Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V - Poznajmy się

Obudził mnie Hubert. Poczułam jego ciepłą dłoń na ramieniu i zrobiło mi się miło.

– Chyba przysnęłaś, kochanie, a już południe – powiedział. Dopiero kiedy przypomniałam sobie, że miał mnie nie dotykać, poczułam złość.

– Miałeś mnie nie dotykać – przypomniałam mu.

– Czy ty trochę nie przesadzasz, Marlena? Jak miałem cię obudzić? Przynieść gong? – prychnął. – Poza tym jesteś moją żoną i nie mogę cię w ogóle nie dotykać. Na dobrą sprawę, nawet obcy ludzie się dotykają...

– Okej, może rzeczywiście trochę przesadziłam – przyznałam. 

– No, miło, że to zauważyłaś. Idziemy na tę lazanię?

– Tak, jasne, przecież się umówiliśmy.

– To się szykuj, laleczko – Hubert puścił do mnie oko.

– Czekaj, dopiero się obudziłam. Jeszcze mi wszystkie klepki nie wskoczyły na miejsce – zażartowałam sobie.

– Coś czytałaś? – spytał, wskazując na tablet. – Czy grałaś w gierki internetowe? – zażartował sobie.

– Czytałam. 

– Znowu jakieś ostre seksy? – Próbował mnie sprowokować, ewidentnie.

– Nie, tym razem klasyczny romans bez żadnych podtekstów – odpowiedziałam, wystawiając do męża język.

– Nie wystawiaj tak tego języka, słoneczko, bo ci go ugryzę – odparł, siląc się na powagę.

– Wariat – odparłam ze śmiechem, ze zdziwieniem zauważając, że taka rozmowa z mężem sprawiała mi przyjemność. Szybko jednak przywołałam się do porządku. Miałam się przecież gniewać... – Zaraz, zaraz. A ty co robiłeś, kiedy ja czytałam i spałam?

– Sama zobacz – odpowiedział i podał rękę, żeby mi pomóc wstać. Zawahałam się i on to zauważył, ale w końcu chwyciłam jego dłoń. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło. – Chodź – pociągnął mnie za rękę przed dom. Na podjeździe stał mój samochód. Umyty i wypolerowany tak, że można było przejrzeć się w lakierze, jak w lustrze.

– Wow, od kiedy to specjalizujesz się w detailingu?

– Od dziś. To nawet zabawne – stwierdził, wzruszając ramionami.

– Dziękuję – odpowiedziałam, bo tylko tyle mogłam z siebie wydusić. – Auto wygląda genialnie.

– Cieszę się, że ci się podoba – odpowiedział i znowu chciał mnie pocałować. Nie odsunęłam się, bo sprawiłabym mu przykrość, ale też nie oddałam pocałunku. – Długo będziesz mnie tak jeszcze karać? – spytał.

– Nie karam cię. Potrzebuję czasu, żeby to sobie poukładać – próbowałam wyjaśnić.

– Ależ tak. Karasz mnie i siebie przy okazji. Nie możemy zachowywać się w domu jak para nieznajomych. To niedorzeczne! Jesteśmy małżeństwem.

– A może spróbujmy dziś poudawać, że nie jesteśmy, dobrze?

– Co masz na myśli? – spytał oburzony.

– Dopóki dzieci nie wrócą do domu, zachowujmy się jak para nieznajomych, którzy właśnie się spotkali. Poznajmy się – zaproponowałam.

– Nie wiem czy będę potrafił, ale jeśli tak ci na tym zależy, to spróbuję – obiecał. – W takim razie, o piękna nieznajoma, przygotuj się, proszę, do wyjścia. Mamy zarezerwowany stolik na czternastą, nie powinniśmy się spóźnić na naszą randkę.

– Na randkę?

– Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo.

Skoro mąż zaprosił mnie "na randkę", poszłam pod prysznic i ubrałam się w lekką sukienkę w kwiaty. Taką, jakiej nigdy nie założyłabym do pracy. Druga połowa maja była w tamtym roku wystarczająco ciepła, żeby tak się nosić. Po minie Huberta zobaczyłam, że zrobiłam na nim wrażenie. Chyba o to mi chodziło. Chciałam się czuć kochana przez męża. Chciałam, żeby mnie zdobywał, żeby pokazał mi, że to ja jestem najważniejsza... I jedyna. Analiza moich uczuć względem Huberta wypadała na jego korzyść. Byłam zakochana w mężu i już, nawet jeśli tłumaczyłam sobie, że okropnie mnie potraktował i miałam prawo być na niego wściekła, to jego obecność i tak działała na mnie kojąco.

Hubert zaskoczył mnie jeszcze raz. Zabrał mnie na lazanię do Siesta Trattoria, chyba najlepszej włoskiej restauracji we Wrocławiu. W dodatku to była restauracja, gdzie poszliśmy na naszą pierwszą randkę, więc wiązały się z nią przyjemne (i trochę zabawne) wspomnienia.

– Całe wieki tu nie byliśmy – zauważyłam, kiedy już siedzieliśmy przy stoliku, czekając na kelnera.

– To prawda. Widzę, że powinienem częściej zapraszać cię na randki, żono.

– Gdyby to było takie proste... – westchnęłam i zobaczyłam, że Hubert posmutniał. Wzięłam go za rękę. – Nie smuć się. 

– Gdybym mógł...

– Możesz – wtrąciłam, wierząc, że chciał powiedzieć "gdybym mógł się nie smucić".

– Gdybym mógł cofnąć czas – dokończył zdanie, które mu przerwałam. – I nie, nie mogę tego zrobić.

– Wiem. Myślałam, że chodziło ci o coś innego. Niestety, czasu cofnąć nie możemy i ja też tego żałuję. 

– Kochanie, nie mówmy już o tym, proszę. – W tym momencie podszedł do nas kelner.

– Dwie lazanie poproszę – powiedział Hubert. – Kochanie, chcesz coś do picia? – spytał.

– Tak, proszę o sok pomarańczowy.

– Dla mnie to samo – dodał. Kelner nawet nie zapisywał naszego zamówienia, tylko poszedł prosto do kuchni.

– Jak sobie przypominam, jaką tu mają dobrą lazanię, to już się robię głodna – powiedziałam. 

– Niedługo twój głód zostanie zaspokojony – uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. – Mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się umilić ci czas.

– A jak to zrobisz?

– Opowiem ci o tym, jak poznałem kobietę swojego życia – odpowiedział, a mi mina zrzedła. – Kochanie, co się stało? No, przecież musiałaś się domyślić, że chodziło mi o ciebie?

– Właśnie tak nie pomyślałam... – spuściłam głowę.

– Marlena, wróćmy do podstaw naszego związku, proszę – powiedział wtedy poważnym tonem. – Mówiłem ci już i podtrzymuję to, że kiedy poznałem ciebie, moje życie zmieniło się na lepsze. Jesteś moim skarbem, słońcem, rozświetlającym mój dzień i ogrzewającym noc, moją partnerką, przyjaciółką i najpiękniejszą kobietą na świecie. 

– Chyba trochę przesadzasz... – powiedziałam, zastanawiając się, gdzie on znalazł ten tekst, bo byłam prawie pewna, że sam go nie wymyślił.

– Dla mnie jesteś najlepsza, rozumiesz? Masz nie tylko piękną twarz, seksowne ciało i oszałamiającą osobowość, ale przede wszystkim masz serce. Dzięki tobie wiem, co to miłość, kochanie – Hubert pochylił się przy stoliku w moją stronę i złapał moją dłoń w swoją. Przytrzymał ją drugą. Moja dłoń przy jego wyglądała jak rączka dziecka.

– Powiedzmy, że postaram się w to uwierzyć. Znowu.

W tym momencie kelner przyniósł nam soki i powiedział, że lazania będzie za jakieś dwadzieścia minut.

– Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym, proszę – spróbował Hubert.

– O dzieciach?

– Nie, tylko nie o dzieciach. Nie na randce – zażartował sobie.

– Przecież na naszej pierwszej randce rozmawialiśmy o córkach – przypomniałam mu.

– Rzeczywiście. – Hubert podrapał się po głowie. – To nie był klasyczny podryw...

– U nas nic nie było klasyczne – uświadomiłam go. – W zasadzie ani moi, ani twoi znajomi nie dawali nam szansy na udany i trwały związek. Tak wiele nas dzieliło...

– I tak wiele łączyło. Ciągle łączy – zauważył. – Przede wszystkim to, że się kochamy.

– Hubi, gdyby to wystarczyło...

– Przestań, Marlena. Nie spisuj nas jeszcze na straty. – Powtórzę ci to wszystko, kiedy dowiesz się o mojej zdradzie – pomyślałam.

– Okej. Pomówmy o czymś innym.

Przez najbliższe kilkanaście minut rozmawialiśmy o wakacjach, bo to był jedyny temat, który nie wywoływał lawiny kontrowersji. Oboje lubiliśmy polskie morze i wypady pod namiot. Mieliśmy urlopy zaplanowane na lipiec, bo w sierpniu kampania miała przyspieszyć i to była ostatnia chwila, żeby złapać trochę oddechu od pracy przed nadchodzącą harówką.

W końcu doczekaliśmy się obiadu. Lazania z pieca pachniała obłędnie, ale była też ekstremalnie gorąca, więc przez kilka minut mogliśmy tylko ją podziwiać i wąchać. Hubert złamał się pierwszy. 

– Trudno, gorące czy nie, ja już chcę spróbować – stwierdził, nabierając małą ilość lazanii na widelec i dmuchając w niego zapamiętale. Kiedy zbliżył jedzenie do ust, zobaczyłam tę jego szelmowską minę w najlepszym wydaniu. Głodnego chłopczyka. Tak samo wyglądał Kajetan, kiedy miał zjeść ulubione danie. Nie wiem czemu, ale ten widok i to porównanie rozczuliło mnie tak, że w oczach pojawiły mi się łzy.



Dalibyście szansę Hubertowi po takich wyznaniach?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro