10. Ile można wybaczyć?
Christine siedzi w świetle słońca wpadającego przez szyby jej biura, powinna kończyć redakcje swojego ostatniego wywiadu, ale zamiast tego patrzy tępo w fotografie sprzed kilku dni na ekranie swojego komputera.
Nigdy do tej pory nie zawiódł jej ktoś tak bliski.
Wiele razy była rozczarowana swoimi współpracownikami, czy wkurzona na jakiś dalekich znajomych, ale nigdy aż tak. Nawet jej matka wymyślająca tę dziwną umowę zabraniającą jej przejęcia całości udziałów nie doprowadziła ją do stanu tak głębokiego smutku, jak to, co czuje teraz.
Cholernie chce go nienawidzić. Gardzić nim, nie móc na niego patrzeć i czuć obrzydzenie na samą myśl o tym, jak kolejny raz nadużył jej zaufania, jak złamał wszystkie zasady, które kiedykolwiek miały dla nich jakieś znaczenie... dla niej jakieś znaczenie. On najwidoczniej nigdy nie traktował jej jako kogoś wartościowego, zawsze tylko brał i brał, aż została z niczym, pośrodku niczego. Zamknięta w wieży swojego szklanego biurowca, mając świadomość, że na własne życzenie wyrzuciła do niej klucze.
Spogląda na wiadomość od niego, obiecał, że będzie w ciągu pół godziny, ale nawet tej prostej rzeczy nie umiał dla niej zrobić.
Christine jest wściekła na samą siebie, że dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że Tom był perfekcyjnym gentlemanem, ideałem mężczyzny i brytyjskiej klasy... dla każdego tylko nie dla niej. Dla niej nie musiał. Ona wybacza mu zawsze i wszystko.
Chloe, która jest dziś poza biurem, nie zawiadamia jej o jego przybyciu, o nie, robi to zapach perfum, które mu podarowała i Christine ma ochotę się roześmiać. Tom nadal to robi, nadal chce ją omamić, by dalej tkwiła obok niego. Nie z nim. Zawsze obok.
– Przepraszam za spóźnienie, korki... – tłumaczy się Thomas, siadając naprzeciwko niej na krześle, a po jednym spojrzeniu jej oczu wie, że nie czeka ich miła rozmowa.
– Dlaczego Thomas?
– Co takiego Chris? – pyta, a ona fuka wściekle.
– Nie rób ze mnie kretynki! – krzyczy, mordując go wzrokiem na milion wymyślnych sposobów. – Mam serdecznie dość tego, że traktujesz mnie, jak idiotkę i tak, może sobie na to zapracowałam, ale to się kończy dziś. Więc powiedz mi do jasnej cholery czemu ze wszystkich kobiet na świecie, które mógłbyś mieć, musiałeś wybrać akurat moją przyjaciółkę?
– Christine... – mówi ciepło, próbując ją uspokoić. – To nic poważnego, byliśmy na dwóch randkach, a Ty się zachowujesz, jakbym się jej oświadczył.
– Wydawało mi się, że mieliśmy zasadę, by nie sypiać ze swoimi znajomymi.
– Wydawało mi się, że dotyczyła ona tylko Ciebie – odpowiada od razu mężczyzna.
– Tommy – mówi równie słodkim tonem brunetka i wstaje ze swojego krzesła, by obejść biurko dookoła i usiąść na blacie przed nim. Kładzie mu dłoń na policzku i zmusza go, by spojrzał jej w oczy, w których nie ma cienia ciepła jej głosu. – Może tego nie zauważasz, bo od zawsze widziałeś mnie przez pryzmat naszej przyjaźni i tego, że jestem bezpiecznym wyjściem awaryjnym, ale ja naprawdę jestem całkiem zajebista. Myślisz, że mnie Twoi koledzy nie proponowali randek, związku, czy ślubu po pięciu minutach znajomości, bo to właśnie robili na tych wszystkich wspólnych imprezach i to nie raz i to nie jeden z nich. Mieli głęboko w dupie łączącą nas przyjaźń, czy nasz potencjalny romans Tommy, bo w ich oczach jestem cholernym dziesięć na dziesięć i jak tylko znikałeś po drinki, oni uderzali do mnie. W sumie w zeszłym roku mogłam przelecieć Twojego najlepszego przyjaciela na biurku w moim gabinecie, gdy wpadł do mnie skonsultować prezent dla żony, ale tego nie zrobiłam, mimo, że naprawdę miałam na to ochotę. I to nie dlatego, że jestem oziębła, jak Ci się wydaje, ale dlatego, że szanowałam naszą przyjaźń ponad wszystko inne – tłumaczy niezwykle spokojnie i niezwykle bezczelnie, nie przestając mu patrzeć prosto w oczy. – Więc bądź teraz tak miły i wytłumacz mi czemu właśnie ona.
– Dlatego, że przypadliśmy sobie do gustu – odpowiada po dłuższej chwili Tom, a ona kręci głową.
– Czy Ty chcesz mnie zranić? To jakaś Twoja chora gra, w której sprawdzasz, jak daleko możesz się posunąć? Ile jestem Ci w stanie wybaczyć?
– Dlaczego zawsze sądzisz, że cały świat kręci się wokół Ciebie?
– Nie – odpowiada od razu Chris. – Cały świat ma zawsze i wszędzie kręcić się wokół Ciebie! Kiedy w końcu będziesz usatysfakcjonowany? Co musiałoby się stać, żebyś w końcu miał dość?
– Ciekawe słowa od dziewczyny, która ma wszystko – parska obrażony. – Chcesz prawdy, to proszę bardzo... jesteś zimna, każdy Twój ruch musi być doskonale skalkulowany na cel, na zysk, na sukces, nie umiesz po prostu odpuścić sobie i ulec. Podobno mnie kochasz, ale kiedy Cię pocałowałem, to uciekłaś, bo zwyczajnie rzeczywistość nie dorastała do pięt Twoim chorym fantazjom – mówi, podnosząc się z krzesła, by móc patrzeć na nią z góry. – Całe życie przy Tobie czułem się gorszy, a teraz jak w końcu mogę coś osiągnąć, to nagle chcesz mnie sprowadzić na ziemię, wepchnąć mnie w napisaną przez siebie rolę. Tylko ja nie mam na to ochoty, o nie, teraz mam zamiar zrobić to, co Ty robiłaś całe lata, tak kształtować rzeczywistość, by odpowiadała ona mnie, a nie wszystkim wokół.
– Ty nawet nie chcesz z nią być, prawda? – pyta Christine, nie dając po sobie poznać, jaki wpływ mają na nią jego słowa. – Robisz sobie tylko szum w mediach, dobrą prasę... to podłe Tom. Nawet jak na Ciebie.
– Nie Tobie o tym decydować.
– To samo przecież było ze mną – wzdycha Chris. – Wykorzystałeś moje nazwisko, moje pieniądze, znajomości i moją prasę, by się wybić te lata temu. Wtedy tego nie widziałam, może byłam za mocno w Tobie zakochana, a teraz... teraz Twoja gwiazdka przygasa, co byś nie robił, dalej jesteś tylko smutnym peleryniarzem kochanym przez nastolatki i dlatego wybrałeś Taylor. Trampolinę do rozgłosu. – Tom nie reaguje na jej słowa, ale ona zna go dobrze i widzi, że aż się gotuje, by na nią nawrzeszczeć. – Ona jest moją przyjaciółką i ostatnio nie miała łatwo, więc jak ją skrzywdzisz, jak pozwolisz na to, by Twoja ślepa armia się na niej wyżywała, to obiecuję Ci, że stracisz moją przyjaźń na zawsze.
– O to się akurat nie boję, nie tak łatwo się Ciebie pozbyć.
– Tak, masz rację, mam tę cholerną wadę, że dbam o ludzi, których kocham – odpowiada Christine i idzie w stronę drzwi – A Ty właśnie wypadłeś z tego kółeczka, więc proszę bardzo: wypierdalaj.
Pociąga za klamkę i zaciska na niej dłoń tak mocno, że ma wrażenie, że jej wzór wbije się we wnętrze jej dłoni już na zawsze, Tom wychodzi bez słowa, a ona dopiero po kilku sekundach zatrzaskuje za nim drzwi.
Wraca do biurka i znów siada w fotelu, bijąc się z myślami. Ma wrażenie, że zacznie płakać, ale z drugiej strony nie chce się zniżyć do tego poziomu, za nic nie chce, by Tom był powodem, przez który pierwszy raz od pogrzebu ojca zacznie płakać. Kręci jej się w głowie, jest jej słabo i chciałaby tylko wrócić do domu, do łóżka i nie wyjść z niego przez rok, albo dwa, aż ta cała afera ucichnie. Zamiast tego jednak je kawałek gorzkiej czekolady i sięga po telefon, w których zaraz po Met wyłączyła internet. Nie potrzebowała powiadomień, w których ktoś nazywał jej bliskich potworami, zdecydowanie zamiast tego potrzebowała jedzenia i wina.
Upewnia się, że Taylor jest w swoim domu i wychodzi z biura, zapominając o wszystkich rzeczach, jakie powinna dziś dokończyć. To, co miała zrobić, było dużo ważniejsze niż praca. Pod domem przyjaciółki jeszcze dłuższą chwilę zbiera się w sobie i w końcu wysiada i rusza w jej stronę. Swift obserwuję brunetkę idącą w jej stronę z niepewnym uśmiechem, bojąc się jej reakcji i tego spotkania, nawet jeśli Chris przywiozła butelkę ginu, a ona zrobiła kolację. Sama za dobrze zna takie fałszywe uprzejmości i przyjaźnie utrzymywane z grzeczności i za nic nie chce, by tak było też w tym wypadku.
– Cieszę się, że jesteś – mówi blondynka, obejmując ją lekko. – Na pewno wszystko w porządku ze zdrowiem?
– Tak, to był tylko alkohol – odpowiada Christine i idzie za Taylor na taras, gdzie zaczynają nakładać jedzenie i nalewają sobie drinki. – Tay...
– Przepraszam – wchodzi jej w słowo Swift, jeszcze zanim Goh dokończy zdanie. – Powinnam Ci powiedzieć, nie powinnaś dowiedzieć się z prasy...
– Daj spokój, nie ma znaczenia, skąd się dowiedziałam. Serio, nie obchodzi mnie to, tak samo to, co piszą w social mediach, choć to doprowadza mnie do wymiotów.
– A co ja mam powiedzieć? Ja żyję w tym na co dzień.
– Powinnam zdementować plotki o romansie z Tomem już dawno temu, teraz dostajesz rykoszetem za moją zabawę mediami.
– Trochę obrywam zasłużenie, nie powiesz... – mruczy cicho blondynka, dłubiąc widelcem w swoim jedzeniu.
– Nie, jesteście dorosłymi, wolnymi ludźmi i poszliście na randkę. To nie jest zbrodnia, nikt w mediach was nie zna i nigdy nie będzie miał nawet cienia świadomości, co jest, a czego nie ma – mówi Christine. – Tak, moja relacja z Tomem jest toksyczna i dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, ale nie mam Cię o co winić, my nigdy się nie umawiałyśmy, że nie sypiamy ze swoimi kolegami. Zwłaszcza po tym, jak dwa miesiące umawiałam się z Twoim tancerzem.
– To było coś innego Chris...
– Wiem, ale jednak nie mogę mieć do Ciebie żalu, ja najlepiej wiem, jaki Thomas jest, gdy czegoś chce i do niego mam żal – wzdycha Goh i uśmiecha się lekko. – Ciebie wciąż kocham tak samo i jak tylko będę umiała, to wyprostuję tą gównoburzę w mediach. Jednak nie licz, że Tom piśnie, chociaż słowo na wasz temat, jak zorientuje się, co sądzą o waszym związku jego fanki.
– Oj ja wiem co myślą o mnie.
– Spokojnie, do niedawna myślały tak o mnie – śmieje się Christine. – Sztuczna, głupia, brzydka kurwa, która złamie mu serce.
– Zapomniałaś o kłamliwa.
– I puszczalska – mówi Chris i obie parskają śmiechem. – Dla nich żadna kobieta nie będzie dość dobra, by być z nim... nawet jeśli prawda jest taka, że on nigdy nie będzie dość dobry, by być z którąś z nas. Obie naszymi karierami zjadamy go na śniadanie – dodaje po chwili.
– No już nie przesadzaj – wtrąca Taylor, czując niezwykłą ulgę po wszystkich słowach, jakie powiedziała Christine. – Trudno znaleźć bardziej gorące nazwisko obecnie.
– Opary "Avengers" – sarka Christine, zastanawiając się, od kiedy potrafi być taka sarkastyczna wobec Toma.
Kobiety uśmiechają się do siebie kolejny raz i już w dużo czystszej atmosferze zaczynają w końcu jeść. Rozmawiają o tym, o czym powinny toczyć dyskusje od kilku dni, czyli obgadywania wszystkich spotkanych na gali ludzi, a także o planach na najbliższe miesiące i zbliżające się wakacje. Jak tylko zapadnie zmrok przenoszą się do sypialni, gdzie zawinięte w koce, z kotami na kolanach piją coraz mocniejsze drinki, a drobna blondynka przytula się do swojej przyjaciółki.
– Dziękuję, że jesteś – mówi cicho Swift.
– Potrzebujesz mnie, więc nie wiem, gdzie indziej miałabym być – odpowiada.
– Sądziłam, że się nie odzywasz, bo mi tego nie wybaczysz, bo może go kochasz, a ja to przeoczyłam.
– To nie ma żadnego znaczenia Tay, bo ja też przeoczyłam tak wiele rzeczy, że dopiero teraz rozumiem, jaka głupia byłam – mówi Chris i uśmiecha się lekko. – Chyba niektórzy ludzie po prostu nie zasługują na drugie i nawet tysięczne szanse.
– A może po prostu, mimo tego jak żyjemy teraz, jesteśmy po prostu tak samo naiwne, jak kiedyś?
Christine nie odpowiada od razu, gdzieś w niej tli się jeszcze jakaś lojalność wobec Thomasa, ale w końcu zdenerwowanie na niego wygrywa ze wszystkim.
– Tay, ja wiem, jaki Tommy umie być kochany, ale proszę Cię, miej się na baczności – mówi, dolewając jej gin. – Boję się, że on Cię wykorzysta, by zdobyć trochę rozgłosu i zostawi pośrodku niczego, z tym całym pożarem do ugaszenia...
– Sama mi kiedyś powiedziałaś, że nie umiesz się spotykać ze zwykłymi facetami, bo boisz się, że mogą chcieć Cię tylko z powodu Twoich pieniędzy, a z kolei Ci niezwykli mogą chcieć Cię tylko dla Twojej pozycji, znajomości, ładnych zdjęć w gazetach... – mówi Taylor, siadając prosto i upijając łyk ze szklanki. – Powiedz mi w takim razie, jak rozpoznać coś prawdziwego w tym całym otaczającym nas fałszu?
– Powiedziałabym, że to trzeba czuć, a nie wiedzieć, jednak uczucia są jeszcze bardziej zawodne niż rozum – odpowiada Chris, przygryzając usta. – Czuję się czasem tak cholernie samotna, bo właśnie boję się, że to coś, co jest prawdziwe, nigdy się nie pojawi... albo – co gorsza – już to przeoczyłam.
– Więc skoro czujesz się tak samo, jak ja, chyba nie będziesz mnie winić, że wpadam w coś kompletnie nowego kompletnie bez trzymanki?
– Nie, bo chyba Ci trochę tego zazdroszczę – szepcze Christine, mechanicznie drapiąc kotkę za uszami. – Najważniejsze to żebyś wiedziała, że jak upadniesz, to pomogę Ci wstać.
Ja wiem, wszyscy się tu spodziewali zupełnie innej dramy ;)
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro