٠•●Rozdział 05●•٠
Delikatnie położył pogrążoną we śnie Sieun na materacu i przykrył ją zielonym kocem. Choć dziadek Kim zdziwił się widokiem dziewczyny w takim stanie, nic nie powiedział. Jeżeli już wcześniej martwił się o przyjaciółkę wnuka, dopiero teraz wiedział, że miał ku temu powody.
Kim Bum bezszelestnie opuścił pokój i powolnymi krokami skierował się do niewielkiego pomieszczenia, które służyło zarówno do jedzenia posiłków, jak i medytacji. Rozszerzył lekko uchylone drzwi harmonijkowe i z zamyślonym wyrazem twarzy usiadł na podłodze. Shin patrzył na niego zmartwionym, inteligentnym wzrokiem. Wiedział, że działo się coś złego. Nastolatek, przyprowadzając Sieun, rozwiał jego wszelakie wątpliwości.
Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne?
Udawanie, że nic się nie stało, choć daleko odbiegało to od prawdy.
Bezsilność.
Nie mógł pomóc Sieun, ponieważ tego nie chciała. „Przestań w końcu za mną chodzić", „Zostaw mnie w spokoju", „Kto ci kazał się przejmować?". Wiele razy z jej ust padały te słowa, a mimo to nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Nie dało się wymazać wspomnień i zapomnieć osoby, z którą tak wiele go łączyło. Sieun była częścią jego życia i szczerze wątpił, by kiedykolwiek to się zmieniło. Gdy tylko widział, że działa jej się krzywda, rzucał wszystko i biegł na pomoc.
– Zamierzasz powiedzieć o wszystkim państwu Choi?
Uniósł ciemne oczy na pokrytą zmarszczkami twarz dziadka i wzruszył ramionami.
– Nie chcę, by miała problemy.
Shin przytaknął, a w pomieszczeniu znów zapanowała cisza. Bum po chwili podniósł się z podłogi i nalał do szklanki niegazowanej wody. Pożegnał dziadka skinieniem głowy, gdy ten zatrzymał go słowami:
– Jeżeli uważasz, że jesteś w stanie jej pomóc, zrób to. Nie wierzę, by dobrowolnie zrezygnowała z waszej przyjaźni. Znasz ją najlepiej. Prawda, Bum?
Znał dawną Sieun. To prawda.
Jednak, czy wciąż była tą samą dziewczyną?
Bum wszedł z powrotem do swojego pokoju i bezszelestnie usiadł obok słodko śpiącej nastolatki, wcześniej odkładając szklankę na biurko. Delikatnie pogładził jej blade policzki, odczuwając przy tym przyjemny dreszcz przebiegający po całym ciele. Zbyt długo żywił do Sieun uczucie, by potrafił o niej zapomnieć. Nawet gdyby chciał zacząć żyć od nowa, nie był w stanie tego zrobić. Wszędzie aż roiło się od wspomnień.
Wyjął pospiesznie telefon, który rozdzwonił się po całym pomieszczeniu. Piwne oczy patrzyły teraz na niego, sprawiając, że zamarł w bezruchu. Odruchowo nacisnął czerwoną słuchawkę, wyłączył telefon i nerwowo rozejrzał się po pokoju.
– Podam ci wodę – zaoferował. Zamierzał wstać, gdy poczuł mocny uścisk na nadgarstku. Ponownie spojrzał na przyjaciółkę, tym razem dostrzegając w jej oczach łzy, ból oraz tęsknotę. Odniósł wrażenie, że nie był jedynym, który tęsknił za tym, co było kiedyś. Usiadł z powrotem, biorąc dłoń dziewczyny w swoją. – Coś się stało? Czegoś potrzebujesz?
– C-chciałam byś mnie znienawidził – wyjąkała, a po jej policzkach spłynęły łzy. – Myślałam, że... że tak będzie lepiej, ale to nie prawda. Nawet n-nie wiesz, jak bardzo... jak bardzo nienawidzę siebie za to wszystko...
Bum bez słowa objął ją ramionami, pozwalając, by wypłakała się w jego koszulkę. Wiedział, że było jej ciężko. Związek z Doojonem ją wyniszczał. Nikła w oczach całego świata. Odbierała siebie ludziom, którzy naprawdę darzyli ją miłością.
– Nie możesz tak dłużej żyć, Sieun – wyszeptał brunet, delikatnie gładząc rude loki dziewczyny. – Zapomnij o nim. Bądź znów szczęśliwa.
Mogła być szczęśliwa? Potrafiłaby uśmiechać się do przypadkowych przechodniów i słuchać śpiewu ptaków? Potrafiłaby w beztroski sposób wziąć Buma pod rękę i iść w nieznane? Dałaby radę odzyskać rodzinę, którą tak bardzo zawiodła?
Być może.
Ale jak mogła zmienić swoje życie, skoro już dawno zapomniała, jaka była przed poznaniem Doojona? Nie raz spoglądała na zdjęcia i nie rozpoznawała szczęśliwej dziewczyny, która uśmiechała się na każdej fotografii. Zupełnie tak, jakby jej świat kończył się na Doojonie i cierpieniu, jakie jej zadawał.
Wybuchnęła głośniejszym szlochem, zdając sobie sprawę, że nie była w stanie tego zakończyć. Znów wybaczy swojemu chłopakowi i będzie tak samo.
Rosyjska ruletka bez możliwości ucieczki.
Kim Bum nerwowo rozglądał się po rozgadanej klasie. Przyszedł nieco wcześniej z nadzieją, że spotka Jię i zdoła przeprosić ją za wczorajszy wieczór. Było mu naprawdę przykro, choć z pewnością nie zmieniłby swojego postępowania. Jia jednak nie zasługiwała na takie traktowanie, dlatego miał nadzieję, iż mu wybaczy. Niestety w klasie siedziały jedynie jej koleżanki. Dopiero potem zaczęła zbierać się cała reszta.
Ponadto, martwił się o Sieun, która nad rankiem wymknęła się z jego domu. Pozostawiła po sobie jedynie małą karteczkę, jaką miętosił obecnie w dłoniach. Znajdowało się na niej tylko jedno słowo, kreślone starannym, ładnym pismem: „Przepraszam".
Dostrzegając śliczną brunetkę o długich włosach i delikatnym uśmiechu, jakim witała się z uczniami, poczuł narastające poczucie winy. Już zamierzał wstać, gdy Jia pomachała w jego stronę i podeszła pewnym krokiem, zwracając na siebie uwagę całej klasy.
– Jia, ja...
Dziewczyna objęła go i złożyła na jego policzku krótkiego całusa. Z uśmiechem patrzyła, jak zrobił się cały czerwony i patrzył na nią z oszołomieniem. Był tak przejęty, że nie zauważył stojącej w progu Sieun, która nie spuszczała z nich wzroku.
– Nie wierzę! Kim Bum i Park Jia! – odezwał się jeden z uczniów, a cała klasa zaczęła klaskać i pogwizdywać.
Jia wzruszyła jedynie ramionami i nachyliła się nad brunetem.
– Wybaczę ci, jeśli znajdziesz dla mnie czas po szkole. Możesz zaprosić mnie na lody.
– D-dobrze...
– W takim razie, do zobaczenia.
Odeszła, z satysfakcją patrząc wprost w oczy Sieun. Wiedziała, że to przez nią wczoraj została sama na koncercie. Była jak robak, który stał na przeszkodzie do zdobycia serca Buma, dlatego zamierzała się go pozbyć za wszelką cenę.
Wyminęła Sieun z pogardliwym spojrzeniem i usiadła w pierwszej ławce od drzwi, gdzie zaciekawione przyjaciółki od razu zaczęły zadawać mnóstwo pytań.
Sieun czuła się tak, jakby ktoś wbił nóż prosto w jej serce. Znowu.
– Choi, rusz dupę, a nie! – z rozmyślań wyrwał ją szorstki głos jednej z przyjaciółek Jii.
Dopiero wtedy Bum ją zauważył. Jego czarne niczym bezgwiezdna noc oczy, patrzyły na nią zmieszane, zawstydzone i zmartwione jednocześnie. Pospiesznie zignorowała jego zainteresowanie i ruszyła w stronę ławki, otoczona rzędem nieprzychylnych spojrzeń. Nienawidziła bawić się uczuciami dawnego przyjaciela, a doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zrobiła to wczoraj. Upiła się i omal przez to nie doszło do tragedii. Na szczęście Bum jej pomógł. Jak to możliwe, że zawsze pojawiał się wtedy, gdy kogoś potrzebowała?
Z westchnieniem położyła torbę na ławce, gdy ujrzała wielki, czarny napis „szmata!" na krześle. Rozejrzała się po chichoczącej klasie i zacisnęła dłonie.
– Myślisz, że to zabawne, Jia?! – krzyknęła, uciszając przy tym klasę. Bez chwili wahania wyjęła z plecaka żółtą kopertę i podeszła do brunetki, rzucając nią prosto w jej twarz. – Głupi liścik i napis na krześle to wszystko, na co cię stać?!
– Doprawdy żałuję, że to nie moja sprawka – odparła z uśmiechem Jia i skrzyżowała dłonie na piersi, trzymając w dłoni list. – Ktoś musi cię dobrze znać, skoro wie, że jesteś szmatą.
– Tak to jest, gdy pije się bez umiaru i wychodzi z obcym kolesiem – wtrącił jeden z uczniów, a wszyscy zaczęli przytakiwać i rzucać w stronę nastolatki różnorodne wyzwiska.
Kim Bum wiedział, że się mylili. Sieun upiła się, by zapomnieć o smutku. Chłopak, który ją wyprowadził, próbował po prostu wykorzystać fakt, iż nie potrafiła myśleć racjonalnie. Dla klasy jednak była stracona, odkąd zaczęła spotykać się z Doojonem. Każdy próbował jej pomóc, ostatecznie odpuszczając, gdy Sieun zawzięcie broniła toksycznego związku, w którym żyła.
Została sama, ponieważ tego chciała.
Bum pragnął stanąć w jej obronie, jednak ostrzegające spojrzenie byłej przyjaciółki przygwoździło go do siedzenia. Sieun nie chciała, by się wtrącał, dlatego siedział cicho, choć każda część jego ciała krzyczała.
Sieun przeniosła wzrok z przyjaciela na rozbawioną Jię. Jej twarz pokrywało kilka siniaków po ostatniej bójce. Próbowała nabrać Buma na swój urok osobisty, a tak naprawdę była zazdrosna. Wiedziała, że chłopak nie wybrałby jej, gdyby musiał decydować. To ją tak bardzo bolało.
– Sieun! – przez klasę przebił się stanowczy krzyk Minkiego, który pojawił się znikąd i zacisnął dłoń na ramieniu siostry. Dziewczyna uniosła wysoko brwi, nie mając pojęcia, co się działo. – Zabieraj swoje rzeczy i wracamy do domu. Ale już! – rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
– Mam lekcje...
– Rusz się!
Nastolatka wyszarpała się z uścisku i posłusznie ruszyła po swoje rzeczy.
– Bum, powiedz nauczycielom, że Sieun nie będzie dzisiaj na lekcjach, dobrze? – Minki spojrzał łagodnie w stronę przyjaciela, a ten przytaknął. Wiedział, że spotkają się wieczorem i porozmawiają o tym, co się wydarzyło. Wszystko zaczynało się bardziej komplikować, a rodzina Choi przechodziła najgorszy okres w swoim życiu.
Minki wziął siostrę pod ramię i pospiesznie wyprowadził ją z klasy. Szli przez prawie pusty korytarz w ciszy, aż nastolatka wybuchła:
– Potrafię iść sama! Możesz mi powiedzieć, o co do cholery chodzi?!
Widząc gniewne spojrzenie brata, zamilkła i pozwoliła się prowadzić. Kroczyła przez jasny korytarz z niepewnie bijącym sercem i milionem złych scenariuszy w głowie. Coś się stało, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Jeszcze nigdy nie zabierano ją ze szkoły.
Pierwszy raz nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. Bała się. Czuła, że z każdą chwilą traciła pewność siebie, która zanikała we mgle strachu i niedopowiedzeń. Dotyk brata palił jej skórę i sprawiał, że czuła się gorzej, niż zwykle. Nawet jeśli wciąż nie wiedziała, co takiego zrobiła.
Pół godziny później stała w niewielkiej windzie pomiędzy bratem a ojcem. Nie odzywali się do niej przez całą drogę, choć kilka razy próbowała się czegoś dowiedzieć. W końcu zrezygnowała i po prostu patrzyła przez szybę. Czuła się jak śmieć, który powinien zniknąć z powierzchni ziemi.
Gdy weszła do mieszkania, zaatakowała ją nieprzyjemna, mrożąca krew w żyłach, cisza.
– Coś z mamą? – spytała przerażona, zaciskając palce na białej koszuli ojca. – Coś jej się stało?!
– Chodź do przedpokoju – odparł surowo mężczyzna. Zdjął buty i zniknął z jej pola widzenia. Minki zrobił dokładnie to samo. Nawet nie spojrzał w jej stronę.
Sieun niepewnie przekroczyła próg drzwi. Pierwsze co zobaczyła to zrozpaczoną twarz Hyemi. Kobieta trzymała w dłoni chusteczkę i co chwilę wycierała w nią nos.
Dopiero potem ujrzała dwa nieduże woreczki z białym proszkiem w środku.
Narkotyki.
– Dlaczego... Naprawdę jest ci u nas tak źle? – załkała kobieta, nie potrafiąc spojrzeć nastolatce w oczy. – Czegoś ci brakuje? Robimy ci krzywdę? Nienawidzisz nas? No, powiedz! – wypowiadając ostatnie dwa zdania, uniosła wzrok pełen przykrych uczuć, które przewiercały na wskroś Sieun, zadając jej niewyobrażalny ból.
– To nie tak! – zaprzeczyła szybko, powstrzymując napływające do oczu łzy od spłynięcia. – Kocham was! Naprawdę! A to nie należy do mnie, przysięgam! – Wskazała na woreczki drżącymi dłońmi.
– Znaleźliśmy to w twoich rzeczach. Mogłabyś nas przynajmniej nie okłamywać.
– Nie robię tego! – krzyknęła zrozpaczona, ale wiedziała, że nikt jej nie wierzy. Choć wcale nie było to dla niej zaskoczeniem, czuła się osamotniona. Klęknęła, pozwalając, by łzy spłynęły po jej bladych policzkach. – Przysięgam, że te narkotyki nie należą do mni!. Nie jestem ćpunką! Musicie mi uwierzyć!
– Skoro nie są twoje, to Doojona – oznajmił szorstko Minki.
Nie odpowiedziała.
Siwoo wstał i ruszył do innego pomieszczenia. Po chwili wrócił z komórką i podał ją córce.
– Masz zadzwonić do Doojona i zakończyć ten chory związek.
– Nie możecie mi tego zrobić! – krzyknęła, patrząc na matkę błagalnym wzrokiem. – Ja go kocham!
– A my kochamy ciebie – oznajmił spokojnie Siwoo. – Dlatego nie będziemy patrzeć, jak niszczysz sobie życie przez takiego śmiecia.
– Nie nazywaj go tak!
– Sieun, obudź się! – wrzasnął Minki, podchodząc do bliźniaczki. Zacisnął dłonie na jej ramionach i patrzył wprost w jej zapłakane oczy. Bolało go to, co stało się z jego siostrą przez ostatni czas. Nie potrafił się z tym pogodzić. – Nie chcę patrzeć, jak ta miłość cię zabija, rozumiesz?! To chore! Błagam, otwórz oczy. Przerwij to i bądź szczęśliwa. On cię nie kocha!
Przez chwilę stała ze spuszczoną głową, próbując temu zaprzeczyć. Wspomnienie wczorajszego wieczoru skutecznie jej to uniemożliwiło. Tak samo, jak ostatnie chwile spędzone u boku Doojona.
Odebrała od ojca telefon i bez słowa pobiegła do swojego pokoju, zamykając się na klucz. Wybrała znany numer i oparła się o drzwi, powoli siadając na podłogę. Wsłuchiwanie się w sygnał zdawało się trwać wieczność.
Przerażająco głucha cisza.
Dopiero po kilku sekundach usłyszała szorstki, męski głos.
Zamarła.
– Halo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro