VIII.3.
– Myślę i myślę, i nie mogę czegoś zrozumieć – zaczął mówić Hubert, kiedy już byliśmy w domu.
– O co chodzi?
– Facet przysłał ci zdjęcie, jak tańczycie, dosiada się do ciebie w kawiarni, gapi w restauracji, znasz go z pracy i jest przewodniczącym partii, czyli przyjechał do marszałka z Warszawy, tak? – spytał, a ja już wiedziałam, że on wiedział...
– Taak – odpowiedziałam ostrożnie.
– Czemu mi od razu nie powiedziałaś, że to on?
– Że co on?
– Że to ten chuj przyprawił mi rogi! – warknął mój mąż.
– A jakie to miało znaczenie?
– Może takie, że jest w cholerę przystojny? Wygląda, jak jakiś pierdolony James Bond!
– To nie ma znaczenia.
– Jak to nie ma?
– Nie ma, bo kocham ciebie.
– Ale...
– Skarbie! To nie ma znaczenia. Nie kocham go i nie zrobię tego więcej. Nieważne, jak on wygląda. Czułbyś się lepiej, gdybym zdradziła cię z brzydalem?
– Nie, wtedy chyba jeszcze gorzej – przyznał.
– To tak jak ja. Ładną kobietę bym jakoś próbowała zrozumieć, ale taką raszplę, jak Jolka, niekoniecznie mogę.
– To tylko dziura – odburknął Hubert.
– To tylko... no wiesz. – Słowo "chuj" ciężko przechodziło mi przez usta, wolałam go nie wymawiać.
– Powiedz to – poprosił.
– Nie.
– Powiedz – próbował mnie przekonać, szukając moich łaskotek.
– Dobrze. To tylko chuj. I to na jeden raz. – Czułam się okropnie, mówiąc to o takim fajnym facecie, ale Hubert tego oczekiwał, a Wojtek nie słyszał.
– Dobra, powtarzam jeszcze raz, ostatni raz, wybaczyłem ci, bo sam byłem winny, ale, kurwa, Marlena, niech cię jeszcze ktoś tknie, to pożałuje, naprawdę. Jesteś moja. Napiszę ci to na czole, jak ktoś ma z tym problem.
– To chyba przesada, skarbie, ale jak chcesz mieć taki tatuaż, to chętnie ci napiszę na czole "własność Marleny" – zażartowałam sobie.
– No dobra, masz rację, to bez sensu.
– Fajnie, że to zauważyłeś.
– To co mam zrobić, żeby nie martwić się, że ktoś mi cię zabierze?
– Zaufać. Kocham cię, Hubi – powiedziałam i podeszłam do niego bliżej, żeby się przytulić. Przygarnął mnie do siebie i pocałował.
– I ja ciebie kocham, Marlenko. Bardzo-bardzo.
Późne popołudnie spędziliśmy na tarasie, a wieczorem zrobiliśmy sobie tosty na kolację i włączyliśmy film. Dawno już nie mieliśmy wolnego weekendu i cieszyliśmy się z niego coraz bardziej.
Jedząc tosty nabrałam irracjonalnej ochoty na piwo. To było dziwne, bo dawno już nie piłam piwa, które by mi smakowało.
– Mamy w domu piwo? – spytałam męża. To Hubert gustował w tym niskoprocentowym napoju gazowanym i jeśli ktoś mógł ostatnio robić zapasy, to tylko on.
– Powinny jeszcze być ze dwie butelki ciemnego stouta w spiżarni. Czemu pytasz?
– Bo mam ochotę na jedno – odpowiedziałam.
– Naprawdę? – zdziwił się Hubert. Mógł się zdziwić. Ostatni raz, kiedy miałam ochotę na piwo, to było ze cztery lata temu. Zaraz potem okazało się, że byłam w ciąży z Kajetanem.
– Tak, ale nie przejmuj się, dopiero miałam okres, na pewno nie jestem...
– Przecież nie o to chodzi! – zaprotestował mój mąż. – Po prostu nie czuję się pewnie, kiedy robisz coś nietypowego. To tak, jakbym ja ci powiedział, że nie mam ochoty na czekoladę – wyjaśnił. Zachichotałam. Hubert był takim łasuchem, że to na pewno nie wchodziło w grę.
– Martwisz się, że mam ochotę na coś innego niż zwykle? – zrozumiałam.
– Tak. Od piwa się zacznie, potem będzie nowy facet...
– Hubi – zaśmiałam się – nie zmieniam wszystkich swoich nawyków i upodobań. Po prostu mam ochotę na piwo. Przyniesiesz mi czy będziesz filozofował?
– Przyniosę. – Mój mąż podniósł się z kanapy bez entuzjazmu i poszedł do spiżarni, która była najchłodniejszym miejscem w domu. Po chwili wrócił z dwiema butelkami.
– Czemu przyniosłeś dwie?
– No, przecież nie pozwolę ci pić samej, alkoholiku – zarechotał. Zebrał za to ode mnie kuksańca w żebra. – Ała!
– Nie mów, że to poczułeś.
– Poczułem. – Wystawił do mnie język rozcierając uderzone miejsce. – Komedia...
Mąż otworzył butelki i podał mi jedną. Upiłam trochę i zaraz stwierdziłam, że wcale nie o ten smak mi chodziło, ale skoro już Hubert mi je przyniósł, zostałam przy piwie. Dalej oglądaliśmy ten film, ale przestał mnie interesować.
– Oglądamy dalej czy masz ochotę na inną... rozrywkę? – spytał nagle mój mąż, kiedy skończyłam swoją butelkę piwa, a on już dawno wypił swoją i siedział jak na szpilkach.
– A na jaką?
– Może byśmy wykorzystali te zabawki, które kupiliśmy? – zasugerował.
– A, chodź – zgodziłam się bez wahania. – Zobaczymy, co to będzie. – Hubertowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą na górę.
– Ej, może najpierw pod prysznic?
– Brałaś dzisiaj kąpiel – zauważył. – Poza tym chcę cię mieć od razu. – Poczułam dreszcze podniecenia na myśl, że mój mąż chciał mnie tak spontanicznie bzyknąć.
Poszliśmy do sypialni. Hubert stanął na wprost mnie.
– Rozbieraj się, mała – rozkazał. I znowu ten dreszcz. – Uwielbiam, jak on jest taki władczy.
– To usiądź sobie na łóżku i popatrz – odparłam, odpychając go lekko od siebie. Posłuchał.
Odsunęłam się tak, żeby miał dobry widok na mnie całą i powoli zdjęłam sukienkę, obracając się wokół własnej osi. Zostałam w czarnej koronkowej bieliźnie.
– Odwróć się teraz – poprosiłam. Znowu posłuchał. Wyjęłam z szafy moje jedyne czarne pończochy i wciągnęłam je na nogi, a potem założyłam jeszcze moje najwyższe czarne szpilki. Przejrzałam się w lustrze naszej szafy ubraniowej i uśmiechnęłam z zadowoleniem. – Możesz już patrzeć – powiedziałam do męża.
Hubert obrócił się w moją stronę i na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
– Wow, kochanie, nie spodziewałem się, że to da aż taki efekt.
– A tam, przyznaj się, że cię już nie kręcę.
– Jeśli tak myślisz, to masz coś z głową – prychnął. – No, chodź do męża i przestać gadać, maleńka – mruknął i wyciągnął w moją stronę ręce. Podeszłam do niego wolnym krokiem, kołysząc biodrami i patrząc mu w oczy.
– I co byś teraz chciał ze mną zrobić?
– A przywiązałbym cię do łóżka – odpowiedział.
– Okej.
– Ale kładź się na brzuchu.
– Co? – W mojej głowie zapaliła się znowu ostrzegawcza lampka.
– Marlena... przestaniesz się wreszcie mnie bać?
– Przepraszam – spuściłam wzrok. Było mi wstyd, że nie umiałam zapanować nad tym odruchem.
– Nie przepraszaj mnie. Wkurz się, przeklnij, zaprotestuj, uderz mnie, ale nie rób tej miny przestraszonej dziewczynki. Nie jesteś przestraszoną dziewczynką, kochanie. Gdybyś widziała siebie poza łóżkiem... Jesteś odważna, bezwzględna, skuteczna. Czemu dla mnie taka nie potrafisz być?
– Bo cię kocham?
– Właśnie dlatego nie hamuj się przy mnie. Chcę mieć dla siebie również tę część twojej natury. Podoba mi się, jak jesteś drapieżna. Ale lubię też, jak mi ufasz bezgranicznie. Poddaj mi się, a będziesz miała z tego dużo przyjemności. – Mój mąż miał rację. Jeszcze nigdy nie wyszłam źle na jego pomysłach łóżkowych.
– Podobało mi się to, co mi zrobiliście z Wiktorią – przypomniałam sobie. – Dasz radę sam mnie tak obsłużyć?
– Sprawdź mnie. – Hubert podjął wyzwanie bez chwili wahania.
– Okej, to mów, co mam robić, kochanie.
– Będę wydawał ci polecenia, ale to tylko dirty talk, pamiętaj. – Pokiwałam głową. Podszedł do mnie z tyłu i pocałował mnie w kark. Był jeszcze całkiem ubrany, a ja miałam na sobie tylko porno-łaszki. – Oprzyj się o brzeg łóżka i wypnij do mnie – polecił. Posłuchałam. – A teraz... – przejechał ręką po moim tyłku – dam ci klapsa, a ty mi powiesz, jak ci dobrze. – Klepnął mnie raczej delikatnie.
– Za słabo.
– Ej, nie prowokuj, bo będziesz miała ślady po mojej ręce – zaśmiał się.
– Miałam mówić, jak mi dobrze, to musi być dobrze – odpowiedziałam pewnie. Hubert zaśmiał się i dał mi mocniejszego klapsa.
– Dobrze.
– Nie jesteś zbyt wylewna – zauważył. – Zwykle buzia ci się nie zamyka, skarbie.
– Prowokuję cię – odpowiedziałam, siląc się na powagę.
– Okej, dość tego dobrego. Wyglądasz tak, że powinienem cię zerżnąć na stojąco, a my tu gadu-gadu.
– Ja się właśnie zastanawiam na co ty czekasz. – Jak już mi się włączył tryb prowokatorki, to zaczęłam się dobrze bawić.
– Kładź się! – zażądał. – Na brzuchu!
– Tak jest, panie chorąży! – zasalutowałam mu z uśmiechem i rzuciłam się szczupakiem na łóżko.
– Ej, nie bawimy się teraz w żołnierzy, bo masz nieregulaminowy strój, kochanie – odparł z poważną miną. – Po chwili ściągnął mi majtki i rozpiął stanik. Zdjął mi też szpilki – nie mam ochotę się na nie nadziać – wyjaśnił – ale pończochy zostają.
– Mam tu leżeć w samych pończochach?
– Tak.
– Pan każe, sługa musi – zażartowałam sobie znowu.
– Wykończysz mnie kiedyś, Marlena – odparł Hubert, wybuchając niepohamowanym śmiechem. – Dość gadania – dodał, kiedy się uspokoił – leż grzecznie, bo muszę cię przywiązać do łóżka.
Hubert założył mi na ręce kajdanki, na nogi rozpórkę, przywiązał mi ręce do wezgłowia, a nogi za kostki do rogów łóżka. Leżałam tak unieruchomiona, prawie naga, bo tylko w pończochach i nie bałam się ani trochę. Mój mąż kazał mi na siebie patrzeć, kiedy się rozbierał obok łóżka. Gapiłam się na jego potężne umięśnione ciało, kiedy pozbywał się kolejnych części garderoby. Nie mogłam się poruszyć i miałam nic nie mówić, więc tylko patrzyłam i podziwiałam. Pożądałam go tak bardzo, że nie mogłam się doczekać, aż mnie dotknie. Niepewność potęgował jeszcze fakt, że byłam unieruchomiona i nic nie zależało ode mnie. Prawie nic. Zawsze mogłam powiedzieć "nie".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro