Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Otworzyła drzwi pubu i rozejrzała się po nim. Kiedy dostrzegła Billa, siedzącego przy jednym ze stolików, uśmiechnęła się szeroko.

Zdenerwowanie powoli odchodziło i czuła się o wiele lepiej. Jego widok po prostu sprawiał, że jej zmartwienia odchodziły w niepamięć.

Podeszła do niego i usiadła naprzeciwko. Ten spojrzał na nią bez słowa. Jego wzrok był dziwny. Taki... pusty? Zazwyczaj miał pogodne spojrzenie, ale dziś tak nie było. A może jej się wydawało?

- Hej - zaczęła trochę niepewnym głosem - Cieszę się, że udało nam się spotkać. Strasznie przepraszam, za tą sytuację. Nie wiem, co we mnie wstąpiło...

- Twoja matka w ciebie wstąpiła - powiedział spokojnie - W końcu ją w tobie dostrzegam.

Ophelia otworzyła usta ze zdumienia, próbując coś powiedzieć. Czemu Bill mówił jej takie rzeczy?

- Powinienem to dawno w tobie dostrzec - ciągnął dalej tym dziwnym, spokojnym głosem.

- Czemu mówisz mi takie rzeczy? - nie rozumiała dziewczyna, kręcąc głową. Jedna łza spłynęła jej po policzku, ale przez szok nawet jej nie zauważyła.

- Wolisz, żeby ludzie cie okłamywali? Chcesz żyć w bańce, w której nikt nie uważa cie za potwora? - przychylił lekko głowę - Jesteś potworem, który wpędził mnie do grobu.

- Grobu? - spytała zdezorientowa Ślizgonka.

Nagle usłyszała z tyłu głośne "Avada Kedavra". Struga zielonego światła poleciała wprost w serce Billa. Przez chwilę widziała jego wytrzeszczone w bólu oczy, aż zaklęcie odbiło go na ścianę.

Powoli wstała, nie mogąc się dalej ruszyć. Widziała go, leżącego na podłodze, z otwartymi oczami. Po chwili usłyszała za sobą ten znajomy, okropny śmiech.

- W końcu się odczepił - powiedziała Bellatriks Lestrange, podchodząc do córki. Położyła jej dłoń na ramieniu, a dziewczyna aż się wzdrygnęła.

Spojrzała na nią. Za każdym razem, kiedy odwiedzała ją w Azkabanie, kobieta wyglądała tak samo. Jej loki były okropnie poplątane, na górze głowy miała niewielkie paski siwizny. Ubrana była w zniszczoną sukienkę więzienną, która przypominała bardziej ubranie dla jakiegoś skrzata.

Teraz Bellatriks miała włosy pięknie uczesane i lekko upięte. Ubrana była w czarną suknie, którą nastolatka widziała na jakimś starym zdjęciu.

- Mamo? - powiedziała cicho - Co ty tu robisz? Jak uciekłaś z Azkabanu?

- Ty mi pomogłaś - wyjaśniła, jakby była to najbardziej logiczna rzecz na świecie. Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

Ophelia zaczęła szybko oddychać, jakby się dusząc. Słyszała jakieś ciche kroki, ale nie mogła stwierdzić skąd one pochodzą. Po chwili zaczęła słyszeć również stukot kropel deszczu o okno. Dźwięk zaczął robić się coraz głośniejszy. Jej matka coś do niej mówiła, ale nic nie słyszała. Zerknęła na blade, martwe ciało Billa.

Obudziła się gwałtownie, siadając na łóżku. Oddychała szybko, rękę miała na klatce piersiowej, starając się uspokoić. Zamknęła oczy, starając się ogarnąć oddech i uczucie wszechobecnej paniki.

Otworzyła je, rozglądając się. Była w swoim dormitorium, wraz z pozostałymi, śpiącymi dziewczynami. Spojrzała na Johannę. Leżała rozwalona na łóżku, lekko pochrapując.

Elia przeczesała palcami włosy. To był tylko zły sen. Bill żyje, jej matka nadal gnije w Azkabanie. Wszystko było w porządku...

Spojrzała na okno. Na dworze padał deszcz, stąd pewnie ten dźwięk w jej koszmarze. Słońce zaczęło powoli wschodzić, oświetlając delikatnie pokój. Musiało być trochę po szóstej. Ophelia miała ochotę westchnąć. Nie było opcji, że uda jej się zasnąć.

Przesuwając ręką po kołdrze, natknęła się na lekko zgnieciony kawałek papieru. List od Billa, który dostała wczoraj. Wygładziła go i przeczytała chyba dziesiąty raz.

Droga Ophelio,

Nic się nie stało. Nie jestem na ciebie zły, nie chcę też zrywać z tobą kontaktu. Każdy ma prawo kiedyś się zezłościć. Lepsze to, niż ciągłe tłumienie uczuć w sobie.

Zatrzymano mnie dłużej w pracy, musiałem poprawić pewien raport. Już miałem wejść do pubu, ale siedziałaś z innym chłopakiem. Nie chciałem wam przeszkadzać, nie wiem co sobie wtedy myślałem.

Czekam na nasze spotkanie z niecierpliwością

Bill

Kiedy poprzedniego dnia przy śniadaniu pokazała ten list Jo, ta od razu stwierdziła, że Bill był zazdrosny, ale Ophelii ciężko było w to uwierzyć.

Jakaś część niej miała wrażenie, że Bill po prostu przejrzał na oczy. Ta myśl bolała ją okropnie, ale wydawała się prawdą. Nie chciała żyć przecież w bańce...

Odłożyła list na szafkę nocną i położyła się. Wiedziała, że już nie zaśnie, ale nie miała nic lepszego do roboty. Wpatrywała się tak w sufit, do momentu, aż jej koleżanki zaczęły się budzić.

Trochę zmęczona ubrała się w mundurek i poszła na śniadanie. Nie minęło kilka minut, a jak zwykle rano, przyleciały sowy. Ophelia nie spodziewała się żadnego listu. Stąd właśnie wzięło się jej zdziwienie, kiedy takowy pojawił się na jej talerzu. Wzięła go i westchnęła. Był od jej cioci.

- Myślisz, że chodzi o twoją niezwykle platoniczną relacje z Billem? - spytała Johanna, a Elia przewróciła oczami.

- Jest moją opiekunką prawną, ma prawo do mnie czasem napisać - stwierdziła, w duchu jednak nieprzekonana.

Pomimo burczenia w żołądku, postanowiła od razu otworzyć list.

Kochana Elio,

Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy sam Lucjusz Malfoy pojawił się w naszym domu. Po tym jak skrytykował jego wnętrze i nasz stan majątkowy, zaczął mówić o tobie. I o twojej relacji z Williamem Weasleyem.

Nie będę Ci opowiadać dokładnie jakie bzdury gadał o was. W skrócie, nakazał mi, abym "coś z tym zrobiła, zanim będzie za późno". Ted wręcz zaśmiał się, że poprosił o to mnie, czarownice z taką, a nie inną historią.

Nie mam zamiaru czegokolwiek ci zakazywać. To twoje życie. Nie wiem co jest między tobą, a tym czarodziejem. Wiem tylko, że to dobry chłopak. Bądź po prostu rozsądna. Jesteś jeszcze taka młoda, tyle jeszcze przed tobą.

Rozumiem, że pewnie możesz się wahać ze względu na wasze rody. Decyzja o samym związku z Tedem była dla mnie trudna, musiałam się wyrzec rodziny i wartości, które były mi wpajane od dziecka. Twoja sytuacja nie jest aż tak tragiczna jak moja, ale potrafię zrozumieć jak się teraz czujesz. Nie owijajmy bawełnę, taki związek nie spodobałby się twoim rodzicom. Ale powinnaś myśleć przede wszystkim o swoim szczęściu, swoich uczuciach. Nie myl tej postawy z egoizmem. To twoje życie, nie Malfoyów czy twojej matki.

Jak pisałam wyżej, bądź po prostu ostrożna. Jeśli miałabyś ochotę o tym porozmawiać jeszcze przed przerwą wiosenną, zawsze możesz napisać a ja przyjdę do Hogesmeade.

Jestem dumna z tego na jaką wspaniałą kobietę wyrosłaś. Może i nie jestem twoją prawdziwą matką, ale jesteś dla mnie tak samo ważna jak Nimfadora czy Ted.

Andromeda Tonks

Ophelia czytała to mając łzy w oczach. Była bardzo poruszona słowami ciotki, jak nigdy dotąd. Poczuła coś, czego nie czuła od bardzo dawna. A może coś, czego po prostu obawiała się poczuć.

Nadzieję.

- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie Johanna, a brunetka spojrzała na nią z uśmiechem.

- Tak. Wszystko jest świetnie - odparła szczerze, poprawiając włosy - Jest cudownie.

Podobnie, ale nie aż tak pewnie siebie, czuła się w sobotę, w którą miała spotkać się z Billem. Ubrana w czarne spodnie z dziurami i  zieloną bluzę zeszła na śniadanie. Po drodze złapał ją Nott, który widocznie zauważył jej dobry humor.

- Czyli Weasley nie uznał cie za wariatkę - stwierdził, jakby trochę zawiedziony.

- Tak - Ophelia uśmiechnęła się - Między nami wszystko jest w porządku. I ciocia napisała, w związku z Malfoyem. Nie ma zamiaru mi nic zabraniać.

- Ciekawe... - powiedział brunet cicho.

- Kto jak kto, ale ona napewno nie miałaby nic przeciwko - ciągnęła nastolatka - To Andromeda Tonks, znana z tego, że wyzwoliła się z tej całej propagandy o czystości krwi.

- Prawdziwa ikona feminizmu - mruknął Nott sarkastycznie.

Elia spojrzała na niego i uniosła brew.

- Że tobie to słowo przez usta przechodzi - pokręciła głową, a chłopak zamrugał kilka razy i teatralnie położył rękę na piersi.

- Ophelio Druello Lestrange, czy ty właśnie oskarżyłaś mnie o szowinizm? - zapytał, a dziewczyna lekko zdziwiła się, że chłopak zna w ogóle takie określenie jak "szowinizm"

- Nie tylko... - zastanowiła się chwilę, próbując dobrać odpowiednie słowa - Nie po drodze ci z ruchem feministycznym, równością płci. Twój ideał kobiety to taka, która zgodzi się siedzieć w domu i wychowywać twoją gromadkę dzieci, kiedy ty będziesz robił to, na co masz ochotę.

- Zależy, jakiej by była krwi - zaśmiał się Nott.

Ophelia przewróciła oczami i zaczęła iść dalej. Szybko chłopak złapał ją za ramię i zatrzymał, a ta spojrzała na niego trochę zdziwiona.

- Nie uważam tak - zaprzeczył - Kobiety też mają swoje prawa.

- Też? - zakpiła Elia. Nott chciał już coś powiedzieć, ale ta przerwała mu - Rozumiem o co ci chodzi. Chyba.

Nott uśmiechnął się lekko, kiwając głową.

- Idziemy na śniadanie? - zapytał, robiąc jej przejście.

Pokiwała głową i oboje udali się do Wielkiej Sali. Tam siedziała już Johanna, widocznie nie w humorze. Zjadły w towarzyskiej ciszy.

Brunetce uśmiech sam cisnął się na usta. Siedziała strasznie zniecierpliwiona, chcąc już być w Hogesmeade.

- Myślisz, że Lucjusz da ci spokój? - spytała Johanna, kiedy wychodziły z pomieszczenia - Że tak po prostu odpuści, bo twoja ciocia ma gdzieś z kim się spotykasz?

- Nie spotykam się z Billem - zaprotestowała Ophelia, patrząc na przyjaciółkę.

- Jeszcze - dodała blondynka - To jak?

- Nie wiem. Nic do mnie nie pisał, Narcyza tak samo - wyjaśniła Elia, wzruszając ramionami - Nie chcę teraz o tym myśleć. Chcę spędzić jeden, cudowny dzień z Billem.

- Z Billem? - podchwycili bliźniacy Weasley, którzy akurat przechodzili obok.

Przyjaciółki spojrzały na nich, a Johanna założyła ręce na piersi

- Czyli to prawda, że spotykasz się z Billem! - ucieszył się Fred i spojrzał na brata - Wygrałem zakład, dawaj te trzy sykle.

- Nie spotykam się z Billem... Nie w takim sensie... - zaprzeczyła Elia, odgarniając włosy.

- Ha, frajer - zaśmiał się George, pokazując mu środkowy palec, a brat walnął go mocniej w ramię.

- Skąd wy o tym wiecie? - Johanna uśmiechnęła się trochę złośliwie - Że Bill i Ophelia...

- Mama nam pisała - wyjaśnił George.

- Bill jej o tobie opowiadał - dodał drugi.

- Co jej dokładnie opowiadał? - nie rozumiała brunetka, dosyć tego ciekawa.

- Jego plan na oświadczyny - mruknęła cicho Jo, ale Ophelia to zignorowała.

- Coś, że cię lubi. Że jesteś miła i fajna... - wyjaśnił George - Że świetnie się z tobą spędza czas.

Lekki rumieniec pojawił się na policzkach Ophelii, tak samo jak drobny uśmiech.

- Coś jeszcze? - dopytała się Johanna, podchodząc bliżej.

- Tata się śmieje, że byliście dobrą parą - Fred wzruszył ramionami.

- Witamy w rodzinie - George poklepał ją po ramieniu i spojrzał na Johannę - Ciebie chętnie też przyjmiemy. Jesteś hetero, więc Ginny odpada. Charlie nie chce mieć dziewczyny, Percy to Percy, Bill ma Ophelie, Ron to Ron, Fred nieudolnie zarywa do Angeliny, tylko ja ci zostałem...

- Dziękuję, za tą szczodrą propozycję, ale muszę odmówić - stwierdziła blondynka.

- I to ja zarywam nieudolnie... - Fred parsknął śmiechem.

Johanna pokręciła głową i wraz z Ophelia poszły w stronę lochów.

Młoda Lestrange szła w delikatnym transie, nie mogąc przestać się uśmiechać. Sama myśl, że Bill myślał o niej takie rzeczy sprawiała, że było jej trochę cieplej na sercu.

Johanna nie zamierzała tego komentować.

Kilka godzin później, trochę niepewnie weszła do pubu. Przez chwilę widziała przed oczami martwe ciało Billa z jej snu, w głowie znów miała te głuche kroki i krople deszczu, bębniące w okno jej dormitorium.

Kiedy go dostrzegła, siedzącego przy jednym ze stolików, uspokoiła się. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do niego. Na stoliku stały już dwa Kremowe Piwa.

- Rekompensata - wyjaśnił mężczyzna - Za ostatnio.

- To ja cie powinnam przepraszać - stwierdziła Elia. Usiadła naprzeciwko i usiadła naprzeciwko niego - Nie powinnam była tak krzyczeć...

- Nic się nie stało, każdy czasem tego potrzebuje - przerwał jej Bill.

- Wydrzeć się na swojego przyjeciela? - spytała Ślizgonka ironicznie, a kącik ust mężczyzny uniósł się delikatnie.

- Coś w tym stylu - przyznał - Zapomnijmy o tym. Jak w szkole?

- Dobrze - odpowiedziała Ophelia, wzruszając ramionami - Ludzie znowu przypominają sobie, że istnieje Turniej Trójmagiczny. Swoją drogą, będziesz na drugim zadaniu?

Gryfon pokręcił głową, a Elia poczuła lekkie ukłucie smutku w piersi.

- Mam strasznie dużo roboty - wyjaśnił i westchnął - Muszę się teraz pilnować. Wczoraj miałem kontrolę. Sprawdzali, czy mam wszystkie raporty, czy się nie obijam... Trochę mnie to zaskoczyło. Zazwyczaj kontrole są wtedy, kiedy ktoś na kogoś złoży jakiś donos...

Dziewczyna od razu wiedziała, że to nie mógł być przypadek. Niedługo po tym, jak została zaadoptowana przez Tonksów, Lucjusz bardzo starał użyć się swoich wpływów, aby usunąć Teda z Ministerstwa. Myślał, że dzięki temu nie będzie ich stać na jej utrzymanie, a w takim razie musiałaby trafić do Malfoyów. Równie dobrze mężczyzna mógł starać pozbyć się Billa.

Nastolatka miała dwie hipotezy. Albo Malfoy liczył, że Ophelia nie będzie chciała zadawać się z biednym Billem (co było dalekie od prawdy), albo miała być to jakaś zemsta dla niej, za zadawanie się z Weasleyem. Ukuło ją okropne poczucie winy. Nie chciała mu zniszczyć życia...

- Wszystko w porządku? - zmartwił się Bill, przyglądając się dziewczynie.

Ta ogarnęła się szybko i uśmiechnęła do niego delikatnie. Po chwili dostrzegła jego dłoń na swojej. Przez chwilę myślała, że zrobił to z przypadku, ale jej nie odsunął.

- Tak, tylko.... Słabo ostatnio sypiam - odpowiedziała, mówiąc pierwsze, co przyszło jej do głowy

Nie był to powód  paniki, ale była to prawda. W dzieciństwie miewała dużo koszmarow. Ciotka zabrała ją nawet do Munga, aby sprawdzić, czy na dziewczynkę nie została rzucona żadna klątwa. Niczego nie wykryto. Wszystko się trochę uspokoiło, koszmary miewała sporadycznie. Ale ostatnio coś się zmieniło, okropne sny nasiliły się. W takich momentach sen stawał się katorgą, a uczucie zmęczenie i otępienia wydawało się o wiele przyjemniejsze.

- Może idź z tym do pani Pomfrey - zasugerował Bill - Ta kobieta potrafi działać cuda. Jestem pewny, że jakoś by Ci pomogła.

- Nie trzeba, to napewno minie - zapewniła go dziewczyna i przechyliła lekko głowę - To słodkie, że się martwisz.

Bill uśmiechnął się.

- Jesteś dla mnie po prostu ważna - wyznał, a Ophelii zaparło dech w piersiach.

Kiedy już miała odpowiedzieć, że on również jest dla niej ważny, zjawiło się przy nich dwóch rudzielców.

- Kogo nasze oczy widzą! - George udawał zdziwienie - Bill i Ophelia!

- Cóż za niesamowicie przypadkowe i niespodziewane spotkanie! - stwierdził Fred, po czym wziął jedno krzesło ze stolika obok. Jego brat zrobił to samo - Dosiądziemy się, chyba nie macie nic przeciwko...

- A skąd - stwierdził pogodnie Bill, upijając łyk napoju. Ophelia przez chwilę miała wrażenie, że w jego głosie czuje lekkie rozczarowanie.

- Bill już Ci opowiadał o koledze z Brazylii? - zapytał Fred, a Ophelia pokręciła głową.

- Fred... - starszy mężczyzna jęknął, a brunetka roześmiała się.

Bliźniacy zaczęli na zmianę opowiadać jak Bill korespondował z uczniem z Brazylii. Nie mógł pozwolić sobie, aby pojechać tam na wymianę, więc owy kolega wysłał mu kapelusz, od którego zwiędły mu uszy. Ślizgonka słuchała historii z zainteresowaniem, a Bill nie krył wstydu. Wyglądało to bardzo uroczo, musiała przyznać.

Spędzili dosyć miło następne dwie godziny, tematy do rozmowy znajdowały się same. Bliźniacy nie zachowywali się tak tępo, jak inni ich opisywali. Byli całkiem zabawni. Opowiedzieli więcej historii z dzieciństwa strasznego brata, co bardzo się podobało Ślizgonce.

Ophelia co jakiś czas łapała Billa na patrzeniu na nią. Nie odwracał on wtedy wzroku, a posyłał jej delikatny uśmiech, a ta go odwzajemniała.

- Muszę już chyba iść - oświadczył, dopijając Kremowe Piwo - Muszę skończyć raport.

Elia pokiwała głową. Bliźniacy chyba zrozumieli, że dwójka chciała spędzić chwilę sama, więc zostali jeszcze w pubie, kiedy tamci z niego wyszli.

- To... Kiedy teraz? - zapytała, kiedy dochodzili do końca wioski.

- Po drugim zadaniu zaczyna się przerwa wiosenna - zauważył mężczyzna - Będziesz wtedy mogła się spotkać?

Ophelia pokiwała głową, a po chwili kolejny raz poczuła stres w żołądku. W te ferie obiecała matce, że ją odwiedzi. Matce, która najprawdopodobniej wie już o Weasleyu.

- Tak, będę mogła - powiedziała po chwili, a mężczyzna się uśmiechnął.

Pożegnali się. Bill już miał się teleportować, kiedy Ślizgonka postanowiła powiedzieć to, co cisnęło jej się na usta od prawie dwóch godzin.

- Ty też - powiedziała, a Bill spojrzał na nią, nie wiedząc o co chodzi - Ty też jesteś dla mnie ważny....

Gryfon uśmiechnął się szeroko, a po chwili deportował się. Ophelia wpatrywała się chwilę w miejsce, w którym zniknął, po czym udała się w stronę zamku.

W Pokoju Wspólnym Ślizgonow znalazła Johannę i opowiedziała jej o wszystkim. Zapewne dostałaby od przyjaciółki kolejny wywód, że ta powinna mu wyznać swoje uczucie, gdyby nie przechodzący niedaleko Draco wraz z Crabbe'em, Goyle'em i Nottem. Dziewczyna poczuła przypływ odwagi i podeszła do nich.

- Witaj, Ophelia - przywitał się Theo, ale ta go zignorowała.

- Hej, kuzynie. Możemy pogadać? W cztery oczy? - poprosiła.

- Kasa ci się kończy? - zakpil blondyn - Co by się dziwić, patrząc na to z kim mieszkasz...

Dziewczyna przewróciła oczami, chociaż w środku czuła gniew. Nie tylko przez zachowanie Lucjusza. Nikt nie miał prawa obrazac jej rodziny, a już napewno nie ten gnojek.

Złapała go za ramię i odciągnęła do konta. Mogła pójść z nim do swojego pokoju, ale i mogły być tam Octavia Z Agnes, i mogli mieć za to odjęte punkty. Chłopcy mieli zakaz wchodzenia do pokoju dziewczyn oraz na odwrót. O ile Snape pobłażał Ślizgonom, to nie w tej kwestii. Nawet jeśli chłopak i dziewczyna byliby rodziną.

- Czego chcesz? - warknął Malfoy.

- Czego ja chce? - Elia zaśmiała się i pokręciła głową - Czego chce twój chory ojciec?

- Nie waż się tak mówić o moim ojcu! - syknął blondyn.

- Dobrze, nieważne - machnęła ręką - Przekaż po prostu Lucjuszowi, aby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Jestem prawie pelnoletnia, mogę robić co mi się podoba. Stary zgred nie będzie mi mówił jak i z kim mam żyć.

- O co ci... Ojciec wie o tym, że jesteś z tym Weasleyem... Twoja matka pewnie też - zauważył Dracon z uśmiechem.

Ophelia podeszła do niego bliżej, zaciskając pieści. Czuła jak  paznokcie wbijają się w jej skórę.

- Nic wam do tego - wysyczała przez zęby - Odwalcie się ode mnie. Albo pożałujecie.

- Straszysz mnie Crucio? Czy Avadą? - zakpił Malfoy - Jaka matka, taka córka....

Pięści zacisnęła mocniej. Nie mogła dłużej kontrolować swojego gniewu. Zerknęła tylko na dłonie kuzyna, czy nie trzyma w nich przypadkiem rozdzki. Były puste. Bez namysłu uderzyła go z pieści w twarz.

Oszołomiony Draco osunął się na ścianę, jęcząc z bólu. Trafiła idealnie w jego krzywy nos, łamiąc go. Ludzie zaczęli podbiegać do niego, a ona tylko uśmiechnęła się z satysfakcją.

- Ty szmato... - warknął Malfoy, podnosząc się. Rękę trzymał przy krwawiącym nosie.

- Uważaj na język, albo dostaniesz jeszcze raz - powiedziała - Ale z różdżki.

- Nikt nic niczym nie dostanie - powiedział wchodzący do Pokoju Wspólnego Snape. Zerknął na zwijającego się z bólu Malfoya, a potem na Notta - Zabierz go do Skrzydła Szpitalnego.

Theo zerknął tylko na Ophelie, po czym wyszedł wraz z Malfoyem.

Snape podszedł do brunetki. Nie była już taka pewna siebie. Chciała jak najszybciej wrócić do pokoju.

- Skoro panna Lestrange jest taka nerwowa, to napewno ulży jej napisanie wypracowania o Eliksirze Wielosokowym - stwierdził.

Ta pokiwała tylko głową, po czym wręcz pobiegła do swojego pokoju, nie zwracając uwagi na patrzących się na nią ludzi. 

Słowa jej współlokatorek do niej nie docierały. Było jej to na rękę. Nie była pewna, czy Agnes i Octavii też by nie uderzyła w nerwach. Spojrzała na swoje dłonie, na których były rany po wbijaniu w nie paznokcie. Wpatrywała się chwilę w niemal równe, czerwone kreski.

W głowie brzmiały jej tylko słowa kuzyna.

Jaka matka, taka córka



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro