Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.4. "Is That What You Found?"

Ilość wyrazów: 5526

⛔: sytuacja z zakresu BDSM (mocna w pewnym momencie), perwersyjna scena erotyczna (konsensualna), rozmowa o śmierci zwierząt, narkotyki 

Obawiam się, że ten rozdział może być szokujący, bo w całej rozciągłości możemy zobaczyć skalę deprawacji tych facetów. Dużo rzeczy, dla nas niekomfortowych, na nich nie robi wrażenia, ponieważ przez kilkanaście lat uczestnictwa w orgietkach, zdążyli się przyzwyczaić.

Akt IX: Ceremonia

Tim wyciągnął z marynarki listek tabletek. Wsadził jedną do ust, zacisnął powieki i pociągnął potężny łyk whisky. Skrzywił się. Gdyby chodziło o inną osobę, niż o mnie, nie mrugnąłby nawet okiem. 

Odłożyłam telefon na półkę w łazience. Odrzuciłam ręcznik. Umówiliśmy się, że będziemy patrzeć sobie wyłącznie w oczy. I udawać, że jestem ubrana.

Weszliśmy razem do pomieszczenia. Ibaigurenowie też oczyścili atmosferę między sobą, bo Amado się już chillował ze skrętem, a Mika przytulał go od tyłu, opierając brodę na jego ramieniu. Wyglądali jak dwa najedzone lwy, wygrzewające się w słońcu, celebrujące przerwę między polowaniami.

Dwóch pojebów.

Z którymi udało mi się nawiązać kruchą nić porozumienia.

Oparłam się plecami o wysoki stolik naprzeciwko łóżka. Odwaga ustąpiła miejsca tremie. Ułożyłam ramiona wzdłuż piersi i zasłoniłam dłońmi swoją kobiecość. Nie miałam wrażenia, że jedynie odgrywaliśmy jakąś scenę. Ibaigurenowie przemierzający wzrokiem po moim nagim ciele wydawali się bardzo realni.

Przecież już to robiłam – upominałam się w myśli. – Stałam nago przed mężczyznami.

Jednak nawet mój pierwszy raz nie onieśmielił mnie tak bardzo, jak oceniające spojrzenia tych, którzy widzieli w swoim życiu już wszystko, a teraz udawali, że mnie licytują.

Mój brat odchrząknął, oznajmiając gotowość do rozpoczęcia.

— Najpierw dostaniesz obróżkę – poinformował. – To jest symbol przynależności i posłuszeństwa. Wolno ci ją zdejmować tylko do snu i do kąpieli.

Zauważyłam na stole czerwone, podłużne pudełeczko. Sądziłam, że w środku znajdował się erotyczny gadżet. Jednak to była biżuteria. Śliczny, krótki naszyjnik z białych syntetycznych pereł, naciągniętych na supełkowaną nić, wykonaną z nylonu i roślinnego jedwabiu, która zabezpieczała przed zerwaniem podczas szarpnięcia.

— Skąd wziąłeś hajsy? – syknęłam cicho. – Alex cię zabije.

Naszyjnik był wykonany w technologii cruelty free. Tim musiał coś sprzedać, żeby go kupić. Bałam się, że Alejandra zwróci na to uwagę.

— Dlaczego ona ci nie okazuje szacunku? – zapytał Amado głosem tak obrażonym, że nie mogłam zgadnąć, czy żartował, czy mówił serio.

Tim odetchnął i zaczął powoli tłumaczyć:

— Musisz się teraz zachowywać. Zwracaj się do mnie formalnie. Nie odzywaj się bez pytania.

— Dobrze, panie Timothée – powiedziałam z przesadzonym akcentem. Z trudem zablokowałam uśmiech.

Chalamet.

Tim zapiął mi na szyi koraliki, a później doczepił do nich cienką smyczkę złożoną z kilku subtelnych, pastelowych jedwabnych tasiemek, zakończonych złotą sprzączką. BDSM kojarzyło mi się z czernią, czerwienią, skórą i stalą. Każdy element na mojej smyczy był jednak tylko symboliczny i naprawdę ładny. W tych perłach mogłam pokazać się w każdej sytuacji, nie budząc żadnych podejrzeń.

Może tylko takie, że je ukradłam.

A gdzie jest kara za ten brak szacunku? – Amado powrócił do sytuacji sprzed chwili. – Płacimy za bilety, mamy wymagania.

Mój brat wziął krok do tyłu, nabrał w płuca głęboki oddech, i... 

Przyłożył mi płaską ręką po twarzy. 

Odruchowo złapałam się za uderzony policzek. Otworzyłam usta z wrażenia. Mika jęknął, jakby to on oberwał.

Tkwiłam w bezruchu, trzymając dłoń w miejscu, gdzie spadło uderzenie. Zaglądałam Timowi z przerażeniem w oczy, nie wierząc, że ośmielił się to zrobić. Po tym wszystkim, co przeżyliśmy razem.

— Pokaż to. Boli? – Ujął mój podbródek w dwa palce, obracając poszkodowany policzek ku sobie. Nachylił się nade mną i przez zaciśnięte zęby wyszeptał:

— Błagam, nie utrudniaj. Rano przyniosę ci hummus z grillowanym bakłażanem i najlepszą kawę. Na co tylko masz ochotę. Niech to się, kurwa, skończy.

Dalej byłam otumaniona. Wciąż nie wierzyłam, że Tim mógłby podnieść na mnie rękę. Wreszcie dotarło do mnie, że musiał mnie obronić w ten sposób przed czymś jeszcze gorszym. 

W przebłysku instynktu samozachowawczego przypomniałam sobie formułkę opublikowaną na forum.

— Dziękuję za otrzymaną karę – powiedziałam głośno.

— Jaka grzeczna – pochwalił mnie Mika.

— Jaka nauczona – podejrzliwie zauważył Amado. – Na pewno nie robiła tego nigdy wcześniej?

Tim zaprzeczył na tyle stanowczo, że Amado się zamknął.

— Nie jest już dziewicą, ale nigdy nie była układana. Jest mądrą, inteligentną dziewczyną. Ma duży talent, szybko się uczy. Jest bardzo posłuszna, nie szuka problemów, reaguje na polecenia – opowiadał mój brat, a moja mina stawała się coraz głupsza, gdy słyszałam zestaw tak dziwacznych zdań na swój temat. – Nie zna jeszcze wszystkich zasad. Wystarczy ją upomnieć, na drugi raz nie popełni tego samego błędu. Nie trzeba jej od razu za wszystko karać, bo zamknie się w sobie i zniszczycie jej charakter. Ładnych dziewczyn jest dużo, ale dziewczynę z takim charakterem może układać tylko ktoś najbardziej doświadczony.

Tim trzymał mnie na sznurku i szukał dla mnie nabywcy, jakby sprzedawał klacz do konkursów ujeżdżania. Takich, w których konie mają poupinane grzywy i przebierają nogami na piaszczystym czworoboku.

Na Wikipedii czytałam: Celem ujeżdżenia jest harmonijny rozwój naturalnych możliwości i zdolności konia zrównoważonego, elastycznego, dobrze i szybko reagującego na polecenia. Szkolenie konia powinno prowadzić do doskonalenia jego naturalnej równowagi, zachowania elastyczności ruchów oraz wyrobienia posłuszeństwa i chęci współpracy z jeźdźcem.

Ibaigurenowie potraktowali mnie jak wyzwanie. Byłam najmłodszą dziewczyną w ich katalogu, siostrą znajomego, w dodatku wciąż miałam jakieś ideały, które były dla mnie naprawdę ważne, a w ich świecie wcale nie zdarzały się często. Niewiele rzeczy aktywowało im bodziec nowości, ale ja byłam właśnie taką rzeczą.

Szeptali między sobą, śmiejąc się cichutko i dzieląc skrętem. Mika dalej przytulał Amado jak maskotkę. To go uspokajało. Wreszcie naprawdę był wyluzowany.

W odpowiedzi na zainteresowanie, Tim wypuścił spokojnie powietrze, zainstalował uśmiech z dołeczkami w policzkach, naciągnął głębiej na dłoń uchwyt mojej smyczki i usiadł na hokerze, opierając się łokciem na stole.

— Na dzisiejszym przyjęciu przedstawiam wam Toni – zapowiedział. – Siedemnaście lat, obywatelstwo kostarykańskie i kolumbijskie, możliwość uzyskania polskiego, które uprawniałoby ją do prowadzenia działalności gospodarczej w Unii Europejskiej.

Otworzyłam szeroko oczy. Faktycznie, jeśli ktoś prowadził lewe interesy, te informacje mogły być warte uwzględnienia. Można było zarejestrować na mnie firmę lub nieruchomość. Moja mama posiadała polskie obywatelstwo.

— Ostatnia klasa liceum z programem matury międzynarodowej. Hiszpański i angielski to jej języki używane w domu, francuski na poziomie B2, włoski na poziomie B1. Zainteresowania: film, muzyka, literatura ze szczególnym uwzględnieniem kontrkultury powojennej. Sprawy społeczne i równościowe. Piłka nożna. Wszystko na poziomie wysoce konwersacyjnym.

Skrzywiłam się, słysząc jak nazwał moje pasje poziomem konwersacyjnym.

Ze zdziwieniem jednak stwierdziłam, że całość wcale nie brzmiała źle. Sama nie umiałabym się tak przedstawić. Wydawałoby mi się, że to nie były ważne rzeczy, które mogłyby zrobić na kimś wrażenie. Nie wiem, co bym powiedziała na swój temat. Może to, że chodziłam do szkoły.

— Piłka nożna? – Amado zignorował wszystkich Kenów Kesey'ów i Bobów Dylanów tego świata, przechodząc do interesujących go zagadnień. – Higuita czy Chilavert?

W ESPN akurat pokazywali segment programu z bramkarzami strzelającymi gole. Pierwszy bramkarz, którego wymienił Amado, był legendą reprezentacji Kolumbii, przyjacielem Pablo Escobara. Spędził kilka miesięcy w więzieniu za pośrednictwo w dostarczaniu pieniędzy na okup. Chilavert to z kolei ikona Paragwaju. Odmówił uczestnictwa w Mistrzostwach Ameryki Południowej, argumentując swój protest tym, że rząd w Asuncion powinien przeznaczać pieniądze na edukację zamiast na organizację imprez piłkarskich.

Piłkę nożną oglądałam od dziecka. Kiedyś zbierałam naklejki z chipsów z dawnymi gwiazdami. Po raz pierwszy miało mi się to do czegoś przydać.

— Andoni Zubizarreta – wymieniłam reprezentanta Hiszpanii baskijskiego pochodzenia, popularnego w latach dziewięćdziesiątych. Amado i Mika zastygli w swoich pozycjach z otwartymi ustami, zszokowani, że tak dobrze znałam się na piłce. W ich oczach pojawiły się małe serduszka. Zdobyłam respekt.

— Taniec towarzyski, awangardowy, podstawy baletu, akrobatyki – Tim mówił dalej, a ja zauważałam, że może i miałam się czym pochwalić. Jednak od razu zgasiłam swój entuzjazm. Wśród dziewcząt popularny był przecież pole dance, który zawierał w sobie wszystkie te elementy. Każda z nich umiałaby zrobić to, co ja.

— Toni jest biseksualna i... – Tim zawahał się. – Chyba heteroromantyczna? W zasadzie to nie wiem. – Potarł dłonią po karku z zakłopotaniem, jakby go przyłapano na niewykonaniu najprostszego zadania domowego. – Możesz odpowiedzieć.

— Ja też tego nie wiem – przyznałam szczerze.

Zastanawiałam się nad swoją orientacją od pewnego czasu, ale odpowiedź nie przychodziła.

Amado po wypaleniu skręta uruchomił w sobie tryb filozofa.

— To chyba nie zależy od płci, tylko od konkretnej osoby – wtrącił się do dyskusji. – Czy to znaczy, że jeszcze nigdy nikogo nie kochałaś?

— W sensie, nikogo z rodziny, pun not intended? – uzupełnił Mika, wrzucając angielską wstawkę i znacząco patrząc na mojego brata.

Drugi dowcipny się znalazł.

— Nie – ucięłam jak nożem. Kiedy wypowiedziałam to na głos, przestraszyłam się, że zabrzmiałam jak klocek bez uczuć. Czy nastolatka nie powinna wiecznie kogoś kochać? Do niedawna byłam zauroczona Brianem. Uwielbiałam Carmen. Ale czy to była miłość?

— Ja też nie – poparł mnie Tim, żeby załagodzić atmosferę i oddalić rozmowę od pytań, które wybijały mnie z rytmu i sprawiały, że moja pociągła twarz wyglądała jeszcze głupiej niż zazwyczaj.

— Ja chyba byłem zakochany raz – nieoczekiwanie podchwycił wątek Amado. – Dawno temu. Prawie nie pamiętam.

Uśmiechnął się nagle tak nerwowo i uciekł spojrzeniem, że byłam pewna, że pamiętał. Aż za dobrze.

Zastanawiałam się, czy mówił o początkach swojego małżeństwa, czy też miał na myśli kogoś zupełnie innego. Jedno nie ulegało wątpliwości. Amado Ibaiguren potrafił się zakochać w drugim człowieku.

— Ja też raz. I to z wzajemnością – oznajmił z dumą Mika.

— I co się stało? – wyrwałam się z pytaniem, zanim zdążyłam poprosić o pozwolenie na jego zadanie. W zakresie swojej heurystyki dostępności, polubiłam Mikę. Było mi przykro, że jego historia miłosna skończyła się na tym, że siedział z nami w pokoju, popalał marihuanę i wpatrywał się w moje ciało.

— Rozwiodła się z tym tutaj. – Wsunął dłoń we włosy Amado i przeciągnął go z pozycji siedzącej do praktycznie leżącej. – Kazała mi wybierać między sobą a nim. – Wybuchnął śmiechem. – Potem już się do mnie nie odzywała.

— Tak było – potwierdził rozbawiony Amado, siadając z powrotem i sięgając do kubełka z lodem po butelkę szampana.

Wydałam z siebie cichy, nerwowy chichot. 

Wcale mnie to nie bawiło.

Gdyby Mikel Ibaiguren połączył siły z Mercedes Rodriguez, rządziliby wspólnie Ameryką Południową. Do tego jednak nie doszło. Jego miłość do brata okazała się silniejsza od jego największej miłości do kobiety. Tę sytuację Tim miał na myśli, kiedy mówił, że oni nie potrafili ze sobą rywalizować.

Spoważniałam natychmiast. Amado również. Jego spojrzenie się wyostrzyło, a wraz z nim, jego rysy twarzy. Jakby cała ta dekoracja z alkoholu i marihuany pojawiła się wyłącznie dla uśpienia mojej czujności. Niezależnie od tego, ile wypalił i wypił, jego sokoli wzrok potrafił przebić mi skórę oraz odczytać to, co kryłam pod spodem. Po incydencie w holu Ibaigurenowie zaplanowali tę rozmowę i podali mi tę informację specjalnie, żebym mogła sama wysunąć wnioski.

— A wiesz dlaczego tak było, Toni? – spytał Amado, zaglądając mi w oczy. – Bo nikt nie staje pomiędzy nami. Nigdy – podkreślił. – Zapamiętaj to sobie.

Przeciągnął tę ciszę boleśnie, jak ostrze tasaka po nieosłoniętej skórze.

Pokiwałam pospiesznie głową na potwierdzenie.

— Zasady BHP. Rozumiem.

Na jego mroźnym obliczu zagościła odwilż, która stopniowo wypełniła jego zmarszczki łagodną bryzą. Amado przymknął powieki. Nabrał powietrza głęboko do płuc, a potem je wypuścił. Nawet jeśli tego nie chciał, albo wręcz aktywnie się bronił za pośrednictwem Centrum Dowodzenia Fochami, potrafiłam go odrobinę rozmontować.

— Tak. Zasady BHP – oznajmił z uprzejmym uśmiechem.

— Jedna zasada BHP od nas – wtrącił się Tim. – Status, pieniądze – nie robią na niej wrażenia. Jeździ metrem i ubiera się w second-handach. Czyta Marksa. Dopóki mogła, rozdawała kieszonkowe. Jeśli chcecie jej zaimponować – musicie przejść na weganizm i ratować planetę razem z nią.

Nie wierzyłam, że to powiedział. Posłałam mu oburzone spojrzenie. Jakby zapomniał, kto siedział koło nas. Tim jednak podwinął rękawy od koszuli, po czym wyjął z tylnej kieszeni spodni paczkę moich papierosów i z poczuciem dobrze wykonanej misji odpalił jednego z nich, w oczekiwaniu na reakcję Ibaigurenów.

— Jesteś komunistką? – Mika otworzył szeroko oczy ze zdumienia. – A ja cię nazywałem księżniczką. Jesteś na mnie zła?

Z miliona rzeczy, za które mogłabym być na nich zła, to nawet nie zmieściłoby się w pierwszych kilkuset tysiącach. Oni jednak byli zbyt oderwani od rzeczywistości, żeby to zrozumieć. Żyli w swoim własnym świecie, który z mojego punktu widzenia był – nomen omen – utopią.

— Mógłbym przejść na weganizm – podjął rękawicę Amado, wyraźnie z tego żartując. – Ale musisz mnie do tego przekonać.

Przewróciłam bezczelnie oczami w kierunku mojego brata, na wypadek, gdyby to znowu była jakaś pułapka, obliczona na przyładowanie mi z liścia.

— Wolno mi się odezwać? – zapytałam.

— Tak, to jest ten czas, w którym możesz mówić – zezwolił.

Wzruszyłam lekko ramionami, przez co moje niewielkie piersi wymknęły się spomiędzy ramion. Mogłam rozmawiać o konieczności przejścia na weganizm, choćby i obudzona w środku nocy, ale te okoliczności były wyjątkowo deprecjonujące tak dla mnie, jak i dla powagi tematu. Nie miałam jednak za bardzo wyjścia. Musiałam spróbować przekonać człowieka, który zamierzał się w ten sposób zabawić moim kosztem.

— Nie jestem w stanie korzystać z cierpienia zwierząt – zaczęłam, lekko zrezygnowana. – Są naszymi przyjaciółmi. Potrafią jedynie bezwarunkowo kochać – tłumaczyłam, mając nadzieję że Amado krył w sobie jakiś nerw współczucia. – Tak samo czują miłość, strach, ból. Nie różnią się od nas. Czy potrafiłbyś spojrzeć w oczy najbardziej niewinnej istocie, jaką znasz, i z zimną krwią do niej strzelić?

— Dobre pytanie – zadrwił – ale do wyjątkowo niewłaściwej osoby.

Jego kąciki ust powędrowały do góry, a oczy się roześmiały, mimo że próbował udawać opanowanego. To, co miałam do powiedzenia, było dla niego tematem do żartów. Zacisnęłam szczękę w złości.

— W przyszłości będą mówić o mięsożercach jak o właścicielach niewolników. Następne pokolenia wybaczą ci narkotyki, ale nie mięso – mówiłam z coraz większym zaangażowaniem. Próbowałam mu wjechać na ambicję, bo wiedziałam, że pieniądze z narkobiznesu angażował w projekty socjalne.

— Dlaczego ma mnie interesować to, co się będzie działo, kiedy umrę? – dopytywał ze sfabrykowaną powagą, opierając brodę na rękach, podpartych łokciami o kolana, prowokując mnie do tego, żebym kontynuowała, a wtedy on mógłby się znowu pośmiać.

Westchnęłam. Niewiele ugrałam. Zdecydowałam się użyć bomby ostatecznej.

— Dopóki nie wyeliminujesz mięsa z diety, nie połknę twojej brudnej spermy.

Mika walnął się na plecy na łóżko, złapał za poduszkę, przykrył sobie nią twarz i zaczął się zwijać ze śmiechu.

— No i czego tak rżysz? – upominał go Amado, posyłając w moim kierunku wyjątkowo gałgański uśmiech, wyrażający uznanie. – Twoją na pewno też miała na myśli.

Ibaigurenowi było ze skurwysyństwem do twarzy. Wszystkie fragmenty jego pogiętego, rozsypanego obrazka wpadały na przewidziane dla siebie miejsca. Nie potrafiłam powiedzieć, czy Amado mi się podobał, ale na pewno przykuwał moją uwagę. Iskry z żadnych innych oczu nie potrafiły spalić mnie tak bardzo na popiół.

— Mam ją uspokoić? – Tim przestraszył się, że powiedziałam o kilka słów za dużo.

Amado gestem dłoni dał mu do zrozumienia, że wszystko było w porządku. Udało mi się go rozbawić.

— Dopóki mamy różnych partnerów, musimy się zabezpieczać – zwrócił się do mnie. – Być może kiedyś podejmę twoje wyzwanie.

Na moich policzkach zakwitła purpura. Na ustach zabłąkał się zawstydzony uśmiech.

Amado tymczasem oznajmił, że kupuje mnie na prezent dla Miki i zamierza zapłacić za mnie gotówką. Wygrzebał się z łóżka i podszedł do wysokiego stołu, przy którym siedział Tim. Z ciekawością śledziłam ruchy jego dłoni. Chciałam zobaczyć, ile zaoferuje za mnie pieniędzy.

Kieszeń jego szlafroka opuściły i wylądowały na stole mocno przybite dłonią z pełną powagą dziesiątki różnokolorowych banknotów z Monopoly. Ryknęłam głośno śmiechem.

— Twoja siostra jest bezcenna, więc daję za nią cały swój majątek – zażartował Amado, puszczając do mnie oczko. – Wszystkie moje najczystsze pieniądze.

Na chwilę przestałam się go bać. Trzymał w rękawie tego szlafroka lepsze żarty niż celowanie do kogoś z odbezpieczonej broni albo wykradanie portfeli z pozostawionych torebek.

— Czasem gramy w planszówki – szepnął do mnie Tim, przekazując moją smycz w ręce Ibaigurena. – Zawsze ich ogrywam.

Następnie wziął paczkę moich papierosów, telefon, i poszedł do kuchni, zamykając za sobą drzwi od przedpokoju.

Zostaliśmy we trójkę.

Akt X: Mili faceci

Mika podszedł do mnie i spojrzał mi triumfująco w oczy. Przejechał kciukiem po moim policzku, zaznaczając swój teren, zupełnie jakbyśmy mieli żyć długo i szczęśliwie, podczas gdy ja byłam wciąż przypięta smyczą, pozostającą w ręku jego brata, w efekcie transakcji sfinalizowanej pieniędzmi z Monopoly.

— Chciałbym, żebyś podeszła do tego jak do dobrej zabawy. – Mika przeniósł dłoń na moją szyję i stamtąd zachłannie przemierzył fakturę moich pleców i bioder, próbując się upewnić, że nie straciły na gładkości ani miękkości. – Nie musisz się przy nas wstydzić. Damy ci mega orgazm. Zobaczysz, że jesteśmy tak naprawdę miłymi facetami.

Jak na miłych facetów przystało, handlujecie kokainą oraz zabijacie niewygodne osoby. Kręci was seks z użyciem przemocy.

Ironizowałam w myśli, ale nie mogłam zaprzeczyć, że pod powierzchnią wykonaną z bezwzględności i terroru, chowali drugie życie. Było w nim miejsce na przyjaźń, czułość, wygłupy, a przede wszystkim na uroczą obsesję na punkcie piłki nożnej. Otrzymałam trudną do zdobycia przepustkę do ich intymnego świata.

O poziom niżej kryła się jeszcze jedna warstwa: to jądro ciemności. Źródło wszelkich problemów. Gdyby naukowcom udało się rozmrozić człowieka ukrytego przez kilka tysięcy lat w syberyjskiej zmarzlinie, a następnie przywrócić go do życia, byłby on już na zawsze być wyobcowany w społeczeństwie, bo ten chłód pozostał wewnątrz i nie dawał się roztopić żadną naukową metodą. Taki był Amado.

Perły zacisnęły się na przodzie mojej szyi. Powietrze ugrzęzło mi w gardle. Starszy z Ibaigurenów pociągnął za smycz tak, żebym musiała opuścić objęcia Miki i wykonać kilka kroków do tyłu. Zderzyłam się z ciałem zawiniętym w biały szlafrok, a jego właściciel objął mnie ramieniem.

— Kupiłem cię na prezent, więc twoim zadaniem będzie sprawienie mojemu bratu przyjemności – szepnął. – Będę mówił ci po kolei, co powinnaś robić.

Widywałam u Amado bardziej szczery uśmiech, jednak jego gesty były wciąż wyważone. Utkwił wzrok w dalekim punkcie pokoju. Wiedziałam, że coś planował. Z dużym wyprzedzeniem. Umiałam już odczytywać jego mimikę. Zachowywał się tak, jakby nieustannie grał ludźmi w szachy.

Mika w tym czasie ustawił sobie playlistę, która zaczynała się od utworu kolumbijskiej wokalistki Tei Shi. Eteryczny, relaksujący electropop wypełnił pomieszczenie z czerwonej cegły.

— No nie. – Amado rozpoznał melodię po pierwszych taktach. – Ta kobieta będzie krzyczeć, ale ten idiota potrafi jeszcze głośniej – zwrócił się do mnie. – Co ty na to, żeby wyciszyć mu ścieżkę audio?

Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale domyśliłam się, gdy tylko pociągnął mnie za sobą w stronę biurka i schylił się do szuflady.

— Bierzemy to, jak myślisz? – Trzymał w dłoni skórzany knebelek z dużą, czerwoną plastikową kulką.

— Chyba tak – powiedziałam bez przekonania. Nie wiedziałam, czy Mika pragnął czegoś takiego, czy też wyobrażał sobie ten wieczór zupełnie inaczej.

— Robiłaś to już kiedyś?

— Nie.

Moje dotychczasowe doświadczenia były w miarę standardowe. Lubiłam nawet ostrzejszy seks, bo czułam w nim więcej pożądania. Natomiast takie rzeczy jak tu, stanowiły dla mnie nowość, również psychiczną. Miałam wrażenie, że gra w Red Roomie toczyła się na kilku poziomach.

— Nie szkodzi – zbył mnie Amado. – Poćwiczysz sobie na nim. W takim razie weźmiemy jeszcze kajdanki. – Otworzył inną szufladę i moim oczom ukazała się plątanina przyrządów wykonanych z różnych materiałów. – I może taśmę.

Odwrócił się przez ramię, żeby przekrzyczeć Tei Shi oraz towarzyszący jej syntezator:

— Myślałeś, że wymigasz się od kary? – zawołał brata. – Chodź no tutaj.

Mika oderwał się od układania playlisty na laptopie, zbliżył się do nas z szerokim uśmiechem i puścił do mnie oczko. Ukryłam swój zawstydzony uśmiech. W głowie mi się nie mieściła ewentualność, że miałabym związać tego faceta. On jednak podszedł do tej sytuacji normalnie.

Odsunął krzesło od biurka i usiadł na nim, upewniając się, czy jest mu wystarczająco wygodnie.

— Powinnaś go zakneblować dopiero na końcu. – Amado udzielał mi porad. – Gdyby coś mu się stało przy związywaniu, będzie mógł ci o tym powiedzieć. No chyba, że tego nie chcesz. – Spojrzał na mnie poważnie. – Ale to już jest wyższy poziom. Nie radzę ci na początek.

— Nie jestem aż taka niedobra. – Zarumieniłam się.

Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zrobić Mice krzywdę. Poczułam się częścią tego układu, gdzie w moich niewprawnych rękach znalazło się bezpieczeństwo tych mężczyzn, a oni w odpowiedzi troszczyli się o moje. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, mój poziom zaufania do Ibaigurenów powędrował w górę. Być może powinnam wyhamować z obsesyjnym poszukiwaniem pułapek. Powinnam się rozluźnić. Poszukać tej przyjemności, którą ich zdaniem powinnam odkryć.

Amado podał mi kajdanki, które przedefiniowały moje wyobrażenie o BDSM. Nie wyglądały ani na policyjne, ani nie były pokryte futerkiem. Przede wszystkim, cały komplet był wieloczęściowy i dawał się stosować w różnych konfiguracjach. Ja otrzymałam jedynie rękawki z miękkiej, czarnej skóry, wkładane na nadgarstki, oraz krótki, skórzany pasek, zakończony metalowymi kółeczkami, które pozwalały na złączenie ich kłódką z identycznymi zaczepkami na rękawkach.

Przejechałam niepewnie kciukiem po ich fakturze. Mika siedział tuż obok. Czułam orzeźwiający zapach jego perfum, wymieszany ze słodkim aromatem marihuany i mentolowym oddechem po garści połkniętych odświeżających pastylek.

Zanim zrobiłam cokolwiek, oparłam się dłonią na udzie Miki. Spojrzał na mnie z rozemocjonowanym wyczekiwaniem, które sprawiło, że przyjemne ciepło rozlało się po moim podbrzuszu. Świadomość, że kręciła go ta sytuacja, osłabiła mój opór i dodała mi odwagi, żeby wyciągnąć przed siebie dłoń i śmiało pogłaskać jej zewnętrzną częścią po nieogolonym policzku.

— Nie bój się – powiedziałam, gdy moje własne serce dudniło mi w piersi. Dotknęłam jego pełnych, miękkich warg, aż zakręciło mi się w głowie od wypełniającego nas podniecenia. – Będę bardzo delikatna.

Skrępowana osoba była zupełnie bezbronna. Nie miała możliwości komunikacji.

— Będę na ciebie patrzeć – dałam mu znać. – Gdyby działo się coś złego, zamrugaj do mnie trzy razy.

— Dziękuję, księż-... – ugryzł się w język. – Towarzyszko – dokończył.

Parsknęłam śmiechem.

Spięłam jego współpracujące dłonie za oparciem, a łydki przymocowałam do nóg krzesła za pomocą specjalnej taśmy do bondage z czarnego lateksu. Nie kleiła się ona do skóry i nie bolała przy odpinaniu, przez co była o wiele wygodniejsza od taśmy klejącej. Polizałam prowokacyjnie jego wargi, a następnie kazałam mu je otworzyć. Umieściłam mu w ustach plastikową kulkę. Zapięłam pasek z tyłu w taki sposób, żeby knebel nie wypadł, ale też nie tak mocno, żeby ściśnięcie sprawiało mu ból. Amado przeszedł dookoła, żeby sprawdzić, czy prawidłowo wykonałam zadanie, po czym zamruczał twierdząco.

Miałam chyba za miękkie serce, żeby zostać prawdziwą dominą. Wystarczał mi dreszczyk emocji, gdy mogłam złapać Mikę za włosy opadające na jego gorący policzek i ustawiać mu głowę, wyłapując wzrokiem jego podporządkowane spojrzenie.

Mika był facetem tak pewnym siebie, że podobało mi się zabieranie na chwilę kontroli z jego rąk. On nie miał z tym problemu. Nic nie nadwyrężało jego męskości, bo znał swoją wartość. Był królem życia. Robił to, co chciał, a cała reszta mogła jedynie pomarzyć.

Znajdował się poza wszelkimi etykietkami, które próbowało nadawać mężczyznom społeczeństwo. Czasem wychodził z niego don Mikel Ibaiguren Betancur, spełniający zachowaniem wymogi tej wytwornej tytulatury, najczęściej był po prostu naszym słodkim Miką.

— Uklęknij, Toni – polecił Amado. – Wyjmij gumkę. Ma w kieszeni w szlafroku.

Powędrowałam na kolana i wsunęłam dłoń pomiędzy fałdy jedwabiście gładkiego materiału. Pomyślałam, że to czas, żeby rozwiązać również jego karminowy pasek, a następnie rozchylić obie części szlafroka. Po raz pierwszy zobaczyłam ładne, zadbane ciało Miki w całej okazałości. Był bez bielizny, a jego penis nieomal przywierał do brzucha, sygnalizując rozgrzanie do czerwoności.

— Wow. – Zerknęłam do góry na niego. Uśmiechnął się zielonymi oczami, przechylając głowę lekko na bok, żeby opadające na twarz włosy odsłoniły mu pole widzenia.

Reagował teraz na mój każdy dotyk, oddech, ułamek uchwyconego spojrzenia. Nie pozostawałam obojętna. Ułożyłam palce na swojej kobiecości. Była już tak wrażliwa, że zwykłe muśnięcie wysyłało zdecydowany sygnał przyjemności do mózgu.

— Miss Strawberry – narzekał Amado – nie kupiłem cię po to, żebyś się do niego masturbowała, tylko żebyś przy nim pracowała.

Nazywał mnie Panną Truskaweczką, kiedy ironizował albo miał do mnie jakieś pretensje.

— Widzisz przecież, że ten biedny idiota już nie może wytrzymać – mówił.

— Ja też – przyznałam szczerze.

— Musisz nauczyć się to kontrolować – pouczył mnie Amado, delikatnie ściągając smycz, jak psu podczas spaceru. – Tobą zajmiemy się za chwilę.

Byłam strasznie niecierpliwa, jeśli chodziło o przyjemności. Potrafiłam zeżreć naraz cały kalendarz adwentowy.

Zacisnęłam bardzo mocno mięśnie w dolnej części ciała, stale się poruszając i stymulując w ten sposób łechtaczkę, skoro nie wolno mi było jej dotykać ręką.

Nałożyłam prezerwatywę na twardego, dużego penisa. Zbędny kawałek opakowania włożyłam z powrotem do kieszeni szlafroka, żeby nie zostawiać śmiecia na podłodze.

— Nie wsadzaj do buzi. – Amado stał nade mną, trzymał mnie na smyczy i wydawał polecenia, które od razu spełniałam. – Poliż go. Od nasady, po końcówkę. Niech wszystko będzie wilgotne, żeby ci się wygodnie pracowało ręką. Przejdź do główki i pobaw się językiem. Weź do ust tylko główkę, a resztę trzymaj w dłoni. Delikatnie przesuwaj do góry i na dół. Ssij lekko i ruszaj językiem w tym samym czasie.

Wolną dłonią głaskałam Mikę po udzie. Czułam, jak jego mięśnie napinają się z niecierpliwości i podniecenia. Uniosłam wzrok ku górze. Zachłannie obserwował tę scenę. Nie miałam wątpliwości, że życzył sobie więcej i mocniej.

— Musisz nauczyć się to kontrolować – zwróciłam się do niego, trzepocząc kokieteryjnie rzęsami, po czym wróciłam do gry wstępnej.

— Patrz, jaka z niej flirciara. Mówiłem ci – zaśmiał się Amado, pociągając subtelnie za smycz i unosząc tym samym moją szyję do góry.

Dotarło do mnie, że rozmawiali o mnie na osobności. Niby nic wielkiego, wszyscy plotkowali, ale zawstydziłam się, że w ogóle stanowiłam przedmiot rozmowy dla tych wyrafinowanych mężczyzn.

— Pokaż mu teraz, jak głęboko możesz go mieć w buzi – zasugerował Amado. – Najgłębiej, jak dasz radę.

Wstałam z podłogi dla uzyskania kąta, który oferował mi większe możliwości, a Mice maksymalną przyjemność, gdyż według moich obliczeń matematycznych, faceci trzepali sobie właśnie pod tym kątem. Natura przyzwyczaiła ich do bodźca, przez co lepiej reagowali na taką stymulację oralną.

Pochyliłam się, zacisnęłam dłonie na bokach krzesła, co pomagało mi walczyć z odruchem wymiotnym, i zjeżdżałam coraz niżej po jego wyprężonej męskości. Gdy dochodziłam do podstawy, poczułam jak Mika odruchowo porusza biodrami i usłyszałam jego podekscytowane mruczenie. 

Zapamiętałam sobie tę granicę, którą wystarczyło osiągnąć, żeby obudzić w nim instynkt. Pragnęłam jednak dać mu wszystko, na co było mnie stać. Musiałam się skoncentrować. Poleciało trochę łez, gdy poczułam penisa w przełyku, ale wyszło dobrze. Byłam zadowolona.

— Jeszcze raz. Tak samo – rozkazywał Amado.

Łzy na spojówkach zaczęły mi zamazywać obraz i coraz bardziej piekły. Zacisnęłam powieki. Poruszyłam się, by skorygować swoją pozycję dla większej wygody.

— Trzymaj.

Ślina wypływała z moich otwartych ust i ściekała Mice na brzuch i jądra, a potem na krzesło. Zaczynało mi się kręcić w głowie. Oddychałam z coraz większą trudnością. Wycofałam się. Oparłam mocno dłonie na krześle po obu stronach ud Miki i nabrałam głęboko powietrza. Spojrzeliśmy sobie w oczy z żarliwą bezczelnością. Wiedziałam, że wyglądam żałośnie, i że to było dla niego cholernie podniecające.

— Jeszcze raz, Toni. Dasz radę.

Zrobiłam to, ale myślałam, że nie dam rady. Miałam zatkany nos. Zaczynałam się dusić. W dodatku musiałam trzymać krzesło w jednym miejscu, bo Mika zaczął się rzucać. Chciałby zacisnąć dłonie w moich włosach, zanurzyć się w moich ustach na maksymalną głębokość i tak skończyć. Wycofałam się, gdy już naprawdę nie mogłam wytrzymać. Drań był rozpalony. Na jego czole uformowały się kropelki potu. Błagał mnie wzrokiem, żebym wróciła z ustami na dół. W głowie miałam helikopter. Klęknęłam, żeby odpocząć.

— Nie pozwolimy mu dojść tak łatwo, prawda? Niech cierpi. – Amado przyjrzał się mojej zapłakanej twarzy. – Co tu się stało? Wydmuchaj nosek. – Podał mi chusteczkę.

Wytarłam oczy, usta i brodę. Wysmarkałam nos, po czym z wyczerpania upuściłam papierową chusteczkę na ziemię i opadłam pupą na pięty.

— Dobrze. A teraz weź go do ręki i jednocześnie ssij jądra. Liż i ssij na zmianę.

Mika był idealnie wydepilowany i dbał o higienę, co znacznie ułatwiało procedurę, czyniąc ją wręcz bardzo przyjemną. Czułam, jak walczył z oporem więzów, by unieść biodra i pozwolić mi zejść maksymalnie nisko. Amado się zaśmiał, pochylił się i wyszeptał mi na ucho:

— Możesz zejść odrobinę niżej.

Pochyliłam głowę i zaczęłam drażnić fragment skóry pod jądrami. Po drugiej stronie była prostata. Biedny Mika, próbował się przekrzyczeć przez knebel. Szarpał się tak, że porysował nogami krzesła podłogę. Pewnie by się przewrócił, gdybym go nie blokowała.

A więc takie niegrzeczne rzeczy pan lubi?

— Więcej od niej nie dostaniesz. – Amado świetnie się bawił jego dramatem. – Możesz sobie pomarzyć.

Mika chyba faktycznie marzył, bo napięcie zaprowadziło go do kołatania serca. Kiedy na chwilę przerwałam, by ocenić, czy to już stan przedzawałowy, nakazał mi głową powrót do pracy.

— Nie słuchaj go, Toni – przerwał Amado. – Nie kończ.

Obróciłam się w takim razie w stronę starszego Ibaigurena, czekając na kolejne polecenia. Miałam nadzieję, że nie będę już musiała doprowadzać Miki do szaleństwa, bo nie dałabym rady długo utrzymać dziewięćdziesięciokilowego, silnego faceta, który się szarpał.

— Teraz możesz się z nim kochać. Tu, na tym krześle. – Wskazał mi gestem. – Byłoby ci wygodniej w szpilkach, ale chyba nie dotarły.

Posłałam mu ironiczny uśmieszek.

— Jesteś wysportowaną dziewczyną – skomentował. – Poradzisz sobie.

— Będziesz mnie trzymać na...? – Złapałam za kawałek smyczy.

— Ależ oczywiście. I to bardzo króciutko.

Na potwierdzenie swoich słów owinął tasiemkę kilka razy wokół dłoni przysuwając się znacznie bliżej.

— Nie zerwiesz się z tego tak łatwo – powiedział. – Prędzej zrobiłabyś sobie krzywdę. Będę cię trzymać tak, żeby nic ci się nie stało.

Podziękowałam mu, choć jeszcze nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli.

— Hej, skarbie. – Pogłaskałam umordowanego Mikę po policzku. W odpowiedzi coś tam wymruczał z bólu. Prosił zapewne o szybką śmierć.

Przerzuciłam nogę przez jego biodra i ostrożnie umiejscowiłam w sobie olbrzymiego, sztywnego penisa. Jęknęłam, gdy poczułam go w sobie do końca.

Mice od razu wrócił humor. Zobaczył, jak entuzjastycznie moje ciało go zaprosiło do środka. Mrugnął do mnie. Podobało mu się.

Trzymałam jedną stopę na ziemi, a drugą na belce łączącej dwie nogi krzesła. Mogłam przenieść tam ciężar, by unosić się i opadać pod pełną kontrolą. 

Oplotłam ramionami jego szyję, patrząc mu głęboko w oczy i podróżując biodrami w górę i w dół, zapewniając nam obojgu fantastyczne doznania, potęgowane świadomością, jak mocno na siebie reagowaliśmy fizycznie. Nie spodziewałabym się. Naprawdę go podniecałam. 

A on mnie.

— Jesteś cudowny, uwielbiam mieć cię w sobie – wyszeptałam mu do ucha. Mogłam go dotykać, pieścić tak jak chciałam, zachłannie całować po policzkach. Trudno mi było uwierzyć, że miałam tego mężczyznę związanego i zakneblowanego na krześle. W dodatku jemu się to podobało. Nasze twarze znajdowały się tak blisko siebie. 

Mika zareagował szybszym oddechem. Teraz już się nie spieszył, żeby kończyć. Pragnął to przedłużać, delektując się intymnością, która stała się naszym udziałem. Poprawiłam mu długą grzywkę, opadającą na jego twarz. Złożyłam pocałunek na powiece, z której ją zabrałam. Nagle poczułam miękkość szlafroka, przytulającą się do moich pleców.

Amado przycupnął tuż za mną. Odgarnął moje włosy na prawą stronę, objął mnie w talii i zaczął delikatnie przejeżdżać ustami po mojej odsłoniętej szyi i ramieniu. Nie byłam grzeczną dziewczynką. Zaliczałam trójkąty w różnych pozycjach i konfiguracjach, za pieniądze i dla rozrywki. Jednak nic, dosłownie nic, nie miało startu do tej krótkiej chwili, gdy usta Amado zetknęły się z moim nagim ramieniem. 

Moje oczy się rozszerzyły z wrażenia, niczym największe monety. Mika uśmiechnął się na ten widok wszystkimi mięśniami twarzy, na które pozwalał mu ciasny knebel. Całe moje ciało pokryło się gęsią skórką. Nagle to ja stałam się bezbronna i podporządkowana tym dłoniom, które tak dobrze wiedziały, z jakim natężeniem i w których miejscach powinny mnie pieścić.

Na pierwszej randce Amado oswoił mnie delikatnym dotykiem po całej twarzy. Nie przekraczał żadnej granicy, jedynie grzecznie zapukał do drzwi i poczekał, aż same się otworzą. Tym razem równie niespiesznie błądził po moich udach. Zasłonił moją lewą pierś i przyciągnął mnie w ten sposób do siebie. Oparłam się plecami o jego przeciwległe ramię, pozwalając całować swoją skroń, a potem płatki ucha, moją najbardziej delikatną strefę erogenną. Od razu poczułam mocny skurcz w pochwie. Odruchowo krzyknęłam i złapałam Amado za przedramię, które trzymało moją smycz.

— Okej, mam ją – powiedział. Znalazł to specjalne, nieoczywiste miejsce dające rozkosz, które może się znajdować w przeróżnych lokalizacjach.

Drżałam z podniecenia, gdy tylko oddychał mi do ucha ciepłym powietrzem i lizał je po obwodzie, a później wewnątrz. Zacisnęłam powieki tak mocno, że aż widziany przeze mnie w ten sposób świat zrobił się czarny, a błyskały w nim żółte błyskawice. Ścisnęłam uda. Kręciło mi się w głowie. Nie miałam już żadnej kontroli, gdy Mika poruszał w górę i w dół biodrami na tyle skutecznie, by mnie głęboko wypełniać, a Amado trzymał mnie już mocno w objęciach i całował moje lewe ucho. Gdy tylko położył palce na mojej łechtaczce i delikatnie je przycisnął, to był koniec. 

Krzyknęłam tak rozpaczliwie, jakbym chciała się przed tym obronić. Kilkanaście kolejnych sekund spędziłam cichutko. Dryfowałam poza światem. Trzęsłam się, dygotałam, było mi zimno, gdy Mika dochodził tuż po mnie. Amado ukrył twarz w moich włosach. Usłyszałam jedno, bardzo namiętne westchnięcie i wraz z nim poczułam gorącą substancję na plecach, która zaczęła ściekać na prawy pośladek.

Z każdym kolejnym otwarciem powiek coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam w pokoju. Zauważałam czerwień cegieł, firankę, ciepłe, oszczędne światło z nocnych lampek. Znów słyszałam głośną muzykę. Wróciłam na ziemię, i – siedząc pomiędzy tymi dwoma skurczybykami, próbując uspokoić swój oddech – po prostu rozpłakałam się od wypływających ze mnie emocji. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro