14. Podoba Ci się?
Christine jest pewna, że zwariowała, że kompletnie straciła rozum i nie ma pojęcia co się z nią dzieje.
Nigdy wcześniej, na żadnym zebraniu nie myślała tylko o tym, by z niego uciec.
A odkąd znalazła się w azjatyckiej siedzibie swojej firmy, ma przez cały czas ochotę zaglądać do telefonu i sprawdzać godzinę. Zwyczajnie woli być wszędzie indziej niż w biurze. Dokładniej chce być z kimś innym niż tutejszymi pracownikami i, mimo że nie daje tego po sobie poznać, czuję się zagubiona we własnych uczuciach.
– W apartamencie czeka już na Panią sukienka na wieczór – oświadcza jej asystent, gdy wychodzą z budynku Goh Corporation, a ona tylko przytakuje lekko i dopiero po chwili uśmiecha się szeroko.
Richard stoi, opierając się o maskę czarnego Lexusa i patrzy na nią tak, jak Christine zawsze marzyła. Jak na jedyną osobę, którą chce się oglądać. Zarzuca mu ręce na szyję, łącząc ich usta w krótkim pocałunku, zanim wsiądą na tylne siedzenie samochodu.
– Jest wcześnie, chcą Państwo coś zjeść? – pyta znów asystent, a ona przytakuję lekko.
– Tak, zabierz nas do Newton Food Centre – oświadcza Chris po chińsku, nie pozostawiając pola na dyskusje i uśmiecha się do mężczyzny obok siebie. – Wyspałeś się?
– Tak, rozmawiałem też z Rose i umierają z chęci poznania Cię, więc przygotuj się na grupę ludzi zadającą Ci za dużo pytań.
– Dzień jak co dzień – śmieje się Goh, splatając ich dłonie i nachyla się, by znów go pocałować. – Poza Kitem i jego piękną narzeczoną ma być jeszcze Sophie...
– Tak, będzie z facetem i...
– Znam Joe, on i Taylor byli parą – wtrąca się Christine i uśmiecha lekko. – Rany, to było wieki temu.
– Lepiej powiedz, jak Tobie minął dzień? – pyta Richard, a ona wzrusza ramionami i gdy samochód się zatrzymuje, wysiada pierwsza i od razu łapię go za rękę, ciągnąć go w stronę straganów z jedzeniem.
– Rynek azjatycki to zupełnie inna bajka niż Stany, czy Europa. Tu gramy większymi stawkami, tu nie sprzedajemy produktów z serii ekonomicznych. Dziewięćdziesiąt procent naszych luksusowych produktów trafia właśnie tutaj, więc inne stawki, inny profil klienta i inny sposób zarządzania... – przerywa na chwilę, by przeskoczyć płynnie na chiński i zamówić im pierwsze danie. – Poza tym wszyscy obecnie żyją urodzinami Lina wieczorem...
– Domyślam się, impreza roku, co?
– Tutaj to dzień święty... a dzień święty trzeba święcić – mówi, wręczając mu piwo i siadają przy jednym ze stolików. – Czuję się winna, że zabrałam Cię tu ze sobą, bo jednak siedzę w biurze, więcej niż zamierzałam.
– Wynagrodzisz mi to.
– Jak? – pyta Chris, uśmiechając się do niego, a on od razu ją całuje.
– Nie będziesz wierzyć w żadne pijackie opowieści mojego serialowego rodzeństwa.
– A Jon Snow jest naprawdę Starkiem? Bo wszystko wskazuję na to, że on i Daenerys to kuzynostwo...
– Wiesz, co mam na myśli.
– Wiem – mówi, śmiejąc się i nachylając znów do jego ust.
Gdy wysiadają z samochodu na parkingu podziemnym ich apartamentowca, Richard zdaje się dopiero dziś dostrzec rząd drogich samochodów ustawionych w drodze do windy.
– Cholera, to Ferrari jest kurwa bajeczne – mówi, a Christine wybucha śmiechem.
– Zajęło Ci tydzień, by je zauważyć? – pyta brunetka, łapiąc go za rękę i ciągnąc do windy, do której drzwi trzyma jej asystent.
– Wcześniej patrzyłem na Ciebie. – Śmieje się, a ona całuje go przelotnie.
Po przekroczeniu apartamentu, jej asystent od razu przynosi pokrowiec z sukienką przygotowaną dla niej na wieczór i odpina go przed nią z uśmiechem.
– To dokładnie ta sukienka, którą zamówiła Pani na pokazie w Mediolanie, zgadza się? – pyta chłopak, a Chris dotyka błyszczącego złotego materiału i przytakuje. – Wspaniale, przyjęcie zaczyna się o dwudziestej, o której mam przysłać samochód?
– Po pierwsze to bądź tak miły i mów po angielsku, nie omawiamy tajemnic firmowych tylko przyjęcie, więc wykluczanie mojego partnera z rozmowy nie tylko jest nietaktowne, co po prostu głupie. A ja naprawdę nie lubię głupich ludzi.
– Oczywiście Pani Goh – odpowiada od razu asystent, czując się wywołany do tablicy, a Chris wyjmuje telefon i zaczyna coś na nim pisać. – Więc o której mam przysłać po Państwa samochód?
– Czerwone Ferrari, które widzieliśmy na dole, nim chcę pojechać na przyjęcie. Ma być dostępne o dwudziestej trzydzieści, zakładam, że dojazd do hotelu trochę nam zajmie, bo raczej nie będziemy nam się tam spieszyć – mówi Chris, uśmiechając się na pół sekundy do Richarda i wraca do telefonu.
– Czy to ma być to samo Ferrari, czy ten sam model? – pyta chłopak, a Goh unosi na niego lodowate spojrzenie.
– Proszę, zanudzaj pytaniami kogoś innego. – Wzdycha brunetka i odsyła go jednym gestem, kończąc pisać wiadomość, ale Richard podchodzi do niej i wyrywa jej komórkę.
– Zawsze taka jesteś? – pyta, a ona spogląda na niego pytająco. – Apodyktyczna?
– W pracy? Tak. – mówi Chris, zdając sobie sprawę z tego, jak wielu rzeczy Madden jeszcze o niej nie wie, a którymi niespecjalnie chce mu się chwalić. – Powiedziałabym, że nie jestem z tego dumna, ale jakbym była miła, to raczej nikt nie traktowałaby mnie poważnie. To było...
– Całkiem seksowne – wtrąca Richard, obejmując ją mocno. – Więc mamy całe dwie godziny do wyjścia?
Christine przytakuje mu, ale zanim zdąży powiedzieć cokolwiek więcej, Szkot już łapie ją na ręce i unosi z łatwością, a dziewczyna wybucha śmiechem, gdy za nimi otwierają się drzwi.
– Dwie godziny, ale dokładnie w tej chwili przyjdzie moja wizażystka – odpowiada Goh, kradnąc mu jeszcze jeden pocałunek.
Christine nie może oderwać od niego wzroku, gdy Richard staję przed nią w czarnym garniturze od Armaniego i kobieta tylko uśmiecha się lekko, poprawiając swoją błyszczącą sukienkę. Wychodzą z apartamentu i bez słowa kierują się do windy wiozącej ich na parking, a Szkot kompletnie nie wie, od czego ma zacząć, by powiedzieć jej, jak cholernie oszałamiająco dziś wygląda, więc stoją obok siebie w milczeniu, zanim Chris nie sięgnie po jego dłoń. Na dole jej asystent wręcza Goh kluczyki do Ferrari, a Chris opiera się o maskę i rzuca je Richardowi, który od razu uśmiecha.
– Więc dokąd jedziemy? – pyta brunet, wsiadając za kółko, a ona uśmiecha się szeroko.
– Docelowo Marina Bay Sands – odpowiada Goh, nachylając się do nawigacji. – Jednak możemy po prostu pojeździć po mieście, aż się zgubimy i dotrzemy jeszcze bardziej spóźnieni.
Christine obserwuje dziecięcą radość na twarzy swojego mężczyzny i uśmiecha się lekko, kładąc mu dłoń na kolanie, a on bez zastanowienia unosi ją do swoich ust i całuje. Jednak kobieta ma wrażenie, że kryje się pod tym coś nowego i dopiero po chwili Richard się odzywa.
– Skoro możesz mieć wszystko na pstryknięcie palcami, jak się powstrzymujesz? – pyta, a ona parska krótkim śmiechem.
– Jak wspomniałam, tata nauczył mnie rozsądku. Wiem, że od dziecka byłam uprzywilejowana i miałam wszystko, a jak dorosłam i zaczęłam z nim pracować, zrozumiałam, że to właśnie chcę robić. Chcę zarządzać firmą razem z nim, chcę się wszystkiego nauczyć i chyba właśnie wtedy przestałam, być taka rozpuszczona, bo odczułam, że to, czym zajmują się moi rodzice, to jednak nie jest taka bułka z masłem.
– Mój tata był strażakiem...
– Zawsze musisz, być lepszy ode mnie co? – wchodzi mu w słowo Chris i wybuchają śmiechem. – Przepraszam, mów.
– Nie miałam nic ciekawego do powiedzenia, poza tym, że Ty całe życie jeździłaś ładnymi samochodami, chodziłaś do dobrych szkół i wszyscy byli dla Ciebie mili, gdy ja...
– Biłeś się z kolegami po szkole?
– Właściwie to, tak – odpowiada, a Chris nachyla się do niego i całuję lekko jego szyję.
– Zawsze miała słabość do łobuzów. – Parska śmiechem brunetka i uśmiecha się szeroko. – To jaką drogą doszliśmy do miejsca, w którym jesteśmy, na pewno ma niemałe znaczenie, ale teraz jedyne co się dla mnie liczy, to że jesteśmy tu razem.
Richard spogląda na nią, na dłuższą chwilę odrywając wzrok od drogi i uśmiecha się szeroko, patrząc na Christine wyglądającą przez okno. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy nie widział kogoś równie pięknego, jak ona i znów nie umie znaleźć słów, by powiedzieć jej to, o czym myśli.
– W sumie wiem, czego mi w tej chwili brakuje do szczęścia – mruczy pod nosem Chris. – Kieliszka szampana i tego, by mieć to przyjęcie z głowy.
– Więc jedziemy, najwyżej szybciej się z niego wyrwiemy.
Christine w windzie na taras widokowy hotelu poprawia dość obsesyjnie włosy, a Richard obejmuje ją w pasie i całuje w policzek.
– Przykładam do tego zbyt wielką wagę? – pyta kobieta, cały czas mając wrażenie, że nie prezentuje się dość dobrze.
– Dokładnie – odpowiada. – Jesteś piękna...
– A tam będzie przynajmniej setka młodych modelek... – Madden przewraca oczami na jej słowa i znów staje obok niej, biorąc ją za rękę.
Ilość ludzi zebranych na podniebnym tarasie jest przerażająca nawet dla Chris, która oscarowe imprezy Vanity Fair zjadała na śniadanie. Minął równo rok od czasu, gdy była tu ostatni raz i od razu rzuca jej się w oczy, że każda kolejna impreza musiała być większa, lepsza, liczniejsza. I czuła gdzieś w sobie kiełkujące pytanie: po co to wszystko?
Jej kuzyn materializuje się koło nich w kilka sekund, a Goh od razu uśmiecha się, najszczerzej jak potrafi i daje się objąć, pomimo tego, że widzieli się w firmie kilka godzin temu.
– Trzy dni. Spędziliśmy całe trzy dni w sali konferencyjnej i nie wspomniałaś nawet słowem, że zabrałaś kogoś ze sobą? – pyta od razu po chińsku mężczyzna i wyciąga dłoń w stronę Richarda. – Lincoln Goh, miło Cię poznać. Chris nie uprzedziła, że będzie z partnerem.
– Richard Madden... – przedstawia się, ale Lin od razu wchodzi mu w słowo, kompletnie ignorując jego obecność.
– Więc to coś poważnego kuzynko?
– Nie, kryzys wieku średniego. Skończyłam trzydziestkę, więc poszłam w Twoje ślady i zaczęłam sypiać z młodszymi, popularnymi ludźmi – sarka Goh i zaczyna się śmiać. – Poważne, czy nie i tak nie będziesz zaproszony na wesele.
– Wesele? Żaden pajac z reklamówek garniaków nie wytrzyma z Tobą przez całe życie.
– Założymy się? – Uśmiecha się szeroko Christine. –Ty może i masz żonę, ale przyzwoitości, by nie sypiać z modeleczkami już nie.
– I kto to mówi? Nie Twoja buzia cały czas przewija się w brukowcach?
– Zazdrościsz? – pyta, posyłając mu prowokujące spojrzenie i przechodzi na angielski. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Lin, Constance to prawdziwa szczęściara, że ma takiego męża. A teraz wybacz nam, ale widzę Twoją mamę i pójdziemy się przywitać.
Christine łapię dłoń swojego partnera kierując się z nim jak najdalej, aż Richard zatrzyma jednego z kelnerów i wręczy jej kieliszek wina.
– Chodź – mówi, prowadząc ją w stronę balustrady, skąd rozciągał się widok na wszystkie oświetlone budynki zatoki. – Jak bardzo musisz dziś tu być?
– Gdyby to nie była ostateczność, zostalibyśmy w mieszkaniu – odpowiada Christine, wypijając zawartość kieliszka niemal duszkiem i łapię Maddena za ramię, by obrócić go w stronę tłumu gości przyjęcia. – To właśnie moje życie, godziny w szklanym biurowcu, pięć minut na obiad i imprezy z tysiącami ludzi, z których każda, ale to absolutnie każda, czegoś ode mnie chce, albo za coś mnie nienawidzi. A najczęściej jednocześnie mnie nie znosi i potrzebuje – mówi szybko, patrząc wszędzie tylko nie na niego. – Kiedyś obiecałam sobie, że nie wpadnę w kliszę kobiety sukcesu z filmów romantycznych. Wiesz, że nie będę płakać samotnie w limuzynę ubrana w sukienkę za kilka tysięcy, a ostatnio czuję się jakbym była tego coraz bliżej. A przecież nie chcę innego życia, to w końcu życie które sobie wymarzyłem. Więc przynajmniej widzisz, jak to wygląda naprawdę i możesz zadecydować, czy Ci się to podoba, bo raczej nie zmienię w nim za wiele...
Richard bierze ją za rękę, obraca w rytm muzyki płynącej z głośników i po chwili przyciąga do siebie.
– Pytasz, czy to, co widzę, mi się podoba? – pyta, śmiejąc się i patrząc jej prosto w oczy. – Chyba oszalałaś, myśląc, że może być inaczej Christine.
Dzień dobry, dzień dobry. Jak już ktoś wywróżył z fusów wysłałam ich do Chin.
I dalej słodzę.
I jeszcze trochę posłodze.
Za bardzo mi się Madden podoba, by przestać 😏
K
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro