Rozdział 8 (Clever)
Piątek minął cudownie. Tak jak założyłam z Oakley'em. Zabrał mnie na randkę. Po meczu poszliśmy do kina oraz restauracji. Potem jak mieliśmy jeszcze czas, przeszliśmy się na spacer. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego wieczoru.
***
Nadszedł dzień imprezy. Jak zawsze w weekend wstałam gdzieś o dziewiątej. Przez te dwa dni, nie zamieniłam ani słowa z Aaronem. Z jednej strony cieszyło mnie to, że nie muszę z nim rozmawiać, a z jednej strony pękało mi serce na drobne szkła, jak ze śmiechem i radością w oczach gada z ekipą Ashley. Nie chciałam być dla niego nie miła. Ale raniło mnie to, że nie miał pojęcia, kim byliśmy kiedyś dla siebie. To nie był Amaron, którego znałam. Był to Aaron, którego nie znałam. Nie potrafiłam inaczej go taktować, niż, tak jak potraktował mnie. Przez jakiś czas leżałam w swoim łóżku, głaszcząc Melię. Byłam osobą, która nie rwała się do imprez i raczej unikała kontaktu z ludźmi. Po chwili wstałam i zaczęłam się powoli ogarniać, przy okazji przyszykowałam ciuchy, które założę na imprezę. Wzięłam z szafy obcisłą czarną sukienkę na długi rękaw oraz dobrałam do tego biżuterie.
***
Impreza zaczynała się za około dwie godziny, czyli za jakieś półtorej godziny przyjedzie po mnie Oakley. Przez co zaczęłam się powoli szykować. Pokierowałam się do łazienki, by następnie pomalować się. Zawsze malowałam się tak samo, nie robiło mi to różnicy, jednak tym razem chciałam wyglądać inaczej niż zwykle. Użyłam wszystkich kosmetyków, jakie miałam. Gdy skończyłam spojrzałam w lustro, by ocenić czy jeszcze czegoś nie dodać. Stwierdziłam, że już nie będę nic dodać. Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju, by tam założyć sukienkę. Po ubrania, przeszłam się w niej kawałek. Myślałam, że prędzej zabije się w niej niż cokolwiek zrobię. Było mi w niej strasznie nie wygodnie, niekomfortowo. Jednak raz na rok nie zaszkodzi wystroić się. Akurat kiedy podeszłam do okna zobaczyłam jak Aaron już wchodzi do swojego samochodu. Pieprzony Aarona, a już zapodziewało się cudownie, aż czar prysł. Spojrzałam na zegarek za około czterdzieści minut zaczynała się impreza. Jeszcze wzięłam z szafy swoją torebkę czarną elegancką torebkę z złotym paskiem, bym mogła założyć na ramie. Ubrałam do tego białe adidasy. Spojrzałam chwilowo w lustro, jeszcze podeszłam do okna na wszelki wypadek by zobaczyć czy nie ma Aarona. Całe szczęście pojechał już. A to oznaczało teren czysty. Zanim wyszłam rozejrzałam się czy czegoś nie zapomniałam. Telefon. Pieniądze. Dokument. Gdy już wyszłam, zobaczyłam czarnego mustanga Oakley'a. Zamknęłam drzwi i podbiegłam do samochodu.
- Cześć! Jestem już - otworzyłam sobie drzwi i usiadałam na siedzeniu.
Spojrzałam na Oakley'a. Wyglądał w cholerę atrakcyjnie. Teraz ja miałam nadzieje, że moje rumieńce są nie widoczne. Jego czarna koszula przylegała mu do ciała. Przez co mogłam, zauważyć jego mięśnie. Miał na sobie, jeszcze czarne spodnie eleganckie. I jakieś pierścionki. Boże Clever, skup się do cholery. Blondyn, spojrzał na mnie i nie mógł oderwać wzroku od moje sukienki.
- Wyglądasz Olśniewająco Clever. Nie mogę przestać patrzeć. - zaśmiałam się i walnęłam jego w łeb torebką. - Ała! Komplementy ci daje, a ty mnie bijesz.
- Masz się skupić na jedzie. Ruszajmy już. Bo będę czekać na nas. - śmieje się.
***
Kiedy dotarliśmy rozejrzałam się po okolicy. Ashley mieszkała w dość bogatej rodzinie. Nic dziwnego, jej rodzice to sami sławni ludzie. Tata słynny aktor, a matka modelka. Szłam dość powoli z domu dobiegała już muzyka, pełno bogactwa. Zastanawiałam się skąd niektórzy mają pieniądze, by przyjechać tutaj lamborghini, mustangami, ferrari, bugatti i innymi samochodami. Mimo to szłam pewnie siebie, co jakiś czas ktoś patrzył na mnie, niektórzy rzucali komentarze typu "Czy to Clever? Cholera wygląda bosko" ," Przyjaźni się z Malve?" , " Ona i Oakley razem?" i dużo podobnych. Oakley, szturchnął mnie i uśmiechnął się. Złapał mnie za rękę, bym czuła się bardziej pewnie. Weszliśmy od stron basenu. Niektórzy już tańczyli, pili. Szukałam wzrokiem Ashley jak i jej ekipy. I właśnie wtedy ich zauważyłam. Szłam pewnie w ich kierunku razem z Oakley'em nagle ktoś powiedziała "Patrzcie! Czy to Clever?". Na co Ashley spojrzała w moim kierunku, i zakrztusiła się winem, który piła. Najpierw podszedł do mnie Devon.
- Wyglądasz jak milion dolarów, Chmureczko - szepnął mi do ucha.
Devon wycofał się i spojrzał na Okaley'a.
- Nie było mnie tylko trzy dni. A ty już z Clever latasz? Aż tak dużo mnie ominęło. - usłyszałam w jego głosie lekki smutek i nie byłabym sobą, gdyby nie byłą tą Clever, która jego zna.
- Oj Devon - na chwile puściłam dłoń Blondyna i przytuliłam Devona i szepnęłam niemu do ucha. - To tylko, by Aaron, poczuł się jak ja. I zobaczyć jego relacja. - odsunęłam się i Devon uśmiechnął się.
Jeszcze witałam się z innymi, każdy mówił mi, że wyglądam jak nie ja. Po czym nadeszła na kolej Ashley. Widziałam, po jej minie, że nie jest zadowolona z mojego przybycia i najchętniej rzuciła by mnie pod jadący pociąg.
- Widzę, że postarałaś się- podeszła bliżej do mnie- Jednak nie zapominaj, kto jest dzisiejszą gwiazdą.
-Dobra, dobra już nie strasz, bo się zesrasz. Daj mi przejść. - To, że nie moja święto to nie znaczy, że nie mam się bawić dobrze - dodałam jej z uśmiechem.
- Cwana jesteś- rozejrzała się, po czym dodała - Ciesz się póki możesz i nikt się nie skapnął. Bo inaczej, już po tobie Blackley. Pilnuj się lepiej- odsunęła się i machnęła za sobą, by inni poszli za sobą, kątem oka zauważyłam Aarona, jako jedna się z nim nie przywitałam, a gdy spojrzał na mnie pokazałam mu środkowego palca, by wiedział, że nadal ma się do mnie nie zbliżać.
- Szmaciarz pieprzony. Idziemy tańczyć czy do baru najpierw? - spojrzałam na blondyna.
- Nie denerwuj się nim już. - uśmiechnął się i przytulił mnie. - Możemy do baru iść najpierw.
Odwzajemniłam uścisk i po chwili pokierowaliśmy się do barku.
Ja wzięłam kilka łyków białego wina. A Oakley whisky.
- Wiesz, że wcześniejszych klasach miałam na tobie crusha? - odezwał się Oakley i zaśmiał się.
- Naprawdę? - śmieje się.- Zawsze wydawałeś się najlepszy z ekipy Ashley.
- Oczywiście. Irvinowi wszystko mówiłem. Stwierdził, że kiedyś za mnie to załatwi. A teraz? Właśnie spędzam z tobą czas. - wziął łyka alkoholu i patrzył na mnie.
- Marzenia się spełniają.- zaśmiałam się.
- Znasz Devona i Aarona? - zapytał nagle blondyn.
- Emm...No tak znam ich. Aarona znam od dziecka. A Devona, poznałam jakoś później.
- To dlaczego teraz nie chodzi za tobą. Dziwny typ. Zapomniał o tobie.
- Niestety. Nie widać po mnie. Ale jak widzę go z Ashley. To, aż mam ochotę jej twarz o chodnik przejechać. Jego to tym bardziej zabić i spalić na prochy i pozbyć się raz na zawsze. Jak już mają ginąc to razem. - patrzyłam na blondyna.
- Rozumiem. Nie dziwię ci się. Też pewnie bym tak miał. To co idziemy tańczyć?
- A kim ja bym była jakbym odmówiła? Oczywiście, że tak.- wstałam ze krzesła i wzięłam za rękę Oakley'a i pobiegliśmy na parkiet. W tle leciały przeróżne piosenki.
- Aaron, patrzy na nas. - przychylił swoją głowę do mojego ucha. A mnie przeszły dreszcze i odwróciłam głowę. Faktycznie. Aaron patrzył na nas. Trzymał w swojej dłoni szklankę. Zaciskał ją tak mocno, że myślałam, że od tego uścisku pęknie.
- Ma za swoje szmaciarz- uśmiechnęłam się dumna i patrzyłam w oczy blondyna.
- Mam jeden plan, póki patrzy na nas. Ale nie wiem czy pasuje ci. Ten układ - spojrzał na mnie blondyn w moje oczy i lekko zjechał wzrokiem na moje usta.
- Wal śmiało. - zaśmiałam się.
- Nadal, patrzy. Co ty na to, bym pocałował ciebie?
Odwróciłam głowę i Aaron. Patrzył na mnie. Lub na nas. Spojrzałam na blondyna, który wypatrywał się w mnie. No bywa szmaciarzu. Raz, dwa, trzy Aaron nie patrzy. I wbiłam się w usta blondyna. Oakley, przysunął mnie bardziej do siebie i całował mnie. Oplotłam swoje palce na jego szyi. Po chwili Oakley, lekko zerknął czy Aaron patrzy na nas. Złożył delikatny pocałunek na moje szyi.
- Mamy przesrane przez Aarona. Jeszcze chwila i podjedzie do nas. - wychrypiał i składał na to na moich ustach to na mojej szyji pocałunki. - Pachniesz przepięknie kwiatami.
- Wiedziałam, że ci się spodobają. - lekko podskoczyłam i wskoczyłam na Oakley'a. Oplotłam jego talie nogami i ręce bardziej wyprostowałam się. I patrzyłam z chytrym uśmiechem na Oakley'a. - Jestem do twojej dyspozycji. Rób co chcesz. - szepnęłam niemu do ucha i musnęłam jego ucho.
- Clever - spojrzał nie pewnie na mnie.
Uniknęłam jego dalszego gadania i muskałam jego usta. Oakley na początku nie pewny był tego, ale po czasie. Nasze pocałunki był równe i namiętne. Po jakimś czasie. Poszliśmy bardziej dalej. Trzymałam się jego, wręcz byłam przytulona do niego. Potem stanęliśmy przy ścianie. I uśmiechałam się do niego.
- Uroczy jesteś. - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta.
- Tak? - musnął moją szyje swoim wargami.
- Przystojny. Atrakcyjny. Słodki. - wymruczałam, korzystając z przyjemności, jak składał na moje szyi pocałunki. Niektóre delikatne, a niektóre bardziej namiętniejsze.
- Powtarzasz się. - urwał i pocałował mnie w usta.
Zeskoczyłam z niego i oparłam się o ścianę i przysunęłam bliżej siebie Oakley'a. I zaczęłam jego całować. Po jakimś czasie poczułam jak, Oakley oddziela się ode mnie i ktoś uderza jego z całej siły w szczękę. Dopiero po chwili zauważyłam, że to Aaron.
- Aaron! Zostaw go! - podeszłam do niego, na co ten dość mocno mnie odepchnął.- Co ty odpieprzasz?
- Ja? A ty co do chuja odpierdalasz?
- Ty mi odpowiedź. - urwałam. - Oakley! - podeszłam do niego i uklęknęłam przy blondynie.- Podaj mi moją torebkę!
- A co ja jestem twój podajnik. Sama sobie weź. - stał nad nami i uśmiechał się arogancko
- Jebany chuj! Podaj kurwa! A nie stoisz i się szczerzysz.- warknęłam w jego stronę.
Aaron, w końcu poruszył się po nią.
- Masz to. - podał mi, a ja wyjęłam z niej mały ręcznik.
- Skąd masz jebany ręcznik w torebce? - spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy przykładałam jego do szczęki Oakley'a.
- By przypierdolić ci nim. - odparłam. - Oakley, słyszy mnie?
- I co po naszym planie. - odkaszlnął krwią.
- Co? Jakim planie? - oparł się o ścianę Aaron, wpatrując się w nas.
- Nie ważne. Oczywiście, że nie nadal może trwać. Dasz radę wstać? - spytałam czule.
- Nie wiem. Pomożesz?
- Aaron pomóż. Masz więcej siły. A nie stoisz. - spojrzałam na niego, na co zaśmiał się kpiąco.
- Prędzej mu rękę wyłamie, niż pomogę wstać.
- Skurywsyn. Jednak jesteś takim za jakiego ciebie mam. - wstałam i podłam rękę Oakley'owi.
Udało mu się stanąć.
- Ekhem. - odchrząknął Aaron. - Pójdziesz sobie, abym mógł pogadać z Clever? Musimy wyjaśnić coś miedzy sobą. - spojrzał na niego.
- Jasne. W razie czego Clever pisz czy dzwoń. - pomachał mi odszedł. Aaron jeszcze spojrzał czy poszedł na tyle daleko, by mógł zacząć mówić.
- Wytłumaczysz mi ten cały cyrk od kilku dni?
Ja oparłam się o ścianę, a Aaron, położył swoje dwie ręce po dwóch stronach mojej głowie i patrzył mi w oczy. Za blisko.
- To? To nic szczególnego. -ile bym dała by się odsunął ode mnie, a nie centralnie nasze twarze stykają się. Modliłam się, by nie odwalić teraz czegoś. I nie stracić rozumu.
- Clever. Nie żartuje. O co ci chodzi?
- No człowieku o nic! To, że wykręca mnie z zazdrości, gdy widzę ta białą szmatę z tobą. To mam ochotę was dwójkę zabić, spalić na prochy i byście razem w piekle ginęli.
Po chwili doszło do mnie co wygadałam. Brawo Clever. Gratuluje. Spojrzałam na Aarona. Na co ten od razu rozluźnił się.
- Znaczy nie. To nie tak. Dobra. Po prostu odsuń się ode mnie. - próbowałam wywinąć się z niezręczniej sytuacji, ale gdy poczułam jak mój głos mięknie, a oczy coraz bardziej robią się szkliste, wiedziałam, że nie ma odwrotu. Super
Aaron, odsunął się od mnie i patrzył na mnie. Nie wiedział, co ma szczerze powiedzieć.
- Nie wiedziałem, że aż tak ci bardzo na mnie zależy. Mogłaś od razu mówić. Byłbym delikatniejszy.
- Aaron. Daruj sobie naprawdę. Wracam do siebie. Powiedz innym.- poszłam kawałek, gdy dodałam do Aarona.- Kim dla ciebie jestem? Mów szczerze. - poczułam jak moje oczy są jak szkło i zaraz pękną, mimo to starczyło mi siły by powiedzieć te słowa.
- Nikim ważnym... - odparł, a ja poczułam jak łzy mi lecą po policzku, tylko pokiwałam i odeszłam, bez słowa.- Clever, poczekaj! - pobiegł za mną.
Ja za to wyszłam bez żadnego pożegnania i szłam przed siebie przecierając łzy. Wystarczył tylko te dwa słowa. A moje serce pękło. Szłam przed siebie, potem pobiegłam. Jednak, zauważyłam, światła, które skierowały się na mnie. Usłyszałam pisk opon, a ja upadłam na asfalt i w mgnieniu oka, świat zalał się czarnością.
- Clever! Kurwa! Słyszysz mnie!- Aaron, krzyknął i podbiegł do mnie i uklęknął. Po chwili wyszedł kierowaca.
- Cholera!- mężczyzna wyszedł z samochodu.
Aaron, zdjął z siebie koszulę i przykrył moją głowę.
- Co pan tak stoi! Niech pan poszuka kocy czy czegoś by ją ocieplić i zatrzymać krwawienie. - oznajmił Aaron, trzymając delikatnie moją głowę
- Mam coś! - podał czarnowłosemu koce i zadzwonił po karetkę.
Aaron przykrył mnie. Po jakiś dziesięciu minutach przyjechała karateka i policja.
- Dzień dobry. Proszę odsunąć. Zabierzmy poszkodowaną.
- Będzie można jutro odwiedzić - spytał Aaron.
- Zobaczymy. Damy znać panu. Jeśli pacjentka będzie potrzebować operacji lub dłuższego leczenia. To raczej nie. Jedynie przesz szybę.
- Rozumiem. - pokiwał głową.
Cała akcja, potrwała jakiś czas. Policja uzgadniała z mężczyzną. Prawdopodobnie jakie są opcje przez taki wypadek. Narazie dostał mandat. A potem zgłoszą się do niego. Czy będzie sprawa w sądzie. Kiedy wszystko się uspokoiło wróciłem na imprezę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro