2. Too cute to handle
- Papi! Obudź się Papi! - Off wyrwał się ze snu, wciąż nie otwierając oczu.
- Papi! Mamy kłopoty! Obudź się! - Gun szarpnął ramię Offa, żeby go obudzić.
- Zdrówko!... więcej pić... - mruczał Off jeszcze zaspany.
W końcu uchylił powieki wprost na rażące słońce i zerknął na Guna, którego wyraz twarzy wyrażał jedynie wściekłość.
- Dzień dobry... - uśmiechnął się Off, nadal nieświadomy sytuacji.
- Off. - powiedział Gun używając jego imienia, co oznaczało, że jest teraz śmiertelnie poważny.
- Nie śpię już. Co się stało? - zapytał Off.
- Rozejrzyj się. - poinstruował Gun bez cienia uśmiechu.
- Ach... gdzie są wszyscy?
- Nie ma nikogo i to właśnie jest problem.
- Co masz na myśli? Gdzie są Mike i White? - zapytał Off zaczynając dostrzegać problem, wciąż był jednak z lekka zdezorientowany.
- Nikogo nie ma! Mike'a i White'a też nie ma. Chyba nas zostawili.
- Jest już 11 rano, a powinniśmy być na łodzi opuszczającej tę wyspę o godzinie 9... Spóźniliśmy się na nią i nikt nie wie, że nas brakuje. - Gun pokazał Offowi czas na swoim zegarku.
- Jesteśmy w poważnych tarapatach... Gun, nie martw się... Znajdziemy sposób na wyjście z tej sytuacji. Jestem pewien, że na tej wyspie jest jeszcze ktoś taki jak my, albo ktoś kto może nam pomóc wezwać prywatną łódź, czy coś w tym stylu. - próbował uspokoić Gun'a Off.
Off poczuł się lepiej, patrząc jak Gun kiwa głową będąc trochę mniej zestresowanym.
- Chodź, rozejrzymy się trochę dalej. - powiedział Off, wstając i odchrząkując przesuszone gardło.
- Trzymaj. Znalazłem wodę w pudle. Nie była otwarta, gdy ją znalazłem, więc jest czysta. - Gun dał Offowi swoją butelkę z wodą.
- Oho, mój chłopak jest taki troskliwy i
słodki nawet wtedy, gdy jest zły.
- Nie jestem zły... chcę tylko jak
najszybciej znaleźć rozwiązanie i opuścić to miejsce. Poza tym,
gdybyś umarł z pragnienia... byłbym na tej wyspie sam. To byłoby zbyt samotne... - powiedział Gun i odszedł.
Off upił jeden łyczek próbując dogonić Guna.
Spędzili ponad godzinę chodząc po opustoszałej wyspie. Za drzewami i na szerokiej plaży było mnóstwo śmieci, pudełek i pustych butelek, ale nie było widać ludzi. Ostatecznie zaakceptowali fakt, że na ten moment są tu jedynymi osobami.
Usiedli na plaży skryci w cieniu drzewa, patrząc na otwarte morze. Zastanawiali się, co jeszcze mogą zrobić.
- Myślę... że powinniśmy na razie przestać myśleć o wydostaniu się z tej wyspy. - powiedział nagle Off.
- Co? Dlaczego? - zdziwił się Gun.
- To jest imprezowa wyspa, która tętni życiem tylko w weekendy. W praktyce oznacza to, że dopiero za jakieś 4-5 dni pojawią się w tym miejscu ludzie... więc jeśli przetrwamy te kilka dni... to wyjdziemy stąd cali...
- To prawda, ale... co jeśli ludzie faktycznie znikną, i znikną nie dlatego, że o nas zapomnieli? Co jeśli nie wrócą, bo znaleźli inne wyspy na imprezy? Co jeśli...-
-...Gun... uspokój się. Za dużo myślisz. Potraktuj to jako nasz miesiąc miodowy na prywatnej wyspie... Brzmi lepiej? - Gun zaczerwienił się.
- Nie martw się zbytnio. Zaufaj mi. - powiedział Off i przyciągnął Guna do siebie obejmując go ramieniem.
***
- Papi, patrz! Znalazłem w tej skrzyni jakieś konserwy i chleb.
Po spędzeniu trochę czasu na plaży przytulając się do siebie, postanowili poszukać na wyspie więcej niezbędnych rzeczy, aby przetrwać. Wrócili do skrzyń ukrytych za drzewami, postanowili wyłamać zamki i zobaczyć co jest w środku.
Mieli szczęście.
- Świetnie! To może być jutro nasze śniadanie. Sprawdźmy, co znajdziemy w kolejnych.
- Pomóż mi z tą, jest ciężka. - Off nie był w stanie podnieć skrzyni samemu.
- Och, faktycznie, ciężka jest. Co myślisz, co jest w środku? - zapytał Gun.
- Na pewno coś dobrego. Otwórzmy ją, to się przekonamy.
Z pomocą gałęzi drzewa, Off łatwo wyłamał mały zamek.
Policzyli do 3 przed otwarciem...
"1... 2... 3!"
- Tak! To wystarczy na tydzień.
- Papi, jesteś najlepszy! Znalazłeś skarb. Z tyloma butelkami czystej wody na pewno nie umrzemy z pragnienia! - Gun skakał z radości i wtulił się w Offa.
***
- Woda?
- Jest.
- Jedzenie?
- Też jest.
- Namiot?
- Obecny... ale... - Gun spojrzał niepewnie na chłopaka.
- Robiłeś to kiedyś? - zapytał Off.
- Nigdy. A ty?
- Nie mam pojęcia... ale przecież zawsze jest ten pierwszy raz, prawda? Jeśli mi pozwolisz... postaram się zrobić wszystko, żeby Cię nie zawieść...
- Okay. W takim razie powierzę Ci to zadanie, a ja pójdę zebrać trochę gałęzi, by zrobić płot wokół naszego namiotu, tak na wszelki wypadek. - powiedział Gun i odszedł, aby zebrać gałęzie.
Gdy Off zobaczył, że Gun odszedł, zaczął drapać się po głowie: "Nigdy cię nie zawiodę... łatwo powiedzieć, ale tak szczerze, to nie mam pojęcia jak rozłożyć ten namiot... jak i gdzie powinienem zacząć?"
(30 minut później)
- Myślisz, że wytrzyma? - zapytał Gun patrząc na namiot rozstawiony przez Offa.
- Nie wygląda najlepiej, ale wytrzyma... chyba że wiatr będzie zbyt silny w nocy... ale nie martw się... teraz potrafię go rozłożyć w mig. Jestem już ekspertem. - odpowiedział Off.
- Chodźmy do środka i sprawdźmy, co z tego wyszło. - dodał.
Chociaż namiot nie wyglądał dobrze z zewnątrz, to w środku wydawał się być większy, przestronny i przytulny.
- Widzisz, mówiłem Ci, że Cię nie zawiodę.
- Papi jest najlepszy. - Gun uśmiechnął się szeroko.
- A czy mogę prosić o nagrodę? -
Gun zbliżył się do Offa i dał mu buziaka w policzek.
- Tylko tyle?
- Hmm...tak...na razie, bo mamy jeszcze jedno zadanie przed zachodem słońca.
- Czego jeszcze potrzebujemy? Mamy już wszystko, prawda?
- Potrzebujemy ognia, zanim słońce zgaśnie, bo zrobi się ciemno.
- Ciemno? Przecież żaden z nas nie boi się ciemności, poza tym masz mnie i ja mam Ciebie...to wystarczy, żeby nie bać się ciemności, nieprawdaż?
- Dlaczego nagle jesteś taki słodki? - Gun spojrzał w oczy chłopaka.
- Czy to dla Ciebie zbyt wiele?
- Nie, nic nie jest dla mnie zbyt słodkie.
- W takim razie... zróbmy TO, kiedy jeszcze jest jasno i coś widać. - powiedział Off całując zabawnie Guna po całej twarzy, by na końcu zatrzymać się dłużej na jego ustach.
___
ciąg dalszy nastąpi ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro