Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

٠•●Rozdział 03●•٠

        Sieun z zamyślonym wyrazem twarzy siedziała w ławce, w ogóle nie słuchając wykładu nauczyciela z angielskiego. Wróciła na lekcje cała przemoczona, jednak nie zamierzała pokazać rówieśnikom, że była słaba. Doojon zawsze powtarzał, by nie przejmowała się ludźmi, ponieważ oni nie przeżyją życia za nią. Tak też zamierzała zrobić. 

        Przesiedziała kolejne cztery lekcje, a ubrania powoli zaczęły wysychać. Jeszcze tylko wychowanie fizyczne i będzie mogła uwolnić się od szkoły. Wróci do domu, a potem cały dzień przeleży w łóżku z nadzieją, że Doojon zadzwoni. 

        Minki nie chodził z nią do klasy, za co była niezmiernie wdzięczna losowi. Inaczej rodzice wiedzieliby o każdej złej ocenie. Chociaż Bum siedział dwie ławki za nią, o niczym ich nie informował. Przynajmniej na razie.

        Westchnęła, ze smutkiem myśląc o utraconym przyjacielu. Czasami żałowała swojej decyzji. Wylewała litr łez nad wyborem, jaki musiała dokonać oraz nad trwaniem w toksycznym związku. Zmieniła się. Robiła rzeczy, których nie chciała. Traciła najbliższe osoby jej sercu,  by nie stracić Doojona. Nieważne ile razy o tym pomyślała, ból był nie do zniesienia.

        Słysząc dzwonek, pospiesznie spakowała torbę i ruszyła w stronę drzwi. Już miała wyjść, gdy nauczyciel zawołał ją i kazał podejść. Zrobiła to z wyraźną niechęcią, obojętnie rzucając spojrzenie trzydziestu-paro letniemu amerykanowi. Miał duże błękitne oczy, jasnoblond włosy postawione na żelu i ostry zarys szczęki. Był przystojny. Nic dziwnego, że niemalże każda dziewczyna po cichu się w nim podkochiwała. Sieun jednak nie widziała nikogo, poza swoim chłopakiem. Dlatego też sympatia anglistyka była jej zupełnie obojętna.

        Pochwyciła spojrzenie wychodzącego z pomieszczenia Buma i szybko odwróciła wzrok. Nienawidziła poczucia winy, jakie przewiercało ją na wskroś, gdy na niego patrzyła. Nienawidziła czuć się w tak beznadziejny sposób. Była przez wszystkich oceniana i karcona. Pragnęła po prostu żyć swoim życiem i podejmować własne decyzje. Czy to tak wiele?

        – Co się z tobą ostatnio dzieje, Sieun? – spytał spokojnie nauczyciel, otwierając dziennik na kartce z ocenami. – Kiedyś byłaś dobrą uczennicą. U mnie też szło ci całkiem nieźle, a teraz od góry do dołu masz same jedynki. Czasami zdarzy się jakaś dwójka... Masz jakieś problemy? Rodzice, złe towarzystwo...

        – Po prostu nie chce mi się uczyć – skłamała, zaciskając palce na czarnym pasku torebki. – Nie wiem, o co to wielkie halo. Wszyscy się czepiają, jakbym co najmniej zaczęła ćpać i się puszczać na lewo i prawo! Cholera, to moje życie!

      – Martwimy się o ciebie – oznajmił nauczyciel, udając, że wybuch uczennicy nie miał miejsca. – Słyszałem, że przestałaś grać na skrzypcach. Przecież to kochałaś...

        – Skrzypce są dla kujonów – rzuciła przeciągle, mierząc mężczyznę zdenerwowanym spojrzeniem. – Zainteresowania się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Takie jest życie. Do widzenia.

        Wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Szybkim krokiem przeszła na koniec szerokiego korytarza i skręciła w lewo na salę gimnastyczną. Zdjęła buty i wsadziła je do wolnego miejsca na wysokiej, bardzo obszernej półce, po czym boso ruszyła przez wielką salę gimnastyczną. Na podłodze widniały namalowane linie do gry w koszykówkę i siatkówkę oraz drabinki, kosze, nad którymi znajdowała się „widownia" na kształt półkolistych balkonów o żółtawej barwie. Była ona na pierwszym piętrze, gdzie wchodziło się przez specjalne drzwi. Uczniowie przeważnie zasiadali tu na meczach z różnych dziedzin sportowych. Pod balkonami leżały zielone materace i znajdowały się trzy pary białych drzwi. Szatnia damska z numerem pierwszym, szatnia męska z drugim i pokój dla nauczycieli z numerem trzecim - na samym końcu. Z kolei kilka centymetrów od drabinek zwisały grube liny do wspinania, zabezpieczone kłódką, by uczniom nie zachciało się czasem powygłupiać.

        Sieun niechętnie weszła do damskiej szatni, gdzie przebierały się dziewczyny z klasy. Nie miała ani jednej koleżanki, przez co czuła się nieco wyobcowana. Z drugiej zaś strony, nie miała komu zwierzyć się ze swoich problemów, a to oznaczało, iż nikt nigdy nie zawiedzie jej zaufania. Czasami bycie wyrzutkiem miało swoje plusy.

        Zignorowała spojrzenia dwunastu rówieśniczek, przysiadła na końcu drewnianej ławki i zaczęła wyciągać z białego, szkolnego woreczka ubrania na zmianę. W szkole obowiązywały nie tylko mundurki, ale także identyczne stroje na W-F. Krótkie granatowe spodenki sięgające za pośladki, białe bluzki z rękawkiem bez napisu oraz tego samego koloru zmienne trampki z jasną podeszwą.

        Dziewczyny rozmawiały o nowych klipach NU'EST i innych koreańskich zespołów. Jedynie Sieun w spokoju zmieniła ubrania, starannie ułożyła jeszcze wilgotny mundurek na ławce i bez słowa opuściła pomieszczenie. Zdjęła z ręki czarną gumkę i związała gęste, rude włosy, które nie były akceptowane przez nauczycieli. Miała przez nie już kilka punktów ujemnych, ale nie zamierzała przefarbować się na brązowo. Tak samo było z Minkim, który również farbował włosy na nienaturalny, czerwony kolor. Przynajmniej to ich jeszcze łączyło.

        Zerknęła w stronę męskiej szatni, skąd zaczęli wybiegać chłopcy, popychając się po drodze. Wśród nich odnalazła najwspanialszy uśmiech na świecie, który zawsze wywoływał ciepło w jej sercu. Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy ktoś odepchnął ją w bok i omal się nie przewróciła.

        – Kim Bum, oppa*! – Sieun zmarszczyła brwi, widząc, jak Park Jia z szerokim uśmiechem wzięła chłopaka pod ramię. Nie znosiła tej dziewczyny. – Będziesz ze mną w drużynie? Gramy w siatkówkę. Będę naprawdę szczęśliwa, jeśli się zgodzisz!

        – Oczywiście. Wygramy ten mecz, zobaczysz! – oznajmił brunet, a dziewczyna podskoczyła z radości i zaprowadziła go na początek rzędu.

        „Kim Bum, oppa! Będziesz ze mną w drużynie? Gramy w siatkówkę. Będę naprawdę szczęśliwa, jeśli się zgodzisz", Sieun przedrzeźniała Park w myślach, robiąc przy tym głupią minę. Skrzyżowała dłonie na piersiach i stanęła na końcu rzędu jak zawsze bez pary. Klasa liczyła dwadzieścia trzy osoby, z czego nieobecne były dwie. Większość nie ćwiczyła. Zostało akurat tylu uczniów, by zrobić dwie drużyny z sześcioosobowym składem. Kapitanami jak zwykle byli Kim Bum i Seo Hyunsik. Jeden z niećwiczących chłopaków przejął pałeczkę sędziego, a dwie dziewczyny zajęły się tablicą wyników. Nauczyciel siedział w pokoju, gdzie rozmawiał z rodzicami któregoś z uczniów, dlatego nie mógł się nimi teraz zająć.

        – Jia! – wymówił pierwsze imię  Bum, a szatynka z promiennym uśmiechem stanęła za jego palcami. Jej upięty na samym czubku głowy kok podrygiwał z każdym krokiem, rzucając na boki wychodzące pasma krótszych włosów.

       Sieun udała, że nie robiło to na niej żadnego wrażenia.  Spuściła głowę, obojętnie przyglądając się trampkom. Znów jako ostatnia zostanie przydzielona do którejś z drużyn. Zawsze tak było, choć nie należała do słabych zawodników. Zdążyła się do tego przyzwyczaić i mieć na to totalną olewkę. Już chciała przysiąść, gdy znieruchomiała, słysząc swoje imię. 

        Uniosła oszołomiony wzrok na Hyunsika, który patrzył wprost na nią. Podobnie jak reszta uczniów. Wyraźnie myśleli, że nastolatek zwariował.

        Hyunsik z uśmiechem pomachał do dziewczyny, zachęcając, by podeszła. Uczyniła to z niebywale komicznym wyrazem twarzy. Nic jednak nie równało się z zazdrością wymalowaną na twarzach dziewczyn. Poczuła satysfakcję.

        Po chwili drużyny były gotowe. Po dwie dziewczyny i czterech chłopaków.

        Sieun stanęła pod siatką, naprzeciwko Jii. Posłała jej obojętne spojrzenie i przyszykowała się do ataku. Świetna zagrywka Minho, odebrana piłka, ścina... punkt dla drużyny Hyunsika.

        W drugiej połowie prowadzili jednym punktem. Sieun ze skupieniem stanęła po raz kolejny obok siatki.

        – Jak tam twój chłopak, Ruda? – spytała pogardliwie Jia, próbując skupić uwagę dziewczyny na sobie. – Słyszałam, że ostatnio przeleciał jakąś dziewczynę w Night Club. Podobno było ich słychać aż na korytarzu. Musi być z niego niezły ogier, niepra... – Sieun przeszła pod siatką i rzuciła się na wyraźnie zaskoczoną szatynkę, która wylądowała na podłodze. Choi szarpała ją za związane włosy, a gdy Azjatka zaczęła się bronić, uderzyła z całej siły w twarz.

        – Nigdy nie będziesz jego jedyną dziewczyną! – krzyczała Jia, będąc teraz na górze.

        – Uspokójcie się! – Bum odciągnął Sieun z całej siły, patrząc na krew wypływającą z ust Jii. Po chwili rzucił spojrzenie w stronę Sieun. Nie wyglądała lepiej. W jej brązowych oczach lśnił gniew. Próbowała wyrwać się z uścisku kapitana swojej drużyny, aż w końcu się poddała.

        Sieun dotknęła obolały policzek, mierząc rówieśniczkę ostrzegawczym spojrzeniem. Miała ochotę obić jej tę śliczną, zarozumiałą buźkę. Wymyślała bzdury, myśląc, że jej uwierzy. Doojon ją kochał. Nikt nie mógł tego podważyć. Nie pozwoli na to!

        – Czy was nie można zostawić samych?! – wydarł się na cały głos młody wuefista, podbiegając do miejsca bójki. Ktoś musiał po niego pobiec, a teraz stał między dziewczynami, załamując ręce. – Co tu się, u diabła, stało?! Możecie mi to wyjaśnić?

        – Sieun nie potrafi znieść prawdy. Rzuciła się na mnie tylko dlatego, że próbowałam jej coś wbić do głowy, jak dobra koleżanka – oznajmiła spokojnie Jia.

      – Nigdy nie będziesz moją koleżanką! – rzuciła cierpko Sieun, zaciskając dłonie w pięści. – Zajmij się lepiej całowaniem tyłka Kim Buma, by cię zauważył! – dodała, spoglądając na oszołomionego przyjaciela, z pewnego rodzaju bólem. Bez wahania odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę szatni.

        – Chcę widzieć jutro twoich rodziców w szkole, Sieun! – krzyknął za nią nauczyciel.

        Pospiesznie zmieniła ubrania, spakowała strój do worka i opuściła pomieszczenie równocześnie z dzwonkiem. Włożyła buty, rozpuściła przy wyjściu grube loki i wyszła na chłodne powietrze. Na szczęście już nie padało. Poczuła dreszcz, gdy schodziła schodami, przez co zaczęła delikatnie ocierać zmarznięte ramiona. I tak musiała czekać na autobus, w którym znów spotka Buma. Nienawidziła tego.

        Zamyślona ruszyła w stronę przystanku, gdy usłyszała, jak ktoś radośnie woła jej imię. Uniosła wzrok i przystanęła oszołomiona. Czuła, jak łzy szczęścia napływają do oczu, gotowe spłynąć po obolałych policzkach. Miała przed sobą najwspanialszy obraz na świecie. Doojon ubrany w nową, czarną bluzę stał przed nią, trzymając w dłoniach bukiet czerwonych róż. Pośrodku widniała jedna biała.

        Powolnym krokiem podeszła do ukochanego, a serce zaczęło bić w przyspieszonym tempie. Czuła, jak nogi miękną pod spojrzeniem jego czarnych oczu. Nie spodziewała się czegoś tak wzruszającego. Nie po nim.

        – Co ty tu robisz? – spytała niepewnie, a chłopak złożył na jej ustach czuły pocałunek.

        – Chciałem zrobić ci niespodziankę i przeprosić za wczorajszy telefon – powiedział, gładząc dziewczynę delikatnie po policzku. Widział, że musiała wdać się w bójkę, ale wolał w to nie ingerować. – Byłem zdenerwowany. Nie powinienem mówić takich rzeczy.

        – Daj spokój...

        – Mówię serio. Ale wynagrodzę ci to – zapewnił, wręczając jej kwiaty. – Chodź, zabiorę cię w pewne miejsce. Ubraniem się nie martw. Mam dla ciebie coś idealnego. – Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę srebrnego, sportowego Porsche Carrera. W środku podał jej dwie markowe torby, mówiąc, że to prezent.

        Chociaż Sieun domyślała się, skąd Doojon miał na to wszystko pieniądze, nie chciała psuć atmosfery. Podziękowała, całując chłopaka w usta. 

        Sama jego obecność sprawiła, że czuła się niewyobrażalnie szczęśliwa. Wszystko inne przestało mieć znaczenie.

        – Widziałeś gdzieś po drodze Sieun? Powinna być już w domu – zagadnął Minki, przeszukując stoisko z oryginalnymi płytami. Miał ochotę posłuchać płyty Miley Cyrus, jednak jak na złość nigdzie jej nie było. – A może jest u niej w pokoju? – zamyślił się na moment, spoglądając w sufit.

        – Doojon przyjechał po nią pod szkołę. Pewnie są razem – odpowiedział Bum z wyczuwalnym smutkiem i usiadł na twardym łóżku przyjaciela. – Błagam. Tylko mi nie mów, że zamierzasz puścić Cyrus, bo wychodzę – odparł stanowczo, a Minki spojrzał na niego zirytowany.

        – Jak ja nienawidzę tego Doojona! – warknął, zaciskając dłonie w pięści. – Naprawdę chciałbym, żeby zostawił moją siostrę w spokoju. Co ona widzi w tym dupku?! Tylko siedzi po nocach i płacze!

        Sam chciałbym to wiedzieć, pomyślał Kim, doskonale rozumiejąc przyjaciela. Odkąd Sieun zaczęła obracać się w nieodpowiednim towarzystwie, była zupełnie inną dziewczyną. Zamkniętą w sobie, smutną. Często wybuchała, czego dowodem była dzisiejsza bójka. Poza tym nie rozumiał, dlaczego wmieszała go do konfliktu z Jią. 

        Zbliżał się zmierzch, a dziewczyna nie dawała żadnych oznak życia. Nie potrafiła zrozumieć, że inni się o nią martwili. Czy to tak wiele napisać jedną wiadomość?

        Minki nerwowo przewracał płytami, rzucając wulgarną wiązankę na Doojona. Bum niektórych słów nie rozumiał, ponieważ były wymawiane w przeróżnych językach. Minki z prędkością światła zapamiętywał przekleństwa z filmów.

        – Stary, twój telefon dzwoni – zauważył Bum i wskazał na świecącą komórkę.

        – Ja pierdolę! – warknął Minki, marszcząc groźnie brwi. Widząc pytające spojrzenie przyjaciela, dodał: – To chyba z polskiego filmu. Fajnie brzmi, nie?

        Nie czekając na odpowiedź, nacisnął zieloną słuchawkę. Nie powiedział ani słowa, a jego twarz zrobiła się przeraźliwie blada. 

        – Przyjadę, ale to ostatni raz, rozumiesz?! Mam już dość wyciągania cię z opresji, bo wielce kochający chłopak ma cię w dupie! – krzyknął i wyłączył komórkę, odrzucając ją na łóżko. – Umiesz prowadzić, prawda?

        Bum przytaknął.

        – No to chodź. Weźmiemy samochód mojego ojca.

        Skręcił w uliczkę i zahamował przed domkiem jednorodzinnym. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, rodzeństwo Choi opuściło samochód z trzaskiem. Bum pospiesznie opuścił pojazd, idąc za dziewczyną ubraną w niesamowicie krótką, białą sukienkę, którą starała się naciągnąć na dół.

        – Nie idź do mnie plecami, gdy do ciebie mówię! – krzyknął Minki, szarpiąc dziewczynę za ramię. – Słyszysz?!

        – Miałeś tylko przyjechać, a nie prawić mi morały! – odkrzyknęła. – Po cholerę się przejmujesz?!

        – Bo cię kocham! – odpowiedział nieco stonowanym tonem, a w jego oczach zalśniły łzy. Bum przystanął, z bólem spoglądając na rodzeństwo. – Kocham cię. Zawsze będę się przejmował, ponieważ jesteś moją siostrą.

        Siedemnastolatka poczuła, jak jej serce pęka niczym bańka mydlana. Nie spoglądając na Buma, odepchnęła dłoń bliźniaka i wbiegła do mieszkania.

        Wyminęła w drzwiach zmartwionych rodziców i pobiegła wprost do swojego pokoju, gdzie zamknęła się na klucz. Oparła się o drzwi, wybuchając głośnym, niepohamowanym szlochem. Jak mogła uwierzyć, że ten dzień będzie się różnił od innych, a Doojon pokaże, iż naprawdę mu na niej zależało? Myślała, że czekała ich romantyczna atmosfera, czas we dwoje, a tymczasem musiała założyć tę ohydną miniówę z dużym dekoltem i wysokie, złote obcasy, które wyrzuciła po drodze. Paradowała w klubie jak dziwka, wśród innych przylepiających się do jej chłopaka panienek. Nawet nie zwracał na nią uwagi.

        – Skończę z tobą, Doojon – załkała, wbijając paznokcie w nogi. – Kiedyś pożałujesz tego, że bawiłeś się moimi uczuciami. Nienawidzę cię. Naprawdę cię nienawidzę...

        Chciała wierzyć, że już do niego nie wróci, że raz na zawsze z nim skończy, jednak za dobrze znała samą siebie, by móc chociażby o tym myśleć.

~

*oppa - pieszczotliwy zwrot dziewczyny do starszego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro