Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I - Praca dzieli

Marzec 2018.

– Co ważnego mamy do zrobienia jutro po południu? – usłyszałam głos mojego męża, Huberta, kiedy już zamykałam oczy. Ja wiedziałam, do czego zmierzał. – Pewnie chce wymigać się od którychś obowiązków i wyjść z domu, byle jak najdalej od tego majdanu. Nic z tego! Nie dam się zostawić po pracy sama z trójką dzieciaków!

– Człowieku, zlituj się, jest poniedziałek, dwudziesta trzecia trzydzieści. Śpię – odburknęłam.

– To kiedy mam z tobą porozmawiać? – spytał Hubert z pretensją.

– Dopiero mieliśmy weekend...

– Marlena, to ważne. W weekend też nie miałaś dla mnie czasu – żachnął się.

– Ja nie miałam? Może jakbyś spędził sobotę z rodziną, a nie z kolegami na rybach, to znalazłbyś czas – odparłam złośliwie. – Ja akurat weekendy wolę spędzać w domu, bo przez cały tydzień mało co w nim jestem.

– Dobra, nie chcesz gadać, to nie. Sam sobie poradzę – odpowiedział z fochem, po czym obrócił się do mnie plecami. Zamknęłam oczy, ale nawet przez zamknięte powieki zauważyłam błysk światełka telefonu. – Co mój mąż robi z telefonem przed północą?

Zasnęłam jednak szybciej niż bym chciała. Mój mózg po prostu czasem sam wyłączał się z przemęczenia i to był ten przypadek.

Następnego dnia rano, po całych sześciu godzinach snu, obudził mnie budzik ustawiony w telefonie, przyjemna i spokojna melodyjka, która dopiero rozkręcała się z czasem. Przekręciłam się na drugi bok i moja ręka natrafiła na małe ciałko. – Och, Kajtek znowu przyszedł w nocy – zauważyłam. Obróciłam się całkiem i spojrzałam na śpiących synka i męża. Mały był tak podobny do Huberta, że wszyscy żartowali sobie, że nie jestem jego matką, tylko kserokopiarką.

A jednak byłam matką. O jego przyjściu na świat przypominała mi pozioma blizna na podbrzuszu. Drugie dziecko, które urodziłam, ale pierwsze przez cesarskie cięcie. Bidulek tracił tętno i nie doczekał naturalnego porodu. Pierwszy poród wspominałam bezproblemowo. Moja córka urodziła się szybko i bez żadnych komplikacji. Nie spodziewałam się, że dziesięć lat później będzie zupełnie inaczej.

A jednak Kajetan był zdrowym dzieckiem i prawie bezproblemowym. Prawie. W wieku ponad trzech lat ciągle zdarzało mu się przychodzić do nas w nocy. No i miał te paskudne alergie pokarmowe. Przez to, że nie jadł pszenicy, białka krowiego i kurzego, musiałam mu sama szykować wszystkie posiłki do przedszkola, a to oznaczało dodatkowe codzienne wieczorne gotowanie... – Ktoś tam się chciał ze mną zamieniać? I co? Już nie chcecie? A to jeszcze nie koniec...

Ubierając się w moje służbowe ciuchy, czyli granatową garsonkę, białą koszulę, w której jedyną ekstrawagancją był dekolt, troszkę większy niż wypada... cieliste rajstopy i czarne szpilki, patrzyłam na moich śpiących chłopców. Jeśli przypadkiem wywnioskowaliście z poprzednich akapitów, że nie kochałam męża, to jesteście w błędzie.

Zakochałam się w Hubercie jako dojrzała kobieta. Wiele nas połączyło. Oboje mieliśmy za sobą nieudane związki, z których mieliśmy córki. Moja Kornelia była o dwa lata starsza od jego Kamili. Obecnie dziewczyny miały trzynaście i jedenaście lat i całkiem nieźle się dogadywały. Oboje mieliśmy też niezaspokojone pragnienie miłości i akceptacji, której nie zaznaliśmy w poprzednich małżeństwach. W końcu, mąż po prostu mi się podobał jako mężczyzna. Lubiłam na niego patrzeć, dotykać go, przytulać się, całować. Między nami była chemia. Na początku związku, nasz seks, to były burze z piorunami.

Gorzej było z przyzwyczajeniami, stylem życia i codzienną rutyną. Każde z nas robiło w życiu co innego, kiedy się poznaliśmy. Hubert był jeszcze wtedy zawodowym żołnierzem, ale niewiele brakowało mu do emerytury. Ja właśnie wtedy awansowałam ze stanowiska zwykłej urzędniczki i zostałam asystentką lokalnego polityka, który miał regionalne aspiracje.

Mój szef, Ryszard Krawczewski, uważał, że kobieta z doktoratem z marketingu politycznego, która zna trzy języki obce i nieźle się prezentuje, będzie jego asem w rękawie i pomoże mu zdobyć niezdecydowanych wyborców. I tu się nie pomylił...

Mój mąż za to został wychowany w świecie, gdzie kobieta powinna siedzieć w domu i wychowywać dzieci. Chociaż był ze mnie dumny i sam podkreślał przy swoich znajomych, że zarabiam więcej od niego, oczekiwał ode mnie cudów na wszystkich polach, zapominając, że miał do czynienia z żywym człowiekiem, a nie robotem. I tu się zderzały nasze „chcieć" i „móc".

Tego ranka, tak jak każdego innego, ubrałam się, przygotowałam kanapki do szkoły dla dziewczyn, spakowałam torbę z jedzeniem i rzeczami na zmianę do przedszkola dla Kajtka, a potem zrobiłam kawę dla Huberta. Dopiero kiedy musiałam już wychodzić, obudziłam całą ferajnę. Szybki buziak dla męża i syna, przytulasy dla córki i pasierbicy, i mogłam wyjść do świata, gdzie nie było miejsca na czułości.

Polityka, to twarda gra. Wygrywa tylko najlepszy. – Tak, Marleno. Skup się. Wtorek, konferencja, oczy dookoła głowy. Wyglądasz zajebiście i musisz trzymać poziom. Niech nikt nie widzi twoich słabości. Przez najbliższe dziesięć godzin nie masz męża i dzieci. Masz pracę.

Miałam szczęście, że Hubert przeszedł na tę wojskową emeryturę w wieku trzydziestu pięciu lat, naprawdę. Tylko dzięki temu nie musiałam się martwić, kto zaprowadzi mojego syna do przedszkola i go stamtąd odbierze o sensownej porze. Hubert pracował dorywczo w warsztacie, bo z wykształcenia był mechanikiem, ale ustawiał sobie godziny pracy tak, żeby mógł rano i po południu zająć się naszym synkiem. Dziewczyny na szczęście były już na tyle ogarnięte, że nie trzeba było ich nigdzie prowadzić i znikąd odbierać. – Może Kajtek też kiedyś osiągnie ten poziom?

O siódmej czterdzieści pięć, przekroczyłam próg Urzędu Marszałkowskiego we Wrocławiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro