Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

٠•●Rozdział 07●•٠

        Sama nie przyszłabym na jego miejscu, pomyślała Sieun, ze smutkiem patrząc na cyfrowy zegar, który wybił godzinę dwudziestą drugą. Nie czuła złości na Buma. Nie miał obowiązku być przy niej w chwilach, gdy potrzebowała czyjegoś wsparcia. Już się nie przyjaźnili i to wyłącznie z jej winy. Dlaczego więc odczuwała rozczarowanie?

        Usiadła na łóżku, spoglądając na śpiącego obok brata. Pilnował jej, by nie próbowała zrobić jakiegoś głupstwa. Rodzice również co chwilę zaglądali do pokoju z czymś do jedzenia. Wszyscy się o nią martwili i próbowali ulżyć w cierpieniu, chociaż było to niemożliwe.

        Pierwszy raz od dawna spędziła tyle czasu u boku bliźniaka. Minki gryzmolił coś w zeszycie A4, podczas gdy ona udawała, że śpi, w rzeczywistości niemo spoglądając na okno.

        Powoli wysunęła się spod kołdry, kładąc stopy na chłodnej podłodze. Musiała wyjść się przewietrzyć. Z dala od wszystkich. 

        Zerknęła przez ramię, mimowolnie skupiając wzrok na zeszycie, który leżał obok czerwonej czupryny chłopaka. Uśmiechnęła się pod nosem, biorąc przedmiot do ręki. Otworzyła go w miejscu, gdzie znajdował się długopis i zaczęła czytać przy delikatnym świetle nocnej lampki.


„Jeśli nie wrócisz teraz do Doojona, będzie dobrze. Wiem, że cierpisz, ale to minie. Jestem z Tobą, siostrzyczko. Zawsze byłem, choć tego nie dostrzegałaś. Nie opuszczę Cię niezależnie od tego, co się stanie. Wierzę jednak, że tym razem przetrwasz w swoim postanowieniu. Inaczej już nigdy nie będziesz szczęśliwa, a ja tęsknię za Twoją uśmiechniętą buzią... Za naszymi rozmowami, wygłupami i wspólnym spędzaniu czasu. Obudź się, Sieun. Przestań żyć złudzeniami. Bądź naprawdę szczęśliwa. Dla nas"


        Zamknęła zeszyt i otarła łzy z policzków. Była słaba. Sama nie wierzyła w to, że uda jej się nie wrócić do Doojona. Chociaż nie okazywał jej ani krzty szczerego uczucia, kochała go. Leciała za nim jak ćma do płonącego ognia. Czuła się tak, jakby życie całkowicie z niej umykało. Każdego dnia było jej coraz mniej. Błąkała się po ulicach Seulu, nie zwracając uwagi nawet na własny cień. Nic nie było w stanie jej uszczęśliwić. Nic, prócz krótkich chwil szczęścia u boku Doojona.

        Bezszelestnie czmychnęła z pokoju i przedostała się do wąskiego przedpokoju, gdzie ubrała adidasy i wyszła z mieszkania najciszej, jak się tylko dało. Musiała wyjść i pobyć na świeżym powietrzu sam na sam z myślami. Tak, jak zawsze to robiła, gdy była przygnębiona. Wiedziała, że nie powinna wymykać się z mieszkania, nie mówiąc nikomu, gdzie idzie, ale gdyby to zrobiła, rodzice nie pozwoliliby jej pójść. Tak może uda jej się wrócić niepostrzeżenie i wszyscy będą zadowoleni.

        Nie minęła chwila, gdy zjechała windą i wyszła na chłodne powietrze, czując podmuch ostrego wiatru, który odrzucił jej włosy do tyłu i zmusił do przymrużenia oczu. Westchnęła, zapinając bluzę pod samą szyję i ruszyła przed siebie. Od początku wiedziała, że wieczorem uda się na samotny spacer, dlatego udawała, że zasnęła w ubraniach. Tak naprawdę ani przez sekundę nie zmrużyła oka, dusząc w sobie szloch.

        – Nie ma za co, Jia. Naprawdę świetnie się dziś bawiłem...

        Zatrzymała się przy jednej z latarni, słysząc znajomy głos. Serce cisnęło jej się do gardła i nieznacznie przyspieszyło tempa. Bum porzucił ją dla Jii. Dziewczyny, która za wszelką cenę próbowała zniszczyć jej życie.

      To nieprawda. On nigdy by mi tego nie zrobił, przekonywała samą siebie w myślach, nie ruszając się ani na milimetr. Stała, wpatrując się w nadchodzącą postać.

        – Również cieszę się, że nasz park Tapgol będzie ci się teraz milej kojarzył. Wiesz, ja...

        Głos zamilkł, gdy czarne tęczówki zetknęły się ze spojrzeniem Sieun. Bum wytrzeszczył na nią oczy, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że miał wpaść do przyjaciółki. W końcu Minki do niego dzwonił...

        – Muszę kończyć. Dobranoc – dodał szybko i nacisnął czerwoną słuchawkę, chowając telefon do kieszeni spodni. Przygryzł delikatnie dolną wargę i spuścił wzrok zmieszany.   – Sieun... Właśnie do ciebie szedłem.

        – Nie umiesz kłamać i dobrze o tym wiesz. Daruj sobie i najlepiej wracaj do domu. Jia z pewnością czeka na jakiś uroczy SMS po waszym spotkaniu. Cieszę się, że randka się udała – odparła sarkastycznie, a jej oczy się zaszkliły. Nie wiedząc czemu, ogarnęła ją wściekłość i rozczarowanie, których nie sposób opisać.

        Ruszyła do przodu, nie chcąc dłużej patrzeć na chłopaka, przez co przyspieszyła kroku i wyminęła go bez słowa. Zacisnęła zęby, chcąc opanować drzemiącą w niej bezsilność, gdy łzy mimowolnie zaczęły spływać po jej bladej twarzy.

        – O co ci chodzi? – zapytał Bum, zatrzymując nastolatkę w drodze. Nie byłby sobą, gdyby za nią nie pobiegł. Ponadto dręczyły go wyrzuty sumienia. Widział, że stało się coś poważnego, a Sieun bez wątpienia wymknęła się z domu, by samotnie uporać się ze złymi stronami świata.

        – O nic. Wracaj do swojej nowej zdobyczy. Jia pewnie jest zadowolona. W końcu osiągnęła swój cel. 

        – Przestań wygadywać bzdury! Nie jestem zabawką, żeby ktoś mnie posiadał! – podniósł głos, marszcząc gniewnie brwi.   – O co masz do mnie pretensje, skoro sama kazałaś mi przestać się tobą przejmować? Nie jestem psem, który będzie na każde twoje skinienie!

        Cisza przeplatana z echem bolesnych słów Buma, sprawiły, że do chłopaka dopiero po chwili dotarło to, co powiedział. Wcale tak nie myślał. Przecież kochał Sieun i nic nie było w stanie tego zmienić. Jia to tylko dobra koleżanka, przy której, choć na chwilę zdołał się rozluźnić i nie myśleć o wszystkich przykrościach, jakie go spotkały.

        – Przepraszam. Nie myślę tak...

        – Masz rację. Nie jesteśmy już przyjaciółmi, więc czego ja oczekiwałam? – zaśmiała się przez łzy, spuszczając wzrok. – Jestem głupia. Przepraszam. To oczywiste, że jest w twoim życiu ktoś ważniejszy ode mnie. W końcu ja jestem nikim.

        – Wciąż jesteś najważniejszą osobą w moim życiu! – zaprzeczył, kładąc dłonie na jej policzkach. Uniósł jej twarz, sprawiając, że szkarłatne oczy patrzyły wprost na niego. – Zawsze będziesz najważniejsza. Nieważne co się stanie, będę stał za tobą murem. Jia nie jest dla mnie nikim ważnym. Nigdy nie zajmie twojego miejsca.

        – A powinna. Może w końcu byś odnalazł szczęście. Zastanów się nad tym, żebyś później nie żałował swojej decyzji i nie płacił za nią tyle, co ja teraz. Samotność i toksyczna miłość to coś, co zabija cię od środka. Ludzie tego nie widzą gołym okiem, ale ty umierasz. Powoli upadasz na samo dno, niemym krzykiem błagając o pomoc. Nikt cię nie rozumie. Nikt poza tymi, co znaleźli się takiej samej sytuacji. To nie my decydujemy o tym, kogo pokocha nasze serce. To nie moja wina, że wpakowałam się w takie gówno. Nie chciałam tego. Nie chciałam rezygnować z ciebie i nienawidzę siebie za to, co się stało. Nienawidzę siebie za to, kim stałam się przez Doojona, ale nie cofnę czasu. Nie mogę sprawić, by ten dupek nigdy nie pojawił się w moim życiu. Nie mam na to wpływu.

        – Nie masz wpływu na przeszłość, ale masz wpływ na przyszłość. Nie jest za późno, by wszystko naprawić. Musisz tylko raz na zawsze uwolnić się od Doojona.

        – Ty również nie odwracaj się za siebie, Bum. Zajmij się uszczęśliwianiem siebie. Życzę ci powodzenia. Naprawdę zasługujesz na cudowną dziewczynę u swojego boku. Jesteś wspaniałym mężczyzną, twoja ukochana będzie miała ogromne szczęście.

        Nie wiedząc czemu, wypowiedziane słowa bardzo ją zabolały. Sama myśl, że Bum troszczył się o inną dziewczynę równie mocno, jak o nią, sprawiły, iż po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. Pospiesznie odwróciła wzrok i odeszła, nie chcąc pokazywać chłopakowi, jak bardzo za nim tęskniła. Nie zasługiwała na jego przyjaźń i poświęcony czas. Nie zasługiwała na nikogo. Zraniła wszystkich, którzy chcieli dla niej dobrze. Jak mogłaby teraz prosić, by wciąż zajmowała to samo miejsce w ich życiu, co wcześniej? Jakże była samolubna, wściekając się o to, że Jia mogła zająć jej miejsce w sercu Kim Buma.

        – Dlaczego więc nie dostrzegasz mojej miłości, Sieun? – powiedział pod nosem Bum, a jego czarne jak noc noc oczy się zaszkliły.  – Dlaczego nie pozwalasz, bym cię uszczęśliwił, tylko zawsze uciekasz?

        – Co teraz zamierzasz? – spytał Hiro, niepewnie spoglądając na rozgniewaną twarz przyjaciela. 

        Doojon należał do typu człowieka, który nie spocznie, póki nie dostanie tego, czego chciał, dlatego blondyn wiedział, że Sieun nigdy tak naprawdę nie pozbędzie się go ze swojego życia. Bał się o dziewczynę, ponieważ Doojon bywał nieobliczalny.

        – Jak to co? – prychnął brunet, jakby zadane mu pytanie, było co najmniej idiotyczne. – Zajmę się Yuri, w wolnej chwili ukazując się Sieun, by przypadkiem o mnie nie zapomniała. Jeśli nie wróci z podkulonym ogonem, zniszczę ją. Sprawię, że do końca życia mnie zapamięta.

        Zniszczyłeś jej życie już na tyle, by nie mogła o tobie zapomnieć, pomyślał bezradnie Japończyk, spuszczając głowę.

        Odkąd pamiętał, próbował wybić Doojona Sieun z głowy. Tłumaczył jej, że żadna dziewczyna nie zasługiwała na tak podłego, wrednego chama, jakim był jego przyjaciel. Ale ona nie słuchała, ślepo poddając się zauroczeniu. Teraz nie było odwrotu, a on nie mógł niczego zrobić.

        Cenił swoje życie bardziej od wtrącania się w nie swoje sprawy. Co jak co, ale Lee Doojon był jednym z niewielu ludzi, którym nigdy nie chciałby zaleźć za skórę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak mogłoby się to dla niego skończyć.

        Dla niego i schorowanego ojca, który żył tylko dzięki hojności Doojona i najlepszym lekarzom. Jak mógłby skazać rodzica na pewną śmierć? Nawet przez myśl by mu to nie przeszło.

        – Jesteś bardzo pewny siebie. – Spojrzał na swoje adidasy, unikając jego wzroku. Nie chciał, by zauważył zmianę w jego zachowaniu.

        – Zawsze dostaję to, czego chcę. Nie dopuszczam, by jakakolwiek inna opcja miała miejsce. Zresztą, po co ci to mówię? – zaśmiał się Doojon, otaczając chłopaka ramieniem. – Znasz mnie już wystarczająco długo, by zdawać sobie z tego sprawę.

        Blondyn przytaknął, przybierając na twarzy sztuczny uśmiech.

        Sieun z pustką w oczach spojrzała na tory. Zastanawiała się, jakby to było, gdyby po prostu się na nich położyła, przymknęła powieki i poczekała na nadjeżdżający pociąg. Poczułaby ból, czy nie czułaby nic? Na pewno raz na zawsze pozbyłaby się Doojona ze swojego. Przy okazji uwolniłaby najbliższych od samej siebie i już nigdy więcej by ich nie zraniła.

        Czy to nie byłby dobry pomysł?

        Zrobiła krok do przodu, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi. Przed oczami pojawiła jej się uśmiechnięta twarz Buma, która zawsze patrzyła na nią z niesamowitym oddaniem. Machał w jej stronę, żartobliwie nazywając ją rudą wiewiórką. 

        Zamknęła oczy, a po jej policzkach spłynęły łzy.

        Te wspomnienia... Tak odległe, choć szczęśliwe.

        Brakowało jej ich. Brakowało jej dawnego życia.

        – Chyba nie jesteś tchórzem, Sieun. Co ci da samobójstwo? – Nagle usłyszała za sobą męski głos, przez co odwróciła się jak oparzona, obawiając się, że to nie były jej urojenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro