Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Droga Johanno! 

Wybacz, ale spotkamy się dopiero pierwszego września. Nie mogę ci powiedzieć teraz dlaczego, wyjaśnię wszystko w pociągu. Bardzo cię przepraszam, ale to bardzo, bardzo pilne. 

Ściskam cię

Elia 

- Ophelio Druello Lestrange a w przyszłości Weasley! Pośpiesz się! - usłyszała krzyk swojej kuzynki - Moody nas pozabija jeśli się spóźnimy! 

- Moody i tak będzie miał mnie ochotę zabić, lub wtrącić do Azkabanu na dożywocie - mruknęła do siebie Ślizgonka, pakując list do koperty i zawiązując go. 

Wstała z krzesła, po czym podeszła do okna i otworzyła je. Szybko przyleciała do niej Amaris, siedząca wcześniej na jej toaletce. Przewiązała sówce wiadomość, a ta odleciała.

Elia odprowadziła ją wzrokiem, po czym westchnęła. Nie czuła się dobrze z tym, że nie może powiedzieć przyjaciółce prawdy. Była pewna, że ta nigdy by jej nie zdradziła, ale tak kazał jej Moody. Wolała go posłuchać, bo bardzo zależało jej na spotkaniu z Syriuszem. 

Na myśl o swoim wuju poczuła stres i lekki strach. Miała go zobaczyć pierwszy raz w swoim życiu, żywą legendę jej rodziny. Dla Blacków był postacią raczej negatywną, ale ona uważała go za bohatera, za wzór do naśladowania, może nawet za jakiś rodzaj bratniej duszy. Nie mogła uwierzyć, że w końcu spotka kogoś takiego jak ona, który zdołał się wyrwać z więzów tej pokręconej rodziny. 

Na dźwięk otwieranych drzwi jęknęła głośno. 

- Dora, już schodzę... 

- Chciałabym najpierw z tobą pomówić - powiedziała spokojnie Andromeda, zamykając drzwi. 

Ophelia odwróciła się i podeszła do niej. Oczywiście, musiały się przecież pożegnać. Ale gdzie był wujek Ted?

- Nigdy go dobrze nie znałam... Jest ode mnie dziesięć lat młodszy, widziałam go dobre parę razy. Nigdy nie lubiłam też Walburgi, zawsze uważałam ją za starą, zgorzkniałą babę - wyjaśniła, siadając na łóżku - Ale w pewnym sensie potrafię go zrozumieć. Jego życiowe wybory. Oboje zostaliśmy wydziedziczeni, bo uważaliśmy inaczej. 

- Chcesz, abym mu coś przekazała? - Elia usiadła obok swojej ciotki. 

- Przekaż mu, że gdyby kiedykolwiek czegoś potrzebował, jestem do jego usług - poprosiła starsza kobieta, a jej siostrzenica pokiwała głową. Dromeda przyjrzała się jej i uśmiechnęła się nieco smutno - Nie wrócisz tutaj do końca wakacji, prawda? 

- Em... Jeszcze zobaczę... Może...

- Zostań z Syriuszem. Męczyłaś się ze mną piętnaście lat, pomęczcie się teraz razem - śmiech kobiety był nieco suchy. 

- Nie jesteś najłatwiejszą osobą jaką znam, ale nie nazwałabym mojego życia męczarnią - stwierdziła Ophelia, patrząc cioci prosto w oczy - Nie ma takich słów, aby opisać ci, jak bardzo jestem wam wdzięczna. 

Przytuliła kobietę, a ta również objęła ją ramionami. Pewnie spędziłby tak dłuższą chwilę, ale do środka wparowała Nimfadora Tonks, a jej włosy były czerwone. 

- No chodźcieee! - jęknęła - Całe życie mnie pospieszałaś i nie miałam prawa dyskusji. Teraz to ja jestem od ciebie szczebel wyżej...

- Jeśli chcesz zabrać komuś prawo dyskusji, zajdź w ciąże. To bardzo proste, ale nie waż się tego robić przed ślubem - powiedziała Andromeda wstając i wygładzając spódnicę - Właśnie, miałam cię zapytać. Ted mi coś ostatnio wspominał, że często chodzisz na patrole z Lupinem...

- Jak mówiłam, musimy się spieszyć! - wtrąciła nerwowo Dora zamykając szybko drzwi od pokoju - Więc lecimy! Teraz! Znaczy Ophelia leci, ty możesz zostać i nie opowiadać więcej głupot! 

- Merlin cię chyba opuścił, że pozwolę ci zabrać moją ukochaną siostrzenice bez pożegnania - warknęła Dromeda, a jej córka przewróciła oczami. 

- Już się tuliłyście. Ma siedemnaście lat i chłopaka starszego ode mnie! Nie musisz jej wycałowywać! Masz od tego tatę!

Po chwili zeszły w trójkę na dół. Przy drzwiach stał Ted, a także, ku zdziwieniu Ophelii, profesor Remus Lupin. Albo po prostu Remus Lupin. Nie była pewna, jak go ma teraz nazywać. Teorytycznie była już dorosła i mogła mu mówić po imieniu, ale byłoby to tak dziwne i nienaturalne. 

- Witaj, Remusie - uśmiechnęła się Andromeda - Przybyłeś razem z Dorą? Nie było cię wcześniej, zrobilibyśmy jakąś herbatę...

- Tak, przyleciałem tu razem z Tonks, ale musiałem jeszcze raz sprawdzić, czy z miotłami wszystko w porządku. Ostrożności nigdy za wiele - wyjaśnił mężczyzna, po czym spojrzał na nastolatkę i podszedł do niej, aby uścisnąć jej dłoń - Witaj, Ophelio! Jedna z moich najzdolniejszych uczennic! Miło cię znowu widzieć, Nimfadora tyle o tobie mówi...

- Pana również miło widzieć, panie profesorze - brunetka uścisnęła jego dłoń, kalkulując w głowie jego słowa - Miotły? Będziemy lecieć na miotłach? 

- Tak, jeszcze nie umiesz się przecież teleportować, a sieć Fiuu zdecydowanie odpada - wyjaśnił wilkołak - Umiesz latać, tak?

Nastolatka pokiwała głową i poczuła się trochę kiepsko z faktem, że nie umiała się jeszcze teleportować. Obiecała Johannie, która nie mogła zdawać egzaminu w szóstej klasie z powodu urodzin w lipcu, że zda razem z nią dopiero w siódmej klasie. Nie miała wcześniej z tym problemu, aż do teraz. 

Zmniejszyli jej rzeczy, które dziewczyna włożyła do swojej torebki. Pożegnania z rodziną trochę jej zajęły, ale w końcu trójka wsiadła na miotły i odleciała. 

Ophelia nigdy nie czuła się szczególnie pewnie na tym środku transportu. To Johanna je uwielbiała, mogłaby latać i latać w nieskończoność. Tak samo Dora. Lestrange zdecydowanie wolała mieć stopy na ziemi, gdzie miała prawie stuprocentową pewność, że nie wpadnie w żadną wieżę czy na żaden wieżowiec. 

Podróż zajęła im dłuższą chwilę, ale w końcu dotarli. Nastolatka rozejrzała się niepewnie po korytarzu. Nie mogła odgonić uczucia, że jest intruzem, że nie powinna tu być, chociaż tak naprawdę, gdyby pewne rzeczy potoczyły się inaczej, mogłaby się tu wychowywać. 

- Ah w końcu jesteście! - podeszła do nich nieco pulchniejsza, rudowłosa kobieta. Musiała być to Molly Wealsey. Na jej widok Elia spięła się mimowolnie - Tak się cieszę, że spokojnie dotarliście. Oh, a ty musisz być ta słynna Ophelia, o której ciągle słyszę!

- Tak, to ja. Miło panią poznać - dziewczyna chciała wyciągnąć dłoń, ale kobieta uściskała ją serdecznie. 

Lekko zdziwiona, również ją przytuliła. Kiedy pani Weasley ją puściła, w korytarzu pojawił się również pan Weasley. 

- Ophelia! Tak miło cię zobaczyć! - uścisnął rześko jej rękę - Ciągle tu o tobie słychać! Jak się miewa Ted?

- Wszystko u niego dobrze... - powiedziała lekko speszona Ślizgonka. 

Tak miłe powitanie rodziców jej chłopaka nieco ją zszokowało. Spodziewała się bardziej chłodnych spojrzeń i półsłówek, ale nie chciała narzekać. Nieco rozglądała się, chcąc znaleźć Billa. Widziała go wczoraj, ale na Merlina, jak strasznie za nim tęskniła. Marzyła jedynie o tym, aby wpaść mu w ramiona. 

- A Bill tu jest? - zapytała trochę nerwowo - Mówił, że tu pomieszkuje...

- Twój chłoptaś aktualnie dzielnie wykonuje swoją dzielną pracę papierkową, czy co tam pozerzy robią w tym Ministerstwie - nastolatka wręcz odskoczyła, kiedy bliźniacy nagle pojawili się obok niej.

- Fred! George! Mówiłam tyle razy, że nie możecie tak wyskakiwać jak szaleńcy! - krzyknęła oburzona Molly, kładąc ręce na biodrach. Wyglądała tak samo jak Andromeda, kiedy Tonks coś nabroiła, albo wróciła za późno do domu. 

- To jak mamy wyskakiwać? Jak normalni ludzie? - prychnął George - Jeśli powiesz nam, jak wyskakują normalni ludzie, to chętnie zaczniemy wyskakiwać jak normalni ludzie. Obiecujemy. 

- Nie ma z tobą Johanny? A George tak na nią czekał! - zaśmiał się Fred, a brat walnął go w ramię. 

- A ja czekałem na ciebie, Lestrange - ze schodów zszedł dobrze znany dziewczynie mężczyzna. 

Nie był to ten sam czarodziej, który męczył ją na OPCM, tylko prawdziwy Szalonooki. Na jego widok Ślizgonka lekko się skuliła. Oczywiście, zaraz miało zacząć się podejrzewanie i wypytywanie. 

- Elia na pewno jest okropnie głodna - zauważyła pani Weasley - Tyle tu leciała! Mam w kuchni zrobioną zupę, pewnie umierasz z głodu... 

Nastolatka pokiwała głową, uśmiechając się do kobiety z wdzięcznością. Alastor wydawał się jednak nieprzekonany. 

- Muszę sobie z nią solidnie pogadać, taka była umowa!

- Zapewne będzie to niezwykle ważna dyskusja, ale zdaje się, że Ophelia nie poznała jeszcze gospodarza domu... 

Spojrzała w prawo. Przy schodach stał starszy mężczyzna w długich, ułożonych włosach. Nie wyglądał tak jak na plakatach, był ogolony i porządnie ubrany. Nie przypominał tego zbiegłego więźnia z plakatów, które dwa lata temu były dosłownie wszędzie. Uśmiechał się do niej ciepło, a nie krzyczał jak powalony. 

- Miło cię w końcu poznać - powiedział, po czym spojrzał na Alastora - Daj nam chwilę!

Moody powiedział coś cicho pod nosem, a Black skinął głową, aby poszła za nim. Kiedy szli schodami, jeden z portretów odezwał się. 

- NA SALAZARA! OPHELIA LESTRANGE! W KOŃCU KTOŚ, KTO JEST GODNY ODDYCHANIA W TYM DOMU, CÓRKA BELLATRIKS...

- Nie zwracaj uwagi na obraz mojej matki, ona tak zawsze - mężczyzna machnął ręką - Lepsze to niż wyzywanie wszystkich od szumowin...

- Domyślam się. 

Otworzył drzwi, a nastolatka weszła do środka. Pomieszczenie było praktycznie puste, ale to ściany były jego prawdziwym skarbem. Narysowany był na nim rodowód rodziny Black. Wiedziała o istnieniu tego pokoju od cioci Dromedy, ale i tak była nim kompletnie zdumiona. 

Podeszła powoli do ściany naprzeciwko. Ujrzała swoją matkę, o wiele młodszą, w ładnie upiętych włosach. Jej ojciec wyglądał praktycznie tak samo jak teraz, tylko nieco bardziej schludniej i czyściej. Pod nimi dostrzegła młodą kobietę z burzą loków, które wyjątkowo ułożyły się cudownie. Miała poważną twarz i wpatrywała się w Elię, jakby chciała jej wszystko wypomnieć, każdy życiowy błąd. 

Ciężko jej było uwierzyć, że patrzy na samą siebie. Wyglądała na żądną krwi, mordu, śmierci. Ale jednocześnie taką elegancką i pełną klasy... Czy tak właśnie odbierali ją inni?

Jako szaloną?

- Zaskakuje mnie, jak bardzo upodobniłaś się do twojej ciotki, Andromedy. Jak dwie krople wody - Syriusz stanął obok niej - Jak tam u niej?

Spojrzała na twarze obok rysunku jej matki. Narcyza również wydawała się o wiele młodsza, miała także o wiele dłuższe, piękne blond włosy. Miejsce między nią, a Bellatriks było wypalone. Na ten widok Ophelia wręcz się wzdrygnęła. Nigdzie nie było także Teda, chociaż był mężem kobiety. 

Została wydziedziczona. Wiedziała o tym, ale kiedy wpatrywała się w wypalony okrąg, czuła się okropnie dziwnie. Zerknęła na miejsce, gdzie powinien być Syriusz. Również było wypalone. Nie istniał dla Blacków. 

Jak można było wymazać człowieka i ruszyć dalej? Po prostu o nim zapomnieć? 

Czy ona w pewnym sensie nie zrobiła tego ze swoją matką i ojcem?

- Em.. U cioci wszystko dobrze - odpowiedziała na pytanie po niecałej minucie i spojrzała na mężczyznę - U wuja też. 

- Wiszę ci chyba przeprosiny - zauważył Black - Jestem na wolności przecież rok...

- Nie wiedziałeś, czy możesz mi zaufać - Elia machnęła ręką - Rozumiem to. Jestem w końcu Lestrange'em. Córką tej słynnej wariatki i Śmierciożerczyni. 

- Nie, nie chodziło o to. Po prostu musiałem się upewnić, że nie utrzymujesz kontaktu z tymi przeklętymi Malfoyami. Im nie ufam - wyjaśnił mężczyzna - Harry mówił mi, że jesteś nieco inna, niż nasza rodzina. 

- Inna? Nie wiem - Elia wzruszyła ramionami - Jestem w Slytherinie, potrafię zrozumieć, dlaczego jestem właśnie tam, a nie na przykład w Gryffindorze. Nie uważam za to mugolaków za kogoś gorszego, ani mugoli. Jestem chyba kimś w rodzaju Zdrajcy Krwi...

- Nie istnieją żadni Zdrajcy Krwi. Istnieją tylko czarodzieje, którzy potrafią coś zrozumieć i czarodzieje, którzy nie potrafią czegoś zrozumieć - stwierdził Syriusz i uśmiechnął się delikatnie - I cieszę się, że ty to rozumiesz. 

- To takie dziwne, wiesz? Całe życie mówiono mi o tobie jak o jakieś legendzie albo przestrodze - Ophelia oparła się o ścianę - Moja przyjaciółka stwierdziła kiedyś, że jestem twoją podróbą, ale mniej ładną. 

- No cóż, ideał jest tylko jeden - zaśmiał się Black, ale Elia lekko spoważniała. 

- Jak to jest? Być wydziedziczonym? - zapytała, podchodząc bliżej - Mówią ci to, wychodzisz z domu i nigdy więcej nie widzisz ich na oczy? Ciocia nigdy nie chce o tym rozmawiać. Wiem, że kocha Teda i niczego nie żałuje, ale widzę, że ją to boli. 

- W wieku szesnastu lat wyniosłem się do Jamesa Pottera. Tego samego dnia matka uznała, że nie ma już syna - wskazał na wypalone miejsce na ścianie, pod którym było jego imię. Było widać, że rozmowa nie jest dla niego łatwa, nawet, jeśli to wszystko stało się wiele lat temu  - Nie czułem się nigdy z tym źle. Znaczy, pewien ból był, ale szybko poczułem coś nowego. 

- Co takiego? 

- Nadzieję. Nowe możliwości, na zupełnie nowe życie. Potoczyło się, jak się potoczyło, ale nigdy bym nie zmienił swojego wyboru. Ta rodzina nie była dla mnie. 

Brunetka słuchała każdego słowa, a w głowie miała tysiąc myśli. To wydawało się takie proste. Powiedzieć parę słów, ewentualnie nieco pokrzyczeć, wyjść, a następnie zostać wypalonym ze ściany. To dlaczego to brzmiało tak strasznie? Nie byłaby w tym sama. Nie straciłaby wiele, bo z rodzicami nie miała praktycznie kontaktu, tak samo jak z Malfoyami.  To czemu się bała?

- Czemu myślisz, że zostaniesz wydziedziczona? - zapytał mężczyzna, a ta spojrzała na podłogę. 

- Przez Billa. Kocham go i wiem, jak głupio to brzmi, ale to może być ten jedyny. Przez ten rok solidnie mi odwalało, a on nadal mnie wspiera i chce ze mną być - wyjaśniła, nie umiejąc uśmiechać się na te słowa. To wszystko nadal było dla niej takie cudowne, była tak strasznie zakochana - No i nie podzielam ich chorych poglądów na temat czystości krwi. I może słyszałeś o tym, że matce bardzo zależało na tym, abym została żoną Teodora Notta, ale nie mam takiego zamiaru. To przyjaciel. Dupek i kretyn jakich mało. Ale jednak przyjaciel.

- Ah, Nottowie. Poznałem jego matkę, Norah. Specyficzna kobieta, muszę przyznać, ale potrafiła być miła. Szkoda, że nie żyje - stwierdził Syriusz - Tego chłopaka też mi szkoda. Słyszałem, że Teodor Nott Sr nie jest zbyt czułym człowiekiem. 

- Zdecydowanie - mruknęła Elia, przypominając sobie, jak roztrzęsiony był Theo, kiedy o nim rozmawiali - Wracając, mama wie, że coś tam dzieje się z Billem. Teraz nie chcę jej nic mówić, ale myślisz, że gdyby się dowiedziała, to by mnie wydziedziczyła? 

- Szczerze, nie wiem. Pewnie próbowała by cię przekonywać, albo grozić, co bardziej mi pasuje do tej kobiety...

- Ale koniec końców, jeśli nie zmienię zdania, a nie zmienię, to zostanę wydziedziczona, prawda? Zapomną o mnie, a ja będę musiała spędzić całe życie na próbie zapominania o nich...

Mężczyzna smutno pokiwał głową. Chciał coś powiedzieć, ale usłyszeli podniecony głos Molly. Oznaczało to tylko jedno. Bill wrócił. 

- Dokończymy tą rozmowę później, mamy w końcu całe wakacje - stwierdził Syriusz - I mam nadzieję, że bliżej zaprzyjaźnisz się z Harrym. Niedługo też ma tu przyjechać, podobnie jak Hermiona...

- Mam nadzieję, że nam też uda się zaprzyjaźnić - Ophelia uśmiechnęła się - To teraz ja...

- Biegnij. Takiego chłopaka ciężko znaleźć. 

Uśmiechnęła się szerzej, po czym zbiegła na dół. Tak jak się spodziewała, pani Weasley stała przy Billu. Ten ucieszył się na widok dziewczyny i szybko do niej podbiegł, biorąc ją w ramiona.

- Spokojnie! - zaśmiała się - Widzieliśmy się wczoraj!

- Każda godzina bez ciebie to katorga - stwierdził William, całując ją delikatnie. 

Odwzajemniła pocałunek, aby po chwili usłyszeć z góry chrząknięcie. 

- Musicie to robić tak publicznie? - jęknął Ron Weasley - Może nie każdy chce na to patrzeć...

- Nie, Ron. Tylko dzieci, takie jak ty, nie chcą na to patrzeć - prychnęła Ginny, stojąc obok niego.

- Ron, Ginny! Nie wiedziałam, że też tu jesteście - ucieszyła się Ophelia.

- Chętnie obgadam z tobą wszystko później. Naciesz się nim - mrugnęła nastolatka, po czym klepnęła brata po plecach i odeszła. 

To właśnie miała w planach. Nacieszyć się nim jak może. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro