Uczucia, których nie znamy
Wielkie, masywne drzwi otworzyły się z ogromnym hukiem, zakłócając spokój, który do tej pory panował w pałacu. Wzrok wszystkich zebranych w pomieszczeniu przeniósł się ma trzy postaci, jakie pojawiły się w przejściu.
Jednak jedyne spojrzenie, na którym zależało przybyszom, znajdowało się dokładnie naprzeciwko ich. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemniejszej karnacji i czarnych, niczym smoła włosach siedział na tronie, do którego inni bali się chociaż podejść. To jego uwaga była tutaj kluczowa, mimo iż sam Władca nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego.
Dwójka wysokich szatynów podrzuciła delikatnie trzeciego, którego ciało było wiotkie. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że ledwo przytomny brunet był o wiele niższy od tych, którzy ciągnęli go przed oblicze Władcy.
Kiedy tylko przybysze zbliżyli się do tronu, straże ustawione przy nim, wypchnęły włócznie do przodu, aby pokazać, że nie mogą uczynić już ani jednego kroku. Wyżsi bez zastanowienia rzucili ciało na ziemię, samemu klękając przed obliczem Samaela.
— Panie, przyprowadziliśmy zdrajcę — powiedział jeden z demonów, niskim głosem.
Władca przechodził wzrokiem z jednego poddanego, na drugiego, jakby chciał wyczytać cokolwiek z ich myśli. I oczywiście, mógłby to zrobić i wypuścić tą dwójkę, ale wolał usłyszeć wszystko z ich ust. Kiwnął głową w stronę straży, nakazując im tym samym opuścić broń, która do tej pory zagradzała przybyszom dalszą drogę. Sam natomiast założył nogę na nogę i uśmiechnął się delikatnie, obserwując jak brunet na ziemi ledwo oddycha.
— Czym więc zawinił? — zapytał, przez co po kręgosłupach demonów przeszedł niepokojący dreszcz.
Oboje stanęli na równe nogi, nie podnosząc jednak bruneta nawet na chwilę. Dalej leżał na zimnej posadzce, starając się złapać jakikolwiek oddech.
— Jakiś czas temu zostaliśmy wysłani razem na ludzką płaszczyznę, aby poznać lepiej zachowanie śmiertelników. Staraliśmy się żyć tak jak oni, ale pewnego dnia coś przeszło nasze oczekiwania. Ten demon, którego przyprowadziliśmy prawie ujawnił się przed człowiekiem, pokazując swoją prawdziwą naturę. Możliwe, że pewna śmiertelniczka podała mu jakieś magiczne środki, ale mimo wszystko złamał jedno z najważniejszych praw. Gdybyśmy w porę nie zareagowali, pewnie zdradziłby nasze istnienie — wyjaśnił jeden z demonów.
Samael kiwnął głową ze zrozumieniem, po czym pewnym ruchem podniósł się ze swojego tronu. Czuł strach, jaki bił od demonów we wszystkie możliwe strony. Bali się go, a on cholernie uwielbiał to uczucie, kiedy inni nie mogli myśleć o niczym innym, jak o tym, by on ich nie zabił.
Zszedł ze schodów, zatrzymując się dopiero przy tracącym świadomość demonie. Prawda była taka, że odkąd tylko przekroczyli próg, Samael znał całą prawdę oraz winę ich wszystkich.
Powolnie przykucnął przy brunecie, po czym odwrócił go na plecy, aby móc spojrzeć na jego twarz. Oczy demona były ledwo otwarte, a krew znajdowała się praktycznie w każdym miejscu jego ciała. Jednak mimo to, odważył się spojrzeć prosto w oblicze samego władcy.
— Jak się zwiesz? — zapytał, kładąc jedną dłoń na jego policzku.
— Czy to ważne, skoro jest zdrajcą?
— Zamilcz! — krzyknął, natychmiastowo stając naprzeciwko przybysza. — Zapomnieliście chyba o jeszcze jednej zasadzie, moi kochani. Zakazany jest również samodzielny osąd zdrajców, a wiem, że takiego dokonaliście. Jesteście zwykłymi idiotami! Samolubne demony niskiej rangi, chcące zdobyć moją uwagę! Przez swoją głupotę sami staliście się zdrajcami! Macie jeszcze czelność wchodzić z butami w moją konwersację?! Ścierwa, które nie zasługują na życie! Jesteście takimi samymi zdrajcami, jak on! — krzyknął, ukazując demonom ogień w swoich tęczówkach. — Jednak jest między wami jedna, ogromna różnica. Wy zamierzaliście mnie okłamać, a to nie jest warte godnej śmierci.
To jedno zdanie wystarczyło, aby dwójka była pewna o przesądzeniu swojego losu. Zanim Samael wykonał ruch, oni zdążyli jedynie spojrzeć na siebie nawzajem, po raz ostatni przełykając głośno ślinę. Chwilę później dwa ciała uderzyły z ogromną siłą w mury zamku, powodując w nim lekki wstrząs. W kolejnej sekundzie, jeden ruch Władcy wystarczył, aby karki obu demonów zostały złamane dokładnie w połowie. Finalnie, przy ścianach komnaty leżały dwa martwe ciała zdrajców.
— Sprzątnijcie ich — rozkazał czarnowłosy, ponownie kucając przed brunetem. — Teraz powiedz mi jak się nazywasz.
— Min Yoongi — wyszeptał z wyraźnym trudem. — Nazywam się Min Yoongi i jestem zdrajcą.
— Nie ładnie ukazywać gniew przy śmiertelnikach, prawda? Zawsze kończy się to dla nas pokazaniem rogów. Te istoty potrafią bez problemu wywołać diabła z Piekła. Narkotyki niestety niczego nie ułatwiają, przyjacielu. Mam tylko nadzieję, że zabiłeś ją, zanim postanowili zrobić na tobie osąd. Byłoby bardzo źle, gdyby ta nędzna istota dalej żyła, prawda? — powiedział, chwilę później się prostując.
Uśmiechnął się przebiegle, patrząc z góry na zmasakrowanego Yoongiego, który szukał w jego oczach ratunku. Samael wiedział, że demon żałuje swojego czynu, jednak nie mógł przecież pozwolić na to, aby takie wybryki uchodziły innym na sucho. Gdzie wtedy podziałby się szacunek do Władcy?
Kiedy przeniósł swoje spojrzenie na jednego ze swoich żołnierzy, znajdujących się w pomieszczeniu, wiedział już jaka kara ma spotkać bruneta. Pewnie bez zawahania wypowiedziałby te słowa, gdyby nie głośny huk otwieranych drzwi z wnętrza pałacu. Czarnowłosy nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, kto właśnie wszedł do sali.
— Co to za cholerne hałasy! Musisz rozpieprzać wszystkich po ścianach z samego rana! — niski krzyk rozniósł się, dobiegając do wszystkich uszu.
Ten głos znali wszyscy i momentami obawiali się go bardziej, niż samego Władcy Piekieł. Należał on bowiem do jedynego Księcia Ciemności, syna Samaela, którego imię brzmiało — Taehyung.
Wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach i niesamowicie hipnotyzujących oczach stał się postrachem wśród wszystkich demonów zaraz po urodzeniu. Momentami nawet jego własny ojciec bał się wydać mu jakikolwiek rozkaz, a wszystko przez to, że moc Księcia okazała się być silniejsza od wszystkich demonów razem wziętych.
Taehyung uchodził również za najpiękniejszego demona, a jego uroda nie mogła się równać nawet z całym zastępem aniołów. Był po prostu wyjątkowy pod każdym względem. Gdy przekroczył próg komnaty, wchodząc do niej w czerwonym szlafroku, Yoongi pomyślał, że jego wyrok zaraz zostanie wykonany. Wystarczyło jedno pstryknięcie księcia, aby jego ciało wybuchło na miliony małych kawałeczków.
— Spokojnie, synu. Zdradzili, więc zostali ukarani, to tyle — odparł, odwracając się w stronę swojego tronu, na którym po chwili zasiadł. — Oczywiście, temu jednemu trzeba jeszcze zaplanować egzekucję. Zastanawiam się nad gilotyną, albo żelazną damą. Co ty o tym sądzisz, Taehyung?
Młody demon dopiero wtedy zwrócił uwagę na słabe ciało, leżące naprzeciwko jego ojca. Nie dało się nie zauważyć krwi, w jaką został przyozdobiony zdrajca, ale nawet z daleka, Taehyung był w stanie zobaczyć coś innego. Wręcz natychmiast ruszył z miejsca, podążając w stronę słabego mężczyzny.
Kucnął przed nim, zupełnie tak, jak wcześniej uczynił jego ojciec. Jednak róznica była taka, że on nie zamierzał czytać mu w myślach, a tylko przyjrzeć się jego twarzy. Odgarnął delikatnie pojedyncze kosmyki włosów z twarzy Yoongiego i uśmiechnął się delikatnie. Przyglądając się tym rysom doszedł do wniosku, że demon, znajdujący się przed nim jest po prostu piękny.
Nie potrafił opisać jego wyglądu prostymi słowami, ale po prostu coś w nim go urzekło już od pierwszego wejrzenia. Kiedy ich spojrzenia na siebie natrafiły, Taehyung nie musiał wchodzić mu do głowy, aby widzieć jego ból. Nie wierzył, że takie stworzenie mogłoby być zdrajcą.
— Czym zawinił? — zapytał, cały czas przyglądając się demonowi.
— Prawie ujawnił się przed jakimś człowiekiem. Tamta dwójka osłów postanowiła wykonać na nich osąd — wytłumaczył, wzruszając ramionami.
Książę kiwnął twierdząco głową, po czym wyprostował się, stając naprzeciwko Samaela. Na jego twarzy gościł uśmiech, którego Władca zaczął się obawiać.
— Jest za słodki, żeby obciąć mu głowę na gilotynie. Zanieście go do lochu, od teraz należy do mnie — rozkazał, patrząc swojemu ojcu prosto w oczy. — I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu. A ty nie masz prawa mu nic zrobić, dopóki ja ci nie pozwolę.
— Czego ty od niego chcesz? To zwykły zdrajca, którego powinienem poćwiartkować.
— Sam powiedziałeś, że prawie się ujawnił, a nie, że się ujawnił. To jest znaczna różnica, ojcze. Nie pozwolę, aby twoje brudne łapska dotknęły tego słodziaka, jasne? — szyknął, po czym odwrócił się w stronę straży. — Do lochu z nim! Tylko ostrożnie! Nie chcę, żeby coś mu się stało po drodze!
Po tych słowach osoba Taehyunga zniknęła z sali tak szybko, jak się pojawiła. Dwójka żołnierzy chwyciła z kolei Yoongiego pod pachy i zaczęła powoli prowadzić w stronę lochów, gdzie Książę kazał go umieścić.
•••
Głośne stąpanie rozniosło się po całych lochach, sprawiając, że wszystkie straże ustały, gotowe do ataku. Żaden z demonów nie spodziewał się jednak, że hałas został spowodowany przez Księcia, który pewnym krokiem wszedł pod mury zamku i ruszył w znanym mu kierunku.
Nie obchodziły go niezrozumiałe spojrzenia innych demonów i nie zamierzał się przejmować tym, co mogą o nim później myśleć. Zamiast tego pewnym ruchem zbliżył się do celi, w której rogu znajdował się pewien wykończony brunet.
— Otwórz to — rozkazał, nie obdarzając strażnika nawet krótkim spojrzeniem.
Wysoki blondyn wręcz natychmiast wykonał polecenie, pozwalając czarnowłosemu wkroczyć do środka. Kiedy tylko Yoongi spojrzał w jego stronę zobaczył coś, co zdziwiło go jeszcze bardziej, niż sama obecność syna Samaela. Otóż przez ramię Taehyunga przerzucone były czyste ubrania, a on sam w dłoniach trzymał miskę z wodą i zamoczoną gąbką.
Brunet nie miał tyle siły, aby spytać, co to ma znaczyć, chociaż z drugiej strony był tego strasznie ciekawy. Chwilę później czerwona miska wylądowała na ziemi, a ubrania zostały rzucone na stare łóżko. Demon z kolei kucnął przed Minem, ponownie dokładnie się mu przyglądając.
— Jak się nazywasz? — zapytał niskim, aczkolwiek spokojnym głosem.
Wszyscy poddani wiedzieli, że syn Władcy zazwyczaj mówi z wyczuwalnym jadem i złością. Tym razem jednak było inaczej, tego głosu Yoongi nie bał się ani trochę.
— Min Yoongi, panie — odpowiedział cicho. Nie chciał ukrywać, że każde wypowiadane słowo go bolało.
Został pobity bardzo mocno, a kruchość jego ciała wcale nie pomagała mu w regeneracji sił. Od zawsze był uważany za tego małego i słabego demona, a wszystko przez jego wygląd. Nigdy nie należał do wysokich, ani umięśnionych, mimo iż siły mu nie brakowało.
Z wyglądu był po prostu delikatny, za jakiego zawsze brali go obcy. Mały, bezbronny demon, który z pewnością nie potrafi się obronić. Prawda była taka, że gdyby chciał, rozniósł by w proch całe Piekło, pokonany jedynie przez Taehyunga. Mimo wewnętrznej siły i mocy, jego ciało pod paroma względami było jednak słabe. Nigdy nie był jakoś specjalnie odporny na zadawane mu ciosy, przez co rany goiły się zawsze dłużej, niż u pozostałych demonów.
— Jestem Taehyung, a nie jakiś pan. Możesz się tak zwracać do mojego ojca, ale nie do mnie, jasne? — odparł, a brunet kiwnął jedynie głową w odpowiedzi, że zrozumiał. — Chodź, pomogę ci się rozebrać i przemyję te rany.
Czarnowłosy przysunął się najbliżej jak tylko mógł, po czym niepewnie chwycił za dolną część koszuli demona. Spojrzał mu na chwilę w oczy, po czym zaczął ostrożnie ściągać materiał z jego ciała, uważając, aby nie szarpnąć w miejscu żadnego urazu. Kiedy wreszcie ściągnął ją do końca, wylądowała za nim, rzucona na oślep. Następne w kolejce były spodnie, które Yoongi miał na sobie. Książę chwycił niepewnie rozporek w palce, następnie powoli go odpinając. Pomógł Minowi podnieść biodra, jednocześnie powoli ściągając odzież z jego dolnej części ciała. Po chwili ten materiał również wylądował w którejś części celi. Jednak kiedy palce Taehyunga chwyciły za jego bieliznę, brunet odruchowo położył swoje dłonie na tych jego, wstrzymując chwilowo ruchy demona.
— Co ty robisz? — rzucił, czując jak jego oddech staje się cholernie nieregularny.
Jako jeden z niewielu po prostu nie potrafił czytać w myślach, dlatego nie miał pojęcia, co kombinuje czarnowłosy. Jednak kiedy ich tęczówki się spotkały, Yoongi poczuł swojego rodzaju ulgę, gdy nie zobaczył w nich żadnego wrogiego nastawienia.
— Chcę cię tylko umyć. Nic więcej, obiecuję — powiedział, ściszonym tonem, który sprawił, że demon natychmiast puścił jego dłonie.
Parę sekund później, Min siedział przed Księciem Ciemności całkowicie nagi i strasznie poturbowany. Większość jego ran była otwartych, ale na szczęście krew nie ciekła już z żadnej z nich. Taehyung chwycił pewnie za namoczoną gąbkę i zaczął od głowy, dokładnie czyszcząc włosy, oraz twarz bruneta.
Poświęcał odpowiednią ilość czasu każdemu miejscu, jakie postanowił wyczyścić z krwi. Następnym miejscem były plecy demona, przy których Yoongi musiał powstrzymywać się od głośnego syknięcia z bólu. Jednak po chwili również one były czyste. Klatka piersiowa była chyba najbardziej poturbowanym miejscem, a zwłaszcza brzuch, przez którego bok przechodziła długa szrama. To właśnie w tamtym miejscu Min nie wytrzymał i chwycił z całej siły nadgarstek Księcia, zamykając oczy. Ból jaki towarzyszył mu w tamtej chwili był nie do opisania, a jego twarz bardzo dobrze to odwzorowywała. Dlatego Taehyung nie zamierzał naciskać i poczekał tyle czasu, ile było potrzebne, aby Yoongi chociaż trochę się uspokoił. Potem powrócił do swoich czynności, obmywając z krwi resztę ciała kruchego demona.
Kiedy skończył, odstawił trochę dalej miskę z czerwoną wodą, po czym wytarł ostrożnie mokre ciało bruneta, nie omijając żadnej części ciała. Na koniec pomógł mu się ubrać, wkładając na jego ciało czyste ubrania i okrył dokładnie ciepłym kocem, którego wcześniej brunet zwyczajnie nie zauważył. Siedzieli naprzeciwko siebie w zimnej celi, wpatrując się w swoje oczy przy świetle księżyca.
— Rano każę strażom wymienić to ścierwo na jakiejś normalne łóżko — rzekł czarnowłosy, odwracając na chwilę wzrok w stronę starego, rozpadającego się materaca w rogu celi.
— Dlaczego to robisz? — zapytał Yoongi po dłuższej chwili szukania w swojej głowie powodu, który wyjaśniałby te wszystkie rzeczy, jakie uczynił Książę. — Przecież jestem tylko zwykłym zdrajcą, zasługującym na śmierć.
Niespodziewanie czarnowłosy podniósł się z podłogi i powolnym krokiem podszedł do demona, kładąc niepewnie dłoń na jego miękkim policzku. Już wcześniej zauważył, że Min jest piękny, jednak gdy zobaczył jego buzię czystą od czerwonej krwi, zabrakło mu słów, aby opisać urodę Yoongiego. Zdecydowanie wcześniejsze określenie było zbyt ogólnie, aby móc określić tak bruneta.
Dla Taehyunga stał się on stworzeniem prześlicznym, zbyt idealnym, aby stąpać po rzeczywistym świecie. Miał wrażenie, że stanął twarzą w twarz z aniołem, a nie kimś takim, jak on. Według niego po prostu nie było drugiego takiego stworzenia, które mogłoby się równać właśnie z Yoongim.
Nachylił się do policzka demona, po czym musnął go delikatnie swoimi wargami, nie do końca rozumiejąc powód swojego posunięcia. Jednak kiedy się odsunął, zauważył, że nie tylko on jest zaskoczony takim posunięciem. Uśmiechnął się jedynie na widok rozchylonych warg Mina i ułożył dwa palce w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowały się jego usta.
— Bo jesteś piękny, Yoongi. Śliczne istoty nie zasługują na śmierć. Nie ważne, ile złych rzeczy wyrządziłeś w swoim życiu. Według mnie jesteś zbyt cudowny, aby być nazywany potworem — wyszeptał, po czym tak po prostu się odwrócił, wziął miskę z krwistą wodą, stare ubrania Yoongiego i po prostu wyszedł z celi, zostawiając bruneta z lekkim różem na czystych policzkach.
•••
Jak obiecał, tak również zrobił. Już następnego dnia z samego rana w celi Yoongiego pojawiło się trzech strażników, prowadzonych przez Taehyunga. Dwójka z nich targała nowe, wygodne łóżko, które miało zostać umieszone właśnie tam, gdzie jest tymczasowe miejsce Mina.
Kiedy Książę wszedł do celi, zauważył, że brunet jeszcze śpi, zapewne wycięczony wczorajszym dniem. Nie chciał go budzić, więc jedynie złapał go ostrożnie, podnosząc do góry. Zdecydowanie nie spodziewał się, że szczupłe ciało wtuli się w niego z całych sił, a Yoongi schowa głowę w zagłębieniu jego szyi, łaskocząc go nieznacznie swoim nosem. Dlatego chodźby chciał, nie mógł wyjść z celi po zamianie łóżka, ponieważ demon dosłownie się do niego przykleił.
Zamiast powrotu do swoich obowiązków, usiadł na nowym materacu z Minem w ramionach i powoli ułożył się na nim, ciągle go trzymając. Może i był bezdusznym demonem, ale mimo wszystko nie miał serca, aby tak po prostu odsunąć od siebie Yoongiego, kiedy ten ewidentnie potrzebował czyjejś obecności. Taehyung czuł jak palce bruneta zaciskają się mocno na jego koszuli, a on sam ciągle się do niego przysuwa, mimo iż nie było między nimi ani minimetra odstępu. Min nawet przerzucił nogę przez Księcia, jakby pilnując, aby ten pod żadnym pozorem mu nie uciekł.
Teoretycznie już dawno powinien odepchąć go od siebie, skazując na śmierć, ale nie chciał. Przez tą krótką chwilę spodobało mu się to, że ktoś odważył się być tak blisko niego, nawet jeżeli było to nieświadome. Ciepły oddech Yoongiego, jaki czuł na swojej szyi w pewien sposób go uspokajał. Drobne ciało, przylegające do tego jego było czymś, czego nieświadomie brakowało mu przez wiele stuleci.
Nie zauważył nawet, kiedy zamknął oczy i również wtulił swoją głowę w zagłębienie szyi Mina. Miał gdzieś, co mogą sobie pomyśleć ci wszyscy strażnicy, pilnujący lochów. W tamtej chwili zwyczajnie czuł się w pewien sposób szczęśliwy, a uśmiech sam pchał się na jego twarz. Nie wiedział, ile czasu tak po prostu leżał bezczynnie razem z demonem, którego tak naprawdę nie znał. Jednak bez problemu wiedział, kiedy Yoongi zaczął się budzić, bo jego ciało zaczęło się delikatnie wiercić.
Mimo tych ruchów, brunet cały czas kurczowo się go trzymał. W końcu w pomieszczeniu rozległo się ciche i zdaniem Taehyunga, nasłodsze ziewnięcie jakie słyszał w swoim życiu.
— Obudziłeś się? — zapytał cicho, przykładając usta najbliżej jego ucha, jak tylko było to możliwe.
Yoongi kiedy tylko usłyszał znany dobrze głos, wręcz zamarzł w jednej pozycji, ciągle przytulony do Księcia. Nie przypominał sobie, żeby wieczorem zasypiał w obecności Taehyunga, a co dopiero się do niego zbliżał w taki sposób. Miał ochotę po prostu od niego odskoczyć i błagać o wybaczenie, ale wtedy zdał sobie sprawę z tego, że silne ramiona demona również tulą go do swojego ciała.
— Co tutaj robisz? Znowu — odparł, mimowolnie jednak ciągle trzymając się ciała Księcia.
— Postanowiłem dotrzymać słowa i rano wymienić ten stary materac na nowy. Spałeś tak uroczo, że nie potrafiłem cię obudzić, więc wziąłem cię na ręce. Nie spodziewałem się, że przykleisz się do mnie tak mocno. Położyłem się razem z tobą — wyjaśnił, delikatnie gładząc plecy bruneta.
Ten jeden, nic nie znaczący ruch sprawił, że cały stres po prostu uleciał z ciała Mina. Zamknął po prostu oczy, ponownie przysuwając się do Taehyunga najbliżej jak tylko było to możliwe. Wiedział, że nie powinien tego robić pod żadnym pozorem, a jednak coś mówiło mu, że nie robi nic złego. W końcu przytulał się tylko do najsilniejszego demona, jaki kiedykolwiek stąpał po tej ziemi.
— Najpierw mnie ratujesz, potem myjesz, a teraz jeszcze postanawiasz mnie przytulać do snu? Chyba zapominasz, że nie jestem nikim ważnym — wyszeptał.
Duża dłoń Taehyunga chwilę później wylądowała w jego włosach, zaczynając je delikatnie gładzić, przez co z ust bruneta wydobywały się ciche pomruki. Oboje wiedzieli, że Min miał rację, mówiąc, że nie jest przecież nikim specjalnym. Zwykły demon, który swoim zachowaniem zasłużył przecież na śmierć.
— Jesteś ważny. Może nie dla mojego ojca, ale wszyscy mają jakąś wartość. A ja cię lubię, Yoongi. Gdybyś wcale się dla mnie nie liczył w jakikolwiek sposób, nie zrobiłbym dla ciebie żadnej z tych rzeczy, które przed chwilą wymieniłeś.
— Mimo wszystko nie masz żadnych powodów, żeby mnie lubić. Nie znasz mnie, a ja jestem zdrajcą — odpowiedział, pozwalając sobie na zamknięcie oczu.
Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego jego usta mówiły coś innego, a ciało robiło dokładnie na odwrót. Jednak prawdopodobnie nawet, gdyby do celi w tej chwili wszedł Samael, żaden z nich nie wykonałby żadnego ruchu, aby się od siebie odsunąć. Po prostu było im dobrze w dokładnie takiej pozycji.
— Może i masz rację, ale mi to ani trochę nie przeszkadza — odpowiedział. — Gdybym potrafił to odpowiednio nazwać, z pewnością powiedziałbym ci, dlaczego nie zostaniesz ścięty na oczach setki gapiów.
Yoongi nie odpowiedział, wsłuchując się jedynie w melodyjny dźwięk głosu Taehyunga. Z perspektywy strażników zdecydowanie wyglądali dość niezrozumiale. Dwójka nieznanych sobie demonów, przytulających się do siebie bez żadnego powodu. Oboje uśmiechnięci i szczęśliwi, chociaż nie mieli pojęcia, skąd się wzięła ta euforia.
Stracili poczucie czasu do tego stopnia, że przeleżeli tak nie tylko cały dzień, ale również noc. Kiedy Książę zobaczył, że za kratami celi zaczyna się robić noc, z początku zamierzał po prostu wstać i wrócić do swojej komnaty w taki sposób, aby uniknąć spotkania z ojcem. Ostatecznie jednak nie miał serca tak po prostu zostawić Yoongiego samego w nocy po tym, jak spędził przy nim tyle czasu. Zamiast wyjścia z celi, przykrył ich oboje kocem, który wczorajszego wieczora przyniósł Minowi i pozwolił mu się w siebie wtulać. Sam zasnął dopiero wtedy, gdy z ust bruneta wydobywały się już ciche chrapnięcia, jednocześnie mrucząc coś pod nosem. Takim sposobem poszedł spać z szerokim uśmiechem na twarzy i kruchym ciałkiem w ramionach, chociaż dalej nie znał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Tylko, czy to aby na pewno było ważne?
•••
Taehyung opuścił celę Yoongiego dopiero następnego dnia, żegnając bruneta krótkim pocałunkiem w czoło. Wyszedł pewnie z lochów, chociaż był świadomy tego, że o tej porze nie tylko będzie musiał przejść przez salę tronową, ale również na pewno nie ominie go spotkanie z ojcem. Nie bał się Samaela, w końcu gdyby doszło do pojedynku, on bez problemu by go wygrał, dzięki kiwnięciu palca. Jednak mimo znacznej różnicy sił, Władca Piekieł ciągle pozostawał jego ojcem. Wiedział, że kiedy tylko go zobaczy, zacznie pytać o wszystko, co działo się w czasie, gdy jego nie było w komnacie.
Oczywiście tak jak się spodziewał, Samael siedział wygodnie na swoim tronie w momencie, kiedy czarnowłosy przekraczał próg pomieszczenia. Jego krok od zawsze był w pewien sposób specyficzny, przez co nawet z zamkniętymi oczami można było rozpoznać, że to właśnie Taehyung pojawił się w pokoju. Starał się po prostu przejść obojętnie obok, nie zwracając na siebie żadnej, szczególnej uwagi. Niestety taki ruch okazał się niemożliwy, bo gdy tylko wykonał kilka pierwszych kroków, postać jego ojca znalazła się parę centymetrów przed nim.
— Wydaje mi się, że musimy porozmawiać, synu — zaczął, patrząc przenikliwym wzrokiem na młodszego. Taehyung niechętnie spojrzał na niego, prostując się. — Ale nie tutaj. Chodź za mną.
O Samaelu można powiedzieć naprawdę wiele, jednak najważniejszą rzeczą jest to, że naprawdę nienawidził rozwiązywać rodzinnych problemów przy straży, czy innych świadkach. Kiedy miał do pogadania sam na sam z Tae, po prostu wychodził z nim na dziedziniec, gdzie nikt oprócz nich nie miał nigdy wstępu. Było to miejsce, gdzie Władca mógł swobodnie odbywać samotnie rozmowy z synem. W tym miejscu zostało również podjęte wiele ważnych decyzji, które zaważyły na tym, jak obecnie wyglądało Piekło. Między innymi ze względu na zwykły sentyment, nikt nie miał prawa przekroczyć bram dziedzińca. To miejsce stało się osobistym, niezniszczomym rajem dla dwóch najważniejszych i najpotężniejszych demonów w Piekle.
Usiedli tam, gdzie zawsze, na małej, drewnianej ławeczce, znajdującej się w samym centrum dziedzińca. Właśnie tutaj, Taehyung otrzymał wiele rad, z których korzystał przez całe swoje życie. Dlatego, kiedy znowu się na niej znaleźli, wiedział, że tak szybko stąd nie wyjdzie.
— O czym chcesz rozmawiać? — zapytał wreszcie, nie mogąc znieść ciszy, jaka między nimi panowała.
Zadał typowe, rozpoczynające rozmowę pytanie, chociaż tak naprawdę bardzo dobrze znał powód, dla którego się tutaj znalazł. Nie musiał nawet wchodzić do głowy własnego ojca, aby go poznać. Wystarczyło dosłownie tyle, żeby spojrzeć w oczy Samaela i już możnabyło wyczytać dosłownie wszystko. Oczywiście jest możliwość, że potrafił to jedynie Taehyung i to tylko dlatego, że Władca był jego ojcem.
Druga opcja była taka, że oczy Samaela były po prostu odzwierciedleniem jego duszy. Niektórzy twierdzą, że to w ludzkich tęczówkach można odczytać wiele, ale prawda jest taka, że po prostu nigdy nie stanęli twarzą w twarz z Władcą Piekieł. Nawiązując kontakt wzrokowy z nim, możnabyło zobaczyć dosłownie wszystko. Początek i koniec świata. Swoje narodziny i swoją śmierć. W nich kryły się wszystkie tajemnice, których śmiertelnicy szukali rozwiązań przez tyle lat.
— Nie sądzisz, że spanie w jednym łóżku z demonem, którego nawet nie znasz nie jest na miejscu? Do tego doskonale wiesz, że jest zdrajcą. Nie potrafię zrozumieć twojego posunięcia, Tae — wyjaśnił starszy, odkręcając głowę w inną stronę.
Taehyung prychnął jedynie, oblizując powolnie dolną wargę. Niby układał sobie w głowie odpowiedź, odkąd tylko zobaczył dziś ojca, ale bał się, że zapomni o jakimś kluczowym słowie. Nie mógł przecież zrobić z siebie błazna przed Samaelem.
— Teoretycznie wcale nie jest zdrajcą. Prawie ujawnił się przed ludzką kobietą, ale w rzeczywistości tego nie zrobił. Oboje wiemy, że ona już nie żyje i nikomu nie opowie o swoich przeżyciach. Sprowokowała go, więc Yoongi nie wytrzymał i wybuchnął. Jednak w porę się ogarnął i nie przyjął postaci, która śni się ludziom w najgorszych koszmarach — odpowiedział.
Wzrok Samaela ponownie wylądował na młodszym.
— Zdania na temat zdrady od zawsze były podzielone. Jedni mówili, że samo pomyślenie o niej powinno oznaczać śmierć natychmiastową. Drudzy powiedzieli, że jeżeli zdrada ma powód, powinna być unieważniona. Niestety to tylko twierdzenia starych mędrców, nie moje. Weź pod uwagę to, co mogłoby się stać, gdyby ta kobieta żyła, a Yoongi by się nie powstrzymał. To mógłby być koniec. Bardzo dobrze znasz prawa traktatu, zawartego z Niebiosami. Dopóki ludzie nie wiedzą, że jesteśmy wśród nich, panuje pokój. Jeżeli ktokolwiek z śmiertelników uwieczniłby nas w jakikolwiek sposób, oznaczałoby to wojnę. Nie wiem jak ty, ale mi jak na razie jeszcze wystarcza pamięć po tej, która miała miejsce po upadku Lucyfera. Może i jesteś od nich potężniejszy, ale na co komu królestwo, kiedy nie ma kim władać. Teraz możesz bronić tego demona, bo przecież nic się nie stało. Ale mogło się stać, Tae.
Taehyung zacisnął swoją szczękę z całej siły, powstrzymując się, aby tak zwyczajnie, bezmyślnie nie wybuchnąć. Teoretycznie racja była po obu stronach, ale w krwi demonów zapisane było już, że kochali walczyć o swoje, nawet jeżeli to oni byli w błędzie. Dlatego teraz również czarnowłosy miał ogromną ochotę krzyczeć i może nawet wyzwać własnego ojca na pojedynek. Wiedział jednak, że gdyby tak się stało, najprawdopodobniej popełniłby ojcobójstwo.
— Lubię go. To nie jest kolejna maszyna do zabijania. Wiem, że jest potężny i gdyby chciał, rozniósłby ciebie i całą resztę. Ale jest coś, co różni go od tych wszystkich demonów, które chodzą po Piekle. Yoongi jest inny. Możesz nazwać mnie głupcem, możesz powiedzieć, że kompletnie się na tym nie znam. Dopóki ja ci nie pozwolę, nie masz prawa nic z nim zrobić. Jeżeli go dotkniesz, zabiję cię. Jeżeli którykolwiek ze strażników za bardzo się do niego zbliży, zabiję cię. Jeżeli kiedykolwiek usłyszę, że wydałeś na niego wyrok, nie zostanie z ciebie nic. Zrozumiałeś mnie, ojcze? — rzekł, wpatrując się prosto w oczy Samaela z prawdziwą furią, którą najprawdopodobniej wyczuwał teraz cały zamek.
Jedyną osobą, która nie bała się tego gniewu był skryty w swojej celi Yoongi.
— Nie masz pojęcia co robisz. Przemyśl to.
— Jeżeli jeszcze raz powiesz, że on jest zwykłym zdrajcą, przysięgam, że Piekło zaraz będzie witać nowego Władcę! Podjąłem decyzję, a ty nie masz prawa jej podważać! Od teraz Yoongi należy tylko i wyłącznie do mnie i tylko ja mogę wykonać na nim jakikolwiek osąd! Każdy, kto spróbuje się do niego chociaż zbliżyć, zdechnie w trybie natychmiastowym! Jeżeli nie chcesz poznać siły mojego gniewu na własnej skórze, radzę ci nie robić żadnych, pochopnych ruchów — zakończył rozmowę, po czym energicznym ruchem wstał z ławki, na której cały czas się znajdowali.
Nie posłał już Samaelowi żadnego spojrzenia, od razu kierując się do wyjścia z dziedzińca. Władca z kolei siedział w tamtym miejscu jeszcze przez chwilę, rozglądając się co jakiś czas, jakby szukał odpowiedzi na tylko sobie znane pytanie. Nikt jednak nie wie, czy tamtego dnia je znalazł, czy wyszedł bez niego. To miało pozostać tajemnicą na wieki.
•••
To była już trzecia noc, odkąd Yoongi nie widział Taehyunga na oczy. Kolejny raz czekał na niego, leżąc samotnie w łóżku i przykrywając się kocem, który dostał właśnie od niego. Jednak bez ciała czarnowłosego, w celi było o wiele zimniej, niż wtedy, gdy mógł spać w jego objęciach. Przecież powinien się tego spodziewać prawda?
Ktoś taki jak syn samego Władcy Piekieł, najpotężniejszy demon w całym królestwie nie mógł być zainteresowany kimś takim jak zwykły zdrajca. Mimo to, coś ciągle go bolało, bo naprawdę uwierzył, że Książę chociaż trochę go polubił. Najwidoczniej po prostu mu się wydawało. Trzecią noc czekał z nadzieją, że może jednak usłyszy znajome kroki czarnowłosego i znowu będzie mógł zasnąć w jego silnych ramionach. Niestety kolejny raz był zmuszony zasnąć sam.
Dlatego nie słyszał pewnych kroków Księcia, który postanowił w końcu odwiedzić swojego ulubionego demona, tylko później niż zwykle. Yoongi myślał, że Taehyung po prostu się nim znudził, ale w rzeczywistości prawda była inna. Czarnowłosy codziennie w nocy przychodził do celi Mina i obserwował go, gdy tamten słodko spał. W jego głowie było parę poważnych pytań, na które za wszelką cenę chciał znaleźć odpowiedź. Szukał jej właśnie nocami, kiedy księżyć oświetlał kruche ciało śpiącego bruneta. Trzecia noc jednak była inna.
Również przyszedł do celi o tej godzinie, gdy Yoongi już smacznie spał, ale tym razem nie zamierzał się bezczynnie na niego patrzeć. Zanim wszedł do środka, odprawił wszystkich strażników, którzy mieli go pilnować, sprawiając, że w lochach zostali sam na sam. Nie usiadł w kącie, tylko ostrożnie położył się obok bruneta, po czym owinął obie ręce wokół jego ciała. Z delikatnym uśmiechem na twarzy obserwował, jak Yoongi przez sen również zaczyna się do niego przytulać. Znowu schował twarz w zagłębieniu jego szyi, zupełnie tak, jak za pierwszym razem.
Taehyung nie chciał jednak, aby tym razem również przeleżeli ładnych parę godzin. Miał o wiele lepszy plan. Powolnie przyłożył swoje wargi do miękkiego policzka Yoongiego i pozwolił sobie złożyć na nim delikatny pocałunek. Kolejne miały miejsce coraz niżej, aż usta Księcia wylądowały na szyi bruneta. Wtedy niespodziewanie spomiędzy warg niższego demona wydobyło się ciche westchnięcie, a jego oczy powolnie się otworzyły. Kiedy zobaczył przed sobą znajomą twarz i poczuł, że te silne ramiona właśnie go obejmują, sam miał ochotę wycałować Taehyunga wszędzie, gdzie tylko się da.
— Jesteś — wyszeptał, kiedy usta Księcia niechętnie odsunęły się od jego skóry, aby ich oczy mogły nawiązać kontakt wzrokowy.
Brakowało im tego tak bardzo, potrzebowali swojej bliskości już od paru dni. W tamtej chwili Taehyung żałował, że zamiast po prostu przytulić Yoongiego, wolał się w niego wpatrywać godzinami. Gdyby miał możliwość cofnięcia czasu, trzy dni temu po prostu położyłby się obok niego w ten sposób, jaki robił to teraz.
— Jestem — odpowiedział, pozwalając sobie złożyć kolejny pocałunek, tym razem na małym nosie demona. — Wstawaj Yoongiś, chcę ci coś pokazać.
Po tych słowach czarnowłosy niechętnie wyplatał się z objęć Mina i ustał przed jego łóżkiem, czekając aż niższy zrobi to samo. Yoongi przez chwilę patrzył na niego jedynie z różowymi policzkami, przetwarzając dokładnie w głowie to, jak Taehyung go nazwał. Kiedy usłyszał jednak melodyjny śmiech, pochodzący właśnie od Księcia, wręcz natychmiast ustał na równe nogi, znajdując się dokładnie przed nim. Jego wzrok mimowolnie był utkwiony w klatkę piersiową czarnowłosego, która była lekko odsłonięta przez rozpięte guziki czarnej koszuli. Odległość między ich ciałami była stosunkowo mała, przez co bicie serca Yoongiego znacznie przyśpieszyło. W końcu jednak odważył się podnieść wzrok na twarz Taehyunga, gdzie tkwił szeroki uśmiech. Czarnowłosy nie powiedział ani jednego słowa, zamiast tego powolnie splatając swoje palce z tymi, należącymi do mniejszego demona.
Zanim Yoongi zdążył się o cokolwiek zapytać, Książę prowadził go już w stronę miejsca, którego w rzeczywistości nikt nie miał prawa zobaczyć. Min nie tylko przeszedł z czarnowłosym przez pół zamku, trzymając kurczowo jego dłoń, ale został również wprowadzony na dziedziniec, gdzie wcześniej przebywał przecież jedynie Samael ze swoim synem. Brunet jako jedyny demon z zewnątrz mógł zobaczyć na własne oczy piękno diabelskiego raju. Te wszystkie, jasne drzewa, krzewy i malutkie rzeczki, płynące z wzgórz, jakimi dziedziniec był otoczony. Brakowało jedynie śpiewu ziemskich ptaków, aby wszystko wyglądało tak, jak w pierwotnym raju, z którego Adam i Ewa zostali wygnani.
— Podoba ci się? — zapytał Książę, przekierowywując swoje spojrzenie na bruneta.
— Jest pięknie — wyszeptał, ciągle łącząc wzrokiem po całej objętości dziedzińca. — Dlaczego mnie tutaj zabrałeś?
— Bo cudowne istoty powinny przebywać w równie cudownych miejscach, a nie w jakiejś zimnej celi. Poza tym, chciałem ci powiedzieć coś, nad czym dosyć długo myślałem. Nie chciałem mówić takiej ważnej rzeczy w zwykłych lochach, gdzie nie ma nawet prywatności przez głupie straże mojego ojca.
Czarnowłosy odwrócił do siebie przodem niższego demona i oparł swoje czoło o te, należące do drugiego. Przez chwilę intensywnie patrzył się w jedno miejsce na jego twarzy, wewnętrznie bijąc się z własnymi myślami. Chociaż decyzję już i tak dawno temu podjął.
Kiedy Yoongi zamierzał już otworzyć usta, aby wybić go z tego całego transu, on wreszcie zdecydował się na pewny ruch. Zamknął oczy i delikatnie ułożył swoje wargi na tych Mina. Obie dłonie z kolei umieścił na jego miękkich policzkach, gładząc je przy okazji kciukami. Gdy wykonał pierwszy ruch ustami, brunet cicho jęknął, nie do końca wiedząc, co powinien robić. Po dłuższej chwili jednak oboje znaleźli swój własny rytm, poruszając wargami i przechodząc z jednej na drugą z taką pasją, jakby malowali najpiękniejszy na świecie obraz. Ciche mlaśnięcia wydobywały się pomiędzy ich pocałunkami, odbijając się echem na dziedzińcu. Dłonie Yoongiego w pewnym momencie najpierw wylądowały na szerokich ramionach Księcia, aby potem jego palce mogły zatonąć w czarnych włosach Taehyunga. Ręce wyższego z kolei z czasem powoli zeszły na biodra mniejszego, przysuwając ich ciała jeszcze bliżej siebie. Nie potrzebowali dużo, aby ich języki zaczęły toczyć piękną, melodyjną bitwę o dominację w tym pocałunku. Oczywiście finalnie i tak cała kontrola została po stronie Księcia, któremu Yoongi stał się po prostu uległy. Jednak nie przeszkadzało mu to i wręcz przeciwnie, pragnął coraz więcej. Nie zwrócił nawet uwagi, w którym momencie został przyparty do drzewa przez silne ciało Taehyunga. Jednak kiedy odsunęli się od siebie przez brak powietrza, wiedział, że właśnie posmakował najlepszego zakazanego owocu, jaki tylko mógł kiedykolwiek istnieć.
— Jesteś dla mnie wyjątkowy, Yoongi. Nie pozwolę, aby cokolwiek ci się stało, rozumiesz? Mój ojciec nie ma prawa cię dotknąć, ani wydać na ciebie żadnego wyroku. Jestem gotowy zrobić wszystko, abyś już zawsze był bezpieczny. Nie umiem tego nazwać, ale nigdy wcześniej się tak nie czułem. Jedno wiem na pewno, Yoonie. Proszę, błagam cię — zaczął, niespodziewanie klękając przed Minem. — Yoongi, błagam, bądź tylko mój na wieki.
Brunet uśmiechnął się szeroko, po czym klęknął tak, aby oboje znajdowali się na tym samym poziomie. Ułożył obie dłonie na policzkach czarnowłosego, tym razem samemu muskając delikatnie wargi Księcia i chociaż przez chwilę przejmując kontrolę nad pocałunkiem. Następnie podsunął nieznacznie ich twarze od siebie, patrząc w czarne oczy Taehyunga.
— Tae, nie chcę być twoją zabawką z nadzieją na coś więcej. Po prostu nie chcę być zraniony bardziej, niż może zranić włócznia, przebijająca klatkę piersiową. Jaką mam pewność, że obdarzysz mnie jakimkolwiek uczuciem? — odparł, w międzyczasie pozwalając czarnowłosemu ułożyć go na zielonej trawie i zawisnąc nad jego ciałem.
— Nie skrzywdzę cię, przysięgam. Za bardzo cię uwielbiam, aby wyrządzić ci jakąkolwiek krzywdę. Po prostu bądź mój, a przysięgam, że nigdy nie przestaniesz być dla mnie ważny — wyjaśnił, kładąc swoje dłonie ponownie na biodrach niższego demona.
— Jestem twój, odkąd tylko pierwszy raz na mnie spojrzałeś, Taehyungie. Tylko twój.
•••
— Czyli mam rozumieć, że w ramach odpokutowania za swoją zdradę chcesz wziąć udział w walce na arenie? — podsumował Samael, przyglądając się uważnie brunetowi, który stał parę metrów przed jego tronem.
Władca Piekieł zdecydowanie nie spodziewał się, że jego syn pozwoli gdziekolwiek wyjść Yoongiemu ze strażą, a co dopiero pozwolić mu porywać się na coś takiego. Oczywiście zawsze pozostawała przecież opcja, że Taehyung o niczym nie wie, a Min robi to bez jego zgody.
— Dokładnie. Skoro nie mogę zostać ścięty za swoją zniewagę, proszę chociaż o możliwość walki, aby zmyć z siebie skazę chociaż w małym stopniu — odpowiedział.
Tak naprawdę w głowie demona już od paru dni rodził się piękny, aczkolwiek tragiczny w skutkach plan. Każdy, kto żył w miejscu, jakim było Piekło, wiedział, że tam nie ma miejsca na uczucia. Wszystkie dni wypełnione były bólem i krwią, ale nigdy czymś, co powodowałoby uśmiech na twarzy. Po nocy, w której Taehyung zaprowadził go na dziedziniec, zrozumiał, że rzeczywistość, w jakiej żyją nie pozwala im na szczęście. Nie ważne jak bardzo by się starali, coś zawsze stawałoby im na drodze. Nawet jeżeli byliby ze sobą, ból musiałby być obecny w ich dniu codziennym. Yoongi był prostym demonem, jednak jego serce momentami było bardziej podobne do tego anioła, niż zwykłego diabła. Dlatego, gdy pomyślał o tym, że Taehyung mógłby codziennie cierpieć z jego powodu, postanowił za wszelką cenę temu zapobiec.
Walka na arenie wydawała się idealnym sposobem, aby tego dokonać. Wielki amfiteatr, na którym zasiądzie znaczna ilość demonów, będzie świadkiem czegoś zupełnie innego. Do tej pory na arenie ginęły słabe diabły, zazwyczaj w potyczkach z potężnymi demonami, z jakimi po prostu nie mieli żadnych szans. Każda walka miała służyć rozrywce dla pary, władającej Piekłem. Jednak odkąd Samael stracił swoją żonę w jednej z potyczek z Niebiosami, walki ustały. Arena od dłuższego czasu stała zamknięta, nie zapewniając już demonom starej rozrywki. Lecz kiedy któryś z diabłów chciał zginąć w honorowej potyczce, arena była otwierana na jeden dzień. Taki właśnie był plan Yoongiego. Wziąć udział w walce, o której nie będzie mógł powiedzieć Taehyungowi.
— Nie ma mowy. Nie zrobię nic, bez zgody mojego syna. Przykro mi — rzucił wreszcie Władca, kręcąc przecząco głową.
To był jeden z niewielu momentów, gdy Samael przestraszył się tego, co Tae może mu zrobić. Nie raz już widział jak młodszy potrafił jedynie siłą woli zamienić potężnego demona w kupę mięsa i krwi. Mimo wszystko, przerażała go myśl, że jego własny syn mógłby zrobić z nim coś takiego, bez najmniejszego zawahania.
— Kto tu jest w końcu Władcą? Ty, czy Taehyung? Może po prostu przyszedłem do nieodpowiedniego demona, myśląc, że idę do najważniejszej osoby w Piekle. Przepraszam za swoją pomyłkę — powiedział, odwracając się na pięcie.
Samael nie potrafił udawać, że te słowa w żaden sposób nie wytrąciły go z równowagi. Wręcz natychmiast podniósł się z tronu i zacisnął pięści, powstrzymując się, aby nie roztrzaskać Mina o ścianę.
— Zgoda! Walka odbędzie się jutro z samego rana! — wykrzyczał, przez co na twarzy Yoongiego pojawił się delikatny uśmiech.
— Dziękuję, panie — odrzekł, po czym ruszył w stronę, gdzie na pewno nie znajdowały się lochy.
W związku z wyznaczoną datą pojedynku, Min musiał przez cały dzień utrzymać Taehyunga w jednym miejscu, aby ten o niczym się nie dowiedział. Dlatego skierował się prosto do jego komnaty, składając mu niespodziewaną wizytę, z której Książę i tak się ucieszył. Nie wiedział, że to być może ostatnie chwile, jakie spędzi ze swoją sympatią. Yoongi wymknął się z objęć czarnowłosego dokładnie w momencie, gdy zaczęło świtać.
Nie zamierzał wkładać na siebie niepotrzebnych zbroi, ani nawet brać czegokolwiek. Stawił się na arenie w zwykłych szatach, które w żaden sposób nie chroniły jego ciała przed ciosami. Najwidoczniej wieść o walce rozniosła się po całym Piekle, bo kiedy przekroczył bramy, demony zajmowały już całe trybuny, szepcząc coś od czasu do czasu w swoje uszy.
Samael zajmował miejsce na samym ich środku, patrząc dumnie na miejsce, gdzie wkrótce miała się odbyć egzekucja jednego z demonów. Bo chyba oczywistym było, że walczyli na śmierć i życie, a zwycięzca mógł zostać tylko jeden. Po niedługim czasie pojawił się również jego przeciwnik. Wysoki, umięśniony demon z mieczem, schowanym do pochwy.
Wszyscy wiedzieli, że to Yoongi jest tutaj uważany za słabszego. Rzeczywistość wyglądała oczywiście inaczej i Min pewnie mógłby go zabić po pięciu sekundach walki, ale nie w takim celu się tu dzisiaj zjawił. On chciał zwyczajnie oszczędzić bólu swojemu ukochanemu, na jaki skazałby go, gdyby z nim został. Samael najwidoczniej postanowił oszczędzić sobie mowę wstępną, od razu wprowadzając na środek demona z wyposażeniem do walki.
Według zasad, Yoongi miał prawo do wyboru jednej broni, która miałaby mu służyć jako narzędzie ataku, lub obrony. Brunet przez chwilę stał, wpatrując się w cały proponowany asortyment, po czym jednak odsunął się, unosząc obie dłonie do góry. Miało to oznaczać, że zamierza walczyć używając tylko i wyłącznie swoich własnych pięści. Władca nie zamierzał protestować i zajął swoje miejsce na specjalnie przygotowanym tronie, patrząc z góry na przyglądających się sobie wojowników.
Kiedy na arenie rozbrzmiał gong, oznaczający początek pojedynku, Taehyung znajdujący się w swojej komnacie, obudził się. Pierwszy cios zawsze jest dokładnie przemyślany, a wszyscy zebrani zastanawiali się, z której padnie strony. Nikt z obecnych nie spodziewał się jednak, że to Yoongi jako pierwszy pośle kulę ognia prosto w brzuch swojego przeciwnika. Wielki demon wylądował na drugim końcu areny, a brunet uśmiechnął się, pewien, że tym ruchem rozwścieczył wyższego.
Kiedy drugi cios został wymierzony w ciało Mina, Taehyung ustał na równe nogi, wiedząc, że coś się dzieje z jego ulubieńcem. Tym razem to mniejszy wylądował, uderzając plecami impetem w beton, a następnie osuwając się po nim w dół. Gdy sięgnął dłonią na tył głowy, był wręcz pewien, że z któregoś fragmentu cieknie mu krew. Wziął jednak głęboki oddech i spojrzał na mięśniaka, który stanął przed nim. W jego oczach nie można było jeszcze zobaczyć ogromnej furii, dlatego Yoongi postanowił się skupić, po czym rzucił jego ciałem na sam środek areny, samemu powoli wstając na równe nogi. Już z daleka dało się usłyszeć głośny jęk bólu olbrzyma, co ponownie wywołało uśmiech na twarzy Mina.
Kiedy demon podniósł bruneta za szyję, następnie waląc nim kilkakrotnie w posadzkę, Taehyung rzucił się do szybkiego biegu w stronę areny. Wystarczyło kilka kolejnych, mocnych uderzeń większego demona, aby Yoongi leżał, znowu ubrudzony własną krwią. Tym razem to na ustach umięśnionego diabła pojawił się szeroki uśmiech.
Kopnięcie w brzuch bruneta było równe z momentem, w którym Taehyung wbiegał na arenę. Drugi kop oznaczał to, że Książę otworzył pierwsze drzwi. Kolejne uderzenie, tym razem w głowę, było równoznaczne z siłowaniem się z bramą, która pozwalała wkroczyć do bitwy. Kiedy większy demon wyciągnął miecz z pochwy, aby zakończyć pojedynek, w tym samym momencie coś powstrzymało jego dłoń, a na trybunach słychać było odgłosy zaskoczenia. Bo przecież nikt, oprócz Samaela nie spodziewał się, że jego własny syn przybędzie, aby uratować swojego ulubionego demona.
— Masz ostatnie minuty, aby pożegnać się z tym światem — powiedział głosem, przez który diabeł natychmiastowo zrobił sporo kroków do tyłu, upuszczając miecz na ziemię.
Gdy tylko mięśniak był w odpowiedniej odległości, Taehyung odwrócił się, aby kucnąć przed zakrwawionym Yoongim.
— Co ty tutaj robisz? — zapytał słabo, przez co czarnowłosy ledwo go usłyszał.
— Chyba nie myślałeś, że nie przyjdę ci na ratunek, kiedy będziesz go potrzebował. Niestety pojawiłem się za późno — odpowiedział, delikatnie zaczesując pojedynczy kosmyk włosów Mina, które opadły na zakrwawione czoło.
— To nie twoja wina — szepnął, pozwalając swoim pojedynczym łzom wypłynąć na wierzch.
Prawdopodobnie wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Taehyung nie pojawił się na arenie. Yoongi był przecież gotowy zginąć bez mrugnięcia okiem. Tymczasem, widząc prawdziwy smutek w oczach swojego ukochanego, zdał sobie sprawę, że właśnie sprawił mu ból, chcąc tego za wszelką cenę uniknąć. Nie spodziewał się, że Książę Ciemności nagle wkroczy tutaj i tak po prostu chwyci go w swoje ramiona, uśmiechając się do niego delikatnie i roniąc łzy. W jego idealnym scenariuszu miało przecież tego nie być.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlatego to zrobiłeś? Czemu, Yoongi? — spytał, pozwalając swojemu głosowi na lekkie załamanie się.
— Bo cię kocham, Taeś — wyznał, z trudem kładąc swoją chudą dłoń na policzku czarnowłosego. — A miłość jest pełna dodatkowego bólu, którego ja nie chciałem ci sprawiać. Żyjemy w świecie, w którym nie ma miejsca na prawdziwe uczucia. Szczerość jest tutaj zakłamana, a szczęście zawsze jest połączone z ogromnym bólem. Nie chciałem, żebyś cierpiał przez moją obecność, więc wolałem się usunąć, abyś już więcej nie zaprzątał sobie mną głowy.
— Gadasz głupoty. Byłbym z tobą, nawet gdybym miał zostać przeklęty na wieki. Już wiem jak nazywa się to dziwne uczucie, które poczułem, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Zakochałem się w tobie, Yoongi. I będę cię kochał, dopóki Piekło nie zamarźnie i jeszcze wieczność po tym — odparł, pozwalając sobie na ostatnie połączenie ich warg.
Jeszcze zanim zdążył się odsunąć od szczupłego ciała Mina, jego życie z niego uleciało, budząc w Taehyungu prawdziwą furię. Kiedy tylko Yoongi zamienił się w biały dym, Książę podniósł się z kolan i zacisnął pięści tak mocno, że inny demon przedziurawiłby sobie dłonie. Następnie odwrócił się w stronę byłego przeciwnika Yoongiego, ukazując mu swoje czerwone oczy, w których można było ujrzeć prawdziwy ogień.
— Twój czas dobiegł końca — syknął, natychmiastowo znajdując się przy olbrzymie, aby w kolejnej sekundzie zacisnąć palce na jego szyi, podnosząc go do góry. — Mam nadzieję, że zanim tu przylazłeś, zdążyłeś się pożegnać w wszystkimi, bo przysięgam, że już ich więcej nie zobaczysz.
W ułamku sekundy wszyscy, obecni na trybunach zobaczyli widok, który wywołał jedno, wielkie zaskoczenie. Ciało olbrzyma w jednej chwili zostało rozerwane na dwie części, brudząc ciemną krwią wszystko w pobliżu. Taehyung odrzucił dwie połówki demona, po czym skierował się przodem do swojego ojca, siłą zrzucając go przed siebie, przez co Samael wylądował twarzą w piachu.
— Mówiłem ci coś, prawda? Miałeś nie dopuścić, żeby cokolwiek mu się stało! Jak mogłeś do tego dopuścić! Dlaczego na to pozwoliłeś! — krzyknął, następnie podnosząc swojego ojca za szyję na taką wysokość, aby ten patrzył mu prosto w ogniste oczy. — Ale jeszcze cię nie zabiję, wiesz? Najpierw pójdę do Krainy Cieni, a kiedy wrócę tutaj z Yoongim, możesz się pożegnać zarówno z tronem, jak i życiem.
Nagle ciało Władcy Piekieł wylądowało ponownie na ziemi, ale tym razem Samael nie był dodatkowo przyciskany przez moc syna, przez co miał możliwość chociaż trochę się podnieść. Finalnie po prostu klęknął przed Taehyungiem, za wszelką cenę unikając z nim kontaktu wzrokowego.
— Zamierzasz iść do Krainy Cieni? — dopytał, pomimo tego, że bardzo dobrze słyszał jego wcześniejszą wypowiedź.
— Nie bój się. Mam wystarczająco mocy, żeby się tam dostać i wrócić tutaj z Yoongim, przywracając go do życia. Na razie nie zamierzam zostawiać Piekła bez żadnego Władcy, dlatego pozostaniesz chwilowo przy życiu. Możesz już rozkazać swoim przydupasom, żeby budowali drugi tron, bo przysięgam ci, że Min zasiądzie obok mnie. Żegnaj się powoli z władzą i życiem, bo kiedy wrócę nie zamierzam cię oszczędzać — powiedział.
To były ostatnie słowa Księcia Ciemności, zanim skierował się do wyjścia z areny. Kiedy stawiał kolejne kroki, zostawiając za sobą ogniste ślady, Samael wiedział, że żadna groźba, jaka wyszła z jego ust nie była żartem.
•••
EPILOG
Żyli w rzeczywistości, w której nie było miejsca dla miłości. Dlatego, gdy tylko się pojawiła, jej zniknięcie bolało ich sto razy mocniej, niż tych, którzy już wcześniej jej zaznali. Uczucia, które odczuwali były zdecydowanie bardziej intensywne, niż te, które my obserwujemy każdego dnia. Mimo iż nie trwało to długo, oboje znaleźli swoje szczęście, chociaż na krótki czas. Jednak ich natura zwyczajnie nie pozwalała na to, aby tak po prostu sobie odpuścić i żyć dalej. Nie mogli się z tym pogodzić.
Dlatego jeden z nich podjął decyzję wtargnięcia do miejsca, z którego żaden demon o mniejszej mocy nie potrafiłby się wydostać. Do Krainy Cienia, gdzie znajdowały się wszystkie nieśmiertelne istoty. W rzeczywistości ich życie toczyło się dalej, jednak z dala od miejsca, w którym przebywali dotychczas. Zaczynali od nowa, pamiętając całą swoją przeszłość. To właśnie tam znalazł się Min Yoongi po swojej śmierci, jaką widzieli mieszkańcy Piekła. Ale on nie umarł, jedynie przenosząc się do rzeczywistości, w której nie było Taehyunga. Nie miał jednak pojęcia, że jego ukochany zamierzał jak najszybciej znowu skryć go w swoich ramionach, tym razem już nigdy nie pozwalając uciec miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro