Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.6. "Just Be Good To Me"

Ilość wyrazów: 6276

⛔: narkotyki, temat przemocy wobec kobiet

Akt XVI: 99 Fetishes

Weszliśmy do pięknego, dwupiętrowego domu, który rozciągał się jak leniwy kot pośród zieleni palm na niemal białym piasku, skrzącym się drobinkami słońca na szerokiej plaży. Postawiłam pierwsze kroki w nowoczesnym salonie, urządzonym w odcieniach bieli oraz ciemnej szarości, a następnie spojrzałam przez ogromne okno wprost na delikatnie szumiące, błękitne morze.

A potem zobaczyłam Amado.

Stał przy kredensie. Podnosił w dłoniach woreczki z różnymi substancjami, żeby przyjrzeć im się lepiej pod światło.

Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, z trudem zwlekał się z łóżka i, z bólem wypisanym na przemęczonej twarzy, owijał swoje ciało szlafrokiem. Jego wygląd po byciu wyszarpanym śmierci z pyska był już chyba zmasakrowany nieodwracalnie. Teraz starał się jedynie ratować pozory, wkładając na siebie jasne bermudy oraz elegancką białą koszulkę klubu jachtowego. 

Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, uściskać go i wycałować, chociaż podejrzewałam, że to by było za dużo emocji jak na jego zdolności percepcyjne. Już słyszałam w głowie poirytowane: Miss Strawberry, czy pozwalałem ci...?

Moje serce przestało bić na moment. Znowu coś się ze mną działo. Zawsze traciłam przy nim rozum. Mika był opiekuńczy i przesłodki, ale to Amado był tym, który robił mi wiatrak z mózgu. 

Ilekroć mnie dotykał, czułam się, jakby ofiarował mi nagrodę, bo zasłużyłam sobie na jego wysoce reglamentowany dotyk, a to wcale nie było taką prostą sprawą. Potrafił mnie bardzo czule przytulić, tolerował moje głaskanie, jednak zawsze opatrywał to odpowiednią miną, żebym nigdy nie miała wątpliwości, że oto sprzedawał mi najcenniejszy towar spod lady, którego dostawa przychodziła raz na pięćdziesiąt lat. Uzyskiwałam poczucie wyjątkowości, które uzależniało mnie od niego jeszcze mocniej.

Mika wszedł do salonu zaraz za mną. Niósł na ramieniu moją torbę, uśmiechając się przy tym triumfująco, dając Amado jasno do zrozumienia, że zaliczył mnie już po drodze. Amado posłał mu swój popisowy, oceniający wzrok i nie odpowiedział na jego przywitanie, a potem to samo zachmurzone spojrzenie przeniósł na mnie. Chyba dopiero wtedy przypomniał sobie o swojej wersji, że oficjalnie nie był zazdrosny. 

Natomiast ja zaczęłam się zastanawiać, czy ten trójkąt był na pewno takim dobrym pomysłem. Pragnęłam być przy każdym z nich, ponieważ szaleńczo potrzebowałam porcji bliskości, akceptacji i bezpieczeństwa, których brakowało mi przez całe życie. Ale czy byłam gotowa, żeby zaryzykować awanturą?

— Miss Strawberry. – Amado obwieścił fakt mojego przybycia, marszcząc przy tym brwi i sprawiając, że jego czoło zaczęło przypominać pogniecione prześcieradło.

W końcu jednak nie mógł się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. Zachęcona jego reakcją, objęłam go w pasie i przytuliłam się do jego piersi.

— Tęskniłam.

Przez chwilę tak staliśmy. Amado najprawdopodobniej przetrawiał fakt nawiązania kontaktu fizycznego z drugą osobą. Wreszcie poczułam, jak jego dłoń ostrożnie przesuwa się po moich włosach i dotyka pleców, a potem jego ramiona zamykają się wokół mnie, usta zaś lądują mojej skroni.

— Też tęskniłem za tobą, Truskaweczko – przyznał. – Jak ci minęła podróż?

— Z różnymi ciekawymi przygodami po drodze. – Mika odezwał się niepytany, wyciągając sobie piwo z lodówki oraz szukając do niego jakichś chipsów bądź orzeszków.

— Słyszę, że zaczęliście beze mnie, ale nie szkodzi. Odbijemy to sobie – zapowiedział Amado. Pochylił się odrobinę i jego wargi zetknęły się na kilka sekund z moimi. – Zamierzam cię nie wypuszczać z rąk przez cały wieczór.

W obliczu konkurencji, cena dotyku za kilogram znacznie poszła w dół.

Jako konsumentka, mogłam się z tego jedynie cieszyć. 

***

Wciągnęłam głęboko w płuca cudowne, morskie powietrze. Utkwiłam wzrok za otwartą szybą. Zaczęłam sobie zdawać sprawę z tego, że ten szeroki, drewniany taras, a za nim plaża z jasnym piaskiem i lazurowa woda, nie były snem. Naprawdę znaleźliśmy się w przepięknym miejscu, które mieliśmy wyłącznie do własnej dyspozycji. 

Nareszcie było spokojnie. Nie musiałam trzymać gardy uniesionej wysoko, w oczekiwaniu na niespodziewane ciosy, które mogły w każdej chwili nadejść. Mogłam się rozluźnić. Chciałam, żeby moi panowie również się zrelaksowali. Lubiłam, kiedy ze sobą żartowali i nawzajem dbali o siebie. Nie lubiłam, kiedy kłócili się na poważnie. Miałam wtedy wrażenie, że działo się coś bardzo niepokojącego, zupełnie jakby nadchodziła potężna chmura burzowa, wichura zrywająca dachy i grad rozbijający szyby w samochodach.

Patrzyłam przed siebie napawając się tym widokiem, aż nagle zrobiło mi się przykro. To miejsce nigdy nie powinno należeć do nich. A ja nie powinnam się w nim znaleźć. Nie powinnam spożywać razem z Ibaigurenami najdroższych, najwykwintniejszych dań. 

Nie powinnam spać na najwygodniejszych materacach, włączać minimalistycznych lamp za dwadzieścia tysięcy dolarów, korzystać z podświetlanej wanny z funkcją utrzymywania temperatury ani używać balsamów z ręcznie wyciskanym olejem neroli zbieranym o świcie z drzewek gorzkiej pomarańczy. Cieszyłam się zbytkiem i luksusem, stąpając po białej, marmurowej posadzce, podczas gdy inni całe życie harowali i umierali w biedzie. To było po prostu nieprzyzwoite.

— Jesteśmy tacy uprzywilejowani. Ilu ludzi ciężko pracuje i nie ma szansy na żadne wakacje, nawet żeby wysłać na nie tylko swoje dzieci – wypaliłam prosto z mostu. W mgnieniu oka poczułam się źle i nie umiałam się już cieszyć swoim wyjazdem. – Moim zdaniem, macie za dużo pieniędzy, na które nie zasługujecie. A ja czuję się brudna, kiedy z tego korzystam. Nie zrobiłam w życiu nic, poza byciem dziwką, i dostałam za to wakacje, podczas gdy inni chodzą normalnie do pracy i mieszkają po jakichś ruderach – stanęłam na granicy płaczu.

Mika i Amado wymienili wymowne spojrzenia, jakby mówili do siebie: Trzeba było zaprosić modelki z Instagrama zamiast tej małej komunistki.

— Toni, czy byłabyś łaskawa zostawić rewolucję za drzwiami w ten weekend? – Mika powiedział najłagodniej, jak potrafił, przyklejając do twarzy nieco sztuczny uśmiech, mający za zadanie blokować bardziej ironiczne komentarze, zapewne cisnące mu się na usta.

— No co ty, nie mów, że nie podnieca cię, kiedy jest tak rewolucyjnie nastawiona. – Amado zachichotał jak dzieciak.

— I've got 99 fetishes but that ain't one. – Mika się obśmiał po całości i pociągnął łyk piwa prosto z butelki.

— Zobacz, ona płacze – przerwał mu Amado i obaj rzucili wszystko, co mieli w rękach, żeby do mnie podbiec, podczas gdy ja osunęłam się na kolana, a po policzkach leciały mi łzy. Robiłam za mało, żeby pomagać innym ludziom. Zwłaszcza teraz, kiedy byłam o krok od dorwania się do pieniędzy Ibaigurenów. Czułam się winna nawet odkładając środki na nowe życie. Komuś mogłyby się przydać bardziej. Kiedyś rozdawałam w ukryciu wszystko, co Tim mi dawał. Teraz wiedziałam, że nie mogłam tego robić. Ale w tym momencie dosłownie spałam na pieniądzach. Kusiło mnie, żeby je ruszyć.

— Toni. Cariña... – Amado zwrócił się do mnie z niekłamaną troską, ocierając mi palcem łzy, kropelka po kropelce. – Wiesz przecież o tym, że jeśli chcemy wprowadzić długofalowe rozwiązania, musimy współpracować z państwem. A państwo zerwało z nami rozmowy. Nowy prezydent może będzie bardziej otwarty?

W pewnym sensie, miał rację. Szczekałam pod najbliższym dostępnym drzewem, ale niekoniecznie najbardziej właściwym. W przeciwieństwie do wszystkich innych miliarderów świata, oni naprawdę planowali dosłownie dawać ludziom pieniądze do ręki. Odrobinę się uspokoiłam. Skoncentrowałam się na myśleniu przyszłościowym. Pomogło mi to zredukować wyrzuty sumienia. Wdech. Wydech. Pojawi się nowy prezydent. Może tata Dory. Na pewno będzie lepszy. Rozdamy to.

— Pytałaś nas parę razy o ETA. – Mika poruszył kolejny ciekawy dla mnie wątek. – Wiesz, co tam się naprawdę stało?

Klapnęłam pupą na podłogę. Nie wyglądało, jakby zamierzał zaprzeczyć związkom z terroryzmem. Pokiwałam głową, dając znak, że chciałam go słuchać.

— Na początek przekazaliśmy dwa miliardy Euro na lobbing i promocję regionu – rozpoczął. – Wydawało nam się, że rozmawiamy z sensownymi ludźmi, którzy mają pomysły, bo już się realizowali w inicjatywach obywatelskich. Miała powstać nowa, lewicowa partia, pokojowo działająca na rzecz niepodległości Kraju Basków. Możesz o tym myśleć, co chcesz, ale dla nas to jest ważna sprawa. – Mika rozłożył szeroko ręce, z góry zakładając, że mi było bliżej do anarchizmu i że i tak bym nie zrozumiała.

— Ale kiedy na lewicy nagle pojawiają się duże dotacje, wszyscy, którzy do tej pory ze sobą współpracowali, nagle złażą ze swoich poprutych tapczanów i zaczynają się napierdalać między sobą w social mediach – obrazowo dodał Amado. – A tam, gdzie masz dziesięciu baskijskich aktywistów, robi się z tego nagle dziesięć frakcji.

— I w ten oto sposób ktoś wpadł na genialny plan wykorzystania nazwy ETA oraz podczepienia się pod zamach w Madrycie, który przeprowadziło Państwo Islamskie. End of story – zakończył Mika. – Oczywiście, do odkrycia, skąd się wzięły pieniądze, nie potrzeba Sherlocka Holmesa, skoro ci idioci, kłócąc się między sobą, tagowali mnie na InstaStories, a te screeny trafiały później wszędzie. – Przewrócił oczami.

— Jasny gwint – zaklęłam cicho.

Przerażała mnie banalność tej sytuacji.

Amado i Mika nie byli terrorystami, tylko zwykłymi lobbystami. Jak chyba każdy człowiek, który miałby do dyspozycji taki majątek. A przez ludzką głupotę wylądowała im teraz na głowie rozwścieczona hiszpańska policja, razem z inspektorem, który przysięgał im krwawą zemstę za grzechy, których tak naprawdę nie było. Rozumiałam, dlaczego nawet nie chciało im się gadać na ten temat.

Cały miły nastrój szlag trafił. Była to moja wina. Obiecałam sobie, że zamiast narzekać, będę się cieszyć, bo nie wiadomo, kiedy następnym razem spotkamy się w takich okolicznościach. 

O ile będzie w ogóle możliwe.

Akt XVII: Twoja stara

— Co chciałabyś robić w swoim specjalnym dniu? – zapytał Amado, kiedy poszłam wyjmować z torby rzeczy pod prysznic. – Chciałabyś obejrzeć sezon jakiegoś serialu? Pograć w Monopoly? Posiedzieć w nocy na plaży i policzyć gwiazdy? A może chciałabyś szaleć?

O nie, tylko nie Monopoly – pomyślałam. – Pozabijam ich za hotele w Beneluksie i będę musiała odpowiadać przed sądem jak dorosła.

— Chciałabym szaleć – udzieliłam jedynej poprawnej odpowiedzi. W końcu to już była moja trzecia osiemnastka, a poprzednie dwie były zbyt grzeczne. Jeszcze nie poczułam tej pełnoletniości w pełni.

— Okej. W takim razie, wszyscy weźmiemy to.

Amado podszedł do kredensu i odłożył na bok kilka saszetek. Po drodze do łazienki zerknęłam na szafkę z przygotowanym mini barem i zobaczyłam MDMA. Mika stanął za mną, objął mnie w pasie, spoglądając mi przez ramię. Obrócił się w stronę brata, który wyruszał na taras, a następnie spytał z pewnymi podejrzeniami co do przebiegu jego detoksu:

Cabron, a tobie wolno?

— Oczywiście, że mi wolno. Mi wszystko wolno – odpowiedział Amado, wychodząc przez otwarte drzwi i zaciągając się świeżym powietrzem.

Mika pokręcił głową. Był pełen najgorszych przeczuć. Jego mięśnie natychmiast się napięły, a ramię oplecione wokół mojej talii zablokowało mnie niczym gałąź starego drzewa.

— Przecież ty bierzesz leki – podniósł głos w kierunku oddalającego się brata.

Bałam się ruszyć. Oczekiwałam na nadlatujące talerze. Już prawie słyszałam, jak roztrzaskują się o marmurową posadzkę.

— Nie biorę już leków – odkrzyknął mu z tarasu Amado.

— Jak to nie bierzesz leków? Słucham. – Mika podnosił głos coraz wyraźniej. – Co, ty jesteś lekarz, żeby samemu decydować, kiedy możesz sobie przestać brać?

— Nie pomagały mi. Źle się po nich czułem.

Z dworu dobiegły do nas skrzypnięcia metalowych obręczy. Amado układał się na wielkim, bordowym hamaku.

— Jak jeden lek ci nie pomaga, to musisz poprosić o zmianę. – Mika wypuścił mnie z rąk, po czym ruszył pędem w kierunku drzwi, gotowy żeby wyszarpać Amado z hamaka za włosy. – To nie są cukierki, idioto – wydarł się. – To ma wpływ na mózg.

— Wyluzuj, jesteś na urodzinach – bagatelizował Amado. – Wiem, co mi pomaga.

Putakume hori! Nie wierzę! – Mika nazwał Amado po baskijsku skurwysynem, ignorując fakt, że mieli wspólną matkę. – To dlatego ty od paru dni taki spokojny chodzisz. Bo znowu grzejesz! – Mika zaczął się śmiać, ale w tym śmiechu nie było nic wesołego. Kompletnie puściły mu nerwy. Na potwierdzenie nastroju podszedł do stołu, chwycił za krzesło, podniósł na wysokość ramion i z całej siły cisnął nim o podłogę.

Podskoczyłam w miejscu i natychmiast podbiegłam do ściany, jakby to miało uchronić mnie przed rzucanymi przedmiotami.

— Pierdolony border... – mruknął Mika. – Szkoda, że się nie zabiłeś raz, a porządnie – krzyknął jeszcze raz w stronę tarasu.

O, nie. Wiedziałam, że będą problemy. Nie chciałam tego słuchać. Pospiesznie zebrałam przygotowane rzeczy, wsunęłam się do łazienki i weszłam do pięknej kabiny prysznicowej, urządzonej w szarym kamieniu. Była odgrodzona od pomieszczenia szybą bez drzwi na trzy czwarte długości. Uruchomiłam zdecydowanym szarpnięciem wodę, wsadziłam głowę pod prysznic i próbowałam uspokoić rozdygotany oddech.

Border? Amado został zdiagnozowany jako osobowość borderline? A może Mika sobie tylko tak gadał w złości – zastanawiałam się, puszczając letnie strumienie na swoje nagie ciało. Może powinnam jednak składać papiery na medycynę ze specjalnością psychiatrii, żeby pomóc mu się leczyć? Czy potrafiłby się przede mną tak naprawdę, szczerze otworzyć? Kochałam go. Nie mogłam patrzeć, jak on się męczy. Trzęsłam się z podenerwowania.

Mika wcale nie miał łatwiej. To on go pilnował. Odpowiadał za niego. Co to za koszmarna odpowiedzialność, mieć pod opieką dorosłego, którego nie interesowało jego własne życie? Męczyli się obaj. A ja, ze swoim syndromem zbawiania świata, próbowałam pomóc jednemu i drugiemu. Dlatego miałam nadzieję, że ten weekend jeszcze jakoś da się uratować. Na rozwiązywanie problemów znałam bowiem tylko jedną metodę, po którą odruchowo sięgałam, ilekroć poczułam się zagrożona. Stosowałam pierwszą i niezawodną walutę naszych przodkiń. Seks.

Zsunęłam klapki przed wyjściem na taras. Drobinki ciepłego piasku przyjemnie otuliły moje stopy, a słońce zaczęło w naturalny sposób osuszać moje włosy. Zeszłam z desek i wtopiłam nogi w aksamitną, piaszczystą plażę, ruszając w stronę Amado wywalonego na płóciennym hamaku zawieszonym pomiędzy palmami. Mika opierał się o jedno z drzew ze swoim piwem, tłumacząc bratu, że wcale nie zamierzał powiedzieć tego wszystkiego, co wyleciało mu z ust, ale Amado powinien się nad sobą po raz setny zastanowić. Na co Amado odpowiedział:

— Twoja stara to kopara. A twój stary ją odpala.

Mika poruszył się niespokojnie, jakby go ktoś poparzył prądem. Myślałam, że zaraz opierdoli Amado z góry na dół za robienie sobie żartów, ale wydobył z siebie jedynie:

— Hokus-pokus, czary-mary. Twoja stara to twój stary.

— Boże, ile wy macie lat? – zapytałam, kołysząc się na bosaka, starając się nie ugrzęznąć w sypkim piasku.

— Trzydzieści osiem – odpowiedział Amado.

— Dwadzieścia siedem – odpowiedział Mika.

Starszy z Ibaigurenów oparł się na łokciach i aż przyjrzał się bratu z rosnącym niedowierzaniem.

— Miałeś chyba dziesięć lat temu. – Przewrócił oczami. – Jak leżysz pijany pod stołem to czas ci się wtedy nie zatrzymuje. Wiedziałeś o tym?

Mika zerknął na mnie, żeby oszacować, jak daleko się znajdowałam, po czym zwrócił się szeptem do Amado, uważając, że nie usłyszę:

— Ona wie, ile ja mam lat?

— Może sprawdziła na Wikipedii. – Amado wzruszył ramionami, po czym ponownie ułożył się wygodnie w hamaku, pozwalając cieniowi rzucanemu przez palmę ochłodzić swoje ciało.

— Nie wolno wierzyć we wszystko, co jest napisane na Wikipedii – mruknął Mika, którego mimika twarzy wyrażała chęć zalania wodą serwerów, na których treści przechowywała internetowa encyklopedia.

— Akurat twoją datę urodzenia mają dobrą – odrzekł Amado z wyraźną satysfakcją.

— No, już. – Zaklaskałam, przerywając im tę wymianę zdań. – Pocałujcie się na zgodę.

Mika uśmiechnął się do mnie, poprawiając swoją pozycję przy palmie. Amado zaś podsumował:

— Patrz, cabron, Miss Strawberry będzie oceniać wszystkich ludzi swoją własną miarą. – Po czym obrócił się do mnie: – Sama sobie wycałuj swojego Tymeczka.

Posłałam mu wyjątkowo kwaśny uśmiech. Razem z wysuniętym w jego stronę środkowym palcem. Pocieszający był fakt, że przynajmniej dopisywał mu humor.

Stanęłam pomiędzy nimi trochę niepewnie, zastanawiając się, co teraz powinnam zrobić, aż Amado wyciągnął do mnie dłoń i przyciągnął mnie do siebie na hamak. Wgramoliłam się więc obok niego i ochlapałam go wodą z niedosuszonych włosów.

— Pochwalisz jej się, kto ci doradzał, w jaki sposób całować? – zapytał Amado Miki, jednocześnie przyciągając moje plecy do swojego torsu.

Mika w pierwszej chwili się zapowietrzył, gdyż jego pozycja nieomylnego boga seksu uległa zachwianiu, po czym się rozluźnił i najwyraźniej doszedł do wniosku, że to był dobry moment, żebyśmy wreszcie poznali się bliżej i pogadali na luzie o sprawach, których wcześniej nie mieliśmy okazji poruszyć.

— On – odrzekł krótko, wskazując podbródkiem na brata.

— Ja miałem wtedy tyle lat, ile ty masz teraz – zaczął opowieść Amado, przenosząc się pamięcią do roku dwutysięcznego. – Mika miał piętnaście. Poszedł na pierwszą randkę. Spodnie w kancik, sweterek Ralph Lauren. Pod spodem koszula w kratkę...

— Nie musisz podawać wszystkich szczegółów. – Mika ukrywał zażenowanie śmiechem i popijał piwo.

Wyobraziłam go sobie w tamtych czasach. Musiał się strasznie przejmować swoją pierwszą randką. Pewnie chował gdzieś w kieszeni paczkę gumek. Pewnie w ogóle ją nosił do szkoły na wszelki wypadek i przez cały czas.

— I dawałeś mu dobre rady przed randką? – spytałam Amado niecierpliwie.

— Niestety, w kwestii całowania, dopiero po. – Mika kontynuował historię. – To była ładna dziewczyna, ode mnie z klasy. Ana. Bardzo szczupła. Czarne, proste włosy do połowy pleców – odtwarzał sobie w myśli jej obraz, a ja widziałam, że jakiś fragment jego podświadomości odrobinę zatęsknił do tamtych czasów. – Chodziła ze starszymi chłopakami, ale wszyscy mi powtarzali, że lubiła też mnie, więc po zbieraniu się w sobie przez trzy miesiące, wreszcie wydusiłem z siebie to słynne pytanie: Czy pójdziesz ze mną do kina?

— Pamiętasz, co oglądaliście?

Zastanawiałam się, czy Mika zawsze lubił takie ambitne filmy jak dzisiaj, czy kiedyś oglądał komercyjną sieczkę. 

Mission Impossible, dwójkę. – Zasugerował gestem dłoni, że takie sobie. Ani dobre, ani złe. – No i zacząłem ją całować. Próbowałem jej też dotykać, ale, no wiesz. Domyślasz się. Groziło niebezpieczeństwem.

Zaśmiałam się bezczelnie.

— Wydawało mi się, że mogło pójść lepiej, ale w moim odczuciu nie było tragedii. Pamiętam, że byłem okropnie zestresowany. – Mika zasłonił twarz dłonią. Chyba wciąż się stresował, gdy tylko sobie o tym przypominał. – W poniedziałek wszyscy darli ze mnie łacha. Okazało się, że jednak nie umiałem całować.

Miałam wrażenie, że myśląc o pierwszym pocałunku, człowiek zawsze się cofał do swojej postaci sprzed kilku czy kilkunastu lat, niezależnie od tego, jaką drogę pokonał później. I po raz kolejny musiał się skonfrontować z partnerem z tamtego okresu. Nawet, jeśli losy nasze i jego potoczyły się zupełnie inaczej. Skrzywdziliśmy lub zostaliśmy skrzywdzeni. Przestaliśmy się do siebie odzywać, albo żałujemy, że nic z tego nie wyszło. 

Ja swoje wspomnienia najchętniej bym w zapakowała w karton i zniosła do piwnicy, żeby już nigdy nie potykać się o nie. Niestety, to było niemożliwe. Już na zawsze cała moja przeszłość stawała się moją częścią.

— Wredna baba – pocieszyłam go. – Co się z nią teraz dzieje?

— Była bogata z domu, dalej jest bogata. Nie musi niczego robić. – Mika wzruszył ramionami. – Spałem jakiś czas temu z kochanką jej męża.

Dziś Mika całował z takim zdecydowaniem i nonszalancją, jakby za każdym razem brał coś, co do niego należało i pokazywał w ten sposób temu czemuś jego miejsce. 

Aż nie chciało się wierzyć, że przy tak atrakcyjnym wyglądzie był kiedyś nieśmiałym nastolatkiem, którego w dodatku przez pewien czas uczeń z wyższej klasy podtapiał w ubikacji. 

Chociaż w sumie – Mika wychowywał się w wielkim domu, wśród książek, poważnych tematów oraz starszych od siebie ludzi, więc nie od zawsze musiał być tym, kim stał się później.

Amado całował niesamowicie delikatnie. Jakby brał w usta płatki róży, a następnie rozchylał je swoimi wargami. Nawet, kiedy pogłębiał pocałunki, jego język zawsze zdawał się pieścić moją buzię, a jego dłoń albo przytrzymywała w tym czasie mój policzek, albo nasze palce splatały się ze sobą. Aż trudno było sobie wyobrazić, że ktoś z jego reputacją nie robił tego w ogóle na ostro. Miałam wrażenie, że pocałunki wyrażały dla niego definicję intymności. Dawał je w prezencie tym najbardziej wybranym. Zapakowane w ozdobny papier ze wstążeczką.

— A kto ciebie nauczył w ten sposób całować? – spytałam go, chociaż już wiedziałam, że poczuję zazdrość. Kiedyś moje miejsce zajmowała inna adresatka jego wyjątkowych prezentów.

— Uczyliśmy się razem z moją ówczesną dziewczyną, która została później moją żoną, a obecnie jest moją byłą żoną.

W pewnym sensie, ta odpowiedź przyniosła mi ulgę. Mercedes Rodriguez należała już do przeszłości. W pewnym wieku mężczyźni mieli już byłe żony. Trudno było stać się dla kogoś takiego jak Amado pierwszą kobietą w czymkolwiek.

Nagle przyszedł mi do głowy głupi pomysł. Chociaż zastanawiałam się nad tym od dawna i nie dawało mi to spokoju, więc postanowiłam go o to zapytać:

— Amado, jak wyglądałeś, kiedy byłeś w moim wieku? 

Akt XVIII: Kulturoznawstwo

Odpaliłam bombę. Amado bez słowa sięgnął do kieszeni spodenek po telefon, a w nim odnalazł przeskanowane zdjęcie z klasy maturalnej. Domyślałam się, że wyglądał inaczej, niż gdy widzieliśmy się za pierwszym razem, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żebym wiedziała, że gdyby chodził ze mną do szkoły, zakochałabym się do w nim do nieprzytomności. I, co gorsza, nie miałabym odwagi zrobić z tym nic więcej.

Zawsze był bardzo szczupły i nosił nieco dłuższe włosy, tylko że jako nastolatek miał do tego niesamowicie słodką, młodą buzię, niezniszczoną życiem, alkoholem ani narkotykami. Jego oczy nie miały w sobie tego niewiarygodnego znużenia i braku zdziwienia czymkolwiek. Ciągle wydawały się ciekawe świata i głodne przeżyć. Tylko lekko obrażona mina, bez cienia uśmiechu, przypominała mi tego Amado, którego znałam.

Patrzyłam na jego zdjęcie w szkolnym mundurku, próbując odgadnąć jego historię, i miałam wrażenie, że on nigdy nie przejmował się opinią innych ludzi. Pewnie stał gdzieś z boku z rękami w kieszeniach, i obserwował, podczas gdy inni musieli krzyczeć i przepychać się do środka, żeby ktoś zwrócił na nich uwagę. Ale to jego opinia liczyła się najbardziej. Nie przekrzykiwał się z nikim. Powiedział raz i odszedł. A na wszelki wypadek, trzymał w dłoni schowany ułamany cyrkiel.

— Podoba ci się ten chłopak ze zdjęcia? – zapytał Amado, widząc, że podejrzanie długo przyglądałam się fotografii.

— Bardzo. – Zazgrzytałam zębami z zażenowania.

— Dobrze, że nigdy go nie poznałaś. Nie umiałby cię docenić.

— Nie miałabym śmiałości, żeby go poznać. On by nawet nie wiedział, że ja istnieję – podałam scenariusz, który wydał mi się prawdopodobny. Uniknęłabym w nim przynajmniej złamanego serca.

— Nie doceniasz go, Miss Strawberry. On zauważał każdy szczegół. – Amado opowiadał o sobie sprzed lat jak o kimś po części obcym. – Popatrz jeszcze raz na niego. Wcale nie był silny. Zawsze musiał być sprytniejszy od innych, żeby go słuchali.

Chyba miał rację. Amado znał siebie najlepiej. Poza tym, zbyt mocno przyciągałam popaprańców, żeby mnie nie zauważył. Siedziałabym w kącie sali przeciągnięta farbą luminescencyjną, a on miałby UV w oczach, i choćbym się chowała, to od razu by widział mój napis na koszulce: Popaprańcy are welcome to use me. Któregoś dnia usiadłby koło mnie na lekcji i przemówił tym nihilistycznie brzmiącym głosem, a ja byłabym już w połowie ugotowana. W przeciwieństwie do innych, słuchałby tego, co mam do powiedzenia, dotykałby czule mojej dłoni, sprawiałby, że myślałabym, że jestem coś warta, a gdy kochałabym się z nim tak powoli, jak lubi to robić do dzisiaj, patrzyłabym mu w oczy i z każdym westchnięciem oddawałabym mu po kawałku swoją duszę. A potem już by nie był mną zainteresowany. Tak by to właśnie wyglądało.

— W takim razie, wykorzystałby mnie i rzucił – przewróciłam oczami.

— Raczej nie umiałby dać ci miłości, którą ty byś chciała dostać – przyznał szczerze. – Nie potrafił jej poczuć. Był za bardzo ciekawy różnych doznań. Szybko potrzebował coraz więcej.

Pomyślałam, że pomiędzy wierszami opisał mi historię swojego związku, który z czasem przerodził się w małżeństwo. Już zakończone. Smutne i nieudane.

— A czy dwadzieścia lat później zostało mu jeszcze dużo do odkrycia? – Zadrżało mi serce gdy o to spytałam, bo nie wiedziałam, jak sobie poradzę z odpowiedzią. W końcu to był dalej ten sam chłopak. Nawet, jeśli za sprawą wspomnianego poszukiwania doznań czas obszedł się z nim okrutnie, i tylko w kilku szczegółach dziś przypominał siebie ze zdjęcia.

— Ostatnia rzecz. Ale za to najtrudniejsza.

Amado położył palec na moich ustach, żebym nie drążyła już dalej.

Może to i dobrze.

Jeszcze przyszłoby mi do głowy zadać pytanie, czy potrafiłby mnie docenić dzisiaj.

— Potem dostaliśmy z dnia na dzień spadek i cały ten biznes. Musieliśmy przerwać nasze studia w Europie i się tym zająć – kontynuował.

— Co studiowaliście? – spytałam, przeciągając się rozkosznie na hamaku.

— Zarządzanie administracją w biznesie – odpowiedział Amado. – Jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy po studiach pracują w wyuczonym zawodzie.

Culture studies. Na Oxfordzie – odpowiedział Mika, a kąciki jego ust powędrowały do góry. Pewnie spodziewał się zupełnie innego życia, niż stało się jego udziałem.

— Mówią, że po kulturoznawstwie nie ma pracy, a tu patrz. – Amado się roześmiał, a ja mu od razu zawtórowałam.

— Nie zdążyłem nawet napisać licencjatu, a praca już na mnie czekała. – Mika pokiwał głową, ale wcale nie zaśmiał się aż tak, jak mógłby go do tego upoważnić poziom żartu. Miałam wrażenie, że formalne wykształcenie było czymś, czego mu brakowało do szczęścia. Zawsze czytał jakąś książkę albo oglądał coś mądrego, i wszystko go interesowało. Wybrał sobie ciekawe studia. Na pewno chciałby je skończyć.

Podobno istniały takie programy dla więźniów.

— Byliśmy młodymi facetami z nieprawdopodobnymi pieniędzmi – kontynuował Mika. – Mogliśmy mieć wszystkie kobiety.

— Naraz – dodał Amado.

— Naraz. – Mika potwierdził takim głosem, jakby mówił o kupowaniu świeżych bułek rano. – Żal byłoby nie skorzystać.

— Robiły wszystko, co tylko nam przyszło do głowy, a my po kolei przesuwaliśmy granice i zastanawialiśmy się, czy jakieś w ogóle istnieją – opowiadał Amado. Wydawał się zszokowany obrazami z własnej przeszłości, które stawały mu przed oczami. – Toni, gdybyś ty miała pojęcie, jak ludzie potrafią się zeszmacić za odpowiednią cenę. Ja już widziałem wszystko. Wszystko – podkreślił.

Wykonał dłonią w powietrzu szeroki gest, jakby próbował za jego sprawą niektóre rzeczy odzobaczyć.

— Dlatego tak bardzo nie lubisz ludzi?

Amado parsknął przyduszonym śmiechem.

— Jedna z wielu przyczyn.

Mika znowu się nostalgicznie uśmiechał do siebie sprzed lat, gdy dopiero w pełni odkrywał potęgę pieniądza.

— Było jak w tym dowcipie, gdzie hrabia pyta hrabiny, czy prześpi się z nim za milion dolarów. Ona mówi: ależ oczywiście, hrabio. On pyta: A za dolara? Ona odpowiada: Ależ skądże, czy hrabia ma mnie za kurwę? On: To już ustaliliśmy, teraz negocjujemy cenę.

No cóż. Nie mieli ze sobą żadnej łzawej historii. Żadnego molestowania w dzieciństwie, znęcania się, żadnej większej, osobistej krzywdy innej niż wychowywanie się w specyficznych warunkach. Matka ich kochała, a ojciec może i był surowy, ale przynajmniej stale był obecny. Po prostu odbiło im od nadmiaru pieniędzy, kiedy zostali sami. Dlaczego to robisz? Bo mogę.

— Żyliśmy bardzo szybko. Żadnych barier. – Amado ciągnął wątek. 

W tym momencie domyśliłam się, że zamierzali mi powiedzieć coś konkretnego, a nie tylko powspominać. 

— Otrząsnęliśmy się dopiero, kiedy doszło do tragedii. Znasz Rosę Zeballos, prawda?

O nie.

Akt XIX: Rosa

Wsłuchiwałam się w uspokajający, jednostajny szum morskich fal. Spoglądałam w górę na wielkie liście palmowe, spomiędzy których wyzierało idealnie czyste, błękitne niebo. Byliśmy w raju. We mnie natomiast zaczęły się kłębić emocje ciężkie i szare jak deszczowe chmury. Bałam się spojrzeć na niego. Nie zapytałby o Rosę bez powodu. Przychodził mi do głowy tylko jeden pomysł.

Błagam, niech oni nie będą zamieszani w śmierć jej córki.

— Poznaliśmy kiedyś w klubie w Kartagenie wpływowego człowieka – zaczął Amado, wyraźnie niechętnie. – W takim kinky klubie – sprecyzował, żebym nie pomyślała, że chodziło o zwykły lokal. Moje mięśnie zastygły i napięły się tak, że nie mogłam nimi poruszać. Wiedziałam, że zaraz zrzuci na mnie coś strasznego. – Był starszy od nas. Dobrze ustawiony. Miał znajomości na całym świecie. A my niedawno przejęliśmy biznes, który zarabiał i mógł zarabiać jeszcze więcej.

— Tak właśnie poznaliśmy psychopatów z Bogoty. Tak zawsze na nich mówiliśmy – wtrącił Mika. Jego głos był już wyprany z uśmiechu. Brzmiał po prostu pusto.

— Oni byli na after party, prawda? – zapytałam. – Tim ostrzegał mnie przed waszymi znajomymi.

— Tak. Kiedy mówiłem, że kilka osób ma zakaz zbliżania się do ciebie, mówiłem właśnie o nich. Przez kilka lat razem robiliśmy – Mika zaciął się na chwilę – przeróżne rzeczy. Zwłaszcza on. – Wskazał brodą na Amado. – Jemu odjebało.

— Robiliśmy brat taming. – Amado spokojnie nazwał rzecz po imieniu. – Tresurę suk. Moje były bardzo dobrze wytresowane – pochwalił się, a mnie ścisnęło w żołądku.

Wiedziałam, że gdyby chciał, gdyby obaj chcieli, dzisiaj chodziłabym wytresowana. Nie leżałabym rozwalona na hamaku, przytulając się do Amado, tylko służyłabym na kolanach.

— Chodziłem tam z moją byłą żoną. Wiem, że ona to robiła, żeby dostać ode mnie chociaż trochę uwagi. – O tym opowiadało się Amado już nieco ciężej. – Byłem okropnym mężem.

— Mhm – potwierdził Mika.

— Na szczęście, on ją pocieszał. – Amado się lekko uśmiechnął.

— Ja pierdolę. Ale wy byliście jebnięci – wyrwało mi się w nerwach.

Faktycznie. Dobrze, że nie poznałam ich w dawnych czasach. Przejechaliby się po mnie jak walcem do prasowania asfaltu. Nienawidziłabym Amado. Bałabym się go. Na pewno bym go nie kochała. Nie zgodziłabym się na małżeństwo. Gdybym miała drogę wolną, tak jak Mercedes Rodriguez, po prostu bym odeszła. A może tylko tak mi się wydawało. Może dla niej też tak pieczołowicie pakował te pocałunki na prezent. Może dla niej też miał te drobne gesty, pełne czułości, które zamazywały prawdziwy obraz zastrzykiem fałszywej nadziei. Może łudziłabym się tak jak ona, że on się jednak zmieni.

Chociaż on się chyba troszeczkę zmieniał przy mnie.

Chyba.

— Strasznie jebnięci, Truskaweczko – przyznał Amado krytycznie. – Jednak w pewnym momencie zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z tego, że nie aż tak, jak nasz wspomniany znajomy. Dalej się widywaliśmy, ale mówiliśmy naszym dziewczynom, żeby nie brały udziału w tych imprezach, które on organizował.

— Z biegiem czasu zostawiliśmy sobie naprawdę fajne, dyskretne dziewczyny. Nie chcieliśmy, żeby coś im się stało – sprecyzował Mika. – To był ten moment, kiedy doszliśmy do wniosku, że jakieś granice jednak istnieją.

Jakże miło z ich strony – pomyślałam.

— Tak, robiliśmy się powoli dużymi chłopcami, ale jeszcze nie do końca. – Amado przejął pałeczkę opowieści. – Pewnej nocy wychodziliśmy z Cuba Libre. Wtedy jeszcze był tam inny właściciel. Nie było tak późno, może druga rano, ale pamiętam, że strasznie odpadałem. Zasypiałem na stojąco. Wychodzimy. I patrzymy, a tam córka Rosy wchodzi do klubu z tymi typami. Nie znaliśmy jej za bardzo, bo Rosa nie mieszkała wtedy jeszcze u nas, ale wiedzieliśmy, kto to. Mówię jej: Neyra, zostaw tych palantów, odwieziemy cię do domu.

— Mogliśmy jej powiedzieć cokolwiek. Że zapłacimy jej więcej. Mogliśmy sobie ją przerzucić przez ramię. Po prostu nie chciało nam się szarpać z naćpaną nastolatką. Amado prawie że spał, a kierowca już czekał – relacjonował Mika, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Miesiąc później, Rosa podchodzi do mnie i mówi, że jej córka została zamordowana. Kurwa mać – wyrwało mu się. – Życie przeleciało mi przed oczami o, tak. – Pstryknął palcami.

— Zastanawialiśmy się, co z tym zrobić. Doszliśmy do wniosku, że zmarłej i tak już nie pomożemy, za to moglibyśmy dość mocno zaszkodzić sobie, gdybyśmy zaczęli przy tym grzebać – dodał Amado.

— Rosa nie wie, że widzieliśmy jej córkę wtedy w klubie. Myśli, że po prostu ustaliliśmy sprawców. Nie miałem odwagi jej o tym powiedzieć, kiedy tak cierpiała – mówił Mika. Słowa przychodziły mu z coraz większym trudem. Dosłownie czułam jego ból. – A im bardziej się zaprzyjaźnialiśmy, tym trudniej było mi do tego wrócić. Mam kurewskie wyrzuty sumienia. Ona jest cudowną osobą.

No kurczę. Faktycznie, nie za ciekawa sytuacja. Z tego, co zrozumiałam, uważali faceta za mocnego zboczeńca, ale nie za mordercę.

— Wiedzieliście, że ten typ może ją zabić?

— Gdybyśmy wiedzieli, to by nie było tej dyskusji, bo wtedy zabralibyśmy tę dziewczynę stamtąd i żyłaby dalej – zdenerwował się Mika.

— Szczerze, niña, znałem go przez pewien czas dość dobrze i spodziewałem się po nim wszystkiego. – Amado zaskoczył mnie otwartością. – Dosłownie, byłem zmęczony, nie miałem siły przepychać się z gówniarą, która wiedziała lepiej, i machnąłem ręką. Myślałem, że kiedy będzie następnym razem w rezydencji, weźmiemy ją na bok i powiemy jej parę rzeczy.

— Tak było – potwierdził Mika. – Nawet rozmawialiśmy między sobą po drodze, że musimy wybadać, co działo się z tą dziewczyną. Rosa wspominała, że miała z nią problemy, więc myśleliśmy, że po prostu młoda przyjechała do dużego miasta i baluje. Nie ona pierwsza, nie ostatnia.

Po ich minach widziałam, że ich to gryzło i zapewne zatruwało im myśli przez kilka ostatnich lat. Musieli mi naprawdę ufać, skoro zdecydowali się mi powierzyć ten sekret.

— I co o tym myślisz, Toni? – spytał Amado. – Miała tyle lat co ty, kiedy się poznaliśmy.

Poruszyłam się nerwowo. Nie wiedziałam, czego on ode mnie oczekiwał. Rozgrzeszenia? Sytuacja nie była oczywista. Ale mimo wszystko, mogli zapobiec tej tragedii. Trudno było się dziwić, że nie dawało im to spokoju.

— Myślę, że sumienie wam się uspokoi dopiero, kiedy ten facet poniesie karę. Jego miejsce jest za kratkami – powiedziałam. – Nawet, jeśli teraz to jest ktoś wpływowy, to w przyszłości może da się go jakoś łatwiej ruszyć.

— Obawiam się, że on dopiero zaczyna się robić naprawdę mocny. I że dzisiaj jesteśmy od niego jeszcze bardziej zależni, niż parę lat temu.

Zerwałam się z pozycji leżącej i usiadłam po turecku, aż zatrzęsło hamakiem.

— Ale czy my już nie rozmawialiśmy o tym, że na zemstę czasem trzeba poczekać? Na pewno musi być coś na tego gościa. Na pewno ma jakieś słabości. Na pewno w którymś momencie straci swoją pozycję. Albo wy znajdziecie w Bogocie kogoś lepszego i uwolnicie się od niego i od jego ekipy. – Gestykulowałam.

— Na to właśnie liczymy, Truskaweczko – powiedział Amado z nadzieją, chwytając moją dłoń, żeby się nią leniwie pobawić. – Chociaż najlepszymi sojusznikami są akurat ci, na których się ma największe brudy. Jeśli ktoś taki spróbuje się nas pozbyć, to musi wiedzieć, że pójdziemy na dno razem. To dlatego Mika kupił Cuba Libre. Żeby zdobyć nagranie z monitoringu i nie wzbudzić przy tym podejrzeń.

— Dlaczego powiedzieliście mi o tym? – spytałam podejrzliwie. Te informacje niesamowicie trudno przyswajało się w relaksacyjny weekend.

— Bo jesteś naszą przyjaciółką i twoja opinia jest ważna.

To było budujące stwierdzenie, ale miałam nadzieję, że nie oznaczało, że od teraz będę musiała się wypowiadać na temat każdego z ich moralnych wyborów: ani z przeszłości (zwłaszcza!), ani bieżących. Poszukiwanie rozstrzygnięcia w kwestiach, gdzie nie było żadnego dobrego rozwiązania, czyniło mnie moralnie brudną. A ja – poza jedną, może dwoma sytuacjami w życiu, które dały mi potężną lekcję – sama się w takie problemy nie pakowałam. Moje wybory były proste: stałam po stronie prawdy, etyki, uczciwości.

— Ostatnia rzecz, niña. Czy uważasz, że powinniśmy powiedzieć Rosie o wszystkim, co widzieliśmy, i że znamy nazwisko człowieka, który pociągnął za spust?

— Teraz? Po tylu latach? – Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. Brzydziłam się kłamstwem, ale nie wiedziałam, co ta nagła prawda miała zmienić na lepsze u kobiety, która ruszyła do przodu z własnym życiem. Policja ją już olała. Ibaigurenowie nie mogli jej dać w tym momencie sprawiedliwości, bo okazało się to ponad ich zasięgiem. – Powiedziałabym dopiero wtedy, gdybym wiedziała, że gość pójdzie siedzieć. Inaczej co ona ma z tym zrobić? Tylko by się zamartwiała na nowo – oceniłam.

Nie byłam w pełni usatysfakcjonowana swoim rozwiązaniem, ale wybrałam takie, które w moim przekonaniu sprawi najmniej bólu.

— Dobrze. To właśnie chcieliśmy wiedzieć. Żebyś sama zdecydowała, czy pokrzywdzona osoba chciałaby poznać prawdę, z którą nie będzie mogła nic zrobić.

— Zadajesz mi bardzo trudne pytania – podzieliłam się swoim niezadowoleniem.

— Jesteś już dorosła, Truskaweczko, a bycie dorosłym jest trudne. Chodź do mnie, przytul się. – Amado przyciągnął mnie za dłoń do siebie, a ja wylądowałam twarzą na jego klatce piersiowej. Objął mnie tak mocno, jakby już nigdy nie chciał mnie wypuścić. 

— Dziękujemy, Toni. To było dla nas ważne, żeby usłyszeć, co ty byś zrobiła w takiej sytuacji – powiedział Mika. Słyszałam, jak jego głos się uspokoił. Ależ to gówno musiało ich gryźć. Teraz było mi łatwiej zrozumieć, dlaczego Amado na początku uważał, że jestem za młoda na znajomość z nimi. Miał przed oczami tamtą dziewczynę. 

Akt XX: Geralt z Rivii

Głaskał mnie delikatnie po głowie i plecach, rozluźniając moje mięśnie, które w trakcie tej rozmowy się coraz bardziej spinały, a Mika wstał z piasku, przeciągnął się i poszedł po więcej piwa oraz po nasze MDMA.

— Jak wrócimy do Kolumbii, zrobimy ci totalny makeover – zapowiedział bratu po powrocie z domku. – Powinieneś wyglądać jak jej facet, a nie jak jej ojciec.

Poczułam, jak dłoń Amado zastyga w miejscu, a powietrze na dobre utyka w jego płucach. Nie spodobało mu się to, co usłyszał.

— Wyglądasz jak stadium przejściowe między Gandalfem Szarym a Geraltem z Rivii – drążył Mika. – Trzeba to zmienić. Ale musisz przestać stukać hel, idioto. Jak nie chcesz dla mnie, to może chociaż dla niej.

— Wiem, jak wyglądam. Mam w domu lustro – zawarczał Amado, mocno poirytowany.

— Które? – Zaśmiał się Mika. – To, które rozpierdoliłeś w łazience? Zagoiła ci się już ręka? Pokaż jej. Niech zobaczy, że zamiast się leczyć, wolisz rozpierdalać lustra.

No nie. Przez pięć minut było zbyt spokojnie.

Mika rzucił nam torebeczki, a ja zauważyłam, że lewa dłoń, której Amado użył do ich złapania, faktycznie posiadała dziesiątki drobnych blizn w miejscu, w którym wyprowadzało się cios pięścią. Przypomniałam sobie zdjęcie tego przystojnego chłopaka, które Amado przechowywał w swojej galerii w telefonie. Któregoś poranka musiał spojrzeć w lustro i zauważyć, że nie przypomina już go ani trochę. Rąbnął z wściekłości w szybę, ściągając na siebie siedem lat nieszczęść.

Zamierzałam mu podesłać profile body positivity. Uważałam, że był dla siebie zbyt surowy. Wiadomo, że któregoś dnia wszyscy i tak stracimy młody wygląd, ale niekoniecznie musimy stracić urodę, bo ona wypływała z czegoś zupełnie innego. Z naszego stylu, charakteru, doświadczenia wypisanego na twarzy. To cierpienie mu pasowało. Dalej był w pewnym stopniu seksowny, ale może to moje zakochane oczy patrzyły na niego w ten sposób.

— Dla mnie jesteś najprzystojniejszym mężczyzną na świecie – wyszeptałam mu do ucha.

W odpowiedzi przejechał palcami po moich wargach. Nachylił się nade mną i powiedział:

— Uwielbiam twoje usta. Potrafią tak pięknie kłamać. Aż chciałbym tego słuchać w nieskończoność.

Zanim zdążyłam go wyprowadzić z błędu, on już leżał nade mną z przymkniętymi oczami, a jego usta szukały moich, żeby połączyć się z nimi w dotyku delikatnym jak przesypywane drobinki złota. Objęłam jego szyję, a metalowe obręcze hamaka zaczęły skrzypieć od ruchu naszych ciał.

— Chodźcie na łóżko – zarządził Mika. – Ona spadnie i nic jej się nie stanie, a ty wypierdolisz się z tego hamaka i od razu cały staw biodrowy do wymiany. Będziesz za każdym razem piszczał na bramce przy wejściu do sądu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro