Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.6.

Wiktoria weszła do kawiarni akurat w momencie, kiedy Wojtek odchodził od mojego stolika. Zauważyłam ją, bo podążyłam za nim wzrokiem. Wyglądała w zasadzie tak, jak na zdjęciu. Fryzura, kolor włosów i oczu się zgadzały. Była trochę wyższa niż ją sobie wyobraziłam. Myślałam, że będzie mojego wzrostu, ale widząc ją na żywo stwierdziłam, że na pewno musiała mieć kilka centymetrów więcej. Też mnie zauważyła, bo podeszła śmiało do mojego stolika.

– To musisz być ty – powiedziała, zbliżając się do mnie z uśmiechem. Wstałam, żeby się przywitać.

– Cześć, jestem Marlena.

– Cześć, Marleno. Jestem Wiktoria – odpowiedziała i... przytuliła mnie na przywitanie. Zaskoczyła mnie taka wylewność, ale w sumie czego innego można było się spodziewać po tak bezpośredniej i otwartej osobie? – Cieszę się, że wreszcie cię poznałam. Na żywo jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu – dodała ze szczerym uśmiechem.

– Ja też się cieszę, że udało nam się spotkać. Siadaj – wskazałam jej krzesło przy stoliku – przyniosę ci kartę. Ja już piłam kawę, ale może skuszę się na czekoladę?

– Świetnie, dziękuję. – Wiktoria usiadła przy stoliku, nie przestając się uśmiechać.

Przyniosłam nam dwie karty. Jedną podałam Wiki, a drugą otworzyłam na stronie z gorącymi napojami. – Gorąca czekolada z bitą śmietaną...

Po chwili podeszła do nas kelnerka i przyjęła zamówienie, mierząc mnie ciekawskim spojrzeniem. No, rzeczywiście, bardzo dziwne, że najpierw spotkałam się w kawiarni z facetem, a teraz się spotykałam z kobietą. Nie wiedziałam, co ta kelnerka sobie myślała, ale chyba nie płacili jej tam za zastanawianie się nad życiem towarzyskim klientów, bo zaraz poszła zrealizować zamówienie.

– To nie był twój mąż, prawda? – spytała pierwsza Wiktoria.

– Nie, to znajomy... z pracy. Przyjechał z Warszawy na kilka dni.

– To ten, z którym zdradziłaś męża? – spytała wprost. Aż mnie zatkało. Pytała cicho i dyskretnie, ale jednak...

– Wiktorio, musisz mnie zabijać takimi pytaniami prosto z mostu?

– Myślałam, że nie mamy zbyt wiele czasu. No to jak?

– Tak, to on. Skąd wiedziałaś?

– Potrafię wyczuć napięcie między ludźmi. To wrodzony dar, ale nauczyłam się go rozwijać. Rzadko się mylę. Oboje na siebie lecicie.

– Masz rację, ale to niczego nie zmienia. Kocham męża.

– O tym jeszcze porozmawiamy. Poza tym, chciałabym poznać twojego męża i zobaczyć was w warunkach... domowych – spojrzała na mnie wymownie.

– Skąd wiesz, że będę chciała skorzystać z twoich... usług? – Nie wiedziałam, jak to nazwać, a bałam się spytać, jak bardzo prywatnie chce nas poznać.

– Miałyśmy być ze sobą szczere, prawda?

– Tak.

– Potrzebujesz tego.

– Naprawdę tak sądzisz? – broniłam się.

– Naprawdę, Marleno.

– Wiesz... – poddałam się w końcu – myślałam, że wystarczy chcieć i spotkać odpowiednią osobę, żeby być szczęśliwą do końca życia...

– Zaraz mi o tym opowiesz. Idą nasze słodkości – zauważyła.

Kelnerka przyniosła mi gorącą czekoladę z bita śmietaną i gałką lodów waniliowych, a Wiktorii kawę z mlekiem sojowym i wegańskie brownie.

– Jesteś weganką czy masz alergię? – spytałam wprost.

– Alergię? Skąd ten pomysł?

– Bo mój syn jest uczulony między innymi na mleko i jajko – wyjaśniłam.

– Och, przykro mi. Ja jestem weganką z wyboru i to już od kilku lat. Nauczyłam się w Holandii.

– Długo mieszkałaś za granicą?

– Tak, z dziesięć lat. W zasadzie wróciłam niedawno.

– A ten zawód?

– Właśnie tam się tego nauczyłam. Wiesz... wyjechałam po studiach, bo chciałam uwolnić się od nadopiekuńczego ojca, i tak zostałam tam na dłużej. Kiedyś ci opowiem – uśmiechnęła się do mnie.

– Na to liczę – odpowiedziałam uśmiechem.

– Powiedz mi, czemu czujesz się zawiedziona miłością? – spytała, nagle zmieniając temat.

– Pewnie przez moje pierwsze nieudane małżeństwo.

– Co z nim było nie tak?

– Naprawdę chcesz to wiedzieć?

– Muszę. To kluczowe przy diagnozie.

– Byłam młoda i zakochana. Wyszłam za mąż jeszcze na studiach. Urodziłam córkę i dokończyłam studia zaocznie. Problem zaczął się, jak chciałam się dalej uczyć...

– Czemu?

– Mój mąż miał z tym problem. Potem się okazało, że nie tylko z tym, że to był pretekst, żeby mnie pognębić. Chciał kontroli, poczucia własności... – Spuściłam głowę i westchnęłam, przypominając sobie to, czego nie chciałam pamiętać. Jak mój mąż, którego kochałam, stawał się potworem. Jak manipulacją lub siłą wymuszał posłuszeństwo, jak obrywało mi się bardziej, bo się stawiałam... – W moich oczach pojawiły się niechciane łzy.

– W porządku, Marlenko – Wiktoria położyła dłoń na moim ramieniu w geście wsparcia. – Nie musisz...

– Nie, właśnie, że muszę. Trzeba się z tym w końcu rozprawić. – W tym momencie dostałam SMS-a od Huberta: „Kochanie, zawiozłem dzieci na weekend do moich rodziców. Kiedy będziesz?" Odpisałam mu: „Jestem w kawiarni z Wiktorią. Chcesz, żebym ją przywiozła do domu?". Nie czekałam długo na odpowiedź. „Jeśli tylko ty chcesz, to ja tak. Daj mi znać, co zdecydowałaś." – A jaka to różnica, co zdecyduję?

– Z kim piszesz?

– Z mężem.

– To dobrze.

– Czemu?

– Bo się rozpromieniłaś. On ma na ciebie dobry wpływ.

– On mnie uratował. Pewnego razu powiedziałam „dość". Kiedy po brutalnym gwałcie na mnie mój mąż wyjechał w delegację, spakowałam siebie i córeczkę, i uciekłam z domu. Najpierw wzięłam tydzień zwolnienia chorobowego i pojechałam do rodziców, a w tym czasie znalazłam sobie mieszkanie. Mąż szukał mnie długo, ale nie mógł znaleźć, nie przekonał mnie prośbą ani groźbą, aż podstępem wydębił nasz nowy adres od moich rodziców. I wtedy zaczął mnie nachodzić...

– Jak stalker?

– Tak. Twierdził, że chodziło mu o Kornelkę, ale to nie była prawda. Nawet nie walczył w sądzie o prawo do kontaktów z nią. Chodziło mu o mnie, o to, żeby mieć mnie pod kontrolą, a ja nie mogłam ciągle uciekać z dzieckiem. Dręczył mnie tak jeszcze rok po rozwodzie, aż poznałam Huberta.

– Twojego obecnego męża?

– Tak.

– I co się stało?

– Hubi go poinformował, że jeśli jeszcze raz go zobaczy przed moim domem, jak nie będzie umówiony na spotkanie z córką, to pożałuje.

– I co?

– I więcej się nie pojawił.

– Serio? A co z córką?

– Nie spotyka się z nią. Podobno ostatnio widział Kornelię, jak była na wakacjach u swojej babci, jego mamy. To było ze trzy lata temu.

– A ty bałaś się, że każdy facet będzie taki, jak on? – zgadła Wiktoria.

– Tak, bałam się, dopóki nie poznałam lepiej Huberta. On też został skrzywdzony i nie wierzył w miłość... Żona go zostawiła z dzieckiem i wyjechała. W ogóle nie widuje córki.

– I wyleczyliście się oboje z tego strachu?

– Tak myślałam, ale teraz nie wiem.

– Chciałabym was poznać w domu, naprawdę.

– To co? Pojedziesz ze mną do domu?

– Chętnie, Marlenko.

– Świetnie.

– To kończmy te pyszności i chodźmy.

– Tylko napiszę do męża – odparłam, wysyłając wiadomość do Huberta. „Przyjadę z Wiktorią". „Czekam", odpisał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro