Rozdział 4 (Clever)
Kiedy podjechaliśmy i zaparkowaliśmy, obaj wyszliśmy z samochodu. Devon jeszcze wtulił mnie z całych sił i dał mi kilka słów pocieszających. Następnie mu pomachałam i oddaliłam się w stronę budynku, a on wsiadł do samochodu i odjechał.
– No to, co Clever, czas spotkać się z tym piekłem. – powiedziałam w myślach i przekroczyłam próg wejścia do szkoły.
Na samym początku, widziałam, że szkoła tętni życiem i każdy z kimś dogaduje się. Lekcje zaczynałam od biologii, zatem pokierowałam się w stronę sali. Wchodząc do sali słyszałam szepty między ludźmi, jednak olewałam to. Usiadłam na wolnym miejscu i rozglądałam się po sali. Zauważyłam Ashley i jej przyjaciół. Siedziałam sama i miałam taką nadzieję, że tak zostanie. Jednak moja radość szybko minęła, gdy do sali po 15 minutach spóźniony wszedł Aaron.
– Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie Panie Jones – stanął blisko zamkniętych drzwi i patrzył na nauczyciela.
– Dobrze – westchnął – Masz szczęście Panie Morton, że jest Pan nowy. Pewnie Pan nie mógł sali znaleźć. Zostanie Pan po lekcji, to wezwę kogoś, aby oprowadził ciebie po szkole. A teraz usiądź – rozgląda się po sali. – Koło Pani Blackley.
Na te trzy słowa przeniosłam nagle wzrok na nauczyciela, po czym na Mortona, który uśmiechnął się do mnie w ten swój idiotyczny sposób. Na co ja wywróciłam oczami i oparłam dłonią o policzek i udawałam, że robię coś w zeszycie.
– Dobrze, dziękuje – odpowiedział Morton i pokierował się w moim kierunku, ja, mimo to ignorowałam to i rysowałam jakieś szlaczki w zeszycie.
– Cześć, Blackley – usiadł koło mnie i lekko szturchnął mnie.
– Zamknij się. Spróbuj się tylko odezwać do mnie, a przywalę ci kolejny raz – spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się szeroko i puściłam mu oczko. po czym znowu oparłam dłonią policzek.
Jeszcze usłyszałam coś od niego, ale zignorowałam to. Lekcja minęła dość szybko. Kiedy zadzwonił dzwonek, każdy już wychodził z sali. Ja wychodziłam jako ostatnia, gdyż jeszcze pakowałam się. Zakładałam słuchawki i jak normalna osoba, nie miałam zamiaru się przepychać. Zostałam ja sama i Morton, gdy już miałam wychodzić usłyszałam jak nauczyciel, mówi moje imie.
– Clever, poczekaj chwilę – zaczął – Będziesz mogła oprowadzić Aarona po szkole?- spojrzałam i stanęłam jak wryta w podłogę i spojrzałam na nauczyciela, to na Mortona, który uśmiechał się cwaniarko.
– Tak, jasne. Chętnie oprowadzę nowego ucznia – spojrzałam morderczym wzrokiem i dodałam – Ja zajmę się nim. Niech Pan się nie martwi. Pokaże każdy zakamarek tej szkoły. Tylko nie zdążę w jedną lekcję – uśmiechnęłam się życzliwie.
– Tak jasne, zwolnię was. Na spokojnie oprowadź Aarona. Koniecznie daj znać Morton, jak ci się podoba szkoła – powiedział radośnie, na co obaj pokiwaliśmy głowami.
Od razu podeszłam do Aarona. Wzięłam go za łokieć i mocno szarpnęłam. Na co ten poszedł za mną i wyszliśmy z sali. Całe szczęści nie było, aż tak dużo ludzi. Rozglądałam się, za jakimś kątem, by tam skręcić i pogadać z czarnowłosym.
– Co ty do cholery odwalasz Clever! – spojrzał na mnie, a ja nadal szłam wręcz wściekła, po chwile skręciłam w miejsce, gdzie nikogo nie było. Dość mocno popchnęłam Aarona na ścianę. Pomimo jego masy, był ode mnie o wiele silniejszy, z łatwością mógłby połamać mi kości. Jednak dość mocno przywalił plecami w ścianę.
– Kurwa! Blackley! Jesteś pieprznięta mocno. Co ty do cholery sobie myślisz! – spojrzał na mnie rozwścieczony. Mimo to hamował się, by nie rzucić się na mnie.
– Zamknij się do cholery – warknęłam i podeszłam do niego bliżej, wręcz nasze twarze się zetknęły, fakt był wyższy od mnie o wiele, ale nie przeszkadzało mi to i powiedziałam kpiąco – W co ty grasz Aaron? Czego ode mnie chcesz? Przeprowadziłeś się obok mnie. Wczoraj podszedłeś do mnie. O co ci chodzi!?
– Jesteś naprawdę pieprznięta Clever. Nie to ja powinien spytać o co ci chodzi. Zachowujesz się jakaś pieprzona gwiazdeczka. Co tylko udaje, jaka jest twarda – przybliżył do mnie bardziej głowę i przekierował ja blisko mojego ucha. Na co ja wzdrygnęłam się i poczułam jak dreszcze przechodzą przez moje ciało – A wystarczy, jedno słowa nie tak, a nasza gwiazdeczka przestanie świecić. – wyprostował się i uśmiechnął się bezczelnie.
– Nic o mnie nie wiesz. Skąd wiesz, że taka nie jestem już? – próbowałam grać twardą, lecz cholernie dobrze, wiedziałam, że miał rację.
Spojrzał na mnie. Położył swoje dłonie na moich plecach i przysunął bliżej siebie. Starałam się wydostać. Jednak jego uścisk był zbyt mocny. Im bardziej wierciłam się. Tym bardziej przyciskał swoje ręce na moich plecach. I uniósł kącik ust. Uśmiechnął się w ten swój arogancki sposób. Przybliż kolejny raz głowę bliżej mojego ucha, a mnie znowu przeszedł dreszcz przez jego ciepły oddech..
– Bo widzę to w twoich oczach. Pięknych błękitnych niczym ocean, które tylko robią pozory twardej. Tak naprawdę jesteś jak z szklanka. Jedno mocne uderzenie i rozbijasz się. – chwilę przerwał i dodał – O mnie też nic nie wiesz Blackley. Radziłbym ci dobrze i uważać na mnie.
Nic nie wiesz. Przeszło mi to przez myśl i nic nie odpowiedziałam. Tylko, kiedy już wyprostował się powiedziałam
– Puść mnie już – powiedziała ciszej i dodałam – Miałam ciebie oprowadzić, a nie stać przylepiona do ciebie. Obiecuj mi tylko jedno. Gdy ciebie odprowadzę, już się nigdy nie odezwiesz do mnie. Jedynie wtedy, kiedy będziesz zmuszony siedzieć ze mną na lekcjach. To jest jeden wyjątek.
– Obiecuje, a teraz prowadź – puścił ze mnie ręce swoje, a ja zaczęłam iść.
Opowiadałam po kolei. Aaron, słuchał, jak gdyby nic. Zachowaliśmy się tak, jak nasza sprzeczka z jakiś czas temu nie miała miejsca.
– Wielką tę szkołę macie. Jest to stołówka? – szedł blisko mnie i zerknął na mnie.
– Właśnie tam idziemy, może być dość dużo ludzi, bo akurat będzie przerwa dłuższa na obiad i takie tam – rzuciłam okiem na niego.
Kiedy dotarliśmy, niektórzy już byli na miejscu. W tym zauważyłam grupkę Ashley. Na samo patrzenie na nią odechciewało mi się życia. Ashley był to taki typ, który każdego chłopaka obwija wokół palca i zmienia jak rękawiczki. Znając życie zdążyła już poznać Aarona. Nic dziwnego był przystojny, jego sylwetka była wysportowana, miał tatuaże i dużo innych cech, co taką Ashley od razu przykuwa. I jak trafiłam idealnie podeszła do nas Ashley z Crystal, Kelly i Naomi. Ja stanęłam obok Aarona i przyglądałam się im.
– Hejj, Aaron! – od razu zaczęła, stałam, próbując nie cofnąć jedzenia ze śniadania, przewróciłam oczami.
– O cześć Ashley – odparł Aaron.
– Widzę, że zwiedzasz z Clever szkołę – spojrzała na mnie niechętnie, a ja jej to chętnie odwzajemniłam, po czym dodała:
– Chcesz dosiąść się do nas? Zrobić sobie chwilę przerwę. Przy okazji poznasz innych na pewno się polubicie. – uśmiechnęła się, po czym zerknęła na mnie i nie chętnie dodała w moją stronę. – Ty też możesz Cler. Nie zostawimy ciebie tak samej – zaśmiała się.
– Och, jasne. Przyda nam się przerwa – spojrzał na mnie, a ja wręcz patrzyłam na niego palącym wzrokiem. – Co nie? Clever
– Tak, z przyjemnością – uśmiechnęłam się sztucznie.
– No to pięknie – klasnęła w ręce i zamachała rękę na znak, że mamy iść za nią.
Szłam i przyglądałam się jej grupce. Był tam jeszcze Oakley, którego lubiłam najbardziej z nich wszystkich. Byli tam jeszcze Darren, Irvin i Cassandra . Ja usiadłam koło Oakley'a, gdyż ten pomachał mi, bym usiadła koło niego. Za to Aaron obok Ashley.
– Więc tak jest sprawa. Organizuje imprezę. I chciałam was zaprosić. Oczywiście jeszcze dużo innych chce zaprosić, ale informuje was już.
– Dla mnie mega. Mnie pasuje – odezwał się Irvin
– Dla mnie też. Rozkręcimy tę imprezę – zaśmiał się Oakley, szturchając obok siebie Irvina, na co obaj przybili sobie piątki.
.Ja tylko patrzyłam na nich. Kątem oka słyszałam jak każdy się ekscytuje imprezą, która ma być. Dla mnie i tak to nie było ważne. Nigdy nie byłam na żadnej imprezie. Siedziałam oparta policzkiem na dłoń i patrzyłam na nich. Po chwili Ashley wyrwała mnie z myśli
– A ty Clever i Aaron? Przyjdziecie na moją imprezę? – spojrzała na naszą dwójkę.
– Ja chętnie – odezwał się Aaron.
– Nie wiem, imprezę nie są dla mnie – wzruszyłam ramionami, nic nie robiąc sobie z tego.
– No tak, pewnie nasza rozpieszczona gwiazdeczka ma dużo innych rzeczy. Co takiego ciekawego robisz w domu, że nie masz czasu? – odparł kpiąco Aaron. Na co inni zaśmiali się.
Chociaż poczułam się żałośnie to wstałam i rozejrzałam się po stole. Moimi oczami ukazał się stojący obok mnie sok. Wzięłam obok mnie napój i nagłym ruchem oblałam jego twarz.
– Ja przynajmniej nie będę dawać dupy – przełożyłam nogę przez ławkę i dodałam. – Radziłabym ci iść do domu. Nie dopierzesz tego tak szybko. – po powiedzeniu tego odeszłam pewna siebie.
Wychodząc wyjęłam ze swojego plecaka telefon. I sprawdziłam, jaka jest godzina 14:30. Miałam mieć jeszcze jedną lekcję, ale ode chciało mi się i pokierowałam się do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro