Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

٠•●Rozdział 02●•٠

        W życiu przeważnie nic nie układało się tak, jakbyśmy tego chcieli. Marzenia się nie spełniały, pieniądze nie rosły na drzewach, a ludzie, których kochaliśmy, często zadawali ból. Miłość bywała ślepa. Tkwiliśmy w klatce bez klamek, gdzie uczucia nie raz rozrywały serce, pozostawiając na nim stałe blizny.

        Sieun nie potrafiła pogodzić się z wyborem, jaki musiała podjąć. Rezygnując z przyjaźni Kim Buma, pozostawiła za sobą najpiękniejsze wspomnienia. Życie, w którym czuła się beztrosko szczęśliwa i kochana. Chociaż nie raz pragnęła cofnąć czas, wiedziała, że i tak nie zmieniłaby decyzji. Miłość do Doojona była zbyt potężna, by z niej zrezygnować, nawet jeśli przysparzała wiele bólu i rozczarowań.

        Otarła łzy i przeszła na zielonym świetle, wpatrując się w wysoki szary wieżowiec. Dostrzegła palące się światło w lewym rogu na ósmym piętrze, co oznaczało, że Minki nie spał. Zapewne Bum o wszystkim mu powiedział, ale nie miała mu tego za złe. Prędzej czy później brat sam by się wszystkiego dowiedział. Musiała się z tym zmierzyć.

        – Sieun! W końcu jesteś! – Mozolnie uniosła wzrok na farbowanego blondyna, który podbiegł do niej z zatroskaną miną. Tuż za nim pojawiła się wysoka szatynka, Woo Yuri.  – Gdzie Doojon? Byliście razem! – Przerażenie w czekoladowych oczach Japończyka sprawiły, że Sieun spuściła głowę. Skoro Doojona nie było z nimi, musiał wrócić do ciepłego, bezpiecznego domu. Jakby w ogóle się o nią nie martwił.

        – Odpowiadaj! – krzyknęła Yuri, potrząsając dziewczyną. – Gdzie Doojon?! Złapali go?!

        – Uciekł, gdy dopadła mnie policja – odkrzyknęła, odpychając dziewczynę. Zacisnęła pięści, a w jej brązowych oczach zalśniły łzy. – Zostawił mnie! Ale nie martwcie się, nikogo nie wsypałam. Mnie też niczego nie udowodnili. A teraz, cześć.

        – Sieun!

        Wbiegła do budynku i zatrzasnęła drzwi. Nie miała zamiaru wdawać się w kłótnię z Yuri, z którą od początku nie żyła w zgodzie, a było to spowodowane tym, że wielokrotnie flirtowała z Doojonem na jej oczach. Sieun przyłapała ich nawet w jednym z hotelowych pokoi, jednak nigdy się do tego nie przyznała. Wolała udawać, że o niczym nie wiedziała, niż wysłuchiwać kłamstw. Nienawidziła siebie za tak ślepe uczucie, które sprawiało jej jedynie ból i  wywoływało milion łez.

        Weszła do windy, nacisnęła guzik na ósme piętro i oparła się o kremową ścianę. Bezradność pokrywała ją od stóp po sam czubek głowy. Nienawidziła Doojona równie mocno, jak go kochała. Pragnęła odejść, jednocześnie nie potrafiąc tego zrobić. Zawodziła rodziców, brata i Buma tylko dlatego, by Doojon w końcu ją dostrzegł i zaczął traktować poważnie. Pragnęła być jedyną dziewczyną w jego życiu.

        Nie chciała być jedną z wielu.

        Wyszła na długi jasnopomarańczowy korytarz i ruszyła w stronę drzwi z numerem trzydziestym drugim. Miały barwę ciemnej czekolady i były dość proste, aczkolwiek ładne.

        Drżącymi dłońmi przekręciła klucz w zamku i weszła do ciemnego pomieszczenia najciszej, jak się tylko dało. Po ciszy stwierdziła, że rodzice spali. W przeciwieństwie do Minkiego. Wysoki, szczupły chłopak o farbowanych na czerwono włosach z długą grzywą opadającą na czoło opierał się o drzwi do jej pokoju. Jego brązowe oczy patrzyły ze smutkiem, wbijając kolejną szpilkę w jej serce.

        Zdjęła baleriny i ruszyła w stronę pokoju, spodziewając się kolejnej pouczającej rozmowy z bliźniaczym bratem. Tęskniła za chwilami, gdy byli ze sobą bardzo zżyci, a jedynym problemem, jakim się przejmowali to to, co dziś zamierzali robić.

        – Daruj sobie, Minki – oznajmiła, podchodząc do okna i opuszczając fioletowe żaluzje. – Wiem, znów cię zawiodłam. Nie powinnam wymykać się z domu, nie powinnam spotykać się z Doojonem ani wpakowywać się w kłopoty. Wiem to wszystko i naprawdę nie muszę tego codziennie wysłuchiwać. To robi się nudne, a i tak niczego nie zmienia. Szkoda twojego czasu.

        Minki oparł się o białe drzwi i schował dłonie do kieszeni szerokich popielatych dresów. Patrzył na plecy siostry i nie rozumiał, jak człowiek mógł tak bardzo się zmienić. Jak jedna osoba potrafiła pociągnąć drugą za sobą, odbierając wszystko, co było w niej najlepsze. Minęły zaledwie cztery miesiące, a on nie widział w Sieun swojej siostry. Uśmiechniętej, zabawnej, ambitnej i pełnej energii. Ostatnimi czasy nawet zeszyt z piosenkami, które kochała tworzyć, stał zapomniany. Siedemnastolatka była raczej gościem niż mieszkańcem we własnym domu. Jakim byłby bratem, gdyby po prostu się temu przyglądał i nie próbował niczego zmienić?

        – Nie rozumiesz, że wszyscy się o ciebie martwią? Rodzice obwiniają się o to, że nie potrafią cię upilnować. Nawet nie jesz z nami wspólnie posiłków, twój talerz zawsze stoi pusty – powiedział spokojnym tonem, a serce cisnęło mu się do gardła. Musiał być silny za nich dwoje. Inaczej raz na zawsze straci siostrę, a zarazem prawdziwą przyjaciółkę.

        – Mówiłam, żeby mama przestała dla mnie nakładać. To nie moja wina, że mnie nie słucha.

        – Naprawdę zamierzasz udawać, że cię to nie obchodzi?! – uniósł głos, energicznie podchodząc do siostry i obracając ją w swoją stronę. – Kochamy cię! Jesteś moją młodszą o pięć minut siostrą. Zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz mnie od siebie odtrącasz. Odtrąciłaś Buma, a przecież wiem, ile dla ciebie znaczy. Jak możesz nie zauważać tego wszystkiego i zachowywać się w tak obojętny sposób?!

        – Zmieniłam się i musisz się z tym pogodzić. Nie zrezygnuję z Doojona tylko dlatego, że macie do niego jakieś „ale" – powiedziała stanowczo. – Kocham go i wiem, że ta miłość jest odwzajemniona.

        – „On albo ja" – zacytował, nie ustępując, a siedemnastolatka spuściła wzrok – Czy taki warunek stawia osoba, która kocha? Czy osoba, która kocha, jest gotowa do zdrady?! Sieun, czy on naprawdę jest wart tego wszystkiego? Czy jest wart utraty twojego szczęścia?! – Potrząsnął bliźniaczkę z oczami pełnymi łez. – Odpowiedz!

        – Może i nie jest tego wart, ale wolę takie życie, niż życie bez niego. Nigdy tego nie zrozumiesz.

        – Masz rację – przyznał gniewnie, kierując się w stronę wyjścia. – Nigdy nie zrozumiem, jak ktoś może dobrowolnie decydować się na ból. Poświęcać wszystko dla osoby, która nie jest tego warta. Tego nie da się zrozumieć.

        Wyszedł, pozostawiając ją z poczuciem winy.

        Sieun opadła na łóżko z jasnofioletową pościelą, a po jej policzkach spłynęły łzy. Dlaczego nikt nie starał się jej zrozumieć? Dlaczego każdy ją osądzał, nie zważając na to, jak bardzo zagubiona i samotna się czuła? Potrzebowała przyjaciela. Kogoś, kto byłby z nią bez względu na wszystko. Kogoś, kto nie prawił morałów, nie osądzał, a po prostu był.

        Kogoś takiego jak Kim Bum.

        Wyciągnęła komórkę z kieszeni granatowych dżinsów. Widząc wiadomość od dawnego przyjaciela, nacisnęła czerwoną słuchawkę i wybrała numer do Doojona. Musiała z kimś porozmawiać.

        Jeden sygnał.

        Drugi.

        Trzeci.

        Automatyczna sekretarka.

        Powtórzyła czynność kilka razy i dopiero za czwartym usłyszała podirytowany głos ukochanego:

        – Dlaczego do mnie dzwonisz?! Chcesz, żeby mnie namierzyli i wsadzili do pudła?!

        – J–ja...

        – Jeżeli mnie wkopiesz, nie wybaczę ci tego, rozumiesz?! Pamiętaj, że wiem o tobie wszystko!

        – Doojon, uspokój się. Nikogo nie wsypałam, jestem w domu – poprosiła, a ręce trzęsły jej się niemiłosiernie. Chłód chłopaka wywołał w niej strach. Sprawił, że czuła się jeszcze bardziej samotna, niż wcześniej. – Chciałam tylko spytać, czy wszystko z tobą w porządku. Policja na mnie nic nie miała, dlatego zostałam wypuszczona. Chciałam z kimś pogadać, bo Minki znów...

        – A co mnie obchodzi twój cholerny brat?! – przerwał oburzony. – Dobrze, że nikogo nie wsypałaś i nie mamy problemów. To się liczy, a nie jakieś twoje sprzeczki z bratem. Mam to gdzieś, rozumiesz? Idź spać, odezwę się jutro.

        Połączenie zostało przerwane.

        Sieun przez dłuższą chwilę trzymała jeszcze komórkę przy uchu, z nadzieją wsłuchując się w ciszę po drugiej stronie. Wraz z mijanymi sekundami odeszła wiara w to, że zadzwoni i przeprosi. Pokręciła desperacko głową, próbując stłumić smutek.

        Tylko tak powiedział, powtarzała w myślach, patrząc w przerażającą pustkę przed siebie. Przecież mu zależy. Wiem to...

        Wybiegł na deszcz, z drżącym sercem rozglądając się na wszystkie strony. Nie zważał na nawołującego nauczyciela, gdy Sieun wybiegła z klasy. Wychowawca poruszył temat zagubionych dziewczyn, które ślepo zapatrzone w swoich partnerów, pozwalały się ranić i wykorzystywać. Wszystkie oczy uczniów i pytania „jak to jest?" od razu zostały skierowane na Choi, która w końcu nie wytrzymała i opuściła zajęcia.

        Bum nie mógł bezczynnie siedzieć i słuchać rówieśników, gdy każda część ciała kazała mu za nią pobiec. Chociaż miał trzymać się od Sieun z daleka, nie mógł tego zrobić. Nie, gdy widział, jak bardzo cierpiała. Jak mógł być szczęśliwy, skoro dziewczyna, którą kochał, zamykała się w klatce niekończącego się bólu i rozczarowania. Pozwoliłby jej odejść, gdyby to ją uszczęśliwiło, ale tak wcale nie było.

        Zbiegł po schodach, dostrzegając przemoczoną sylwetkę z rudymi, długimi włosami opadającymi na granatowym mundurku. Siedziała obok przystanku autobusowego na korze ściętego drzewa. Zwolnił kroku, podchodząc bliżej. Płakała ze spuszczoną głową, zaciskając dłonie. Łzy zlewały się z kroplami deszczu, pozostawiając po makijażu czarne smugi. Był to widok, który bezpowrotnie łamał mu serce i zadawał największy ból ze wszystkich.

        Zdjął marynarkę, obszedł dziewczynę od tyłu i nałożył ją na jej głowę tak delikatnie, jakby ten gest mógł ją skrzywdzić. Zdawał sobie sprawę z tego, że utrudniał jej to wszystko, ale nie chciał, by myślała, że została sama. Pragnął, by wiedziała, iż wciąż mogła na niego liczyć. Bez względu na wszystko.

        Z bólem serca odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia, gdy poczuł delikatny uścisk na nadgarstku. Oszołomiony zatrzymał się, patrząc na budynek szkoły.

        – Przestań się mną przejmować  – poprosiła, zdejmując z siebie marynarkę. – Zrób to dla mnie, proszę. Pozwól mi ujrzeć szczery uśmiech na twojej twarzy. Wtedy będę szczęśliwsza.

        Bum energicznie odwrócił się w stronę nastolatki i przyciągnął ją do siebie, otaczając delikatne ciało ramionami.

        – Jak mam być szczęśliwy, widząc cię  w takim stanie? – wyszeptał, kładąc głowę na barku dziewczyny. – Nie oczekuj ode mnie czegoś, czego nie mogę zrobić. Nie mogę o tobie zapomnieć. Nie chcę tego robić.

        – Ale ja chcę zapomnieć o tobie – skłamała, wbijając nóż w jego serce. Odsunęła go na szerokość ramion i wręczyła marynarkę. – Proszę, byś mi na to pozwolił. Nigdy nie będziesz Doojonem. Nigdy nie zajmiesz jego miejsca.

        Odeszła, szepcząc bezgłośne „przepraszam". Wcale nie chciała zapomnieć najpiękniejszych wspomnień swojego życia, a to z Bumem je przeżyła. Musiała skłamać, by chronić zarówno siebie, jak i jego. Pragnęła, by zaczął żyć od nowa. Znalazł dziewczynę, z jaką byłby szczęśliwy, realizował się w pasji i wrócił do koncertowania w Dream Rock.

        Szkoda, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że to ty jesteś moim szczęściem, pomyślał Bum, ze łzami wpatrując się w sylwetkę Sieun.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro