Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII.5.

Powrót do pracy po TAKIM weekendzie nigdy nie jest prosty. Na szczęście, wielkimi krokami zbliżał się mój upragniony urlop.

Wojtek wyjechał z powrotem do Warszawy w niedzielę po wiecu, więc nie miałam już okazji się z nim zobaczyć, ale to nie oznacza, że do mnie nie pisał. Do wieczora dostałam od niego trzy wiadomości. Na szczęście, wszystkie na telefon służbowy, więc mogłam je zignorować, twierdząc, że miałam wolne od pracy.

W poniedziałek rano więc zadzwonił.

– Nigdy nie da mi pan pokoju, panie przewodniczący? – spytałam poirytowana. – Myślałam, że jak znalazł pan sobie piękną kobietę, którą zabiera do restauracji i na wiec, to zajmie się nią.

– Jesteś zazdrosna, Marlenko? – skontrował, znowu przechodząc na „ty".

– Nie, do cholery! Nie ja jestem zazdrosna. Mój mąż wie, że to ty.

– Że co ja?

– Że zdradziłam go z tobą. Jak zobaczy wiadomość od ciebie albo, nie daj Boże, ciebie w pobliżu, będę miała przerąbane. Daj mi spokój, proszę. Nie niszcz tego, co mam.

– Powiedziałaś mu?

– Nie, sam się domyślił. Połączył kropki. Hubert jest inteligentny.

– A nie wygląda.

– Wiesz co? To była zagrywka poniżej dopuszczalnego poziomu. Najpierw chciałeś być przyjacielem, a teraz obrażasz mojego męża.

– Wybacz, ale nie jest mi go żal.

– A ja nie muszę tego słuchać. Obiecuję ci, że od tej pory będę się rozłączała, kiedy zmienisz temat rozmowy na prywatny. Czy to jasne?

– Co?

– Słyszałeś, Wojtek. To znaczy, słyszał pan, panie przewodniczący. Łączy nas tylko praca. Do usłyszenia – dodałam i się rozłączyłam. – Czy to musi być aż takie skomplikowane? – zastanowiłam się i otarłam łzy, które spłynęły mi kącikami oczu. – Nie mogłabym po prostu go zignorować? – Prawda była jednak taka, że łączyło nas pokrewieństwo dusz i w jakiś sposób byłam od niego uzależniona. Nie chciałam robić z nas wrogów. Mogliśmy przecież być przyjaciółmi. Chciałam tylko, żeby przestał rozwalać moje małżeństwo. – Ale podobno w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.

Jeszcze nie zdążyłam ochłonąć po rozmowie z Wojtkiem, kiedy dostałam SMS-a od Wiktorii. „Masz ochotę na kawę, zanim wyjadę z Wrocławia?" A ja myślałam, że ona wyjechała wczoraj... „Myślałam, że wczoraj wyjechałaś, jak wszyscy", odpisałam. „Jacy wszyscy? O czymś nie wiem? No i właśnie... skąd wiedziałaś, kim jest mój ojciec?" – Kurwa, wydałam się! Przecież ona ciągle nie wie, gdzie ja pracuję. – „Pracuję dla marszałka, stąd wiedziałam. Byłam wczoraj na wiecu, mówiłam ci przecież, że pracuję w niedzielę. Myślałam, że wyjechałaś z ojcem", odpisałam jej. Nie minęła chwila, kiedy miałam odpowiedź: „Rozejrzyj się w pracy, jestem z ojcem w urzędzie marszałkowskim, bo on ma teraz spotkanie z twoim szefem :-)". – Tego tylko brakowało! – Wybiegłam z biura i poszłam prosto do sekretariatu. Chciałam spytać Dorotę czy coś wie na temat spotkania marszałka, ale wpadłam tam właśnie na Wiktorię.

– Dorota, marszałek jest zajęty?

– Tak, jest u niego starosta wałbrzyski i jakiś jeszcze...koleś. No, nie wiem kto – przewróciła oczami, jak rasowa blondynka. Czasem się zastanawiałam, jakim cudem ona skończyła studia na wydziale prawa i administracji. – Robiła loda wszystkim profesorom???

– Nieważne. Poczekam – odparłam. – I zabiorę ze sobą twojego gościa.

– To pani mecenas Wiktoria Leer – powiedziała mi Dorota konspiracyjnym szeptem. – Będzie naszym nowym radcą prawnym. – Kim???

– Zapraszam więc do mojego biura, pani mecenas – powiedziałam, nie dając po sobie poznać, że mnie to zaskoczyło.

Kiedy zamknęłam drzwi za Wiktorią, spojrzałam na nią wymownie:

– Masz jeszcze jakieś tajemnice, Wiktorio?

– Marlenka... – Wika podeszła do mnie i chciała się przytulić, ale się odsunęłam. – Co to miało być, do cholery? Spędziłaś noc ze mną i moim mężem, wiedząc, że od poniedziałku będziemy razem pracować? Jak to możliwe?

– Poprosiłam ojca, żeby mnie zatrudnił w swojej kancelarii.

– Jesteś prawniczką?

– Radcą prawnym, ale nie praktykowałam, bo zaraz po aplikacji wyjechałam do Holandii. Ale teraz chciałabym być jak najbliżej ciebie.

– Chcesz mi powiedzieć, że nie poznałyśmy się przez przypadek? Że to wszystko było... ukartowane? Skąd mnie znasz?

– Pierwszy raz zobaczyłam cię na zdjęciu z konferencji, w marcu chyba – przyznała. – Ja... ja się w tobie zakochałam, Marlena. Rozumiesz? I wiem, że ty też coś czujesz do mnie. – Następna...

– Wiktorio, jedyny ktoś, do kogo czuję coś ważnego, to mój mąż, Hubert.

– A to, co było między nami?

– To było twoje kłamstwo. Oszukałaś mnie.

– Nigdy więcej cię nie okłamię, Marlenko, ale proszę, błagam, daj mi szansę. – W oczach Wiki zobaczyłam łzy desperacji. Zrobiło mi się jej żal. – Mam przerąbane. Jestem za miękka i wszyscy mnie robią, jak chcą... – pomyślałam.

– Chciałaś być moją przyjaciółką – spróbowałam ostatniej szansy, żeby się z nią nie pokłócić.

– Nadal chcę. Jestem twoją przyjaciółką.

– Ale?

– Ale cię kocham i... – zawahała się, ale jej spojrzenie się utwardziło. – Mogę cię pocałować?

– Zwariowałaś? W pracy jestem!

– Marlena, to tylko jeden pocałunek. – Wiktoria rozpłakała się znowu. – Może zwariowałam, ale nie umiem jej odmówić. Nie, jak płakała... Ona chyba jest ze mną szczera. Tylko co ja mam zrobić?

Wiktoria nie pytała mnie już o zdanie. Podeszła bliżej, objęła mnie delikatnie i przyciągnęła do siebie, a potem pocałowała mnie czule. Doszłam do wniosku, że gdybym chciała być z kobietą, nie umiałabym jej odmówić. Była bardzo przekonująca. Inteligentna, urocza, piękna i pociągająca. Lubiłam ją bardzo, pociągała mnie, ale... ja nie kochałam jej, tylko Huberta.

– Wiki, nie rób tego więcej, proszę.

– Dlaczego? Nie czułaś tego? – Czy historia się powtarza? To jakiś żart ze mnie? Gdzie ta ukryta kamera? – pomyślałam, przypominając sobie słowa Wojtka.

– To nie ma znaczenia. Zrozum, proszę, że kocham Huberta.

– Możemy być razem.

– Co?

– Mogę spotykać się z tobą i twoim mężem, jeśli to spowoduje, że będziesz szczęśliwa.

– Niedawno się dowiedziałam, że jestem biseksualna, ale nie jestem bigamistką – podkreśliłam. – Zapomnij o tym, Wika.

– Jak chcesz – westchnęła. – To ty masz być szczęśliwa. Ja jednak będę tu dla ciebie – dodała i wyszła z mojego biura.

Usiadłam przy swoim biurku i schowałam twarz w dłonie. – Moje życie to parodia telenoweli... – Trzeba było jednak wziąć się w garść, bo moja metoda małych kroków najwyraźniej nie działała przez zbyt wiele zmiennych niezależnych. Zabrałam się po prostu za pracę.

Do końca tygodnia oswoiłam się z obecnością Wiktorii w urzędzie. Widywałam ją codziennie, ale przy ludziach zachowywała się bardzo rozsądnie. Okazało się, że mimo braku praktyki w wyuczonym zawodzie, radziła sobie coraz lepiej. Ja miałam jednak już na widoku weekend i zamierzałam go spędzić w jedyny słuszny sposób. Z moją rodziną.

W piątek wieczorem, kiedy dzieci już spały, a ja z uśmiechem na ustach obmyślałam plan „zemsty" na teściowej za wszystkie dotychczasowe niedziele, Hubert miał poważną minę.

– Skarbie, czy ty jesteś ze mną szczęśliwa? – spytał nagle mój mąż. Aż się obróciłam w jego stronę.

– Tak, a nie widać? – spytałam zdziwiona.

– No wiesz – zaczął tłumaczyć – jestem takim zwykłym facetem, jakich wielu. Nie wyglądam jak James Bond, nie mam doktoratu, ba, nawet studiów nie skończyłem.

– Za to wyglądasz jak terminator i jesteś najlepszym mechanikiem, jakiego znam. A przede wszystkim czuję się z tobą bezpiecznie.

– Ale czy to ci wystarcza?

– W jakim sensie?

– W takim, żeby nie szukać sobie nikogo innego – wyjaśnił poirytowany.

– Kocham cię, Hubert.

– A co z Wiktorią? – Ach, o to chodzi... – Ale przecież Hubert nie wiedział o afekcie Wiki. –

– Nie wiem, może będę się z nią przyjaźnić, ale myślę, że nie będzie nam już potrzebna.

– Zrobiłaś ogromne postępy w zaufaniu mi w seksie – zauważył.

– To prawda, ale nie wiem czy to jej zasługa, czy bardziej twoja. Byłeś cierpliwy, nigdy nie zrobiłeś mi krzywdy, może po prostu przyszedł czas...

– A może to jednak zasługa Wiktorii?

– Skarbie... Potrzebujesz Wiki do czegoś?

– Nie, ale chciałbym jeszcze raz spróbować... razem. Widziałem, jak to na ciebie działało.

– Chyba nie wiesz, o czym mówisz.

– Marlena, proszę. Tylko raz. – Nie wierzę, że to mój mąż mówi...

– Nie wiesz, o czym mówisz! – wydarłam się na niego.

– Jak to?

– Wiktoria się we mnie zakochała!

– Co??? – To już się nie mieściło mu w głowie.

– To, co słyszałeś. Zawsze jest coś za coś. Ona chce mnie, a ja nie będę grać na jej uczuciach.

– Kurwa!

– Czemu klniesz?

– Bo to mnie przerasta.

– Wyobraź sobie, że mnie też. Mam już dość tego wszystkiego, co się stało od maja. Chcę... – zastanowiłam się, jak to wypowiedzieć – chciałabym cofnąć czas.

– O tym już rozmawialiśmy, skarbie.

– No to co mam zrobić, żeby uwolnić się od tego wszystkiego?

– Nie wiem, ale cokolwiek wymyślisz, ja chcę być z tobą – stwierdził Hubert i przytulił mnie mocno. – A jak już musisz coś zmienić, to zacznij od pracy, nie od męża – puścił do mnie oko.

– Kocham cię.

– A ja kocham ciebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro