Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII - Odkrywanie siebie

Weekend z rodziną pozytywnie mnie naładował przed następnym tygodniem pracy. Prawie zapomniałam o tym, co miało mnie czekać.

W poniedziałek jednak rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Zapowiadany przyjazd Wojciecha Natali do Wrocławia został potwierdzony oficjalnym e-mailem do Biura Marszałka, a to oznaczało, że nie wymigam się od organizacji jego pobytu we Wrocławiu. Szef nawet nie musiał mi o tym mówić. Było jasne, że kiedy przyjeżdża ktoś ważny z centrali, to ja się nim zajmuję tak, żeby był zadowolony z pobytu we Wrocławiu. Tym razem problem był taki, że ja wcale nie chciałam go zadowalać...

Zamówiłam gościowi marszałka hotel i zorganizowałam dzień w piątek w urzędzie marszałkowskim. Wtedy napisałam też do niego oficjalnego maila z pytaniem, kogo mam jeszcze zawiadomić o jego wizycie na Dolnym Śląsku. Odpowiedział mi prawie natychmiast: „Proszę mi nie spraszać tych starostów i wójtów."

Nie zapraszać starostów? To po cholerę on tu w ogóle przyjeżdża? – wkurzyłam się. – Spotkać się z samym marszałkiem zawsze może, a tu chodzi o kampanię na cały region. – Nie rozumiałam za bardzo podejścia przewodniczącego. Dla pewności wolałam skontaktować się z szefem, zanim cokolwiek zrobię. Nie było go jednak w biurze.

Wybrałam służbowy numer Krawczewskiego. Odebrał.

– Tak, pani Marleno?

– Szefie, dostałam właśnie maila od przewodniczącego, gdzie zabrania mi zapraszać starostów i wójtów na piątek.

– Zaraz będę w biurze, proszę na mnie zaczekać, to porozmawiamy – odpowiedział i się rozłączył.

Wydrukowałam więc sobie maila od Wojtka i poszłam do sekretariatu, żeby zaczekać na szefa.

– O, cześć, Marlena... – Dorota zmierzyła mnie wzrokiem z góry na dół. – Szefa nie ma.

– Wiem, dzwoniłam do niego i kazał mi zaczekać.

– A wiesz, że ten przystojniak do nas przyjeżdża w piątek?

– Jeśli masz na myśli przewodniczącego KKS, to wiem, właśnie w tej sprawie muszę pogadać z szefem.

– Myślisz, że dlaczego on jest sam? – kontynuowała temat Dorota. – Może woli facetów?

– Na pewno nie – zachichotałam mimowolnie na ten niedorzeczny pomysł sekretarki.

– A skąd wiesz?

– Bo go znam – odpowiedziałam krótko.

– TAK DOBRZE go znasz? – Dorota zrobiła wielkie oczy.

– Oczywiście, że nie! – skłamałam bez zająknięcia. – Po prostu widziałam, jak patrzył na kobiety, a jak na mężczyzn.

– Czyli mam szansę? – Dorota jak zwykle nie odpuszczała. Jej głupota już nieraz przysporzyła jej kłopotów, ale tym razem byłam prawie pewna, że jej się nie uda wyrwać gościa marszałka, choć ja też wcale nie miałam na to ochoty.

– Chyba nie jesteś w jego typie – odpowiedziałam.

– A co? Woli brunetki? – Dorota założyła blond grzywę za ucho. – A może rude? – Inteligentne, Dorotko. Woli inteligentne kobiety – pomyślałam, ale odpowiedziałam jej:

– Myślę, że jesteś dla niego trochę za młoda. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić Wojtka w roli sugar daddy, nie pasowało mi to do jego wizerunku. Owszem, Natali uwodził wiele kobiet (i ja też należałam do tego niezbyt zaszczytnego grona), ale nie widywało się go z "dzieciakami", a za taką można było uznać młodszą od niego o piętnaście lat Dorotę.

Na szczęście tę rozmowę przerwało nam przybycie marszałka, który przywitał się i zawołał mnie do siebie. Weszłam za nim do jego gabinetu i zamknęłam za nami drzwi.

– Proszę przeczytać – podałam mu maila od przewodniczącego.

– Zidiociał zupełnie! – parsknął marszałek. – Oczywiście, że proszę ich wszystkich zaprosić. Zaraz każę Dorotce obdzwonić powiaty, a oni niech zawiadomią gminy. Proszę zorganizować spotkanie w piątek na jedenastą, żeby nikogo nie zatrzymywać dłużej przed weekendem. Wojtka biorę na siebie – zaoferował się.

– Byłabym wdzięczna – uśmiechnęłam się do szefa.

– Skoro przylatuje do nas, niech popracuje, zanim zacznie weekend – zaśmiał się. – W porządku, pani Marleno. Skoro wszystko już ustalone, to proszę zająć się organizacją spotkania, a potem niech mu pani zabukuje co tam chciał.

– Ale nie muszę mu towarzyszyć przez cały weekend?

– A wymagał tego?

– Powiedzmy, że sugerował...

– Proszę się tym nie przejmować. Jak zaplanuje mu pani pobyt, będzie musiał sobie radzić sam.

– Dziękuję, szefie.

– To ja dziękuję. Niech się pani tak nie stresuje, bo nie mogę sobie pozwolić, żeby mi się asystentka pochorowała przed wyborami.

– Spokojnie, szefie, jestem zdrowa. Proszę zajrzeć w kalendarz, bo uaktualniłam go na ten tydzień.

– Dziękuję, zajrzę, ale w tym tygodniu będę raczej wysyłał wicemarszałków na te durne spotkania. Nie mam do tego głowy.

– Proszę pojawić się jednak na spotkaniu z wyborcami w niedzielę na rynku – przypomniałam mu. – Wojtek... znaczy pan Natali organizuje wiec, trzeba z tego skorzystać.

– Wojtek? – szef spojrzał na mnie podejrzliwie. – Zakumplowaliście się, co?

– Mamy podobne wykształcenie i wspólne zainteresowania – wykręciłam się.

– Mam nadzieję, że podtrzymuje pani decyzję o pozostaniu we Wrocławiu?

– Oczywiście.

Kiedy wychodziłam, szef wybierał akurat numer do przewodniczącego. Właściwie cieszyłam się, że nie będę musiała słuchać ich rozmowy, przypominając sobie, jak wyglądała ona ostatnim razem...

Poniedziałek nigdy nie był moim ulubionym dniem tygodnia. To chyba dotyczyło wszystkich ludzi zatrudnionych na jakimkolwiek etacie i nie sądziłam, żebym była w tej kwestii wyjątkiem. W południe myślałam już tylko o tym, kiedy ten dzień się skończy. I wtedy dostałam SMS-a od Wojtka: "A jednak będę musiał się spotkać ze starostami i wójtami? Jak to zrobiłaś? Powiedz mi, jak ty to robisz, Marleno, że faceci jedzą ci z ręki i ustawiają się w kolejce? I ja też jestem jednym z nich...".

Przeczytałam jego wiadomość ze trzy razy, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam. – Co to ma znaczyć? Czy ten facet zwariował? Jak się ode mnie nie odczepi, to będę miała kłopoty. Oboje będziemy mieć. A przecież to jest rok wyborczy... – Nic nie mogłam poradzić na to, że żyłam pracą i zawsze wyobrażałam sobie konsekwencje różnych wydarzeń. Konsekwencje dla kariery w polityce również. Wojtek mógł być sobie Casanovą, dopóki oficjalnie był singlem, ale jeśli wydałoby się, że zabawia się z mężatkami, na pewno by stracił trochę poparcia. To samo zresztą dotyczyło mojego szefa, dlatego tyle razy powtarzałam mu, żeby był ostrożny. Nadal nie wiedziałam zresztą z kim się spotykał, więc wyglądało na to, że był.

Konsekwencji takiej historii medialnej z własnym udziałem wolałam nawet nie rozpatrywać. To by była koszmarna katastrofa dla mojej rodziny i kariery. Pozostałoby zapaść się pod ziemię ze wstydu. Odpisałam więc Wojtkowi: "Panie Przewodniczący, uprzejmie proszę zastosować się do planu pobytu zaproponowanego przez Pana Marszałka. W razie pytań organizacyjnych, służę pomocą. Z wyrazami szacunku, Marlena Zawiślak".

Kiedy zastanawiałam się nad tym wszystkim, dostałam następną wiadomość, tym razem na numer prywatny. Zdziwiłam się, bo nie wiadomo czemu spodziewałam się, że to Wojtek odpisze mi od razu. A to była wiadomość od Wiktorii: "Marleno, skąd jesteś?" – O, a to ciekawe pytanie. Vicky Lee mnie namierza? – zażartowałam sobie z czarnym humorem. – Ale w sumie co mi zależy? Wrocław jest na tyle dużym miastem, że nawet gdyby chciała, nie znalazłaby mnie. – "Pracuję we Wrocławiu, mieszkam w domu na przedmieściach, ale nie pochodzę stąd. A ty skąd jesteś, Wiktorio?", odpisałam z podobnym pytaniem na końcu i uśmiechnęłam się mimowolnie. "Mieszkam w Wałbrzychu i pochodzę z okolic", odpowiedziała mi zaraz. "To niedaleko", zauważyłam. "To prawda :-)".

Zaraz zaczęłam się zastanawiać, co osoba tak postępowa, wykonująca odważny i nietypowy zawód, jak Wiktoria, robi w zaściankowym Wałbrzychu, ale moje rozmyślania przerwała odpowiedź na służbowy telefon od Wojtka: "Dziękuję uprzejmie za kurtuazyjne ściągnięcie mnie na ziemię i grzeczne, acz stanowcze, przypomnienie mi, gdzie jest moje miejsce. Postaram się z niego nie oddalać, żeby nie zakłócać Pani spokoju ducha. Z wyrazami szacunku, Wojciech Natali". – O, żesz, kurczę pieczone! – pomyślałam. – Ale mi dał odpowiedź! – Gdybym była normalną kobietą, pewnie posikałabym się w gacie ze szczęścia nad taką atencją. Nie byłam jednak normalna. Kochałam mojego męża, który mnie zdradził z jakąś zdzirowatą fryzjerką, bo lubiła brać w dupę... i którego ja zdradziłam z przystojnym i inteligentnym facetem, nie rozumiejącym najwidoczniej co znaczy termin "jednorazowa przygoda". W tym momencie pomyślałam, że moje życie jest porąbane. – Mogło być tak pięknie, a niedługo skończę jako bohaterka jakiegoś skandalu wyborczego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro