Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

- To... Jak to zrobimy? Z twarzy nigdy nie ogarniemy, która to Agatha - zaczęła Johanna, kiedy wyszły z lekcji Historii Magii. Przeciągneła się leniwie, starając się dobudzić po uciętej na lekcji drzemce - Jak wygląda Susan Bones też nie wiemy. Merlinie, muszę zwracać większą uwagę na ten kurnik wokół mnie. Wypadałoby.

- Może zapytamy jakiegoś Gryfona? - zaproponowała Ophelia, a na widok miny przyjaciółki dodała - Przestań, musi być jakiś Gryfon, który nie ma nas za podłe Ślizgonki, tylko dlatego, że jesteśmy Ślizgonkami!

- Za dużo od nich wymagasz. I tak, istnieje jeden takowy. Nazywa się William Weasley i skończył już Hogwart. Nie wiem ile lat temu, nie uczą tu matematyki, średnio mnie to też obchodzi - stwierdziła Jo, przeczesując włosy  - Nawet nie myśl o bliźniakach. W zeszłym tygodniu musiałam pracować z Georgem na Eliksirach i nadal mam traumę. To czasem taki przygłup...

Ophelia rozejrzała się i nagle spostrzegła gdzieś w tłumie Ginny Weasley, rozmawiającą z Hermiona Granger. Uśmiechnęła się szeroko.

- Nie, nie, proszę nie. Wolę już bliźniaków niż spędzić chociaż minutę w towarzystwie tej mugolaczki... - jęknęła Johanna, ale Elia i tak podbiegła do Gryfonek - Elia!

- Hej - przywitała się z nimi - Mam sprawę, muszę znaleźć pewną Gryfonkę z twojego roku, Hermiona.

- Jasne, o kogo ci chodzi? - zapytała uprzejmie Hermiona.

- Agatha Bones - wyjaśniła brunetka - Kojarzycie ją? Wiem tylko, że jej mama to Amelia Bones, a kuzynka to Susan Bones, Puchonka.

- Agatha Bones, oczywiście, że ją kojarzymy. To super laska! - powiedziała Ginny - Na dodatek potrafi wróżyć, tak prawdziwie!

- Wiemy i po to jest nam właśnie potrzebna - do rozmowy dołączyła się Johanna, widocznie niechętnie - To jak? Ogarnięcie nam spotkanie? Moja droga przyjaciółka musi się dowiedzieć ile dokładnie dzieci urodzi twojemu bratu.

- Johanna! - brunetka spojrzała na Ślizgonkę z wyrzutem.

- Czyli chodzisz z Billem! - uśmiechnęła się Ginny - Jak wspaniale!

- Z Billem? Ale on jest sporo straszy... - zauważyła Hermiona, a Jo prychnęła.

- No cóż, Granger. Nie każdy ma branie u słynnych graczy...

- Nie chodzę z nim - podkreśliła Elia, piorunując blondynkę wzrokiem - Po prostu... Chcę coś sprawdzić. Czy coś mi się uda. Agatha jest mi do tego bardzo potrzebna.

- Nie ma sprawy. Bądź po kolacji koło Wielkiej Sali, znajdziemy cię- oznajmiła Ginny.

- Super. Dzięki, Ginny - Ślizgonka uśmiechnęła się z wdzięcznością.

- Nie ma za co. Tylko jej moce działają dosyć różnie - wyjaśniła rudowłosa.

- Co znaczy "różnie"? To działają czy nie działają? - nie rozumiała Johanna.

- U każdego jasnowidza drugie oko podobno ma działać inaczej - odpowiedziała Hermiona.

- Podobno? - Ophelia przekrzywiła głowę.

- Nie każdy wierzy, że przyszłość można przewidzieć...

- Tak, w magicznym świecie na pewno nie można przewidzieć przyszłości. Nie wiem, co Krum widzi w takim pustaku jak ty, Granger - prychnęła blondynka.

- Okej, jeszcze raz za wszystko dziękuję - brunetka stanęła między dziewczynami i złapała przyjaciółkę za ramię - Do zobaczenia później!

Odciągnęła rozbawioną Johannę i udały się do lochów Slytherinu.

- Nie musiałaś... - zaczęła Ophelia.

- Nie wybaczyłabym sobie nie zwyzywania Hermiony Granger. To jak nie roześmiać się z tłustych włosów Snape'a, kiedy jest zajęty ciśnieniem po Potterze.

- Na spotkanie z Agathą pójdę lepiej sama - oświadczyła Elia - Jeszcze roztrojisz jej drugie oko czy coś...

Nie dokończyła, bo zauważyła Notta, rozmawiającego z Octavią, czym był widocznie znudzony. Ślizgonka musiała to dostrzec, bo chwilę później odeszła z wymalowanym fochem na twarzy.

Chłopak szybko dostrzegł, że młoda Lestrange się na niego patrzy i próbował uciec, ale ta szybko do niego dobiegła i złapała za ramię.

- Hej, Theo. Możemy pogadać? - zapytała z troską w głosie, a ten wyrwał rękę.

- Nie mamy o czym - wzruszył ramionami - Daj mi spokój...

- Nie, nie dam - oświadczyła dziewczyna - Musimy pogadać. O tym co się stało dwa tygodnie temu. Proszę. Martwię się o ciebie.

- Nie potrzebuje żadnej troski, a już na pewno nie twojej, Lestrange - warknął brunet.

- Właśnie chyba jest na odwrót, Nott - powiedziała, przedrzeźniajac go - Potrzebujesz jakiejkolwiek troski. Tak, jak powiedziałeś wcześniej. Jeśli ktoś wie, jak się czujesz, to jestem to ja.

Theo przejechał palcami przez włosy, myśląc, co powiedzieć. Skinieniem głowy nakazał jej, aby poszli w kąt pokoju, co zrobili.

- Mój ojciec nie jest szczególnie troskliwym i przejmującym się moim szczęściem człowiekiem - zaczął - W zeszłe wakacje dobitnie mi uświadomił, że jeśli nie zostaniesz moją żoną w najbliższym czasie, to po skończeniu szkoły mam nawet nie przyznawać się do swojego nazwiska.

Nastolatka miała wrażenie, że chłopak zacznie płakać, oczy miał już delikatnie zaszklone. Położyła rękę na jego ramieniu, a on tylko spojrzał na nią, po czym kontynuował.

- Ale ja... Cholera. Podobasz mi się. I myślałem, że naprawdę dam radę cię wyrwać. Ale na Balu Octavia powiedziała mi, że coś łączy cię z Billem Weasleyem. Na Merlina, myślałem nawet, aby podsunąć ci Amortencje, już miałem ją gotową... Ale potem zobaczyłem, jak smutna byłaś, kiedy Bill spóźnił się na wasze spotkanie... Wtedy zorientowałem się, że nie mam u ciebie szans i wywaliłem wszystko do toalety...

Elia patrzyła na chłopaka chwilę, nie wiedząc co powiedzieć. Był w kropce, musiała to przyznać. Taka sytuacja... Czysty koszmar.

- Nie powinienem krzyczeć - kontynuwał Ślizgon. Głos delikatnie mu drżał - Po prostu... Nie wiem co zrobić. Matka, zanim odeszła, przewidziała podobny zbieg okoliczności. Mam w Banku zapisaną na siebie i zamrożoną pewną sumkę, ale i tak...

- Rozumiem - przerwała mu Ophelia, biorąc z niego rękę - I chcę Ci jakoś pomóc. Musi być coś, co możemy zrobić. Przekonać twojego ojca...

- Nie damy rady - stwierdził Theo, kręcąc głową - Go się nie da przekonać. Żebym po skończeniu Hogwartu miał gdzie spać, co jeść i móc używać własnego nazwiska,  musiałby umrzeć, albo trafić do Azkabanu, wtedy, jako jedyny dziedzic, dostałbym wszystko. Wiem, że nie bawiłby się w testament, nie chciałoby mu się.

Dziewczyna lekko się wzdrygnęła. Fakt, że Teodor myślał tak o swoim ojcu był... dziwny. Okrutny. Ale to tylko uświadomiło Ophelie jaka sytuacja musiała panować w ich domu.

Po chwili coś wie jej przypomniało. Pewna sytuacja, sprzed prawie dziesięciu lat.

- Byłeś z tatą na pogrzebie mojego dziadka, mieliśmy po siedem czy osiem lat - przypomniała sobie po minucie - Latałeś po całym cmentarzu, zachowywałeś się nietypowo jak na pogrzeb, ale typowo na swój wiek. Pamiętam, wtedy przyciągnął cie zaklęciem, nakrzyczał na ciebie i chyba cię uderzył, kiedy się rozpłakałeś. To się dzieje częściej, tak?

Nott nic nie odpowiedział, tylko delikatnie bladszy podparł ścianę i zwrócił wzrok w dół. Brunetka poczuła jak gniew buzuje jej w żyłach.

Tego było za wiele.

- Powiedz nauczycielom, Snape'owi Dumbledor'owi, komukolwiek! - nakazała - To, jak się wobec ciebie zachowuje, nie jest normalne!

- Nic to nie da. Gdzie mnie dadzą? Do dziadków? Tam jest tak samo, a czasem nawet i gorzej. Sierociniec? Moja sytuacja będzie jeszcze gorsza - chłopak pokręcił głową - Po prostu... Zapomnij. Wisiałem Ci wyjaśnienia za tamto, nie chcę już o tym mówić. Coś wymyślę...

- Nie pozwolę, aby twój tata robił ci krzywdę - powiedziała nastolatka stanowczo.

- Ophelia, proszę - głos chłopaka znowu się załamał - Jakoś dam radę... Twoja pomoc może tylko wszystko pogorszyć. Ja to jakoś ogarnę, naprawdę. W razie czego, mogę spróbować wystąpić o alimenty od niego.

Dziewczyna stwierdziła, że dalsza kłótnia nie ma sensu. Pokiwała głową, nadal w myślach planując brutalne morderstwo Notta Sr.

- Dobrze, dobrze - zgodziła się - Tylko uważaj na siebie. Nie daj mu się krzywdzić. Szczególnie psychicznie. Kiedy twój umysł działa poprawnie, to reszta też da sobie jakoś radę.

Theo pokiwał głową, po czym odszedł. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, a po chwili podeszła do niej Johanna.

- To okropny kretyn, strasznie zadufany w sobie, ale i tak mi go szkoda - stwierdziła blondynka, kiedy przyjaciółka wszystko jej opowiedziała - W takich momentach czuję się ogromnie wdzięczna życiu, że moi rodzice nie są aż tak psychiczni.

- Pomogę mu. Jakoś. Nie wiem jeszcze jak, ale muszę coś zrobić. Może mieć przesrane w życiu, bo nie chcę za niego wyjść - powiedziała Elia z wyrzutem - Nawet, jakbym miała go przyjąć do siebie pod dach.

- A co zrobisz z Billem? - Jo zmieniła temat - Jeśli okaże się, że jest tym jedynym? Wyznasz mu miłość?

- Jeśli moja rodzina czegoś nie odwali i nic mu nie będzie groziło, to tak - zdecydowała Ophelia - To wspaniały facet, czuję się z nim świetnie. Jeśli to odwzajemnia, to będę chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Nawet ta różnica wieku mi nie przeszkadza.

- Ah, co ta miłość robi z ludźmi... Miej tylko dobry alkohol na weselu i nazwij po mnie swą pierworodną.

Brunetka przewróciła oczami i zaśmiała się.

Wiedziała doskonale, co miłość robi z ludźmi. Sprawia, że są szczęśliwi.

Tak jak sobie obiecała, po kolacji, bez Johanny, czekała niedaleko Wielkiej Sali. Czuła już lekkie zdenerwowanie w żołądku. Może powinna się wycofać? Może znanie przyszłości nie jest tak dobrym pomysłem, jak myślała?

Po chwili z kolacji wyszła Ginny wraz z podobną wzrostem blondynką w okularach. Ophelia podziękowała sobie w duchu, że nie wzięła ze sobą Jo. Okulary zapewne oznaczały, że dziewczyna nie jest czystej krwi, czego Ślizgonka by nie przepuściła.

I kojarzyła trochę, że paru Bonesów wyszło za mugolaków. 

- Hej - odezwała się Ginny i wskazała na drugą Gryfonkę - To Agatha Bones. Agatha, to jest Ophelia Lestrange.

- Miło mi cię poznać - brunetka uśmiechnęła się, a Agatha to odwzajemniła.

- Również. Usiądźmy na tamtej ławce, abym mogła spokojnie rozstawić karty - zaproponowała i tak zrobiły.

- I co, wygląda to tak, jak na Wróżbiarstwie? - zainteresowala się Elia - Zadam ci pytanie, ty przetasujesz karty, dasz mi trzy i wywróżysz mi coś z tego? To naprawdę działa?

- Tak, właśnie tak - przyznała Agatha - Najważniejsze jest poprawne sformułowanie pytania. Nie możesz tak o zapytać "Czy coś stanie się?", "Kiedy coś się stanie?" . Musisz zapytać o skutek, na przykład "Czy zdam egzamin z Mugoloznastwa, jeśli oleje naukę?'', albo " Czy rodzice wyrzucą mnie z domu, jeśli dorzucę Snape'owi różowej farby do szamponu, którego i tak sporadycznie używa?".

Raczej odpowiedź jest oczywista, stwierdził Ophelia w myślach. Po chwili namysłu powiedziała:

- Okej, to czy będę z Billem Weasleyem w związku, jeśli za tydzień wyznam mu miłość?

Zauważyła wielki uśmiech na twarzy Ginny, który postanowiła zignorować. 

- Jesteś pewna? - spytała Agatha - Znanie przyszłości, szczególnie takiej, to nie jest łatwe brzemię. Zazwyczaj, nie możesz zrobić nic, aby ją zmienić. Do tego jest potrzebny Zmieniacz Czasu, a to jest takie trochę nielegalne. Nie, żebym miała coś przeciwko.

- Jestem pewna. Muszę być.

Blondynka wyjęła karty i spędziła chwilę, tasując je. Miała przy tym zamknięte oczy, a Ginny, przykładając palec do ust, dała Elii znać, że trzeba być cicho. 

Po jakiś dwóch minutach dziewczyna otworzyła oczy i z talii wyjęła trzy karty. Było na nich napisane kolejno: Głupiec, Kochankowie i Koło Fortuny.

- Zgłupiałam - stwierdziła Elia, patrząc na karty - W sumie, patrząc na Głupca, to ma sens...

- Karty mają swoje znaczenie, nie zawsze zgodne z nazwą - wyjaśniła Agatha - Więc... Na początku nie dostrzegałaś uczuć, jakie ten  Bill do ciebie żywił. Kiedy zaczęłaś, miałaś dylemat. Obawiałaś się czegoś. Coś nie pozwalało ci pogodzić się z tym, co czujesz. Ale, jeśli wyznasz mu za tydzień miłość, wszystko ułoży się tak, jak pragniesz, aby się ułożyło.

- A co, jeśli nie jestem pewna, czego chcę? - nie rozumiała Ślizgonka.

- Chcieć, a pragnąć to coś innego. Chcesz, ty. Twój umysł może coś chcieć. Możesz chcieć coś ubrać, może chcieć coś przeczytać. Natomiast pragnie, twoje serce. Twoja dusza, dokładniej mówiąc. To ona wie, co dla jest dla ciebie najlepsze. 

Ophelia potrzebowała chwili, aby przetrawić słowa dziewczyny. Zawsze wierzyła, że to ona i tylko ona ma wpływ na swoje życie. Nie rozumiała pojęcia ''dusza''. Ale teraz...

Czy to było możliwe, aby coś decydowało za nią?

Czy jej dusza jest dobra?

A może zła. 

- Dzięki, Agatha - wstała z ławki - Na prawdę, dziękuję. Ile za to chcesz?

Gryfonka machnęła ręką. 

- Nic. Pewnego dnia po prostu uznałam, że jeśli posiadam taki dar, to powinnam się z nim dzielić. Życie jest skomplikowane, a jeśli mogę pomóc komuś je odkomplikować... Warto, nawet za darmo - stwierdziła, po czym również wstała - Lecę już. Tony i Eddie postanowili pograć w Quidditcha, zakładając się przy tym o zaproszenie jednej laski z tej francuskiej szkoły magii, której nazwy nie umiem wymówić. Nie mogę tego przegapić.

- Pewnie chcesz, aby Eddie wygrał. Jakby wygrał Anthony, umierałabyś z zazdrości, przyszła pani Ellis - uśmiechnęła się Ginny, a Gryfonka zmrużyła oczy.

- Przewiduję nad tobą czarne, burzowe chmury, Ginervo - powiedziała sztucznym, poważnym głosem, po czym wystawiła jej język i odeszła. 

- Od kiedy Agatha i taki jeden Puchon z jej paczki, Tony Ellis, poszli razem na Bal Bożonarodzeniowy, każdy ich shipuje - wyjaśniła Ginny, a potem zauważyła niezapokojoną twarz nastolatki - Ophelia, wszystko w porządku?

- Tak, tylko... Ta cała dusza... Bill - nie wiedziała co powiedzieć - Ta wróżba była chyba złym pomysłem.

- Ale Agatha przewidziała ci, że sprawy potoczą się tak, jak pragniesz - zauważyła rudowłosa - A pragniesz być z Billem, prawda?

- A co, jeśli moja dusza tego nie pragnie? - spytała Elia - Co, jeśli moja dusza pragnie wyjść za jakiegoś bogatego dupka i być ogólnie złym człowiekiem?

- Język, używany we Wróżbiarstwie celowo musi być taki ''tajemniczy''. Inaczej, byłoby nudno. Ophelia, na pewno wszystko się ułoży. 

- Może masz rację. Dziękuję - Ślizgonka uśmiechnęła się smutno - I to takie miłe, że ci nie przeszkadzam. W sensie ja i Bill. Wiem, że nie jestem szczególnie dobrze kojarzoną osobą.

- I to niesłusznie. Może nie znam cię jakoś dobrze, ale sprawiasz, że mój brat jest bardzo szczęśliwy. Jeśli jesteś ważna dla niego, to jesteś ważna dla mnie - powiedziała Ginny - Też się będę zbierać. Powodzenia. Wierzę w ciebie.

Ophelia odprowadziła ją wzrokiem, po czym westchnęła. Miała nadzieję, że coś może się zmienić. Że może stać się odrobinę szczęśliwsza.

Kto by nie skorzystał z takiej szansy?

- Muszę napisać list - powiedziała, sama do siebie - Trzeba będzie się z nim umówić w weekend i wszystko mu powiedzieć.

Zbliżamy się do końca rokuuu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro