2.1. "Nada"
Ilość wyrazów: 6264
⛔: toksyczna relacja (bardzo), scena erotyczna, cyberbullying, przemoc psychiczna, nałóg narkotykowy
Akt I: Aurélie
Od dwóch godzin wygrzewałam się na słońcu przy basenie w ogrodzie, tłumacząc to sobie koniecznością zgromadzenia w skórze odpowiedniej ilości witaminy D, żeby łatwiej przychodziła mi nauka. Nawet nie zwróciłam uwagi, od którego momentu zrobiłam się taka leniwa. Może to niewidziany nigdy dotąd ogrom materiału zadziałał na mnie tak zniechęcająco.
Postanowiłam, że jednym zdecydowanym ruchem musiałam skończyć z prokrastynacją, zanim miała mi ona wejść w nawyk. Słyszałam, że odsuwanie wykonywania zadań było tak naprawdę lękiem przed porażką, co pasowałoby do mojej sytuacji, bo najbardziej na świecie obawiałam się wyjścia na głupią. Teraz nie miałam już żadnych usprawiedliwień. Wreszcie nie musiałam się martwić o podstawowe rzeczy. Moja wiedza mogła pączkować w cieplarnianych warunkach.
Sięgnęłam po zegarek w telefonie, żeby oszacować, ile godzin byłabym w stanie dzisiaj realistycznie przeznaczyć na analizowanie zagadnień. Gdy tylko odblokowałam ekran, zaczęły napływać powiadomienia. Setki, tysiące powiadomień z każdej aplikacji. Wszystko mi podpowiadało, że to był zły znak i powód do zmartwień, zanim jeszcze zdążyłam uruchomić swoje media społecznościowe. Ostatnim razem, kiedy mój telefon wyglądał właśnie w taki sposób, dowiedziałam się o wycieku porno z moim udziałem.
Weszłam na Twittera. Miałam tam około dwusetki śledzących i znałam chyba wszystkie te osoby. Obracały się one głównie wokół lokalnej sceny LGBTQ+. Uczestniczyłam też czasem w jakichś ogólnotwitterowych spięciach, kiedy trzeba było się wypowiedzieć na ważny społecznie temat. Tim zawsze mnie ostrzegał, żebym nie robiła z siebie publicznie komunistki, bo to niebezpieczne.
Teraz mój feed notyfikacji był zawalony wyzwiskami. I to dosłownie – z każdej możliwej strony. Jedni nazywali mnie tępą Julką z Twittera, której zaimki i tęczowe flagi siadły na mózg, a cała jej lewacka logika i biseksualność skończyły się na pierwszym bogatym facecie, który na nią poleciał.
Inni – a tych było chyba jeszcze więcej – jeździli po mojej fryzurze, nazywając ją zawłaszczeniem kulturowym, dokonanym przez uprzywilejowaną, rozpuszczoną białą dziewczynę, która żyła w warunkach oderwanych od rzeczywistości. Kazali mi się doedukować, czym było niewolnictwo.
Nawet nie byłam biała, ale komentującym zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać.
Wzywali mnie do usunięcia konta, a niektórzy wręcz do usunięcia samej siebie, sugerując, że świat byłby lepszy bez idiotek takich, jak ja.
Drżącą ręką przesuwałam feed, czytając to wszystko, jakbym bała się przegapić jakiś naprawdę ważny komunikat. Jednak w kółko trafiałam na to samo. Nikt nawet mnie nie bronił. Z moich piersi wyrwał się zduszony szloch. Łzy wypłynęły na moje policzki. Czułam się, jakbym została przywiązana za nadgarstki do słupa w centrum miasta i od teraz każdy mógł do mnie podejść i mnie opluć, albo uderzyć batem po plecach.
Weszłam na Instagram. Natychmiast pożałowałam tej decyzji. Mimo to, nie mogłam się oderwać od czytania. Dowiadywałam się o tym, że mając taką końską mordę, powinnam przez cały czas chodzić z torbą papierową na głowie. Ludzie pisali, że kradłam tlen. A ja w tym momencie akurat niczego nie kradłam, bo nawet nie dawałam rady oddychać. Moje płuca zostały zatkane strachem i odmawiały współpracy.
Gdy kliknęłam w ikonę wiadomości prywatnych, moim oczom ukazały się same penisy w stanie erekcji. W różnych rozmiarach i kolorach. Jeden za drugim. Przewijałam palcem po ekranie, a one się nie kończyły.
— Jest jeszcze coś, o czym chciałabyś ze mną porozmawiać? – Usłyszałam za sobą głos Amado. Był niezadowolony. Natychmiast podskoczyłam i upuściłam telefon na trawę. Ami przyszedł tak cicho, że, będąc zagrzebana w swoich znaleziskach, nie usłyszałam go. Teraz stał za mną ubrany w szorty i czarny T-shirt, i zaglądał mi przez ramię.
— Zaczęłam dostawać takie wiadomości... – powiedziałam niepewnie.
— Czy istnieje jakiś powód, dla którego zaczęłaś dostawać takie wiadomości? – przerwał ostro. Trzymał ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Jego wzrok przewiercał mnie na wylot, jakby w moim wnętrzu poszukiwał prawdziwej odpowiedzi na zadane pytanie.
— Twojej Miss Francji się ulało – oznajmił Mika, który podążał właśnie w naszą stronę z drinkiem z palemką. – Przeczytaj, co o nas napisała.
Podsunął bratu pod nos telefon.
Ami przewijał sobie treść posta, a drugą dłonią pogłaskał mnie łagodnie po głowie, niejako dając do zrozumienia, że właśnie dotarł do głównego źródła napływających penisów.
— Samą prawdę napisała – orzekł bez entuzjazmu. – Tylko ten fragment o Truskaweczce mogła sobie darować.
— Nazwała mnie narcyzem, który robi wszystko pod publiczkę i obraża się jak mały dzieciak, jeśli ktoś go nie podziwia z wystarczającym entuzjazmem – poskarżył się Mika.
Odłożył koktajl na biały stolik ze szklanym blatem, usiadł na rozkładanym leżaku naprzeciwko mnie i zaczął się rozbierać do majtek kąpielowych.
— No, a o kim to? – podpuszczał go Amado. – Nie o tobie?
Natychmiast odszukałam ten post. Szczęśliwym trafem, na swój temat nie znalazłam akurat w tej treści zbyt wiele. Aurélie napisała, że Amado ciągał mnie ze sobą na różne bale z litości, żeby mój brat mógł mnie bogato wydać za mąż, gdyż do tej pory nie wzbudzałam odpowiedniego zainteresowania.
W sekcji komentarzy ktoś przytomnie zaobserwował, że skoro Amado na bale chodził ze mną, a nie z nią, to być może nie było w tym głębszej filozofii. Zwyczajnie zainteresował się młodszą dupą w miejsce przechodzonej.
Inni pisali w tym kontekście, że grooming to było najgorsze zjawisko na świecie i że nie było już niczego gorszego.
Starszy mężczyzna za seks z osiemnastolatką powinien iść – ich zdaniem – na długie lata do więzienia, bo to dokładnie to samo, co pedofilia. – Mając duże doświadczenie życiowe manipuluje się młodą dziewczyną choćby nieświadomie i choćby jej się wydawało, że nie jest manipulowana – tłumaczyli. – Niech sobie znajdzie kogoś w swoim wieku. Dlaczego musi niszczyć psychikę takiej młodej? – pytali.
Każdy fragment naszej prywatności był teraz analizowany przez internetowych znawców. Obcy ludzie mówili mi, co było dla mnie dobre. Ja sama najwyraźniej tego nie wiedziałam.
Rozpłakałam się. Przez łzy wpisywałam wiadomość, że próbowałam sobie żyć normalnym życiem. Nikomu nie przeszkadzałam. Nie było we mnie złośliwości. Starałam się dbać o innych ludzi, o zwierzęta i środowisko w każdym możliwym wyborze. Nie urodziłam się najmądrzejsza na świecie, podobnie jak żadna inna osoba, ale przez cały czas się uczyłam.
Amado usiadł koło mnie i objął moją szyję ramieniem.
— Niña, ich to w ogóle nie interesuje – zauważył. – Oni chcą tylko zaznaczyć swoją moralną wyższość. Nie znają czegoś takiego jak wymiana poglądów. Jak argumenty. Nie rozmawiasz z ludźmi, tylko z botami, które zakładają klapki na oczy i rozjeżdżają wszystkich, jak walec. Dlatego musisz robić to, co ja: ani trochę się tym nie przejmować.
Ami taki był. Taki miał styl rozgrywania ludzi. Ten styl mu się sprawdzał, bo jego nerwy były o wiele silniejsze od nerwów innych ludzi. Wiedziałam, że poddał mnie manipulacji więcej niż raz i sam tego specjalnie nie ukrywał. Jednocześnie oferował mi klucz do samodzielnego rozszyfrowywania różnych zachowań oraz gestów. Podpowiadał, jak mogłam przechytrzyć innych i jak mogłam się przed manipulacją bronić. Miał do ukrycia wszystko, a nie ukrywał już od dawna przede mną niczego. Czułam się przy nim bezpieczna i dlatego chciałam zostać z nim na zawsze.
Kątem oka zobaczyłam, że do sekcji komentarzy wkroczyła Teresa Pereira. Od razu zaczęła wszystkich rozstawiać po kątach. Jej profil na Instagramie był malutki jak mój, ale był bardzo zabawny. – Odpierdolcie się wszyscy od mojej przyjaciółki – zażądała na wstępie. – Kto z was przyszedł na bal maturalny we flexowej szkole w ciuchach z lumpa?
Wkleiła link do niepublicznego filmu na YouTube, który był dotychczas wewnętrzną tajemnicą uczniów z liceum Santa Marii, bo Amado Ibaiguren tańczył w nim na barze. A ja, siłą rzeczy, tańczyłam tam razem z nim.
Mika tymczasem strzelił sobie selfie w kąpielówkach, eksponując zarówno swoje idealne ciało, jak i wyjątkowo zmartwioną minę, na tle basenu.
— Toni, zobacz jak profesjonaliści rozwiązują takie sytuacje – polecił.
Wrzucił zdjęcie na swoje konto z podpisem: Nikt mnie nie podziwia. Jestem smutny.
Jego telefon zaczął natychmiast bzyczeć od powiadomień, niczym ukwiecona łąka, która kołysała się od pszczół zbierających nektar.
Mój brat zawsze mówił, że powinnam się trzymać od mediów społecznościowych jak najdalej i że Mika swoją próżnością sam kręcił bicz na siebie, bo gdy trzeba będzie aresztować jakieś naprawdę głośne, rozpoznawalne na świecie nazwisko, wybór mógł być tylko jeden.
— No ale ty jesteś przystojny i masz fanów, a ja jestem brzydka i nikt mnie nie lubi. – Ukryłam twarz w dłoniach i zaniosłam się znów potężnym wybuchem płaczu.
Amado przytulił mnie mocno do siebie, układając mój zapłakany policzek na swojej koszulce.
— O czym ty opowiadasz, Truskaweczko? Dla mnie jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. – Głaskał mnie po głowie. – To ja już się dla ciebie nie liczę? Musisz być najpiękniejsza jednocześnie dla siedmiu miliardów na całej Ziemi?
Nie odpowiedziałam mu, bo zastanawiałam się nad swoim stanem emocjonalnym. Po przeczytaniu takiej ilości przytłaczających komentarzy krytykujących mój wygląd, zdolności intelektualne, kwestionujących moje prawo moralne do aktywizmu, bo byłam bogata i uprzywilejowana, nie czułam się zbyt atrakcyjna nawet przed człowiekiem, który zawsze dotąd umiał sprawić, że uważałam się za boginię seksu.
— Jeśli chcesz, zaniosę cię na górę i będę całował twoje ciało centymetr po centymetrze. Może ty go nie kochasz, ale ja je kocham – wyszeptał do mnie.
— Nie chcę – oznajmiłam ze zdecydowanym fochem w głosie.
— To może przynieść ci z kuchni ciasteczka? – Amado uderzył w cel, który w dziewięciu przypadkach na dziesięć był bezpieczny.
— Też nie chcę.
— Cariña, już wiem – powiedział radośnie i złapał mnie pod boczki, na których miałam gilgotki. – Pójdziemy na boisko, postrzelasz mi karne.
Zapiszczałam i spróbowałam strącić z siebie jego ręce.
— Nie chcę – odpowiedziałam z automatu. – Zresztą, nie obroniłbyś ani jednego – dodałam po chwili.
Kiedyś graliśmy w piłkę nożną w małych zespołach. Musiałam mu przyznać, że miał dobrą technikę, świetnie podawał, ale ja przewyższałam go o milion razy kondycją. Wyobraziłam sobie, jak piłka leci obok, a on tylko na nią patrzy, nie będąc w stanie rzucić się w bramce. Parsknęłam śmiechem, aż się posmarkałam. Amado w pośpiechu wyciągnął z kieszeni szortów paczkę chusteczek.
— A chusteczkę chcesz? – zapytał z lekkim przekąsem. Odgarnął mi włosy z twarzy i przerzucił je za ramię.
— Tak. – Uśmiechnęłam się do niego. Powoli moje nerwy zaczęły ustępować. Wszystko, co prawdziwe i szczere, miałam tutaj. Od reszty powinnam się odgrodzić.
Aurélie nazwała Amado heroinistą, który nie był zdolny do odczuwania żadnych emocji. Ani pozytywnych, ani negatywnych. Napisała, że leżał w łóżku całymi dniami. Nie jadł, bo nie mógł. Potrafił się pociąć po rękach jak nastolatka z Tumblra, a potem przykrywał blizny na nadgarstkach skórzanymi oraz bawełnianymi bransoletkami. Ja chyba bym się na poważnie załamała, gdyby cały świat dowiedział się o mnie takich rzeczy. Ale on jakoś to przełknął.
— A ja chcę, żeby ktoś mnie kochał tak, jak mój brat kocha tę dziewczynę. – Mika powiedział cicho koło nas. Natychmiast obróciliśmy głowy w jego stronę. Okazało się, że nagrywał całą naszą rozmowę, żeby wrzucić ją na swoje Stories.
— Jesteś żałosny z tym żebraniem o atencję. – Amado wyciągnął rękę przed siebie, żeby zasłonić kadr. – Załóż sobie konto na Only Fans. Zasubskrybuję cię za dziesięć peso.
— Wyszło idealnie. Zwłaszcza ta końcówka. Genialna – ucieszył się Mika. – Moim zdaniem, lepiej mieć ludzi po swojej stronie.
Zauważyłam, jak ton dyskusji w wątku stopniowo się zmieniał. Większość w ogóle porzuciła temat, bo im się znudził. Znaczna część znalazła sobie nową idolkę w osobie Teresy, u której fotografie z pełnej przepychu rezydencji mieszały się z zalewaniem szybkiej zupki chińskiej w akademiku, a także ze zdjęciami książek z pierwszego roku filozofii. Pewien nieliczny procent dotarł do klipu z balu, który wkleiła. Pod filmikiem zaczęły się pojawiać serduszka i komentarze w rodzaju: Awww, on ją naprawdę kocha. Jakie to słodkie.
Potem Mika zaczął czytać na głos najśmieszniejsze reakcje na swoje Stories. Musiałam mu przyznać, że miał rewelacyjną społeczność. Faktycznie umiał sterować tłumem, który kupował go ze wszystkimi wadami i zaletami.
Wieczór upłynął nam zatem w nieoczekiwanie dobrych nastrojach. Największą wadą tego dnia okazał się fakt, że bez uprzedzenia i wbrew swojej woli stałam się nagle osobą publiczną.
Akt II: Akceptacja
Ami nigdy nie traktował mnie przedmiotowo, czym różnił się od większości mężczyzn, których potrzeby zaspokajałam wcześniej. Moje życie go ciekawiło. Potrafił słuchać, zadawać pytania. Lubił dbać o moją przyjemność. Pamiętałam, jak się zdziwiłam, kiedy powiedział, że w naszym związku będziemy mieć równe prawa. Teoretycznie powinno to być normą w każdej zdrowej relacji, ale wokół nas za dużo takich nie widziałam. Poza tym, przecież on był ode mnie dwa razy starszy i nieskończenie bogatszy. Myślałam, że będzie chciał mną rządzić.
Gdy nie musiałam się już spotykać z mężczyznami za pieniądze, bardzo dbał o to, żebym przestała się czuć i zachowywać jak towar, a zaczęła koncentrować na sobie i swoich potrzebach. Odwrócił moje myślenie o sto osiemdziesiąt stopni. Niemal zawsze kochaliśmy się twarzą w twarz, albo będąc do siebie mocno przytuleni. Kiedy bawiliśmy się nieco ostrzej, pozwalał mi wydawać sobie rozkazy i karać za ich ewentualne niewykonanie. Wpuściłam go do swojego świata, wiedząc, że jak zamknę oczy i oddam się w jego ręce, on mnie nie skrzywdzi. Trochę dziwne, że facet z tak zwichrowanym życiem potrafił sprawić, że poczułam się stuprocentowo bezpieczna w sypialni.
Kiedy jednak wróciłam do naszego apartamentu po kolacji, podszedł do mnie pewnym krokiem, wysunął dłoń w moim kierunku i dość mocno chwycił za moje gardło. Spojrzałam na niego zaskoczona.
— Chodź tu. – Przyciągnął mnie bliżej do siebie, patrząc mi triumfująco w oczy i nie pozostawiając tym samym wątpliwości, kto tu był panem.
— O co ci chodzi? – zapytałam.
— Mam zamiar zerżnąć moją młodą dupę – odpowiedział.
Nigdy nie zwracał się do mnie w tak lekceważący sposób i właśnie za to go kochałam, ale teraz wygłosił te słowa takim tonem, że momentalnie zrobiłam się mokra.
— Jakieś wątpliwości? – Zapytał na wszelki wypadek, choć już z pewnością odczytał w moich płonących z pożądania oczach odbicie mojego nastroju.
— Żadnych. Jestem twoja, Ami – odpowiedziałam pokornie.
— Oczywiście, że jesteś moja – prychnął zniecierpliwiony, jakby inna opcja nawet nie wchodziła w rachubę.
Obrócił mnie tyłem do siebie, w dalszym ciągu trzymając dłoń na moim gardle, zsunął mi spodenki wraz z majtkami, i strzelił solidnego klapsa w mój nagi pośladek, który po uderzeniu z pewnością się zaczerwienił. Krzyknęłam z zaskoczenia.
— Biorę sobie to, co do mnie należy – powiedział zimnym głosem wprost do mojego ucha. Wsunął dłoń pomiędzy moje uda i błyskawicznie znalazł palcem drogę do rozgrzanej kobiecości. Usłyszałam jego przyduszony śmiech, gdy odkrył stan mojego podniecenia. – Taka jesteś niegrzeczna? To cię kręci? Już się nie możesz doczekać? – zapytał retorycznie, jednocześnie zabierając rzeczoną dłoń spomiędzy ud i wkładając mi wilgotne palce w usta do oblizania.
— Podejdź do drzwi, Toni – wydał mi polecenie i wysłał w drogę kolejnym, tym razem nieco lżejszym klapsem w pośladek.
Zostawiłam spodenki oraz majtki na podłodze i lekkim krokiem podbiegłam tam, gdzie prosił. Sam zgarnął w tym czasie z szafki gumkę.
Ciężarem swojego ciała przycisnął mnie twarzą do drzwi. Uniósł moje prawe ramię do góry, opierając je o drewno wysoko nade mną i blokując moje palce swoją dłonią, żebym się nie ruszała. Poczułam, jak powoli we mnie wchodzi. Zaczęłam cicho jęczeć z podniecenia. Drugie wejście było już mocne i szybkie. Szarpnęłam się niespokojnie.
— Nie chcesz, żebym cię pieprzył? – zapytał, ponownie zaciskając drugą ze swoich dłoni na mojej szyi. Płonął we mnie ogień. Pragnęłam, żeby zadowalał się moim ciałem.
— Chcę – odrzekłam krótko i już po chwili słyszałam jego cięższy, wypełniony podnieceniem oddech przy swoim uchu. Wycofywał się niemal aż do wyjścia, a następnie wchodził we mnie z powrotem.
Wygięłam plecy w łuk. Popiskiwałam z bólu. Nazajutrz spodziewałam się okresu, więc byłam niesamowicie wrażliwa, ale jednocześnie to było tak bardzo gorące, że nie chciałam, żeby przestawał mnie zdobywać w taki sposób. Moje nogi zaczęły drżeć, jakbym przerzucała ogromne ciężary w siłowni.
— Czujesz się piękna? – zapytał.
— Kocham cię, Ami – wyszeptałam w odpowiedzi, gdy znalazłam się na skraju możliwości. Najczęściej wyznawałam mu miłość zbliżając się do orgazmu lub tuż po nim.
— Wiesz o tym, że też cię kocham, Truskaweczko. – Amado pocałował mnie czule w skroń, a potem ułożył tył mojej głowy na swoim ramieniu, nie ustając w mocnych pchnięciach. – Jesteś moim najcenniejszym skarbem.
Przesunął dłoń z mojej szyi pod koszulkę. Delikatnie ugniatał piersi, bawił się moimi twardymi sutkami. Byłam pewna, że za chwilę, jak zawsze w takich momentach, poczuję jego palce na swojej łechtaczce i natychmiast odlecę w kosmos, ale on wyszedł ze mnie, obrócił twarzą do siebie i nacisnął na moje ramiona. Zetknęliśmy się lekko spoconymi czołami. Jego wciąż nabrzmiały i mokry penis wylądował na moim podbrzuszu. Oboje powoli łapaliśmy oddech.
Nie wiedziałam, o co mu chodziło, więc uniosłam wzrok, próbując odnaleźć ustawione tuż nade mną jego oczy. On jednak milczał. Powoli i opiekuńczo przesunął lewą dłonią po mojej szyi. A potem poprosił. Głosem twardym jak kwarc i zarazem miękkim, niczym kreda rozpuszczona w wodzie:
— Zaakceptuj mnie w całości, Toni – wyszeptał z lekką chrypką, w sposób, który wskazywał na to, że naprawdę mu na tym zależało. – W takim mnie się zakochałaś. I takiego mnie masz – oznajmił.
Całe podniecenie zsunęło się ze mnie i odpłynęło żałośnie do kratki ściekowej, zmieniając się pod moimi stopami w srebrzystą rzekę utraconej nadziei. W zamian wypełnił mnie żal, w walce z którym toczyłam na każdym poziomie coraz trudniejsze batalie.
— Zakochałam się w tobie, dlatego chcę, żebyś był wolny od heroiny. – Uderzyłam go lekko dłonią w klatkę piersiową, jakbym chciała wyrwać Amado w ten sposób z marazmu, w którym się pogrążał. – Ty też mnie zapakowałeś na odwyk. Nie pamiętasz?
— To nie to samo...
— Oczywiście, że to jest to samo! – podniosłam głos, zdenerwowana. – Chcesz, żebym teraz zaczęła sobie dawać w żyłę razem z tobą, skoro to jest takie fajne?
Podniósł mi ciśnienie tak bardzo. Wyraźnie czułam, jak moje serce zaczęło galopować tak prędko, że z całą pewnością dostałoby mandat za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym, jakim był labirynt amadowych myśli.
— To nie jest fajne, Toni. – Amado przycisnął czoło jeszcze mocniej do mojego czoła i chwycił za moje dłonie, a następnie zdecydowanym ruchem pokręcił przecząco głową, że aż to poczułam w całym ciele. – To jest po prostu łatwiejsze, niż gdybym miał się mierzyć ze wszystkimi innymi problemami. Próbuję utrzymać się w jednym kawałku. Bo chcę być przy tobie. Dostępny dla ciebie. Pozwól mi. I zrozum wreszcie, że ja się nie zmienię.
Następnie pochylił głowę. Przyłożył usta do moich półotwartych ust, które były gotowe, by się rozpłakać. Albo żeby wyrzucić z siebie całą litanię słów, która by bezskutecznie próbowała przekonać Amado, że wciąż nie wszystko było dla niego stracone. Zamiast tego, nasze języki spotkały się w tym tragicznym pocałunku. Nie powinnam zapewne się na to zgadzać. Nie w tej chwili. Nie podczas takiej rozmowy. Ale co miałam zrobić, kiedy ofiarowana mu przez los konieczność życia tak strasznie go raniła? A ja zapragnęłam go uratować. Musiałam przejąć cały jego ból na siebie...
Akt III: Tim
Zaledwie dzień później Tim wpadł do nas z informacją, że Alejandra zaprosiła mnie do swojej rezydencji na kolację. Zareagowałam bardzo ostrożnie, odruchowo oglądając się za plecy, czy aby nie stał tam za mną ktoś ze sztyletem. Mój brat również nie umiał jednoznacznie ocenić, co kryło się za tą wyciągniętą na zgodę ręką. Być może cyjanek w zupie.
Podobno Alex chciała zakopać topór wojenny. Już na balu charytatywnym wymieniłyśmy kilka bardzo grzecznościowych formułek w towarzystwie świadków, jednak wychwyciłam również jej mordercze spojrzenie, gdy tańczyliśmy z Timem do tego nieszczęsnego utworu Gene'a Pitney'a. Zanim miała zakopać wspomniany topór, być może chciała go użyć jeszcze po raz ostatni na mojej szyi.
Amado uznał, że pojednanie nas dwóch to bardzo dobry pomysł. Jego zdaniem, powinnam skorzystać z zaproszenia i byłby szczęśliwy, gdybyśmy wszyscy mogli usiąść podczas jego przyjęcia urodzinowego w jednej loży.
— Z podziałów nigdy nic dobrego nie wynika, jedynie ze współpracy – powiedział.
Wiedziałam, że bardzo cenił Alex jako prezeskę swojej firmy. Nie był zadowolony, że sytuacja pomiędzy nami wyglądała tak delikatnie. Pewnie obawiał się, że mogłabym zacząć naciskać na wymianę CEO w Solaris, a on wtedy by uznał, że powinien spełnić to moje życzenie.
Jednak ja nie byłam głupia (aż tak bardzo). Przede wszystkim zależało mi, żeby firma sprawnie działała pod okiem kogoś zaufanego, bo tego potrzebowaliśmy. Zwłaszcza w tym trudnym momencie. Po prostu miałam nadzieję, że jakimś cudem udałoby mi się już nigdy więcej tej kobiety nie zobaczyć. Ona mnie nienawidziła, a ja wstydziłam się jej spojrzeć w oczy.
Po zajęciach wpadłam do swojego mieszkania pod pozorem szukania spokoju do nauki, a tak naprawdę czekałam tam na swojego brata, żeby odbyć z nim poważną rozmowę, do której się długo zbierałam, a której nie mogłam już ani trochę odkładać.
W apartamencie miałam teraz zainstalowane kamery. Ochroniarze czekali przed drzwiami oraz w lokalu na dole. Poprosiłam ich o chwilkę prywatności. Łaskawie, choć niechętnie, zdecydowali się to uszanować. Wyciągnęłam Tima na podwórko za budynek, gdzie usiedliśmy na drewnianej ławeczce, ogrodzeni pergolą z różami pnącymi. Wysoko nad nami unosił się dron, który przekazywał obraz, lecz, na szczęście, nie dźwięk.
— Musisz mu powiedzieć o wszystkim albo ja to zrobię. – Zaczęłam z grubej rury, żeby najgorsze mieć już za sobą. – I to nie jest pytanie do ciebie, tylko informacja.
Tim odpalił papierosa. Zobaczył, że ta rozmowa nie zapowiadała się tak łatwo.
— Już zdążyliście się w sobie tak mocno zakochać, że zdecydowałaś się mnie wystawić? – burknął kpiąco, żeby zyskać parę dodatkowych sekund do namysłu.
— Tak, wyobraź sobie, że jesteśmy w sobie bardzo mocno zakochani – odbiłam ostro piłeczkę, przedrzeźniając jego ton. – I nie, nie wystawiam cię, tylko ratuję ci dupę – podkreśliłam. – Przecież on wie, że masz kontakt z DEA. Daje nam czas, żebyśmy sami się przyznali.
— Oczywiście, że wie. – Tim zaśmiał się szczerze. – Ale tak długo, jak cię kocha, nie dotknie mnie nawet palcem. Jak myślisz, dlaczego zorganizowałem ci tę randkę w Sylwestra?
Opadła mi szczęka. Tim nie mógł być tak lekkomyślny. To znaczy, inaczej. Zaplanował to sobie doskonale. Miłość Amiego do mnie dawała mu immunitet nietykalności. Ale ta dobra passa mogła się w każdej chwili skończyć. Poza tym, ja wcale nie zamierzałam z moim bratem współpracować. Nie dawałam rady dłużej okłamywać mężczyzny, z którym planowałam spędzić resztę życia.
— Zaczekaj. Masz tu jakąś muszkę na czole. – Tim przejechał ostrożnie dłonią po mojej twarzy. Muszka nie zeszła. Pochylił się nade mną i zabrał ją na palec, a następnie roztarł pod spodem ławki, nadziewając się na moje potępiające spojrzenie.
— Toni, posłuchaj mnie – zaczął już poważnym głosem. – To jest tylko kwestia czasu, kiedy ci go zabiorą i aresztują. Jego i Mikę. Nie dlatego, że ja ich sprzedam. Aresztują ich, bo oni sami to na siebie ściągną.
Tim zdawał się być co do tego absolutnie przekonany, a ja odganiałam tę wizję jak najdalej.
— W Meksyku masz pośredników, którzy handlują od pięćdziesięciu lat i nikt ich nie rusza, bo się nie pchają w politykę – mówił dalej.
Musiałam mu przyznać rację. Niektórzy handlarze byli więcej niż nietykalni. Oni byli po prostu szanowani. Na swoich terenach stanowili prawo według starych, uznanych kodeksów moralnych.
— My znamy te nazwiska, Meksykanie je znają, ale świat ich nie zna, bo oni się nie wydurniają na Instagramie, jak ten z litości nie powiem kto. – Tim zaciągnął się głęboko papierosem. Żyłka mu skakała za każdym razem, gdy wjeżdżał temat mediów społecznościowych. Czekałam na nieunikniony najazd moralizatorski. – Mam nadzieję, że ten filmik z twoim udziałem był pierwszym i ostatnim.
Zaczęło się – pomyślałam.
— Wiem, że jesteś teraz najlepiej pilnowaną osobą w tym kraju. Wiem, że oni mają już Hiszpanów rozpracowanych, ale przecież i tak się martwię. Robiąc tak niebezpieczną rzecz, unikaj głupot, błagam. Przysięgam, że skreślam dni do wyborów. – Tim uformował dłoń w pięść i przyłożył do swojego serca.
— Moim zdaniem, ty też robisz głupoty. Myślisz, że ja się o ciebie nie martwię? – zapytałam podniesionym głosem, żwawo gestykulując.
Amado wprawdzie powiedział, że zrozumiałby, gdybyśmy zostali zmuszeni do zeznań, żeby ratować swoje tyłki, ale raczej nie miał na myśli próby przejęcia przez nas władzy w całej organizacji.
— Nie. To nie tak. – Tim pokręcił głową. – Nie mogę ich ruszyć i wejść na ich miejsce, kiedy są mocni. Przecież to samobójstwo.
Cieszyłam się, że zgodził się przynajmniej w tej kwestii. Wiedziałam, że miał na Amado komplet dokumentów, który mógł w każdej chwili przedstawić DEA. Dotychczas odnosiłam wrażenie, że właśnie to planował zrobić.
— Ale zobaczysz, że za dwa, góra trzy lata, oni ruszą się sami – kontynuował. – Pojawią się naciski. Skończy im się poparcie. Nie wchodzimy na to miejsce, które jest zajęte. Wejdziemy na to, które będzie puste.
W tym momencie przypomniałam sobie koniec Pablo Escobara. Najsłynniejszy kolumbijski baron narkotykowy nie mógł się zwrócić o realistyczną pomoc praktycznie do nikogo. Jego pieniądze topniały w geometrycznym tempie.
— Zobaczysz, że zdążą na ciebie wszystko poprzepisywać. Poznają cię w tym czasie z ludźmi. Nauczą cię, jak prowadzić interesy – przekonywał mnie.
— Nie umiem mieć takiego cynicznego podejścia, kiedy z nimi jestem. – Zatrzęsłam się z obrzydzenia. – Kocham Amado. A Mika jest dla mnie czymś więcej, niż przyjacielem. – Zawiesiłam się na chwilkę, usiłując zdefiniować rodzaj relacji, w której znaleźliśmy się we trójkę. Poległam jednak w trakcie tej próby. – Oni obaj są dla mnie tacy dobrzy.
— Zapomnij już o nich i myśl o przyszłości. Przed tobą długie, cudowne życie.
— Nie będzie cudowne, jeśli już nigdy nie miałabym się obudzić przy Amado.
Mój głos się załamał, gdy tylko wyobraziłam sobie pustą lewą stronę łóżka.
— A teraz jesteś niby taka szczęśliwa, kiedy się budzisz, a on ćpa przy tobie? – szepnął Tim ze złością. – Myślisz, że ja nie wiem, co on robi i w jakim stanie on jest na co dzień?
— Jeśli mnie kocha, to rzuci to dla mnie – oznajmiłam z pełnym przekonaniem, choć do tej pory wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że jednak miało być inaczej.
Amado uważał, że jeśli to ja go kochałam, to musiałam zaakceptować jego nałóg.
Tim westchnął.
— W co ty wierzysz? Że życie jest bajeczką z happy endem? – Przewrócił oczami. – Dla niego byłoby nawet lepiej, gdyby sobie strzelił skutecznie przy tobie. Miałby dobrą śmierć.
Na moment pogrążyliśmy się w ciszy. Spojrzałam przez palce na zachodzące chmurami niebo. Po chwili jednak mój brat powrócił do tematu:
— Miki mi szkoda. Posadzą go z najgorszymi bandytami. A on jest za ładny na więzienie.
Poczułam, jak prąd przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa na samą myśl o tym, że ktoś mógłby zrobić Mice w więzieniu krzywdę.
— Ty go chyba nigdy nie widziałeś na sparingu – zaklinałam rzeczywistość. Miałam nadzieję, że Tim przyzna mi rację.
— W więzieniu się nie walczy na pięści, a tym bardziej nie walczy się w kasku – odpowiedział, odzierając mnie ze złudzeń. – I nie walczy się jeden na jednego.
Oparłam łokcie na udach. Intensywnie wpatrywałam się w oddalony od nas krawężnik. Huczało mi w głowie. Myślałam tylko, że za wszelką cenę nie mogłam do tego dopuścić, chociaż nie wiedziałam, jak niby miałabym to zrobić.
— Będziesz mogła wydawać pieniądze na co chcesz, tak długo, jak to nie będzie polityką – zachęcił mój brat, żeby wyciągnąć mnie z czarnych myśli, zanim zdążyłam się w nich zatracić. – Nie zamierzam się w nic wtrącać. Chcesz sobie modernizować szpitale w całej Kolumbii – droga wolna.
Poprowadził mnie po ścieżce tam, gdzie znajdowały się moje czułe punkty. Pozwoliłam mu więc mówić dalej. Od dawna zamierzałam położyć ręce na tych pieniądzach, żeby wykorzystać je w jakimś lepszym celu. Nawet wyobraziłam sobie hipotetyczny scenariusz, że Ibaigurenowie faktycznie poszliby do więzienia, a my nie.
Tylko co wtedy by było z nami? Najlepsze, co moglibyśmy zrobić dla własnego bezpieczeństwa, to ukraść tyle, ile byśmy zdołali, i uciec, zanim ktoś z konkurencji by nas zlikwidował. Skoro mój brat widział się na szczycie i zamierzał tam pozostać, to mogło oznaczać dla nas tylko jedno. Tim zamierzał uczestniczyć w wojnie.
— Chcesz, żebyśmy zabijali innych ludzi. – Popatrzyłam wrogo.
Nie wiedziałam, jak on sobie inaczej wyobrażał walkę o utrzymanie władzy. Zupełnie, jakby zapomniał o spisku Morellego. Gdy Amado leżał w śpiączce, Morelli uznał, że Mika był za miękki, i chciał przejąć organizację dla siebie. A my we dwójkę nie mieliśmy nawet dziesięciu procent respektu, jakim cieszył się Mika. Ja w oczach opinii publicznej byłam tylko zapłakaną dziewczyną z Instagrama. Tim był pantoflarzem i chodził na smyczy rodziny swojej żony. Musielibyśmy zacząć od krwawych czystek na mieście dla samej zasady.
— Zaskoczę cię. Nie zamierzam w swoim życiu nikogo zabijać. Jestem ekonomistą, a nie mordercą – oznajmił mój brat, obnosząc się wyższością względem Miki i Amado, którzy wychowywali się w domu, gdzie wspierano terroryzm oraz walki partyzanckie. – Pozwolę wszystkim dobrze zarobić i doradzę im, jak legalnie zainwestować.
— To samo mówiłeś tej muszce, kiedy ją rozcierałeś pod ławką? – Wykrzywiłam się do niego.
Musieliśmy przerwać rozmowę na widok ochroniarza. Barczysty mężczyzna zjawił się na skwerku i dał nam gestem znać, że droga dojazdowa została sprawdzona. Musieliśmy więc jechać.
Akt IV: Alejandra
Pełna najgorszych przeczuć wysiadłam z samochodu. Z każdym kolejnym krokiem przybliżającym mnie w kierunku domu Alejandry miałam ochotę zawrócić i uciec w drugą stronę. Ale jednak mówiłam sobie, że powinnam przetrwać tę wizytę dla dobra organizacji.
Na progu zobaczyłam sylwetkę z ciemnorudymi włosami do połowy pleców. Do tego z tęczówkami tak czarnymi, że niemal zlewały się ze źrenicami. Ręce kobiety były zaopatrzone w długie, czerwone szpony. Stanowiły one znak charakterystyczny naszej znajomej wiedźmy.
Podczas grzecznościowego powitania Alejandra zachowywała się podejrzanie poprawnie. Zupełnie, jakby chciała mnie najpierw zwabić do środka i dopiero wtedy zatrzasnąć drzwi do klatki.
Wkroczyliśmy na przestronny korytarz o oliwkowych ścianach.
— Przeważnie, gdy mamy gości, podajemy kolację w salonie – powiedziała Alex, rozciągając twarz w typowym dla niej fałszywym uśmiechu. – Ale skoro wy oboje czujecie się bardziej komfortowo przy stole w kuchni, to zapraszam was właśnie tam.
Byłam przygotowana na nieczyste zagrywki. Odpowiedziałam jej równie sztucznym uśmiechem i bez słowa komentarza ruszyłam za nią do kuchni. Tim obrócił się do mnie i uniósł znacząco brwi. Zapowiadał się trudny wieczór.
Na widok nieszczęsnego drewnianego stołu ślina utknęła mi na moment w gardle. Musiałam sobie przypomnieć, po co tu byłam, oraz upewnić samą siebie, że przeszłość należała do przeszłości.
Podano risotto z grzybami i białym winem. Smakowało rewelacyjnie. Rozmowa jakoś się toczyła. Może dlatego, że Alex wydawała się zainteresowana dostępem do kilkorga spośród moich wykładowców, którzy pracowali w liczących się mediach. Ona również potrafiła się wznieść ponad uprzedzenia dla dobra interesów. A przynajmniej tak przez chwilę mi się wydawało.
— Czy mogłabym podejść do mojego starego pokoju? – zapytałam.
Jakiś czas temu prosiłam Tima, żeby przywiózł mi stamtąd moje ubrania, żebym oceniła, w co jeszcze bym weszła, a z czego wyrosłam i powinnam oddać do fundacji, bo aż żal, żeby odzież wysokiej jakości, którą nosiłam jako dziecko, leżała w szafach. Natomiast oprócz ciuchów, miałam tam jeszcze różne inne szpargały – zabawki, jakieś stare pamiętniki, trochę pomocy naukowych. Chciałam to przejrzeć i popakować w kartony. Część pewnie nadawała się już tylko do śmieci, część mogłam rozdać, a niektóre rzeczy planowałam sobie zostawić na pamiątkę.
Alex nie robiła problemów. Była wręcz zadowolona, że wszystkie moje pozostałości miały wreszcie stąd zniknąć. Poprosiła gospodynię, żeby poszukała mi jakichś pudeł.
Uśmiechnęłam się, gdy tylko weszłam do środka. Niezależnie od wszystkich traum, które przeżyłam w tej rezydencji, tutaj mieściło się moje małe królestwo. Kiedy zamykałam drzwi i spotkałam się oko w oko z wielkim plakatem z Hendrixem uderzającym palcami w struny gitary na koncercie na Woodstocku, czułam się wciąż trochę jak u siebie. Zauważyłam, że pokój był idealnie posprzątany, chociaż wszystko leżało mniej więcej na swoim miejscu. Zupełnie, jakby życie zamarło tu tylko na krótki okres moich wakacji i było gotowe, by ruszyć znowu, kiedy znalazłam się tu z powrotem.
Jeden detal zwrócił moją uwagę. Na łóżku coś leżało. Chyba jakaś szmatka. Podeszłam bliżej i ze zgrozą zauważyłam, że na miękkim kocu w kolorze ecru znajdowała się czarna, skórzana rękawiczka. Ostrożnie podniosłam ją do góry. Materiał użyty do jej wykonania miał zasłaniać jedynie główną część dłoni oraz dwa palce. Otworzyłam szeroko oczy z niedowierzania.
Jakim cudem?
Czy on był w moim pokoju? – przelatywało mi przez głowę. – I jak się tu dostał?
Co sił w nogach zbiegłam po schodach, kierując się z powrotem do kuchni, gdzie Tim i Alex siedzieli przy stole, korzystając z tabletów i nie rozmawiając ze sobą. Dopijali wino.
— Czy ktoś wie, co ta rękawiczka robiła w moim pokoju, na moim łóżku? – spytałam podniesionym głosem, trzymając z obrzydzeniem za koniuszek skórzanego skrawka.
Zarówno mój brat, jak i jego żona, przez pewien czas wpatrywali się tępo w przedmiot, próbując skojarzyć, co to mogło być, a przede wszystkim, dlaczego ja reagowałam w tak histeryczny sposób.
— A to nie twoje? – zapytała Alex, marszcząc czoło i zakładając sobie ręce na piersi.
— To jest rękawiczka, która należy do człowieka nazywającego się Haimar Saavedra Aristizabal. Czy teraz wiecie, jak mogła się znaleźć w tym domu? – sylabizowałam wyraźnie. Słyszałam bicie swojego serca w oczekiwaniu na odpowiedź.
Patrzyłam przede wszystkim na Tima, próbując odszyfrować jego reakcję. Wyglądał na bardzo zdziwionego i zatroskanego, bo już się zorientował, z kim miał do czynienia. Po balu sylwestrowym obudził się o dwudziestej drugiej następnego dnia, pamiętając jedynie początek imprezy. Gdyby młody Saavedra odwiedził ich kiedykolwiek w rezydencji, Tim z pewnością by mnie o tym poinformował.
— Wiem, kto to jest. – Alejandra się uspokoiła, gdy oceniła, że nikt się nie włamał. – Nowy kumpel Amado od łażenia na kurwy, do tego waszego starego mieszkania. Teraz sama się przekonasz, jak to się żyje z facetem, który jest kurwiarzem.
Ostentacyjnie wzniosła toast swoim kieliszkiem.
— On tu był? – Wytrzymałam delikatny, lecz celny pocisk zarówno w stronę Amado, jak i mojego brata, a także informację, że Haimar bywał z moim partnerem w Red Roomie.
Domyśliłam się, że chodzili tam tylko we dwóch, pod pozorem spotkań w damskim towarzystwie. Bardzo pilnowali tajemnicy tego romansu. Pomijając już ewentualne oskarżenia korupcyjne, żaden z nich nie był po prostu wyoutowany.
No trudno. Musiałam zmierzyć się z faktami. A one były takie, że Amado przez pewien czas miał chłopaka, jeszcze wcześniej miał żonę, a przed nią miał innego chłopaka. Zaś w trakcie małżeństwa oraz po jego zakończeniu spotykał się z nieustaloną przeze mnie liczbą kochanek. Takie życie. Teraz był ze mną, kochał mnie, i to była jedyna rzecz, która się dla nas liczyła.
— Nie, ale Amado czasem wpada – odpowiedziała Alex. – Mógł wejść do twojego pokoju. Coś mu mogło wypaść z kieszeni.
Tim rozłożył ręce i pokręcił głową na znak, że nie przychodziło mu do głowy inne wytłumaczenie. Usiadłam przy stole, z niechęcią wrzucając rękawiczkę do torebki. Zajęłam się deserem.
— Dziwne, że twój brat nie zauważył tej rękawiczki, kiedy ostatnio poszedł tam dotykać twoich ubrań. – Alejandra dodała tak jadowicie, że aż mnie wyprężyło na krześle. – Wiedziałaś, że z niego taki fetyszysta? Może mi podpowiesz, co jeszcze lubi? Może mogłabym się od ciebie czegoś nauczyć?
Skumulowałam w sobie całą swoją siłę, żeby siedzieć spokojnie, nie pierdolnąć pięścią w stół, i nie powiedzieć jej kilku przykrych rzeczy. Popatrzyłam na Tima. Jedynie przewrócił oczami. Był przyzwyczajony do takich komentarzy. Mnie one szokowały i wywoływały we mnie ogromny dyskomfort. Zwłaszcza, że trafiały tam, gdzie bolało najbardziej.
— Poprosiłam go, żeby przywiózł mi ubrania, bo chciałam część zatrzymać, a resztę rozdać – wytłumaczyłam najbardziej opanowanym głosem, na jaki było mnie stać w tak delikatnym momencie.
Postanowiłam, że pozostanę wyciszonym kwiatem lotosu na spokojnej tafli jeziora.
— Od tego jest służba w tym domu. – Alejandra zamoczyła usta w winie i umościła się na krześle, jak wielka pani, którą zresztą była.
Nie lubiłam tego deprecjonującego słówka na s.
Zawsze sama po sobie sprzątałam. Bardzo często też sama przygotowywałam swoje posiłki. Rozumiałam, że wielki dom ktoś musiał ogarnąć i nie robił tego za darmo, ale dokładanie innym obowiązków z lenistwa przekraczającego wszelką przyzwoitość, nie mieściło się w moim standardzie zachowań.
— To jest prosta rzecz do zrobienia, a on ma dwie sprawne ręce – odrzekłam autorytatywnie.
Już dawno postawiłam sobie za cel nauczyć mojego szukającego wygód brata podstawowego poziomu empatii.
— Ach, no tak. Wiesz o tym, że są sprawne, bo przecież je testowałaś. – Alex zaśmiała się perliście, po czym upiła kolejny łyk z kieliszka. – Teraz możemy opowiadać sobie takie rzeczy na głos. Jesteś już wreszcie dorosła. Nie to, co dwa lata temu. Wtedy jeszcze byłaś dzieckiem – dodała.
Tim przerzucał wzrokiem między mną, a swoją żoną, czekając, kiedy jebnie. To był właśnie ten moment. Miałam dosyć. Wytarłam usta bawełnianą serwetką, rzuciłam ją na stół znaczącym gestem i oznajmiłam:
— Dziękuję za kolację. Muszę już wracać do domu.
— Odwiozę cię – zaoferował Tim i poderwał się z krzesła. Zamierzałam odpowiedzieć, że wrócę ze swoją ochroną, ale szybko zorientowałam się, że po takiej popisówce, pewnie chciał jak najszybciej zniknąć z tego miejsca na parę godzin.
— Amado jeszcze nie kupił ci samochodu? – krzyknęła za mną Alejandra. – Spróbuj dać mu kiedyś w drugą dziurkę. Zobaczysz, co się stanie.
Wyleciałam z domu jak rakieta. Byłam wkurzona i gotowa do nawrzeszczenia na każdego, kto mi wejdzie w drogę. Nie powinnam się widzieć z Amado w takim stanie, dlatego zdecydowałam, że wrócę na noc do swojego mieszkania.
Akt V: Amado
— Coś się stało tam w domu? – zapytał mnie przez telefon Ami zatroskanym głosem.
— Tak – odrzekłam enigmatycznie, próbując uniknąć wchodzenia w szczegóły tego wieczoru, począwszy od rozmowy z Timem w ogródku różanym, poprzez znalezioną rękawiczkę, aż po niezamawiane komentarze na temat sposobu wykorzystywania moich dziurek.
— Chcesz mi o tym opowiedzieć?
— Nie.
Usłyszałam w słuchawce przytłumiony chichot.
— Zobaczysz, jak się obudzisz, wszystko, co cię dzisiaj martwi, będzie wyglądało lepiej – powiedział z takim ciepłem, że od razu poczułam je w sobie. – Myślę o tobie, Truskaweczko. Kocham cię najbardziej na świecie.
— Ami... też cię kocham – zakwiliłam do telefonu. W jednej chwili moja wściekłość przepoczwarzyła się w rozczulającą bezbronność. Chciałam mu dać do zrozumienia, że był dla mnie latarnią morską, w której trzymałam utkwiony wzrok, kiedy sztorm rozbijał się o fale mojej łódki. – Dziękuję ci za wszystko. Dziękuję za to, że przy mnie jesteś.
— Zamknij już oczka – poprosił. Momentalnie zrobiłam się senna. – Przytul się do poduszki. – Rąbnęłam głową o poduszkę. – Niech ci się przyśni coś miłego. Dobranoc, cariña.
Wykończona tym dobijającym dniem, zasnęłam.
Z góry przepraszam za następny odcinek. To będzie *potężny* trigger warning.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro