Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Billem nie nacieszyła się zbyt długo, bo szybko dorwał ją Moody. Zdecydowała, że im szybciej przeprowadzą tą rozmowę, tym lepiej. Nie chciała już tego wyczekiwać, tylko mieć za sobą. William zaoferował, że może dotrzymać jej towarzystwa, ale ta machnęła tylko ręką. 

W tej bitwie musiała powalczyć sama. 

Była przesłuchiwana dobrą godzinę. Pytana była dosłownie o każdego. Rodziców, Rabastana, Malfoyów, Andromedę, nawet o Johannę i jej rodzinę. Auror widocznie upierał się, że lincz, który spadł na jej rodzinę, był uzasadniony. Elia prawie parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie Jo piszącą sonety miłosne o Grindelwaldzie i przepowiadającej, że czarnoksiężnik kiedyś powróci, aby zawładnąć ich światem. 

Po godzinie tortury w końcu się skończyły, a pani Weasley zawołała akurat wszystkich na kolacje. Bill już tam siedział, a nastolatka usiadła obok niego. Kopnęła Nimfadorę pod stołem, kiedy ta przewróciła na ich widok oczami. Syriusz roześmiał się na to wszystko łagodnie. 

Kiedy Tonksowie jadali, zazwyczaj robili to w ciszy. Czasami Dora opowiadała o czymś niezwykłym, co spotkało ją w pracy, ale wtedy mówiła tylko ona, a reszta słuchała. Tutaj było dosłownie odwrotnie. Każdy rozmawiał swobodnie. Ophelia czasami czuła się tym wszystkim przytłoczona, ale jej splecione dłonie z Billem przypominały jej, że wszystko jest w porządku. Każdy jego śmiech uświadamiał jej, że jest dokładnie tam, gdzie powinna być. 

Po postanowiła pomóc pani Weasley posprzątać. Chciała dobrze wypaść w jej oczach i szczerze nie miała pojęcia, co kobieta o niej myśli. Była bardzo miła i gadatliwa, ale była taka w stosunku do każdego. Ta niepewność strasznie irytowała Ophelie, ale starała się tego po sobie nie pokazywać. 

Kiedy po dwudziestu minutach skończyły Dora oznajmiła jej, że będą spać w tym samym pokoju, a Ginny będzie pomieszkiwać z Hermioną, kiedy ta do nich dołączy. Elia chciała wyciągnąć coś od kuzynki w kwestii Zakonu Feniksa, ale ta szybko mruknęła coś, że powinna spędzić nieco czasu ze swoim chłopakiem, po czym ze śmiechem odeszła. Ślizgonka pokręciła zrezygnowana głową, nie chcąc jej dać za wygraną.  

Zapukała do pokoju, który dzielił ze swoimi młodszymi braćmi. Otworzył jej i wpuścił ją do środka. Bliźniaków tam nie było, a pokój był w lekkim bałaganie. Dziewczyna westchnęła i walnęła się na najczystsze łóżko, które musiało być Billa. 

- Na twoim miejscu nieco bym uważał, zaraz tu przyjdzie moja matka z tekstami, że ''musimy uważać'' - stwierdził ze śmiechem mężczyzna, siadając obok niej. 

- Ma problem. Po wakacjach zobaczę cię dopiero w październiku! Nie wytrzymam bez ciebie dwa miesiące! - westchnęła Elia - I jeszcze te przeklęte owutemy... 

- Na pewno dasz sobie radę, jesteś strasznie inteligentna - zapewnił ją mężczyzna, całując ją w policzek - Zostaniesz najlepszym łamaczem klątw na świecie. 

- Wątpię, czy będzie ktoś lepszy od ciebie - roześmiała się Ophelia - A właśnie, jak tam w pracy? Dzieje się coś ciekawego?

- Dużo roboty, dużo papierkowej roboty - William pokręcił głową - I nie wiem czy słyszałaś, ale od tygodnia pracuje u nas Fleur Delacour, w jakimś departamencie na pół etatu. Znajomy mi powiedział. 

Lestrange uniosła zdziwiona brew, lekko się odchylając. 

- Ona? W Ministerstwie? W Anglii? Pracuje? - nie dowierzała. Może i dziewczyna dostała się do Turnieju Trójmagicznego, ale nigdy nie wyglądała, jakby grzeszyła rozumem - Po co? Mogła się zatrudnić we francuskim Ministerstwie...

- Coś słyszałem, że chce podszkolić swój angielski, nie pamiętam - Bill wzruszył ramionami - Połowa pracowników o niej gada, sensacja jak nie wiadomo co. 

- Mężczyźni w pozytywnym sensie, a kobiety w negatywnym? - roześmiała się nieco sucho Ślizgonka. 

- Tak. Ale, no cóż, jest tylko jedna osoba, o której myślę w bardzo pozytywnym sensie... - uśmiechnął się rudowłosy, a jego dziewczyna przewróciła oczami.

- Musi być z niej niezła szczęściara - zauważyła z uśmiechem - Mieć takiego chłopaka. 

- I z tego chłopaka, że ma taką dziewczynę - William pochylił się nad nią - Kocham cię. 

- Ja ciebie też - Ophelia pocałowała go delikatnie, kładąc ręce na jego karku.

Spędzili jeszcze w swoim towarzystwie trochę czasu. Próbowała go coś podpytać o Zakon Feniksa, ale ten unikał tego tematu, ciągle go zmieniając lub uciszając ją pocałunkiem. Na to ostatnie nie potrafiła narzekać. W końcu do pokoju wparowali bliźniacy. Zaczęli robić sobie żarty, że może powinni wyjść i dać im ''dokończyć to, co robili'', więc Ophelia, z niewielkim rumieńcem na policzkach, pożegnała się z nimi, życząc im przy okazji dobrej nocy. Pocałowała Billa na pożegnanie, słysząc  tle jakieś mruknięcie Freda na temat Johanny i wyszła z pomieszczenia. 

W pokoju, gdzie miała spać, siedziała już Tonks, przeglądając jakieś listy. Na widok kuzynki uśmiechnęła się szeroko i odłożyła je. 

- Jak ci się tu podoba? - zapytała Dora - Muszę przyznać, nie licząc brudu i drącego japę portretu, jest tu nawet nawet. 

- Nie mogę sobie wyobrazić, że mogłam się tu wychowywać - roześmiała się Ophelia, siadając obok niej - Zawsze uważałam nasz dom na odludziu za nieco mroczny, ale to... Nie moje klimaty. 

- Widziałaś już tą ścianę z waszym drzewem genealogicznym? Aż nieco mi szkoda, że mnie tam nie ma. Dodałabym tym miernotom nieco koloru. Różowy nigdy nie wyjdzie z mody i nawet z tym nie handlujcie - Nimfadora parsknęła śmiechem - Ale na tamtym rysunku, wyglądasz zupełnie jak moja mama za młodości. Ale tylko z twarzy, bo na włosach masz szopę jak nie wiem co.

Młodsza z nich pokręciła głową i zaśmiała się. Naprawdę nie widziała podobieństwa miedzy sobą, a swoją ciocią. Nie potrafiła tego dostrzec, chociaż już kilka osób zwracało uwagę. Stwierdziła, że kiedy znowu będzie w swoim domu, musi koniecznie przejrzeć zdjęcia Andromedy z młodości. Kobieta nigdy ich nie oglądała, nie chciała wracać do tamtych czasów. Leżały zamknięte w pudełku obok jej łóżka, czekając, aż ktoś kiedyś sobie o nich przypomni. 

Nastolatka spojrzała na Dorę z uśmiechem, chcąc zmienić temat. 

- Więc zaprzyjaźniłaś się z profesorem Lupinem? - zapytała - Wow, w sensie, wydajecie się tacy różni...

- Uwierz mi, Remus nie jest taki poważny, na jakiego go kreują - Aurorka machnęła ręką - Ale tak, często mamy razem jakieś patrole czy misje z Zakonu. Jest strasznie fajnym gościem, dużo wie, nie ucisza mnie, kiedy ciągle mówię i mówię... Nie, Ophelio Druello Lestrange, nawet sobie nie myśl...

- Że Remus ci się podoba? Nie ma sprawy, w zamian możesz powiedzieć mi nieco więcej o tym całym Zakonie Feniksa - Elia uśmiechnęła się złośliwie, a kuzynka próbowała zamordować ją wzrokiem. 

- Remus mi się nie podoba - wycedziła - A o Zakonie nie mogę ci nic powiedzieć! Moody by mnie chyba rozszarpał, jesteś za młoda! 

- Mam skończone siedemnaście lat, no bez jaj! - jęknęła Ślizgonka - Gadanie, Szalonooki nie chce, abym o niczym wiedziała, bo mi nie ufa.... 

Kiedy do powiedziała, poczuła znowu znajome ukłucie w piersi. Na widok smutnej miny dziewczyny Dora westchnęła cicho. 

- Zróbmy tak, postaram się wymusić na Moody'ym, żeby przyjął cię do Zakonu po skończeniu Hogwartu, okey? - zaproponowała, a twarz Ophelii rozchmurzyła się odrobinę - Ale będziesz musiała pokazać mu, że może ci ufać. Nie możesz nic odwalić i najlepiej trzymać się z dala od Malfoya i jego bandy. 

- Zawsze coś. Dzięki - Elia uśmiechnęła się szeroko, po czym ziewnęła, zakrywając usta ręką - Ale z Lupinem i tak ci nie dam spokoju. Będę cię wypytywać jutro, jak będę nieco bardziej kontaktować. 

- Zrobiłaś się taka nieznośna, odkąd masz chłopaka - jęknęła Tonks. 

Ophelia zmrużyła oczy, po czym uderzyła kuzynkę poduszką. Ta siedziała chwilę oszołomiona, po czym wzięła inną poduszkę i jej oddała. Biły się tak chwilę, aż w końcu zmęczone postanowiły się poddać. 

Kiedy Elia nieco później kładła się do łóżka, zerknęła na swoją kuzynkę, znowu przeglądającą te same listy. Skupiła się nieco bardziej, wpatrując się w nią. Poczuła jakiś dziwny szum w głowie oraz usłyszała parę słów, czytanych w myślach przez Tonks.

Czekam, aż w końcu pojawisz się w Kwaterze Głównej z Ophelią

Remus Lupin

Rozszerzyła gwałtownie oczy i położyła się na łóżku, starając zakryć kołdrą swój lekki szok i uśmiech. Listy były od Lupina! Dużo ze sobą korespondowali? Od kiedy? Łączyło ich coś więcej, niż tylko wspólna praca? Czemu Tonks nie chciała się do tego przyznać? 

Pytań było zbyt wiele, a Elia była na nie zdecydowanie zbyt bardzo zmęczona. 

***

Ponownie weszła do tego samego pokoju. Nadal była w piżamie i na boso. Czuła chłód, przeszywający całe jej ciało.  Nie pamiętała, jak dawno temu się obudziła, ani która jest godzina. Miała wrażenie, że była wcześniej w jakimś transie, a ocknęła się dopiero, kiedy przyszła tu z powrotem. 

Spojrzała na twarze członków swojego rodu. Wszyscy wpatrywali się w nią z osądem i obrzydzeniem w oczach. Podobnie patrzyło czasem na nią paru uczniów w Hogwarcie, ale nigdy nie było w nich takiej pogardy. Bądź co bądź, należała przecież do arystokracji. Mrocznej, ale arystokracji. 

Spojrzała na malunki swoich rodziców, którzy również mieli ten wyraz twarzy. Ale pod nimi nie widziała swojego rysunku. Była tylko wypalona plama, taka sama, jak na miejscach, gdzie powinni być Syriusz czy Andromeda. 

Podeszła do tego miejsca i dotknęła je ręką. Miała wrażenie, że dotyka otwartą ranę, z której wypływa tona świeżej krwi. Ale nie czuła strachu, ani paniki. Nie umiała opisać tego, co czuła. 

Spokój?

- Oni na to nie pozwolą. Jesteś córką Bellatriks Lestrange. Nawet nie wiesz, jaka cenna jesteś dla Czarnego Pana. Ośmieszyłabyś go, gdybyś odeszła...

Ophelia powoli odwróciła się i spojrzała na samą siebie, tylko tą jakby wyjętą z ich rodzinnego drzewa. Jej loki były pięknie ułożone. Była w długiej, czarnej sukni z siatkowanymi rękawami. Wpatrywała się w nią samą z dziwną powagą. Jak kogoś równego sobie. Czy tak właśnie nie było?

- To nie mój problem - wzruszyła ramionami, starając się zachować spokój. 

Tamta Ophelia zaśmiała się gorzko. To nie był jej lekki, zwykły śmiech. To nie był nawet maniakalny śmiech jej matki. Bardziej przypominał już ten jej ojca, chociaż zbyt rzadko widziała go roześmianego, aby móc to potwierdzić. W Azkabanie musiało mu nie być do śmiechu, pomyślała. 

- To problem Billa, Johanny i wszystkich w tym domu - druga Ophelia wręcz syczała te słowa - Ich głowy polecą pierwsze. A ty zostaniesz sama. Nie będziesz już Blackiem, nigdy nie będziesz Weasleyem, a Tonksem nigdy nie byłaś. I co zostanie? 

Gwałtownie otworzyła oczy, podnosząc się do siadu. Przycisnęła dłonie do klatki piersiowej, starając się uspokoić oddech i zrobić to w miarę cicho. Czuła pot spływający jej po czole.  Spojrzała na swoją kuzynkę, która wręcz śliniła poduszkę. Zauważyła nawet jeden z listów, nieco pognieciony, w jej dłoni. 

Była bezpieczna, wszyscy byli bezpieczni. 

Ophelia parsknęła cicho śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. 

Kogo ona próbowała oszukać?

Siebie samą.

Nawet to jej nie wychodziło. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro