II.3.
Zaczęłam bardziej udzielać się na grupach książkowych. Komentować zdjęcia pozycji wrzucanych przez innych albo zabawne książkowe memy. Od czasu do czasu pojawiały się pytania o opinię i chętnie dzieliłam się moim zdaniem na temat książek, które przeczytałam. Polubiłam też profile moich ulubionych autorów. W końcu poczułam, że robię coś innego niż praca i zajmowanie się rodziną. Odgrzebałam starą pasję.
Moje książki przyszły dwa dni później. Odebrałam je z paczkomatu po pracy. Pierwszą dosłownie połknęłam i to już po obiedzie, a z drugą zmierzyłam się wieczorem. Ponieważ to był piątek i Hubert zawiózł dzieci do swojej mamy na weekend, zdziwił się, kiedy wrócił wieczorem, a ja siedziałam w fotelu w wygodnych legginsach, z głową w zupełnie innym świecie. Podniosłam tylko na niego wzrok, a potem znowu zanurzyłam się w czytaną historię o policjancie, mężczyźnie przeoranym przez los już od dzieciństwa, i kobiecie, takiej mentalnej księżniczce, dzięki której tytułowy komisarz miał dotrzeć do jej ojca, robiącego lewe interesy. – Napisali prawdę na okładce. Ostry język, ostry seks i ostra jazda – musiałam przyznać, kiedy po raz kolejny wzdychałam po mocniejszej scenie.
– Marlena, może byś już odłożyła tę książkę? – usłyszałam nagle głos Huberta. – Nie wiem czy zauważyłaś, ale zawiozłem dzieci na weekend do moich rodziców.
– Zauważyłam – odparłam, ciągle nie podnosząc oczu znad lektury.
– No i...?
– Daj dokończyć rozdział – poprosiłam.
– Dawno już nie widziałem cię tak zaczytanej – musiał przyznać mój mąż.
– Ja też. No, nie przeszkadzaj misiaczku, dokończę to i zaraz będę twoja – odparłam pospiesznie. Hubert tymczasem stanął za fotelem, zsunął ręce na moje ramiona i pogładził mnie po nich. Jego ręce były silne i delikatne jednocześnie.
– A ja myślałem, że już dawno jesteś moja – mruknął, całując mnie w czubek głowy.
W tej sytuacji nie bardzo miałam wybór. Na tak postawione wyzwanie odpowiedź mogła być tylko jedna.
– Cieszę się, że nie masz wątpliwości.
Włożyłam zakładkę w czytane miejsce, odłożyłam książkę na stolik obok i wstałam z fotela.
– O, a co ty w ogóle czytasz? – zainteresował się Hubert. Chyba chodziło mu właśnie o ten napis na okładce.
– Takie tam... babskie kryminały – odparłam.
– I do tego wlicza się ostry seks? – spytał, mierząc mnie wzrokiem, jakby chciał odgadnąć czy sobie z niego nie żartuję. Mówiłam przecież poważnie.
– Kochanie, od dziewiętnastego wieku minęło już ponad sto lat. Kobiety od dawna czytają obyczajówki, romanse i kryminały ociekające seksem.
– Jak tak o tym mówisz, robisz mi ochotę – stwierdził.
– No, wreszcie – prychnęłam.
– Co masz na myśli?
– Może to, że ostatni raz zaszczyciłeś mnie uwagą w łóżku prawie trzy tygodnie temu? – zasugerowałam.
– A może to jest gra w obie strony? – Hubert uniósł brew i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– To znaczy?
– To znaczy, kochanie, że może trzydziestoośmioletni facet potrzebuje od swojej kobiety jakiegoś zaangażowania, a nie tylko leżenia na plecach i rozkładania nóg?
– Słucham??? Czy ty próbujesz mnie obrazić, nazywając kłodą?
– Sama się tak nazwałaś – zaśmiał się.
– Ale przecież ja... – nie umiałam się wysłowić. Mąż tak mnie wkurzył, że odechciało mi się wszystkiego. Wybiegłam z salonu do łazienki, próbując ukryć łzy rozczarowania.
Zawsze uważałam się za kobietę otwartą w sprawach intymnych. Nigdy nie wykręcałam się bólem głowy, nie szukałam wymówek, bo po prostu bardzo lubiłam seks. Nie broniłam się przed żadnymi pozycjami, sama często przejmowałam inicjatywę. – Jak on mógł? – No cóż... wtedy jeszcze nie wiedziałam, że udany i urozmaicony seks, to o wiele więcej niż mogłam sobie wyobrazić.
Hubert przyszedł do łazienki po kilku minutach.
– Mogę wejść? – spytał.
– Spadaj – wyszlochałam.
– Kochanie, przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało... – próbował się tłumaczyć.
– Ale zabrzmiało. Nie podoba ci się, to nie. Możesz sobie poszukać kogoś, kto ci będzie bardziej odpowiadał.
– Marlena, taka stara, a taka głupia – prychnął Hubert, ale dał mi spokój.
Posiedziałam chwilę w łazience, aż się zupełnie uspokoiłam, a potem stwierdziłam, że „ja mu pokażę". Postawiłam sobie za punkt honoru, żeby zaskoczyć mojego męża w sypialni. Jeszcze nie wiedziałam, jak to zrobię, ale byłam pewna, że coś wymyślę.
Wzięłam prysznic i przebrałam się w moją czarną haleczkę z koronkowym wykończeniem i stringi. Wiedziałam, że mój mąż lubi czarną bieliznę. – A niech się teraz gapi na mój tyłek, skoro taka jestem drętwa – uznałam złośliwie.
Hubert jednak trochę mnie zaskoczył. Kiedy ja brałam prysznic, on zrobił nam tosty na kolację. Przyniósł też moje ulubione brzoskwiniowe wino.
– To na przeprosiny – powiedział, patrząc na mnie ostrożnie.
– Chyba mnie z kimś pomyliłeś, jeśli myślisz, że kupisz mnie kolacją i winem – odburknęłam.
– Kolację i tak miałem zrobić – przypomniał mi. – A to dopiero początek – dodał i spróbował się uśmiechnąć, sondując moją reakcję. Postanowiłam dać mu szansę się wykazać, bo nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mój mąż zrobił coś takiego dla mnie. Chyba jeszcze przed urodzeniem Kajetana.
Zjedliśmy kolację i atmosfera między nami się trochę poprawiła. Hubert dolał mi jeszcze wina z nieodgadnionym uśmiechem. Było pyszne, dokładnie takie, jak lubię najbardziej. Słodkie i z owocowym posmakiem. Procenty mnie trochę rozluźniły i już nie stresowałam się wyskokiem męża. On chyba to zauważył, bo przysunął się do mnie na kanapie i pocałował mnie w szyję, a potem odsunął ramiączko koszulki i pocałował mnie jeszcze w ramię. Poczułam przyjemny dreszcz i mimowolnie się uśmiechnęłam, wzdychając.
Hubert skorzystał z okazji i wciągnął mnie sobie na kolana, a potem przyciągnął do siebie mocno i zamknął w niedźwiedzim uścisku.
– Czemu mnie tak ściskasz? Wiesz, że za tym nie przepadam – zaprotestowałam, próbując się wyplątać z jego silnych ramion, co w praktyce, bez jego woli, było niemożliwe. Rozluźnił jednak uścisk.
– Czasem cię podziwiam za ten hart ducha, niezależność i wolę walki – powiedział wtedy – ale zdarza mi się, że bym chciał...
– Co?
– Nie wiem, jak to powiedzieć.
– Powiedz po prostu, przecież cię nie zjem.
– A ja się właśnie boję, że zjesz – wystawił do mnie język.
– Mów! – zażądałam.
– No właśnie. O to chodzi. Zawsze musisz rządzić. A ja bym chciał... żebyś choć raz mnie w czymś posłuchała – powiedział w końcu, a mi szczęka opadła z wrażenia.
Jak myślicie? Czego chce Hubert? ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro