4.1. "Czarna koszula"
Ilość wyrazów: 6113
⛔: przemoc (w tym na tle seksualnym), narkotyki, handel ludźmi, broń, wulgaryzmy
Przygotujcie się na jazdę... będą na przyjęciu.
Akt I: Tengo la camisa negra
Jechaliśmy czarnym, opancerzonym SUVem. Amado prowadził, ja siedziałam obok, a Mika z Elisą zajęli tylny fotel. Naszą jedyną ochroną tej nocy miały być dobrze ukryte posiłki kolumbijskiej elitarnej jednostki, na której działania nie mieliśmy żadnego wpływu, ponieważ jej dowódca brzydził się Ibaigurenami. Pocieszaliśmy się jedynie tym, że świeżo odkrytą działalnością Neville'a brzydził się jeszcze bardziej.
Czy się bałam? Oczywiście. Ale wiedziałam, że postępowaliśmy w prawidłowy sposób. Gdyby dzięki mojej pomocy udało się uwolnić porwane osoby, wyzwolić Dorę z jej wieloletniego koszmaru i uratować Hernana Jimeneza przed publicznym poniżeniem się pod wpływem specjalnie dobranych narkotyków, mogłam umrzeć jako spełniona osoba. Nawet gdyby zabłąkana kula z przypadkowej strzelaniny miała rozszarpać moje ciało, odchodziłabym z myślą, że zrobiłam coś naprawdę ważnego. Moje życie wypełniłby jakiś sens.
Napięcie między nami było tak wysokie, że wystarczyłoby rzucić iskierkę, a nasz samochód zostałby pochłonięty przez płomienie. Zerknęłam kątem oka na Amado. Chciałam, żeby się do mnie uśmiechnął i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Jego oblicze również wyrażało wysoki poziom skupienia.
Nawet ktoś taki jak on musiał się choć odrobinę denerwować. To miała być najniebezpieczniejsza akcja w jego życiu. Nie wszystko było tu pod jego kontrolą.
Jednak gdy tylko dostrzegł, że mu się przyglądałam, rozluźnił napięte mięśnie twarzy i obdarzył mnie szerokim, zachęcającym uśmiechem. Jakby chciał zakomunikować mi w ten sposób, że naprawdę nam się uda.
— Halo. Jedziemy na balety, a nie na stypę. – Spróbował nas pobudzić do życia i zaczął przewijać stacje radiowe, w poszukiwaniu jakiegoś żywiołowego utworu, który by znał, czyli takiego, który nagrano minimum piętnaście lat temu.
Znalazł piosenkę Juanesa. Ten muzyk był kolejnym towarem eksportowym Kolumbii. Szkoły językowe na całym świecie uczyły południowoamerykańskiej wersji hiszpańskiego na przykładzie jego utworu o czarnej koszuli. Amado zaczął radośnie podśpiewywać, a Mika, którego bębenki czuły się coraz dotkliwiej urażone z każdą dolatującą do nich fałszywą nutą, kazał mu się zamknąć.
Mi jednak spodobała się taka rozśpiewana wersja Amado. Zawsze lubiłam, kiedy żartował i pokazywał dystans do siebie. Dołączyłam do niego ze swoim głosem, a po chwili z tyłu odezwały się dwa kolejne. Zaczęliśmy się bujać do taktu i w takiej nieoczekiwanie wesołej atmosferze dojechaliśmy do rezydencji Oliviera Neville'a, która leżała raptem dwadzieścia minut spokojnej jazdy od domu Ibaigurenów.
Znałam tę potężną bramę z ozdobnymi przęsłami w czerni i złocie. Patrzyłam już wcześniej w puste oczy lwom, które siedziały na postumentach z piaskowca. Grałam tu na trawiastym korcie tenisowym wewnątrz ogrodu i pływałam w tutejszym pięćdziesięciometrowym basenie. Odwiedzałam w końcu w zeszłym roku kilka razy Dorę.
Mój wzrok powędrował w stronę dzikiego parku utrzymanego w stylu szwedzkim, który graniczył bezpośrednio z terenem rezydencji. Nawet za dnia potężne korony drzew czyniły z niego ciemne i dość ponure miejsce. Teraz, w nocy, wydawał się nieprzeniknioną czarną plamą. Spojrzałam jednak w jego stronę z nadzieją. W środku ukrywali się ludzie, którzy trzymali naszą stronę.
Wysiedliśmy z samochodu. Na parkingu po prawej stronie potężnego, idealnie przystrzyżonego trawnika stały zarówno limuzyny, sportowe kabriolety, jak i nieomal czołgi. Z małych głośniczków przy ławkach ustawionych wzdłuż alejki dobiegła do moich uszu muzyka klasyczna. Zerknęłam z obawą w stronę rozświetlonego pałacu.
— Toni, przepraszam cię za to. – Amado podszedł do mnie z czymś, co wyglądało na skórzany choker wraz z przypiętą do niego smyczą. – Jak tylko stąd wyjdziemy, będziesz mogła mnie przeprowadzić na tym przez całe miasto.
Zainstalował urządzenie na mojej szyi, zapewniając, że skóra nie była prawdziwa. Pomyślałam, że to i tak dość łagodne traktowanie, biorąc pod uwagę, że właśnie mijała nas na oko sześćdziesięcioletnia kobieta w wielkim, czerwonym kapeluszu, która prowadziła na smyczy skąpo ubranych kobietę i mężczyznę, idących na czworaka po alejce złożonej z drobnych kamyczków.
— Wszystko będzie dobrze, niña – zapewnił mnie Mika. Wyglądał na rozluźnionego, chociaż on zawsze sprawiał takie wrażenie, więc to nie musiało oznaczać nic konkretnego. – Jak wejdziemy do środka, będzie jeszcze trwał poczęstunek. Podejdź do syna Jimeneza i powiedz mu, żeby nie pił alkoholu i nawet nie myślał o dotykaniu jakichkolwiek narkotyków. – Mika podkreślił poważnym tonem. – Powiedz mu wprost, że za godzinę przychodzi policja z nakazem i wtedy ma nie spuszczać Isadory z oka. Ten chłopak taki w miarę ogarnięty, prawda?
Skinęłam głową, układając sobie przy tym gruby choker do wygodnej pozycji. Rok temu na afterparty po urodzinach Amado, kiedy jeszcze byłam ich płatną zabawką, Mika miał mnie pilnować podczas mojego odbywania kary za niesubordynację. Zauważył wtedy młodą, zagubioną szatynkę, która przykuła jego uwagę. Dziewczyna okazała się córką ambasadora Kolumbii w Stanach Zjednoczonych, więc zainteresował się nią podwójnie, dość naiwnie przy tym wierząc, że mógł zostawić mnie na chwilę bez opieki na spotkaniu pełnym perwersów i nic mi się nie stanie.
Pięć minut rozmowy z Florencią Quintero nieoczekiwanie przeciągnęło się na dwie godziny. Piękna rozmówczyni okazała się przyjaciółką tej francuskiej panienki od Amado, a do tego była lesbijką i wodziła maślanym wzrokiem nie za Miką, a za Mercedes Rodriguez, która pojawiła się na przyjęciu, by ostrzec Ibaigurenów przed hiszpańskim zagrożeniem.
Gdy Mika poszedł w ustronne miejsce, by porozmawiać o szczegółach czegoś, co później uratowało im życie, ja piętro niżej próbowałam się wydostać z mieszkania, przepychając się przez Carlosa Morellego i Briana Sandovala, którzy mieli wobec mnie zupełnie inne plany.
Kierowana instynktem, zaczęłam się z całych sił bronić, a gdy Carlos dopadł do pistoletu, Hernan Jimenez wyciągnął mnie na korytarz, zanim zdążyło dojść do tragedii. Potem razem uciekaliśmy samochodem jego ojca przed pościgiem wściekłych, młodych gangusów. Mika i Amado widzieli nagranie z tego zdarzenia. Od tego momentu obaj wykazywali pewną nutkę zazdrości wobec mojej przyjaźni z Hernanem. I nie było to bezpodstawne. Swego czasu Jimenez i ja czuliśmy wobec siebie lekkie zauroczenie, które zostało brutalnie ukrócone zaaranżowanymi zaręczynami Hernana i Isadory.
Dziś kochałam tę dwójkę identycznie wielką miłością platoniczną, choć nie spłynęło to na mnie zbyt łatwo. Hernan też raczej nie podmienił sobie obiektu uczuć za pomocą pstryknięcia palcem. Potrwało to trochę dłużej. Wiedziałam, że byłby dla mnie idealnym chłopakiem, o którym zawsze marzyłam, ale czasem życie prowadziło nas innymi ścieżkami. On wylądował w związku z przecudowną, kochającą go dziewczyną. Jednak okrutnie pokaleczoną psychicznie, niegotową na to, by się z nim podzielić swoją traumą.
Ja wylądowałam... No cóż. Z Amado. Z niesamowicie wrażliwym człowiekiem, gubiącym się w rękawach swojego swetra tak samo jak i w meandrach własnej psychiki, a jednocześnie niebojącym się stosowania najtrudniejszych rozwiązań w obronie swoich interesów. Miałam ochotę przytulić go z całych sił do piersi, uspokajać słodkimi słowami i przeczesywać dłonią po jego cudownych, puszystych włosach. Miałam też ochotę nigdy więcej nie widzieć go na oczy.
Z rozmyślań wyrwał mnie uradowany głos samego gospodarza przyjęcia, który witał się z Ibaigurenami. Amado pociągnął brutalnie za smycz, przybliżając moją szyję do siebie, aż straciłam na chwilę oddech. Usłyszałam, jak mówi, że za chwilę zmienię właściciela.
Poczułam na sobie zadowolony wzrok Neville'a, lustrujący moje ciało od czubka głowy po końcówki kapcio-szpilek. Mężczyzna pachniał przyjemnymi cytrusowymi perfumami i dobrym drewnem palonym w kominku. Mimo sztucznego uśmiechu, który udało mi się wyprodukować, nie dałam się zwieść jego budzącej zaufanie sylwetce. Ani tym zadbanym blond włosom, ani świetnie prezentującej się w telewizji opaleniźnie.
Natomiast nie dziwiłam się, że ludzie potrafili głosować wzrokiem. Neville nosił formalny tytuł greckiego księcia, choć sam urodził się w Kolumbii, a w Grecji już od dawna funkcjonowała republika. Wyglądał na dwadzieścia lat mniej niż miał w rzeczywistości. Potrafił pięknie mówić i gestykulować do kamery. No i w końcu był tym nieustraszonym sprawiedliwym, ściganym przez gangi, bo nasz Manu Mendoza przestrzelił mu rok temu rękę w ubikacji.
Neville dość niechętnie przeniósł wzrok ze mnie na Elisę, którą Mika przedstawił mu jako swoją dziewczynę. Życzył nam udanego przyjęcia, a następnie zaczął witać się z innymi gośćmi.
W drzwiach do rezydencji w pierwszej kolejności wszyscy zostaliśmy przeszukani wykrywaczem metalu. Zapiszczało mi trochę przy zapięciu stanika i sprzączkach od butów, ale ochrona nie znalazła u nas niczego, co mogłoby wywołać niepokój. Chwilę potem, jeden z goryli, którego widywałam czasem z Dorą, kazał mi się poczęstować jedną z kolorowych tabletek, podawanych w małej miseczce.
Zrobiłam tak, jak ćwiczyliśmy. Udałam, że przełykam ślinę, a Amado znów skrócił smycz, przyciągając mnie tak, że wpadłam mu w ramiona. Następnie objął mnie mocno w pasie i namiętnie pocałował. Ochroniarz próbował coś powiedzieć, ale nie dokończył nawet jednego wyrazu. Za to przy nas znów jak spod ziemi wyrósł Neville i zaczął się nam przyglądać.
— Moja kochana dziewczynka wie, że ma słuchać poleceń, bo szkoda by było jej złamać jeszcze raz taką ładną nóżkę. – Amado powiedział z czułością bardziej do mnie, niż do kogokolwiek innego i pocałował mnie w czoło.
Nikt nawet nie ośmielił się sprawdzać, czy połknęłam narkotyk. Weszliśmy tam bez przeszkód. Zrozumiałam, że Amado cieszył się w tym miejscu dość określoną opinią.
Akt II: Amado
Skręciliśmy w korytarz po prawej stronie, do skrzydła, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Natomiast już przyzwyczaiłam się do wszechobecnych złotych zdobień, jasnego kamienia, bukietów świeżych kwiatów oraz do tradycyjnie wyglądających obrazów porozwieszanych wzdłuż ścian.
Zgodnie z naszymi ustaleniami, musieliśmy najpierw dotrzeć do łazienki. Z tacy przechodzącego kelnera chwyciłam lampkę szampana, zaś z wózka ustawionego w rogu korytarza, wzięłam buteleczkę wody mineralnej.
Amado prowadził mnie luźno na smyczy i jednocześnie obejmował mnie w pasie. W takich okolicznościach dosłownie wtoczyliśmy się do męskiej ubikacji. Pomieszczenie nie przypominało łazienki znanej z domów, a bardziej toaletę z sal teatralnych czy operowych. W środku po lewej stronie mieściły się pisuary, nieco dalej pięć kabin, zaś po prawej stronie – umywalki i lustra. Jacyś nieznani mi mężczyźni witali się z Amado po angielsku, podczas gdy on obrócił mnie plecami do siebie, a jego dłoń wylądowała wysoko między moimi udami.
Nikt nie pytał o moją obecność. Nikt nie chciał mnie poznać. W tym miejscu byłam wyłącznie przedmiotem. Zrobiłam wybitnie głupią minę, gdy palce Amado delikatnie zahaczyły o materiał moich majtek na oczach obcych ludzi. Chyba nie spodziewałam się, że moje ciało odbierze to tak erotycznym impulsem w całym układzie nerwowym. Przecież jeszcze parę tygodni temu samo odrzucało jego dotyk. Tłumaczyłam sobie, że w tym momencie funkcjonowałam na wysokiej adrenalinie, a nasze zachowanie nie stanowiło nic innego jak grę przybliżającą do celu.
Nie za bardzo miałam wyjście – musiałam tej nocy zaufać Amado, bo on znał ten teren i te osoby, a dla mnie napotykane schematy zachowań były nowe i przerażające. Nawet na tym nieszczęsnym afterparty sprzed roku, w porównaniu z dzisiejszym przyjęciem, dominowała nieformalna atmosfera zwyczajnej parapetówy.
— Cariño... – Oparłam głowę na ramieniu Amado i obróciłam swe rozmarzone oczy w stronę jego twarzy. Gdy po raz ostatni nazywałam go swoim ukochanym, obiecał, że odgryzie mi za to język. Teraz przytuliłam się do niego, podświadomie szukając ochrony, żeby wszyscy widzieli, z kim przyszłam na bankiet, kto mnie pilnuje, kto mnie będzie bronił. Jego oczy odpowiadały mi jednak samym lodem, a jego twarz nie wyrażała emocji.
— Do kabiny – polecił oschle.
Może nie zachowywałam się jak grzeczna i potulna własność, ale zależało mi na zaakcentowaniu tego, że akurat nią nie byłam. Że Amado mnie traktował inaczej niż kogokolwiek przede mną. I że stanie przy mnie, gdy zaistnieje taka potrzeba. Dramatycznie potrzebowałam tego. Dla swojego poczucia bezpieczeństwa w tym towarzystwie.
Pozostała mi do wytrzymania jeszcze ponad godzina.
Gdy chciałam wejść do pustej, lecz niewłaściwej kabiny, Amado chwycił mnie za nadgarstek tak, że szampan zatrząsł się w lampce i nieomal oblał mi sukienkę. Pokazał mi wzrokiem, że wchodzimy do ostatniej, tuż przy ścianie. Posłusznie poszłam przodem. On wszedł za mną i zamknął drzwi na zasuwkę. Bez słowa plunął tabletką do ubikacji, po czym zabrał mi z ręki butelkę wody, przepłukał sobie usta i splunął jeszcze raz. Z jego wyrazu twarzy przez cały czas biła koncentracja, ale mrugnął do mnie porozumiewawczo, że na razie dobrze nam szło.
Przyklęknął przy muszli, przemył dłonie wodą, włożył palce głęboko do gardła i zaczął prowokować wymioty. Żeby zagłuszyć hałas, rzuciłam się z jękiem plecami na ścianę. Amado jak zwykle nic nie jadł przez cały dzień, więc nie miał czym wymiotować. Odkaszlnął odrobiną wody. Dalsza produkcja treści żołądkowych przychodziła mu z ogromnym trudem. Z niepokojem patrzyłam, jak ciskał się w suchych torsjach. Obawiałam się, że zaraz wypluje wszystkie swoje zęby (chociaż z drugiej strony, tak byłoby dla niego lepiej). Ja w tym czasie stukałam i kopałam w drzwi, udając, że przeżywałam orgazm.
Amado na chwilę odetchnął. Wypłukał usta jeszcze raz, wysmarkał nos w papier toaletowy, wylał do ubikacji szampana, który zagłuszył woń wymiotów, a resztę wody wypił. Wstał z kolan i stanął tuż za mną. Poprawiłam sukienkę i szykowałam się do wyjścia.
— Tu jest kamera – szepnął mi do ucha. – Nie sięga do ostatniej kabiny.
Nawet nie chciałam wiedzieć, ile razy Amado był tu wcześniej i co robił z moimi poprzedniczkami, skoro znał aż takie szczegóły techniczne.
Na korytarzu spotkaliśmy się ponownie z Miką i Elisą. Mika nie miał zbyt zadowolonej miny, co stanowiło u niego rzadkość, więc od razu zakłuło mnie w żołądku, gdy tylko wyobraziłam sobie potencjalne komplikacje. Ufnie wsunęłam swoją dłoń w dłoń Amado, a on ją pogłaskał.
— Mechi tu jest – powiedział smętnie Mika, bawiąc się sznurkiem od kaptura swojej flexowej bluzy.
Amado aż głośno wypuścił ustami powietrze na dźwięk imienia swojej byłej żony.
— W dodatku z Florencią Quintero – dodał Mika. – W dodatku z totalnie najebaną Florencią Quintero – podkreślił.
W oddali zobaczyłam Mercedes Rodriguez w czarnej, długiej sukni z rozcięciem. Na skórzanej, lecz mieniącej się drogimi kamieniami smyczy, prowadziła nieprawdopodobnie zgrabną szatynkę z włosami spiętymi wysoko w koński ogon. Główna część przyjęcia jeszcze się nie zaczęła, a dziewczyna w butach na koturnach już ledwie stawiała kroki przybliżające ją do sali balowej.
Patrząc na miny obu mężczyzn doszłam do wniosku, że najlepiej dla mnie byłoby trzymać się z Elisą Corbalan. Wysokiej klasy policjantka zdawała się być obarczona stosunkowo najmniejszym prawdopodobieństwem położenia tego zadania. Chociaż teraz akurat posyłała Mice wzrokiem pioruny za obdarowywanie swojej dawnej flamy nadmierną uwagą.
— Co ona tu może robić? – jęknął Amado.
— Jest bogata, jak ty. Przyszła. – Niepytana, wtrąciłam się do rozmowy.
— Wejdźcie już do środka. Zaczekajcie na nas. – Amado zwrócił się do brata i do jego kobiety. Mnie z kolei pocałował w czubek głowy i zaprosił pod ścianę na słówko.
Po niewyraźnej minie, z jaką zbierał się do tematu, zaczynałam rozumieć, że w tym miejscu plątała się historia tych dwojga i że nie ze wszystkich jej elementów Amado odczuwał dumę. Delikatnie mówiąc.
Właściwie, to zdążyłam już pożałować swojego wtrącenia i zamierzałam zawrócić mężczyznę w kierunku sali, zanim zdążyłby się podzielić ze mną informacjami, których tak naprawdę nie chciałam słyszeć, bo wiedziałam, że nie umiałabym zbyt łatwo o nich zapomnieć. Ale już było za późno.
— Mercedes boi się Neville'a. – Amado wypowiedział słowa, które nie zdziwiły mnie aż tak bardzo. – Przychodziliśmy tu wiele razy. Imprezy jak imprezy. – Dał do zrozumienia, że szczegóły nie były istotne, więc żeby go nie ciągnąć za język. – Kiedyś wymieniłem się z nim partnerkami...
— Spałeś z matką Dory? – syknęłam, zbulwersowana.
— Nie, Truskaweczko – odpowiedział Amado, lekko zniecierpliwiony, że musiał mi tłumaczyć coś, co w jego oczach stanowiło oczywistość. – Żona Neville'a to żona. Jej tu nie ma. Mówię o partnerce.
Spojrzał uważnie na moją mimikę, czy podążałam za jego historią.
— Zignorował słowo bezpieczeństwa Mercedes. Kiedy przyszedłem po nią rano... – W tym momencie Amado wyciągnął wysoko swoje lewe ramię, założył je sobie za kark i zaczął się drapać po szyi, jednocześnie krzywiąc się i patrząc w sufit, aż dotarło do mnie, że to już był koniec opowieści. Z trudem przełknęłam ślinę. Miałam w końcu temu zboczeńcowi towarzyszyć dziś wieczorem.
Amado podparł się o ścianę zdobioną klasycystycznym kasetonem. Patrzył już wszędzie, tylko nie w moje oczy. Fragmenty dywanów, kryształowych żyrandoli, złotych ram luster zdawały się aktywować w jego pamięci wspomnienia z pobytu w tym miejscu w innym charakterze.
— Jestem okropnym człowiekiem – wyrzucił z siebie pospiesznie. – Nie dziwię ci się, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego – odchrząknął, odwrócił się i zdecydowanym ruchem pociągnął za smycz.
— Ami, sekundka – poprosiłam żałośnie, chwytając odruchowo za choker. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby Amado mi się tu za wcześnie rozsypał. Popatrzył wreszcie na mnie, ale jego pusty wzrok był wyprany z wszelkiej nadziei.
— Wiem, że masz za sobą przeszłość – powiedziałam cichutko, jednak żarliwie. – Ale liczy się twoja odwaga teraz.
— Co z tego, kiedy ty nie chcesz mnie znać? – Przewrócił oczami. Widziałam po jego grymasach, że miał największą ochotę zostawić mnie samą razem z tą smyczą, i sobie stąd pójść.
— Żałujesz tej akcji? Uważasz, że konsekwencje mogą być dla ciebie zbyt wysokie? Wolałbyś ją odwołać?
Głęboko westchnął, zmrużył powieki i pokiwał głową przecząco.
Złapałam go za obie dłonie. Były chłodne, jakby w jego ciele zatrzymało się krążenie. Położyłam je na mojej klatce piersiowej, po stronie pulsującego pospiesznie serca. Po raz kolejny pomyślałam, że człowiek, który z trudem stał w jednym kawałku naprzeciwko mnie, był inny od tego, który badał nieograniczone możliwości swojego majątku przed dziesięcioma laty, zabawiając się na niemal wszystkie istniejące sposoby na tych korytarzach.
— W takim razie chcę cię znać, Ami.
Akt III: Hernan
— Chodźmy, nie traćmy czasu – wymamrotał Amado, uciekając wzrokiem w swoje buty. – Widziałem właśnie twoich znajomych, jak wchodzą do środka.
Przerwał tym samym intymną sytuację, która się wytworzyła między nami.
Od razu odpiął sprzączkę mojej smyczy, dając mi możliwość podbiegnięcia z krótką wiadomością do Hernana i Dory. W oddali dostrzegłam Oliviera Neville'a, wciąż załatwiającego jakieś formalności z ochroniarzami. W sali balowej goście zdawali się być zajęci wybieraniem dań z gorącego bufetu albo rozmowami we własnym towarzystwie. Nikt na mnie nie zwracał uwagi.
W ciepłym, intymnym świetle, spływającym z kryształowych żyrandoli, rozpoznałam dwie dobrze sobie znane sylwetki. Hernan wybrał na dzisiejszy wieczór garniturowe, czarne spodnie oraz białą koszulę. Zapewne nie wiedział do końca, czego mógł się spodziewać po takim przyjęciu, więc próbował na wszelki wypadek wyglądać elegancko. Dora założyła tiulową, rozkloszowaną czerwoną sukienkę, a na ramiona zarzuciła zwiewny szalik. Z lekcji o historii tańca natychmiast przypomniały mi się okoliczności śmierci Isadory Duncan: jej szalik wkręcił się w koła samochodu.
Rozłożyłam ramiona i zaskoczyłam przyjaciół radosnym objęciem od tyłu. Dora zaniosła się na mój widok niekontrolowanym śmiechem. Zrozumiałam, że była już dziabnięta. Za to Hernan błysnął do mnie błękitnymi oczami, na jego policzki od razu wstąpił rumieniec, a drobne piegi stały się odrobinę bardziej wyraźne. Grzywka w kolorze miodowego blondu jak zwykle pociesznie sterczała nad jego czołem.
Po tej reakcji, żywcem wziętej od nastolatka widzącego po raz pierwszy nagą kobietę, zgadłam, że Hernan miał jakieś pojęcie o charakterze imprezy, na której się znalazł. Chociaż z pewnością nie oczekiwał, że on i jego narzeczona zostali przewidziani do wzięcia udziału w części, nazwijmy to, nieformalnej. Jemu się wciąż wydawało, że Dora była dziewicą niegotową na seks.
— Hernan, nie ruszaj niczego z bufetu. – Zmieniłam wyraz twarzy na poważny. – Broń Boże alkoholu. Niczego, co ci podają.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jak na morderczynię dobrej zabawy, pogromczynię uśmiechów dzieci. Westchnęłam. Tej całej prawdy nie powinien się dowiadywać ode mnie. Miał ją usłyszeć stopniowo. Zapewne po kolei z różnych źródeł. Ale zaczynałam ja.
— Za godzinę przychodzi tu jednostka specjalna. Pan Neville jest podejrzewany o grubą, międzynarodową aferę. – Wyraziłam się najoględniej, jak umiałam. – Amado zeznaje jako świadek. Jesteśmy tu dla pozorów – dodałam, żeby Jimenezowi nie przyszło do głowy, żeby natychmiast wszystkiemu zaprzeczać i lecieć do przyszłego teścia z ostrzeżeniem.
Hernan stanął w miejscu, obrócił się do mnie i ze zmrużonymi powiekami próbował przetworzyć we własnym tempie to, co przed chwilą do niego powiedziałam. Natomiast Dora zaklaskała w dłonie, wysunęła się z mojego ramienia, podbiegła do pierwszego lepszego stolika, wypiła po kolei trzy shoty wódki, wróciła do mnie i pocałowała mnie w usta. Na ten widok Hernan odetchnął bardzo powoli.
— Amado prosił, żebym wam przekazała.
Cały czas powoływałam się na jego autorytet, bo wiedziałam, że to imię wzbudzało respekt. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby ryzykować sprowokowania gniewu tego człowieka.
— Musicie zachowywać się tak, jakbyście o tym w ogóle nie słyszeli. Hernan, musisz pilnować Dory.
— W sensie, zeznawać jako świadek koronny? O kurwa... – Hernan zaczął układać w myśli niektóre spośród wyrazów, które naprędce wyrzuciłam z siebie. Przeniósł wzrok na Dorę. Pewnie dopiero teraz zaczął kojarzyć, że mówimy o nikim innym, jak o jej ojcu. Czyli wszystko, co dotyczyło jego, będzie miało wpływ również na nią.
— Cariña, dobrze się czujesz? – Chwycił za jej gorącą dłoń. Odpowiedziała mu histerycznym śmiechem, który, niestety, mógł ściągnąć na nas niepożądaną uwagę.
— Co ona brała? – spytałam pro forma. – To takie dziwne ecstasy, które podawali niektórym osobom na korytarzu?
Wiedziałam, że nie wchodzili przez główne wejście, bo już się znajdowali w rezydencji. Amado zobaczył ich wychodzących z windy.
— Ej, no właśnie nic – zdziwił się Hernan. – Przyniosłem gin. Wypiliśmy trochę u niej w pokoju.
Zaczęłam się domyślać, że po latach tresury Isadora wypracowała już nawyk samodzielnego przyjmowania narkotyków. Biedna Dora, zamierzała się kompletnie obezwładnić, żeby z jej udziału w tej nocy nie pozostał w jej pamięci nawet najdrobniejszy szczegół.
Miałam ochotę obiecać przyjaciółce, że to będzie naprawdę bardzo dobra noc.
— Hernan, powiem ci, że to nie dotyczy ani ciebie, ani Dory, ani twojego taty. – Nagięłam nieco prawdę, żeby nie straszyć go od razu koniecznością składania zeznań przez wszystkich z nas. – Dlatego dla was najważniejsze jest, żeby na razie zachowywać się normalnie, a potem ukryć się gdzieś z boku. Musisz być trzeźwy, okej? Jeszcze raz powtórzę, nie możesz zjeść ani wypić tutaj niczego. Nawet, jak ktoś będzie cię częstował. Mów, że źle się czujesz.
— Twoim zdaniem w tym jest LSD? – Pokazał palcem na pieczonego świniaka z jabłkiem w pysku. – Jak w tym filmie, Climax?
Możliwe, że nie wierzył mi do końca. To, co mówiłam, musiało zabrzmieć surrealistycznie. Ale jednak poszukał wzrokiem Ibaigurenów. Obaj rzucali w naszą stronę dyskretne, lecz zaniepokojone spojrzenia. Hernan już bez słowa podszedł do Dory od tyłu i nakrył ją ramionami.
— Kurwa, ja pierdolę. O co w tym, kurwa, chodzi? – wymamrotał.
Rozejrzałam się z niepokojem, jak ciepłe światło żyrandoli i kinkietów stopniowo zaczęło wygaszać się, niczym w sali kinowej. W tym samym momencie spokojną i cichą muzykę klasyczną płynnie zastąpiło głośne techno prezentowane przez DJ'a, którego nie umiałam namierzyć wzrokiem. Z reflektorów umieszczonych nad sufitem zaczęły błyskać miętowozielone lasery.
Kelnerzy wynieśli dotychczas rozstawione stoły. Podłoga rozstąpiła się i w kilku miejscach dosłownie wyrosły stoliki z ustawionymi w piramidę kieliszkami z szampanem. Ozdabiały je butelki potwornie drogich, mocnych trunków, a także mieniące się od kolorowych ledów kule, wypełnione narkotykami różnego typu. Parkiet wypełnił się ludźmi. Zrozumiałam, że w ten sposób zaczęła się część główna imprezy.
Wybiegłam pospiesznie z sali, by zobaczyć, jak to wyglądało na zewnątrz. Potężne, białe drzwi dzielące korytarz na pół zamknęły się tak szybko, jak tylko ostatni obsługujący catering opuścili pomieszczenie, a z futryn w tym miejscu wjechały ciężkie, metalowe wrota, które zatrzasnęły się za nami. Zostaliśmy uwięzieni od wewnątrz. W środku zostało jedynie ośmiu rosłych, uzbrojonych ochroniarzy, którzy zajmowali strategiczne miejsca wzdłuż ścian sali balowej, a do tego czterech pilnowało sytuacji w holu i przy toaletach.
Akt IV: Truskaweczka
— Masz ochotę najpierw zatańczyć? – Amado pojawił się tuż przy mnie.
To dziwne, ale chyba pierwszy raz w życiu nie byłam w nastroju na taniec. Próbowałam wyłapać wzrokiem Dorę, a gdy udało mi się ją zlokalizować, tańczącą w jakimś odrębnym świecie, od razu zaczęłam wodzić oczami w poszukiwaniu jakichś dróg ewentualnej ucieczki. Niestety, został odcięty dostęp do wind i schodów. Sala, toalety i kawałek korytarza to jedyne, co nam zostało. Wszystko kończyło się tymi metalowymi drzwiami lub pancernymi osłonami na oknach.
— W takim razie, pozwól mi się zaprowadzić. Przykro mi, ale to już czas. – Amado oparł dłoń pomiędzy moimi łopatkami.
— Troszkę się boję – powiedziałam, jakbym mogła w ten sposób przerzucić chociaż część swojego strachu na kogoś innego. Spojrzałam na niego, szukając zrozumienia.
A także łaski oraz cudu.
Amado jednak to zignorował.
— Zostało pięćdziesiąt minut. – Zerknął na zegarek. – Może pięćdziesiąt pięć, zanim Cerundolo dostanie zgodę na wejście.
— A co, jeśli Neville się zorientuje, weźmie mnie jako zakładniczkę i dokądś zaciągnie?
Moja uśpiona dotąd wyobraźnia zrobiła się nagle bardzo kreatywna i podpowiadała mi różne scenariusze.
— Mówiliśmy już o tym. – W głosie Amado usłyszałam tę jego typową nutkę irytacji. Właśnie przypinał mnie z powrotem do smyczy. – Nie sądzę, żeby w pierwszej chwili mógł cokolwiek podejrzewać. A w drugiej chwili będzie już za późno. Będę przez cały czas przy tobie, niña. Możesz mi zaufać.
— Tak jakby już to kiedyś gdzieś słyszałam. To o zaufaniu – marudziłam.
Trafiłam Amado w czuły punkt, bo się nie odezwał. Sprawdził upięcie i z premedytacją pociągnął mnie za sobą mocniej niż powinien.
— Jeżeli będzie próbował cię wyprowadzić stąd wcześniej, przyjdę do was i was zatrzymam. – Odezwał się dopiero, gdy kroczyliśmy pomiędzy tłumem ludzi tańczących i częstujących się używkami.
Ustaliliśmy, że uwaga Neville'a będzie bardziej zajęta, gdy znajdę się z nim sam na sam. Zamierzałam flirtować, tańczyć i pozwalać się macać. Wszystko, byle tylko wyjął z ucha słuchawkę, przez którą otrzymywał komunikaty od ochrony, i żeby nie pozwalał się do siebie zbliżyć nikomu innemu. Zwróciłam uwagę na to, jak na mnie patrzył. Przynęta musiała chwycić.
— W ostateczności, zwymiotuj na siebie. – Amado wyszeptał mi do ucha poradę. – I na niego.
Przejechał dłońmi po moich biodrach, udając, że poprawiał mi sukienkę. Przyszedł czas na ostatnie szlify. Zbliżał się bowiem do nas fałszywie uśmiechnięty rekin ludojad.
— Chodź tutaj, maleńka. – Usłyszałam przed sobą ten charakterystyczny głos, znany z występów telewizyjnych. W wersji unplugged brzmiał odrobinę inaczej. Rozpoznawałam raczej frazowanie, rytm i pewność siebie, niż dokładne odtworzenie dźwięków.
— Boisz się mnie? – zapytał Neville, gdy wciąż stałam przylepiona plecami do Amado, maksymalnie opóźniając konieczność wykonania pierwszego kroku.
Jedno z pierwszych pytań Amado do mnie brzmiało dokładnie tak samo. Kiedy odpowiedziałam mu, że nie, udzielił mi rady, że powinnam. Od tamtego czasu nauczyłam się traktować te przestrogi poważnie.
— Tak – wypaliłam.
Miałam nadzieję, że to mi kupi więcej czasu, bo Neville będzie próbował mnie sobie najpierw oswoić. Taka stopniowa deprawacja musiała podniecać go bardziej. Facet był zepsuty do szpiku kości.
Amado odsunął mi włosy na bok i przesunął ustami po mojej szyi w delikatnym pocałunku. Następnie objął wargami płatek mojego ucha. Gdy stałam tak pomiędzy młotem a kowadłem, wiedziałam, przy którym z tych potworów czułam się mimo wszystko bezpieczniej. Mogłam się założyć, że Amado właśnie o to chodziło.
Zamierzał się zakraść do mojej najbardziej nieosłoniętej formy i spróbować mnie przechwycić na płaszczyźnie neurologicznej jeszcze raz. Czułam się tak, jakbym wyleciała z ogromną prędkością z katapulty, a potem nagle wyhamowała i zaczęła unosić się w powietrzu leciutko, niczym puch z obłoków.
Spryciarz. Pierdolony.
— Chcę ją dostać dzisiaj z powrotem, zdolną do zabawy. – Amado popchnął mnie lekko i przekazał Neville'owi smycz.
Potraktował mnie, jakbym była rzeczą, towarem wymiennym. Wiedziałam jednak, że to tylko część zaplanowanej dla niego roli. A teraz nadszedł czas, bym zaczęła grać własną.
— A więc boisz się, mała czekoladko. – Neville podszedł bliżej, objął mnie w pasie i przesunął dłonie bezpośrednio na pośladki. Zamknął mnie ostrożnie w ramionach jak w pudełeczku. Poczułam jego orzeźwiający zapach. Gdybym nie miała pojęcia, jaką był gnidą, nabrałabym zaufania do tego mężczyzny, który – podobnie jak jak Amado – umiał wykorzystywać psychologię, a także odpowiednio dozować swój głos i dotyk.
I gdy parę miesięcy temu przypadkowi ludzie z internetu nazywali mnie białą, co ich zdaniem miało wyrażać pogardę (choć sami byli biali), dla Neville'a, który z bliska dostrzegał moje mieszane pochodzenie, byłam czekoladką. Nie miałam żadnych niby-szlachetnych, europejskich rysów twarzy, tak jak on.
Oceniał mnie przez pryzmat moich oczu w kształcie migdału, ciemnych włosów i nieco ciemniejszej, choć w sumie, jak na Kolumbię, wciąż w miarę jasnej karnacji. Wpasowywałam się tymi cechami w jego fetysz.
Znalazłam w sobie odwagę, by pomimo strachu i odrazy, spojrzeć w jego twarz i drżącą ręką przesunąć po jego skroni. Próbowałam dopasować się do jego wyobrażeń. Udawałam, że zainteresowały mnie te jasne blond włosy.
Zadziałało. Od razu nerwowo wyciągnął z ucha zawadzającą słuchawkę i rzucił nią celnie na najbliższy stolik. Uśmiechnęłam się z pewnym gatunkiem wystudiowanej nieśmiałości. Nie tylko Neville umiał pozować w swoich najlepszych figurach na widok fotoreporterów. Ja również dobrze znałam własne miny i wiedziałam, która działała najskuteczniej. Pogładziłam go dłonią po głowie jeszcze raz.
— Chciałabyś zadowolić prezydenta? – zapytał Neville. Jeszcze nie wiedział, że wchodził prosto na minę i że prezydentem miał zostać zupełnie ktoś inny.
— Pójdziemy do mojego gabinetu. Usiądę na swoim wielkim, skórzanym fotelu – szeptał mi wprost do ucha, mocno przesuwając palce po pośladku. – rozepnę spodnie, a ty uklękniesz przede mną i będę się wbijał w ciebie do samego gardła. Za każdą próbę wycofania głowy, dostaniesz po twarzy. Masz do mnie mówić przez cały czas: Tak, panie prezydencie.
Gdy kołysałam się z Neville'm do house'owych dźwięków, wysłuchując jego erotomańskich opowieści i w myśli odliczając sekundy do godziny zero, mój wzrok wylądował na Amado po drugiej stronie sali. Właśnie rozmawiał ze swoją byłą żoną, co stanowiło ogromną sensację, bo oni zachowywali co najmniej dwumetrowy dystans społeczny, jeszcze na długo przed wejściem w życie wszystkich ostatnich covidowych obostrzeń.
Rozumiałam, że próbował ją ostrzec przed tym, co na tym przyjęciu się wydarzy za kilkadziesiąt minut. A może pytał ją, dlaczego zdecydowała się na pojawienie w takim miejscu. Mercedes najwyraźniej nie przyjęła słów Amado zbyt dobrze, bo chlusnęła mu w twarz i na koszulę czerwonym winem.
— ... a potem położę cię na swoim prezydenckim biurku, zdejmę twoje majtki i włożę ci je w usta, i będę cię pieprzył swoją statuetką Człowieka Roku... – kontynuował Neville.
Jego dłoń już nie bawiła się w dotykanie mnie przez materiał, tylko wprost powędrowała pod krótką sukienkę. To dziwne, bo powoli przestawało to na mnie robić wrażenie. Rozluźniałam się. Nie czułam strachu. Spływało na mnie jakieś nienazwane, nieznane do tej pory poczucie kontroli. To musiało być właśnie to zapowiadanie działanie odrobiny rosyjskiego narkotyku, który wchłonął się do mojego krwioobiegu wraz ze śliną.
Gdzieś w oddali, partnerka Mercedes, zanosząca się śmiechem, odrealniona zupełnie, nagle rzuciła się Amado na szyję i próbowała go pocałować. Amado odpiął dziewczynie smycz z chokera mimo protestów swojej byłej żony, chwycił szatynkę na ręce i skierował się w stronę wyjścia z sali.
Normalnie powinnam być tym wstrząśnięta, a jednak zachowywałam się niczym stoik. Miałam wrażenie, że nie potrzebowałam niczyjej obrony, że byłam bardzo mocna. Nie czułam się tak od czasów sprzed awantury u mnie w domu, gdy regularnie chodziłam na strzelnicę i na treningi sportów walki. Niestety, sposób, w jaki dałam się zaskoczyć Amado, kompletnie wybił mi z głowy wiarę w swoje umiejętności. Nie chciałam już z nich korzystać. Wydawało mi się, że byłam zablokowana, że nie byłam w stanie się bronić.
Nawet jeśli później udało mi się przechytrzyć inspektora Garrido, a nawet przestraszyć Amado w bramie na tyle skutecznie, że zostawił mnie w spokoju, to była zasługa wyłącznie instynktu.
A teraz wprost czułam, że byłam silna i panowałam nad sytuacją.
Przy kolejnym tanecznym obrocie zobaczyłam, że Amado oddał półprzytomną dziewczynę Mice, zaś on wyszedł z nią na korytarz. Jej brokatowa sukienka podwinęła się tak wysoko, że kończyła się w tym momencie na brzuchu. Mika jednak nie zwracał na to uwagi. Zgadywałam, że chciał ją jak najszybciej zabrać do ubikacji, żeby sprowokować wymioty. Elisa pobiegła zaraz za nim. Albo z chęci pomocy dziewczynie, albo napędzana zazdrością i brakiem zaufania w stosunku do Miki.
Zastanawiałam się, czy podany dziś na przyjęciu narkotyk nie zawierał wyższego stężenia substancji niż zazwyczaj. Niektórzy ludzie zaczynali się zachowywać co najmniej dziwnie. Poszukiwali równowagi. Łapali stoły i tracili orientację w przestrzeni. Nawet ich właściciele wyglądali na zaniepokojonych. Z tego, co zrozumiałam, substancja miała spowodować brak hamulców i natychmiastową blokadę pamięci krótkotrwałej, a nie kompletne fizyczne odpadnięcie. I to w tak szybkim tempie.
Amado zapowiadał, że orgietka w kilku pomieszczeniach miała się zacząć dopiero po północy, a jeszcze nawet nie wybiła dwudziesta trzecia. Zdecydowanie działo się coś, co nie powinno. Nawet Neville przestał mi świntuszyć na ucho i przerzucił swój wzrok na salę.
— Tak, panie prezydencie – gorąco zapewniłam, mając nadzieję, że przestanie zwracać uwagę na te dziwne symptomy i zajmie się jednak mną.
— Sekundę, czekoladko. – Neville wcisnął mi w dłoń rączkę do mojej własnej smyczy i szybko ruszył przed siebie, a ja przeraziłam się, że nawalę po całości, jeśli teraz pozwolę mu odejść. Pobiegłam czym prędzej za jego oddalającą się marynarką.
Niestety, szybko dotarł do mnie cel jego nieoczekiwanej podróży. Dora siedziała na białym krześle, które w świetle lasera nabrało fluorescencyjnej barwy. Wymiotowała wprost na swoją czerwoną sukienkę. Hernan klęczał przy niej i podtrzymywał jej czoło. Jej łydki opierały się o podłogę powyginane w jakichś nieanatomicznych pozycjach. Biedna, nie była w stanie nawet oprzeć się na własnych stopach, żeby dojść do toalety. A Hernan patrzył na nią jak przerażone cielę i nie przyszło mu w porę do głowy, żeby chwycić ją na ręce i samemu tam zanieść.
— Tępa pizdo. – Neville warknął do swojej córki, duszącej się wymiotami. – Wstawaj.
Szarpnął ją za włosy, aż przewróciła krzesło swoją bezwładnością. Przysunął ją brutalnie do siebie. Z całej siły uderzył ją otwartą dłonią po twarzy, aż się zatoczyła, ale nie mogła upaść, bo była trzymana. Świadkowie nie zwracali uwagi na tę scenę. Byli przyzwyczajeni. Hernan dosłownie zamarł w przerażeniu. Nie mógł nic powiedzieć ani się ruszyć. Siedział na tyłku na podłodze, z otwartymi ustami. Ta ostatnia godzina w jego życiu pozbawiała go niewinności, minutę po minucie.
Ja stałam jak ten kołek tuż za nimi, rozważając swoje opcje. Jednak gdy uderzył Dorę drugi raz, odruchowo odpięłam i odrzuciłam swój choker razem ze smyczą, zupełnie, jakbym odgarniała swoją superbohaterską pelerynę. Szarpnęłam Neville'a za ramię i sprzedałam mu z pełnego zamachu cios pięścią po nosie, jakbym zamierzałam cisnąć piłeczkę baseballową, hen, daleko przed siebie.
— Łap ją, idioto! – krzyknęłam do Hernana.
Wiedziałam, że Neville na chwilę poluźni dłoń i wypuści Dorę. Hernan w ostatniej chwili chwycił swoją osuwającą się narzeczoną, amortyzując tym samym jej upadek na podłogę.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wykonałam półobrót i posłałam Neville'a celnym kopem na ziemię. Zarył czołem o parkiet u moich stóp tak mocno, że aż się nakrył tymi swoimi blond włosami.
Działałam instynktownie, nie dbając o konsekwencje. A one zbliżały się wraz z potężną sylwetką ochroniarza w kamizelce kuloodpornej, który układał broń półautomatyczną na ramieniu i właśnie składał się do strzału.
Niesamowicie spokojna i opanowana, zamierzałam właśnie skoczyć za najbliższy stół, jednocześnie układając zasłonę z blatu, gdy Amado wyrósł zza pleców gościa, obrócił go za ramię do siebie i wbił mu palce ciosem w tchawicę. W mgnieniu oka rozbroił go z karabinka, przewrócił na ziemię i uderzył kolbą w czuły punkt na karku. Przez dwie sekundy gościem wstrząsnęły drgawki, a potem przestał się ruszać.
Neville musiał być kompletnie zaskoczony takim obrotem wydarzeń (a raczej półobrotem, ha!), bo dopiero zaczynał zbierać do gotowości dłonie, żeby się na nich wesprzeć w próbie podniesienia. Amado wycelował naładowaną broń prosto w jego głowę. Muzyka ucichła. Ludzie zaczęli piszczeć.
Amado na chwilę podniósł karabinek i strzelił serią w sufit. Tynk posypał się na podłogę. Jeden z kryształowych żyrandoli poluzował się i zawisł na kablu. Był gotowy, by upaść i się roztrzaskać. Pozostali ochroniarze, którzy przepchnęli się przez ludzi i nadbiegli z pozostałych stron sali, celując do mnie i do Amado ze swojej broni, musieli się zatrzymać. Ibaiguren trzymał lufę prosto przy głowie ich szefa.
— Jeden ruch, a zastrzelę wam prezydenta – powiedział z niezmąconym spokojem.
Z drzwi prowadzących do holu wyłonili się Mika i Elisa, obwieszeni bronią zdobytą w zamieszaniu na korytarzu. Prowadzili przed sobą na muszce czterech dodatkowych goryli.
— Mechi. Zrób to, o co cię prosiłem. – Amado zwrócił się do byłej żony. Widziałam, jak na nią spojrzał. Wystarczyło jedno mrugnięcie, żeby Mercedes Rodriguez zrozumiała, o co mu chodziło.
Poczułam wcale nie tak lekkie ukłucie zazdrości, że wypracowali zdolność szybkiego komunikowania się, walcząc przez wiele lat ze wspólnymi przeciwnikami. Wyraźnie obeznana z bronią kobieta rozbroiła przeciwników, układając zdobycze na białej ławie pobłyskującej neonami.
W tym czasie Mika podszedł do mnie i wręczył mi jeden z odebranych półautomatów. Nie znałam tego konkretnego modelu, ale umiałam obsługiwać podobnego rodzaju broń. Rozejrzałam się po całej sali, wypatrując nowego niebezpieczeństwa.
— Pilnuj ich, niña – szepnął Mika, mrugając w kierunku Hernana i Dory.
— Ja też umiem strzelać – otrzeźwił się Hernan. Mika ocenił pobieżnie sytuację, podliczył różnice w siłach, i bez słowa przekazał mu pistolet z tłumikiem.
Dotarł do nas dźwięk szurania, dochodzący z oddali. Posiłki musiały już zbiegać po schodach. Amado zwrócił się w kierunku kamery rejestrującej przekaz na żywo.
— Wasz prezydent już przegrał – powiedział głośno. – Za pół godziny wejdzie tu Cerundolo z oddziałem, z nakazem aresztowania i przeszukania. Jeżeli nie będziecie nam niczego utrudniać, uwzględnią to w postępowaniu. Tu nie ma już kogo bronić. Możecie bronić już tylko siebie.
— Poszedłeś na układ? Jak? Z kim? – Neville próbował ogarnąć nową rzeczywistość z perspektywy podłogi. – Kto mógł coś takiego zorganizować? I dlaczego?
Pewnie zastanawiał się, kto w Kolumbii czuł się na tyle silny, by porywać się na taką akcję. Nie przychodziła mu do głowy żadna odpowiedź. Raczej był gotowy obwiniać amerykańskie służby. I to też mu się nie spinało, bo za dobrze żył tam ze wszystkimi, z którymi powinien.
— Ja. W obronie prawidłowego używania rzeczowników – prychnął Amado. – Moja dziewczyna nie jest Czekoladką, tylko Truskaweczką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro