VII.2.
Tego dnia wyszłam z pracy punktualnie. Nie wysiedziałabym w biurze ani minuty dłużej. Kiedy wróciłam, mój mąż i dzieci już byli w domu.
– O, a co się stało, kochanie, że jesteś dziś tak wcześnie? – zdziwił się Hubert.
– To nie jest dobra wiadomość – przewróciłam oczami.
– Co, znowu weekendowa praca?
– Tylko w niedzielę i tylko na kilka godzin. No i we Wrocławiu, co najważniejsze.
– Ostatecznie lepsze to niż wyjazdy na cały weekend... – westchnął.
– No właśnie.
– Nie martw się, nie będę ci już więcej robił problemów o pracę – Hubert spojrzał na mnie, łagodnie się uśmiechając.
– A co zrobiłeś na obiad?
– Ziemniaki i gulasz.
– Mama pomagała? – zaśmiałam się. Hubert się zarumienił.
– Tylko podpytałem ją o przepis. – W tym momencie zalała mnie fala ciepła. Musiałam się uśmiechnąć, wyobrażając sobie mojego męża przy garach, radzącego się mamusi. Podeszłam do niego, przytuliłam się, a potem pocałowałam go w usta. Objął mnie i oddał mi pocałunek.
– Czym sobie zasłużyłem na takie wyrazy uznania?
– Jesteś słodki.
– Ja bym wolał, żebyś powiedziała, że jestem groźny, że wzbudzam respekt, ale i tak czujesz się ze mną bezpiecznie, bo wiesz, że zawsze będę cię bronił – stwierdził.
– To też. Ale dla mnie jesteś słodki, bo ja wiem, jaki jesteś w środku, mój misiaczku do przytulania – odpowiedziałam, wtulając się w niego bardziej. Hubert właśnie wędrował dłonią pod moją koszulkę, jednocześnie pogłębiając pocałunek, kiedy do kuchni wpadła Kamila:
– O, Jezus Maria, ble! Zachowujcie się, bo mi się jeść odechciewa – burknęła i wyszła z kuchni, zasłaniając oczy. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, ale mój mąż się trochę przejął.
– Przestań, nic jej nie będzie. Ma jedenaście lat i wie, że ludzie się całują.
– Ale to moja córka...
– Hubi, jeszcze nie raz nas zobaczy. To naturalne i rodzice nie powinni unikać czułości przy dzieciach, bo gdzie one mają się nauczyć, jak się traktuje męża czy żonę?
– Trochę mi jednak wstyd, że ona tak reaguje.
– To nastolatka. Niedługo będzie się całowała z chłopakiem, a ty nakryjesz ją – zaśmiałam się. Mój mąż się zaczerwienił.
– To chyba nie tak prędko?
– Nawet się nie obejrzymy, skarbie. Dzieciaki rosną tak szybko.
– Oby nie – stwierdził Hubert. – Ale, wracając do tematu... na czym skończyliśmy?
– Na tym? – zachichotałam, przytulając się znowu do niego. Złapał mnie za tyłek i znowu pocałował. W tym momencie do kuchni wpadł głodny Kajetan. Zobaczył nas i w ryk:
– Zostaw moją mamę! – wydarł się. – Ty się możesz do niej przytulać dopiero wieczorem!
– Skarbie, co ty opowiadasz? – spytałam, usiłując zachować powagę. – Tatuś też może przytulać mamę. – Tym razem to Hubert nie wytrzymał i zaczął się rechotać, jak szalony.
– Nie dadzą nam dzieci chwili spokoju – zauważył. – Chyba trzeba będzie je niedługo wysłać do babci na wakacje.
– Do babci? Chcę do babci! – krzyknął Kajtek uradowany.
– Pojedziesz – zapewniłam go – ale dopiero na weekend.
– A ja co będę robił, jak ty będziesz w pracy? – spytał Hubert.
– Idę tylko na wiec KKS w niedzielę. Poza tym będę w domu.
– A, to co innego.
– No właśnie – uśmiechnęłam się do męża. – Kajtuś, zawołaj dziewczyny na obiad – poprosiłam synka, który poczuł misję i pobiegł z głośny krzykiem do pokoju sióstr.
Popołudnie minęło nam spokojnie. Siedziałam z mężem na tarasie, a Kajetan bawił się w ogrodzie. Po jakimś czasie z domu wyszły też dziewczyny, które zajęły huśtawkę ławeczkową.
Wieczorem to ja zrobiłam kolację, bo dzieciaki miały ochotę na grzanki w jajku. Najpierw musiałam zrobić kilka dla Kajtka, bo miał inne jajko i chleb, a potem dla reszty z nas. Dzieci się cieszyły z ulubionej kolacji, Hubert nie marudził (choć on przecież nie przepadał za kolacjami na słodko), tylko uśmiechał się tajemniczo od czasu do czasu.
Cieszyłam się, że ten poniedziałek dobiegł końca, bo kiedy Kajetan usnął, a dziewczyny miały się zaraz kłaść, byłam już bardzo zmęczona. Mój mąż chciał jednak jeszcze pogadać.
– Okej, ale jak wrócę spod prysznica.
– Pójdę z tobą – zaproponował szybko.
– Ale wtedy prysznic potrwa dłużej – zaśmiałam się.
– No chodź... – Hubert pociągnął mnie za rękę w stronę łazienki. Właśnie zostałam postawiona przed faktem dokonanym.
Wbrew moim obawom, mąż nie przedłużał naszej wieczornej toalety. Pozwolił mi szybko wziąć prysznic, a kiedy myłam zęby, on wszedł do kabiny. Miałam taki widok na jego mokre męskie ciało, że o mało nie udławiłam się pastą do zębów, takiego dostałam ślinotoku.
– Czemu mnie podglądasz pod prysznicem? – zachichotał, wychodząc.
– Nie podglądam, tylko podziwiam, to pewna różnica – zaprotestowałam.
– Dobra, dobra, tak się tylko mówi. – Hubert puścił do mnie oko.
– Ty mnie nie prowokuj – pogroziłam mu palcem. – Mieliśmy rozmawiać, a nie się bzykać w łazience.
– A kto mówi o bzykaniu?
– Ja. Jak będziesz mnie tak prowokował, to nie wyjdziesz stąd zbyt prędko.
– Marlena – Hubert obrócił mnie tyłem do siebie i oparł o pralkę, a potem przesunął dłońmi po moich pośladkach – kto tu kogo prowokuje? Chodź – klepnął mnie lekko w tyłek. – Ubieraj się, bo mnie rozpraszasz. Mieliśmy porozmawiać, a jak cię teraz przelecę, to pójdę spać. – Jeju, co ten mój mąż się zrobił taki wyzwolony? – pomyślałam. – A może wreszcie przestał się przy mnie krępować?
Założyłam na siebie koszulkę nocną, a mój mąż wciągnął tylko bokserki. On nigdy nie spał w piżamie, nawet w najzimniejszą zimę. Poszliśmy do sypialni.
Z ulgą rzuciłam się na łóżko. Tak bardzo chciało mi się spać... Ale Hubert nie zamierzał mi odpuścić "przesłuchania".
– Skarbie, padam z nóg, daj mi się wyspać – poprosiłam.
– Zaraz pójdziesz spać, ale powiedz mi coś jeszcze o tej swojej nowej koleżance – poprosił.
– Oszalałeś? – Nie tego się spodziewałam. Bałam się, że on zacznie mnie wypytywać o to, kto przyjeżdża do marszałka i kto będzie na wiecu w niedzielę, że będzie chciał iść tam ze mną i skonfrontować się z Wojtkiem tak, jak ja chciałam z Jolką. A on mnie pytał o Wiktorię.
– Nie. Jestem ciekaw o czym rozmawiacie...
– A jesteś pewien, że chcesz to wiedzieć? – zachichotałam, chcąc go zbić z tropu.
– Chcę. A nie myślałaś, żeby ją jednak do nas zaprosić, jak nie będzie dzieci?
– Ale po co?
– Może nam coś podpowie?
– Hubert, no co ty? Chcesz się dzielić naszymi intymnymi sprawami z obcą kobietą?
– A gdybym chciał? Gdybym ci powiedział, że mnie to niewyobrażalnie kręci? Zrobiłabyś to dla mnie?
– No... musiałabym to przemyśleć.
– Zastanów się, proszę. Może przyjechać do nas w piątek albo w sobotę. Zawiozę dzieci do moich rodziców...
– A wiesz, że ona chciała, żebym jej opowiedziała o nas?
– I opowiedziałaś?
– Nie.
– A szkoda, bo byłbym ciekawy takiej rozmowy.
– Jesteś zboczonym ekshibicjonistą – wystawiłam do niego język. – Co, może jeszcze byś chciał, żeby ktoś na nas patrzył w czasie seksu? – spytałam, łapiąc się na tym, że przecież ja też miałam ostatnio taką fantazję. I dotyczyła ona właśnie Wiktorii.
– A gdybym powiedział, że tak?
– Hubi, mnie też to kręci, ale mam wrażenie, że jesteśmy nienormalni – przyznałam w końcu.
– A tam zaraz nienormalni. A kto decyduje, co jest normalne?
– Nie wiem właśnie...
– Pogadaj z nią. Spróbuj chociaż. Przecież do niczego nie musimy się zmuszać.
– Okej – obiecałam i póki miałam odwagę napisałam wiadomość do Wiktorii: "Hej, przepraszam, że piszę tak późno, ale mam pytanie o twoją pracę. Ile kosztuje u ciebie jednak sesja dla pary małżeńskiej?" Nie minęła minuta, jak miałam odpowiedź: "Dla Ciebie pierwsza sesja gratis. Ale musisz mi obiecać, że szczerze będziesz odpowiadała na pytania, Marleno", odpisała. Przeczytałam jej odpowiedź i napisałam krótko: "Dziękuję, odezwę się w tej sprawie. Pozdrawiam :-)". I odłożyłam telefon.
– I co, skarbie?
– Zaproponowałam nam pierwszą sesję gratis.
– A ty, co odpowiedziałaś?
– Że się jeszcze odezwę. A co? Miałam od razu się z nią umówić? O tej porze?
– Nie, no dobrze... ważne, że o tym pomyślisz. Kocham cię, moja mała Marlenko – powiedział Hubert i objął mnie tak, że zatonęłam w jego ramionach. Naprawdę czasem czułam się przy nim jak mały ludzik przy olbrzymie. I zasypiając uświadomiłam sobie, że znamy się tyle lat, a dopiero się zaczynamy poznawać, odkrywając swoje inne strony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro