٠•●Rozdział 23●•٠
Nieśmiało stawiała każdy kolejny krok, chowając brodę pod kołnierzem zimowej kurtki. Wiatr był coraz zimniejszy i z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej. Gdyby wiedziała, że czekał ją dłuższy spacer na tym mrozie, ubrałaby się cieplej. Nie chciała jednak na nic narzekać. Wolała ukradkiem spoglądać na przyjaciela i obdarowywać go od czasu do czasu pogodnym uśmiechem.
Jak mogła w niego zwątpić? Wygłupiła się, przybiegając, gdy go tylko zobaczyła. Zachowała się jak przestraszona, zazdrosna dziewczyna, myśląc, że mógł wrócić z randki.
Pokręciła głową, wyrzucając zbędne myśli ze swojego umysłu.
– Poczekaj.
– Nie jest mi zimno! – skłamała, widząc, że chłopak zamierzał oddać jej swój ciepły szal. Mimo to i tak opatulił jej nim szyję, uśmiechając się przy tym tak promiennie, że przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. – Nie uśmiechaj się tak... – rzuciła speszona, uciekając wzrokiem od jego spojrzenia.
– Dlaczego?
– Przez ciebie czuję się niezręcznie.
Złapał ją za ramiona i spojrzał jej w oczy. Ponownie spuściła wzrok, dlatego delikatnie uniósł jej podbródek do góry.
– Nie uciekaj, tylko powiedz mi, o co chodzi. Nigdy nie czułaś się przy mnie niezręcznie.
– Uśmiechasz się w ten swój uroczy sposób! – krzyknęła zdenerwowana, wymachując dłońmi. – I oddajesz mi swój szal, najchętniej oddałbyś mi nawet kurtkę, a nawet buty, gdyby z moimi było coś nie tak. I to niby nic wielkiego, bo zawsze się o mnie troszczyłeś, ale... – zawahała się, nie bardzo rozumiejąc, do czego to wszystko zmierzało. Bała się, że powie coś pod wpływem chwili, a gdy przyjdzie co do czego, znowu go zrani. Nie potrafiła poukładać myśli od dobrych kilku dni, a jego obecność wcale jej tego nie ułatwiała.
Zacisnęła dłonie i niepewnie spojrzała w jego oczy.
– Coś się zmieniło. Patrzę na ciebie jak na kogoś, z kim mogłabym być szczęśliwa. Patrzę na twoją dłoń i mam ochotę jej dotknąć, ale wiem, że to niewłaściwe. Jak mogłabym nagle ujrzeć w tobie mężczyznę, skoro przez tyle lat byłeś dla mnie jak brat? Jak mogłabym coś do ciebie poczuć, skoro... – Potok słów został przerwany przez usta chłopaka, które ją pocałowały.
Bum widział, że w Sieun zaczynało się coś zmieniać. Rzeczywiście patrzyła na niego zupełnie inaczej. Wiedział, iż bała się tego nagłego zwrotu wydarzeń, dlatego na każdym kroku pokazywał, jak wiele dla niego znaczyła. Przeszli wiele. Przyjaźnili się, wspierali, czasem nawet nienawidzili, ale mimo wszystko, wciąż byli razem.
Miłość była jedną z najtrudniejszych rzeczy, z jakimi musiał się zmierzyć. Wiele przez nią wycierpiał, ale czuł, że ostatecznie zdobędzie dziewczynę, którą kochał nad życie. Jaki sens miał każdy kolejny dzień bez tej jedynej osoby? Czy warto tak naprawdę szukać nowej miłości, gdy nie wyrzuciło się z serca jeszcze tej starej?
Sieun jeszcze kilka sekund po skończonym pocałunku, nie otwierała oczu. Serce biło jej jak oszalałe, a rozum kazał uciekać jak najdalej. Dopiero co skończyła ze złamanym sercem, wieloma sińcami i strachem przed jutrem, a teraz chciała pakować się w nowy związek? W dodatku z kimś, kogo znała od dziecka, a przecież sprawa z Doojonem wciąż nie została rozwikłana. Dalej była jego marionetką. Wystarczyło jedno pociągnięcie za sznurek, by znalazła się u jego stóp.
To było niepoważne!
I chociaż to wiedziała, kąciki jej ust mimowolnie się uniosły.
– Chodźmy. Zostało nam dziesięć minut, a jesteśmy już niedaleko.
Złapał ją za dłoń i ruszył przed siebie. Najchętniej wziąłby Sieun w jakieś zaciszne miejsce, by całować ją bez końca, ale nie chciał wszystkiego przyspieszać. Dziewczyna potrzebowała czasu, by oswoić się z myślą, że między nimi mogło zrodzić się jakieś głębsze uczucie. Chociaż znała go od dziecka i wiedziała, że kochał ją nad życie, po przeżyciach z Doojonem bała się angażować w nowy związek. Przerażała ją również myśl, że jej bliskich mogło spotkać coś złego.
Chwilę później przystanęli przy przepięknym budynku seulskiej filharmonii, gdzie gromadził się już tłum elegancko ubranych gości.
– Spójrz, jak ja wyglądam! Nie wejdę tam! – zaprzeczyła, nerwowo obserwując kobietę w przepięknym czerwonym płaszczu i wysokich szpilkach. W uszach lśniły jej wielkie brylanty, a niesamowity makijaż sprawiał, że nieznajoma wyglądała niczym bogini. Nie to, co ona: ubrana w jasne wytarte dżinsy i czarne adidasy za kostkę, które kupiła w najtańszym obuwniczym. Do tego szary płaszczyk i męski szal. Jak mogła wejść do tak ekstrawaganckiego miejsca? Przyniosłaby wstyd nie tylko sobie, ale również Bumowi. – Ty się odpicowałeś, bo to wszystko zaplanowałeś, a ja? Wyglądam jak zwykle, a idziemy do TAKIEGO miejsca!
– Taka jesteś najpiękniejsza – zapewnił, wzruszając ramionami. – W szatni jest jednak coś, co pomoże ci czuć się swobodniej wśród tych wszystkich ludzi. Obiecaj, że nie będziesz marudzić i po prostu przyjmiesz to, co ci dam.
– Skąd ty masz niby na to wszystko pieniądze? Ach, zapomniałam, że masz dużo kasy, tylko się z tym nie panoszysz – prychnęła, udając obrażoną. – Dlaczego więc musieliśmy przejść taki kawał i marznąć? Nie mogłeś wynająć jakieś limuzyny, czy coś?
– Nie przesadzaj.
– Dobrze, już dobrze! – Uniosła ręce w obronnym geście i posłusznie ruszyła za chłopakiem. Gdy stanęli przed ochroniarzem, jedna z par bogaczy obrzuciła ją niedowierzającym, wręcz karcącym spojrzeniem. Niby nikogo to nie zdziwiło, biorąc pod uwagę miejsce i nieodpowiedni strój Sieun, ale odrobiny kultury osobistej jeszcze nikomu by nie zaszkodziło.
Dziewczyna udała, że żadna przykra sytuacja nie miała miejsca i z uśmiechem przekroczyła próg przepięknej filharmonii. Od razu została poprowadzona w stronę szatni, gdzie zostawiła kurtkę i odebrała dużą białą reklamówkę od szatniarki. Za namową przyjaciela, pospieszyła do łazienki, by się przebrać.
Gdy zobaczyła pomarańczową, skromną sukienkę sięgającą za kolana, oniemiała. Wyglądała w niej przepięknie. Do tego baleriny z cekinami w tym samym kolorze i malutka kopertówka. Czuła się jak milion dolarów i omal się nie rozpłakała, przeglądając się w lustrze. W dodatku śliwa pod okiem była już w takim stanie, że potrafiła zakryć go odpowiednim podkładem.
Przez moment czuła poczucie winy. Nie powinna pozwolić sobie na szczęście, ponieważ na to nie zasłużyła. W każdej chwili mógł zjawić się Doojon i po raz kolejny wszystko zniszczyć. Po co więc robiła sobie nadzieje na lepsze jutro?
Nieważne. Dziś nie mogła zaprzątać sobie tym głowy. Obiecała to Bumowi.
– Wyglądasz pięknie – odezwał się Bum, odrywając ją od natłoku myśli. Jego twarz ozdabiał delikatny uśmiech, a oczy błyszczały niczym gwiazdy na czarnym niebie. Dostrzegając zarumienione policzki nastolatki, podał jej dłoń, którą chwyciła z lekkim zawahaniem. – Chodźmy. Zaraz się zacznie.
Ostatni utwór unosił się po ogromnej sali, wprawiając słuchaczy w oszołomienie. Patrzyli na występującego mężczyznę z fascynacją, wchłaniając każdą wydobytą melodię ze skrzypiec.
Sieun zacisnęła mocniej palce na dłoni Buma, nie potrafiąc oderwać oczu od swojego idola. To właśnie ten skrzypek zafascynował ją tym niesamowitym instrumentem. Patrząc na niego, odnosiła wrażenie, jakby był wydobywającą się z nich melodią.
Oczywiście znany na cały świat Hyoshin, bardzo rzadko pojawiał się w Korei Południowej, a jak już przyjeżdżał, to nie było jej stać na bilet, by móc zobaczyć go na żywo. Musiała nacieszyć się telewizją oraz internetem, dzięki którym napawała się grą swego idola i dążyła do ulepszenia samej siebie.
Nagle utracona pasja, odżyła w niej ze zdwojoną siłą. Serce cisnęło się do gardła, a przed oczami pojawiły się wszystkie chwile, spędzone u boku najbliższych. Chociaż dzieci wyśmiewały jej zainteresowanie operą, nie zamierzała z niego rezygnować. Grywała nawet na wielu szkolnych imprezach oraz świętach organizowanych w domu. Była taka dumna, gdy ktoś bił brawa, że miała ochotę siedzieć przy skrzypcach całymi dniami i jeszcze bardziej doskonalić swój talent.
Do momentu, gdy pojawił się Lee Doojon i całkowicie zrezygnowała ze wszystkiego, co niegdyś ją uszczęśliwiało.
Na sali rozległo się głośne klaskanie. Ludzie wstali z miejsc, z fascynacją spoglądając na kłaniającego się mężczyznę.
Sieun otarła z policzków łzy i również do nich dołączyła, czując ukłucie tęsknoty. Kiedyś marzyła o tym, by stanąć na miejscu występującego mężczyzny i zagrać swój ulubiony utwór. Chciała sprawić, by ludzie nie potrafili odwrócić od niej wzroku. Pragnęła podarować im całą siebie i połączyć się ze skrzypcami w harmonijną całość.
Niestety pozwoliła, by wszystko, co dobre w jej życiu, odeszło.
Zrezygnowała również z Buma, który mimo to stał teraz przy niej, energicznie klaszcząc dłońmi. Uśmiechał się przy tym tak promiennie, że nie potrafiła opanować ogarniającego ją ciepła.
Może jeszcze nie było za późno, by odnaleźć swój świat ze snów?
Yuri zapięła guzik na dekolcie, nim wyszła z samochodu. Wiedziała, że Minki nienawidził, gdy pokazywała więcej ciała, niż powinna. Zawsze powtarzał, iż tylko on mógł oglądać ją całą, ponieważ była dla niego wyjątkowa. Chociaż z początku uważała to za tandetną, szczenięcą gadkę, ostatecznie się ugięła. Z dnia na dzień coraz bardziej przywiązywała się do tego chłopaka, przez co obawiała się tego, co mogło nastąpić w przyszłości. Doojon z pewnością karze jej zdać relacje na temat brata Sieun i spyta, jak poszedł plan z uwiedzeniem go i złamaniem serca.
I co mu wtedy powie? Że zakochała się w takim dzieciaku?
Zabije i ją i jego. Albo w inny sposób zniszczy im życie.
Codziennie budziła się z wyrzutami sumienia. Wielokrotnie chwytała za komórkę z zamiarem napisania Minkiemu prawdę, ale zawsze rezygnowała. Bała się go stracić, chociaż wiedziała, iż było to nieuniknione. Mimo to przekładała tę chwilę najdłużej, jak się tylko dało.
Zdenerwowana, podeszła do znajomego wieżowca i wbiła kod do klatki schodowej, by czym prędzej zobaczyć się z chłopakiem. Serce łomotało jej jak oszalałe, choć znajomość z Minkim już dawno nabrała szybszego tempa. Nie rozumiała, dlaczego wciąż czuła się, jak przed drugą randką.
Nie zdążyła zapukać, gdy drzwi do mieszkania państwa Choi się uchyliły. Dostrzegając Minkiego, weszła do środka. Zdziwiona brakiem powitania, spokojnie zdjęła kurtkę i buty, po czym skierowała się do przedpokoju.
– A gdzie powitanie? – spytała z udawaną urazą, siadając obok nastolatka. – Chyba powinnam się obrazić.
Chciała dać chłopakowi buziaka w policzek, jednak ten się odsunął.
– Minki...
– Jak mogłaś?
Nie musiał mówić nic więcej, by wiedziała, że czegoś się dowiedział. Ton jego głosu sprawił, że ledwie powstrzymała potok słów, który usprawiedliwiałyby jej czyny.
– Coś się stało?
Minki wstał jak oparzony z tapczanu i wyjął coś z szafki. Przez moment patrzył na Yuri z nienawiścią, aż rzucił w jej stronę grubą kopertę, z której wysypało się mnóstwo zdjęć.
Zdjęć, na których była z Doojonem.
– Skąd...
– Próbowałaś mnie wykorzystać, żeby zemścić się na mojej siostrze! – krzyknął wściekły, biorąc do dłoni jedną z fotografii. Zgiął ją w dłoni. – A ja głupi myślałem, że naprawdę nas coś łączy! Jak mogłem nie zauważyć, że coś jest nie tak?! Kretyn ze mnie!
– Nie mów tak! – Yuri chciała dotknąć jego ramienia, jednak po raz kolejny ją odtrącił. Czuła, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Nie potrafiła powstrzymać napływających do oczu łez i wcale nie zamierzała się ich wstydzić. Popełniła błąd. Wiedziała o tym, dlatego nie zamierzała się bronić.
– Jak mogłem nie zauważyć, że szantażujesz Sieun, by o niczym mi nie mówiła?! – Uderzył z całej siły w stół, zaciskając mocno usta. – Jak mam jej teraz spojrzeć w twarz?! Zakochałem się w sojuszniku Doojona! Osobie, która razem z nim planowała, jak zamienić jej życie w piekło! Nigdy sobie tego nie wybaczę, rozumiesz?!
– To nie twoja wina...
– Skończ chrzanić! – warknął, patrząc na nią z furią. Nagle wszystkie pozytywne uczucia względem Yuri wyparowały. Zauroczenie oraz fascynacja zamieniły się w nienawiść i obrzydzenie. Nienawidził jej. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości. – Myliłem się! Nie jesteś wyjątkowa! – mówił, wbijając tysiące noży wprost w jej serce. – Jesteś jedną z wielu dziwek Doojona! Owijasz sobie facetów wokół palca, rozkochujesz, a potem porzucasz! Jesteś nawet gorsza od nich, a wiesz czemu?! – Podszedł bliżej, patrząc prosto w jej jasnobrązowe oczy – Bo próbowałaś zniszczyć czyjąś rodzinę! Czuję do ciebie obrzydzenie i nie chcę cię nigdy więcej widzieć na oczy!
– Wysłuchaj mnie...
– Jeżeli choć trochę ci na mnie zależało, odejdziesz i dasz mi święty spokój! Myśl o tobie sprawia, że nienawidzę nie tylko ciebie, ale również siebie, rozumiesz?! Po prostu odejdź!
Tak wiele chciała mu wyjaśnić. Powiedzieć o planie Doojona i wyjawić swoje uczucia. Pragnęła, by wiedział, że przez krótką chwilę, którą z nim dzieliła, była naprawdę szczęśliwa, ale nie miała prawa prosić, by ją wysłuchał. Minki nie chciał jej więcej widzieć. Widziała to w jego oczach. Prawdopodobnie pierwszy raz zawiódł się na kimś tak bardzo.
Ruszyła w stronę przedpokoju i spokojnie zaczęła ubierać kurtkę. Łzy spływały po jej bladych policzkach. Rozum kazał odejść, a serce pragnęło walczyć. Tylko, jak po tym wszystkim mogłaby odzyskać zaufanie chłopaka? Jak dałaby radę spojrzeć w oczy jego matce, która tak ciepło ją przyjęła?
– Chciałabym, żebyś wiedział...
– Idź i pozdrów Doojona. Przekaż mu, że jego plan się nie powiódł! – przerwał szorstko i zniknął za drzwiami kuchni.
– ... że już zawsze będę o tobie pamiętać. Dałeś mi więcej szczęścia, niż otrzymałam przez te wszystkie lata. Przepraszam – dodała pod nosem i opuściła mieszkanie, zostawiając za sobą najpiękniejsze chwile swojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro