Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

MekBoss

- Mek! Boss! Tutaj! - zawołał King w kierunku przyjaciół.

- Dzień dobry King... Ram... Co tak wcześnie? - przywitał ich Mek.

- Witaj. Nie tak znowu wcześnie, P'Thara i Frong już dawno nie śpią. Jedli śniadanie kiedy przyszliśmy.

- Serio? Co im się tak śpieszy? - zapytał Boss.

- No cóż... Myślę, że... Tak jak na doktora przystało ceni On sobie punktualność, poza tym nie jest już wcześnie. To Wy się spóźniliście. Nie spało się w nocy, co? - King skorzystał z okazji, by móc im trochę podokuczać.

- Uhmmm... nie jest przecież znowu tak późno, ale tak - masz rację. To była męcząca noc dla naszej dwójki. - odpowiedział mu Boss, na co Mek szturchnął go łokciem.

- Więc... póki co jesteście tylko Wy? - Mek próbował się dowiedzieć, gdzie są pozostali. King skinął głową w potwierdzeniu.

- P'Thara i Frong skończyli jeść i sobie poszli. A jeśli chodzi o Bohna i Duena, to... prawdopodobnie nadal smacznie chrapią objęci w swoich ramionach... - dodał po chwili King.

- Oho... Myślałem, że tylko my mieliśmy stosunkowo udaną noc. - skomentował Boss.

- Idę po coś do jedzenia. Chcesz iść ze mną? - Boss podążył za Mekiem na kantynę, by przynieść śniadanie. Chwilę później chłopcy wrócili z pełnymi talerzami różnych dań, które położyli na stole.

- Mmmm... wszystko wygląda smakowicie. Zjem i spróbuje każdego z nich. - stwierdził Boss spoglądając z apetytem na zawartość stolika.

Zanim jednak zaczął sobie nakładać, Bohn zjawił się przy stole.

- Oh, Bohn! Nareszcie się obudziłeś...

- Hey, umm chłopaki... Widzieliście gdzieś Duena? Wyszedłem spod prysznica, a jego gdzieś wcięło. - zapytał Bohn rozglądając się dookoła w poszukiwaniu swojego chłopaka.

- Duen? Nie było go tutaj. Byliśmy pewni, że jest z Tobą w pokoju. -  wytłumaczył King.

- Hmmm... Gdzie On polazł tak z rana? -  Duen mamrotał do siebie.

- Mam nadzieję że między Wami wszystko okey, a tak przy okazji to... co tam skrywasz Duen? - Boss zauważył, jak jego przyjaciel chowa swoją dłoń za plecami.

- Ekhm...umm, to nie... To nic takiego. To jest...

- P'Bohn! - Duen pojawił się przed nimi dosłownie znikąd.

- Duen! Gdzie Ty byłeś? Szukałem Cię.

- Oh, przepraszam. Wyszedłem z pokoju nic Ci nie mówiąc... Myślałem, że... Chciałem zrobić Ci niespodziankę no i ten, nooo... Trzymaj! To dla Ciebie!_ Bohn wyjął zza pleców czerwoną różę i podarował ją Duenowi.

- Nie mów że sobie poszedłeś by kupić tego kwiatka i mnie nim zaskoczyć...

- Czemu? Już jej nie chcesz?

- Ah! Nie o to mi chodziło, no bo ja... Tak się akurat składa, że ja też coś dla Ciebie mam. - Duen złożył taką samą czerwoną różę na dłonie Bohna.

- Oohhhoo... za słodko! Można dostać cukrzycy zamiast śniadania... Jak ja mam teraz dokończyć swój posiłek kiedy tak na Was patrzę? - Boss raz jeszcze zaczął się droczyć z przyjaciółmi.

- Miłości moja... a czemu Ty mi nigdy nie dałeś róży? - Boss zadał pytanie swojej drugiej połówce.

- Eeehmm... jeśli lubisz kwiatki czy tam róże, to... mogę Ci je dać jeśli chcesz. - Mek i tak był już przygnębiony, a teraz poczuł się jeszcze gorzej.

- Ja, ah! Tak tylko sobie mówię. Nie bierz moich słów na poważnie, poza tym... Nie wydaje mi się, żeby róże do mnie pasowały. Jakaś nowa torebka albo komiks to tak, ale kwiatki? Jakoś tak nie bardzo. Albo nowe buty, które niedawno oglądałem - one by mi pasowały! - Boss się roześmiał.

Mek widząc głupiutką minę Bossa potrząsnął głową z uśmiechem. Przyciągnął też jego głowę, przytulając ją do swojego ramienia, co miał w zwyczaju robić dość często.

- Cokolwiek miało by to nie być, najpierw dokończ śniadanie. - zarządził Mek.

- Już nie mogę, jestem pełen... Hej chłopaki! Nie trudźcie się z przyniesieniem więcej jedzenia. Możecie wziąć moją porcję - nawet jej nie tknąłem. Częstujcie się.

Z rogu stołu Ram przysłuchiwał się ich rozmowie i spoglądając uważnie w stronę Meka dostrzegł, że jego mimika się zmienia i że usilnie próbuje utrzymać uśmiech na twarzy. To spostrzeżenie zostawił jednak dla siebie.

***

Późny wieczór przyjaciele spędzili na oglądaniu zachodu słońca. Kiedy inni siedzieli ma plaży podziwiając pomarańczowo czerwone kolory odbijające się w tafli wody, Mek poprosił Bossa, by przeszli się brzegiem morza i porozmawiali chwilę na osobności.

Podczas spaceru oboje byli milczący. Kiedy cisza zaczęła im ciążyć, Boss jako pierwszy postanowił zacząć jakiś temat.

- Ahh... Naprawdę mi się to podoba. Widoki, świeże powietrze i spacerowanie obok mojego mężusia podczas zachodu słońca. Jest romantycznie, też tak myślisz?

Mek milczał, ale po jego twarzy było widać, jak się nad czymś głęboko zastanawia.

Kiedy dotarli na drugi koniec plaży, gdzie dookoła nich nie było prawie nikogo - Mek postanowił się odezwać.

- Boss... Jest coś, o czym chciałbym Ci powiedzieć. - Boss zatrzymał się w pół kroku zdając sobie sprawę, że właśnie teraz nadszedł ten moment...

Słońce zaczynało zachodzić, a lampy rozświetlały plażę kiedy Mek się obrócił i spojrzał na Bossa.

- Byłoby tak romantycznie gdyby to nie to, co mam Ci do powiedzenia. - pomyślał Mek.

- Boss, posłuchaj... Kilka dni temu, podczas gdy pakowaliśmy się na tą wycieczkę, dostałem telefon od cioci. Moi bliscy mają problemy z rodzinnym biznesem, a poza tym ciocia powiedziała mi, że mój dziadek bardzo zachorował właśnie z tego powodu no i... i ... chciała, żebym przeniósł swoje studia tutaj i wrócił do mojego rodzinnego miasta, aby im pomóc.

Mek czekał na reakcję Bossa po tym, co właśnie powiedział. Boss natomiast wcale nie był zaskoczony tym co usłyszał.

- Mek... Tak właściwie to... słyszałem całą rozmowę między Tobą a Twoją ciocią kilka dni temu. Myślałeś, że nadal śpię, ale już dawno nie spałem, drzwi były niedomknięte, więc... wiedziałem o tym.

- Wiedziałeś? To dlaczego nic nie mówisz?

- Co mam powiedzieć? To ty trzymałeś to w tajemnicy i udawałeś, że nic się nie dzieje.

Mek był zmuszony cofnąć własne słowa, bo faktycznie starał się ukryć prawdę przed Bossem. A nawet gdyby... gdyby Boss powiedział coś na ten temat, to co miał mu odpowiedzieć? Sam jeszcze do końca nie wiedział jaką podjąć decyzję... Nie miał pojęcia co powinien zrobić - zostać czy wyjechać...

- Przepraszam.

- To nie jest to, co chcę od Ciebie usłyszeć, Mek. Teraz, kiedy zdecydowałeś się mi o tym powiedzieć... czy to znaczy, że już podjąłeś decyzję? Zdecydowałeś co masz z tym dalej zrobić?

Chwila ciszy, pytania zostawione bez odpowiedzi... Słychać było tylko dźwięk fal, docierające do ich uszu...

- Boss...

- Mek, zanim powiesz cokolwiek - pozwól, że ja coś powiem... posłuchaj mnie najpierw, dobrze? - Mek lekko kiwnął głową. Boss zmusił się do uśmiechu.

- Mek, muszę powiedzieć, że... przez cały ten czas który spędziłem z Tobą... niezależnie od tego, czy przed czy po tym, gdy poznaliśmy prawdę o naszych uczuciach... zawsze patrzyłem na Ciebie z podziwem. Jesteś osobą, do której zawsze się zwracam gdy mam problemy, lub kiedy potrzebuję pomocy... i Ty zawsze dajesz mi więcej, niż powinieneś.
Myślę, że nadszedł czas, aby zrobić coś dla Ciebie w zamian. Jeśli wciaż nie jesteś pewien to pozwól, że podejmę tą decyzję za Ciebie. Nic nie jest ważniejsze, niż rodzina. Gdybym był na Twoim miejscu i musiał zmierzyć się z taką sytuacją, zrobiłbym to samo. Wróć i pomóż swoim bliskim, oni Cię teraz potrzebują.

- Kocham Cię. Naprawdę Cię kocham. Traktujmy to, jakby to była tylko krótka rozłąka... Jeśli nie jesteśmy w stanie przejść przez tą przeszkodę, to jak mamy spędzić resztę naszego życia razem w przyszłości?

- Boss, Mek też kocha Bossa, ale... Nie chcę żyć z dala od Ciebie. Poczułbym się jak egoista, gdybym kazał Ci tu na mnie czekać... ja... nie wiem, jak długo to potrwa. Boss, czy możesz mi obiecać, że jeśli kiedyś poczujesz się...-

-...do niczego mnie nie zmuszasz, Boss. Jestem gotowy, by czekać. Wierzę, że nasza miłość jest na tyle silna, że damy radę. Mek, nie musisz się o mnie martwić. I nigdy nie myśl o tym, żeby prosić mnie bym sobie odpuścił, czy wrócił do Fon... To co mamy, jest nie do zastąpienia. W moim życiu nie będzie już ani Fon, ani żadnego innego Meka. Jest tylko jeden Mek... i jesteś nim Ty.Łzy spłynęły z twarzy Bossa gdy usłyszał to wyznanie...

- Boss... nie płacz... proszę, nie płacz.Mek mocno go przytulił, bojąc się go puścić choćby na chwilę.

- Obiecuję Ci, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by im pomóc i wrócić po Ciebie. Obiecuję.

- Właśnie to chciałem usłyszeć. Nic więcej mi nie trzeba... - szepnął Boss. Kiedy z jego oczu przestały płynąć łzy i gdy poczuł się lepiej - postanowili wrócić i dołączyć do pozostałych. Kiedy szli z powrotem, Mek dojrzał z daleka sklep, który mimo tej godziny wciąż był otwarty.

- Boss, poczekaj na mnie. Zaraz wracam. - powiedział Mek do Bossa i ruszył w tamtym kierunku.

- Mek! Gdzie idziesz? Powiedziałem Ci, że poczekam, ale niezupełnie o to mi chodziło... Chcę z Tobą być przez cały czas, dopóki jeszcze tu jesteś. - Boss podążył za Mekiem, ale zatrzymał się widząc jak chłopak wchodzi do budynku.

- Boss, kupiłem to specjalnie dla Ciebie. - Mek wyszedł ze sklepu i podarował Bossowi różę, którą dopiero co zakupił.

- Jest przepiękna! Dziękuję Ci skarbie. - Boss wziął ją w dłoń i nie mógł się na nią napatrzeć.

- W pierwszej kolejności myślałem, żeby kupić czerwoną, ponieważ reprezentuje ona prawdziwą miłość, ale... Wydaje mi się, że wielokorowa róża pasuje do Ciebie bardziej... do Ciebie, albo raczej do nas...

- Naprawdę? A co ona oznacza?

- Nie powiem. - zadrwił Mek i zaczął powoli odchodzić.

- Kochanie Co ona symbolizuje? Jaka jest?

- Niepowtarzalna... Wspaniała... Niezwykła... I przede wszystkim jest taka jak miłość, którą mamy... jest niezastąpiona. - Mek wraz z tymi słowami przytulił Bossa, przyciągnął go bliżej siebie i złożył pocałunek na jego ustach.

___
ciąg dalszy nastąpi ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro