Rozdział 17
Pierwsze, co poczuła Ophelia, po przebudzeniu się, to ogromny, tępy ból głowy. Dezorientacja i suchość w gardle przyszły dosłownie kilka sekund później.
Powoli podniosła się z łóżka, przecierając oczy. Kiedy spojrzała na swoje dłonie, dostrzegła na nich resztki swojego tuszu do rzęs. Podniosła się trochę bardziej, aby spojrzeć na małe lustro i przeraziła się.
Tusz miała praktycznie na całej twarzy, a wokół ust miała resztki błyszczyku. Jeśli jej włosy miały status szopy, to dziś awansowały na mopa obrotowego.
Można było z nich wyciskać olej hektolitrami. Naoliwiła by każde drzwi w Hogwarcie i pewnie starczyłoby jeszcze na jej dom.
- Witam naczelną imprezowiczkę Slytherinu - dopiero zauważyła Johannę, która zakładała na siebie granatową bluzkę.
Wyciągnęła z niej swoje blond włosy i spojrzała na dziewczynę.
Ophelia chciała coś powiedzieć, ale głowa ją okropnie zabolała. Złapała się za nią i jęknęła.
Johanna wzięła z szafki nocnej mały flakonik i rzuciła w stronę Elii. Ta nawet nie próbowała złapać, spadł na zieloną pościel, po czym Ślizgonka wzięła go do ręki, patrząc na zieloną ciecz.
- Na kaca. Nott przyniósł jakieś dziesięć minut temu - wyjaśniła - Idziesz na śniadanie, czy coś ci przynieść?
- Możesz przynieść, jeśli chcesz - poprosiła brunetka, otwierając eliksir.
Wypiła go jednym łyczkiem i skrzywiła się na dziwny posmak. Nie umiała go określić. Był po prostu dziwny.
Jo usiadła obok niej i spojrzała na nią.
- Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - spytała - Jakbyś mogła pamiętać, to byłoby mi bardzo miło. Nie uda mi się nie wybuchnąć śmiechem podczas tej historii, a to by było już dosyć chamskie, nawet jak na moje standardy.
Wspomnienia uderzyły w Ophelie z prędkością światła. Kłótnia. Picie. Bill. Zrobienie z siebie totalnej kretynki. Wyznanie mu miłości po pijaku. Wymioty.
- Czyli pamiętasz.
- Na Salazara, jestem głupia. Głupia do kwadratu. Wyznałam mu miłość, po pijaku! Widział mnie kompletnie pijaną! - panikowała Elia, chowając twarz w dłoniach - Jaki wstyd...
- Nie mogę zaprzeczyć. Jeśli to cię pocieszy, to Nott zwymiotował dosłownie przed Snape'em. Szkoda, że tego nie widziałam! Dostał szlaban, a kiedy dał mi ten eliksir na kaca, wyglądał gorzej niż Inferius - blondynka próbowała rozśmieszyć dziewczynę, ale ta nadal panikowała.
- Ja... - nie wiedziała co powiedzieć. Po chwili przypomniała sobie powód jej kłótni z przyjaciółką. Przejechała palcami po tłustych włosach, które lepiły się do siebie - Idź lepiej na śniadanie. Ja pójdę się ogarnąć, póki nie ma Octavii i Agnes. Będą miały zapas swoich nieśmiesznych docinek do końca roku. Lub szkoły.
Johanna patrzyła na nią chwilę, po czym westchnęła i wyszła z pokoju
Ophelia zmyła z siebie resztki makijażu, po czym poszła wziąć prysznic. Przebrała się w czyste ciuchy, a włosy rozczesała, aby po wyschnięciu nie wyglądały aż tak źle.
Eliksir zaczynał działać, bo czuła się zdecydowanie lepiej, a ból głowy praktycznie zniknął. Ale nadal miała ogromnego moralniaka.
Chciała wyznać mu miłość. Ale nie tak! I co ona mu nagadała?! Musiał wziąć ją za totalną kretynkę...
Ophelia szybko złapała za pióro i pergamin i usiadła przy biurku. Musiała przeprosić i wszystko wyjaśnić.
Wpatrywała się w pergamin kilka minut, tupiąc przy tym odruchowo nogą. Nie miała pojęcia, co ma mu napisać! "Przepraszam, że widziałeś mnie kompletnie pijaną. Czy możemy się znowu spotkać, abym mogła ci wyznać uczucia jeszcze raz, na trzeźwo?"
A może jej dusza odradzała jej związek z Billem? Zesłała jej Notta i Ognistą Whiskey, aby dać jej znać, że z tego nic nie będzie?
Ophelia zgniotła czystą kartkę papieru i wyrzuciła ją do kosza.
To było takie ekologiczne. W myślach przyznała sobie Order Merlina.
Większość dnia przeleżała. Eliksir od Notta bardzo jej pomógł, ale Elia musiała jeszcze zmóc się z moralniakiem, którego nie szło pokonać żadnym wywarem.
Kiedy siedziała wieczorem w dormitorium wraz z Johanną, cisza między nimi była wręcz nieznośna. Widocznie przeszkadzała obu dziewczynom, które wręcz wiły się, aby jakoś rozpocząć rozmowę.
W końcu Johanna trzasnęła w kąt podręcznik od Transmutacji. Książka uderzyła o ścianę, po czym opadła na kufer Agnes.
- Przepraszam - usiadła obok Ophelii, a ta uniosła brew zdziwiona.
- Niby za co? - nie rozumiała, podnosząc się do siadu - To ja tu gadam o Billu częściej niż Parkinson o Malfoyu.
- Za tego focha i uderzenie cie książką - wyjaśniła i spuściła wzrok - Po prostu... Ten rozwód mnie wykańcza bardziej niż myślałam.
- Co się w ogóle stało? - Elia przysunęła się bliżej dziewczyny.
- Od parenastu lat było między nimi źle, jakoś od moich narodzin. Jak mówiłam, do Anglii musieliśmy się przenieść przez to, że dziadkowie i rodzice taty popierali Grindelwalda, a akurat na jego znajomych i ich rodziny rozpoczął się lincz. Tamtejsze Ministerstwo znowu rozpoczęło parę śledztw, co rozdrapało wiele ran. Terror, jaki siał Grindelwald nie dotknął tylko Europy - zaczęła Johanna, ciężkim głosem - Moja mama niespecjalnie chciała wracać do Anglii. Jej rodzina jest bardzo dziwna. Prawie ją zmusili do małżeństwa z jednym z Carrowów. I mieli się już rozwieść, ale urodził się Alex. Wytrzymali te dziesięć lat, a raczej mama wytrzymała. Tata ją zdradzał, nawet nie wiem z kim.
- Co będzie z Alexem? - zapytała Ophelia - Za rok będzie miał jedenaście lat.
- Nie wiem. Steve napisał mi, że kaszojad chce zostać z tatą, ale wszystko okaże się we wakacje, wtedy mają proces - Johanna wzruszyła ramionami - Pewnie pójdzie do Ilvermorny, jak Steve i Johnny. Oni zostają w Ameryce, mają tam przecież pracę, Steven znalazł sobie nawet ostatnio jakoś laskę...
Ophelia nigdy nie widziała, aby jej przyjaciółka płakała. Była, wraz z Andromedą, jedną z najbardziej silnych osób jakie znała. Rzadko okazywała słabość, a wiele złych rzeczy po prostu po niej spływało.
Dlatego, kiedy kilka łez poleciało po policzku Ślizgonki, nie wiedziała jak zareagować. W końcu przysunęła się do niej bliżej i ją przytuliła.
Johanna również nie wiedziała jak się zachować w takiej sytuacji, więc również ją objęła dopiero po parunastu sekundach. W końcu odsunęła się, ścierając rękawem bluzy łzy z policzka.
- Gdyby Octavia lub Agnes teraz weszły, chyba bym jej wywaliła przez okno - próbowała zażartować i pociągnęła nosem. Spojrzała na Elie - Nie chcę się kłócić. Straciłam już to, co uważałam za rodzinę. Nie mogę stracić też ciebie.
- Nie jestem aż tak szalona, aby składać Ci Wieczystą Przysięgę, ale możemy coś sobie obiecać tak po prostu - brunetka złapała ją za rękę - Że już nigdy siebie nie okłamiemy. Że nie będziemy niczego przed sobą ukrywać. Że to była nasza ostatnia kłótnia.
Jo pokiwała głową, po czym znowu przytuliła przyjaciółkę.
- Dobra, bo te dwie idiotki na prawdę zaraz tu przyjdą - odsunęła się - To skoro już sobie wszystko obiecałyśmy i wyjaśniłyśmy, to co z Billem? Napisałaś już do niego?
Ophelia pokręciła głową i spuściła głowę. Nie chciała o tym myśleć, bo czuła okropne zażenowanie i wstyd.
- Els, przed chwilą coś sobie obiecałyśmy - Johanna uniosła brew - Nawet nie próbuj. Magia przyjaźni, czy coś takiego. Tęcza, kucyki, jednorożce. Mów.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Potrzebuję paru dni. Muszę ochłonąć - wyjaśniła - Dopiero potem będę mogła z nim pogadać. Ale nie teraz.
- Kumam - stwierdziła Johanna i wstała - Idziemy na kolację?
Ophelia pokiwała głową i ruszyła za nią. Wyszły z dormitorium i znalazły się w Pokoju Wspólnym. Z Parkinson rozmawiał Theo, który również nie wyglądał najlepiej. Był blady i wyglądał na okropnie niewyspanego. Tak się Elii przynajmniej wydawało, bo miał na sobie kaptur, który zakrywał mu sporo twarzy.
Kiedy dostrzegł Ślizgonki, olał Pansy i podbiegł do nich. Ta burknęła cicho, widocznie niezadowolona, że wolał rozmawiać z nimi.
- Witam, drogie panie - uśmiechnął się szarmancko, a przynajmniej próbował.
- Witam, panie Dementor. Duszy Opehelii bym na twoim miejscu nawet nie dotykała. Jest równie martwa jak Snape, kiedy zwymiotowaleś mu na buty - stwierdziła Johanna, uśmiechając się złośliwie.
Elia również się uśmiechnęła, ale nie z powodu żartu. Ucieszyła się, że Jo tak szybko wróciła do bycia złośliwą sobą.
- Będziesz mi to wypominać do końca życia? - spytał zirytowany Nott.
- I jeden dzień dłużej. Zostawię was, moi kochani kumple od kieliszka. Widzimy się w Wielkiej Sali - Jo mrugnęła do nich, po czym odeszła.
- Jaki szlaban? - zapytała Ophelia.
- W sobotę i w tą następną mam mu pomagać czyścić kociołki po pierwszoklasistach - wyjaśnił chłopak.
- Oj, kiepsko - stwierdziła Elia - Tak w ogóle, dziękuję za eliksir. Pomógł, bardzo.
- Chociaż tyle mogę zrobić - Nott spuścił głowę, a dziewczyna wiedziała o co chodzi.
- Theo, obwinianie się za wszystkie grzechy świata to moja działka - zaczęła, kręcąc głową zrezygnowana.
- Gdybym nie pojawił się tam i nie zaproponował picia...
- Masz kaca i to porządnego. Moralniaka też. W normalnych okolicznościach mówiłbyś "Gdyby Bill się nie urodził, tej sytuacji w ogóle by nie było" - Ophelia założyła ręce na piersi - Nie próbuj zaprzeczać.
- Racja - stwierdził brunet i na nią spojrzał - Czyli między nami jest w porządku?
- Oczywiście, że tak, panie Dementor - stwierdziła Elia - A teraz chodźmy. Jestem głodna jak nie wiem co.
Kiedy dotarli do Wielkiej Sali, Johanna już mieszała w kubku herbatę. Na ich widok uniosła głowę.
- Panna Inferius i panicz Dementor. Może zaprosimy jeszcze jakiegoś wampira do zabawy? - zażartowała, a Nott przewrócił oczami.
Brunetka usiadła obok niej, a Theo naprzeciwko, po czym zaczęli jeść.
- Nott - usłyszeli Gemme Farley, prefekt Slytherinu - Zdejmuj kaptur, albo dostaniesz kolejny szlaban! Znasz zasady!
- Tak, za kaptur trafię do Azkabanu. Strzeżcie się demoralizującej ideologii kapturów - zakpił chłopak, ale ściągnął kaptur swojej bluzy.
Oczy Ophelii i Johanny rozszerzyły się ze zdziwienia. Dziewczyny wpatrywały się w niego z otwartymi ustami przsz kilka sekund, a ten prychnął.
- Merlinie... - jęknął, wiedząc, co zaraz się zacznie.
- Merlinie! - powtórzyła Jo - Muszę kupić Snape'owi jakieś kwiaty i przeprosić go za te sześć lat wyśmiewania się z jego tłustych włosów!
- Tak, na kacu będę myślał o myciu włosów. Plus trzydzieści punktów dla Slytherinu, Reyes- warknął Teodor.
- Możesz pomyśleć o transmutacji we frytkownice - Elia przechyliła głowę - Bo masz tyle oleju na...
- Co to frytkownica? - zapytali Johanna i Theo wręcz jednocześnie, po czym spojrzeli na siebie nieufnie, w Lestrange parskneła śmiechem.
Resztę wieczoru Ophelia spędziła wyjaśniając tej dwójce czym są fast foody. Oboje, pomimo swojej niechęci do mugoli, słuchali oczarowani. Nawet po kolacji zostali razem w Pokoju Wspólnym, aby słuchać o burgerach, kurczakach z KFC i krążkach cebulowych. Lestrange mogła przysiąść, że Johanna wręcz śliniła się, kiedy ta opisywała jej czym jest kubełek KFC.
Można było stwierdzić, że Nott ostatecznie dołączył do ich małej ekipy. Nadal dużo czasu spędzał z Draco i jego ekipą, ale to z dziewczynami głównie przesiadywał.
Ophelia początkowo obawiała się, że będzie niezręcznie. Ale nie było. Kiedy pewnego dnia Johanna zdziwiła się, że chłopaka nie ma jeszcze na obiedzie, Elia wiedziała, że został już przez nią zaakceptowany.
Mało myślała o Billu. Za każdym razem, kiedy zaczynała, przypomniała sobie pijaną siebie, wyznająca mu miłość. Zawsze się wtedy krzywiła.
Wspomnienie paliło ją od środka.
Kilka dni później, kiedy siedzieli na śniadaniu, sowy jak zwykle wleciały do Wielkiej Sali. Na talerz Ophelii zleciał list, podpisany przez Billa Weasleya.
- Cholibka - powiedziała Johanna, trzymając w ręku herbatę - No na co czekasz, otwieraj!
- Zachowuj się, jakby nas tu w ogóle nie było - zaproponował Nott, smarując kromkę chleba dżemem.
- Jesteście na to zbyt irytujący - Ophelia starała się zażartować, a nic nie mogło ukryć jej przejętej twarzy i drżących rąk. Miała wrażenie, że serce jej wybuchnie.
Droga Ophelio,
Możemy się spotkać w tą sobotę w Hogsmeade? Musimy porozmawiać.
Chcę tylko, żebyś wiedziała, że czuję to samo. Podobasz mi się, możliwe, że od dnia, w którym cie poznałem. Mam wrażenie, że jesteś moją bratnią duszą, kogoś, na kogo czekałem całe życie.
Proszę, spotkajmy się i wszystko sobie wyjaśnijmy.
Bill Weasley
- I co napisał? - dopytywała się Johanna.
Ophelia przeczytała list drugi i trzeci raz, nie mogąc w to uwierzyć.
Wyznała mu miłość pijana.
Była młodsza o osiem lat.
Jej rodzice byli Śmierciożercami.
Była Blackiem.
Była spokrewniona z Malfoyami, którzy tak bardzo gardzili Weasleyami i podobnymi im.
Było tyle innych dziewczyn, które Bill mógł pokochać.
Ale wybrał ją. Ją, która winiła się za wszystkie grzechy świata, prześladowaną złymi uczynkami jej rodziny, tak bardzo niestabilną psychicznie.
A on wybrał ją.
Kochał ją.
Miała wrażenie, że jest otoczona przez ludzi. W Wielkiej Sali było ich stanowczo za dużo. Zaczęła szybko oddychać. Ręce drżały jej jak nigdy dotąd. Nogi miała jak z waty.
- Elia, co się dzieje? - słyszała głos Notta, ale nie wiedziała gdzie siedzi. Wszystko stało się dziwne.
Nawet nie zorientowała się kiedy wstała. Nogi same poniosły ją szybkim krokiem do jednej z łazienek koło Wielkiej Sali. Stanęła przed umywalką i otworzyła kran. Zmoczyła twarz wodą, po czym spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Zawsze była blada. Odziedziczyła to po Blackach. Ale teraz wydawała się zlewać z białymi kafelkami ścian. Miała wrażenie, że tylko włosy i mundurek szkolny sprawiają, że nie wtopiła się w ścianę.
Coś w tym przeraziło ją jeszcze bardziej. Łez również nie zauważyła. Tysiące myśli przelatywało przez jej głowę.
Bill mógł być w niebezpieczeństwie. Mógł stracić pracę! Lucjusz by już o to zadbał. Skończyłby na ulicy. Jej matka mogła uciec z Azkabanu. Mogła znaleźć jakiś sposób. Syriusz Black już to przecież zrobił! Mogła... Mogła go zabić. Jak w tym śnie...
Widok Billa, leżącego w pubie z wytrzeszczonymi oczami sprawił, że osunęła się na kolana. Wylała z siebie całą rzekę łez. Nie mogła złapać oddechu, miała wrażenie, że zaraz się udusi. Płuca ją paliły, a drżące ciało nie poprawiało jej sytuacji.
Głosy Johanny i Notta, proszące ją, aby się spróbowała uspokoić i wzywające pomoc były ostatnim, co słyszała, zanim zemdlała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro