٠•●Rozdział 02●•٠
W życiu przeważnie nic nie układało się tak, jakbyśmy tego chcieli. Marzenia się nie spełniały, pieniądze nie rosły na drzewach, a ludzie, których kochaliśmy, często zadawali ból. Miłość bywała ślepa. Tkwiliśmy w klatce bez klamek, gdzie uczucia nie raz rozrywały serce, pozostawiając na nim stałe blizny.
Sieun nie potrafiła pogodzić się z wyborem, jaki musiała podjąć. Rezygnując z przyjaźni Kim Buma, pozostawiła za sobą najpiękniejsze wspomnienia. Życie, w którym czuła się beztrosko szczęśliwa i kochana. Chociaż nie raz pragnęła cofnąć czas, wiedziała, że i tak nie zmieniłaby decyzji. Miłość do Doojona była zbyt potężna, by z niej zrezygnować, nawet jeśli przysparzała wiele bólu i rozczarowań.
Otarła łzy i przeszła na zielonym świetle, wpatrując się w wysoki szary wieżowiec. Dostrzegła palące się światło w lewym rogu na ósmym piętrze, co oznaczało, że Minki nie spał. Zapewne Bum o wszystkim mu powiedział, ale nie miała mu tego za złe. Prędzej czy później brat sam by się wszystkiego dowiedział. Musiała się z tym zmierzyć.
– Sieun! W końcu jesteś! – Mozolnie uniosła wzrok na farbowanego blondyna, który podbiegł do niej z zatroskaną miną. Tuż za nim pojawiła się wysoka szatynka, Woo Yuri. – Gdzie Doojon? Byliście razem! – Przerażenie w czekoladowych oczach Japończyka sprawiły, że Sieun spuściła głowę. Skoro Doojona nie było z nimi, musiał wrócić do ciepłego, bezpiecznego domu. Jakby w ogóle się o nią nie martwił.
– Odpowiadaj! – krzyknęła Yuri, potrząsając dziewczyną. – Gdzie Doojon?! Złapali go?!
– Uciekł, gdy dopadła mnie policja – odkrzyknęła, odpychając dziewczynę. Zacisnęła pięści, a w jej brązowych oczach zalśniły łzy. – Zostawił mnie! Ale nie martwcie się, nikogo nie wsypałam. Mnie też niczego nie udowodnili. A teraz, cześć.
– Sieun!
Wbiegła do budynku i zatrzasnęła drzwi. Nie miała zamiaru wdawać się w kłótnię z Yuri, z którą od początku nie żyła w zgodzie, a było to spowodowane tym, że wielokrotnie flirtowała z Doojonem na jej oczach. Sieun przyłapała ich nawet w jednym z hotelowych pokoi, jednak nigdy się do tego nie przyznała. Wolała udawać, że o niczym nie wiedziała, niż wysłuchiwać kłamstw. Nienawidziła siebie za tak ślepe uczucie, które sprawiało jej jedynie ból i wywoływało milion łez.
Weszła do windy, nacisnęła guzik na ósme piętro i oparła się o kremową ścianę. Bezradność pokrywała ją od stóp po sam czubek głowy. Nienawidziła Doojona równie mocno, jak go kochała. Pragnęła odejść, jednocześnie nie potrafiąc tego zrobić. Zawodziła rodziców, brata i Buma tylko dlatego, by Doojon w końcu ją dostrzegł i zaczął traktować poważnie. Pragnęła być jedyną dziewczyną w jego życiu.
Nie chciała być jedną z wielu.
Wyszła na długi jasnopomarańczowy korytarz i ruszyła w stronę drzwi z numerem trzydziestym drugim. Miały barwę ciemnej czekolady i były dość proste, aczkolwiek ładne.
Drżącymi dłońmi przekręciła klucz w zamku i weszła do ciemnego pomieszczenia najciszej, jak się tylko dało. Po ciszy stwierdziła, że rodzice spali. W przeciwieństwie do Minkiego. Wysoki, szczupły chłopak o farbowanych na czerwono włosach z długą grzywą opadającą na czoło opierał się o drzwi do jej pokoju. Jego brązowe oczy patrzyły ze smutkiem, wbijając kolejną szpilkę w jej serce.
Zdjęła baleriny i ruszyła w stronę pokoju, spodziewając się kolejnej pouczającej rozmowy z bliźniaczym bratem. Tęskniła za chwilami, gdy byli ze sobą bardzo zżyci, a jedynym problemem, jakim się przejmowali to to, co dziś zamierzali robić.
– Daruj sobie, Minki – oznajmiła, podchodząc do okna i opuszczając fioletowe żaluzje. – Wiem, znów cię zawiodłam. Nie powinnam wymykać się z domu, nie powinnam spotykać się z Doojonem ani wpakowywać się w kłopoty. Wiem to wszystko i naprawdę nie muszę tego codziennie wysłuchiwać. To robi się nudne, a i tak niczego nie zmienia. Szkoda twojego czasu.
Minki oparł się o białe drzwi i schował dłonie do kieszeni szerokich popielatych dresów. Patrzył na plecy siostry i nie rozumiał, jak człowiek mógł tak bardzo się zmienić. Jak jedna osoba potrafiła pociągnąć drugą za sobą, odbierając wszystko, co było w niej najlepsze. Minęły zaledwie cztery miesiące, a on nie widział w Sieun swojej siostry. Uśmiechniętej, zabawnej, ambitnej i pełnej energii. Ostatnimi czasy nawet zeszyt z piosenkami, które kochała tworzyć, stał zapomniany. Siedemnastolatka była raczej gościem niż mieszkańcem we własnym domu. Jakim byłby bratem, gdyby po prostu się temu przyglądał i nie próbował niczego zmienić?
– Nie rozumiesz, że wszyscy się o ciebie martwią? Rodzice obwiniają się o to, że nie potrafią cię upilnować. Nawet nie jesz z nami wspólnie posiłków, twój talerz zawsze stoi pusty – powiedział spokojnym tonem, a serce cisnęło mu się do gardła. Musiał być silny za nich dwoje. Inaczej raz na zawsze straci siostrę, a zarazem prawdziwą przyjaciółkę.
– Mówiłam, żeby mama przestała dla mnie nakładać. To nie moja wina, że mnie nie słucha.
– Naprawdę zamierzasz udawać, że cię to nie obchodzi?! – uniósł głos, energicznie podchodząc do siostry i obracając ją w swoją stronę. – Kochamy cię! Jesteś moją młodszą o pięć minut siostrą. Zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz mnie od siebie odtrącasz. Odtrąciłaś Buma, a przecież wiem, ile dla ciebie znaczy. Jak możesz nie zauważać tego wszystkiego i zachowywać się w tak obojętny sposób?!
– Zmieniłam się i musisz się z tym pogodzić. Nie zrezygnuję z Doojona tylko dlatego, że macie do niego jakieś „ale" – powiedziała stanowczo. – Kocham go i wiem, że ta miłość jest odwzajemniona.
– „On albo ja" – zacytował, nie ustępując, a siedemnastolatka spuściła wzrok – Czy taki warunek stawia osoba, która kocha? Czy osoba, która kocha, jest gotowa do zdrady?! Sieun, czy on naprawdę jest wart tego wszystkiego? Czy jest wart utraty twojego szczęścia?! – Potrząsnął bliźniaczkę z oczami pełnymi łez. – Odpowiedz!
– Może i nie jest tego wart, ale wolę takie życie, niż życie bez niego. Nigdy tego nie zrozumiesz.
– Masz rację – przyznał gniewnie, kierując się w stronę wyjścia. – Nigdy nie zrozumiem, jak ktoś może dobrowolnie decydować się na ból. Poświęcać wszystko dla osoby, która nie jest tego warta. Tego nie da się zrozumieć.
Wyszedł, pozostawiając ją z poczuciem winy.
Sieun opadła na łóżko z jasnofioletową pościelą, a po jej policzkach spłynęły łzy. Dlaczego nikt nie starał się jej zrozumieć? Dlaczego każdy ją osądzał, nie zważając na to, jak bardzo zagubiona i samotna się czuła? Potrzebowała przyjaciela. Kogoś, kto byłby z nią bez względu na wszystko. Kogoś, kto nie prawił morałów, nie osądzał, a po prostu był.
Kogoś takiego jak Kim Bum.
Wyciągnęła komórkę z kieszeni granatowych dżinsów. Widząc wiadomość od dawnego przyjaciela, nacisnęła czerwoną słuchawkę i wybrała numer do Doojona. Musiała z kimś porozmawiać.
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Automatyczna sekretarka.
Powtórzyła czynność kilka razy i dopiero za czwartym usłyszała podirytowany głos ukochanego:
– Dlaczego do mnie dzwonisz?! Chcesz, żeby mnie namierzyli i wsadzili do pudła?!
– J–ja...
– Jeżeli mnie wkopiesz, nie wybaczę ci tego, rozumiesz?! Pamiętaj, że wiem o tobie wszystko!
– Doojon, uspokój się. Nikogo nie wsypałam, jestem w domu – poprosiła, a ręce trzęsły jej się niemiłosiernie. Chłód chłopaka wywołał w niej strach. Sprawił, że czuła się jeszcze bardziej samotna, niż wcześniej. – Chciałam tylko spytać, czy wszystko z tobą w porządku. Policja na mnie nic nie miała, dlatego zostałam wypuszczona. Chciałam z kimś pogadać, bo Minki znów...
– A co mnie obchodzi twój cholerny brat?! – przerwał oburzony. – Dobrze, że nikogo nie wsypałaś i nie mamy problemów. To się liczy, a nie jakieś twoje sprzeczki z bratem. Mam to gdzieś, rozumiesz? Idź spać, odezwę się jutro.
Połączenie zostało przerwane.
Sieun przez dłuższą chwilę trzymała jeszcze komórkę przy uchu, z nadzieją wsłuchując się w ciszę po drugiej stronie. Wraz z mijanymi sekundami odeszła wiara w to, że zadzwoni i przeprosi. Pokręciła desperacko głową, próbując stłumić smutek.
Tylko tak powiedział, powtarzała w myślach, patrząc w przerażającą pustkę przed siebie. Przecież mu zależy. Wiem to...
Wybiegł na deszcz, z drżącym sercem rozglądając się na wszystkie strony. Nie zważał na nawołującego nauczyciela, gdy Sieun wybiegła z klasy. Wychowawca poruszył temat zagubionych dziewczyn, które ślepo zapatrzone w swoich partnerów, pozwalały się ranić i wykorzystywać. Wszystkie oczy uczniów i pytania „jak to jest?" od razu zostały skierowane na Choi, która w końcu nie wytrzymała i opuściła zajęcia.
Bum nie mógł bezczynnie siedzieć i słuchać rówieśników, gdy każda część ciała kazała mu za nią pobiec. Chociaż miał trzymać się od Sieun z daleka, nie mógł tego zrobić. Nie, gdy widział, jak bardzo cierpiała. Jak mógł być szczęśliwy, skoro dziewczyna, którą kochał, zamykała się w klatce niekończącego się bólu i rozczarowania. Pozwoliłby jej odejść, gdyby to ją uszczęśliwiło, ale tak wcale nie było.
Zbiegł po schodach, dostrzegając przemoczoną sylwetkę z rudymi, długimi włosami opadającymi na granatowym mundurku. Siedziała obok przystanku autobusowego na korze ściętego drzewa. Zwolnił kroku, podchodząc bliżej. Płakała ze spuszczoną głową, zaciskając dłonie. Łzy zlewały się z kroplami deszczu, pozostawiając po makijażu czarne smugi. Był to widok, który bezpowrotnie łamał mu serce i zadawał największy ból ze wszystkich.
Zdjął marynarkę, obszedł dziewczynę od tyłu i nałożył ją na jej głowę tak delikatnie, jakby ten gest mógł ją skrzywdzić. Zdawał sobie sprawę z tego, że utrudniał jej to wszystko, ale nie chciał, by myślała, że została sama. Pragnął, by wiedziała, iż wciąż mogła na niego liczyć. Bez względu na wszystko.
Z bólem serca odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia, gdy poczuł delikatny uścisk na nadgarstku. Oszołomiony zatrzymał się, patrząc na budynek szkoły.
– Przestań się mną przejmować – poprosiła, zdejmując z siebie marynarkę. – Zrób to dla mnie, proszę. Pozwól mi ujrzeć szczery uśmiech na twojej twarzy. Wtedy będę szczęśliwsza.
Bum energicznie odwrócił się w stronę nastolatki i przyciągnął ją do siebie, otaczając delikatne ciało ramionami.
– Jak mam być szczęśliwy, widząc cię w takim stanie? – wyszeptał, kładąc głowę na barku dziewczyny. – Nie oczekuj ode mnie czegoś, czego nie mogę zrobić. Nie mogę o tobie zapomnieć. Nie chcę tego robić.
– Ale ja chcę zapomnieć o tobie – skłamała, wbijając nóż w jego serce. Odsunęła go na szerokość ramion i wręczyła marynarkę. – Proszę, byś mi na to pozwolił. Nigdy nie będziesz Doojonem. Nigdy nie zajmiesz jego miejsca.
Odeszła, szepcząc bezgłośne „przepraszam". Wcale nie chciała zapomnieć najpiękniejszych wspomnień swojego życia, a to z Bumem je przeżyła. Musiała skłamać, by chronić zarówno siebie, jak i jego. Pragnęła, by zaczął żyć od nowa. Znalazł dziewczynę, z jaką byłby szczęśliwy, realizował się w pasji i wrócił do koncertowania w Dream Rock.
Szkoda, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że to ty jesteś moim szczęściem, pomyślał Bum, ze łzami wpatrując się w sylwetkę Sieun.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro