Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V.2.

– Czemu płaczesz, kochanie? – zdziwił się.

– Nie płaczę, po prostu się wzruszyłam. Wszystko w porządku, smacznego, Hubi.

– Smacznego, Marlenko – odpowiedział mi mąż i zajął się obiadem. W końcu i ja przekonałam się, że lazania najlepiej smakuje na gorąco...

Przez najbliższe pół godziny starałam się myśleć tylko o miłych rzeczach. Lazania była rzeczywiście obłędnie smaczna, więc nie rozmawialiśmy za dużo, delektując się smakiem. Od czasu do czasu spoglądałam na Huberta, który, oczywiście, zjadł swoją porcję o wiele szybciej niż ja. Podobno zostało mu to z czasów mundurowych. Opowiadał mi kiedyś, że w wojsku jadło się na czas. No i do obiadu zawsze był gorący kompot z powodu jakiegoś durnego przepisu, że wydawany posiłek musi mieć temperaturę dziewięćdziesięciu stopni... Nie wiem czemu mi się to akurat przypomniało, ale zachichotałam, wyobrażając sobie żołnierzy, pijących gorący kompot...

– Co cię tak bawi, skarbie? – spytał Hubert.

– Wyobraziłam sobie, jak piliście ten gorący kompot na wojskowej stołówce. Zawsze zjadasz obiad szybciej niż ja...

– Weź mi nawet nie przypominaj o tej durnocie. Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się wojsko – powtórzył mi tekst, który już słyszałam wiele razy, zwłaszcza jak Hubert jeszcze służył.

– Ale dzięki temu umiesz szybko jeść i nawet gorące ci niestraszne – puściłam do niego oko. Roześmiał się.

– Tylko ty umiesz docenić takie umiejętności.

Nie wiedziałam czy to jakaś moja specjalna cecha, że potrafię dostrzegać takie drobiazgi i uznawać je za wyjątkowość, ale w tym momencie poczułam, że to bez sensu. Przecież to zupełnie nieważne. O tym, czy ktoś jest dobrym partnerem, mężem, ojcem, przyjacielem, człowiekiem, decydują zupełnie inne sprawy. To jednak był mój Hubert. Taki właśnie. Nieidealny, ale mój.

Po obiedzie odebraliśmy Kajetana z przedszkola i wróciliśmy do domu. Dziewczyny już były. Zrobiłam dzieciom spaghetti. Kajetanowi specjalną wersję z bezglutenowym makaronem i bez sera, a dziewczynom tradycyjne. Dzieci były trochę zdziwione, że tak wcześniej jestem w domu, ale odpowiedziałam im, że od jutra wszystko wróci do normy.

Popołudnie spędziliśmy z dziećmi na ogrodzie, korzystając z pogody. Gdyby ktoś oglądał nas z zewnątrz (a jestem pewna, że wścibscy sąsiedzi zaglądali do nas czasem przez płot), to doszedłby do wniosku, że byliśmy szczęśliwą rodziną. I przecież tak było. Żadne wścibskie oczy nie zobaczyłyby jednak, zwłaszcza z daleka, że na tym idealnym obrazie była znaczna rysa. To było pęknięcie na materiale zaufania między nami. Można było je zaszyć albo rozpruć do końca i od nas dwojga zależało, co z tego wyjdzie.

Wieczorem, kiedy Kajetan już spał, a dziewczyny położyły się w swoim pokoju, chciałam iść prosto pod prysznic, ale Hubert miał inny plan.

– Zaczekaj, kochanie – poprosił mnie.

– Na co?

– Mam jeszcze coś dla ciebie.

– Okej, gdzie mam iść?

– Do salonu. Siadaj na kanapie. – Posłuchałam.

– I co teraz?

– Jeszcze deser – powiedział mój mąż i wyciągnął z barku pudełko Rafaello. Jeśli były na świecie jakieś słodycze, które uwielbiałam tak, że potrafiłam zjeść naraz całe pudełko, to było właśnie to. I mój mąż to doskonale wiedział. Wiele razy nabijał się ze mnie, jak pochłonęłam dużą paczkę w jeden dzień.

– Okej – zaśmiałam się. – Przyjmuję łapówkę. Dobrze wiesz, że nie mogłabym jej nie przyjąć.

– Wiedziałem – przyznał nieskromnie.

– Ale to i tak miłe. Dziękuję, Hubi. Czy ja mogę zrobić coś dla ciebie, żeby było ci miło?

– Mogłabyś, ale nie będziesz chciała – spojrzał na mnie znacząco. – A ja wolę, żebyś chciała, więc poczekam.

– Skąd wiesz, że kiedyś będę chciała?

– Bo cię kocham i wiem, że ty mnie też – odpowiedział pewnie. – Niestety, masz rację... ale nie wiem czy będziesz nadal tego taki pewien, kiedy dowiesz się, co ja zrobiłam...

– Masz rację. Ciągle cię kocham – potwierdziłam jednak. – Mogę już iść do łazienki? – spytałam, zmieniając temat.

– Możesz, jasne. – Hubert trochę przygasł.

– Nie gniewaj się, ale naprawdę chcę się wyspać przed pracą. Obawiam się, że jutro od rana zarzucą mnie dzisiejsze sprawy.

– Wiem, skarbie. Jestem z ciebie dumny, wiesz?

– Nigdy tego nie mówiłeś...

– I to był mój błąd.

– Hubi... – Mój mąż wstał i podszedł do mnie pewnym krokiem. Przyciągnął mnie do siebie, przytulił, a potem mnie pocałował.

– Wybacz, nie mógłbym bez tego zasnąć – stwierdził i po chwili wypuścił mnie ze swoich potężnie zbudowanych ramion. – Możesz już iść do łazienki, kochanie. No, chyba że wolisz iść ze mną? – spytał i poruszył zabawnie brwiami. Wbrew sobie poczułam, że właśnie na to mam ochotę. Wystarczyło, że mąż mnie przytulił i pocałował, a ja go znowu zapragnęłam. – Głupia babo, nie wytrzymałabyś dnia z dala od niego – pomyślałam z rozpaczą.

Hubert zauważył mój smutek, ale zinterpretował go odwrotnie.

– Nie chcesz mnie już?

– Oczywiście, że chcę. Jak mogłeś pomyśleć, że nie?

– Bo zrobiłaś taką minę...

– Bo jestem przerażona tym, jak mi na tobie zależy, idioto! – krzyknęłam na niego ze łzami w oczach.

– To znaczy, że dasz mi szansę.

– Tak, ale pod warunkiem, że ty mi dasz taką samą – wyrwało mi się. – Zmień temat, Marlena, szybko!

– Nie rozumiem.

– A musisz teraz rozumieć? – spytałam, zarzucając mu ręce na szyję i przyciągając do siebie.

– Jezu, jasne, że nie muszę, Marlena. Czekałem na to cały dzień – odpowiedział i podniósł mnie za tyłek, żeby zanieść mnie do łazienki. Na miejscu postawił mnie na podłodze, zamknął drzwi i zaczął mnie rozbierać. – Jak ja cię kocham, skarbie – wyszeptał w przerwie między całowaniem mnie i zdejmowaniem mi ubrań.

Mąż wstawił mnie pod prysznic i rzucił krótko:

– Zaczekaj, kochanie, zaraz będę cały twój – i rozebrał się w ekspresowym tempie. Po chwili już zamykał za sobą kabinę i więził mnie w swoich potężnych ramionach. Ja w ogóle nie miałam nic przeciwko. To było cudowne uczucie.

Hubert kochał się ze mną pod prysznicem, a potem przeszliśmy do sypialni i dokończyliśmy zabawę w łóżku. Wiedziałam, że następnego dnia w pracy będę zmęczona, ale miałam to w głębokim poważaniu. Było mi zbyt dobrze, żeby to analizować.

A jednak w końcu zamiast snu przyszły i wątpliwości. Poczułam, że muszę z nim o tym porozmawiać...



Jak obstawiacie? Marlena przyzna się do zdrady?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro