Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 (Clever)

2 tygodnie później

Leżałam na łóżku szpitalnym i patrzyłam na pielęgniarkę, która przez cały czas kręciła się koło mnie.

- Dzisiaj do domu wracasz - odparła pielęgniarka.

- Ktoś, musi mnie odebrać? - spojrzałam na nią.

- Tak, wiesz. Byśmy puścili ciebie i samą, ale jesteś jeszcze niepełnoletnia. To wolimy, by ktoś odebrał ciebie.

- Ktoś przyszedł po mnie?

- Tak. Jest twoja starsza siostra Scarlett Flory.

- Scarlett Flory...Od kiedy ona tutaj jest?

- Od kiedy zostałaś w szpitalu, czyli  od dwóch tygodni. Musieliśmy skontaktować się z kimś z rodziny. Z tego co wiemy, jest to twoja straszą siostra, ale niestety nie jesteś jeszcze pełnoletnia, więc musieliśmy się skontaktować z kimkolwiek, kto jest twoim opiekunem. Takie są zasady. Jeśli chcesz mogę powiadomić ją, by przyszła do ciebie.

Słysząc to poczułam jak nagle napływają do moich oczów łzy. Scarlett. Wróciła do mnie. Wróciła druga osoba, która zniszczyła moje życie. Po dziesięciu latach wraca, jakby nie zbudowała mi piekła.

- Nie, niech nie przychodzi. Nie chcę z nią mieć nic doczynienia. - odparłam łamiącym się głosem, czułam się tak, jakby najgorszy koszmar powrócił do mnie. Znowu czułam się jak dwunastoletnia dziewczynka, która nie miała domu. Tylko istne tortury.

- Dobrze, w razie czego proszę kliknąć ten czerwony guzik. Wtedy przejdziemy do ciebie.

Nic nie odpowiedziałam, kiedy pielęgniarka wszyła i zostałam sama. Zamknęłam oczy powstrzymując łzy. Widziałam przed sobą tylko, krew, dziewczynkę, która z łzami prosiła o pomoc. Dziewczynkę, która nie raz myślała o zniknięciu z tego świata. Nie raz trzymała przy sobie srebrne ostrze, które wystarczyło jedynym głębszym cięciem i już by było po wszystkim. Wystarczyło tak mało. A pomruk szarego świata zamieniłby się w piękny raj, w którym żyło by się małej dziewczynce o wiele lepiej. Bez cierpienia. Tak jak chciała. A teraz? Piekło wróciło.

                                                                     ***

Przez resztę dnia lekarze sprawdzali czy wszystko jest w porządku z moją głową i innymi uszkodzeniami. Wszystko wyszło, że jest bardzo dobrze. Gdy już wszystko zostało załatwione. Razem z Scarlett wyszliśmy z szpitala.

- Dobrze widzieć ciebie Cler. Tęskniłam za tobą. Zawiozę ciebie do domu. Przez dwa tygodnie cały czas siedziałam u ciebie. Ten chłopak jak mu...O Aaron, pokazał mi, twój dom. Bardzo ładnie masz urządzone.

Nic jej nie odpowiedziałam. Wsiadłam do jej samochodu. Brakowało mi słów, by cokolwiek powiedzieć. Aaron, pokazał jej dom. Jakby kompletnie nie wiedział kim Scarlett była dla mnie. Miałam ochotę tylko pochłonąć się w swoich łzach. Scarlett prze cały czas mówiła do mnie, a ja nawet nie miałam zamiaru jej odpowiadać. Kiedy już dotarliśmy, wyszłam od razu z auta trzasnęłam drzwiami od samochód i ruszyłam przed siebie. Szarpnęłam za klamkę okazało się, że jest zamknięta.

- Żartujesz sobie ze mnie?- prychnęłam. - Dawaj te klucze od mojego domu zanim zgłoszę ciebie na psy, że wkradłaś się do mojego mieszkania bez moje zgody. - warknęłam w jej stronę.

- Kurde Clever! Ogarnij się do cholery. Piepsze już daje ci te klucze.

Kiedy daje mi w moja stronę klucze zabieram od niej od razu. Otwieram drzwi i wchodzę w głąb domu przy okazji rzucam klucze na blat kuchni. Scarlett wchodzi w głąb domu i siada na kanapę jeszcze coś powiedziała do mnie, ale nie odpowiedziałam jej nic.

- Clever! O co ci chodzi!- wstała z kanapy i zaczęła wręcz krzyczeć na mnie.

- O co mi chodzi? Mi? Błagam Scarlett - odpowiedziałam jej na tyle ile mogłam, choć czułam jak zaraz mój głos się załamie i wtedy zacznie się najgorsze dla mnie. - Czego ode mnie chcesz? Jak nic konkretnego to wynoś się z mojego domu. - podeszłam do niej bliżej, nadal dzieliły nas metry od siebie, ale chciałam jej uświadomić co mówi właśnie do mnie.

- Hannah. Trafiła do więzienie i ma zakaz zbliżania się do rodziny. Osoba, która zniszczyła ci życie. Trafiła do więzienia - powtórzyła. - Jesteśmy wolne Cler - uśmiechnęła się do mnie.

Przez chwilę nie dotarło do mnie co usłyszałam. Ale gdy tylko zrozumiałam o kim jest mowa. Poczułam jak zaczynam płakać. Nie ma pojęcia czemu. Ale zrozumiałam jedno. Osoba, która zrobiła mi piekło. W końcu zapłaciła za to. Jestem wolna.

- Clever... - podeszła do mnie Scarlett i przytuliła do siebie.

- Z-za..c-co...?- starłam się mówić wyraźnie ale przez łzy, które spływały mi, ledwo dałam cokolwiek powiedzieć.

- Za znęcanie się i nieodpowiednie zachowanie do dziecka. Zgłosiłam to. W końcu przełamałam się i zrobiłam to. Mam siedmioletniego synka. Zauważyłam u niego i to nie raz, że wracając od Hannah miał siniaki i jakieś drobne zadrapania. Wiedziałam, ze coś jest nie tak. I pewnego razu przyłapałam Hannah jak popycha, krzyczy i bije Evana. Wtedy zadzwoniłam na policje. Przyjechali i zabrali ją na posterunek. Na początku kłamała. Ale gdy tylko opowiedziałam im o Evanie. Pytali czy kogoś jeszcze. I wtedy przypomniało mi się. O tobie. Wspomniałam im i o tobie Clever. Opisywałam wszystko co zrobią ci Hannah. Zajęło mi to sporo czasu. I wtedy właśnie stwierdzili, że dadzą wyrok Hannah na dożywocie. Zrobiłam to dla Evana i ciebie.

Nagle odsunęłam się od Scarlett, przez co nasz dystans do siebie się wydłużył.

- Nie rozumiem, Scarllet. Czemu wcześniej nie zgłosiłaś tego? Patrzyłaś jak ja cierpie. A ty nawet nie reagowałaś! - czułam jak wybucha we mnie najgorsze. Połączenie złości z płaczem.

- Cler...Ja nie mogłam rozumiesz? Hannah mówiła mi, że jak tylko spróbuje ci pomóc od razu dostane za to. Nie chciałam, by coś mi zrobiła. Myślisz, ze ja nie cierpiałam przez to? Słysząc, twoje krzyki i płacze "Nie rób tak to boli!", "To boli". Ryczałam przez to w nocy. Czułam się tak źle przez to, że nie spałam po nocach, a widząc ciebie. Jaka byłaś zmarnowana, ryczeć mi się chciało. Dlatego nie widywałam ciebie i unikałam widoku ciebie. Myślisz, że patrząc na twoje rany, blizn. Jaka jesteś wychudzona chciałam się odzywać do ciebie. Nie mogłam rozumiesz! Czułam jak wszystko rozrywa się we mnie. Miałaś pieprzone osiem lat, kiedy to się wszystko zaczęło. Na prawdę przepraszam ciebie. Tak bardzo przepraszam. Możesz mi nie wybaczyć. Ale zrozum. Kochałam ciebie jak na siostrę przystało. Przepraszam...

Stałam jak wryta wpatrując się w nią. Nie mogłam nic powiedzieć przez gardło. Po prostu stałam bez słów.

- Chciałabym ci wybaczyć...ale nie umiem...nie potrafię - spojrzałam na nią, widziałam, że ona sama miała łzy w oczach i łzy po jej leciały.

- Tak...jasne. Rozumiem. Jest okej. Masz prawo tak mówić. Nie pomogłam tobie. To teraz mam za to. - patrzyła na mnie i wycierała dłonią łzy z siebie. - Chciałam się spytać ciebie jeszcze. Jakim cudem. Masz taki dom. Mieszkasz tutaj sama.

- A no tak...- przerwałam i zaczełam przebierać palcami. - Odziedziczyłam go. Starsza pani, która zmarła na raka trzustki. Podarowała mi ten dom. W niedziele, chodzę na wolontariat do domu opieki starszych ludzi i do schroniska dla bezdomnych zwierząt. Traktowałam ją jak babcie. Powiedziała mi kilka dni przed śmiercią. "Kiedy już umrę, oddziedzisz po mnie dom. Byś mogła szczęśliwe bez ucieczki mieszkać. Zaopiekuj się Melią. Dziękuję ci za pomoc przy mnie. Jesteś cudowną wnuczką. Zasługujesz na szczęście i życie w spokoju." Właśnie przez cały czas mieszkałam tutaj. Powiedziała mi, że mogę zamieszkać u niej, bo i tak nikt nie ma przejąć jej domu, a ktoś musi zająć się kotem. Zgodziłam się. Elizabeth, była dla mnie moją największego podporą życia jak i największego smutku. - mówiąc to, czułam, po prostu jak łzy mi lecą. - Zmarła z około 4 miesięcy temu. Tak bardzo tęsknie za nią. Potrzebuje jej...- i wtedy upadłam na podłogę chowając twarz w dłoniach i rozryczałam się na dobre. Łzy pochłonęły mnie. A ja przez łzy, którymi dusiłam się ledwo brałam oddech.

Scarlett, podeszła do mnie i przytulia mnie. Nic nie mówiłam po prostu klęknęła koło mnie i przytulała. Głasząc mnie po plecach, bym się uspokoiła trochę. Sama słyszałam jak Scarlett, sama przez to się rozkleiła. Jednak nie tak samo jak ja co próbowała nabierać oddechu.

                            ***

Obudziłam się w swoim łóżko. Usiadłam na nim i chwilę potrzebowałam dla siebie by ogarnąć co się dzieje. Słyszałam czyjąś rozmowę. Z ciekawości wstałam i zeszłam na dół. W połowie drogi spojrzałam. Był jak kto nie inny, Aaron. Już miałam się zawracać jak usłyszałam głos Scarlett, która mi mówi, bym zeszła na dół. Przez chwilę stałam, ale w końcu stwierdziłam, że zejdę na dół.

- Och, jak miło. Aaronek odwiedził mnie. - sarknęłam w jego stronę, gdy już byłam bliżej ich.

- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. Twoja siostra mi powiedziała mi, że mogło być lepiej. Jednak jak widzę czujesz się wyśmienicie - sarknął.

- No i masz rację. Już możesz sobie iść.- uśmiechnęłam się złośliwie, przy tym założyłam ręce na piersi i wychyliłam jedną nogę bardziej i patrzyłam na niego zaciekawienie co ma mi do powiedzenia.

- Nie było  ciebie dwa tygodnie. Ale jak widzę, to wszystko dobrze z tobą

- Martwiłeś się o mnie? To po pierwsze. A po drugie, że aż tle czasu minęło, czyli teraz mamy początek koniec lutego.

- No trochę tak, zawaliłem sytuacje na imprezie. Lekarze powiedzieli mi, że dzięki mnie żyjesz. Potrzebowałaś krwi. Więc ja oddałem trochę swojej. Potrzebna była na operację. Musieli ci zawinąć głowę, dużo krwi straciłaś. Całe szczęście wszystko poszło dobrze.- powiedział obojętnie i wzruszył ramionami.

A ja? Poczułam jak zaraz moje serce miało zostać wyrwane. Nie z zranienia. Tylko z tego, że Aaron, uratował mi życie. Mogłam umrzeć. A on mimo tego, że nie mnie zna, że dobrze i mógł mnie olać. Pomógł mi. Nie ukrywałam tego, uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam ciszej dziękuje.

- Nie ma sprawy. Idziemy razem jutro do szkoły? I pogodzimy się? Dość dużo przemyślałem sobie przez ten czas. I też kiedyś chciałbym pogadać z tobą tak szczerze. Ale to wtedy, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. - lekko uśmiechnął się.

- Emm...tak jasne. Chętnie pójdę jutro z tobą do szkoły. I tak, moglibyśmy, kiedyś pogadać szczerze razem. Zgadzam się na wszystko. Jeszcze raz dziękuje. - uśmiechnęłam się, nie ukrywałam, że szczerze cieszyłam się słysząc od niego te słowa. Chociaż zastanawiało mnie tak jego nagła zmiana humoru.

- No to do jutra.- machnął ręką i z zmieszaną minę wszedł.

Scarlett zamknęła drzwi i spojrzała na mnie.

- To jest on? Ten dzieciak z którym latałaś wszędzie?- odwróciła się do mnie i spojrzała tym razem o wiele poważniej, tak jakby czuła, że coś nie tak jest.

- Nie wiem o czym mówisz.- starałam się nie patrzeć na nią i co chwilę odwracałam wzrok i głowę i zaczęłam się lekko stresować co zdradzały moje przesuwanie nogami i dłonie, które lekko pocierałam o swoje ramiona. Moja mina sama dawała o sobie znać, że wiem o czym mówi.

- Clever - westchnęła i podeszła bliżej mnie i jedną ręką położyła na mój bark. - Co się stało z wami? Kiedyś byliście nie rozłączni. Sama wiem o tym, wychodziłaś z nim na plaże na zachód słońca.

- Scarlett, nie chcę gadać o tym na razie, okej? Może kiedy indziej. - spojrzałam na nią, nie ukrywając bólu.

- Tak, jasne. - odsunęła się ode mnie, a ja odwróciłam się i gdy miałam już iść blondynka dodała:

- Cler. Pamiętaj, że mi możesz wszystko powiedzieć. Jak będziesz gotowa pogadać o tym to mów. Okej?

Pokiwałam głową na to i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na swoim łóżku i wzięłam telefon do ręki i kliknęłam w ikonkę kontakt, aby wyszukać Devona. Po czym zadzwonić do niego i spytać się o Aarona. Nie to, że mi zależało na nim. Ale chciałam się dowiedzieć co mu się stało, że nagle zmienił się jego humor. Widziałam w jego oczach i zachowaniu, że coś go trapi. Po mimo, że po takim czasie już mało mnie obchodził. To nadal cząstka mnie czuła, jak moje serce rozdrabnia się na małe płatki kwiatów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro