Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII.6.

Weekend nam się udał. Rodzice Huberta przyjechali w niedzielę już przed południem. Teściowa chciała chyba ugotować rosół u mnie, ale ją zaskoczyłam, bo ugotowałam pomidorową już wcześniej. Nie miała wyboru. Na drugie danie, żeby nie szokować ich zupełnie, zrobiłam roladki schabowe. Hubert obierał ziemniaki, czym zasłużyliśmy sobie na oburzone spojrzenie jego mamy, ale, do cholery, mój mąż nie był maminsynkiem, tylko żołnierzem, który umiał sobie radzić ze wszystkim i trzymał w szachu bandę napakowanych gości. Obieranie ziemniaków nie było powyżej jego możliwości.

Ojciec Huberta, Czesław, dla dzieci dziadek Czesio, tylko śmiał się od czasu do czasu ze swojej żony albo wygłupiał z Kajetanem na ogrodzie. Bardzo głośno i wyraźnie chwalił moją zupę pomidorową i roladki schabowe. Musiał mieć niesamowity ubaw z miny Henryki. W takich chwilach zastanawiałam się, jakim cudem ta dwójka przeżyła razem czterdzieści lat...

Jak moje małżeństwo przetrwało najazd teściów oraz nasze zdrady i trójkącik z lesbijką, która się we mnie zakochała, to myślałam już, że nic nie będzie nam straszne. I jak zwykle się przeliczyłam.

Na początku lipca wybraliśmy się z Hubertem na urlop. Spakowaliśmy nasz wielki namiot, dzieciaki ubrania na dwa tygodnie i pojechaliśmy na nasz ulubiony kemping, położony w lesie, tuż nad samym morzem.

Kajetan był zachwycony morzem i plażą, lasem i placem zabaw. Dziewczyny też na powrót stały się dziećmi i cieszyły się wakacjami, a ja pierwszy raz od wielu miesięcy nie myślałam o niczym innym niż odpoczynek. Mój mąż też się zupełnie zrelaksował i, jak zawsze nad morzem, zrobił się nienasycony. Jak mi było dobrze! Morze, plaża, las, odpoczynek i codziennie seks. W głowie mi się mogło poprzewracać ze szczęścia. Nie pamiętałam czy kiedykolwiek wcześniej czułam się taka szczęśliwa. Pewnie też dlatego, że przez ostatnie miesiące nauczyłam się doceniać to, co miałam.

Wakacje wyciągały z nas to, co najlepsze. Ja nie byłam pracoholiczką, stawiającą karierę na pierwszym miejscu, Hubert nie zamykał się w sobie ani nie dystansował, dzieci nie próbowały nam niczego udowadniać, tylko cieszyły się wspólnie spędzonym czasem nad morzem. Nawet pogoda się udała, co nad polskim morzem było jak szóstka w totka.

Wszystko co dobre się jednak kiedyś kończy, więc i nasz urlop dobiegł końca i trzeba było wracać do domu. Wypoczęci, opaleni, zrelaksowani po długim kontakcie z naturą, znaleźliśmy się znowu w naszym podwrocławskim domu.

Kiedy w poniedziałek, w drugiej połowie lipca, wracałam do pracy, myślami byłam wciąż nad morzem z rodziną.

Rzeczywistość przywitała mnie jednak salwą z armatnich dział. Praca. Pierwszy raz od wielu lat, kiedy rozwijałam swoją karierę, poczułam się tym przeciążona i przytłoczona. Dorota przekazała mi ostatnie zaproszenia dla marszałka, które przyszły w czasie mojego urlopu. To była prawdziwa sterta. – Reszta lata w pracy – pomyślałam, przeglądając kartki, karteczki i listy.

Oczywiście Wiktoria nie omieszkała się wprosić na kawę już w pierwszy dzień mojej pracy. A dokładnie, to przyszła do mojego biura z dwiema kawami, dla siebie i dla mnie.

– Cześć, kochana, widzę, że wakacje się udały – zauważyła, wskazując na ewidentny dowód w postaci mojej indiańskiej opalenizny (to znaczyło, że na początku byłam czerwona, ale teraz kolor mojej skóry budził zazdrość w biurze). Położyła kawy na moim biurku i cmoknęła mnie w policzek.

– Nawet bardzo. Nie wiem, co ja tu robię – zażartowałam sobie.

– A ja wiem. Karierę.

– Przestań, już mam tego dość. Chyba muszę zmienić pracę.

– Nie rób mi tego – poprosiła. – Chcę trochę popracować z tobą – uśmiechnęła się do mnie uroczo. Zrobiło mi się nieswojo.

– Wika, czemu ty się tak mną torturujesz? – spytałam w końcu. – Przecież nie chciałaś tej pracy. Lubisz robić co innego – zauważyłam.

– Bez ciebie to już mi nie sprawia radości.

– Bzdura! Robiłaś to zanim mnie poznałaś i będziesz robić dalej.

– Spotkamy się?

– Przecież się widzimy.

– W domu. U mnie albo u ciebie.

– Nie mogę, Wika. Mam męża.

– Jemu by to nie przeszkadzało.

– Raz na jakiś czas pewnie nie – przyznałam, przypominając sobie, że mój mąż chciał powtórki z rozrywki – ale to cię wykończy. I mnie też, prędzej czy później. Nie bądź dla mnie jak Wojtek.

– A co on ci zrobił?

– Nagabuje mnie. Zrozumcie, że kocham Huberta i chcę być tylko z moją rodziną.

– Zdradziłaś go dwa razy. Z Wojtkiem i ze mną.

– Z tobą nie, bo on o tym wiedział.

– W łazience nie.

– Kurde, Wika, odpuść! Nie, znaczy nie.

– Postaram się – Wiktoria straciła humor. Spojrzała na mnie z żalem. – Co tu się dzieje? Czemu jest mi jej tak żal? Czemu mam ochotę ją przytulić i pocieszyć?

Wiktoria wyszła z mojego biura, trzaskając drzwiami. Nie odzywała się do mnie do końca tygodnia, ale po jakimś czasie foch jej przeszedł i znowu zachowywała się względnie normalnie.

Do końca lipca wyprostowałam sprawy z zaproszeniami, ustaliłam harmonogram do końca lata i uzgodniłam z szefem, gdzie pojedzie on sam, a gdzie będzie potrzebował też mnie. Wiktoria mówiła mi tylko "cześć" w przelocie, ale ani razu do mnie nie zagadała. Brakowało mi rozmów z nią, ale co mogłam zrobić? Przecież sama kazałam jej się trzymać na dystans.

Sierpień 2018.

Tak przyszedł sierpień. Przygotowania do wyborów ruszyły pełną parą, bo 14 sierpnia premier ogłosił termin wyborów samorządowych na 21 października i 4 listopada (w przypadku drugiej tury wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast).

Wiktoria odzywała się do mnie tylko służbowo, a Wojtek wcale. Z jednej strony, nie dziwiłam się im i nawet z tego cieszyłam, bo odejmowało mi to problemów, ale z drugiej, tęskniłam za inspirującymi rozmowami z Wojtkiem i za serdeczną otwartością Wiki.

I wtedy mój szef zrobił coś, co położyło cień na całej naszej pracy przez ostatnie lata. A ja dowiedziałam się tego... z mediów.

– Marlena Zawiślak, asystentka marszałka Krawczewskiego, słucham? – odebrałam telefon w biurze. Dzwonił jakiś numer stacjonarny z Wrocławia.

– Czy pani może mi powiedzieć coś na temat małżeńskich zdrad pana marszałka? – usłyszałam pytanie i mnie zatkało.

– Słucham??? A skąd to panu przyszło do głowy?

– Jestem dziennikarzem z grupy HiperMedia – przedstawił się głos. – Mariusz Popławski. Jestem autorem zdjęcia, które za chwilę obiegnie całą Polskę.

– Nie wiem nic na ten temat, nie pomogę panu.

– Proszę mi podać maila, prześlę pani to zdjęcie.

– Można go znaleźć na stronie internetowej urzędu, ale proszę bardzo: [email protected] – podyktowałam maila służbowego. Chwilę później zobaczyłam na komputerze powiadomienie z poczty. Odebrałam maila i moim oczom ukazał się szef, całujący tę kobietę, z którą widziałam go w restauracji. – O kurwa!

– I jak? Podoba się pani? – spytał irytujący głos.

– Nie jestem odpowiednią osobą, żeby oceniać jakość zdjęć – odparłam profesjonalnie.

– Proszę sobie nie żartować ze mnie, pani Marleno. To zdjęcie wpłynie na wynik wyborów.

– To chyba sprawa pana marszałka?

– Tak, ale on przegra wybory, a pani pożegna się z pracą – zauważył mój rozmówca. – A mój pracodawca...

– To już nie pańska sprawa! – odburknęłam i rozłączyłam się. – Nie wierzę! Co ten idiota zrobił? Cztery lata ciężkiej pracy i dał się przyłapać paparazzi przed wyborami.

Nie pozostało mi nic innego niż zaczekać na szefa, aż wróci z pechowej randki i poinformować go o sytuacji.

– Kto to jest? Czemu był pan tak nieostrożny?

– Marianna Król – odpowiedział. – O ja pierdolę! Wojewoda! I to z wrogiego obozu partii rządzącej... – Już wiedziałam, skąd ją znałam. – "Marysia".

– Nie mam słów, panie marszałku. Nawarzył pan piwa i trzeba je teraz wypić, ale obawiam się, że nie mógł pan gorzej trafić przed wyborami.

Następnego dnia w urzędzie aż huczało. Wszyscy dzwonili do mnie pod byle pretekstem, żeby wyciągnąć informacje. Bo przecież ja "musiałam wiedzieć". Nic nie wiedziałam. Mój szef zakpił ze wszystkich, a najbardziej sam z siebie i ze swojej kochanki.



Chyba że ktoś inny zakpił z niego? Jak Wy myślicie? ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro