Rozdział IV - Pasje łączą
– Nie uciekam, panie Wojciechu – odpowiedziałam natychmiast. – Po prostu mój szef wyszedł, więc nie widzę powodu, żebym musiała przebywać na tej imprezie.
– Wojtku. Proszę mi mówić po imieniu. – Natali spojrzał na mnie używając całego swojego czaru.
– W porządku, Wojtku, nie widzę powodu, żebym musiała tu jeszcze być.
– A ja nie mogę być powodem? – spytał, przewiercając mnie wzrokiem, a ja poczułam, że powinnam się stamtąd ewakuować jak najszybciej.
– Chyba nie powinieneś być – odparłam niepewnie.
– Marleno... – Natali parzył mnie swoim spojrzeniem – zostań, proszę, jeszcze chwilę. Nigdy nie mam okazji z tobą porozmawiać sam na sam.
– A mamy o czym? – udałam zdziwienie, próbując zamaskować wrażenie, jakie on na mnie robił.
– Mamy wiele wspólnych tematów. Słyszałem, że też zrobiłaś doktorat z marketingu politycznego. Gdzie?
– Na Uniwersytecie Wrocławskim – odpowiedziałam, rozluźniając się trochę, kiedy rozmowa zeszła na tematy naukowe i zawodowe.
– A ja na Warszawskim – wyznał.
– Jaki temat? – spytałam już śmielej.
– Kampania wyborcza na poziomie samorządowym, rzecz jasna – zaśmiał się.
– Mogłam się domyślić. – Też się zaśmiałam.
– A ty?
– Patologie kampanii wyborczych na szczeblu lokalnym na przykładzie Dolnego Śląska – odparłam.
– Ostro – zachichotał. – Nie kojarzę cię z patologiami.
– Ja też nie kojarzyłam wyborów samorządowych z patologiami, dopóki nie zaczęłam w jednym samorządzie pracować – odparłam z uśmiechem.
Wojtek wziął mnie pod rękę i zaprowadził do stolika z szampanem i podał mi lampkę, a potem usiedliśmy na kanapie pod ścianą. Cały czas nawijał mi o swojej koncepcji kampanii, a ja od czasu do czasu wtrącałam „Ach, to świetny pomysł", a rzadziej: „Ja bym to zrobiła inaczej". Wtedy pytał mnie, jak... Zatraciłam się w rozmowie z nim na tematy zawodowe i nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się późno.
– Przepraszam, chyba powinnam już wracać do pokoju – zauważyłam, kiedy drugi raz z trudem powstrzymałam ziewanie. Bynajmniej nie z powodu nudy. Po prostu ze zmęczenia.
– Zostań jeszcze chwilę, proszę. Tylko jeden taniec – spojrzał na mnie, uśmiechając się ujmująco. Jego ciemnoniebieskie oczy wyglądały jak nocne jezioro, w którym odbijały się gwiazdy. – Jaki ten facet jest przystojny – pomyślał po raz kolejny mój odurzony szampanem i jego zapachem mózg. – Masz męża, Marleno. Co prawda zdrajcę, ale jednak męża – odpowiedział mój głos rozsądku. – Ale to tylko jeden taniec – przypomniał niepoprawny kusiciel, który wciąż nie chciał się zamknąć.
Wojtek wyglądał, jakby był zupełnie nieświadomy rozmowy, którą toczyłam sama ze sobą. Tylko czekał, uśmiechając się zachęcająco.
– W porządku, jeden taniec – odpowiedziałam. Ucieszył się i porwał mnie praktycznie na parkiet.
– Dziękuję – odpowiedział, ciągle pożerając mnie wzrokiem, kiedy obejmował mnie lewym ramieniem, a prawą ręką trzymał moją dłoń. Poruszaliśmy się lekko w rytm muzyki, a ramię Wojtka coraz mocniej przyciągało mnie do niego. W końcu stykaliśmy się prawie całą powierzchnią ciała. Czułam się jednocześnie zażenowana i zaintrygowana. Od kilku lat nie byłam tak blisko z żadnym mężczyzną poza moim mężem. – No właśnie, Marleno. Nie powinien dotykać cię nikt oprócz męża. – Wojtek jednak najwyraźniej nie miał takich oporów, bo w kiedy piosenka się skończyła, pochylił się w moją stronę i szepnął mi do ucha: – Odprowadzę cię do pokoju, chyba że chcesz jeszcze potańczyć?
– Nie, już mi wystarczy. Jestem trochę zmęczona – odpowiedziałam. – Ale dziękuję za miły taniec i za propozycję. Wrócę jednak do pokoju sama.
– Pozwól mi być dżentelmenem – nalegał Wojtek.
– W porządku – zgodziłam się. – Jeśli masz zamiar być dżentelmenem, to możesz mnie odprowadzić – spojrzałam na niego znacząco. Zarumienił się. – Ja pierdolę, on się zarumienił, a ja się jaram. Co ten facet ze mną robi?
Natali odprowadził mnie do pokoju hotelowego. Co zaskakujące, nikt z sali nie zwrócił na nas uwagi, wszyscy zajęci byli rozmowami przy stoliku z mocniejszymi alkoholami. Pod drzwiami Wojtek zatrzymał się spojrzał na mnie pytająco.
– Dziękuję ci za rozmowę i taniec. – Zanim zdążyłam zareagować, wziął moją dłoń w swoją i podniósł sobie do ust, składając na niej gorący pocałunek. Prąd, który przeszedł przez moje ciało, był adekwatny do stopnia mojej frustracji małżeńskiej. Powstrzymałam się ostatkiem sił i zabrałam mu dłoń.
– Ja również dziękuję za miły wieczór. Do zobaczenia jutro – odpowiedziałam i obróciłam się w stronę drzwi. Wojtek zniósł dzielnie tę oczywistą odmowę pogłębiania relacji, skłonił się, jak na dżentelmena przystało, i odszedł. Pewnie wrócił na salę bankietową.
Najpierw rzuciłam się na łóżko i westchnęłam głośno. Musiałam przyznać sama przed sobą, że niewiele brakowało, żebym zaprosiła Nataliego do swojego pokoju, a przecież tego nie chciałam. Sięgnęłam po swój telefon, szukając tam jakiejkolwiek wiadomości od Huberta lub śladu, że próbował się ze mną skontaktować, jednak nie zobaczyłam tam nic. Znowu w oczach pojawiły mi się łzy. Nie potrafiłam ich powstrzymać.
Kiedy się wypłakałam, zmyłam w łazience makijaż i poszłam pod prysznic. Potem przebrałam się w koszulkę nocną i wybrałam jeszcze raz numer Huberta. Po kilku sygnałach znowu włączyła się poczta głosowa. Wkurzona, rzuciłam telefonem o łóżko, a on odbił się i spadł na podłogę.
– A niech to szlag! – zaklęłam, kiedy zbierałam go spod łóżka. Na szczęście się nie uszkodził, bo hotelowa podłoga była pokryta dość miękką wykładziną.
Już miałam się położyć, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona podeszłam i ostrożnie je otworzyłam. Przede mną stał Wojtek, wyraźnie po jakimś mocniejszym alkoholu, ale trzymał się całkiem prosto. Tylko oczy miał bardziej błyszczące niż zwykle.
– Słucham cię, Wojtku?
– Zaprosisz mnie do pokoju, Marleno? – spytał. Teraz już zrozumiałam ten dodatkowy alkohol. Widocznie potrzebował czegoś na odwagę, żeby o to spytać.
– Wejdź – zdecydowałam. Wolałam to niż rozmowę z nim na korytarzu hotelu. Przecież wszyscy nas tu znali. Otworzyłam szerzej drzwi. Od wszedł szybko i jeszcze szybciej je za sobą zamknął. – W czym mogę ci pomóc? – spytałam, kiedy rozsiadł się wygodnie w fotelu.
– Myślę, że to ja mogę pomóc tobie – odpowiedział.
– Skąd ten pomysł? – zdziwiłam się.
– Stąd, że znowu płakałaś, widzę po twoich oczach – spojrzał na mnie. Na jego twarzy nie zobaczyłam ani krztyny prześmiewczości. Był zupełnie poważny i patrzył na mnie... z troską.
– No i co z tego? Mam prawo płakać, to normalne.
– A przeklinanie i rzucanie czymś po pokoju też uważasz za normalne?
– Ja... Skąd to wiesz?
– Stąd, że stałem pod twoimi drzwiami przez chwilę, zanim odważyłem się zapukać – odpowiedział. – O cholera!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro