34.
/ wrzucam dzisiaj, bo jutro i w czwartek raczej nie będę miała możliwości. Miłego!
- Ginnie! Nie możesz mnie tak ignorować!
Taekook kolejny raz szturchnął swoją starszą siostrę, marszcząc przy tym groźnie brwi. Od wczorajszej kolacji próbował uzyskać jakąkolwiek odpowiedź na nurtujące go pytania, jednak wszystkie bliskie mu osoby zbywały go marnymi wymówkami. Irytowało go to i naprawdę miał ochotę zacząć krzyczeć, jednak wiedział, że nic tym nie ugra. Na aismy nie działały tego rodzaju zachowania, a Junggin zamknęłaby się w swoim pokoju i zostałby pozostawiony sam sobie. Na to zaś nie mógł sobie pozwolić, bo jeszcze kilka chwil w niewiedzy, a kompletnie oszaleje.
- Siostro!
- Na bogów, Taekook. Co tak męczysz? - Dziewczyna westchnęła, nie kryjąc podenerwowania. Zatrzasnęła swoją grubą księgę i utkwiła wzrok w chłopcu, mrużąc powieki. - Dlaczego to ja muszę być twoją ofiarą?
- Bo tylko ty w tym domu niczego nie ukrywasz! Oni wszyscy tylko kręcą i kręcą!
Jego drobne dłonie zacisnęły się w pięści, a dotąd delikatnie zaróżowione policzki zaczynały robić się coraz bardziej czerwone. Nie mógł dać za wygraną.
- Chcę tylko wiedzieć czy to prawda, co mówił ten głupi pan! I jak to się stało. Tylko tyle - jęknął, łapiąc za jej rękaw. Swoje pulchne usta wydął w słodki dzióbek, wpatrując się w nią błagalnie. Miał zamiar wykorzystać wszelkie możliwe sztuczki, nawet jeśli miałby stroić słodkie minki cały dzień.
- Jeżeli chociaż piśniesz Taehyungowi, że się wygadałam, to zamknę cię w piwnicy ze szczurami, przysięgam. - Junggin zmarszczyła gniewnie brwi, na co Taekook posłusznie pokiwał głową.
Dziewczyna odetchnęła i nieco wygodniej rozłożyła się na fotelu, wbijając wzrok w sufit.
- Gdy byłeś jeszcze w brzuchu, to mieliśmy w zamku ważne święto. Raz na dziesięć lat jeden z ważnych rodów organizuje przyjęcie, na które zjeżdżają się bogate osoby z całego kraju. No i akurat wtedy padło na nas - zaczęła, kątem oka zerkając na chłopca, który chłonął każde jej słowo, jakby właśnie czytała mu najwspanialszą opowieść na świecie. - Niestety zdarzył się wypadek i Taehyung oblał króla, co widzieli wszyscy na sali. Nasz pan to ponoć straszny furiat i strasznie impulsywnie reaguje na jakiekolwiek zaczepki, więc by przypadkiem nie zrobił Tae krzywdy, a tym samym nie zabił ciebie, to ojciec zgodził się odesłać fairi, gdy przestanie być pod ochroną aisapha. Nie byłam tego świadkiem, jedynie słyszałam od mojej matki plotki, ale tak mniej więcej to wyglądało - dodała, widząc spojrzenie swojego brata. - W każdym razie jesteś już duży i lada moment staniesz się samodzielnym chłopcem, a wtedy Taehyung zostanie oddany królowi.
- Oddany? W jaki sposób można kogoś oddać?
- Małżeństwo twoich rodziców będzie przez króla unieważnione, a twoja matka... Hm. Będzie własnością króla i zamieszka w królewskim zamku. Przynajmniej mam nadzieję, że tam, a nie gdzieś indziej.
Czarnowłosy poderwał się i energicznie złapał dziewczynę za policzki, zmuszając ja do kontaktu wzrokowego. Jego ciemne, zazwyczaj pełne radości oczy teraz przypominały te Jungkooka, niemal płonąc wściekłością.
- Czyli gdzie?
- Taehyung jest mały, słaby i nie potrzeba wiele, by go uszkodzić. Dlatego myślę, że gdy już raz opuści nasz dom, to nigdy więcej żadne z nas go nie zobaczy. Postaraj się więc z nim pożegnać tak, byś tego nie żałował.
Chłopiec zadrżał, po czym opadł na siedzisko, czując dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Nie miał pojęcia co ono oznaczało, ale nie miało to dla niego znaczenia.
Musiał za wszelką cenę uratować swoją mamę.
***
Słońce już od kilku godzin przebijało się przez ciężkie, błękitne zasłony. Oświetlało skrawki błyszczącego ciała Taehyunga, który pomimo świadomości, że już dawno powinien wygramolić się spod pościeli, pozwalał sobie na kolejne krótkie drzemki.
Było mu przyjemnie. Czuł każdy swój mięsień i każdą część ciała, jednak mimo to był wyjątkowo zrelaksowany i po prostu nie chciał tego zakończyć. Tym bardziej, że ciepła dłoń Jungkooka od jakiegoś czasu głaskała jego nagie ramię, doprowadzając skórę do rozkosznych dreszczy.
- Nie musisz udawać, że śpisz, Taehyung.
Głos Jeona nie był niecierpliwy, jasnowłosy nie wyczuwał w nim też innych negatywnych tonów. Brzmiał całkowicie normalnie, wręcz uspokajająco. Pozwolił więc sobie na ostrożne przeciągnięcie się, po czym powoli uniósł podbródek, by spojrzeć na starszego. Wyglądał na całkowicie rozbudzonego. Jego powieki nie były opuchnięte a wzrok zamglony, tak jak Taehyunga.
- Gdy przestanę udawać, to po prostu mnie stąd wygonisz, a jest mi tu ciepło i wygodnie - mruknął, układając dłoń na brzuchu czarnowłosego. Delikatnie zaczął wodzić palcem po wgłębieniach umięśnionego ciała, od czasu do czasu zaczepnie głaszcząc cały skrawek jego ciała. Z tej perspektywy wielkość Jungkooka aż tak nie przerażała. Nawet odstające blizny w jakiś sposób przyjemnie układały się pod jego opuszkami.
- Powinienem to uczynić - skinął głową, zaś za chwilę dodał: - Mam dziś kilka spraw do załatwienia, jednak twoja obecność okropnie mnie rozleniwiła.
Jego ręka przestała muskać jego ramię, zaraz obejmując go pewnie w pasie. Powoli go do siebie przyciągnął, a Tae niespecjalnie się buntował. Uśmiechnął się tylko, wpatrując uważnie w twarz mężczyzny.
- Widocznie mój urok jest silniejszy niż twoja wola - mruknął, by zaraz delikatnie musnąć swoim nosem ten Jeona.
I naprawdę nie wiedział co go podkusiło, by w taki sposób z nim flirtować. Nie mógł jednak nad tym zapanować. Nawet jeśli ta część jego osobowości została przez niego zakopana, tak w tej chwili z niewiadomego powodu postanowiła wypłynąć i przejąć nad nim kontrolę. I nie tylko nad nim.
Jungkook wpatrywał się w niego uważnie, a jego oddech na moment przyspieszył. Szorstkie palce odrobinę mocniej zatopiły się w skórze na plecach Tae, który na ten gest przegryzł swoją wargę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Jeżeli potrzebujesz wymówki dla swojego lenistwa, to mogę się nią stać. Nie przeszkadza mi to, Jungkook... - Głos Tae był delikatny, nieco niższy niż zazwyczaj, a przy tym odrobinę zaczepny. I bardzo w guście Jeona, co jasnowłosy mógł dokładnie poczuć na swoim udzie.
Demon przełknął ślinę na tyle ciężko, że młodszy mógł zaważyć ten ruch na jego pulsującej szyi. Uśmiechnął się na to niewinnie, by zaraz powoli przejechać językiem po odstającym jabłku Adama, aż do ostro zarysowanej szczęki mężczyzny. Zatrzymał się dopiero przy uchu, którego płatek objął wargami, by po chwili zassać się na nim, niby całkowicie niechcący wydając z siebie możliwie najbardziej kuszące sapnięcie.
- Chyba wygrałem i zostaniemy tutaj trochę dłużej, mój panie.
Nie musiał czekać długo. Już po chwili leżał na plecach, przyduszony wielkim ciałem demona, który kolejny raz nie potrafił oderwać od niego swoich ust.
***
- Źle się czujesz, mamo? Jest ci zimno?
Czarnowłosy chłopczyk uczepił się nogi Taehyunga, gdy tylko ten przekroczył próg pokoju. Jego ciemne oczka wpatrywały się z uwagą na szczelnie owiniętą szyję maga, a także na dość zabudowaną szatę, z której wystawała jedynie głowa i dłonie chłopaka.
- Musiało mnie troszkę przewiać, wiesz? Ostatnio robi się coraz zimniej, a ja chodziłem w krótkich spodniach. Teraz mam za to karę - powiedział udając naturalnego, po czym udał się w stronę stolika, przy którym siedziała Hani z Junggin. Fei ostatnio bywała u niego coraz rzadziej, co poniekąd było zrozumiałe. Nie potrzebował już opiekunki.
Oboje usiedli na swoich miejscach, by następnie jasnowłosy rozlał do ozdobnych filiżanek herbatę. Był spragniony i głodny, jednak musiał zachowywać się kulturalnie na tyle, na ile pozwalał mu na to organizm. A on był na skraju wykończenia nie tylko wizualnie, ale i wewnętrznie.
- Faktycznie wyglądasz słabo. Bolą cię kości? Mogę posłać po jakąś maść na przeziębienie. - Hani przyjrzała mu się uważnie, wyglądając na odrobinę zmartwioną.
- Raczej maść na ugryzienia robaków - mruknęła Junggin, zaraz chowając się za filiżanką.
Taehyung posłał jej gniewne spojrzenie, jednak w porę zreflektował, że tym samym potwierdzał jej słowa. Uśmiechnął się więc niewinnie i pochylił nad synkiem, by podać po jedno z owocowych ciastek.
- Może masz dziś ochotę na wspólne malowanie? Możemy usiąść w altanie i troszkę rozruszać palce.
- Chcę robić to, co ty, mamo - odparł chłopiec, po czym wyciągnął rączki przed siebie, by wtulić małe ciałko w te Tae. Jego drobna twarz ukryła się w szacie jasnowłosego, więc ten nie mógł zauważyć, jak w kącikach oczu malca pojawiły się pojedyncze łzy.
- To jedzmy szybko i chodźmy, póki na zewnątrz tak ładnie świeci słońce.
Taehyung uśmiechnął się, głaszcząc lśniące kosmyki. Pozwalał synkowi na długie przytulanie się, całkowicie nieświadomie zajadając się pysznościami, które przyniosły im służące.
Był piekielnie wymęczony i głodny. Jego ciało niemal płonęło, a każdy ruch sprawiał, że miał ochotę zapłakać. Szczególnie część ciała, na której siedział. Nie miał jednak zamiaru użalać się nad sobą. W końcu sam sprowokował poranną powtórkę. Podwójną powtórkę. Dlatego uśmiechał się pogodnie, pragnąc do wieczora zajmować się już tylko ukochanym chłopcem, który od wczoraj był przez niego zbywany na rzecz ojca. To była jedyna kwestia, która wpędzała go w poczucie winy.
Po kilkudziesięciu minutach w końcu dotarli do ogrodu, gdzie służące zdążyły już przygotować sztalugi oraz potrzebne przybory. Wygodnie rozsiedli się na fotelach, przykrywając nogi puchatymi kocami, bowiem popołudnie nie należało do najcieplejszych.
Taekook wyglądał na zadowolonego, bo maział pędzlem w pełnym skupieniu. Jasnowłosy zaś po prostu kreślił smugi, tworząc bliżej nieokreślone kształty. Potrzebował wylać z siebie coś, czego nie potrafił opisać, więc abstrakcja w jakiś sposób go określała.
Jungkook wydawał się być dzisiaj inny. Ani przez moment nie przypominał osoby, którą Tae poznał w dniu ślubu. Był czuły, namiętny, nawet troszkę zabawny. To okropnie mieszało mu w głowie i sprawiało, że czuł się jednocześnie szczęśliwy, jak i zdołowany. Nie potrafił zaprzeczyć, że potrzebował dotyku i opieki. Chciał czuć się dobrze i pięknie. Z drugiej strony znał go już na tyle by wiedzieć, że miał on zawirowania, gdy idzie o osobowość. W jednej chwili wydawało się, że coś się zmieniło, by po chwili znowu wytrzeć nim podłogę i upokorzyć.
Jeon nie był stabilny i nie można było mu ufać. A Tae pragnął po prostu kilku dni spokoju, podczas których nie będzie musiał zważać na słowa i gesty. Potrzebował chwili normalności i nawet pozornie czułej relacji. Zaś to było niewłaściwe i niebezpieczne. Bo tak szybko, jak udawało się mu lecieć w górę, tak równie błyskawicznie lądował pod ziemią.
Westchnął cicho, spoglądając na czerwone plamy na błękitnym tle.
Miał nadzieję, że spotkanie z siostrą, na które udał się Jungkook, w żaden sposób mu nie zaszkodzi. Wiedział o nim tylko tyle, że dotyczyło jakiegoś biznesu, jednak mag na tyle orientował się w demonicznym świecie by wiedzieć, że aismy miały inne obowiązki i napewno słowa te były kłamstwem. Cóż więc ważna kapłanka ze stolicy mogła chcieć od swojego potężnego brata? Bądź co taki mocarny demon pragnął uzyskać od uzdrowicielki i uczonej?
Wszystko tutaj było dziwne i podejrzane. Najważniejsze jednak, by nie dotyczyło jego osoby. Tylko to się liczyło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro