu - powiedział Krystianowi, który był już na granicy łez. Chociaż to sam Etan zabrzmiał płaczliwie. Musiał podjąć wszelkie próby, by pozbyć się tego chłopaka. Za dużo namieszał.

- Może kiedyś uważałem cię za autorytet - zaczął, opanowawszy się. - Ale teraz jest mi cię po prostu żal. Przyniosłem ci rzeczy.

Po tych słowach sięgnął za siebie i podał mu materiałową torbę z ubraniami i ręcznikiem.

Etan siedział i patrzył z rozchylonymi i drżącymi ustami. Zrobiło mu się jeszcze zimniej niż wcześniej.

- Nie imponujesz mi. - Popchnął go w ramię i Etan obił się plecami o kant ławki. - Przebierz się. - Wcisnął mu torbę. - Przepraszam - dodał na koniec, już całkowicie łagodnie.

Etan powoli się podniósł, nie myśląc wcale o bolących go mięśniach i kościach. Widział przed sobą tylko siedzącego na kafelkach chłopaka o splątanych kosmykach włosów i troskliwym spojrzeniu. Miał tak zmrużone oczy, że zawsze wyglądał, jakby się uśmiechał. Dlaczego stał nad nim? Znów kucnął i popatrzył mu w oczy.

- Możesz ze mną zatańczyć?

- Chyba nie. Ale zatańczę - odparł słabo.

Etan pomógł mu się podnieść.

- Przebierz się i przyjdź na salkę. Będę czekał - oznajmił Krystian.

- A inni? - spytał zaniepokojony.

- Jeszcze śpią. Dziś nie ma porannego treningu. To ostatni dzień.

- Prawda... - przypomniał sobie. - A wiadomo co wieczorem?

Przez chwilę nie odpowiadał, bo odpowiedź niezbyt mu pasowała.

- Będzie impreza. Jak zawsze. Nigdy na nie nie chodziłeś. - Wzruszył ramionami. Zauważył, że Etan wciąż trzyma go za łokieć.

- Ale widziałem.

- Nie wystarczy zobaczyć. - Nie zostało już nic więcej do powiedzenia, więc go ponaglił: - Idź już. I przyjdź na salkę.

Etan nie odrywając od niego wzroku opuścił niepewnie kuchnię. Zdawał się roztrzęsiony i zagubiony. Jakby żył po raz pierwszy.

Krystian bujał się na boki do rytmu wybrzmiewającego z słuchawki w uchu. Drugą miał Etan patrzący mu w oczy i naśladujący jego ruchy. Gdy piosenka przyspieszyła, zaczął przestępować z nogi za nogę i w końcu zataczać kręgi wokół Krystiana, który tylko wiódł wzrokiem za tańczącym chłopakiem. Lepiej widział go w lustrze niż przed sobą, więc pozwolił sobie oderwać wzrok od jego pełnych pasji oczu. Kilka metrów dalej wyglądali jak dwa listki wirujące ze sobą w drodze na chodnik. Etan niecelowo muskał jego ramiona, gdy się obracał. Na początku Krystian nie wiedział, co oznacza jego mina, ale po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że się uśmiecha. Również nie mógł pohamować rozciągających się ust. Pobolewało go kolano, kiedy przechylał się na tę stronę ciała, ale ten ból wtapiał się w muzykę i dźwięki kroków. A jeszcze głośniej słyszał oddech Etana. Obserwował, już z bliska, jak jego klatka piersiowa się unosi i rozszerza. Oddychał. Uśmiechał się. Przymknął oczy i powoli osunął się na parkiet, uderzając z hukiem głową o twardą powierzchnię. Słuchawka wyleciała mu z ucha i po kilkukrotnym odbiciu się spoczęła z nieusłyszaną piosenką wciąż dudniącą w głośniczku.

- Boże, Etan!

W szoku nie był w stanie się poruszyć. Dopiero po minucie wezwał pomoc. W panice nie wyciągnął sluchawki z ucha i wciąż słyszał pędzący rytm piosenki. Dopiero, gdy w salce zrobił się ruch, a on wyszedł na korytarz, pozbył się urządzenia. Nawet nie mógł wyłączyć muzyki, bo puścił ją Etan ze swojego telefonu.

Czekał przy jego łóżku, zanim się przebudził. Odzyskał przytomność dość szybko, ale widać było, że niewiele kojarzy. Błądził oczami po belkach podtrzymujących materac nad jego głową. Położono go w łóżku Krystiana, bo trudno było go wnieść na górę.

- Pamiętasz jak się nazywasz? - Zaczął od razu Krystian trzęsącym się głosem. Byli w pokoju sami.

- Krystian...

Krystian patrzył na niego w dezorientacji.

- Ty jesteś Krystian - poprawił się. - Co tu robisz?

- Prawie wylądowałeś w szpitalu. Mocno uderzyłeś się w głowę? Chyba trzeba będzie prześwietlenie zrobić... - mówił zmartwiony.

- Bolą mnie tylko żebra. Nie mogę oddychać.

Krystian odruchowo sięgnął do jego ciała i położył dłonie w miejscu, gdzie wyczuwał żebra. Ledwo się unosiły. Etan patrzył na niego mętnym wzrokiem z lekkim rumieńcem.

- Lepiej ci?

- Gorzej - wykrztusił.

- Przepraszam.

Odsunął się.

- A gdzie inni? - spojrzał ponad ramię kolegi.

- Nie interesują się tobą, póki żyjesz - odparł szczerze. - Trener jeszcze nie wrócił, więc o niczym nie wie.

- Niech tak zostanie. Tylko przemarzłem w nocy. Nic mi nie jest. - Spróbował usiąść, ale zakręciło mu się w głowie i znów opadł na materac.

- Dużo myślisz o indywidualnych? - zmienił temat.

- Wcale. Jakoś nie chcę brać udziału. - Patrzył się obrażony w ścianę i Krystian nie mógł go odczytać.

- Ale jesteś wybitny! Musisz wziąć udział. Co z twoim układem?

- Nie wiem. Daj mi spokój. - Obrócił się do niego plecami i nakrył ręką głowę, żeby zatkać uszy.

- To dobranoc. Ja idę przygotowywać imprezę z chłopakami.

Etan mu nie odpowiedział, więc sięgnął po swoje kule i opuścił pokój.

Dziś jakoś Etan wydawał mu się bardziej namacalny. Trochę mniej jak duch, a trochę bardziej jak żywa istota. Choć dalej trudno z nim było porozmawiać jak z człowiekiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro