1.6. "Every You Every Me"
Ilość wyrazów: 5518
⛔: przemoc, alkohol, intrygi, narkotyki, drobny element erotyczny damsko-męski oraz opisy sytuacji romantycznych między mężczyznami (bez szczegółów fizycznych)
Co ciekawe, oryginał tej historii ukształtował się ponad 20 lat temu w mojej głowie, m.in. pod wpływem muzyki Placebo ;).
Akt XVII: Haimar
Haimar niecierpliwie spacerował po parkiecie ze szlachetnego drewna w jednym z pokoi relaksacyjnych dla VIP-ów w klubie golfowym. To miejsce zostało wręcz stworzone do dyskretnych spotkań bez wzbudzania podejrzeń. Nie dało się bowiem należeć do śmietanki towarzyskiej i nie pojawiać się czasem na partyjce golfa. Po skończonej grze można było wspólnie udać się do sauny czy zaliczyć rozdanie pokera przy szklance wytrawnego alkoholu i drogim kubańskim cygarze.
Na zielone pola z powbijanymi w ziemię chorągiewkami przychodzili zatem wszyscy, którzy się w Medellin liczyli, ale niektóre spotkania pomiędzy członkami klubu musiały wyglądać na bardziej przypadkowe od innych. Szczególnie wtedy, gdy syn ministra sprawiedliwości wpadał na człowieka, o którym powszechnie wiadomo było, że zarządzał południowoamerykańskim syndykatem narkotykowym.
Kiedy Amado spotykał się z Saavedrą seniorem, robił to w sposób oficjalny, w ministerialnym gabinecie. Ich rozmowom towarzyszyli świadkowie objęci tajemnicą państwową, a treść konwersacji była nagrywana dla celów dowodowych. Obaj mężczyźni musieli wykazać się niezłym sprytem, żeby przekazać sobie informacje półsłówkami właśnie w takich warunkach, gdyż utrzymywanie przez nich stosunków prywatnych natychmiast uruchomiłoby pytania o ewentualną korupcję.
Haimar zjawił się w umówionym miejscu na pół godziny przed czasem. Po przerwie noworocznej klub wciąż świecił pustkami. Chłopak ścisnął przygotowane dla organizacji, szyfrowane Blackberry. Trzymał je w kieszeni swych jasnych, eleganckich spodni. – Amado miał doskonały pomysł, żeby spotkać się tutaj – pomyślał, w oczekiwaniu na wibrujący sygnał telefonu.
Przypomniał sobie chwilę, gdy zobaczył szefa organizacji Ibaiguren Betancur po raz pierwszy. Rzecz miała miejsce w budynku Związku Mniejszości Baskijskiej w Bogocie. Haimar skończył wtedy szesnaście lat i rodzice zaczynali go stopniowo wdrażać w oficjalne obowiązki, które chłopiec z jego pozycją powinien wypełniać.
Amado szedł przez szary, urzędowy korytarz tak pewnym krokiem, że ludzie, którzy zgromadzili się tam na poczęstunek, rozsuwali się w pośpiechu na obie strony. Haimar zakochał się od pierwszego wejrzenia w tym charyzmatycznym mężczyźnie o oryginalnej urodzie.
W najśmielszych snach nie wierzył jednak, że jego uczucie mogłoby doczekać się kiedykolwiek choć cząstki wzajemności. Amado miał żonę i – na spółkę ze swoim bratem – pewnie jakieś kilkadziesiąt kochanek.
Nie krążyły o nim żadne plotki. Nie przyglądał się dyskretnie mężczyznom. Nie wysyłał charakterystycznego vibe'u, który inne osoby nie-heteroseksualne podskórnie wyczuwały. Jedyne miejsce, w którym mógł stanowić z nim parę, znajdowało się wyłącznie w namiętnie tworzonych każdej nocy i nigdy nieopublikowanych przez chłopaka fanfikach.
Z biegiem lat, Haimar przestał funkcjonować w świecie nierealnych marzeń i zajął się własnym życiem. Matura, egzamin na studia, studiowanie w Yale, praktyki w potężnej kancelarii adwokackiej, mieszkanie w Nowym Jorku – to wszystko zajmowało czas i odciągało uwagę. Pojawiły się przelotne romanse, narkotyki. Musiał tylko pilnować, żeby się nie błaźnić przed Amado na uroczystościach w Związku, gdyż język wciąż mu się plątał na jego widok.
Pewnego wieczora jego serce dosłownie stanęło, gdy w klubie Madame de Pompadour na piaszczystej plaży Martyniki zamawiał drinki przy barze dla siebie oraz dla swoich znajomych, a czyjaś lewa ręka ze stalowoszarym zegarkiem przyjacielsko chwyciła go za przedramię. Haimar obrócił się w niedowierzaniu za siebie i naprawdę zobaczył tam Amado. W białej koszuli. Z rękawami podwiniętymi do łokci. Z okularami słonecznymi, zahaczonymi o kieszonkę.
— Co za nieoczekiwane spotkanie. – Ibaiguren uśmiechnął się do Haimara i od razu zamówił u barmana tacę shotów z limonką.
Tamtej nocy wszystko między nimi wyglądało inaczej. Już od chwili, w której ich skóra zetknęła się ze sobą, Haimar poczuł uderzenie prądu w całym ciele. Potem ich oczy się spotkały i dość długo na siebie patrzyły. Chłopak mógłby przysiąc, że Amado subtelnie go podrywał. – Jesteś pijany i tyle – strofował się w myśli. – Lepiej się zachowuj, żeby nie uznał cię za idiotę.
Zatrzymanie wzroku o sekundę dłużej, przytrzymanie ręki, ułożenie dłoni na jego biodrach, żeby go odrobinę przesunąć w przejściu, mogły teoretycznie oznaczać dyskretne sygnały zainteresowania, ale Haimar musiał stąpać po tym lodzie maksymalnie ostrożnie. Gdyby złożył Amado niemoralną propozycję, a okazałoby się, że te gesty stanowiły jedynie o imprezowym wyluzowaniu, to chyba poszedłby się natychmiast powiesić ze wstydu.
Po odebraniu zamówień, mężczyźni skierowali się do stolika. Kiedy Haimar odwiedzał Madame de Pompadour, dbał o to, żeby impreza w klubie była tego dnia zamknięta. W Stanach Zjednoczonych i Kolumbii miał opinię chodzącego ideału. Przepowiadano mu niesamowitą karierę, najpierw prawniczą, a później polityczną, w którymkolwiek z tych krajów. Pilnował tam swojego zachowania do granic możliwości.
Na Martynice bawił się z obrzydliwie bogatymi dzieciakami z Francji, które mieszkały w tym samym apartamentowcu, co on. Młodzi snuli się bez żadnego wyższego celu, przepalając nieograniczone pieniądze swoich rodziców, a każdy ich dzień i noc wyglądały dokładnie tak samo.
Haimar nie mówił im całej prawdy na swój temat. Oni nie pytali. Najważniejsze, że w tym towarzystwie mógł się napruć do nieprzytomności, uprawiać seks w różnych konfiguracjach płciowych i osobowych, a nawet zapraszać na przyjęcia ludzi poznanych na freelancerskich stronach dla pracowników seksualnych. Przy czym takie osoby obdarzał nieporównywalnie mniejszym zaufaniem i na samym wstępie uprzedzał, że jeśli okazałyby się niedyskretne lub spróbowałyby szantażu, to nikt nie będzie ich szukał, gdy znikną w tajemniczych okolicznościach.
Kolejki się lały, Amado przez pół nocy szeptał coś do ucha długonogiej, prześlicznej czarnoskórej dziewczyny, która siedziała przy ich stoliku, a ona raz po raz wybuchała śmiechem. Haimar zastanawiał się, czy Amado byłby otwarty na wyjście z tą laską na after party, które mógłby zorganizować ad hoc w swoim mieszkaniu. Sam wyszedłby z Jeanne, swoją ulubioną koleżanką, która widziała już chyba wszystko i nic jej nie oburzało. Byłaby idealną skrzydłową, która potrafiłaby dopilnować, żeby cała czwórka znalazła się w jednym łóżku.
— To co, jak długo się znacie? – dopytywała Jeanne. – Ty wiesz, że on wcale nie podbija do Kitty, tylko do ciebie, co nie?
— Błagam cię, Jeanne, zamknij pysk. – Haimar próbował zatkać dłonią jej usta, zanim ktoś mógłby ją usłyszeć. – On nie jest...
— U siebie może i nie jest, ale tutaj przyjechał na wakacje – trajkotała blondynka z krótkimi włosami postawionymi na żel i zaczesanymi do góry. – To ja mam tobie tłumaczyć, jak to działa? Nie słyszałeś o tym, że nawet Casanova był bi? – Uśmiechnęła się pobłażliwie. – Czekaj, czekaj. – Nagle zamroziła swój wyraz twarzy i zaczęła się głęboko zastanawiać. – Ty do niego coś czujesz. Dlatego wolisz się nie rozczarować. Kto by pomyślał – pisnęła – nasz Haimar jest zakochany!
Zanim chłopak zdążył kategorycznie zaprzeczyć wszystkim domysłom, Jeanne wyciągnęła z torebki samarkę z MDMA i rzuciła na stolik.
— To jak? Bawimy się? – krzyknęła, klaszcząc w dłonie. Towarzyszyło jej entuzjastyczne pogwizdywanie przyjaciół.
— Nie bierz tego gówna, Kitty. – Amado zwrócił się do swojej nowej znajomej. – Mam lepszy towar.
Wstał z fotela i podał rękę dziewczynie, sugerując, żeby poszła razem z nim do łazienki.
— Haimar, idziesz z nami? – rzucił niezobowiązująco.
Wszystko masz pod kontrolą. Język za zębami. Po prostu się bawimy – tłumaczył sobie Haimar, podnosząc się z miejsca. Jeanne dała mu na pożegnanie wielkiego klapsa w tyłek i kazała już nie wracać.
W przestronnej łazience z czerwonymi ścianami i przyciemnionymi światłami Amado ni stąd, ni zowąd, zaczął wypytywać Haimara o szczegóły techniczne apartamentowca, w którym Saavedra mieszkał.
Tłumaczył, że czasem miał za dużo ważnych gości i chciałby zapewnić im większy komfort niż niewielkie pokoje w swoich domkach na plaży, więc choć do tej pory planował budowę czegoś specjalnie pod tym kątem na swoim terenie, teraz zaczął rozważać kupno dwóch czy trzech mieszkań w tamtym miejscu, żeby gościom nocą łatwiej było wyjść do miasta.
— Obiecałeś, że pójdziemy tańczyć. – Wyraźnie znudzona i nietrzeźwa Kitty zaczęła ciągnąć Amado za rękę.
— Chérie, zostaję tutaj przez dwa tygodnie. Jeszcze się wytańczymy – przekonywał. Dał jej w prezencie resztę towaru z torebki i na oko dwa tysiące dolarów, które wyciągnął z tylnej kieszeni ciemnych jeansów. – Jutro będę kupował mieszkanie, więc ty też sobie kupisz w tym czasie coś ładnego.
— A jak jest z ochroną przeciwpożarową? Jak daleko od budynku mieści się Straż Pożarna? – Amado uznał rozmowę z dziewczyną za zakończoną, więc przeszedł do kontynuowania wątku prowadzonego z Haimarem. Obrażona Kitty wyszła z łazienki, próbując trzasnąć za sobą drzwiami, lecz one były wyposażone w mechanizm spowalniający, który je przed tym zabezpieczał. – Na zdjęciach to wszystko nieźle się prezentuje, ale czy tak samo wygląda w rzeczywistości? – Amado zastanawiał się na głos, przeglądając w telefonie galerię ze strony developera.
Haimar przełknął ślinę. Złapał z całej siły dłonią za umywalkę. Postarał się zabrzmieć najbardziej beztrosko, jak tylko dał radę.
— Możesz podejść ze mną teraz do domu, to sam zobaczysz.
Dziś Haimar rumienił się i kiwał głową z niedowierzaniem nad sposobem, w jaki tamta noc się zakończyła. Poszli tak bardzo na całość, że gdy nad ranem chłopak odpalał papierosa na balkonie, przyglądając się księżycowi, gwiazdom i szumiącemu morzu, nie miał wątpliwości, że od tej pory będą się mijać obecnością w trakcie nawet najbardziej obowiązkowych spośród oficjalnych uroczystości. Przetrawiał też w myśli zaskakującą obserwację, że na pewno nie był jego pierwszym mężczyzną.
Kiedy po przebudzeniu otworzył powieki, spodziewał się zobaczyć jedynie zmiętą pościel. Zamiast tego, ujrzał twarz Amado, która spokojnie mu się przypatrywała. Z wrażenia opuściło go zmęczenie i rozszerzył maksymalnie oczy.
— Przestraszyłem cię? – Amado zapytał z nutą satysfakcji w głosie.
Haimar ze wstydu ukrył twarz w poduszce. Wybełkotał do poszewki:
— Myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę.
Miał straszliwą słabość do ponadprzeciętnie inteligentnych ludzi. Gdy mieszkał w USA, rzadko romansował z kobietami w swoim wieku. Robił to tylko z konieczności, aby uspokoić rodziców i nie dawać nikomu powodów do przedwczesnych plotek.
Za to zdarzało mu się sypiać z pięćdziesięcioletnimi prawniczkami, publicystkami, filantropkami ze śmietanki towarzyskiej. Rano pokazywały mu drzwi. Mówiły, że potrafiły wyczuć, że to prędzej czy później się źle skończy. Nie jemu było to oceniać. Wzruszał ramionami i odchodził.
Jeśli po kilku dniach któraś zdecydowała się zadzwonić z przeprosinami i próbowała zaprosić go do siebie na wieczór, to w zależności od jej pozycji – albo pozwalał sobie na kompletne zignorowanie rozmowy, albo odbierał i chłodno oznajmiał, że nie był fanem nieszczęśliwych zakończeń, sugerując ograniczenie się do relacji towarzyskiej.
Nic jednak nie zraniło go tak, jak finał romansu ze swoim żonatym wykładowcą. Po pół roku odwiedzania Haimara w jego apartamencie, okrutnie go zwyzywał od części rowerowych, a na koniec jeszcze niesprawiedliwie usadził z prowadzonego przez siebie przedmiotu. Ponieważ chłopak nie doczekał się słowa wyjaśnienia, zdecydował się na własne śledztwo.
Odkrył, że żona profesora zaczęła się czegoś domyślać. W odpowiedzi uruchomiło to w mężczyźnie specyficzną reakcję obronną. – Ci wszyscy heterofaceci w heterozwiązkach są zawsze tacy sami. Najpierw szybki numerek w kiblu z typem z Grindra, a potem udawanie świętości i przy okazji jeszcze można usłyszeć coś na swój temat – tłumaczył sobie. – Dlaczego z Amado miałoby być inaczej?
— Dlaczego miałbym się wstydzić za rzeczy, które sprawiły nam obu przyjemność? – Amado tymczasem zapytał go łagodnym głosem. – Chyba, że powiesz, że było ci ze mną źle. Wtedy wyjdę.
— Sam wiesz, jak było. – Haimar okręcił głowę w jego stronę i zatrzepotał rzęsami, wciąż wstydliwie zasłaniając sobie usta rogiem poduszki.
— Dlatego zostanę na śniadaniu. – Uśmiechnął się Amado. – Powinienem dla ciebie coś przygotować w podziękowaniu za wieczór, tylko ostrzegam, że do gotowania mam dwie prawe ręce. – Przejechał pieszczotliwie dłonią po włosach Haimara i obrócił się w kierunku aneksu kuchennego, próbując oszacować zawartość lodówki. Na płycie indukcyjnej dostrzegł patelnię. – Może uda mi się usmażyć jajecznicę. Ostatni raz robiłem to na studiach, czyli pewnie jakieś dwieście lat temu.
Tak wyglądał początek ich romansu, platonicznej miłości, głębokiej przyjaźni, czy jakkolwiek ta relacja przedstawiała się w oczach Amado. Haimar miał jedynie tę pewność, że on sam pokochał tego mężczyznę na zabój. I nie wierzył, że kiedykolwiek potrafiłby poczuć, jak świat staje w miejscu, w ramionach innej osoby.
Akt XVIII: Truskaweczka
Drzwi do zarezerwowanego pokoju VIP nagle zaskrzypiały. Haimar rozpromienił się na widok ukochanego w eleganckim garniturze. – Czy chce tylko spędzić ze mną trochę czasu? A może ma ochotę na więcej? – zastanawiał się. Pocałowali się w policzek na przywitanie. Haimar ułożył dłonie na pasku Amado, sugerując, że mógłby mu rozpiąć spodnie, ale mężczyzna powstrzymał go chwyceniem za nadgarstki i przecząco pokręcił głową.
— Musimy zakończyć tę znajomość. – Amado prosto z mostu ujawnił cel swojej wizyty.
Haimar pobladł i cofnął się o krok, pod wpływem ciężaru usłyszanych słów. Nie docierały do niego. To nie mogło tak być. Z pewnością się przesłyszał.
— Nie rozumiem – wymamrotał. Znaki zapytania zagościły w jego pięknych, jasnoniebieskich oczach. Czuł, jak za parę sekund wypełnią się łzami pełnymi żalu, jeśli Amado go natychmiast nie przytuli i nie powie, że to był tylko zły sen.
To Haimar ryzykował reputacją całej swojej rodziny. Amado na tej relacji wyłącznie zyskiwał. Dlaczego więc chciał ją przerwać? Mógł zrezygnować z pieszczot i pocałunków, ale dlaczego odrzucał szczerą przyjaźń, która w dodatku przynosiła mu niebagatelne korzyści?
— Rozumiesz, aż za dobrze. – Amado tracił cierpliwość. – Kogo jak kogo, ale ciebie nie podejrzewam o umysłowe braki.
Od razu przypomniał sobie wszystkie rozegrane przez nich nocne partie szachów. Młody Saavedra był jedynym człowiekiem, który ograł go od czasów, kiedy ojciec jeszcze nie zdążył się śmiertelnie obrazić na Amado za maty otrzymywane seriami w pięć minut.
Haimar ruszył w głąb pokoju i podparł się o stół pokerowy. Zaczynało mu brakować powietrza. Myślał, że zaraz się przewróci.
— Ona – powiedział krótko.
— Tak. Chodzi o nią – potwierdził Amado. – Chcę z nią stworzyć normalny związek.
Przed oczami stanął Ibaigurenowi obraz, jak godzinę wcześniej w jego obecności Mika pieprzył Toni na stole w jadalni.
— Jesteś jebnięty – syczała do niego, z trudem łapiąc oddech. – Obaj jesteście tak samo jebnięci. – Przerzucała wzrok między nimi dwoma, podpierając się za sobą dłońmi i co chwilę podskakując pośladkami na drewnianym blacie.
— Przeszkadza ci to? – zapytał ją Amado, nieco rozbawiony.
— Nie wkładaj mi słów w usta. – Zaśmiała się, a następnie przyciągnęła do siebie Mikę za koszulę i prowokująco przygryzła mu dolną wargę.
— Nie wkładam ci słów w usta. Wkładam ci w usta palce. – Amado wysunął dłoń jej w kierunku, umieścił kciuk na jej języku, a resztą dłoni unieruchomił żuchwę.
Po skończonej zabawie, przez piętnaście minut ją trzymał w objęciach i bardzo powoli całował. Pomagał jej w ten sposób dojść do siebie po tym fizycznym i emocjonalnym wysiłku, którego była główną atrakcją.
— Normalny związek, jak na swoje możliwości – poprawił się.
— Ona cię nie kocha tak mocno jak ja – wyszeptał Haimar, wciąż będąc w szoku i nie mogąc poskładać myśli w bardziej przekonujące argumenty.
— I bardzo dobrze – uciął Amado. – Przynajmniej dzięki temu nie chodzi straszyć innych ludzi, w przeciwieństwie do niektórych zgromadzonych w tym pokoju.
— Nie straszyłem jej. – Haimar odruchowo gwałtownie zaprzeczył, unosząc palec na potwierdzenie własnych słów. Zdecydowane wypieranie się popełnienia przestępstwa było dobrą sztuczką na zasianie wątpliwości w szeregach ławy przysięgłych, a już na pewno wśród opinii publicznej, która śledziła głośne procesy w mediach społecznościowych.
— Błagam cię – warknął Amado. – Nie obrażaj mojej inteligencji, bo rozstaniemy się w mniej przyjemnych okolicznościach, niżbyś sobie tego życzył.
— No dobrze. Przyznaję się, robiłem to. – Haimar podniósł ramiona, uznając swoją winę. – Ale wyłącznie z tego powodu, że chciałem wywrzeć na niej presję. Ona nie mówi ci całej prawdy. – Przeszedł do kontrataku, wyrzucając z siebie coraz szybciej słowa. – Obaj dobrze wiemy, że jej brat jest kontaktem DEA. I nie rozmawia przy tym z jakimś urzędniczyną, tylko z typiarzami z Waszyngtonu. Z tymi samymi, z którymi ja rozmawiałem podczas aresztowania Morellego. To są decyzyjni ludzie. Ostrzegałem cię o tym od dawna – podkreślił.
— Złapali go. Trudno. – Amado rozłożył bezradnie ręce. – Najważniejsze jest to, że nie mówi im nic, czego już sami nie wiedzą. Nawet Mika ujawnia za moją zgodą więcej informacji Elisie Corbalan niż Tim Williams Amerykanom.
— Słyszałeś nagranie tylko z jednej rozmowy i na podstawie tej przesłanki wyprowadzasz całe wnioskowanie. Z całą pewnością masz świadomość tego, mój drogi Sherlocku, że jest to błąd logiczny. – Haimar uśmiechnął się do niego z przekąsem. Zaczął spacerować po pokoju jak po doskonale znanej sobie sali rozpraw. Uruchomił swoją nienaganną dykcję, której używał, gdy pragnął za pomocą tej sztuczki oczarować skład orzekający. – Obaj również dobrze wiemy, że gdyby Tim Williams nie był bratem twojej Truskaweczki, toby nie dożył następnej godziny po tym, jak ta historia wyszła na jaw. Ale ty pozwalasz mu żyć, donosić dalej, nawet nie konfrontujesz się z nim w tej sprawie, żeby – nie daj Boże – Truskaweczka się nie zestresowała, bo jeszcze zamknęłaby nogi, i co wtedy? Sam ściągasz na siebie w ten sposób problemy. Przez nią.
Amado uniósł brwi i przeniósł ciężar ciała z jednej stopy na drugą. Nie dało się temu zaprzeczyć. Gdyby tylko za jego sprawą głównemu księgowemu organizacji spadł loczek z głowy, mógłby się pożegnać z Toni na zawsze. Dlatego dopóki nie dostawał sygnałów o jakiejś naprawdę podejrzanej akcji z udziałem jej brata, wliczał to w koszty życia ze swoją ukochaną.
— Tim jest cwany. Umie z nimi rozmawiać – tłumaczył. – Przez parę lat jeszcze dużo może się zmienić. Może wybuchnąć skandal korupcyjny w DEA, albo nie wiem, trzecia wojna światowa.
Po cichu liczył na to ostatnie.
— Oczywiście, że Tim Williams jest cwany. – Haimar roześmiał się na głos i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Zaraz się okaże, że wcale nie poznałeś tej swojej Truskaweczki przypadkiem. Powiedz mi proszę, że wziąłeś ją do domu tylko po to, żeby przyjrzeć się jej zachowaniu z bliska. Mogę się założyć, że ona wie o tym wszystkim, a w dodatku w tym uczestniczy.
— Wziąłem ją do domu po to, żeby przed nią uklęknąć i się jej oświadczyć.
Haimar poczuł, że kolejny pocisk rozrywa mu klatkę piersiową. Krew rozlewa się czerwoną plamą na białej koszuli. Czy miał jeszcze szansę, by zapobiec tej katastrofie?
— Serio? Po tym całym twoim narzekaniu, że jest za młoda i że to jest dla niej zbyt niebezpieczne? – zapytał z wyrzutem. – Już się o nią nie boisz?
Pamiętał, jak latem Amado szukał pocieszenia na jego kanapie. Godzinami gapił się w sufit i przepracowywał na głos powody, dla których musiał zerwać z dziewczyną tuż po jej maturze. Ku niezadowoleniu Haimara, spędzili ten urlop w całości we trójkę. Ich dwóch oraz duch Truskaweczki.
— Miała wystarczająco dużo czasu, żeby się odkochać – zadecydował Amado. – Ona mnie traktuje poważnie, więc chcę udowodnić, że mnie też stać na poważną deklarację. Zaraz jadę wybierać pierścionek.
— Amado, zastanów się – przekonywał Haimar. – Wiesz, że chcę dla ciebie dobrze. Pamiętasz przecież, że ta dziewczyna spotkała się z agentami DEA. Udowodnię ci...
— Ona nie wiedziała, że to byli agenci – przerwał Amado zdecydowanym głosem. – Palili przy niej marihuanę. Agentom nie wolno tego robić. Nie miała jak nabrać podejrzeń.
— Na litość boską, Amado! – wrzasnął Haimar, wplątując sobie w akcie rozpaczy palce we włosy. Wyszarpał w desperacji kilka kosmyków z męskiego koczka. – Agentom WOLNO zażywać narkotyki, jeśli tylko ich życie jest w zagrożeniu! A ostatniego współpracownika DEA, którego nakryliście, wrzuciliście do maszyny przemysłowej do mielenia mięsa, a potem podrzuciliście to, co zostało ze zwłok, pod ambasadę amerykańską!
Amado ze złością rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie podobało mu się to, że Haimar z taką zapalczywością wyrzucił z siebie na głos tak absurdalne zarzuty. Do tego uczynił to w miejscu publicznym.
— Nie wiem, po co ten człowiek poszedł do masarni. – Pokręcił przecząco głową Ibaiguren. – Ludzie teraz są w stanie zrobić wszystko dla sławy na TikToku. Jest taki trend. On się nazywa... – Amado zmrużył oczy, próbując sobie przypomnieć zasłyszaną nazwę.
— Tak, a potem jego zmiażdżone zwłoki w cudowny sposób same przespacerowały się pod ambasadę – ironizował Haimar.
— Faktycznie, cud – potwierdził Amado. – Zwłoki w takim stanie nie powinny się już raczej same przemieszczać.
Młodszy chłopak przewrócił oczami. Ibaiguren koncertowo rżnął głupa. Ale było w tym dużo winy Haimara. Niepotrzebnie wyciągnął na wierzch akurat taki temat. Po prostu świadomość, że mógłby stracić Amado na zawsze, odbierała mu pozostałe wciąż resztki rozumu.
— Czyli to się dzieje naprawdę... – Haimar pokręcił głową z narastającą w nim rezygnacją.
— Tak. Chcę się jej oświadczyć. Najlepiej, po moim przyjęciu urodzinowym. – Amado podzielił się planami. – W tym roku nie wyprawiamy takiej wielkiej imprezy. Idziemy z tym do Cuba Libre. To nie jest dobry czas na gości w domu. – Szef kartelu obawiał się obecności szpiegów, a co najmniej osób nieżyczliwych Ibaigurenom. – Zresztą, zaręczyn też nie powinniśmy ogłaszać jeszcze w tym momencie. Lepiej, żeby uwaga teraz nie była skoncentrowana na niej.
Ostatnie, czego potrzebujemy, to nasz dron bojowy zdetonowany przez pomyłkę na paparazzich – dodał w myśli.
— A więc masz szczęście żyć wreszcie swoim marzeniem. – Haimar naprawdę starał się w tym momencie być wspaniałomyślnym człowiekiem, który potrafił ucieszyć się z radości ukochanego, nawet, jeśli on sam już nie był jej częścią. Czuł jednak, że przegrywał tę wewnętrzną batalię i że zaraz po wyjściu Amado rozpierdoli z nerwów pierwszą rzecz, która mu wpadnie w ręce.
— Tak. Chyba na to nie zasłużyłem, ale... – Amado nie dokończył. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i wzruszył lekko barkami, udając niewiniątko. – Zobaczysz, na ciebie też czeka coś specjalnego. Jesteś jeszcze bardzo młody.
— Wiesz o tym, że jestem jedyną osobą, która może cię uratować z każdych kłopotów. – Głos Haimara zadrżał od zbliżającego się płaczu. – Neville jest twoim kumplem, ale on robi wszystko dla zysku. Pójdzie tam, gdzie jest zysk. A ja robię dla ciebie wszystko z miłości. Bez żadnych kalkulacji. – Jego gardło ścieśniało się coraz mocniej. Kolejne słowa wyciskał przez nie z ogromnym wysiłkiem. – Dlaczego chcesz zerwać ze mną kontakt?
Amado przyglądał mu się ze spojrzeniem niewyrażającym emocji. Musiał w tej sytuacji wybierać, więc dokonał wyboru. Po prostu.
— Zestresowałeś Truskaweczkę – wyjaśnił najkrócej, jak się dało.
Łzy zaczęły kapać Haimarowi po zaróżowionych policzkach. Rozpiął mankiet koszuli i wytarł kilka z nich przedramieniem, żeby nie zamoczyć swoich skórzanych rękawiczek. Widać było, że walczył z całych sił, próbując powstrzymać nieuchronnie zbliżające się zerwanie tamy.
— Pocałujesz mnie? Ostatni raz – poprosił.
— Lepiej będzie, jeśli tego nie zrobię.
Amado zaczęło się robić naprawdę przykro, gdy patrzył na swojego chłopaka w takim stanie. Wiedział, że kiedy wyjdzie z pomieszczenia, Haimar zacznie przeżywać samotnie prawdziwy koszmar. Pragnął maksymalnie oszczędzić mu bólu. Był mu wdzięczny za wspólnie spędzone wyjątkowe chwile. Za długie rozmowy, które prowadzili, mimo że rozumieli się bez słów. Za pomoc w aresztowaniu zdrajców z organizacji. Za słodkie przytulanki, gdy rozpaczał po konieczności zerwania z Toni.
Ale teraz Amado zaczynał nowe życie i brakowało w nim miejsca dla człowieka, który wpadł na głupi pomysł szantażowania jego najdroższej.
— Nawet nie byłem twoim jedynym chłopakiem, prawda? – Haimar ledwie słyszalnie zapytał na pożegnanie. Przez ponad rok nie miał śmiałości, żeby poznać odpowiedź na to, nad czym się tak bardzo zastanawiał od samego początku.
— Byłeś jedynym, o którym chciałbym pamiętać. Przepraszam.
***
Haimar zatrzasnął się z wściekłością w łazience wyłożonej kamieniem o kolorze kości słoniowej. Oparł swoją skórzaną teczkę na blacie obok umywalki, nerwowym ruchem dłoni otworzył klamrę i z bocznej kieszonki wyjął samarkę z białym proszkiem, portfel oraz paczkę papierosów. Bez zbędnych ceregieli posypał sobie długą kreskę naprzeciwko bonsai w zdobionej doniczce. Zrolował jeden z banknotów i wciągnął całość w obie dziurki nosowe. Odchylił głowę maksymalnie do tyłu. Przez krótką chwilę patrzył tępo w sufit, wyłączając myśli, potem utkwił wzrok w swoim odbiciu w lustrze i stwierdził, że nienawidzi tego żałosnego człowieka, który na niego spoglądał. Przetarł twarz dłońmi, spakował się, włożył papierosy do kieszeni i pospiesznie opuścił łazienkę, kopiąc z impetem w dół drzwi na do widzenia.
Jednej rzeczy był pewien. Truskaweczka musiała zniknąć na zawsze.
Akt XIX: Grzeczny chłopiec
Białe, połyskujące drzwi zamknęły się od wewnątrz. Haimar przekręcił zamek broniący dostępu do jego mieszkania i odgrodził się w ten sposób od świata. Przyłożył czoło do chłodnej, śliskiej powierzchni. Łzy spływały mu ciurkiem po policzkach, a następnie kapały głośno jedna za drugą na mahoniowe panele na podłodze. Odrzucił swoją teczkę na bok, nie dbając o to, że droga skóra mogłaby obić się od uderzenia o twardą powierzchnię. W dłoni wciąż trzymał napoczętą w trasie butelkę whisky, którą zgarnął z klubowego barku, traktując ją jako należność przysługującą mu w ramach abonamentu ze składek członkowskich. Działanie zażytej wcześniej kokainy osłabło. Chłopak już nawet nie miał siły, żeby po raz kolejny odkręcić zakrętkę i przyłożyć szyjkę butelki do swoich ust.
Z myśli uparcie nie dawało się wymazać wspomnienie z ich pierwszej wspólnej nocy, gdy Haimar przepuścił Amado w drzwiach, włączył światło w przedpokoju i właśnie zamykał zamek, aż nagle poczuł zdecydowane oparcie dłoni na swoich biodrach.
Błyskawicznie pociemniało mu przed oczami, a po całym jego ciele rozlała się nieoczekiwana fala gorąca i okrutnie silnego podniecenia. Tak śmiały gest rozwiewał już wszystkie jego wątpliwości. Został okręcony twarzą do Amado, a jego plecy rąbnęły o najbliższą ścianę. Czuł, że zaczyna drżeć. Utkwił wzrok w źrenicach zawieszonych o jakieś dziesięć centymetrów ponad nim. Zamiast korzystać z chwili, rzucać się do ognistych pocałunków, zdawał się zwyczajnie błagać spojrzeniem o to, by mężczyzna pozwolił mu zakończyć noc z sercem w jednym kawałku.
Amado z rozczuleniem uniósł kąciki swych ust. Zbliżył dłoń do jego policzka i powoli odgarnął z niego starannie wystylizowany kosmyk, który opadał przez oko i czynił słodką buzię Haimara odrobinę bardziej drapieżną.
— Będziesz tej nocy moim grzecznym chłopcem? – zapytał go swoim cichym, nieco tajemniczym głosem.
Haimar uderzył tępo czołem w drzwi na samą myśl, że od dziś jego mężczyzna nie będzie już go nigdy tak dotykać ani zwracać się do niego w ten hipnotyzujący sposób. Ten zaszczyt od tej pory miał przysługiwać wyłącznie Toni Williams.
Z problemami wykonał drobne kiwnięcie głową, wyrażające zgodę. Wydawało mu się, że cała jego szyja skamieniała wtedy z nerwów i musiał rozrywać swoje ścięgna, żeby w ogóle być w stanie nią poruszyć. Amado bez problemu dostrzegł to napięcie. Delikatnie przesunął kciukiem jego po rozgrzanym policzku, by go uspokoić.
— Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – Haimar upewniał się w ostatnim przebłysku zdrowego rozsądku, zanim pod wpływem chwili mieli dokonać aktu, który będzie się wlókł za nimi przez całe życie. – Trochę przygrzaliśmy przed wyjściem. Boję się, że rano nawet nie będziesz pamiętał, jak się znalazłeś w tym mieszkaniu.
Ostatnie, czego pragnął, to żeby Amado znienawidził go za skorzystanie z okazji. Ale ten uśmiechnął się łobuzersko, jakby dawał do zrozumienia, że to właśnie on trzyma w rękach upolowaną zdobycz. I że jej nie wypuści.
— Wiem bardzo dobrze, po co przyszedłem do tego mieszkania – odpowiedział. – Chcę się w nim z tobą pieprzyć.
Rozpiął sprzączkę od swojego paska, wyciągnął skórzany rzemień ze szlufek i zawiesił sobie na szyi.
— Jakie jest twoje słowo bezpieczeństwa? – zapytał, nie tracąc zbędnego czasu. Był gotowy, aby przejść od razu do rzeczy.
Haimar nie spodziewał się aż takiego obrotu wypadków. Otworzył usta, lecz nie wydobył z nich żadnego dźwięku. Z lekką obawą spoglądał na ciemnobrązowy pasek, którego oba końce Amado trzymał w pewnym uchwycie swoich dłoni. Zawsze do tej pory to on przejmował kontrolę w sypialni. I na pewno nie był niczyim grzecznym chłopcem.
Dopiero, kiedy Amado podał mu własne słowo bezpieczeństwa i zsunął z jego włosów czarną cienką frotkę, którą następnie wciągnął sobie na nadgarstek jak bransoletkę, Haimar powiedział pierwszy lepszy wyraz, który przyszedł mu do głowy. Amado przekładał powoli kolejne kosmyki z jego karku na przód ramion i prosił, żeby się go nie bał, bo nie zrobi z nim nic wbrew jego woli. Po chwili ich usta zetknęły się ze sobą. Haimar zarzucił Amado ręce na szyję i pomyślał, że jeśli po tej nocy tak czy inaczej zostanie między nimi tylko spalona ziemia, to przynajmniej warto zadbać o odpowiednią temperaturę pożaru.
Akt XX: Aurélie
Osuszył łzy. Zasiadł w wygodnym fotelu i podciągnął nogi pod siebie. Nalał whisky do szklanki ustawionej obok na zgrabnym, czarnym stoliczku. Pozbierał myśli porozrzucane dotychczas po całej osi czasu jego relacji z Amado, a następnie zaczął planować. Do zaręczyn pozostały jedynie cztery dni, więc do tego czasu Truskaweczka powinna się już znaleźć poza domem Ibaigurenów. Najlepiej na zawsze.
W pierwszej kolejności zauważył, że Amado starał się, aby utrzymać charakter tej relacji w tajemnicy aż do wyjazdu hiszpańskiej policji z Kolumbii, albo i jeszcze dłużej – dopóki dziewczyna nie przyzwyczai się do bycia osobą publiczną, obdarzoną bardzo kontrowersyjnym rodzajem popularności. W końcu w zeszłym roku z trudem wytrzymała kilka dni sławy wywołanej obecnością w serwisie dla dorosłych.
Zdaniem Haimara, wcale nie była taka twarda, na jaką próbowała wyglądać. Uważał, że za tą zaciętą miną wciąż kryły się problemy z poczuciem własnej wartości. Ewidentnie przejmowała się tym, co ludzie o niej myśleli, skoro jej niewielkie profile na Twitterze i Instagramie były woke do porzygu. Nawet, jeśli najbliższe otoczenie bało się teraz powiedzieć na jej temat cokolwiek, to nieskończone zastępy międzynarodowych komentatorów z internetu powinny okazać się bardziej wygadane.
Amado przez dość długi czas spotykał się z córką ambasadora Francji, który był jego wspólnikiem w przerzucaniu kokainy do Europy Zachodniej. Platynowa blondynka o cerze i figurze porcelanowej lalki posiadała spore ambicje dotyczące własnej osoby, a znajomość z szefem organizacji narkotykowej mogła jej umożliwić ich spełnienie.
Haimar miał okazję spotkać Aurélie Desjardins kilka razy osobiście. Z miejsca ocenił ją jako intrygantkę gotową na wszystko, żeby tylko dostać się do grona najbogatszych ludzi świata, i by ze zwykłej fotomodelki uczynić z siebie ponadczasową, podziwianą ikonę stylu. Amado wyświadczył jej w tym zakresie dużą przysługę, pokazując się z nią wiele razy publicznie. Aurélie w mgnieniu oka stała się jedną z najbardziej rozchwytywanych postaci w świecie mody. Haimar jednak nie miał wątpliwości, że choć jego ukochany istotnie wykazywał w pewnym zakresie słabość do francuskiej piękności, to przede wszystkim chciał skierować uwagę śledzących go ludzi na inną kobietę, niż Toni.
Sprawdził instagramowe konto Aurélie. Ferie noworoczne spędzała w Paryżu. Na razie nie wracała do Kolumbii. Był pewien, że robiła dobrą minę do złej gry po tym, jak Amado ją poinformował, że na bal sylwestrowy wybierał się z kimś innym. Zapewne już ją rzucił, albo domyślała się, że niebawem to zrobi. Nie było zatem czasu do stracenia. Haimar przyniósł swój telefon z amerykańską kartą, jeszcze raz przepłukał usta whisky i zadzwonił do francuskiej modelki na zdobyty przez siebie wcześniej prywatny numer.
Operując nowojorskim akcentem, przedstawił się jako redaktor prowadzący w dużym wydawnictwie, zainteresowany wydaniem jej biografii, pod warunkiem opisania w niej szczegółowo związku z Amado. Rzucił kwotą z sześcioma zerami za samą książkę, z pominięciem praw do ekranizacji, które miały być negocjowane osobno z ludźmi z Hollywood. Siedział sobie wygodnie w fotelu, przygryzając długopis. Stać go było na gest. Usłyszał, jak na dźwięk wymienionego honorarium po drugiej stronie słuchawki rozmówczyni zassała nerwowo powietrze, a następnie pogrążyła się w ciszy.
Aurélie pojawiła się akurat w modnej kawiarni. Musiała przeprosić koleżanki, odejść od stolika i przespacerować się do przestronnej łazienki świecącej intensywną bielą już od samego wejścia. Spojrzała w lustro rozciągające się szerokim pasem wzdłuż potężnej ściany i podświetlone równie długą żarówką. Wiedziała, że zgadzając się na zaproponowane warunki, zamykała sobie na zawsze drogę powrotu do Amado. Najprawdopodobniej również torpedowała interesy swojego ojca.
Jednak czy w jej sytuacji wróbel w garści nie dawał aby lepszych możliwości od kanarka na dachu? Redaktor, z którym rozmawiała, zdawał się być doskonale poinformowany o wielu szczegółach z jej życia, łącznie z tym, że Amado odsunął ją na boczny tor, bo czuł się w obowiązku stale pomagać siostrze swojego księgowego. Aurélie, choć nie chciała mieć osobiście do czynienia z żadnym handlem narkotykami ani zacieraniem śladów tej działalności, w pewnym sensie zazdrościła Toni dostępu do Amado z zupełnie innej strony. Nie sądziła, że z tej średnio atrakcyjnej dziewczyny mógłby uczynić on swoją kochankę, ale widocznie uważał ją za członkinię organizacji, której należało się jakieś preferencyjne traktowanie.
— Dla kampanii teaserowej potrzebujemy, żeby opublikowała pani na Instagramie posta, który w skrócie opisuje, jak wygląda życie z Ibaigurenami, jacy są prywatnie, kim jest ten ich kardynał Richelieu, Tim Williams, i kim jest ta jego siostra – wyjaśniał Haimar. – Im bardziej pikantnie, tym lepiej. Dzień później wspólnie ogłosimy pracę nad książką.
— Mam tylko jedną wątpliwość – odezwała się nieśmiało Aurélie. Spojrzała w stronę drzwi, czy nikt nie wchodził do łazienki. – Don Amado jest naprawdę niebezpiecznym człowiekiem. Wie pan, co mam na myśli.
Zawierała umowę o poufności. W wyobraźni widziała siebie leżącą na łóżku z dziurą w czole, umiejscowioną idealnie między oczami.
— Pani jest osobą publiczną, a don Amado uważa się za biznesmena. – Haimar sensownie przekonywał. – Pani śmierć nie postawiłaby go w korzystnym świetle. Proszę sobie przypomnieć jego sprawę rozwodową. Była długa i brudna, a jednak obyło się bez tajemniczych wypadków.
Aurélie westchnęła. Wiedziała, że Amado nie miał problemów z poświęcaniem nawet krwawych bitew, by wygrywać ważne dla siebie wojny. Artykuły portali plotkarskich w ogóle nie robiły zaś na nim dużego wrażenia. Istniało zatem spore prawdopodobieństwo, że Ibaiguren po prostu wzruszy ramionami, a ona sama w końcu otrzyma prawdziwą korzyść z tego wygasającego romansu, który nie potoczył się tak, jak go sobie zaplanowała.
— Będę musiała pominąć wszystko, co wiąże się z narkotykami – negocjowała. Nie chciała mieć na głowie DEA, ani tym bardziej narażać na nieprzyjemności własnego ojca. Przede wszystkim zaś sądziła, że Amado podaruje jej złamanie zasady poufności, jeśli prawdziwe mięso zostawi pod powierzchnią.
— Na razie tak – zgodził się Haimar. – Interesują nas przede wszystkim skandale obyczajowe. Całą resztę omówimy podczas spotkania z naszym zespołem prawnym. Wyślę pani jutro maila ze szczegółami.
Uśmiechnął się pod nosem. Jedyne, co zamierzał zrobić następnego dnia, to zniszczyć swój telefon zaraz po ukazaniu się ustalonego posta i nie rozmawiać z Aurélie Desjardins już nigdy więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro