Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.6.

Spędziłam z mężem niesamowity weekend. Dawno się już tak dobrze nie bawiłam. I dawno nie uprawiałam tyle seksu. No, oczywiście, nie tylko to robiliśmy, ale to była jedyna rzecz, z którą nie można było poszaleć, kiedy dzieci były w domu. Hubert też wyglądał na zadowolonego i odprężonego. Ten reset był potrzebny nam obojgu, żebyśmy przypomnieli sobie, że jesteśmy nie tylko małżonkami i rodzicami, ale też parą ludzi, którzy się kochali i pragnęli nawzajem swojej bliskości.

W niedzielę po południu pojechaliśmy do rodziców Huberta na obiad i po nasze dzieci.

– Jak wam minął weekend we dwoje? – spytał jego ojciec, uśmiechając się sugestywnie i lustrując mnie wzrokiem. Teść nie owijał w bawełnę. Zawsze walił prosto z mostu. Na początku myślałam, że Hubert był inny, ale on jednak sporo odziedziczył po tacie.

– Tato, odstaw viagrę – zażartował sobie mój mąż w stylu swojego ojca – i nie patrz tak na moją żonę, bo nie będziesz mógł spać.

– Przynudzasz, synu – prychnął jego ojciec. – Ładna ta moja synowa, ma na czym usiąść i czym oddychać, muszę sobie popatrzeć, bo tylko to mi zostało – zarechotał po chwili, kiedy do salonu weszła mama Huberta i zmierzyła go oburzonym spojrzeniem.

– A ty znowu swoje, Czesław?

– Cześć, mamo. – Mój mąż podszedł do matki i pocałował ją w policzek.

– Dzień dobry, synu.

– Dzień dobry, pani Heniu – przywitałam się też ja, podając teściowej rękę. Wiedziałam, że Henryka Zawiślak nie przepadała za mną, ale była kulturalną kobietą i nigdy nie okazywała tego wprost. Poza tym dobrze wychowała mojego męża, no i była świetną babcią dla dzieci. Zawsze starałam się być dla niej miła.

– Witaj, moja droga – przywitała się ze mną uprzejmie.

– Mamusiaaaaa! – usłyszałam za jej plecami głos Kajetana, który wybiegł z kuchni i rzucił się na mnie. Z przyjemnością wzięłam go na ręce i uściskałam. Mimo wszystko, zdążyłam się już stęsknić za tym małym łobuzem. Córki, oczywiście, nie zaszczyciły nas takim przywitaniem. Wychyliły się ze swojego pokoju dopiero, kiedy babcia Henia zawołała je na obiad, a dokładnie na rosół, bo w domu Zawiślaków w niedzielę musiał być rosół. Inna zupa byłaby obrazą dnia. Hubert nie tylko nigdy nie mógł się doczekać niedzielnego rosołku u mamusi, ale i na początku naszego związku próbował na mnie wymóc, żebym też zawsze w niedzielę go gotowała. Ostatecznie stanęło na tym, że rosół mieliśmy w domu co drugą niedzielę.

– O, już jesteście – zauważyła Kornelia i podeszła, żeby się przywitać.

– O, tata – Kamila nawet mnie nie zaszczyciła swoją uwagą.

– Może usłyszałybyście nas wcześniej, gdybyście nie siedziały w pokoju ze słuchawkami na uszach – stwierdził Hubert, mierząc swoją pierworodną sugestywnym spojrzeniem. Kamila spuściła oczy, ale po chwili znowu je podniosła i powiedziała:

– Lepiej słuchać muzyki niż jak się babcia z dziadkiem kłócą, a Kajtek wydziera. – Mina mojej teściowej była bezcenna. Ukochana wnuczka chyba nigdy dotąd nie zrobiła jej takiego obciachu. Henryka aż się zapowietrzyła.

– Kamila, jak się odzywasz do dziadków? Masz ich przeprosić – zażądał mój mąż, trochę wkurzony postawą córki.

– Niech się pani nie przejmuje, pani Heniu – wtrąciłam się, zwracając się do teściowej. – Kamila zaczyna dojrzewać i coraz częściej będzie miała takie humory. Już przez to przeszłam przy Kornelii, więc czuję się doświadczona.

– Nie wiedziałam. Nigdy nie miałam córki – westchnęła. Taka była prawda. Zawiślakowie mieli dwóch synów. Hubert był starszy od swojego brata o dziesięć lat. Łukasz mieszkał i pracował z Gdańsku, więc rzadko bywał w domu rodzinnym.

– Będzie dobrze – uspokoiłam teściową.

– Przepraszam, babciu – powiedziała cicho Kamila. W oczach miała już łzy. Zrobiło mi się jej żal, ale nie mogłam podważać zdania Huberta.

– Dziewczynki, to naprawdę ważne, żeby być dla siebie nawzajem miłym – zwróciłam się do córek. – Każdy przeżywa na swój sposób przykrości. Jedna osoba wam okaże, że czuje się skrzywdzona waszą postawą, inna zareaguje agresywnie, a jeszcze inna będzie to trzymać w sobie i cierpieć w milczeniu. – Kamila wtedy podeszła do babci i ją przytuliła. Starsza pani Zawiślak uśmiechnęła się delikatnie, tuląc wnuczkę.

– Ja też chcę do babci na kolana! – wyrwał się wtedy Kajtek. Henryka uśmiechnęła się już całą sobą. Miała tylko dwoje wnucząt, Kamilę i Kajtka właśnie, bo dwudziestoośmioletni Łukasz nie szykował się do zakładania rodziny. A może i dobrze, bo napatrzył się na niepowodzenie brata związane z wczesnym założeniem rodziny i uznał, że nie ma co się spieszyć.

Po rodzinnym obiedzie u rodziców Huberta (tak, zgadliście, po rosole był schabowy z ziemniakami i sałatką z kapusty kiszonej, a na deser szarlotka i sernik) wróciliśmy do domu. I znowu byliśmy rodzicami. Trzeba było sprawdzić czy dziewczyny przygotowały się do szkoły na następny dzień, wykąpać Kajetana, ugotować coś dla niego do przedszkola.

Wieczorem mój mąż wziął prysznic i położył się przed telewizorem razem z Kajtkiem, kiedy ja jeszcze byłam w kuchni. Obaj zasnęli, zanim ja wyrobiłam się z gotowaniem dla synka. Kiedy przyszłam do salonu, rozczulił mnie widok wielkiego i małego faceta, którzy spali na kanapie przytuleni do siebie. Kajetan był tak bardzo podobny do Huberta, że chyba przez to kochałam ich obu jeszcze bardziej. Obudziłam delikatnie męża i kazałam mu iść do sypialni, a sama zaniosłam synka do łóżeczka. Jeszcze ja musiałam iść pod prysznic...

O dwudziestej trzeciej kładłam się do łóżka, ledwo powłócząc nogami, a przede mną był cały długi tydzień pracy. Dopiero kończył się marzec, a ja już marzyłam o urlopie. Takim prawdziwym, bez telefonu i laptopa, z dala od pracy, domu i wszystkich problemów.

W poniedziałek rano wstałam z trudem, ale szybko się doprowadziłam do porządku. Punktualnie o ósmej byłam już w swoim gabinecie, uzbrojona w szpilki, nową garsonkę oraz swoją wiedzę i inteligencję, na którą musiałam liczyć nieraz w tej trudnej pracy. Nigdy nie było wiadomo, co wydarzy się danego dnia, a ja musiałam ogarniać wszystkie sprawy organizacyjne marszałka i szybko reagować na nieprzewidywalne sytuacje, których w roku wyborczym mogło być znacznie więcej niż zwykle.

Ostatni tydzień marca nie był jednak w niczym inny od poprzednich. Nie mieliśmy w planach żadnych większych imprez. Marszałek nie był też zaproszony nigdzie, gdzie chciałby i powinien się pokazać, więc pracowaliśmy stacjonarnie. Przez cały tydzień wracałam do domu o normalnych porach i wydawało się, że jest idealnie. Na długi weekend przypadały święta wielkanocne, które mieliśmy spędzić z naszymi rodzinami – pierwszy dzień u moich, a drugi u rodziców Huberta.
W poniedziałek byliśmy objedzeni i wypoczęci, a tydzień pracy zaczynał się dopiero od wtorku.

Ale to była tylko cisza przed burzą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro