-1-
I raz, i dwa, i trzy, i cztery, i pięć, i sześć, i siedem, i osiem, i raz, i dwa, i trzy...
Podeszwy butów waliły rytmicznie w parkiet, a oczy obserwowały energiczne ruchy w lustrze zakrywającym całą ścianę. Poza Etanem nie było na sali nikogo. Zresztą nic dziwnego, bo było już grubo po północy.
Ostatni ruch i zaciągnął się powietrzem, żeby potem wylądować na podłodze. Opierał się na łokciach i próbował dostarczyć do płuc więcej tlenu, niż to było możliwe.
Po dwóch minutach podniósł się i patrząc prosto przed siebie opuścił salkę. Zapadła ciemność.
Wziął prysznic i starając się nie narobić hałasu, wszedł do pokoju dzielonego z czterema innymi chłopakami. Po ciemku odnalazł drogę na swoje piętrowe łóżko. Najciszej jak mógł położył się, ale rama i tak zaskrzypiała. W końcu odetchnął, a nawet ten oddech był głośny. Patrzył się na kompletnie czarny sufit.
I tak nie zaśnie.
Rano był wdzięczny budzikowi, gdy zaczął grać znaną melodię. Przysnął na parę godzin, ale czuł się tak, jakby tylko na moment się położył. Powieki same mu się otworzyły, a zapoconego materaca miał serdecznie dość. Znowu potrzebował prysznica. Czuł na sobie wzrok Krystiana, gdy szukał kosmetyczki w walizce, ale nie odwracał się do niego. Często się mu przyglądał i w końcu Etan nauczył się to ignorować. Był najlepszym tancerzem w grupie, więc oczywistym było, że przykuwał uwagę. Do tego mało się odzywał i mógł sprawiać wrażenie tajemniczego, co dodatkowo budziło zainteresowanie pozostałych uczestników obozu. Dołączył do ich grupy rok temu, a nie zamienił z żadnym z nich więcej niż trzy zdania. Kontaktowali się z nim, gdy musieli. Może siał postrach? Może był wyrzutkiem. Nigdy nie znalazł jednoznacznej odpowiedzi.
Po śniadaniu mieli dwugodzinny trening. Potem chwila przerwy i praca nad własnymi choreografiami. Następnie był obiad, a po obiedzie aż do osiemnastej był czas wolny. Większość chłopców wykorzystywała go na wyjście na zewnątrz i przejście się do najbliższego sklepu. Ośrodek znajdował się z dala od dużych miast, więc mieli niedaleko i las, i jezioro, i raczej nie było opcji wyjścia do klubu wieczorem. Zresztą i tak trudno by było po takim wieczorze wstać i trenować następnego dnia, więc raczej by nie ryzykowali.
Etan był pierwszy na wieczornym treningu. Gdy inni dopiero się zbierali, on już ćwiczył w kącie blisko ściany. Zajmował jak najmniej miejsca i nie wkładał w to zbyt wiele energii, ale skupiał się na dokładnym wykonaniu ruchów i mruczał coś przy tym pod nosem.
Chłopak o orzechowych włosach do brody i dużych oczach wszedł równo o osiemnastej i od razu zwrócił swe oczy ku Etanowi, jakby z góry wiedział, że tam go znajdzie. Nic nie mówił, tylko zaszedł na sam środek sali i tam usiadł skrzyżnie na parkiecie, skierowany do lustra. Obserwował w nim po swojej prawej skupionego kolegę (nazywał go kolegą, choć jedyne, co sobie powiedzieli, to „masz dobrą pracę nóg" i „dzięki"). Ten komplement o dziwo pochodził od Etana i znaczył dla tego drugiego więcej, niż zwykle takie słowa mogły znaczyć.
- Zaczynamy! - zawołał trener klaszcząc. Od razu ustawili się na swoich miejscach. Krystian zerkał co jakiś czas w bok. Od dawna naśladował Etana i próbował nauczyć się jego stylu, bo każdy jego występ był oszałamiająco wyraźny, a to uważał za imponujące. Wiedział, że nie będzie od niego lepszy, ale jeśli miał się czegoś nauczyć, to tylko od niego.
O dwudziestej pierwszej wszyscy kręcili się po kuchni przygotowując sobie kolację. Olaf, Karol i Adam gotowali cały czajnik wody na zupki chińskie, za to Krystian smarował chleb dżemem.
- Bierzecie udział w indywidualnych? - rzucił Olaf, ale słabo go było słychać przez gotującą się wodę. Zalał nią trzy miski.
- Boję się - zaśmiał się Krystian oblizując nóż. - Sam na parkiecie panikuję. Poza tym cała choreografia musi być moja. Awykonalne. - Pokręcił głową.
- To jest tylko kilka ruchów... Gorzej, jak zapomnisz, zanim je zapamiętasz - odezwał się Karol.
- Pewnie Etan weźmie udział - powiedział i od razu poczuł, że nie powinien był tego robić, gdy wspomniany chłopak znajdował się w tym samym pomieszczeniu. Siedział na ławce pod oknem i jadł w ponurej ciszy owsiankę.
Inni też teraz zamilkli i zgodnie zwrócili swój wzrok ku niemu.
- Tak - potwierdził, nie patrząc na nich.
Chłopcy wypuścili oddechy i zaczęli między sobą szeptać.
To była kolejna noc czekania na Etana. Krystian już przyzwyczaił się do tego, że około pierwszej chłopak wspinał się po drabince ich piętrowego łóżka i po cichu układał się do snu. Jednak jeszcze długo słyszał po jego oddechu, że wcale nie śpi. Tak długo, że sam do tej pory już odpływał i dopiero rano widział ponownie jego bose stopy na szczeblach po swojej prawej. Zastanawiał się, czy to w ciężkiej pracy tkwi jego geniusz. Czy to kwestia trenowania po nocach i poświęcania snu. Sam nie był na to gotowy i obawiał się, że przez to nigdy nie osiągnie poziomu Etana. Ale warto było próbować.
Piątej nocy sam czuł się okropnie. Męczono ich na treningach, bo przygotowywali się do zawodów i nawet, gdy upadali bez sił na podłogę, trener kazał im wstawać, póki mogli jeszcze oddychać. Podnosili się. Chyba już tylko ze strachu, że nigdzie indziej nie ma dla nich miejsca i że został im tylko parkiet. W oczach Etana obserwował okropne zawzięcie. Pierwszy zrywał się na nogi i pierwszy stawał w gotowości na swojej pozycji. Działał jak maszyna z tylko krótkimi przerwami w dostawie prądu. I właśnie w tych przerwach można było zobaczyć w nim człowieka.
Tej nocy Etan nie wracał, a była już prawie druga. W końcu i Krystian opuścił swoje łóżko, które zaczęło go już irytować. Założył kapcie i nogi poniosły go do salki. Zdziwił się ciężko, gdy nie zobaczył zapalonego światła, jednak chwilę potem usłyszał rytmiczne tupanie, choć niezwykle słabe, jakby ktoś ćwiczył bez butów. Stanął przy uchylonych drzwiach i nasłuchiwał.
Dum-dum-dum. Jak serce, które czuł teraz w gardle. Pomiędzy niektórymi stąpnięciami rozlegały się szybkie wydechy, a czasem jeszcze przedzierało się wraz z nimi coś w rodzaju skomlenia lub szlochu.
Nagle wszystkie głosy ustały i Krystian poczuł nieodpartą chęć zajrzenia do środka, nawet jeśli panowała tam kompletna ciemność. Oparł dłoń o powierzchnię drzwi i wychylił dalej głowę, jakby jakimś cudem jednak coś tam mógł zobaczyć, a wtedy natrafił na dwoje zezłoszczonych oczu skąpanych w ciemności. Ich nagłe bliskie położenie przestraszyło go do tego stopnia, że krzyknął cicho i odskoczył, łapiąc się za pierś.
- Obserwowałem cię od jakiegoś czasu - zaczął się nerwowo tłumaczyć. - Chciałem się nauczyć tańczyć tak, jak ty. Uwielbiam twój styl, jesteś świetny. To kwestia ćwiczeń, czy artyzmu? - W ogóle nie zastanawiał się nad tym, co mówił. Starał się usilnie nie wyjść na stalkera, co jednak nie szło mu za dobrze.
- Lepiej nie tańcz jak ja - odpowiedział mu ostro, aż Krystian się przestraszył. - To nie jest tego warte - dodał łagodniej i chciał go wyminąć.
- Masz już choreografię na indywidualne? - zapytał, zanim zdążył odejść. Etan patrzył na niego przez chwilę.
- A ty?
- Ja? - zdziwił się. - Nie wiem, czy wezmę udział. - Pomachał przed sobą rękami z zażenowanym uśmiechem.
- Bo? - Uniósł nieznacznie brwi.
Krystianowi odebrało mowę.
Etan znów podjął:
- Jeśli udajesz, by zdobyć informacje, to sobie odpuść. Zatańczę przed publiką dopiero na scenie.
- To nie tak... - Zdawał sobie sprawę, jak głupio brzmi z tymi słowami, ale to były, jedyne, jakie miał. - Naprawdę cię podziwiam - mówił jeszcze do pleców oddalającego się Etana.
Westchnął. Nie chciał za nim iść i pogarszać sprawy, więc wszedł do pogrążonej w ciemności salki. Słabe światło wpadające przez uchylone drzwi odbijało się od luster. Widział w nich też swoją postać stojącą po środku parkietu. Rzadko tu bywał sam. Było też dziwnie cicho. Żadnej muzyki, która miałaby wprawić jego ciało w taniec.
Wkrótce opuścił salkę i wrócił do pokoju. Po raz pierwszy to on był tym starającym się nie obudzić innych, ale i tak miał wrażenie, że ktoś obserwuje go z piętrowego łóżka. Schował się pod kołdrę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro