Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.5. "Love Without Sound"

Ilość wyrazów: 6334

⛔: handel ludźmi, morderstwa, przemoc domowa, przemoc na tle seksualnym, narkotyki

Akt XIV: Teresa

Nadszedł w końcu ten niecierpliwie wyczekiwany dzień w życiu każdego nastolatka. Wyniki matur. Moja podróż przez liceum, od pierwszego kroku aż po odbiór świadectw, przypominała wypełniony pułapkami korytarz rodem z przygód Indiany Jonesa. W trakcie tej przygody, udało mi się zdobyć paru sojuszników, którzy wypalali dla mnie ogniem snujące się po wypastowanym marmurze jadowite pająki i nigdy nie zostawili mnie na pożarcie przez wypuszczonego niechcący aligatora.

O godzinie dwunastej miał się uaktualnić system z naszymi rezultatami. Od jedenastej siedzieliśmy z Dorą, Teresą i Hernanem na Zoomie. O dziesiątej Tim przyszedł do mnie z szampanem, ignorując konieczność spędzenia dnia w pracy, zaś o szóstej wybudziłam się z koszmarów z walącym sercem oraz bolącymi z usztywnienia mięśniami. Śniło mi się, że jako jedyna w klasie nie zdałam połowy przedmiotów, a poza tym miałam zbyt dużo nieobecności, więc nie mogłam dostać świadectwa, tylko musiałam powtarzać rok.

Nie da się zapomnieć tego stresu. Nie potrzebowałam od rana żadnej kawy. Odrzucało mnie od wszelkich pobudzaczy. Zjadłam jedynie parę zielonych winogron bez pestek i to było wszystko, co moje gardło było w stanie przełknąć. Już na piętnaście minut przed godziną zero stukałam bosymi stopami w podłogę. Na pięć minut przed dwunastą odeszłam od komputera, po to, żeby rozpocząć odprawianie mantry nad telefonem.

W końcu wybiła dwunasta i... z przeciążenia padł system.

Najpierw strona ładowała się w nieskończoność, a potem zaczęła wypluwać biały ekran i jakieś napisy o indexach, fontem Courier New.

Hiperwentylowałam na łóżku. Nigdy, naprawdę nigdy nie znalazłam się w takim napięciu, a przeszłam w swoim życiu przecież bardzo dużo. Amado i Mika zaczęli do mnie pisać, że od pięciu minut powinnam znać wyniki, a się nie chwalę, czy coś poszło nie tak, bo oni też się denerwowali razem ze mną. Tim był najbardziej spokojny, co mnie wkurzało. Członkowie rodziny czasem dysponowali tą niezachwianą wiarą w twoje umiejętności. Potrafili mówić: Kto ma się dostać, kto ma wygrać, jak nie ty? Przecież jesteś dobra i tyle pracowałaś.

Tak, tylko, że wszyscy byli dobrzy i tak samo pracowali, a nasza matura była trudna.

Nagle pisk Teresy przywołał mnie z powrotem przed ekran laptopa. Strona załadowała się u niej jako pierwszej i okazało się, że zdobyła wystarczającą liczbę punktów, żeby odebrać dyplom. Pół minuty później już zszedł jej z ust uśmiech, bo nie była pewna, czy przypadkiem nie wczytały jej się wyniki kogoś innego. Próbowała odświeżać i wywalało ją znowu. Dopiero po pół godzinie okazało się, że te oceny były prawdziwe.

Wreszcie nasza pozostała trójka dołączyła do pisków. Patrzyłam na swoje oceny, widziałam same szóstki i siódemki, czyli najwyższe stopnie z przedmiotów na IB. Upuściłam telefon, łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. To koniec. To wreszcie koniec. Z takimi wynikami mogłabym myśleć o najlepszych uczelniach świata. Ja, dziewczyna, która zaledwie kilkanaście miesięcy temu mieszkała w ruderze w niebezpiecznej dzielnicy i żyła z obciągania pał za dwadzieścia dolarów, aż nie mogła ruszyć szczęką na drugi dzień i musiała przykładać sobie kompresy z torebek od herbaty, żeby przecierpieć cały dzień w szkole, a wieczorem znowu być gotową.

Tim poszedł do kuchni, by otworzyć szampana. Ruszyłam tuż za nim, a on potrząsnął butelką i otworzył ją w taki sposób, żeby mnie oblać. Poczęstował przy okazji alkoholem wszystkie okoliczne ściany oraz meble. Już oczami wyobraźni widziałam, jak będę musiała odmalowywać mieszkanie przy zdawaniu lokalu, bo nie zapowiadało się, żeby kaucja była w stanie pokryć te zniszczenia.

— Ty debilu – podziękowałam mu.

Nalał mi skromne niecałe pół lampki, a resztę, która została mu w butelce, zaczął popijać z gwinta po drodze na balkon.

— Co to ma być? Należy mi się więcej za mój trud włożony w edukację! – krzyknęłam za nim.

— A mi się należy mi za trud włożony w twoje wychowanie! – odkrzyknął.

— Gdyby trud był jedyną rzeczą, którą kiedykolwiek wkładałeś, nie mielibyśmy dzisiaj połowy naszych problemów! – wydarłam mordę w stronę jego pleców, znikających za oberżynową zasłoną.

Pomyślałam, że teraz pewnie będę musiała zapisać w dzienniku terapii, że zareagowałam zbyt agresywnie, gdy odmówiono mi alkoholu. Oblizałam sobie wszystkie palce, a potem wypiłam jednym haustem zawartość długiego i wąskiego kieliszka.

— To jak, u kogo domówka? – zapytałam na Zoomie, cała mokra. – Teresa?

Przeważnie spotykaliśmy się u niej, bo w tamtym domu każdy robił, co chciał i nikt nie zwracał na nas uwagi, a wygód było w nim sporo. Basen, mini-golf, sauna, świetna siłka, a nawet, uwaga, tor gokartowy.

O tym, że ojciec Hernana jako burmistrz niczym się nie przejmował i brał łapówki od kogo tylko się dało, to już wiedziałam, ale martwiłam się, czy Dora mogła się pokazywać w takich miejscach. Najpierw mówiła, że tak, bo te rzeczy były związane ze szkołą, ale jednak zobaczyłam, jak parę razy poderwała się z siedzenia i nerwowo sprawdzała telefon, więc ją przycisnęłam. Przyznała, że odkąd nas poznała, to przekupowała swoich ochroniarzy, żeby mieć odrobinę normalności, tak jak zwykła nastolatka. Próbując bagatelizować całą aferę, dodała, że przecież Nicolas Pereira to biznesmen, wszystko inne to niepotwierdzone plotki, w które ona nie miała obowiązku wierzyć.

Miałam nadzieję, że nie pakowaliśmy jej w kłopoty.

— Macocha wyszła wczoraj z odwyku, dzisiaj już spizgana – powiedziała Teresa, kiwając sarkastycznie głową. – Rozjebała całe piętro. Meble, lampy, obrazy, pospuszczała to wszystko ze schodów.

— Kurde, a ty jak się trzymasz? – zapytałam.

Po śmierci matki Teresy, Nicolas Pereira ożenił się w Las Vegas ze striptizerką. Jak to zwykle w pilnych sytuacjach bywa, nie pomyślał o intercyzie, więc dziś przy rozwodzie musiałby się podzielić majątkiem z osobą, która potrafiłaby przepuścić kilkadziesiąt milionów dolarów w miesiąc. Teresa żartowała, że papa czeka, aż natura się sama wyreguluje, bo pogrzeb mu wyjdzie taniej niż rozwód.

— Ja? Zajebiście, ale nie mogę się doczekać, kiedy mnie już tu nie będzie. – Zatkała sobie na moment usta dłońmi, a potem zaczęła znowu piszczeć i podskakiwać na krześle. – Będę studiować, rozumiecie to?

Razem z Dorą i Hernanem również zaczęliśmy klaskać, śmiać się oraz wydawać z siebie całą gamę podekscytowanych dźwięków. Widziałam, że oboje trzymali blisko krzesła po lampce winka na rozluźnienie. Posłałam nienawistne spojrzenie w stronę balkonu.

— To może u mnie? – zaproponowała Isadora. – Papa jest dzisiaj w Bogocie. To jeszcze nieoficjalne, ale już mogę wam się pochwalić, że wręczą mu nominację na kandydata na prezydenta. – Pokazała do kamery zaciśnięte kciuki, a na jej okrągłej buzi zagościł uśmiech.

Byłam u niej kilka razy. Zawsze pod nieobecność jej rodziców. Wślizgiwałyśmy się tam w takiej tajemnicy, jakbyśmy co najmniej miały popalać fajki w męskiej ubikacji. Rozumiałam, że pewnie nie należałam do grona najbardziej pożądanych znajomych, chociaż sama Dora nigdy nie dała mi tego odczuć. Zgodnie z naszą umową, ona uczyła mnie grać w tenisa, natomiast ja uczyłam ją tańczyć. Z czasem przeniosłyśmy się z tańcem do mnie albo do Teresy, a co do poziomu mojego tenisa... No cóż, powiedzmy, że skoncentrowałam się na sportach walki.

Akt XV: Dora

Do rezydencji państwa Neville wchodziło się jak do pełnego przepychu pałacu. Już od wejścia atakowały białe marmury, lustra z ciężkimi, złotymi ramami, bliskowschodnie zdobione dywany, a także obezwładniający zapach dochodzący z całych koszy codziennie ścinanych kwiatów. Niemal żałowałam, że przychodząc w gości ubrałam się tylko w strój kąpielowy, dziergany sweter z wielkimi oczkami, szorty oraz swoje niezniszczalne klapki. W takich miejscach chyba wypadało upodobnić się do otoczenia.

Roześmiana Dora w jasnoróżowym kostiumie i kolorowym pareo przygotowywała nam drinki w letniej kuchni, z której wychodziło się bezpośrednio do ogrodu z basenem. Powiedziałam, że chętnie wypiję choć jednego drinka, żeby celebrować tę wyjątkową okazję, ale po tym, jak Teresa odmówiła, zrobiło mi się głupio.

— Virgin mojito, w sam raz dla dziewicy. – Moja czarnoskóra przyjaciółka stała przy wyspie kuchennej i, w typowym dla siebie doskonałym humorze, wyciskała limonkę słomką. – Mówię wam i zapamiętajcie to sobie. Zostanę świętą Teresą, tak jak ta z Kalkuty. Ona handlowała dziećmi, ja handlowałam koksem. Pierwszy krok na drodze do świętości został uczyniony.

Wzięłam swoje Campari udekorowane kandyzowaną wiśnią, z postanowieniem, że będę je sączyła przez całe popołudnie. Zamierzałam się tylko trochę poopalać i popływać, bo wieczorem spotykałam się z Amado, czym za bardzo z kolei nie chciałam się chwalić znajomym.

W moich oczach wciąż byliśmy ekipą z liceum. Jeszcze niedawno pracowaliśmy razem nad projektami, mając pewność, że będziemy się przyjaźnić do końca życia i utrzymywać ze sobą kontakt bez względu na wszystko, a tymczasem za parę miesięcy mogliśmy się już spotykać w nieco innym charakterze. O ile Dorze i Hernanowi w ogóle będzie wolno zadawać się ze mną w trakcie kampanii prezydenckiej ojca Dory. A gdyby Olivier Neville został wybrany na stanowisko głowy państwa, niewykluczone, że mogłabym nie widzieć ich już nigdy.

Teresa też będzie musiała przestać trajkotać przy mnie jak radio. Skończy się nasze zwierzanie z sekretów. Dopóki Amado oraz Mercedes żyją, oficjalnie zostaniemy konkurentkami.

To było nasze ostatnie wspólne, beztroskie popołudnie. Zamieniłam przyjaciół na faceta. Lepiej, żeby okazał się tego godzien – westchnęłam.

No nie. Głęboki pomarańcz w szklance, przykuwający moją uwagę, nie dawał mi spokoju, chociaż już rozsiadłam się na leżaku. Zakłócał mi podziwianie błękitnej wody w basenie i kamiennej mozaiki na jego dnie, aktywując we mnie wyrzuty sumienia. Zdecydowałam, że skoro wciąż nie ufałam sobie przy spotkaniach z alkoholem, to nie powinnam kusić losu i po prostu najlepiej wstać i odnieść drinka do kuchni. Tak też uczyniłam.

Gdy sunęłam bosymi stopami po trawie licząc na to, że nie rozdepczę żadnego ślimaka, a oczami wyobraźni pisałam już pochwalną notkę w dzienniku terapii, w oddali zobaczyłam, jak Dora stała w kuchni i wysypywała sobie coś z sygnetu na palec. Następnie przyłożyła ten palec do obu dziurek do nosa, mocno zaciągnęła się, otrzepała głowę i zapiła shotem.

— O kurczę! – wyrwało mi się po cichu.

Instynktownie odskoczyłam z pola widzenia i podbiegłam do ściany, żeby się do niej przykleić i zza jej osłony dyskretnie zerkać do wnętrza. Zastanawiałam się, czy wypadało, żebym zapytała o szczegóły. – Raczej tak. To moja przyjaciółka. Ona martwiła się o mnie, ja martwię się o nią, to naturalne – dyskutowałam sama ze sobą. Już wcześniej zauważyłam, że narkotyki na imprezie nie były dla niej nowością, i nie wtrącałabym się w to, gdybym nie zobaczyła, że ona wciągała towar z dala od nas, jakby chciała to ukryć.

Wciąż myślałam nad odpowiednimi słowami, których powinnam użyć. Może i byłam w tym momencie na boso, ale właśnie zamierzałam wkroczyć z ciężkimi butami w jej chronioną prywatność.

Wtedy usłyszałam zdecydowane kroki stąpające po marmurowej posadzce i męski, autorytarny głos, skierowany do Dory. Mimo braku przywitania, od razu zrozumiałam, że to jej ojciec.

— Dlaczego ty się dalej zadajesz z tą dziewczyną? Mówiłem ci przecież. To nie jest żadne towarzystwo dla ciebie.

— Papo, Teresa już nie bierze. – Dora przemówiła głosem o dwa tony wyższym niż zazwyczaj. Była przestraszona jak mały szczeniaczek. – Ona nie ma nic wspólnego z...

— Mówię o tej drugiej. – Ojciec ostro wciął jej się w zdanie.

Teraz dla odmiany to ja się wystraszyłam. Moje oczy zrobiły się wielkie niczym statki kosmiczne. Chociaż w sumie, co by nie powiedzieć o Teresie i jej licznych przygodach, ona nigdy nie gościła w serwisach dla dorosłych, w przeciwieństwie do mnie. Oficjalnemu już kandydatowi na prezydenta mogły nie podobać się takie znajomości córki.

— Wiesz, kim jest Amado Ibaiguren Betancur? – zapytał pan Neville, i, jak wywnioskowałam po tonie wypowiedzi, jego pytanie miało charakter retoryczny. Dora nie odpowiedziała. – To jest jego panienka – udzielił odpowiedzi.

Holy fuck! – przeklęłam w myśli. W sumie odkąd publicznie wyszłam ze spermą we włosach z gabinetu Amado, rąbek tajemnicy został uchylony, ale i tak zdziwiło mnie tempo, w jakim tego typu informacje się roznosiły.

Nie mogłam zostać nakryta przy podsłuchiwaniu. Z niewypitym drinkiem potuptałam z powrotem w stronę basenu, najciszej, jak się dało. Usiadłam z powrotem na leżaku, udając że nic się nie stało, że po prostu rozmyśliłam się i jednak będę go pić.

Dora zjawiła się w tym samym miejscu zaledwie parę minut później. Nie powiedziała nawet, że jej rodzice wrócili o wiele wcześniej, niż się spodziewano. Nie kazała mi wyjść. Zauważyłam jednak, że miała teraz na sobie ogromne okulary słoneczne, a jej lewy policzek był silnie zaróżowiony. Pokazałam palcem na własny i zapytałam, czy coś jej się stało.

— Niechcący zmazałam sobie krem. Właśnie widziałam w lustrze, jak to wygląda – zachichotała. – Muszę mieć filtr pięćdziesiąt, inaczej opalam się jak mała świnka.

Faktycznie sięgnęła pod leżak po torebkę plażową i nasmarowała buzię kosmetykiem ochronnym, a następnie wtarła w usta bezbarwną pomadkę.

Oj nie ze mną te numery, Dora. Byłam pewna, że dostała po twarzy. A sądząc po umiejętności szybkiego kłamania, nie oberwała po raz pierwszy. Sięgnęłam odruchowo po Campari, żeby zająć czymś myśli.

Hijo de puta... Co tu się działo w tym domu? Jak mogłabym pomóc?

Uznałam, że pośpiech nie był najlepszym doradcą i że w tej całej sytuacji będę musiała wykazać się taktem, ale jeśli Dora mnie potrzebuje, to zrobię dla niej to, co trzeba.

Akt XVI: Amado

Rozkojarzona i podenerwowana swoim odkryciem, wybierałam się właśnie do Amado na umówione spotkanie. Miałam nadzieję, że może on mógłby mi coś doradzić. Najchętniej coś innego, niż żebym nie wtrącała się w nie swoje sprawy.

Włożyłam eleganckie czarne spodnie w kancik, które kończyły się przed kostką, do tego białą bluzkę z żabotem oraz czarną damską marynarkę. Zebrałam swoje włosy i spięłam je w szeroką kitkę. Na stopy wsunęłam czarne balerinki. Chyba nawet na żadnym rozpoczęciu ani zakończeniu roku szkolnego nie wyglądałam tak elegancko, jak teraz, rozpoczynając przygodę z przestępstwem.

— Jeszcze raz gratuluję wyników. Moja najmądrzejsza dziewczynka. – Amado uścisnął mi na przywitanie dłoń, a następnie pocałował mnie w czoło.

Odkaszlnęłam znacząco. Teoretycznie, od tej chwili miał być przecież między nami wyłącznie biznes. Przynajmniej do pewnego, zaplanowanego momentu. Ja sama czułam się zaspokojona, więc pomyślałam, że jeśli go trochę przetrzymam, wyjdzie mu to wyłącznie na zdrowie.

— To, co robisz w tym momencie, nosi znamiona molestowania – powiedziałam ozięble.

— Ty tak na poważnie? – zdziwił się. Przeczesał z roztargnienia dłonią przez śliczne, pachnące włosy i zdecydował się obrócić to wszystko we flirt. – Naprawdę nie dasz się namówić na mały, biurowy romans?

— Nie. Będę zmuszona cię nagrać i zaraportować mobbing do Państwowej Inspekcji Pracy.

Dawałam po sobie poznać, że żartowałam z tą Państwową Inspekcją Pracy, ale również dałam mu do zrozumienia, że powinien mnie traktować poważnie, a nie jak asystentkę, która miała mu służyć wyłącznie do dymania.

— Później będę monitorować, ile kobiet zatrudniasz na stanowiskach kierowniczych, czy dysponujesz odpowiednią reprezentacją rasową, czy nie dyskryminujesz osób niebinarnych albo o różnych orientacjach seksualnych...

— Uważasz, że ludzie będą chcieli rozmawiać z tobą o swoich orientacjach seksualnych? – przerwał mi, traktując mnie jak maskotkę w tym miejscu. Widziałam to w jego oczach. Jeszcze się zdziwisz – zapowiedziałam mu w myśli.

— Uważam, że organizacja nie powinna dyskryminować i powinna zapewniać wszystkim strefę bezpieczeństwa – odpowiedziałam tonem na tyle poważnym, że Amado pokiwał głową i obiecał, że w swoim czasie pozwoli mi się tym zająć. Może to była kwestia mojego wpływu, a może sam zauważył, że zwracanie uwagi na takie kwestie dałoby mu sporo punktów sympatii opinii publicznej.

— Pamiętaj, że dostałaś się na ten staż po znajomości. – Mrugnął do mnie, grając w tę samą grę, co ja.

— Ależ skąd – zaprotestowałam gorąco i ostentacyjnie wydęłam usta. – Przeszłam skomplikowany proces rekrutacyjny.

Skierowaliśmy się do gabinetu. Amado zaczekał, aż pierwsza zrobię krok, udając, że będzie szedł ze mną ramię w ramię, podczas gdy został w miejscu i opuścił głowę, żeby dowiedzieć się, jak moja pupa układała się w nowych spodniach.

— Gapisz się na mój tyłek! – przyznałam wprost.

— Sprawdzam tylko, czy dywan równo leży. – Przewrócił oczami. – Wbrew pozorom, cały świat nie kręci się wyłącznie wokół twojego tyłka.

— Cały świat pewnie nie, ale twoje oczy na pewno!

Dobrze. Niech cierpi.

Musiał bez żadnych wątpliwości zrozumieć, że byłam dla niego tą jedyną. Wiedziałam, że nie polecę na żadne gierki ani jego słodkie uśmiechy. Liczył się wyłącznie pierścionek na moim palcu. To była dla niego cena, jeśli zamierzał mnie jeszcze kiedykolwiek przelecieć.

Weszliśmy do gabinetu. W swojej dużej torbie miałam notatnik i laptopa. Jak dla mnie, mogliśmy zaczynać już dzisiaj, chociaż Amado próbował opóźnić mój start w dorosłość.

— Moje pierwsze zadanie dla ciebie jest proste – powiedział, gdy już rozsiadłam się na welurowej kanapie, a on stanął oparty tyłem o swoje biurko. – Poświęć ten miesiąc na dopieszczenie eseju do aplikacji na studia, zadbaj o dopilnowanie wszystkich formalności i zostań przyjęta. Z poważnymi rzeczami ruszymy od lipca. Mamy całe wakacje na to, żeby popracować.

Zauważył moją zawiedzioną minę, smutno wpatrującą się w notatnik rozłożony u mnie na kolanach.

— Pamiętaj, że idziesz na studia dziennikarskie, żeby nawiązywać kontakty – rozwinął, aby nadać wyższą rangę temu, co i tak musiałam zrobić sama dla siebie. – Nie bagatelizuj tego. Wiesz, ile razy denerwowałem się na materiały w mediach?

— Okej. – Pokiwałam głową jak grzeczna uczennica i zanotowałam punkt pierwszy na kartce w formacie A4, zaznaczając arabską jedynkę kółeczkiem. Nie dało się odmówić temu logiki. Na doskonałej prywatnej uczelni z pewnością poznam studentów z rodzin okupujących media od pokoleń, a zajęcia poprowadzi kadra złożona z dziennikarzy prasowych oraz telewizyjnych. Nie wszyscy byli przyjaciółmi naszej organizacji. Niektórzy zbudowali karierę na jej śledzeniu oraz na ujawnianiu dobrze poukrywanych faktów. Miałam tylko nadzieję, że Amado nie spróbuje mnie wepchnąć do jakiejś redakcji i kontaktować się ze mną tylko wtedy, kiedy będzie czegoś ode mnie potrzebował. Nie tak się umawialiśmy.

— No to świetnie. Już wiesz, co masz robić – Klasnął w dłonie. – Mika właśnie wrócił z Kanady. Za parę minut powinien być w domu. Możemy zjeść razem kolację, co ty na to?

— I to już? To koniec spotkania? – spytałam z niedowierzaniem.

— No nie bardzo. Chcemy poświętować trochę z naszą maturzystką. Wszyscy w domu chcieliby ci pogratulować. – Amado zbierał się do wyjścia. Był tak rozluźniony i zadowolony, że aż sama się uśmiechnęłam. Może faktycznie za bardzo się spinałam, a to powinien być mój moment radości i triumfu.

— Powiedz mi Toni, rozmawiałaś już ze swoimi znajomymi? Jak im poszło? Jak poszło w końcu tej naszej Błyskawicy? – Zatrzymał się w drzwiach, przypominając sobie o Teresie, z którą na co dzień nie utrzymywał kontaktu.

Zaczęłam pakować swój notes oraz komputer do torby.

— Och, świetnie. Wszyscy zdaliśmy, ona też. – Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. – Zrobiliśmy dzisiaj taką małą domówkę u Dory w domu...

— Byłaś w domu u Neville'ów? – przerwał mi ostro. Jego twarz nagle zrobiła się poważna, wręcz zaniepokojona. Zamknął z powrotem drzwi i oparł się plecami o ścianę, wpatrując się we mnie, jakby zamierzał odczytać szczegółową odpowiedź z mojej mimiki, zanim jeszcze zdążyłam mu opowiedzieć o wszystkim na głos.

— Tak – odpowiedziałam ostrożnie, czekając na jakieś wyjaśnienia.

— Nigdy więcej tam nie chodź – zażądał, splatając pospiesznie ramiona na klatce piersiowej. – Zrozumiałaś mnie?

— Nigdy więcej tam nie chodź, bo? – Rozłożyłam ręce i spojrzałam konfrontacyjnie. Nie podobał mi się jego rozkazujący ton.

— Bo ja tak powiedziałem.

Podobno rodzice często stosowali ten argument, żeby zamknąć dyskusję ze swoimi dziećmi, nie mając nic innego sensownego do powiedzenia.

— Co cię ugryzło? – zadałam Amado pytanie, które na pewno słyszał od wielu lat od różnych osób po kilkanaście razy dziennie. – Przecież Dora to moja przyjaciółka. Wiedziałeś o tym – podkreśliłam, żeby dać mu do zrozumienia, że jeśli coś mu się w tej znajomości nie podobało, to powinien poinformować mnie o tym już dawno.

Nagle wydał mi się wyraźnie poruszony. Z jego twarzy zniknął uśmiech. Oddech przyspieszył. Jego wzrok skakał po całej podłodze. Zaniepokoiłam się, czy aby nie wiedział o czymś jeszcze w kontekście mojego dzisiejszego odkrycia. Zdecydowałam, że nie wyjdę z tego pokoju, dopóki szczerze ze mną nie porozmawia.

— Tak, a teraz szkoła się skończyła i nie będziesz się już z nią spotykać. – Wymierzył we mnie palec. – A szczególnie, i to pod żadnym pozorem, nie będziesz wchodzić do tamtego domu. Przyznaj się, byłaś już tam kiedyś?

— Tak, parę razy pod koniec pierwszego semestru.

Amado skierował głowę w stronę sufitu, zaśmiał się i potarł sobie brodę.

— Hijo de puta... – warknął cicho, ze śmiechem podszytym jakąś ironiczną wściekłością.

— Powiedz mi, proszę, o co w tym wszystkim chodzi. – Poderwałam się z kanapy i podbiegłam do niego, układając dłonie na jego ramionach. – To raczej rodzinie Neville powinno zależeć na braku związków z nami, nie na odwrót.

Mogłam zrozumieć ojca Dory. Natomiast za cholerę nie wiedziałam, co miał w tej chwili na myśli Amado. Gdzieś z tyłu głowy przebijały się u mnie najbardziej przerażające teorie, ale upychałam je tam z powrotem, żeby nie wyłaziły na powierzchnię. Miałam nadzieję, że chodziło o polityczne rozgrywki i o nic więcej.

— Pamiętasz, o kim opowiadaliśmy ci na Martynice? – zapytał z bardzo ironicznym, zniecierpliwionym uśmiechem. Jednocześnie delikatnie zdjął z siebie moje dłonie i otulił je własnymi. – To jest właśnie tatuś twojej koleżanki. Sprzedaje ją oblechom z całego świata, odkąd skończyła dwanaście lat. To chciałaś ode mnie usłyszeć?

Zamknęłam oczy. Myślałam, że zemdleję.

— Nie wtrącamy się w czyjeś życie prywatne – dodał cicho.

Najprawdopodobniej nigdy nie zamierzał przeprowadzać ze mną tej rozmowy. Powoli poruszał kciukiem po wierzchu mojej dłoni.

Moje walące serce słychać było w garażach pod nami i w pokoju u góry.

— Nie możesz jej pomóc? – jęknęłam niemal bezgłośnie. Słowa w moich ustach zmieniały się w popiół. Kiedy dawno temu myślałam, że Dora chodziła jak wytresowana, nigdy w życiu by mi nie przyszło do głowy, że tak wyglądała prawda. Podejrzewałam, że jej rodzice byli po prostu sztywni, albo spętani jakimś protokołem arystokratycznym. Żartowałam, że wszyscy oni połknęli po kilka kijów naraz. Dora kłamała w tym czasie jak z nut, żebyśmy traktowali ją tak jak jedną z nas. Bo tylko w naszej obecności mogła otrzymać namiastkę normalnego życia.

Amado pokręcił głową przecząco.

— Jesteśmy uzależnieni od tego kontaktu. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej.

— On może wyrzucić Hiszpanów z Kolumbii i zapewnić spokój organizacji, prawda? – wyszeptałam, wciąż tak cicho, jakby ktoś mi zakręcił w krtani zawór mowy. Sama ledwo słyszałam słowa, które wychodziły z moich ust.

— Może także przyjąć nasz program pomocowy. Moglibyśmy pomóc wielu ludziom w kraju. – Amado powiedział niemal równie bezgłośnie jak ja, co chwilę spoglądając w podłogę, zamiast w moją twarz.

Zaskomlałam. Czułam, że kończy mi się zapas tlenu. Łzy podeszły mi do oczu, następnie potoczyły się po policzkach, aż wreszcie zakończyły swój żywot, wsiąkając w moje balerinki. Kiedyś Amado śmiał się, że moja generacja potrafiła tylko dać komuś bana na Twitterze albo się publicznie oburzyć, i że naszym zdaniem to kończyło cały problem. 

Nie umieliśmy sobie radzić w realnym życiu. Z prawdziwymi problemami. Gdzie odpowiedzi wychodziły poza schemat i mogło się tak okazać, że żadna z nich nie była dobra. Gdzie trzeba było wybierać pomiędzy jednym a drugim złem. Od tupnięcia nóżką świat nie zmieniał się na lepszy. Nawet jeśli tupnęło nóżką jednocześnie dwieście osób. Mówił, żebym się nie zdziwiła, jeśli ktoś z tej dwusetki zacznie potem zarządzać pozostałymi stu dziewięćdziesięcioma dziewięcioma osobami. Tak działała ludzka natura.

— Wiesz dlaczego jeszcze jesteśmy od niego uzależnieni? – Amado podszedł bliżej i po prostu czule mnie do siebie przytulił. – Bo to on cię nagrał na tamtym przyjęciu.

Poczułam, jakby jednym, ostrym chlaśnięciem noża ktoś mi podciął ścięgna. Upadłabym natychmiast, gdyby Amado mnie nie zatrzymał. Zadrżałam w jego ramionach, jak wyszarpana z lodowatej wody. Słuchałam, co mówił dalej.

— Nie mam pojęcia, po co to zrobił. Możliwe, że jesteś w jego typie. Wyglądasz trochę jak córka Rosy. Ta sama uroda, ten sam styl, ten sam wiek. Ale może też chciał, żebyś wyleciała ze szkoły.

Dopiero później dowiedziałam się, że państwo Neville robili w Santa Marii wielkie problemy w związku z nową grupą projektową, w której wylądowała ich córka. Nasz wychowawca nie cofnął decyzji nawet o milimetr, chociaż rodzice Dory nachodzili go tygodniami. Dora nigdy nam o tym nie powiedziała. W ogóle nie dała nam do zrozumienia, że mogłaby nas traktować jak gorsze od siebie. My dwie i Hernan byliśmy wszystkim, co tak naprawdę miała wartościowego. Zaledwie noc po tamtym przyjęciu, Teresa niemal zginęła po tajemniczym przedawkowaniu. Cudem uratowali ją przypadkowi ludzie.

— Kazałem Manu znaleźć tę osobę, przestrzelić jej rękę i dopilnować, żeby nie pokazywała mi się więcej na oczy. – Choć Amado trzymał mnie w pewnym, silnym uścisku, czułam, że on również drżał. Chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę się czegoś obawiał. Tego, że mógłby nie dać rady mnie ochronić. – A ten idiota nie zadawał żadnych pytań – narzekał. – Nic nie wydawało mu się podejrzane. Po prostu zidentyfikował Neville'a i przestrzelił mu rękę. Teraz Neville wie, że dostał za ciebie. Dowiedział się, że mi na tobie zależy.

Organizacja miała związane ręce. Amado i Olivier Neville mogli teraz rzucić na stół wszystkie swoje brudy i wzajemnie się szantażować. Niczym kobra królewska i pyton siatkowy ze słynnego zdjęcia, na którym kobra zabiła pytona jadem, ale zanim trucizna zaczęła działać, pyton zdołał udusić kobrę.

Wystarczyło, że Neville chciałby zmusić Ibaigurenów do czegokolwiek. Z miejsca mógłby powołać się na to, co mogłoby stać się ze mną. Z drugiej strony, Amado byłby w stanie zrujnować swojego przeciwnika, ujawniając publicznie informacje na jego temat. Ale czy w ogóle chciałby? Wiedziałam, że on i Mika mieli układ, że nie negocjowali z szantażystami. Gdyby jeden z nich został porwany i nie dałoby się go z łatwością odbić, drugi miał go spisać na straty. Czy dotyczyło to również mnie?

To zabawne. W ogóle nie czułam w sobie złości za tamto nagranie z imprezy. Jak zwykle, martwiłam się nie o siebie, chociaż właśnie dowiedziałam się, że wisiało nade mną zagrożenie z ręki zboczonego psychopaty, który w dodatku mógł zostać prezydentem państwa i robić w Kolumbii wszystko, co tylko przyszłoby mu do głowy.

Przede wszystkim, nie miałam nawet zalążka pomysłu, w jaki sposób uratować przyjaciółkę, której życie przez co najmniej sześć ostatnich lat było koszmarem jeszcze gorszym od mojego. Myślałam o tej sytuacji, wisząc w ramionach Amado tak bezsilna, jakby mi wstrzyknięto środek zwiotczający mięśnie. Kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego do mnie maila, nie zareagowałam.

Akt XVII: Tortożercy

Cariña, sprawdź, co to. Może piszą do ciebie ze szkoły. – Amado delikatnie odczepił moje ramiona zakleszczone wokół jego szyi. – Żeby się nie okazało, że na jutro musisz dostarczyć cztery zdjęcia w jakimś tam formacie, bo inaczej nie wydadzą ci dyplomu i nie zdążysz złożyć podania na studia.

Zastanawiałam się, jakim cudem on był taki poukładany przy swoim nałogu. Chyba czerpał energię z kontrolowania chaosu.

Sprawdziłam tego maila. Był wysłany przez sekretariat Santa Marii i informował mnie o odbiorze świadectw. Uśmiechnęłam się, czytając całość treści.

— Dobre wiadomości? – Amado od razu umiał podchwycić najdrobniejszy przejaw mojego humoru.

— Zajęłam siódme miejsce w roczniku – pochwaliłam się. Ciągle wydawało mi się to snem, po tym, co przeżyłam przez dwa ostatnie lata. – Odjęli mi punkty za frekwencję i zachowanie, ale dostałam punkty za zawody sportowe, wolontariat ponad przewidziane godziny i za ten ostatni konkurs.

Z zawodów nic nie pamiętałam. Startowałam na fazie. Dowiedziałam się później, że ześlizgnęłam się przy nierozważnej próbie zbyt trudnej ewolucji na poręczach, przez co wypadłam z podium. Ale ponieważ rywalizację z dziewczynami ze szkół sportowych i tak skończyłam w pierwszej ósemce, to Santa Maria dostała punkty rankingowe w swoim najsłabszym punkcie, czyli w edukacji fizycznej, dzięki czemu zostałam mocno nagrodzona.

Przez cały kwiecień pomagałam w schronisku dla zwierząt. Pewnego dnia, na mojej zmianie, przywieziono dwa kocurki. Jeden z nich od razu przyszedł, żeby wąchać moją rękę, a drugi na początku chował się w rogu pomieszczenia i cały drżał, gdy tylko próbowało się go pogłaskać. Oswoił się dopiero później, ale przychodził jedynie do mnie. Dałam więc kotkom imiona Mika i Amado.

A potem trzeba było je wykastrować i oba strzeliły do mnie focha.

Nie wspominałaś o konkursie – zauważył Amado.

Szybko przyswoił sobie cały przebieg mojej edukacyjnej kariery. Najpierw myślałam, że gdybyśmy poznali się wcześniej, pewnie chciałby mieć dostęp do mojego elektronicznego dzienniczka, ale potem zauważyłam, że on nie należał do tych ludzi. To Tim mnie ciągle sprawdzał. Pisał mi wprawdzie lewe usprawiedliwienia, kiedy potrzebowałam, ale regularnie logował się, żeby analizować moje stopnie, i umoralniał mnie, jeśli jego zdaniem były za słabe. Amado ufał mi ze wszystkim na słowo.

— Wygrałam konkurs na reportaż – wyjaśniłam niechętnie. – Oparłam go na swoim dzienniku terapii. Oczywiście pozmieniałam szczegóły – uspokoiłam go, żeby dać mu do zrozumienia, że nie był wymieniony z nazwiska.

— Jak przystało na reportaż – Amado prychnął śmiechem. – Jak fakty nie pasują do tezy, to tym gorzej dla faktów.

Oburzyłam się w pierwszej chwili. Po prostu nie sądziłam, że luksusowa posiadłość na plaży i piękna wyspa były tym, z czym przeciętny czytelnik mógłby się utożsamić, podczas gdy uniwersalne problemy, które wpędzały w nałóg, kompleksy, słabości, przemyślenia pojawiające się w trakcie walki o odzyskanie kontroli nad własnym życiem, mogły już mieć znacznie więcej punktów wspólnych.

Może i Amado miał rację. Może reportaż powinien być bardziej uczciwy. Sprawdziłam właśnie przedmioty przewidziane dla pierwszego semestru na uczelni i w pierwszej kolejności, jak na złość, rzuciła mi się w oczy etyka dziennikarska.

— No, już. Nie chciałem sprawić ci przykrości – powiedział pojednawczo. – Wyślesz mi swoją pracę?

— Nie – ucięłam, zanim zdążył cokolwiek dodać.

Łatwiej mi było poddać się ocenie nieznanych osób z jury, niż zaprezentować świat tak intymnych przeżyć człowiekowi, którego kochałam. Bałam się jego opinii. Wygrałam w rywalizacji z rówieśnikami ze szkół średnich, ale standardy Amado przecież były wyższe. Mógł odnaleźć w moim tekście błędy. Być może, nigdy nie będę w stanie spełnić jego wizji ideału.

A może po przeczytaniu tekstu będzie mnie oceniał przez pryzmat treści, która była w pamiętniku czasem okrutnie szczera, bezkompromisowa i stawiałam się w niej w paskudnym świetle. On nieco idealizował własne wyobrażenie na mój temat, a ja rozbierałam tam swoją duszę bez sentymentów i przedstawiałam ją w sposób wręcz obrzydliwy.

Spojrzał na mnie z mieszanką żalu i rozbawienia, jak na dojrzewającą córkę, która nie chciała zaakceptować zaproszenia własnego ojca do znajomych na Facebooku, przekonując go, że zaproszenie nie dotarło. Ale mi odpuścił.

— Pierwsza dziesiątka dalej odbiera na uroczystości? – zapytał, co przypomniało mi, że kończył tę samą szkołę.

Najlepsi uczniowie otrzymywali świadectwa dojrzałości na wieczornej akademii, w obecności lokalnych mediów oraz władz miasta. Wiązało się z tym również jakieś stypendium, chociaż nie znałam jego kwoty, bo do ostatniej chwili nie zapowiadało się, że mogłabym zostać sklasyfikowana aż tak wysoko.

— Tak, chyba tak – powiedziałam bez przekonania. W sumie to nie byłam pewna. Co roku pędzili nas tam jako sztuczny tłum, ale teraz, przez pandemię, mogło być inaczej. I tak nie zamierzałam tam iść, bo nie chciałam spotykać nielubianych ludzi. – A ty byłeś w pierwszej dziesiątce? – przeszłam do ofensywy. Niech poopowiada o sobie, zamiast w kółko wypytywać o mnie.

— Nie, ja nie. – Uśmiechnął się. – Ja kończyłem z ujemnymi punktami za zachowanie. Za to ten kujon... – Obrócił z zazdrością oczami w stronę sufitu, gdzie po drugiej stronie stropu mieścił się apartament jego brata.

Parsknęłam w dłoń, bo rozbawiła mnie jego reakcja. Podobnie jak i wyobrażenie sobie Miki w roli szkolnego kujona.

— Kto jest twoim partnerem na balu maturalnym? A może idziesz z partnerką? – zapytał, wstrzymując na chwilę oddech i unieruchamiając mimikę w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Ciekawe, czy byłby zazdrosny, gdybym kogoś miała. Ale ja nawet nie szukałam żadnej osoby partnerskiej, gdyż nie wybierałam się również i na tę uroczystość.

— Nie idę. – Wzruszyłam ramionami. – A świadectwo odbiorę sobie w sekretariacie.

— Ależ Truskaweczko, z jednej strony przychodzisz do mnie i oznajmiasz, że pragniesz handlować kokainą, a z drugiej, dalej boisz się dzieciaków ze szkoły? – przemówił nieco zmartwionym głosem. Być może pomyślał, że miałam już tę traumę za sobą. Niestety, musiałam go rozczarować. Mniej bałam się meksykańskich pośredników i amerykańskich agentów, niż oceniających spojrzeń tych wszystkich Marisol Gonzalez czy Pauli Giron, że nie wspomnę o konieczności ponownego spotkania z Carlosem Morellim i Brianem Sandovalem w warunkach, w których mogli poczuć się swobodnie. Mogłabym to wytrzymać. Tylko po co?

— Nie boję się. Po prostu nie chcę – powiedziałam najbardziej obojętnym tonem, jaki udało mi się wypracować. Niestety, Amado tego w ogóle nie kupił.

— A gdybyśmy tam poszli razem? – zaproponował.

Odebrało mi na chwilkę mowę. Instynktownie uniosłam ramiona w obronnym geście.

— Gdzie? Na bal maturalny? Z tobą? – Sama nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć, czy wręcz przeciwnie, obawiać się konsekwencji. W głowie miałam pustkę. Podobno nie da się nie myśleć o niczym, ale mi się to właśnie udało.

— Za moich czasów dziewczyny przychodziły z kolegami swoich braci. Już się tak nie robi? – dociekał. – Nie twoja wina, że twój brat ma takich kolegów.

Wsunął ręce w kieszenie spodni i zatrzepotał rzęsami, udając niewiniątko. Chyba mówił o tym na serio.

Cariña, będziesz żałowała, jeśli nie skonfrontujesz się ze swoim lękiem – oznajmił nagle z troską w głosie. – Jesteś przecież silna, a później w życiu będziesz uważała się za pokonaną. Nawet gdybyś miała tych ludzi już nigdy później nie zobaczyć, to i tak zostaną w tobie, jeśli pozwolisz im wygrać. – Podszedł znów do mnie i musnął mnie czule kciukiem po policzku. Podniosłam na niego swoje skrzywdzone, przepełnione smutkiem, lecz bardzo ufne oczy. Aż westchnął: – Chcę ci pomóc. Dlatego zrobimy to razem. 

Nagle niedomknięte drzwi do gabinetu otworzyły się na całą szerokość i do środka na wielkich szpilach wkroczyła podminowana Rosa Zeballos, która z pewnością miała jakiś niecierpiący zwłoki interes do Amado. On jednak zignorował jej minę i przeszedł do skarżenia się:

— Miss Strawberry nie chce mnie zaprosić na bal na zakończenie szkoły. Jak mam ją przekonać?

Rosa przyjrzała mi się od góry do dołu i oceniła:

— Ja bym powiesiła za nogi przy suficie, ale kierownik zrobi, jak uważa.

— Co ty na to, Truskaweczko? – spytał Amado z rozbawieniem, podczas gdy Rosa ściskała mnie, gratulując wyników. Pewnie nawet nie wiedziała, co zdawałam dokładnie, bo sama nie miała możliwości w Boliwii, żeby skończyć podstawówkę, a porządnie pisać i czytać nauczyła się dopiero podczas pracy w rezydencji. Dzisiaj znała się na systemach podsłuchów lepiej od Ibaigurenów, rachunkowość i szczegółową geografię świata miała w małym palcu, a na dodatek nieźle porozumiewała się po angielsku.

— Tak zmuszacie ludzi? – zażartowałam, nawiązując z Amado kontakt wzrokowy. Początkowa obawa ustąpiła miejsca ekscytacji, że na największym balu swojego życia będę u boku mężczyzny, który może i nigdy nie był dla mnie tym wyśnionym, wymarzonym, ale jednak okazał się tym najważniejszym.

— Właśnie idę sprawdzić monitoring. Muszę poznać nazwisko. – Rosa przeszła do opisu własnego problemu. – Potrzebuję winnego jutro na cały dzień do pomocy i zgłaszam to kierownikowi już teraz.

— Mówisz i masz. Winny będzie do twojej dyspozycji na cały dzień. – Amado wyraził zgodę, zanim usłyszał szczegóły. Podobało mi się, jak ludzie mieszkający w rezydencji ufali sobie w ciemno. W pewien chory sposób, znalazłam się w bezpiecznym dla mnie miejscu. – A co się stało? – Amado zaintrygował się widokiem zaciętej miny swojej pracownicy.

— Bal na koniec podstawówki. Noelle zapisała mnie do pieczenia ciasta, widocznie wychodząc z założenia, że skoro tutaj czasem gotuję, to nie mam w życiu nic innego do roboty – skomentowała zjadliwie motywację swojej córki. – Upiekłam na jutro cztery torty. Siedziałam przy tym od rana i zostawiłam je dosłownie na moment w kuchni. Wróciłam – każdy był solidnie ruszony. Jak ja mam się pokazać z tym w komitecie rodzicielskim?

— Powiesiłbym tego nieznanego tortożercę przy suficie razem z Truskawką, ale boję się, że mi ją zje – prychnął Amado.

Noelle chodziła do innej podstawówki niż ja i przygotowywała się nieco innym programem, ale obecnie jej szkoła była chyba uważana za lepszą od mojej. Podczas gdy u nas zwracano uwagę tylko na wykonywanie zadań i oceny, tam kładziono spory nacisk na komfort dzieci z problemami zdrowotnymi, integrację, oraz naukę za pomocą wszystkich zmysłów. Czesne również było jeszcze wyższe niż w mojej podstawówce, ale Mika za to płacił, więc pewnie nawet nie zauważał.

Zupełnie jak zawołany, w drzwiach zjawił się Mika z widelcem w ustach, i z talerzem, na którym spoczywały resztki śmietanowego tortu z owocami.

— Znalazłem w kuchni takie dobre ciasta. Przyniosę wam po kawałku – zaoferował. Z jego twarzy biła radość. Choć została mu naprawdę końcówka, podzielił ją na dwie części i podszedł do mnie, próbując mi włożyć do buzi swój widelec. – Masz. Dla ciebie.

Odsunęłam się w ostatniej chwili.

— W tym biszkopcie są jajka. – Rosa zrezygnowanym głosem poinformowała Mikę, jakich składników używało się zazwyczaj do pieczenia ciasta, bo najwidoczniej jego zdaniem ciasto stanowiło jedną sztukę bezmięsnego produktu i brało się je z kuchni. – Dla niej na wieczór mamy coś innego.

— Daj mi. Ja zjem. – Amado zabrał Mice talerz i wylizał go niemal do czysta. Zauważyłam, że odkąd zaczęliśmy się spotykać, odzyskiwał troszeczkę apetyt. A może to kwestia tego, że używał mniej narkotyków.

Musiało mu bardzo smakować, bo powiedział do Rosy:

— Mam pomysł. Te ruszone zjemy dzisiaj, bo szkoda, żeby domowe się marnowały na szkołę, a jutro Mika zawiezie cię do cukierni, pomoże ci nosić, i kupicie wszystko, co trzeba.

Mika przestępował z nogi na nogę, powoli zdając sobie sprawę, z tego, co zrobił, i zastanawiał się pewnie, czy udałoby mu się wykręcić od nudnego łażenia po sklepach oraz noszenia przez miasto tac z tortami, tak, żeby się nie powywracały.

— Co to za mina? – Amado zauważył to samo. – Nie uwierzę ci, że nie chciałbyś należeć do komitetu rodzicielskiego w Szkole Podstawowej imienia Najświętszego Dzieciątka Jezus.

— Potrzebny jest jeszcze ktoś wysoki do dekorowania sali. Wszystkie matki, które są w komitecie, są mojego wzrostu. – Rosa użyła emocjonalnego szantażu, wskazując na swoje sto pięćdziesiąt centymetrów.

— Oczywiście. Chętnie pomogę – odpowiedział jej z nadmiernie kurtuazyjnym uśmiechem, a do Amado pokazał pięścią gest ssania penisa.

Wyszłyśmy z Rosą roześmiane po tej wymianie głupich żartów i skierowałyśmy się do jadalni, aby przygotować stół na wspólną kolację dla paru najbliższych osób.

— Przysięgam, że gdybym była tępą, naiwną nastolatką, zakochałabym się w nich obu naraz – wyrzuciła z siebie między atakami śmiechu. Stanęłam w miejscu. Po chwili Rosa zorientowała się, że nie szłam już obok. Po kolejnej, dotarła do niej waga wypowiedzianych słów. Obróciła się i spojrzała na mnie przepraszająco. – Dobrze wiesz, że nie miałam ciebie na myśli.

Pokiwałam głową i udawałam, że świetnie się bawię, ale w głębi duszy przecież dobrze wiedziałam, że miała rację. Byłam dalej tępą, naiwną nastolatką i robiłam nie to, co powinnam. Obawiałam się, że kiedyś mogę zapłacić za to prawdziwym cierpieniem. A jednak – nie mogłam przestać. Euforia, którą tu znajdowałam, uzależniała mnie i wciągała mnie całą.

Do końca zostały 3 rozdziały xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro