٠•●Rozdział 12●•٠
– Kim Bum oppa! – pisnęła radośnie Jia i przytuliła chłopaka na powitanie. – Tak bardzo chciałam cię zobaczyć!
– Weź te łapy, dziewczyno! – burknął dziadek Kim i delikatnie odepchnął nastolatkę od wnuka. Patrzył na nią spod zmarszczonych brwi, gniewnie wydymając usta. – Posiadasz kulturę osobistą?! Przychodzisz bez zapowiedzi i uczepiasz się mojego wnuka jak rzep psiego ogona. Albo gorzej! Jak mucha gówna!
– No to my już pójdziemy – stwierdził Bum i wziął koleżankę pod ramię, chcąc czym prędzej wyprowadzić ją z domu. Wiedział, że dziadek nie oszczędzi dziewczynie przykrych komentarzy. Działała na niego, jak płachta na byka, choć nie miał pojęcia dlaczego.
– Do widzenia... – Szatynka niepewnie się ukłoniła i przeszła przez drzwi, czując ciepłe promienie słoneczne, które buchnęły jej prosto w twarz. Zatrzymała się dopiero za bramą wyjściową z posesji, gdzie Bum puścił jej ramię i wziął głęboki oddech. – Czy ja coś zrobiłam twojemu dziadkowi? Chyba mnie nie lubi.
– N-nie. Wydaje ci się – Chłopak machnął ręką, a z jego ust wydobył się dźwięk, który miał brzmieć jak śmiech. Zdając sobie sprawę z tego, że na kilometr dało się wyczuć sztuczność w jego słowach, wyprostował się i posłał dziewczynie niewinne spojrzenie. – Co cię sprowadza do mojego domu?
– Chciałam cię zobaczyć. Mam jakiś kiepski dzień, a twój uśmiech zawsze mnie uszczę... – ucięła nagle, a jej policzki nabrały purpurowych rumieńców. Spuściła zmieszana głowę, mówiąc chaotycznie: – To znaczy... ten... Chciałam cię zobaczyć. Tak po prostu. No i pogadać... Cholera.
Bum zaśmiał się pod nosem i kiwnął ze zrozumieniem głową, nie oczekując więcej tłumaczeń. Przypuszczał, że Jia miała wobec niego większe plany, jednak nie dawał jej znaków, by z jego strony również tak było. Mógł się z nią spotykać jak kolega z koleżanką, ale jego serce wciąż należało do Sieun. Nie mógł ot tak o niej zapomnieć. Mimo wszystko w dalszym ciągu wierzył, iż przyjaciółka spróbuje o niego zawalczyć. Tym razem nie zamierzał jej w tym pomóc i jeśli będzie chciała odbudować to, co sama zniszczyła, będzie musiała się namęczyć. Nie wybaczy jej, dopóki nie udowodni, że naprawdę się zmieniła. Miał dość bycia jej chłopcem na posyłki. Myślał, że wyznając jej uczucia, zdoła całkowicie wyrzucić ją ze swojego serca, jednak to byłoby zbyt łatwe.
– Niestety nie jestem w najlepszym nastroju, dlatego obawiam się, że nie zdołam cię dzisiaj pocieszyć – przyznał szczerze i uśmiechnął się smutno, chowając dłonie do kieszeni czarnych dżinsów.
Jia dostrzegając przygnębienie na twarzy chłopaka, wzięła go pod ramię i pocałowała w policzek, na co ten uniósł wysoko brwi i wyraźnie się zaczerwienił.
– Jia...
– To tak na pocieszenie – stwierdziła z uśmiechem, puszczając w jego stronę oczko. – Skoro świat jest na tyle brutalny i traktuje nas jak Voldemort Harry'ego Pottera, chodźmy się zabawić. Nie możemy ciągle się użalać nad sobą, prawda? Co nam to da? – Widząc, że nie doczeka się odpowiedzi, kontynuowała zachęcająco: – No, chodź! Napijemy się soju. Wiem, gdzie nam je sprzedadzą.
Bum niepewnie wpatrywał się w koleżankę, nie bardzo wiedząc, czy miał ochotę na taki wypad. Szczerze mówiąc, wolałby siedzieć zamknięty w swoim pokoju i wpatrywać się w komórkę z nadzieją, że Sieun zadzwoni i poprosi o spotkanie.
Jak długo miał wierzyć w coś, co jeszcze nigdy się nie spełniło?
– Dobrze. Chodźmy.
– Berek! – krzyknęła nagle, dotykając ramienia chłopaka i pobiegła przed siebie, odwracając się w jego stronę. Widząc, że ten, zamiast ją gonić, stoi jak kołek w miejscu i marszczy brwi, przystanęła, krzyżując dłonie na piersi. – Ja uciekam, a ty gonisz. Nigdy nie bawiłeś się w berka? Jej, musiałeś mieć bardzo smutne dzieciństwo.
Miałem wspaniałe dzieciństwo, odpowiedział w myślach, a przed oczami pojawił mu się jeden z obrazów, gdzie jako dzieciak biegał za Sieun i zabierał jej frotkę z włosów, mówiąc, że wyglądała ładniej, gdy ich nie spinała.
Tyle lat przeżył razem z rodzeństwem Choi. Każdy zakamarek krył w sobie wiele wspomnień, które wielokrotnie atakowały jego umysł. Jak miał zapomnieć połowę swojego życia? Czy dzięki soju, choć na chwilę oderwie się od przygnębiającej rzeczywistości?
– Uciekaj! – krzyknął i niespodziewanie rzucił się do biegu, a Jia pisnęła głośno, omal nie przewracając się na chodnik. W ostatniej chwili udało jej się uciec i była teraz kilka kroków przed goniącym ją chłopakiem.
Przyjemny chłodny wiatr rozwiewał rude loki Sieun na wszystkie strony, układając się na jej głowie w artystyczny nieład. Od czasu do czasu odrzucała je do tyłu, by nie przeszkadzały jej w patrzeniu na drogę. Łzy od kilku minut całkowicie przestały wypływać z jej oczu, dzięki czemu powoli uspokajała emocje, szykując się do kolejnej poważnej rozmowy z rodzicami i bratem. Wiedziała, że nie powinna uciekać ze szkoły, jednak z jakiegoś powodu łatwiej było jej stanąć twarzą w twarz z Doojonem, niż po raz kolejny spoglądać na zrozpaczone twarze opiekunów. Przysparzała im tylu problemów i rozczarowań. Nie mogła sobie tego wybaczyć, przez co każde spojrzenie w lustro sprawiało, że czuła do siebie coraz większy wstręt.
Pierwszy raz wierzyła jednak, że mogła się podnieść i zapomnieć o przeszłości. Na tyle, na ile pozwoli jej na to Doojon. Pomimo strachu, opuściła królestwo byłego chłopaka, co chwilę nerwowo spoglądając za ramię. Czuła, jakby ktoś ją obserwował, choć mogła ponosić ją wyobraźnia. Nie miała wątpliwości co do tego, że Doojon postara się uprzykrzyć jej życie, jednak nie zdecydowałby się na wysłanie za nią jakiegoś ćpuna. To byłoby zbyt słabe jak na jego możliwości.
A mimo to, bała się i wiedziała, że strach będzie teraz odwiecznym elementem jej życia, dopóki Doojon całkowicie nie odpuści.
– Sieun!
Przerażona nagłym dotykiem, odwróciła się z pięściami do osoby, która wypowiedziała jej imię i na oślep zaczęła go bić. Serce waliło jej jak oszalałe, omal nie wyskakując z piersi.
– To ja, Hiro. Spokojnie...
– Ty... Ty dupku, ty! – krzyknęła przerażona i ponownie uderzyła blondyna, po chwili łapiąc się za lewą pierś. Przymknęła powieki, próbując uspokoić oddech, by po chwili spojrzeć na Japończyka z wyrzutem i chęcią mordu. – To już drugi raz, Sakurai! Chyba zacznę nosić ze sobą paralizator!
– To nie byłby głupi pomysł – przyznał szczerze Hiro i nerwowo rozejrzał się dookoła. Bał się, że Doojon mógłby stać gdzieś w ukryciu i przyłapać go na rozmowie z Sieun. Nie mógł dopuścić, by jego ojciec miał przez niego problemy. Tak bardzo bał się o jego życie, że nie mógł sprzeciwiać się woli Doojona, a mimo to stał tutaj i chciał ponownie ostrzec dziewczynę. Dlaczego nie potrafił po prostu przejść obok ze spuszczoną głową i dać sobie spokój z wtrącaniem się w życie innych? Jeszcze nigdy nie wyszło mu to na dobre. – Co zamierzasz? Wiesz, że Doojon ci nie odpuści?
– Wiem – przyznała, spoglądając na kolegę z bezradnością. – Ale tak czy siak, na dobre mi to nie wyjdzie. Nie wiem, co teraz będzie, ale nie zamierzam dalej być wiernym pieskiem tego dupka. Nie cofnę czasu i nie wyrzucę go ze swojego życia, chociaż bardzo bym tego chciała.
– Nie ty jedna – zauważył i ponownie nerwowo rozejrzał się na wszystkie strony. – Uważaj na siebie, okay? Ja już muszę lecieć.
Przytaknęła i z zainteresowaniem wpatrywała się w odchodzącą postać.
– Hiro! – zawołała nagle, a gdy chłopak odwrócił się w jej stronę, spytała: – Dlaczego mnie ostrzegasz? Myślałam, że jesteś po stronie Doojona.
– Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. Wielokrotnie wyciągałaś go z tarapatów, a on tak naprawdę nigdy nawet ci za to nie podziękował. Nie popieram tego, co robi. Nigdy nie popierałem.
Odwrócił się i odszedł.
Sieun jeszcze przez moment stała w tym samym miejscu, by po chwili podejść do drzwi wieżowca, w którym mieszkała. Wbiła kod na domofonie i weszła do środka. Przygnębiona wkroczyła do windy i nacisnęła guzik swojego piętra, a maszyna ruszyła w górę. Szczerze mówiąc, niczego nie rozumiała. Hiro ostatnio coraz częściej do niej przychodził i ostrzegał przed Doojonem, chociaż tak na dobrą sprawę, nie mógł niczego zrobić. Nie miała do niego o to pretensji. Nikt, kto cenił swoje życie, nie sprzeciwiłby się Doojonowi. Z takimi typami lepiej nie zadzierać, a najlepiej omijać ich szerokim łukiem i w ogóle nie chcieć poznać świata, jaki ich otaczał. Ona go poznała i szczerze tego żałowała.
Westchnęła i ledwo wyszła z windy, gdy została z niej wypchnięta i przyciśnięta do żółtej ściany. Patrzyła zszokowana na rozgniewaną twarz bliźniaka, który głośno dyszał. Wyglądał, jakby przebiegł cały maraton.
– Co...
– Znowu u niego byłaś?! – krzyknął ze złością, a w jego ciemnych oczach zalśniły łzy bezsilności. – Obiecałaś! Czy twoje słowa zawsze muszą być kłamstwem?! Choć raz nie możesz dotrzymać obietnicy?!
– Byłam u niego – przyznała bez ogródek. Widząc, że brat chce coś powiedzieć, kontynuowała, nie chcąc usłyszeć więcej przykrych słów: – Zakończyłam to. Nie wrócę już do Doojona. Chcę zacząć wszystko od nowa. Na tyle na ile będzie to możliwe.
– Co to znaczy?
– Doojon nie da mi spokoju. Będzie próbował się zemścić i naprawdę nie wiem, co kombinuje, ale cokolwiek się stanie, chcę, byś wiedział, że dla mnie jest skończony. Proszę cię, daj mi szansę. Chcę udowodnić, że naprawdę mogę się zmienić.
Minki niepewnie patrzył na siostrę, próbując odnaleźć w jej twarzy coś, co pokazałoby, że znów robiła z niego naiwnego głupka. Bał się jej uwierzyć, ponieważ wiele razy obiecywała, że odejdzie od Doojona, a po dwóch dniach leciała do niego jak na skrzydłach. Skąd więc mógł mieć pewność, że tym razem będzie inaczej?
Poza tym, jeśli Sieun rzeczywiście zakończyła ten toksyczny związek i mogło przez to czyhać na nią niebezpieczeństwo, musiał ją chronić. Nie chciał pewnego dnia znaleźć siostry w ciemnej uliczce z rozwaloną głową, czy zmasakrowaną twarzą.
– Zobaczymy, co czas pokaże – odpowiedział nieufnie i puścił bliźniaczkę. – Rodzice znów są kłębkiem nerwów. Przestań sprawiać tyle kłopotów, bo w końcu wylądują w grobie albo oddadzą cię do sierocińca. Ja na ich miejscu już dawno bym to zrobił.
Sieun spuściła głowę i z bólem serca podążyła za bratem. Jego słowa bardzo ją bolały, chociaż wiedziała, że miał rację. Sama niejednokrotnie o tym myślała i czekała na moment, gdy wyląduje w Domu Dziecka, ale on nigdy nie nadchodził. To nie tak, że chciała się tam znaleźć. Po prostu sprawiała tyle problemów, że mało który opiekun, byłby w stanie to znieść.
Przeszła przez próg i posłusznie skierowała się za Minkim do pokoju gościnnego. Dostrzegając mokre policzki Hyemi, która siedziała na tapczanie i co chwilę ocierała łzy rękawem kremowego swetra, miała ochotę zniknąć. Tak wiele wypłakała z jej powodu, a końca nie było widać. Hyemi nie zasługiwała na takie traktowanie. Tak samo, jak Siwoo. Mężczyzna stał obok żony i posyłał Sieun rozgniewane spojrzenie. W jego oczach malowała się nie tylko złość, a również rozczarowanie. Czasami słyszała z jego ust, że żałował, iż ją adoptowali. Przybyli do sierocińca z zamiarem zaadoptowania tylko jednego dziecka, a Minki od razu zdobył ich serca. Gdy dowiedzieli się, że chłopczyk miał siostrę bliźniaczkę, Hyemi postanowiła wziąć pod swój dach również i ją. Nie chciała rozdzielać rodzeństwa. Przeprowadziła z mężem wiele rozmów na ten temat, ponieważ on nie chciał zaadoptować dwójki dzieci. Mówił, że sobie nie poradzą, jednak ostatecznie uległ prośbom.
W chwili, gdy po raz pierwszy wziął Sieun na ręce, wiedział, że już nigdy więcej jej nie odda. Pokochał ją jak własną córkę.
– Przepraszam...
– Ile jest warte twoje „przepraszam"?! – przerwał Siwoo i z całej siły uderzył pięścią w stół. – Mam dość twojego zachowania, rozumiesz?! Dyrektor powiedział, że masz mnóstwo zagrożeń! Minki przez ciebie opuścił się w nauce i jeśli tak dalej pójdzie, nie będzie miał szansy iść na studia w Stanach! Naprawdę nie widzisz, że niszczysz tę rodzinę przez swoje zachowanie?!
– Wiem, że mi nie wierzycie, ale żałuję tego wszystkiego! Byłam dzisiaj u Doojona i definitywnie zakończyłam ten związek. Nie wrócę do niego! – zapewniała ze łzami w oczach. Próbowała doszukać się w członkach rodziny wiary w jej słowa. Nic takiego nie nastąpiło, dlatego kontynuowała drżącym głosem: – Tym razem mówię szczerze. Uwierzcie mi!
– Czas pokaże, ile warte są twoje słowa – odezwała się nagle Hyemi i po raz pierwszy spojrzała na córkę. Nie wierzyła jej. Wyglądała, jakby za chwilę miała rozpaść się na miliony kawałków. – Od dzisiaj będziemy odwozić cię do szkoły i po ciebie przyjeżdżać. Zamki w drzwiach są zmienione. Więcej nie wymkniesz się wieczorem z domu. Koniec zabawy w kotka i myszkę, a teraz idź do swojego pokoju i nie pokazuj nam się już dziś na oczy.
Sieun bezradnie spojrzała na brata, szukając w nim wsparcia. Ten patrzył otępiale w podłogę i zupełnie nic nie mówił. Nie wiedziała, że Minki miał problemy w nauce. Zawsze tak świetnie się uczył... Dlaczego o niczym jej nie powiedział? Studia w Stanach były jego największym marzeniem. Walczył z Danee o pierwsze miejsca w rankingach, a teraz jego marzenia uciekały przed nim, jak piórko na wietrze, które było coraz dalej i dalej.
– Idź do swojego pokoju.
Odeszła, a po jej policzkach spłynęły łzy.
Yuri z uśmiechem stała pod klatką, gdzie mieszkała Sieun, trzymając w dłoni zdjęcie jej bliźniaczego brata. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Nie miała nic przeciwko, gdy Doojon powierzył jej jedno z zadań, które miało na celu zniszczyć życie jego byłej dziewczyny. Nienawidziła jej z całego serca i jeśli mogła zadać jej ból, nie zamierzała się przed tym powstrzymywać.
– Minki – powiedziała do zdjęcia z zadowolonym uśmiechem, gładząc je opuszkiem palca. – Wpadniesz w moje sidła już niebawem. Będziesz musiał podziękować siostrzyczce. Dzięki niej mnie poznasz. Ach, nigdy nie zapomnisz mojej twarzy.
Schowała fotografię do kieszeni skórzanej kurtki. Ruszyła przed siebie, seksownie kręcąc tyłkiem i odrzuciła jasnobrązowe włosy do tyłu. Chłopcy, którzy stali na rogu ulicy, zagwizdali za nią, na co się zatrzymała, skupiając wzrok na przystojniaku o farbowanych na czerwono włosach i wskazała palcem, by do niej podszedł. Ten zdziwiony wskazał na siebie, by upewnić się, że o niego chodziło. Gdy przytaknęła, podszedł, co chwilę odwracając się w stronę kumpli z szerokim uśmiechem.
– T-tak?
– Mam ochotę się zabawić – oznajmiła, przygryzając delikatnie dolną wargę. Był niesamowicie przystojny. Czuła jego mięśnie pod cienkim granatowym swetrem z Adidasa. Zdecydowanie jej typ. – Pójdziesz ze mną? Nie mam na sobie majtek – wyszeptała ostatnie zdanie wprost do jego ucha i skierowała jego dłoń pod swoją spódniczkę. Pomimo oszołomienia, zaczął delikatnie dotykać jej intymnego miejsca. Jęknęła, po czym wzięła jego dłoń i pociągnęła za sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro