Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 (Clever)

Byłam już gotowa i tylko powiedziałam Scarlett, że idę do szkoły i później wrócę. Rzuciła do mnie typowy tekst, że mam się trzymać i zaraz po szkole widzi mnie. Przytaknęłam i wyszłam z domu. Swoją drogą zauważyłam już Aarona, szedł w moim kierunku. Dokładnie przed fragment ścieżki do mojego domu, stanął i zaczekał na mnie.

- A ty co? Szczerzysz się tak. - stanęłam trochę bardziej na palcach i pacnęłam go w tył głowy.

- A ty zawsze musisz mnie bić? To już nasze honorowe przywitanie? - spojrzała na mnie rozbawiony.

- Nie wymyślaj sobie za dużo Morton. - szturchnęłam go w ramie i ruszyłam przed siebie.

- Czyli co Blackley. Nieznajomi, którzy w szkole są wrogami, a po za nią ujedzie pogadać?

-Nie będę się powtarzać, nie wyobrażaj sobie za dużo. - odparłam krótko i uśmiechnęłam się ironicznie.

Aaron, uniósł kącik ust i ruszył za mną. Rozmawialiśmy przez całą drogę. Było o dziwo dobrze. Śmialiśmy się. Z jednej strony poczułam się tak, jak kiedyś. Może jest szansa na naszą starą przyjaźń. Powoli zbliżaliśmy się do szkoły, lecz żadno z nas nie miało zamiaru rozdzielać się. Właśnie kiedy wchodziliśmy do szkoły. Zobaczyliśmy tłumy ludzi, którzy stali zebrani w koło.

- Co jest - powiedziałam sparzając zakłopotana na Aarona.

- Nie wiem - ruszył przed siebie, a ja za nim.

I właśnie wtedy zauważyłam Ashley, jak bije się z jakąś dziewczyną. Oczywiście nikt nie ruszył się by oderwać od siebie dziewczyny. Aaron ruszył wprost w tłum, a ja za nim. Przedzieraliśmy się przez gromadę ludzi, aż w końcu dotarliśmy na miejsce bójki.

- Spierdalaj suko do swojego domu. Bo się zapędziłaś za bardzo i pomyliłaś chyba miejsca. To szkoła, a nie schronisko dla nie wychowanych suk.- uśmiechnęła się z satysfakcją w oczach.

- Jedyną suką jaka tutaj jest to ty. - plunęła farmazony prosto w Ashley.

Kiedy właśnie Ashley, chciała wymierzyć cios prosto w brunetkę. Aaron wszedł i złapał ją za ramiona, i pokierował się z nią z dala od zgromadzonych ludzi. Ruszyłam za nim od razu. Nie ukrywam, byłam lekko przestraszona tym. O co poszło, że tamta dziewczyna, aż tak bardzo rozwścieczyła blondynkę. Gdy dotarłam do nich. Razem powędrowaliśmy na stołówkę, aby obgadać zamieszczoną sytuacje. Wchodząc do stołówki rozejrzeliśmy się, gdzie by usiąść. Usiedliśmy, gdzieś w miarę dalej od ludzi.

- Dziwka zasłużyła sobie na to. Można jebać na mnie, ale nie pozwolę, by na kogoś. Tym razem padło na ciebie Clever. - spojrzała na mnie przelotnie, przy tym wyjęła ze swojej torebki chusteczki, by wytrzeć lecąco z niej nosa krew.

Jej ton, był dość obojętny mówiąc to. Jednak, na samą myśl o tym, że Ashley Malve, broniła mnie. Kiedy ja sama, byłam jej pośmiewiskiem. Zrobiło się dziwnie. Niby szczerze dziękuje jej, a z jednej strony nie pasowało mi nic w tym. Samą nagłą zmiana ich wszystkich. Odrobine przeraziła mnie.

- Kim jest? Ta dziewczyna, z którą się biłaś i wyzywałaś? - położyłam dłonie na stole, jednak zaczęłam się stresować tym i zaczęłam nerwowo przedzierać palacami. Spojrzałam z delikatnym uśmiechem, który po chwili zamienił się w nie pewny dla mnie wyraz twarz. Siedziałam obok Aaron, a Ashley na przeciwko nas.

- Moja była - odparła krótko, jakby szczerze, było jej obojętnie co zrobimy z tą informacją. - Zaczęła się przywalać o to, że zaprosiłam ciebie na urodziny. Chociaż, że sama nie przepadamy za sobą, to zaprosiłam ciebie, a jej nie. I no zaczęła gadać sama głupoty o nas. Mam na myśli, że ja i ty Clever. - tym razem jej wzrok powędrował bardziej na mnie. Jej ton mówiąc to wszystko był obojętny, ale jednak jak na Ashley dość miły i wszystko mówiła spokojnie.

- Cholera. A co gadała? - oparłam się jednym policzkiem na moją dłoń.

Najpierw przyjrzała mi się blondynka, jakby pytała mnie, czy na pewno może i chce to słyszeć. Na to powiedziałam, że ma mówić o co poszło i była szczera.

- No to powiedziała, że bawię się każdego uczuciami i zmieniam swoich partnerów, partnerki jak rękawiczki. No to ja jej na to, że taki mam charakter i nie zmieni tego, a jak jej przeszkadza to niech "Spieprza". No nie ukrywajmy tego. Jestem osobą co filtruje z każdym, mam ego wywalone w orbitę, wredna suka ze mnie, to prawda. Natomiast w wielu przypadkach się mylę co do zachowania np. twojego Clever. Powiem ci, że szczerze zaimponowałaś mi tym. Rzadko kto podskakuje do mnie i mówi różnie odzywki. Ale wracając do tego, że Ivy, powiedziała, że teraz nagle zmieniłam ją na ciebie i każdego kogo miałam. Powiedziałam jej, że po pierwsze, może i tak? I nie ma się prawa wpieprzać w moje życie. A po drugie jest moja byłą, wiec tym bardziej niech szmata wypieprza. - skończyła wypowiedź swoja i usiadła uśmiechając się szeroko.

Słuchając tego, poczułam jak przez moje ciało przeszły ciepłe dreszcze. Co jakiś czas zerkałam na dziewczynę, która patrzyła na nas oczekując jakiekolwiek odpowiedzi, ale i też cierpliwie czekałam. Po chwili zastanowienia, postanowiłam cos odpowiedzieć.

- Dziękuje. - narazie poczekałam chwilę, Ashley gwałtownie spojrzała na mnie, przy tym patrzyła z ciekawością, co mam więcej do powiedzenia. - Więc ta dziękuję ci bardzo za ,,obronę,. Jak i przepraszam, za moje wszystkie inne odzywki. Trochę głupio mi teraz.

Ashley, przyjrzała mi się i zaśmiała się.

- Słodka jesteś. - wyrzuciła z siebie i uśmiechnęła się promiennie do mnie. - Złotko ty mnie nie przepraszaj. To ja powinnam. Ja byłam dla ciebie wredną szmatą przez cały czas. Nawet nie próbowałam pogadać z tobą. A przez ostatni okres stwierdziłam, ze możemy dać dla siebie szanse. I zaprzyjaźnić się. Poznać się bardziej. Na pewno się dogadasz z naszą paczką.

- Coś ci nie wierze do końca w to. Ale niech będzie pójdę w to. Dam ci drugą szanse.  - wstałam z ławki i podałam jedna rękę przed siebie. - To jak? Zgoda?

Blondynka spojrzała na moją rękę i zrobiła to samo co ja wstała i podała mi rękę.

- Jeszcze będzie z nas duo największych szuj w tej szkole. Dogadamy się Blackley.

Zaśmiałam się i jeszcze przez większości czasu siedzieliśmy w stołówce i razem gadaliśmy. Przy okazji wzięliśmy sobie coś do jedzenia. Rozmawialiśmy również o naszych studniach gdzie pójdziemy. Ja mam zamiar rozwijać się dalej w medycynie, albo chce zostać weterynarzem albo pielęgniarką i pomagać starszym ludziom. Czas w szkole miną dość szybko, byliśmy na niektórych lekcjach, na które udało nam się pójść. Kiedy tylko mieliśmy wolną chwilę gadałam z Ashley i jej paczką. Było znośnie. Nie do końca rozumiałam, niektórych ich zachować, ale mimo to śmiałam się razem z nimi. Gdy upłynęła ostania lekcja wyszłam z sali i pożegnałam się blondynką i resztą. Po oddaleniu się od innych, założyłam na siebie słuchawki i wyszłam ze szkoły. Jednak moja radość słuchając muzyki szybko minęła. Kiedy, ktoś wręcz wpadł na mnie, uderzając w moje lewe ramię. Zdjęłam słuchawki i westchnęłam wykończona, bo moim oczami ukazał się nie jak kto inny. Pieprzony Aaron.

- Jak nie umiesz chodzić prosto to przyda się ortopeda. Naprawi ci nogi, byś nauczył się chodzi prosto, a nie wpadać na mnie - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Dzięki, zgłoszę się jak ty będziesz lekarzem. Chętnie wtedy przyjdę na badania kości.- uniósł kącik ust, robiąc szeroki uśmiech i nadal lekko kołysając się w moja stronę, przez co często traciłam równowagę na drodze.

- Boże człowieku - wywróciłam oczami. - Czy ty możesz iść prosto? Na trawnik czyjś zaraz polecę przez ciebie idioto. Jesteś nie do wytrzymania. Jak nie chcesz ode mnie niczego to zjeżdżaj stąd.- starałam się iść prosto i patrzeć przed siebie. Poniekąd moja cierpliwość do Mortona kończyła się.

- Czego słuchałaś? - po chwili ciszy zapytał całkiem poważnie.

- A co ciebie tak bardzo ciekawi co ja słucham, może jeszcze spytaj co ja czytam z książki? - wywróciłam oczami i odparłam zirytowana.

- No, bo ciekawi. Przyda mi się na przyszłość. - zerknął na mnie, akurat w tym samym momencie, kiedy ja spojrzałam na niego.

- By stać pod moim domem i z gitara śpiewać piosenki. Dzięki, którym polecę na ciebie? Zapomnij, nie jarają mnie takie rzeczy. - Szczególnie tobie nic nie powiem. Co nie zrobisz zapomnij sobie o związaniu nas razem. - odchrząknęłam obojętnie, aczkolwiek to była jedna z rzeczy, która działa na mnie jak magnes.

Żartuje, gdybyś coś takiego zrobił, od razu bym poszła na to.

- Ranisz mnie, Blackley. - pokazał teatralnie smutek i przetarł nie widzialną łezkę.

- Dupek - pacnęłam jego w głowę i próbowałam nie pokazywać, choć odrobine rozbawienia.

- Z którym potajemnie rozmawiasz. - uśmiechnął się zalotnie.

Szliśmy w ciszy. Rozglądałam się po okolicy, kątem oka zauważyłam, że zaraz będziemy zbliżać się do naszych domów.

- Aaron? - spowolniłam trochę.

- Tak? - zerknął na mnie.

- Czy będziesz się mógł pogodzić z Devonem? - oznajmiłam ciszej.

Spojrzałam nie pewnie. Aaron stanął, na te słowa. Najpierw był odwrócony ode mnie. Po paru minutach odwrócił się w moją stronę i podszedł bliżej mnie.

- Ile jeszcze ukrywasz przed mną? - spojrzał w moje oczy.

Patrzyłam w jego oczy. Bałam się. Wiedział, że prędzej czy później dowie się wszystkiego. Tylko nie teraz. Nie teraz. Szybko zmieniłam temat.

- Pogodzisz się czy nie? - chrząknęłam zniecierpliwiona.

Starałam się na patrzeć na niego. Kierowałam swój wzrok po bokach, jak tylko mogłam. Jednak byliśmy zbyt blisko siebie. Sam jego widok wypalał we mnie wszystko. Dreszcze, przechodziły przez całe moje ciało. A ciepłe uczucie narastało. Brakował do tego rumieńców. Nad którymi starałam się nie myśleć.

- Jak zadzwoni do ciebie dzisiaj, to znaczy, że tak. - chrząknął nadal, patrząc mi w oczy.

Po chwili odsunął się. Bez słowa. Pokierował się do swojego domu. A ja patrzyłam jak odchodzi do mieszkania. Aktualnie byłam na siebie wręcz wściekła. Jeśli większość spraw ma się tak rozwiązywać. To mogę pomarzyć tylko o wyjaśnieniach dla niego. Pomarzyć, że kiedyś ten chłopak, będzie stanowił dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu. Chwilę stałam na chodniku przed swoim domem. Gdy otrząsnęłam się, pokierowałam się do swojego domu.

- Clever to ty? - spytała głośniej Scarlett.

- Ta. - odpowiedziałam i odłożyłam pokój przy schodach, które kierowały do mojego pokoju i innych pomieszczeń.

- Coś się stało? - odwróciła Scarlett głowę i spojrzała na mnie.

Siedziała na kanapie i oglądała telewizje. A ja podeszłam do niej i usiadałam obok blondynki. Wtulając się w nią. Scarlett, przytuliła mnie dwiema rękami i położyła swoją głowę na mojej i jedną ręką głaskała mnie po plecach.

- Dlaczego, aż tak ciężko musi być. Staram się pogodzić z Amaronem. Ale nie mogę. Jest nam dalej do nieznajomych, niż do przyjaciół, którymi kiedyś byliśmy. - wyrzuciłam z siebie.

Czułam jak powoli jak mój głos się łamię i tylko powstrzymywałam łzy. Nie chciałam ich wypuścić. Scarlett, wiedziała by wtedy, że zabolało mnie to. A wtedy była by powtórka z rozrywki.

- Scarlett - powiedziałam ciszej. - Boje się... I to cholernie...Wczoraj gadałam z Devonem - przerwałam przez chwilę, by nie mówiąc łamiącym się głosem. - Powiedział mi, że mam uważać na siebie...

- Już spokojnie Cler. Nic ci nie będzie. Okej? Będzie dobrze. Nie pozwolę, by ktoś skrzywdził ciebie. Nie pozwolę na to...- ostanie zdanie dodała ciszej, nadal przytulała mnie.

- Scarlett...a jak nie? Nie będzie dobrze...Devon mówił to takim tonem, że nie żartował tylko mówił poważnie. Tak jakby ostrzegał mnie przed przyszłością...- i właśnie wtedy poczułam jak pojedyncze łzy lecą po moich policzkach. Przez to swoją głowę schowałam bardziej w pierś Scarlett. Nie chciałam pokazywać swoje słabości.

Scarlett, w ciszy przytulała mnie. Czułam się bezpiecznie w jej ramionach. Po mimo tego, że Scarlett, nie była idealną siostrą. Teraz zmieniło się to. Była taką siostrą jaką chciałam. Zrozumiałam ją. Co właśnie dało mi wolność, by zaufać od nowa.

- Pójdziemy do kawiarni we dwie? - uspokajała mnie.

- J-jasne... - wyłoniłam się bardziej z jej ciała i wytarłam dłoniami lecące ze mnie łzy.

Uśmiechnęłam się do niej. Jednak czułam jak moje oczy nadal są zaszklone.

- Pójdziemy do Sausalito Bakery & Cafe? - spytałam. - Ale będziemy musiały autobusem podjechać. Trochę jest kawałek.

Scarlett zgodziła się. Zaczęłyśmy się trochę ogarniać. Wpadłyśmy na pomysł, że obie ubierzemy się tak samo i pomalujemy. Ubrałyśmy czarne bluzy oraz beżowe spodnie cargo. Jedynie co nas różniło to kolor włosów. Ja miałam czarne, a Scarlett blond. Oczy miałyśmy takie same niebieskie. Jeszcze trochę twarz. Bardziej wyglądała jak dziewczyna z Pinteresta. Ja z to trochę mnie niż ona. Ale nie przeszkadzało nam to. Po ogarnięciu wszystkiego wyszłyśmy z domu i poszłyśmy na autobus.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro