Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Bycie w Slytherinie miało wiele plusów. Głównym było posiadanie Severusa Snape'a za opiekuna domu. Jeśli byłeś z jego domu, byłeś od razu traktowany dosyć ulgowo. Nawet nie musiałeś zbyt bardzo uważać na jego lekcjach. Najważniejsze, że tam jesteś i udawałeś, że słuchasz.

Tak jak powiedział Mistrz Eliksirów, Ophelia musiała napisać wypracowanie. I na wypracowaniu się skończyło. Żadnego szlabanu, rozmowy z dyrektorem. Nic.

Była tylko spora możliwość, że napisał do jej ciotki. Podobno miał taki obowiązek.

Póki co nie dostała żadnego listu od niej sugerującego, że ma kłopoty. Od Lucjusza również nic nie dostała, co było dla niej trochę podejrzane, ponieważ była pewna, że Draco pochwalił się już ojcu. Miała tylko nadzieję, że w tej sprawie Malfoy nie zawracał głowy jej ciotce. Kobieta nienawidziła swojego szwagra, zapewne ze wzajemnością.

Dni mijały bardzo szybko. Odbyło się drugie zadanie Turnieju, w którym Potter wykazał się wielka odwagą i trudno było go za to nie podziwiać. Jedyne, czego jej brakowało to spotkanie z Billem. Tak jak mówił, nie zjawił się na Zadaniu. Co jakiś czas Ophelia błądziła wzrokiem po trybunach, szukając rudowłosego.

Każde jego listy czytała oczarowana, ale jednak nie było to to samo, co rozmowa w cztery oczy. W jego oczy mogłaby patrzeć w nieskończoność...

Im bardziej zbliżały się ferie, tym bardziej Ophelia czuła się zdenerwowana. Nie mogła już odkładać spotkania z matką. Nie widziały się prawie rok.

Ostatni raz widziały się krótko po zakończeniu jej piątego roku. Rozmawiały głównie o Syriuszu, a raczej jej matką rozmawiała. Ona słuchała, potakiwała głową i powstrzymywała różne słowa, cisnące się na jej usta. Nie uważała Syriusza za zdrajcę. Nie wiedziała w sumie co ma o nim myśleć. Był jej kompletnie obcy, nigdy go nie poznała. Słyszała tylko, że był inny niż jej rodzina.

Kiedy skończyła się pakować, dostrzegła jak do ich dormitorium wchodzi naburmuszona Johanna. Elia nie dziwiła jej się. Jej rodzice nakazali córce spędzić ferie u jej babci, aby kobieta nie była taka samotna.

Małżeństwo Reyesów wraz z synami, Jonathanem, Marcusem i Alexem, mieszkało w Stanach Zjednoczonych, skąd pochodził ojciec Jo. Do tamtejszej Szkoły Magii uczęszczali Jonathan i Marcus, ale krótko po skończeniu szkoły przez tego drugiego rodzina na kilka lat przeprowadziła się do Anglii. Było to spowodowane wznowieniem linczu amerykańskich czarodziejów na rodziny dawnych zwolenników Grindelwalda, a do takich należał dziadek Johanny. Ostatecznie ta poszła do Hogwartu, ale kiedy była w piątej klasie jej rodzina zdecydowała się wrócić do Stanów, przez co większość ferii ta spędzała w szkole lub u babci.

- To po prostu niesprawiedliwe - jęknęła blondynka, siadając na łóżko - Ominą mnie twoje siedemnaste urodziny!

Jej urodziny, no tak. Wypadały akurat pod koniec przerwy wiosennej. Ophelia nie chciała robić żadnej wielkiej imprezy. Postanowiła, że spędzi jej w gronie rodziny i tyle. I tak nie miała kogo zaprosić.

- Pójdziemy do Hogesmeade jak wrócę - zaproponowała, siadając obok przyjaciółki.

- Nie będę robić za waszą przyzwoitkę - stwierdziła Johanna, a Elia przewróciła oczami, od razu wiedząc o co chodzi.

- Wyślij mi Ognistą i po sprawie - stwierdziła z uśmiechem.

- Ognista? Tutaj? - obie odwróciły się.

W drzwiach ich dormitorium stał Teodor Nott, opierając się o framugę drzwi.

- Nie ma jakiegoś zakazu wchodzenia do pokoju dziewczyn? - spytała Johanna, przechylając głowę.

Chłopak zaśmiał się, po czym wszedł do środka.

- Ophelia ostatnio pokazała, że nie boi się żadnych konsekwencji - stwierdził.

- Chcesz skończyć jak Malfoy w dzień przyjazdu do domu? - Elia podeszła do niego, podnosząc brew.

- Jeśli już mówimy o Malfoyu... To poskarżył się ojcu - powiedział Ślizgon.

- Cóż za zaskoczenie! - powiedziała sarkastycznie blondynka - Nikt się nie spodziewał...

- Co więcej - nastolatek przerwał jej - Jego ojciec ma cie odwiedzić, Elia. U Tonksów. Możliwe, że jeszcze dzisiaj.

Zaniemówiła przez chwilę, jeszcze raz odtwarzając w myślach jego słowa. Musiała się przygotować psychicznie na tą ciężką rozmowę.

Ale coś ją dziwiło. Dlaczego Nott mówił jej te rzeczy? Dlaczego jej pomagał? Nie miał powodu, aby jej pomagać. Też pewnie nie lubił Billa... O co mogło chodzić?

- Dzięki - uśmiechnęła się do niego delikatnie, a po chwili dodała- Chcesz siedzieć z nami w przedziale?

- Jasne - odpowiedział chłopak, lekko zdziwiony - Do zobaczenia, moje drogie.

Ophelia pomachała mu, a ten mrugnął i wyszedł. Johanna stanęła przy przyjaciółce.

- Lecisz na dwa fronty? - zażartowała.

- No co ty, ja taka nie jestem - zaprzeczyła Elia - To miłe, co on robi, że mówi mi takie rzeczy. Na rozmowę z Lucjuszem lepiej się przygotować.

- Ciężkie cie ferie czekają, moja droga - Jo westchnęła i poklepała dziewczynę po plecach - Ta Ognista serio ci się przyda...

I miała rację, bo brunetka miała wielką ochotę się napić, kiedy siedziała wraz z Johanną i Nottem w przedziale. Starała się rozmawiać z nimi normalnie, jakby nic się nie stało. Ale coraz ciężej było ukryć ogromny stres i strach. Ogromnie chciała, aby ferie już się skończyły, wrócić do szkoły. Wszystko, byle by uniknąć rozmowy z Malfoyem. I matką.

W końcu dojechali. Wzięła swoje bagaże, pożegnała się z Johanną i Theo, po czym wyszła na peron. Otoczył ją widok dzieciaków witających się z rodzinami, często ze łzami w oczach. Na ten widok poczuła się niewygodnie stara.

Po chwili dostrzegła znajomą dziewczynę o fioletowych włosach. Nie mogła powstrzymać ogromnego uśmiechu. Targając za sobą klatkę Amaris i kufry, podbiegła do niej i rzuciła się kuzynce w ramiona.

- Jesteś coraz cięższa młoda - zaśmiała się Tonks, ściskając młodszą dziewczyne - W sumie to dobrze. Sama z ciebie skóra i kości.

Ophelia pokręciła głową i odsunęła się od Aurorki.

- Ciocia i wuj też są? - zapytała, rozglądając się za nimi.

- Nie, siedzą w domu - wyjaśniła Dora - Ale licz się, że dostaniesz niezły ochrzan. Snape napisał do nich o sprawie z Malfoyem.

Spuściła głowę w dół. Stres znowu do niej wrócił. Malfoy już napewno tam czekał. Czy Nimfadora już o tym wiedziała? Może mężczyzna przyjdzie za kilka dni?

- Co się w ogóle stało? - nie rozumiała Tonks, wyrywając Elie z zamyśleń - Co zrobiła ta tchórzofretka?

- Zachowywał się jak kretyn - stwierdziła brunetka.

- Draco zawszw zachowuje się jak kretyn - roześmiała się Puchonka - Musisz być bardziej konkretna.

Ophelia podrapała się po karku i rozejrzała się po stacji, czy nigdzie nie stoją Weasleye. No dużo ich było, mogli być wszędzie. Kiedy była pewna, że nigdzie w pobliżu nie ma żadnej rudej czupryny, spojrzała na kuzynkę.

Opowiedziała jej o całej sytuacji, a ta słuchała uważnie.

- Czegoś nie rozumiem. Czemu Nott kablował...

- Nie wiem - westchnęła brunetka - Może chodźmy już do domu? Chcę się zmierzyć z Lucjuszem jak najszybciej, mieć go z głowy. Nie chcę sobie całkowicie psuć urodzin.

- Jedyna osoba, która jest Ci w stanie całkowicie popsuć urodziny to moja mama - prychnęła Dora, kiedy zaczęły iść - Na moją siedemnastkę zaprosiła całą okolice, a tata opowiadał żenujące historie z mojego dzieciństwa...

- Nie ma nawet mowy o dużej imprezie - oświadczyła Ślizgonka - Tylko wy i nikt więcej.

- Mów to mamie, nie mi...

Kiedy wyszły z peronu, skręciły w jakiś londyński zaułek. Nimfadora złapała ją za rękę, po czym wraz z bagażem przeteleportowały się.

Ophelia zamrugała kilka razy i złapała się za brzuch. Zrobiło się jej niedobrze, ale to uczucie po chwili zniknęło.

Spojrzała na znajomy jej dom. Inni mogli uznać go za ponury, ale wspomnienia z brunetki związane z nim zdecydowanie go oświetlały.

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - mruknęła Dora, a jej kuzynka się uśmiechnęła delikatnie.

Weszły do domu z wielkim hukiem, spowodowanym przez Amaris. Sówka również ucieszyła się z ich powrotu, bo zaczęła skakać po całej klatce.

- Chyba już wiedzą, że jesteśmy - stwierdziła Dora - Zostawmy tu rzeczy, wypuść tylko tą biedaczkę. Oni pewnie siedzą w kuchni.

Elia kufry zostawiła na kanapie i wypuściła swoją małą towarzyszkę, która bardzo z tego faktu zadowolona wzbiła się w powietrze i gdzieś poleciała.

Kuzynki udały się w stronę kuchni. Weszły do pomieszczenia z ogromnym uśmiechem, który natychmiast znikł im z twarzy, kiedy zobaczyły kto tam siedzi.

Przy kuchence stali Andromeda i Ted. Po ich twarzach było widać, że czują się bardzo niekomfortowo, jakby byli gdzieś po raz pierwszy w gości.

Natomiast przy stoliku siedziała Narcyza Malfoy, która na widok siostrzenic natychmiast wstała.

- Witaj, Ophelio - kobieta wysiliła się na delikatny uśmiech. Zachowywała się, jakby Tonks nie stała obok niej, jakby dziewczyny tam w ogóle nie było - Możemy porozmawiać? W cztery oczy...

Nastolatka pokiwała głową, a po chwili dodała.

- Chodźmy do mojego pokoju.

Narcyza, z wielką ochotą, wyszła z kuchni. Obie weszły po schodach i weszły do pierwszych drzwi na prawo.

W pokoju dziewczyny był porządek, co pewnie było sprawą Dromedy. Kobieta była pedantką, co nie było po drodze bałaganiarskiej naturze Elii.

Przez chwilę miała ochotę usiąść na łóżku, ale nie odważyła się. Czuła się obco, pewnie tak jak Ted i Andromeda w kuchni.

Spojrzała na ciotkę i poczuła się dziwnie. Kobieta była ubrana w długą, ciemną suknie, a no to miała ubrana narzutę w kolorze delikatnie jaśniejszym. Włosy miała elegancko upięte.

Natomiast włosy Ophelii po spotkaniu z wilgocią na dworze stały wręcz na baczność. Zielony sweter był trochę zniszczony, a czarne spodnie były sprane.

- Napisałam ci list w lecie - zaczęła Narcyza - Nie odpisałaś.

- Wypadło mi z głowy - Elia wzruszyla ramionami - Poza tym na święta i tak zostałam w Hogwarcie na Balu. Przyszłaś tu wypomnieć mi zapominalstwo?

Narcyza, jakby nie usłyszała pytania, usiadła na jednym z krzeseł w jej pokoju i dała znać siostrzenicy, że też ma to zrobić. Nastolatka przewróciła oczami, ciężko było patrzeć na rozkazywanie w jej własnym pokoju, po czym usiadła naprzeciwko kobiety.

- Kiedy odwiedzisz matkę? - zapytała blondynka.

- Dzień lub dwa przed urodzinami - rzuciła krótko blondynka - Ciociu, wiem dlaczego tutaj jesteś. I zanim przejdziemy do tematu, nie umawiam się z Billem Weasleyem. To przyjaciel. Nie możecie mi zabronić mieć przyjaciół... I twój mąż nie może utrudniać mu życia w pracy.

- Lucjusz stara się tylko, aby pracownicy Ministerstwa wykonywali swoje obowiązki. A ja chce uratować cie przed upokorzeniem - wyjaśniła Narcyza - Nie możesz prowadzać się z tym Zdrajcą Krwi. Co ludzie sobie pomyślą...

- Mam to gdzieś - powiedziała Ophelia ostrzej -To moje życie. Nie będę żyć według waszych chorych zasad, tylko dlatego, że łączą nas jakieś więzi krwi.

- Mam nadzieję, że powiesz to samo swojej matce. Z niecierpliwością wyczekuje twoich odwiedzin - warknęła kobieta i wstała.

Podeszła do drzwi i miała je już otworzyć, ale odwróciła się do siostrzenicy.

- On kiedyś powróci - powiedziała cicho.

- Kto? - nie rozumiała nastolatka.

- Wiesz kto. Czarny Pan. Bellatriks była i jest jego najbardziej oddaną wyznawczynią. Twoje czyny mu się nie spodobają i zabije wszystkich, których kochasz. Zostaniesz sama na zawsze.

Po tych słowach opuściła pokój, a Elia wpatrywała się w uchylone drzwi. Ręce trzęsły się jej, ale nie czuła strachu, ani smutku. Tylko dziwną pustkę, ogarniająca całe jej ciało. Nie wiedziała co ma teraz ze sobą zrobić, co myśleć... Była zagubiona, bardziej niż zazwyczaj.

- Elia? - do pokoju weszła zaniepokojona Andromeda. Szybko podeszła do dziewczyny - Co ci nagadała ta jędza? Przysięgam, na Merlina, że ją kiedyś uduszę...

- Nic takiego, ciociu - Ślizgonka spuściła wzrok i poprawiła włosy - Wszystko jest w porządku, naprawdę.

- Chodziło o to, co zrobiłaś Draconowi? - drążyła dalej kobieta.

Ophelia spojrzała na nią i westchnęła smutno.

- Jesteś zła? - zapytała.

- Trochę - przyznała Dromeda - Tak się nie rozwiązuje konfliktów...

- Wiem, to się nie powtórzy... - przerwała jej siostrzenica - Zejdę później na kolację, chce się teraz położyć. Muszę pobyć sama.

Andromeda wyglądała, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wyszła z pokoju. Ophelia westchnęła i ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała, nie miała na to siły.

Nie chciała nawet myśleć o tym, że Czarny Pan może kiedykolwiek powrócić i znowu siać terror. Była bardzo mała, kiedy czarnoksiężnik był u władzy, niewiele pamiętała. Ale słyszała tyle okropnych opowieści... Tyle niepotrzebnych śmierci, niewinnych mugoli, którzy nie wiedzieli nawet za co ginęli.

To nie mogło się powtórzyć.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro