IV.6.
– Kto to jest, ten na zdjęciu z tobą? – powtórzył pytanie Hubert. Jego oczy ciskały gromy.
– Jeden z czołowych polityków KKS, który ze mną zatańczył jeden taniec. Nie wiem, kto zrobił nam to zdjęcie ani kto je przysłał, bo nie znam tego numeru. – Nie miałam zamiaru mówić mężowi nic więcej. – Nie, dopóki nie powie mi, gdzie i z kim był... – To ty masz mi coś do wyjaśnienia, Hubert. – Spojrzałam na męża znacząco, a on spuścił głowę.
– Masz rację – ukrył twarz w dłoniach. Po chwili znowu spojrzał na mnie. – Marlenko, ja cię kocham, wybacz mi, proszę...
– Dlaczego to zrobiłeś? Wiesz, jak poczułam się, kiedy nie wróciłeś na noc, nie odpisałeś na wiadomości, nie odbierałeś telefonu, a potem usłyszałam ten głos? I twój? Wiesz???! – wydarłam się.
– Jestem idiotą. Byłem wściekły, mówiłem ci przecież...
– I to cię tłumaczy?
– Marlena...
– Nie marlenuj mi tu! Jesteś świnią! Wszystkich bym o to podejrzewała, wszystkich, rozumiesz??? Ale nie ciebie... – Nawet nie wiesz, co ja przez ciebie zrobiłam.
– Wybacz mi. – Hubert położył głowę na stole i przykrył ją rękami.
– Wstań, idioto – zażądałam.
– Kochanie...
– Mam dość.
– Jak to? – zdziwił się. – I co teraz będzie?
– Nie wiem. Potrzebuję czasu – musiałam przyznać.
– Jakiego czasu? Na co? – spytał przestraszony.
– Na zastanowienie, oczywiście. Na razie uznajmy, że nas nie ma. Będziesz spał na kanapie i nie waż się mnie dotykać.
– Żartujesz, prawda?
– Nie. Nie żartuję. Muszę się zastanowić czy chcę, żebyś był jeszcze moim mężem.
– Marlena, oszalałaś?
– Ja??? A nie ty przypadkiem? Posłuchaj, Hubert... Albo odejdziesz od razu albo przystaniesz na moje warunki. Jak będzie?
– Będę o ciebie walczył.
– Zbytek łaski – prychnęłam.
– Marlena, ja mówię poważnie. Przekonam cię, że warto mi uwierzyć.
– Raz już mnie przekonałeś i ja ci uwierzyłam. Niedawno mówiłeś mi, że jestem twoją jedyną kobietą i nie potrzebujesz nikogo innego – zauważyłam i spojrzałam na niego karcąco. Cały czas powtarzałam sobie, że ja zdradziłam go tylko dlatego, że on to zrobił. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogło być inaczej... W myślach obarczyłam go winą za obie zdrady – jego i moją. Może chciałam w to wierzyć, a może było mi tak wygodniej, grunt, że potraktowałam tę sprawę bardzo relatywnie. Hubert nie wiedział, że ja też nie mam z czego być dumna. Na razie jednak wolałam przelać całą moją złość na niego...
Mój mąż przyjął swoją winę z godnością. Nie krzyczał, nie buntował się, tylko posłuchał.
– W porządku – odpowiedział mi po chwili zastanowienia. – Będę spał na kanapie. Na pewno się nie wyprowadzę z naszego domu, możesz o tym zapomnieć. Postaram się przekonać cię, że nie warto ze mnie rezygnować. – Hubert spojrzał na mnie. Miał żałosną minę, choć widać było, że z całej siły próbuje się trzymać. Zrobiło mi się go strasznie żal i o mało się nie złamałam, taką miałam ochotę go przytulić. Pomyślałam też o tym, że powinnam mu powiedzieć o mojej zdradzie, ale na razie nie byłam w stanie tego zrobić.
– Zobaczymy – odpowiedziałam nonszalancko.
– Zobaczysz, kochanie. I tak, będę tak na ciebie mówił, nawet jeśli nie pozwalasz mi się dotknąć, bo cię kocham, rozumiesz?
– Jeszcze o tym porozmawiamy, pewnie nie raz. A na razie mamy cały dzień przed sobą.
– Chyba pierwszy raz jesteśmy w domu razem bez dzieci w tygodniu – zauważył.
– To prawda – musiałam przyznać. – Szkoda, że okoliczności są niezbyt zachęcające – puściłam do niego oko.
– Szkoda, to prawda... Ale mam pomysł – ożywił się nagle.
– Tak?
– Tak, żono. Zapraszam cię dziś na obiad. Pójdziesz ze mną?
– Nie gotujemy w domu?
– Nie. Zapraszam cię do restauracji. Trzeba skorzystać z tego, że nie ma dzieci. To jak? Zgodzisz się? Na lazanię do włoskiej knajpy? – zrobił zachęcającą minę i uniósł brew w oczekiwaniu. – A co mi tam! Nie byłam z mężem na lazanii od pięciu lat...
– Zgoda. O której mam być gotowa?
– O czternastej pasuje?
– Pasuje.
– No to mamy randkę – uznał Hubert. – A teraz co będziesz robiła?
– Odpoczywam po pracującym weekendzie – odpowiedziałam.
Zrobiłam sobie kanapkę, wzięłam tablet i wystawiłam leżak na taras. Zapowiadał się ciepły dzień, więc chciałam poczytać na ogrodzie.
Najpierw zalogowałam się na Facebooka, ale na prywatne konto. Moje postanowienie, żeby żyć dziś bez pracy było na razie bardzo silne. Należało mi się to po całym pracującym tygodniu. Jak zwykle znalazłam tam pełno nieodebranych wiadomości, nieodczytanych powiadomień i interesujących wpisów. Zatonęłam w świecie wirtualnym.
W pewnym momencie trafiłam na mem, który odpowiedział na wszystkie moje aktualnie niezaspokojone potrzeby. Na zdjęciu był leżak ustawiony pod słomianym parasolem na egzotycznej plaży. Na leżaku kobieta z książką. I podpis: "Czego więcej ci potrzeba?". Pod memem było już kilka komentarzy, więc i ja dopisałam swój. "Niczego więcej". Jak bardzo cieszyłam się w tamtym momencie, że gdzieś na świecie są ludzie, którzy lubią to samo co ja. Poczułam prawdziwe pokrewieństwo dusz, nawet jeśli na odległość.
Oczywiście, praca i tak w końcu się do mnie dobiła. Moja służbowa komórka dzwoniła tak długo, że usłyszałam ją z tarasu. Numer się wyświetlił, ale nie miałam go w kontaktach... – Uwielbiam to...
– Marlena Zawiślak, słucham?
– Biuro Przewodniczącego Konwencji Krajowej Samorządowców, Wojciecha Natali, łączę z szefem – usłyszałam w słuchawce. – Nie wierzę, to chyba jakaś kpina...
– W porządku, proszę połączyć – odpowiedziałam jednak. Ostatecznie zbliżały się najostrzejsze miesiące kampanii wyborczej, a to mogło być pilne.
– Słucham? – powtórzyłam, kiedy usłyszałam kliknięcie sygnalizujące odebrane połączenie.
– Już myślałem, że się rozłączysz – powiedział Wojtek. – Czemu nie odpowiadasz mi na wiadomości, Marleno?
– Czy to służbowa rozmowa? – spytałam, już wkurzona.
– Nie...zupełnie.
– Służbowa czy nie? Pytam, bo mam dziś wolne i w ogóle nie powinnam odbierać tej komórki – burknęłam.
– Prywatna, Marlenko. Nie mam innego numeru do ciebie.
– Teraz żałuję, że masz ten... Czemu mnie dręczysz? – spytałam.
– Dręczę cię? Myślałem, że coś nas połączyło.
– Owszem. Jesteś fascynującym człowiekiem, świetnie się z tobą rozmawia i dobrze się czuję w twoim towarzystwie. Ale to tyle.
– Nic więcej? Nie czułaś tego... przyciągania?
– Czułam i dlatego uważam, że nie powinniśmy się kontaktować pozazawodowo. Przypominam ci, że mam rodzinę.
– Wyjaśniłaś już z mężem tamtą historię?
– To nie twoja sprawa, Wojtek – warknęłam, może trochę zbyt ostro, ale ta rozmowa mnie irytowała. Zaraz jednak złagodziłam ton. – Proszę, daj mi spokój.
– Spróbuję. Przepraszam, jeśli czujesz, że ci się narzucam. Po prostu nie mogę przestać o tobie myśleć od tamtej nocy...
– Wybacz, ale nic z tego nie będzie. Kocham męża, mimo wszystko – odpowiedziałam szczerze. – Nie dzwoń do mnie inaczej niż w sprawach zawodowych, proszę.
– W porządku. Jeszcze raz przepraszam. Do usłyszenia – usłyszałam w słuchawce i Wojtek się rozłączył. – Czemu on się tak przyczepił? – zastanowiłam się, ale nie znalazłam odpowiedzi. Nie czułam się osobą kompetentną w kwestii męskich uczuć. Generalnie, całe życie faceci mnie zaskakiwali. Ciężko było mi ich zrozumieć. Teraz też nie docierało do mnie, że jeden z największych niebieskich ptaków polskiej polityki po jednej wspólnie spędzonej nocy, która miała służyć jako zapomnienie i zostać zapomnianą, poczuł coś innego i dążył do kontaktu ze mną. Owszem, wiele nas łączyło, ale ja nie zamierzałam tego kontynuować.
Wyciszyłam służbową komórkę i wróciłam na taras do swojego książkowego świata. Zaczęłam czytać nowość, którą znalazłam na Legimi dzięki grupie, ale w połowie zmorzył mnie sen.
Kochani! Tak się kończy Rozdział IV. Jestem ciekawa czy macie swoje przewidywania co do tego jak potoczy się sprawa z małżeństwem Marleny i jej znajomością z Wojtkiem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro