Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.3.

Wojtek kochał się ze mną dwa razy, tak jak obiecał. Ja całkiem się rozluźniłam i przestałam się przejmować tym, że zdradziłam męża na konwencie. – Sam się o to prosił, prawda? – Pierwszy raz w życiu przespałam się z facetem, którego nie kochałam i okazało się, że to wcale nie było takie straszne. Przynajmniej wtedy tak myślałam.

Kiedy nad ranem Natali wychodził ode mnie, posłał mi jeszcze w locie buziaka i podziękował za wspólnie spędzoną noc. A ja godzinę później, po prysznicu i ubrana na drugi dzień konwentu, odebrałam wiadomość od męża. „Przepraszam, kochanie, że się nie odzywałem, ale zostawiłem w piątek telefon u Freda i dopiero go odebrałem. Co u ciebie? Kocham. H.". ­ – Pierdolony kłamca – pomyślałam tylko, kiedy odczytałam ten stek bzdur. Tym bardziej postanowiłam nie żałować tego skoku w bok. Zresztą, bądźmy szczerzy, nie można było żałować nocy spędzonej z Wojciechem Natalim, nawet jeśli oznaczała zdradę tego, w co wierzyłam. Wierności wobec swojej miłości...
Wojtek pozwolił mi choć na chwilę zapomnieć o tym, jak się zachował mój mąż, ale trzeba było wrócić do rzeczywistości. Poranna wiadomość od Huberta znowu wytrąciła mnie z równowagi. Jakkolwiek nie byłabym wściekła na niego, to jednak ciągle był mój ukochany mąż. W końcu pojawiły się wyrzuty sumienia. Przecież nie musiałam go zdradzać... – Czemu muszę być taka durna? Czemu zawsze czuję się winna? 

Musiałam sobie szybko przypomnieć, że jeszcze byłam w pracy, żeby nie rozkleić się całkiem. Przywołałam profesjonalny uśmiech i obojętny wyraz twarzy, żeby nie było po mnie widać niczego. – Wojtek miał rację, że tłumię w sobie emocje... – Ubrałam się, przygotowałam do drugiej części konferencji i poszłam na śniadanie. 

To był obraz nędzy i zniszczenia. Większość towarzystwa, zwłaszcza politycy z niższego szczebla samorządów, była potwornie skacowana. Czerwone twarze, przekrwione oczy i zapach nie do końca przetrawionego alkoholu pokazały mi, że ci ludzie pewnie zupełnie niedawno opuścili salę bankietową. Wojtek już był. Wykąpany, ogolony, w nowym garniturze i czystej koszuli prezentował się jak zwykle nienagannie. Uśmiechnął się na mój widok, ale nie podszedł do mnie. Byłam mu wdzięczna, że nie zwraca na mnie uwagi, bo moja równowaga emocjonalna była bardzo krucha. Wolałam z nim nie rozmawiać, tym bardziej, że czułam się coraz bardziej winna. 

Mój szef wyglądał całkiem nieźle i przypuszczałam, że nie alkoholizował się szczególnie poprzedniego wieczoru. Byłam prawie pewna, że nie spędził tej nocy w hotelu, ale nie zamierzałam mu się mieszać w życie prywatne, dopóki obiecał uważać na dziennikarzy. Właściwie, to nawet mi było na rękę, bo nie mógł zobaczyć mnie z Natalim. Byłam trochę ciekawa tajemniczej "Marysi", z którą marszałek się umawiał i miał spotkać w Warszawie, ale tylko trochę. Ostatecznie, wolałam się o niej nie dowiedzieć, jeśli to zagwarantowałoby, że nikt inny by się o niej nie dowiedział (a zwłaszcza dziennikarze). Wtedy to do mnie dotarło... – To musi być ta kobieta, z którą widział szefa Dybczyński! – Moja ciekawość trochę wzrosła, ale to nadal były prywatne sprawy Krawczewskiego. Nie byłam najodpowiedniejszą osobą do osądzania małżeńskiej wierności. Już nie...

– Wszystko w porządku, pani Marleno? – spytał marszałek, witając się ze mną.

– Jak najbardziej. W zasadzie mogłabym spytać o to samo – zażartowałam sobie. Szef uśmiechnął się, lekko zakłopotany. – Mam nadzieję, że nie dał się pan nikomu przyłapać...

– Ja też mam taką nadzieję. 

– Wie pan, że partia rządząca szuka haków na opozycję, zwłaszcza, że szykują się do przejęcia samorządów.

– Nie musi mi pani o tym powtarzać. Mówiłem już, że jestem ostrożny – odpowiedział pewnie.

– Cóż... ufam panu, szefie. Nie chciałabym musieć potem odkręcać jakiegoś skandalu, a moje przeczucie mówi, że byłoby o czym pisać...

– Ma pani doskonałe przeczucie. Proszę dalej ufać swojej intuicji – stwierdził mój szef. – A teraz życzę smacznego.

Po śniadaniu niektórzy, w tym marszałek, wrócili jeszcze do swoich pokojów, ale ja poszłam prosto na salę konferencyjną. Okazało się, że przyszłam pierwsza, ale zaraz po mnie wszedł tam przewodniczący KKS. 

– W końcu jesteśmy sami – powiedział, podchodząc do mnie sprężystym krokiem i całując w policzek. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tej poufałości, Marleno?

– Nie mam, o ile rzeczywiście nikt nas nie widzi – odparłam. – Wolałabym, żeby nikt się nie dowiedział o mojej wczorajszej... niedyspozycji. – Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Tak to nazywasz?

– No wiesz... przecież niecodziennie płaczę, przeklinam i rzucam telefonem – wyjaśniłam mu, unikając tematu, który najwyraźniej chciał poruszyć.

– Dobrze wiesz, że nie o to pytałem. – Wojtek podszedł bliżej i spojrzał mi w oczy, ale w tym momencie na salę weszło kilka osób i dokończył rozmowę już zupełnie inaczej: – Dziękuję pani, rzeczywiście, najlepiej będzie, jak spytam marszałka osobiście. – Podał mi rękę i poszedł w stronę podium, gdzie po chwili zaczął układać jakieś kartki. Ulżyło mi, że nie musiałam mu się tłumaczyć. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że on nie będzie o to pytał. Stało się. Po co to roztrząsać? Przecież było wiadomo, że to raczej jednorazowa akcja. Ja mieszkałam we Wrocławiu, on w Warszawie. Poza tym nie szukałam sobie kochanka. Nie powinnam. Cokolwiek się zdarzyło, ja ciągle kochałam mojego Huberta. Aż za bardzo, patrząc na to, co on zrobił...
Niedzielna część konwentu była już, moim zdaniem, zbędna i miała chyba służyć tylko daniu możliwości wytrzeźwienia uczestnikom po sobotnich baletach. Nie wypadało (a czasem nie było można) wracać z konferencji połączonej ze szkoleniem na kacu. Szkoda tylko, że czas, sen, śniadanie, kilka godzin szkolenia i obiad nie były w stanie wyleczyć nikogo z kaca moralnego. Ja z każdą godziną czułam się coraz gorzej. Musiałam patrzeć na Wojtka, współsprawcę mojej zdrady, słuchać go, podziwiać (nie dało się nie) i znosić jego pytające spojrzenia na sobie od czasu do czasu. Chwilami miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale trzymałam się dzielnie, starając się, żeby nic nie było po mnie widać, szczególnie, że musiałam siedzieć z szefem w pierwszym rzędzie. W przerwach uciekałam do toalety, żeby zminimalizować ryzyko niechcianej rozmowy. 

Wreszcie doczekałam się zakończenia tej męki. Wojtek zamknął konwent i zaprosił uczestników na obiad. Mój szef usiadł bardzo blisko niego, a ja specjalnie odczekałam aż wszystkie szychy zajęły miejsca przy stoliku przewodniczącego, żeby usiąść zupełnie gdzie indziej. Obiad, choć był pyszny, ledwo przeszedł mi przez gardło. Zżerał mnie stres, bo, po pierwsze, widziałam, że niedługo będę lecieć samolotem, a po drugie, czekała mnie konfrontacja z mężem i to bynajmniej nie z powodu mojej niewierności, bo o niej nie wiedział i miał się nie dowiedzieć. Po prostu nadal nie chciało mi się wierzyć w to, co zrobił mój Hubert. 

Po obiedzie odebrałam następną wiadomość od męża: "Kochanie, czemu nie odpowiadasz mi od rana? Martwię się. Jestem z dziećmi u moich rodziców, po obiedzie wrócimy do domu. A ty kiedy będziesz?". – Jak on może tak spokojnie mnie o to pytać?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro