Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

٠•●Rozdział 10●•٠

        – Ktoś mi powiedział, że samobójstwo jest tchórzostwem. Zgadzam się z nim.

        Ostrożnie zeszła na dach i energicznym krokiem przeszła obok Buma. Zatrzymała się kilka kroków dalej, biorąc głęboki oddech. Pragnęła uspokoić negatywne emocje, by przy wypowiadanych słowach, nie załamał jej się głos. Znów musiała udawać obojętną, by Bum porzucił ją raz na zawsze. 

        – Potrzebuję cię. To prawda – przyznała. – Ale nie mogę oczekiwać, byś był przy mnie po tym wszystkim, co się stało. Spotykasz się z Jią, a ja nie mam prawa tego popsuć. Nie w chwili, gdy znów zacząłeś się uśmiechać. Nie chcę być powodem twojego cierpienia.

        – Przy nikim nie byłem tak szczęśliwy, jak przy tobie! – Podszedł do rówieśniczki, przytulając ją od tyłu. Położył głowę w zagłębieniu jej szyi i mocniej przycisnął do swojej klatki piersiowej.

        – Przez nikogo innego też tak nie cierpiałeś.

        – To nie ma znaczenia!

        – Bum...

        – Chcesz teraz powiedzieć, że ci się odwidziało?! – Uniósł głos i rozluźnił uścisk, czując przeszywający ból w sercu. Pojawiły się na nim nowe rany. – Nie zamierzasz walczyć o naszą przyjaźń? Nie chcesz niczego odbudować?

        Sieun wiedziała, że znów zabawiła się jego uczuciami. Była na tyle samolubna, by pobiec do niego i błagać o przebaczenie, chociaż tak bardzo go zraniła. Wiedziała, że jej wybaczy. Zawsze to robił. Starał się nie pamiętać o krzywdach, jakie mu wyrządziła, a ona to wykorzystywała. Gdy z Doojonem jej się układało, nawet nie raczyła się odezwać do Buma. Z kolei w chwili, gdy cierpiała, szukała pocieszenia w jego ramionach. Co z tego, że go odtrącała, skoro ostatecznie i tak prosiła, by jej pomógł?

        To przez nią nie potrafił zapomnieć o tym, co ich łączyło. Nie pozwalała na to, ponieważ sama w głębi duszy nie chciała go stracić. Zajmował wyjątkową część w jej sercu, dlatego nie mogła traktować go w taki sam sposób, w jaki Doojon traktował ją. 

        – Odpowiedz!

        – Zapomnij o tym, co wcześniej powiedziałam. Kłamałam.

        – Dlaczego to robisz?! Czemu bawisz się moimi uczuciami?! – krzyknął bezradny, nie potrafiąc opanować gotującej się w nim złości. – Najpierw mówisz, że mnie potrzebujesz, a potem masz mnie w dupie! Mam tego dość, słyszysz?! – Odwrócił dziewczynę w swoją stronę i zaczął szarpać ją za ramiona. Łzy spływały po jego policzkach. Czuł strach, ból, żal, cierpienie i przede wszystkim tęsknotę. W chwili, gdy uwierzył, że w jego życiu znów zawita słońce, serce zaatakowała burza, która rozdzieliła je na dwie połówki, zadając ból nie do wytrzymania.

        – Nie jesteś lepsza od Doojona! Traktujesz mnie jak zabawkę, a mimo to zawsze starałem się być przy tobie! – Zacisnął pięści. Próbował nie odwracać wzroku od jej  twarzy, choć z każdą chwilą było to trudniejsze. – Kocham cię. Kocham cię, odkąd pamiętam, ale nie mogę tak dłużej żyć! Nie mogę czekać na dzień, w którym w końcu zauważysz moje uczucia! Teraz cierpię, ale to minie. Musi. Chcę się wyleczyć z miłości do ciebie! – przerwał, patrząc wprost w jej zdumione oczy. – Pewnego dnia przestanę cię kochać, a wtedy zrozumiesz, że popełniłaś błąd... że nie powinnaś mnie odtrącać... Ale wtedy mnie już przy tobie nie będzie.

        Sieun spuściła wzrok. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. To nie może być prawda!, powtarzała desperacko w myślach, jakby mogło to sprawić, że wypowiedziane słowa odeszłyby w zapomnienie.

        – Żegnaj. Obyś odnalazła w końcu szczęście.

        Tym razem to on ominął Sieun i odszedł jako pierwszy. Nie żałował wyznania swych uczuć. Jedyne czego żałował to tego, że nie zrobił tego wcześniej. Może gdyby zdążył przed Doojonem, wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może to on zostałby chłopakiem Sieun i zdołałby ją uszczęśliwić.

         Zatrzymał się przy schodach, próbując ogarnąć mętlik w głowie. Nie potrafił uwierzyć, że to naprawdę był koniec. Odpuścił zaraz po wyznaniu swych uczuć. Inaczej sobie to wszystko wyobrażał. Myślał, że pierwsza osoba, jaką polubi, odwzajemni jego uczucia. Tymczasem zakochał się w najlepszej przyjaciółce i myśl o wyznaniu jej miłości tak bardzo go przerażała, że tkwił w kłamstwie przez całą ich znajomość. Nie potrafił spojrzeć na inną dziewczynę w taki sposób, w jaki patrzył na Sieun. Nawet gdy zadawała mu ból i zaczęła spotykać się z Doojonem, nie przestał jej kochać. Jej szczęście liczyło się bardziej od jego. Wciąż tak było, jednak nie potrafił dłużej patrzeć na to, jak coraz bardziej się staczała. 

        Jak teraz będzie w stanie poradzić sobie z tym wszystkim? Codzienne mijanie Sieun w szkole w ogóle mu tego nie ułatwi, a wspomnienia nagle nie rozpłyną się w powietrzu i nie przestaną istnieć.

        Poradzisz sobie, pomyślał przybity i zszedł na dół, chowając dłonie do kieszeni spodni.


        – Dlaczego... – Sieun powtarzała przez łzy, nie potrafiąc dojść do siebie po słowach byłego przyjaciela – ... dlaczego niczego nie zauważyłam? Byłam dla ciebie taka podła... Wybacz mi. Przepraszam...

        Schowała twarz w dłoniach i wybuchła jeszcze głośniejszym szlochem. Z każdym dniem dowiadywała się czegoś, co jeszcze bardziej ją przytłaczało, przez co nie potrafiła się pozbierać.

        Odeszła od Doojona, w którym była zakochana bez opamiętania. Odebrał jej wszystko: rodzinę, przyjaciół, dobrą reputację, a także szczęście. Zniszczył ją i kazał ranić najbliższe jej osoby, by ostatecznie została sama. Bawił się nią i traktował jak wiernego pieska, który zawsze do niego wracał. Wiedziała, że jeśli sama do niego nie przyjdzie, to on to zrobi. Doojon nie był chłopakiem, który łatwo odpuszczał. Ponadto wiedziała zbyt wiele, by mógł zostawić ją w spokoju.

        W obecnej chwili jednak nie to bolało ją najbardziej. Znów potraktowała Buma, jakby był marionetką bez uczuć, chociaż on jako jedyny mimo wszystko był z nią do końca. Nigdy jej nie osądzał i pomagał w najtrudniejszych chwilach. Teraz wiedziała, że nie był to zwykły przyjacielski gest, a coś więcej. Kim Bum ją kochał. Tak wspaniały chłopak, jak on zakochał się w kimś tak bezwartościowym, jak ona. Wiele razy mówiła, że dziewczyna, w której się zakocha, będzie miała ogromne szczęście... Wypowiadała tyle słów, nie mając pojęcia, że chłopak właśnie jej oddał drugą połówkę swojego serca.

        Jak bardzo musiał cierpieć przez jej błędy...

        – Sieun! – Usłyszała nagle głos swojego bliźniaczego brata, jednak nie podniosła głowy. Nie chciała, by widział ją w takim stanie, jednak wiedziała, że nie odpuści. Już po chwili czuła, jak silne ramiona ją obejmują, jakby próbując przejąć na siebie ciężar spoczywający na jej barkach. – Co tutaj robisz? Dlaczego nie byłaś na lekcji? Rodzice są u dyrektora... Bum powiedział mi, gdzie mogę cię znaleźć. Wyglądał na załamanego.

        Słysząc imię przyjaciela, wybuchnęła ponownym płaczem, nie potrafiąc spojrzeć bratu prosto w oczy. Wciąż widziała łzy w dużych oczach Buma i ból wymalowany na jego twarzy. Złamała mu serce, przez co straciła go raz na zawsze. Nie potrafiła wyrazić słowami, jak podle się czuła. To było zbyt wiele.

        – Minki... ty wiedziałeś, prawda? – załkała, ocierając mokre policzki i po raz pierwszy spojrzała w oczy brata. Dopiero teraz zauważyła, że zrobił się doroślejszy. Kilkudniowy zarost dodawał mu uroku. Wyglądał z nim naprawdę dobrze, choć zapewne dziś będzie musiał już się ogolić. W szkole trzeba było dbać o takie rzeczy. – Wiedziałeś, że on mnie kocha? – Spuszczona głowa chłopaka i zmieszany wzrok dały jej wyraźną odpowiedź. Zagryzła dolną wargę i spojrzała przed siebie nie wiedząc, co teraz począć. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

        – Obiecał, że sam to zrobi. Kilka razy się do tego przykładał, ale – Przerwał na moment, by po chwili kontynuować z wyczuwalnym w głosie wyrzutem: – nagle zaczęłaś spotykać się z tym cholernym Doojonem. Mówiłaś, że jesteś szczęśliwa i wierzysz, że odnalazłaś miłość swojego życia. Jak mogłaś nie zauważyć jego smutku, ilekroć mówiłaś o innym chłopaku? Naprawdę nie zauważałaś, jak bardzo się starał? Zawsze chciał być blisko ciebie. Wspierał cię nawet wtedy, gdy nie miałaś racji...

        – Myślałam, że traktuje mnie jak przyjaciółkę. Mówił, że cieszy się moim szczęściem i...

        – Mówił tak, ponieważ twoje szczęście zawsze było dla niego najważniejsze – przerwał jej Minki i pokręcił z niedowierzaniem głową. – Wierzyłem, że w chwili, gdy wyjawi ci swoje uczucia, nie zostaną one odrzucone. Zachowywałaś się tak, jakby naprawdę ci na nim zależało. Często go przytulałaś, trzymałaś za rękę... Dawałaś mu nadzieję, a potem o nim zapomniałaś i zajęłaś się innym chłopakiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo cierpiał, gdy zaczęłaś chodzić z Doojonem, a co dopiero w chwili, gdy powiedziałaś, że nie możecie się już przyjaźnić.

        – Już dość. Nie chcę tego słuchać.

        Sieun wstała, chcąc uciec jak najdalej od przytłaczającej ją prawdy. Dlaczego brat musiał mówić jej te wszystkie okrutne rzeczy?

        – Rodzice na mnie czekają – rzuciła na odchodne i czym prędzej skierowała się w stronę drzwi.

        Odór potu, alkoholu i papierosów unosił się w powietrzu niewielkiej knajpki, która mieściła się w jednej z ciemnych uliczek Seulu. Żadna porządna osoba dbająca o swą reputację, nigdy nie postawiła nogi choćby na progu tego miejsca, nie wspominając już o przejściu przez wąską uliczkę, gdzie działo się wiele złych rzeczy. Dziewczyny odurzone przez narkotyki nie raz były tutaj gwałcone lub dobrowolnie oddawały się świadomym, bądź odurzonym chłopakom. Tutejszych bywalców nie dziwiły bezwstydne poczynania ludzi. Przechodzili obok, by dostać się do miejsca, gdzie mogli wstrzyknąć narkotyk w żyłę lub wciągnąć prochy, zapić je alkoholem i uciec od szarej rzeczywistości, staczając się na samo dno.

        Na szczycie tego toksycznego królestwa stał Lee Doojon. Najbogatszy, a zarazem najcwańszy dealer w mieście. Wielokrotnie policja próbowała zamknąć go w więzieniu, jednak dzięki odpowiednim wpływom i pieniądzom zawsze udawało mu się uciec. Często pomagała mu też Sieun, która wiele rzeczy brała na siebie.

         Doojon zirytowany faktem, że w dalszym ciągu nie otrzymał odpowiedzi od dziewczyny, nerwowo zerknął na telefon, by po chwili rzucić nim w kąt czarnej sofy. Siedział w lewym rogu niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajdowały się cztery podobne sofy, niewielki bar, kilka okrągłych, bardzo zniszczonych stolików i pojedynczych krzeseł. Pomieszczenie wyglądało jak jeden wielki burdel z czerwonymi tapetami i ciemnobrązowym gumolitem. Narkomani dawali sobie w żyłę, wdychali dopiero co zakupione u niego prochy, albo już dawno odlecieli do zupełnie innego świata. Na jednej sofie było widać, jak dwie pary uprawiają seks. W rogu lokalu działo się dokładnie to samo. Gdzieniegdzie spała pozostała część tutejszych tubylców.

        Szatyn z obrzydzeniem patrzył, jak jedna z dziewczyn wymiotuje na bar i spada z krzesła. Omal nie rozbiła sobie głowy o kant, jednak wcale go to nie ruszyło. Rozkazał ochroniarzom wyrzucić ją z lokalu, ówcześnie wycierając jej koszulką i włosami wymiociny.

        – Narzygała, to niech się sama w tym tarza! – oznajmił wkurzony Doojon i ponownie zerknął na telefon. Z początku w ogóle nie zwracał uwagi na to, że Yuri wyjęła jego męskość na wierzch i zaczęła bawić się nią dłonią, dopóki nie przyspieszyła rytmu, wywołując u niego falę przyjemności. Chętnie zabrałby ją do samochodu i po prostu zaspokoił swoje potrzeby, ale w tej chwili nie umiał się w ogóle skupić. Rozkazał więc dziewczynie przestać, jednak gdy ta, zamiast spełnić prośbę, oblizała jego członka, szarpnął ją za włosy i przybliżył jej twarz do siebie, mówiąc zirytowanym tonem: – Nie mam nastroju, rozumiesz?!

        Yuri grzecznie przytaknęła, dzięki czemu została uwolniona z silnego chwytu chłopaka. Rozmasowała obolałe cebulki włosów i spuściła bezradnie głowę.

        – Mówiłeś, że nie zależy ci na Sieun. Dlaczego więc wyżywasz się na mnie z jej powodu? – spytała z wyrzutem. Nie minęła sekunda, gdy pożałowała tych słów, ponieważ chłopak ponownie szarpnął ją za włosy i rzucił na ziemię, odchylając jej głowę do tyłu.

        – Gówno cię obchodzi, co robię, rozumiesz?! Jeśli będę chciał, mogę cię nawet zabić i nikt się o tym nie dowie. Lepiej nie działaj mi na nerwach, bo skończysz, jak Choi, a tego nie chcesz. Uwierz mi.

        Puścił Yuri, słysząc sygnał wiadomości. Pospiesznie wziął komórkę do ręki i odczytał SMS-a od byłej dziewczyny:


„Nie mam twoich dragów. Rodzice spuścili je w ubikacji, bo myśleli, że są moje. Daj mi święty spokój"


        Nie myśląc dłużej, odpisał jeszcze bardziej wkurzony:


„Nie obchodzi mnie to. Przynieś kasę skoro nie masz towaru. Widzę cię za pół godziny, inaczej dzień dobroci dla zwierząt się skończy!"


        Doojon prychnął pod nosem, nie wierząc w zuchwałość tej dziewczyny. Czy ona właśnie napisała, że ma dać jej spokój? To były chyba jakieś kpiny! Za kogo ta gówniara go miała? Myślała, że stał przed nią głupi Kim Bum, czy jakiś inny gnojek, który nie dorastał mu do pięt? Zdecydowanie nie zamierzał jej tego odpuścić.

        Wkurzony nacisnął „otwórz" na ekranie komórki, by odczytać kolejną wiadomość.


„Dobra, ale potem nie chce mieć z tobą już nic wspólnego"


        – Ty chyba naprawdę chcesz umrzeć! – krzyknął, z niedowierzaniem wpatrując się w ekran telefonu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro