Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.4.

Nie mogłam zarzucić Hubertowi, że znowu próbował mnie zdradzić, bo nie próbował. Z przeczytanej korespondencji jasno wynikało, że próbował uprzejmie zakończyć tę “znajomość”, aż w końcu stracił nerwy. Mogłam jednak mieć pretensje o to, że mnie z nią obgadywał. Żadna kobieta nie chciałaby się dowiedzieć od kochanki męża, że jest w czymś od niej gorsza. To było niewybaczalne!

– Mówiłeś mi, że jestem od niej lepsza. Kłamałeś! – wygarnęłam mu prosto w twarz.

– Nie kłamałem – bronił się. – Naprawdę uważam, że jesteś moim ideałem.

– Oprócz seksu, do cholery! Co to miało znaczyć, że ja nie umiem takich rzeczy jak ona?! No co??? W czym ta fryzjerka jest lepsza ode mnie???

– Marlena, tak się tylko mówi… Jak mam ci to wytłumaczyć? Nic nas nie łączy, nie miałem z nią o czym rozmawiać, a ona wypytywała mnie o ciebie. Byłem wkurzony i pijany.

– A może dlatego właśnie byłeś z nią szczery? Poza tym z tej konwersacji wynika, że nie spotkałeś się z nią tylko raz.

– No… dwa razy.

– Kurwa, nie wiem czy ci jeszcze kiedykolwiek uwierzę... – rozpłakałam się w końcu z nerwów i uczucia zawodu. –  Nienawidzę cię! Zejdź mi z oczu. I ani mi się waż odpisywać tej bździągwie! – dodałam groźnie. – Jeszcze nie zdecydowałam, co z nią zrobię. – Mój mąż wyglądał żałośnie i taki właśnie był w moich oczach. Słaby, głupi facet, który myśli… a raczej nie myśli za pomocą właściwej głowy. I śmiał obgadywać mnie z kochanką! – No, ja pierdolę!

– Marlenko…

– Wyjdź, powiedziałam. Muszę pobyć chwilę sama. – Hubert spojrzał jeszcze na mnie prosząco, ale nie zamierzałam się ugiąć. Wskazałam mu drzwi. W końcu posłuchał i wyszedł.

Rozpłakałam się jeszcze mocniej, ale ten straszny ciężar rozmył się w końcu i przestałam rozpaczać, bo przyszedł mi do głowy pomysł. A nawet cała seria pomysłów. – Pojadę dziś do tej Magnolii – zdecydowałam.

Wyszłam z sypialni i poszłam prosto do łazienki, żeby umyć twarz i zmyć rozmazany makijaż. Kiedy przechodziłam obok salonu, zobaczyłam, że Hubert siedział przed telewizorem i gapił się w niego tępo. Nie wydawało mi się, żeby to oglądał. Po prostu nie chciał sam siedzieć w ciszy, bo dzieci bawiły się na ogrodzie. Od czasu do czasu zerkał tylko na Kajetana przez przeszklone drzwi na taras. 

Z łazienki wyszłam już z nowym makijażem. Rozczesałam też i rozpuściłam moje długie włosy. Potem ubrałam letnią sukienkę w czerwone kwiaty. – Miałam dziś czytać książkę, ale muszę załatwić pewną sprawę – zdecydowałam, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam nawet bardzo dobrze. I o to chodziło.

Podeszłam do Huberta. Spojrzał na mnie z podziwem i ze strachem jednocześnie, jakby pytając się w myślach, co zamierzam. On znał mnie na tyle dobrze, że wiedział, co próbuję powiedzieć ubiorem i wyglądem. Czerwony kolor był wyzwaniem.

– Wyglądasz pięknie, kochanie – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przywołałam całą moją samokontrolę, żeby nie trzasnąć go w twarz.

– To dobrze, bo pojedziemy do Magnolii razem.

– Czemu?

– Ja, dla własnego spokoju, a ty za karę – wyjaśniłam.

– A co z dziećmi?

– Zabierzemy je ze sobą. Dziewczynki pójdą z Kajtkiem na małpi gaj. Godzina powinna nam wystarczyć.

– To zły pomysł, Marlena.

– To mój pomysł. Potrzebuję tej konfrontacji.

– I nie mam nic do gadania?

– Możesz się nie zgodzić, ale wtedy pojadę sama i wyrwę tej suce wszystkie włosy.

– Ale rozumiesz, że to nic nie zmieni. Ja nie chcę jej więcej widzieć i na pewno się z nią nie spotkam.

– Ale ona nie da ci spokoju i będzie próbowała aż się ugniesz, a ja nie chcę się wiecznie o to martwić. Już wiem, że potrafisz myśleć rozporkiem i nie poprawia mi to humoru. Miałam cię za kogoś lepszego. No i wolałabym mieć tą sprawę już z głowy.

– A co potem?

– A potem zobaczymy.

– Marlena…

– Hubert, jak ty się nie nauczysz mówić mi prawdy, to daleko nie zajedziemy. Tyle lat cię znam i nie wiedziałam, że taki z ciebie kłamczuch – wygarnęłam mu. – Ale nie rozumiem, co ta kobieta ma w sobie, że dla niej mnie oszukałeś. Ile ona ma lat?

– Czterdzieści, może trochę więcej.

– Starsza???

– Tak. 

– Do cholery, Hubert, chcesz, żebym wpadła w depresję? – Zrozumiałabym to na pewnym poziomie, gdyby kochanka męża była młodsza, ładniejsza, miała coś w sobie, ale to?

– Postaw się w mojej sytuacji. Jestem zwykłym facetem i mam żonę, która jest we wszystkim perfekcyjna. Piękna, wykształcona, zarabia lepiej ode mnie… nie ugina się przed niczym, ma cięty język i silny charakter. Rozumiesz? – Nie rozumiałam. Nie umiałam ani racjonalnie ani emocjonalnie wytłumaczyć głupoty mojego męża. 

– Nie rozumiem.

– Nie umiem ci tego inaczej wytłumaczyć. Po prostu potrzebowałem przez chwilę poczuć się lepszy niż ktoś drugi. Jolka jest tak przeraźliwie zwykła, a jednocześnie zupełnie bezpruderyjna. No, taka dziura do przelecenia i zapomnienia. – Ja pierdolę, poziom rozumowania mojego męża mnie rozwala…

– Ale ona nie zapomniała. I ty najwyraźniej też nie. Użyłeś chociaż gumy czy za jakiś czas się okaże, że masz hiva albo innego syfa?

– Użyłem. Zawsze używam z obcymi kobietami.

– To zabrzmiało właśnie, jakbyś…

– Nie! – przerwał mi. – Wiem, jak zabrzmiało, ale to dotyczyło mojej przeszłości. Poza tamtym jednym weekendem, kiedy ty też mnie zdradziłaś, zawsze byłem ci wierny.

– Nie wiem czy dam radę – z trudem powstrzymałam łzy, żeby nie rozmazać makijażu. Tego mi było za wiele. – Musisz być twarda, Marlena. Przejdziesz przez to, musisz być tylko twarda.

– Chodź – Hubert zdecydował za mnie. – Jeśli to ma ci pomóc, to pojedziemy do tej galerii.

– Podaj mi swój telefon – zażądałam.

– Po co?

– Trzeba się umówić z Jolą – wysyczałam. Podał mi swoją komórkę, a ja wystukałam odpowiedź do jego kochanki: “Będę w Magnolii z rodziną. Możemy się spotkać na chwilę w kawiarni naprzeciwko twojego salonu po osiemnastej.” Wysłałam wiadomość i spojrzałam na męża wyzywająco.

– Jak chcesz to rozegrać?

– A tak, że ja pójdę do tej kawiarni pierwsza. Ty powiesz jej, że nie chcesz jej więcej widzieć i żeby spadała na drzewo, a potem ja przyjdę się przywitać.

– Naprawdę chcesz tak zrobić?

– Oczywiście. 

– Zaczynam się o ciebie bać, Marlena.

– Ja się o ciebie nie bałam i teraz żałuję. 

– Dobrze, zrobimy jak chcesz. Zrobiłbym teraz wszystko, żebyś poczuła się lepiej. Jeden weekend głupoty będzie się teraz za mną ciągnął do końca życia… – spojrzał na mnie smutno. 

– Wiesz, co jest najśmieszniejsze? – A co mi tam, powiem mu.

– Co?

– To, że tamten facet, z którym spotkałam się w Warszawie, chciał się ze mną jeszcze spotkać…

– Jak to??? 

– No, dla niego to najwyraźniej nie był to jednorazowy numerek. Jest mną poważnie zainteresowany. Na tyle, że nawet chciał mi zaproponować pracę w Warszawie, żebym była bliżej niego – powiedziałam ze złośliwą satysfakcją, obserwując minę mojego męża.

– I… co ty na to? – spytał, naprawdę przerażony.

– A jak myślisz, co powinnam mu odpowiedzieć?

– Nie wiem. 

– A co ty byś odpowiedział na taką propozycję?

– Nie zgodziłbym się. Masz tu rodzinę.

– Taaak, jasne… kochającego i wiernego męża, tak, o to ci chodzi?

– Kochającego tak. I wiernego też. Od sześciu lat do drugiego weekendu w maju. I od drugiego weekendu w maju też. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu.

– Dobra, chodźmy. Musisz to powtórzyć jej.

Hubert zawołał dzieci. Przypiął Kajtka w foteliku, a dziewczyny wsiadły do auta obok brata. Pojechaliśmy do Magnolii w godzinach szczytu, ale trudno. To było ważne.

Kajetan szalał ze szczęścia, że przyjechał do małpiego gaju. Dziewczyny też się cieszyły, choć były przecież już starsze. Na szczęście plac zabaw był dostosowany dla dzieci do lat czternastu. Ja poszłam do kawiarni i zamówiłam sobie latte i torcik bezowy, a Hubert został obok placu zabaw i miał pojawić się w kawiarni dopiero po szóstej.

Nie musiałam czekać długo. Zdążyłam właśnie zjeść torcik i napocząć kawę, kiedy do kawiarni weszła kobieta po czterdziestce. Była wyższa i szczuplejsza ode mnie, miała krótkie tlenione włosy i skórę za mocno spaloną na solarium. Uznałam, że to mogła być ona, więc zaczęłam ją obserwować. A jednak zaskoczyła mnie, bo podeszła i odezwała się pierwsza:

– Przepraszam, ale musiałam – zaczęła mówić, zanim zdążyłam zareagować. – Ma pani przepiękne włosy. Takie gęste i lśniące. I w ogóle nie zniszczone przy tej długości. Używa pani czegoś?

– Tylko szamponu z odżywką dwa w jednym – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – A czemu pani pyta?

– Bo jestem fryzjerką. Pracuję w salonie naprzeciw. Skupujemy takie włosy, wie pani? Może przyjdzie pani w przyszłym tygodniu, zaproponujemy dobrą cenę za włosy i ekstra fryzurę gratis – ćwierkała z entuzjazmem. Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu.

– Dziękuję, ale wolę zachować długie włosy. Mój mąż bardzo je lubi – podkreśliłam. Oczywiście, nie zrozumiała aluzji. Ona chyba naprawdę myślała, że Hubert będzie się z nią spotykał. Wbrew sobie poczułam, że trochę mi jej żal. – Głupia jesteś, Marlena…

– To może mąż się zgodzi oddać je na perukę dla potrzebujących? Przyjmujemy też włosy dla fundacji…

– Może go pani sama zapytać, jak przyjdzie. Właśnie na niego czekam. Miał zostawić dzieci na placu zabaw i do mnie tu dołączyć.

– Niestety, ale ja też na kogoś czekam. Może innym razem porozmawiamy? Zapraszam do salonu.

– Dziękuję za zaproszenie, rozważę to – odpowiedziałam spokojnie. 

Kobieta przesiadła się z powrotem do swojego stolika, zamówiła sobie kawę i wpatrywała się w drzwi wejściowe, więc mogłam ją obserwować. 

Hubert pojawił się dziesięć minut później. Akurat zdążyłam wypić kawę. Spojrzał na mnie z niepokojem, ale przesłałam mu słaby uśmiech. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro