Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV - Pasje łączą

– Nie uciekam, panie Wojciechu – odpowiedziałam natychmiast. – Po prostu mój szef wyszedł, więc nie widzę powodu, żebym musiała przebywać na tej imprezie.

– Wojtku. Proszę mi mówić po imieniu. – Natali spojrzał na mnie używając całego swojego czaru.

– W porządku, Wojtku, nie widzę powodu, żebym musiała tu jeszcze być.

– A ja nie mogę być powodem? – spytał, przewiercając mnie wzrokiem, a ja poczułam, że powinnam się stamtąd ewakuować jak najszybciej.

– Chyba nie powinieneś być – odparłam niepewnie.

– Marleno... – Natali parzył mnie swoim spojrzeniem – zostań, proszę, jeszcze chwilę. Nigdy nie mam okazji z tobą porozmawiać sam na sam.

– A mamy o czym? – udałam zdziwienie, próbując zamaskować wrażenie, jakie on na mnie robił.

– Mamy wiele wspólnych tematów. Słyszałem, że też zrobiłaś doktorat z marketingu politycznego. Gdzie?

– Na Uniwersytecie Wrocławskim – odpowiedziałam, rozluźniając się trochę, kiedy rozmowa zeszła na tematy naukowe i zawodowe.

– A ja na Warszawskim – wyznał.

– Jaki temat? – spytałam już śmielej.

– Kampania wyborcza na poziomie samorządowym, rzecz jasna – zaśmiał się.

– Mogłam się domyślić. – Też się zaśmiałam.

– A ty?

– Patologie kampanii wyborczych na szczeblu lokalnym na przykładzie Dolnego Śląska – odparłam.

– Ostro – zachichotał. – Nie kojarzę cię z patologiami.

– Ja też nie kojarzyłam wyborów samorządowych z patologiami, dopóki nie zaczęłam w jednym samorządzie pracować – odparłam z uśmiechem.

Wojtek wziął mnie pod rękę i zaprowadził do stolika z szampanem i podał mi lampkę, a potem usiedliśmy na kanapie pod ścianą. Cały czas nawijał mi o swojej koncepcji kampanii, a ja od czasu do czasu wtrącałam „Ach, to świetny pomysł", a rzadziej: „Ja bym to zrobiła inaczej". Wtedy pytał mnie, jak... Zatraciłam się w rozmowie z nim na tematy zawodowe i nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się późno.

– Przepraszam, chyba powinnam już wracać do pokoju – zauważyłam, kiedy drugi raz z trudem powstrzymałam ziewanie. Bynajmniej nie z powodu nudy. Po prostu ze zmęczenia.

– Zostań jeszcze chwilę, proszę. Tylko jeden taniec – spojrzał na mnie, uśmiechając się ujmująco. Jego ciemnoniebieskie oczy wyglądały jak nocne jezioro, w którym odbijały się gwiazdy. – Jaki ten facet jest przystojny – pomyślał po raz kolejny mój odurzony szampanem i jego zapachem mózg. – Masz męża, Marleno. Co prawda zdrajcę, ale jednak męża – odpowiedział mój głos rozsądku. – Ale to tylko jeden taniec – przypomniał niepoprawny kusiciel, który wciąż nie chciał się zamknąć.

Wojtek wyglądał, jakby był zupełnie nieświadomy rozmowy, którą toczyłam sama ze sobą. Tylko czekał, uśmiechając się zachęcająco.

– W porządku, jeden taniec – odpowiedziałam. Ucieszył się i porwał mnie praktycznie na parkiet.

– Dziękuję – odpowiedział, ciągle pożerając mnie wzrokiem, kiedy obejmował mnie lewym ramieniem, a prawą ręką trzymał moją dłoń. Poruszaliśmy się lekko w rytm muzyki, a ramię Wojtka coraz mocniej przyciągało mnie do niego. W końcu stykaliśmy się prawie całą powierzchnią ciała. Czułam się jednocześnie zażenowana i zaintrygowana. Od kilku lat nie byłam tak blisko z żadnym mężczyzną poza moim mężem. – No właśnie, Marleno. Nie powinien dotykać cię nikt oprócz męża. – Wojtek jednak najwyraźniej nie miał takich oporów, bo w kiedy piosenka się skończyła, pochylił się w moją stronę i szepnął mi do ucha: – Odprowadzę cię do pokoju, chyba że chcesz jeszcze potańczyć?

– Nie, już mi wystarczy. Jestem trochę zmęczona – odpowiedziałam. – Ale dziękuję za miły taniec i za propozycję. Wrócę jednak do pokoju sama.

– Pozwól mi być dżentelmenem – nalegał Wojtek.

– W porządku – zgodziłam się. – Jeśli masz zamiar być dżentelmenem, to możesz mnie odprowadzić – spojrzałam na niego znacząco. Zarumienił się. – Ja pierdolę, on się zarumienił, a ja się jaram. Co ten facet ze mną robi?

Natali odprowadził mnie do pokoju hotelowego. Co zaskakujące, nikt z sali nie zwrócił na nas uwagi, wszyscy zajęci byli rozmowami przy stoliku z mocniejszymi alkoholami. Pod drzwiami Wojtek zatrzymał się spojrzał na mnie pytająco.

– Dziękuję ci za rozmowę i taniec. – Zanim zdążyłam zareagować, wziął moją dłoń w swoją i podniósł sobie do ust, składając na niej gorący pocałunek. Prąd, który przeszedł przez moje ciało, był adekwatny do stopnia mojej frustracji małżeńskiej. Powstrzymałam się ostatkiem sił i zabrałam mu dłoń.

– Ja również dziękuję za miły wieczór. Do zobaczenia jutro – odpowiedziałam i obróciłam się w stronę drzwi. Wojtek zniósł dzielnie tę oczywistą odmowę pogłębiania relacji, skłonił się, jak na dżentelmena przystało, i odszedł. Pewnie wrócił na salę bankietową.

Najpierw rzuciłam się na łóżko i westchnęłam głośno. Musiałam przyznać sama przed sobą, że niewiele brakowało, żebym zaprosiła Nataliego do swojego pokoju, a przecież tego nie chciałam. Sięgnęłam po swój telefon, szukając tam jakiejkolwiek wiadomości od Huberta lub śladu, że próbował się ze mną skontaktować, jednak nie zobaczyłam tam nic. Znowu w oczach pojawiły mi się łzy. Nie potrafiłam ich powstrzymać.

Kiedy się wypłakałam, zmyłam w łazience makijaż i poszłam pod prysznic. Potem przebrałam się w koszulkę nocną i wybrałam jeszcze raz numer Huberta. Po kilku sygnałach znowu włączyła się poczta głosowa. Wkurzona, rzuciłam telefonem o łóżko, a on odbił się i spadł na podłogę.

– A niech to szlag! – zaklęłam, kiedy zbierałam go spod łóżka. Na szczęście się nie uszkodził, bo hotelowa podłoga była pokryta dość miękką wykładziną.

Już miałam się położyć, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona podeszłam i ostrożnie je otworzyłam. Przede mną stał Wojtek, wyraźnie po jakimś mocniejszym alkoholu, ale trzymał się całkiem prosto. Tylko oczy miał bardziej błyszczące niż zwykle.

– Słucham cię, Wojtku?

– Zaprosisz mnie do pokoju, Marleno? – spytał. Teraz już zrozumiałam ten dodatkowy alkohol. Widocznie potrzebował czegoś na odwagę, żeby o to spytać.

– Wejdź – zdecydowałam. Wolałam to niż rozmowę z nim na korytarzu hotelu. Przecież wszyscy nas tu znali. Otworzyłam szerzej drzwi. Od wszedł szybko i jeszcze szybciej je za sobą zamknął. – W czym mogę ci pomóc? – spytałam, kiedy rozsiadł się wygodnie w fotelu.

– Myślę, że to ja mogę pomóc tobie – odpowiedział.

– Skąd ten pomysł? – zdziwiłam się.

– Stąd, że znowu płakałaś, widzę po twoich oczach – spojrzał na mnie. Na jego twarzy nie zobaczyłam ani krztyny prześmiewczości. Był zupełnie poważny i patrzył na mnie... z troską.

– No i co z tego? Mam prawo płakać, to normalne.

– A przeklinanie i rzucanie czymś po pokoju też uważasz za normalne?

– Ja... Skąd to wiesz?

– Stąd, że stałem pod twoimi drzwiami przez chwilę, zanim odważyłem się zapukać – odpowiedział. – O cholera!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro